15

MATKA HELGEGO

Helge co sił w nogach śpieszył do wielkiej wioski Waregów.

Co powie? Jak się wytłumaczy? To okrutne ze strony jego nowych przyjaciół odmawiać matce wstępu do Królestwa Światła. Muszą zrozumieć, że nie może jej tu pozostawić bez pomocy, podczas gdy jemu układać się będzie jak najlepiej. I przecież on sam także nie jest przyzwyczajony do samodzielnego życia, jak więc sobie poradzi? Czym innym są samotne włóczęgi po lesie, a czym innym powrót do domu, w którym nikt nie wystawi jedzenia, nie zaceruje skarpet i nie wyłoży czystego ciepłego ubrania ani nie pościele mu łóżka.

Doszedł już do wioski, coraz wolniej stawiał kroki.

W osadzie życie toczyło się zwykłym torem, mieszkańcy pozdrawiali go skinieniem głowy, lecz nikt szczególnie nie zwracał na niego uwagi, Helge nie był tu ważną osobistością, nazywano go maminsynkiem, choć on o tym nie wiedział.

Zatrzymał się pod drzwiami prostego, lecz doskonale utrzymanego domu, i długo mu się przyglądał. Domek był taki śliczny, matka zawsze miała tu wzorowy porządek i bardzo pilnowała, by on zajmował się pracami na zewnątrz. Helge łatał więc dach, bejcował i smołował, zamiatał podwórze, w środku zaś ona wszystko czyściła do połysku, Helge był pewien, że nikt nie ma piękniejszego domu.

Poczuł ściskanie w dołku. Jakże ma zostawić to wszystko?

Matka gwałtownym szarpnięciem otworzyła drzwi.

– No, jesteś wreszcie! Gdzie się podziewałeś, tak się o ciebie bałam! Naprawdę nie myślisz o swojej starej matce, która nie może zaznać spokoju, bo wyobraża sobie najgorsze? I serce też mnie rozbolało, czułam, jak wali mi w piersi, w dodatku nie nanosiłeś drewna, chociaż obiecałeś. Gdzieś ty był? U jakiejś baby?

Mówiła cicho, lecz z naciskiem, nie dając mu dojść do słowa. Nigdy nie podnosiła głosu, aby nikt nie pomyślał, że między matką a synem coś się nie układa. Że syn nie odnosi się do niej z należytą czcią, jak przystało.

Helge z pochyloną głową wyminął ją i wszedł do środka.

Jego matka była upartą, nieustępliwą kobietą. Umiejętnie wykorzystywała syna, używając na zmianę miłych słów i rozkazów. Jeśli zaś i to nie skutkowało, przemawiała do jego sumienia, potrafiła niekiedy zachorować, niemal śmiertelnie, a Helge za każdym razem dawał się złapać na lep.

Kobieta owa, jak większość Nordyków, obdarzona była słusznym wzrostem, przetykane siwizną jasne włosy splatała w długi warkocz. Nie była ani ładna, ani brzydka, silnej budowy, żylasta, miała żelazne zdrowie. Brakowało jej kilku zębów, lecz poza tym nic jej nie dokuczało, oprócz, rzecz jasna, tych dolegliwości, które wymyślała na własne potrzeby.

– Musimy porozmawiać, mamo – odezwał się Helge niepewnie. – Chodzi o coś bardzo ważnego.

O, nie, pomyślała matka, nosząca imię Frida, będące również dziedzictwem Waregów z okresu ich pobytu w szwedzkim Roslagen. O, nie, znów jakaś kobieta!

Już zaczęła symulować atak serca, omdlenie – czy uda mi się upaść akurat na dywan? – gdy zorientowała się, że syn mówi o czymś zupełnie innym.

Przenosi się do Królestwa Światła? Helge? Już dzisiaj?

Frida z trudem chwytała powietrze. Nigdy dotychczas nie była tak blisko prawdziwego ataku sercu. Oddychała ciężko, nie było to groźne, lecz po raz pierwszy nie udawane.

– Co ty wygadujesz, chłopcze? Cóż to za łotry chcą porwać dziecko matce?

Trzydziestosiedmioletnie dziecko z poczuciem winy patrzyło na sześćdziesięcioletnią matkę i szepnęło nieśmiało:

– Ale to możliwość, która otworzy się jedynie przed nielicznymi, mamo. Poza tym to dobrzy ludzie. Jest z nimi Gondagil, który od siedmiu lat mieszka w Królestwie Światła i ani trochę się nie zestarzał. Ożenił się z miłą dziewczyną pochodzącą stamtąd i bardzo dobrze mu się układa, więc…

Frida uczepiła się tego, co napełniało ją największym przerażeniem.

– Ożenił się? I ty oczywiście masz zamiar zrobić to samo? Czy w tej nieodpowiedzialnej grupie są także kobiety?

– Tak, wszystkie bardzo sympatyczne.

Powinien wypowiadać się zdecydowanie ostrożniej, ostatnim stwierdzeniem zamknął drzwi do upragnionego raju.

– Nie ma mowy, zostaniesz tutaj!

– Ale…

– Żadnych ale, chyba całkiem już postradałeś rozum, chłopcze! Dobrze wiesz, że moje serce tego nie wytrzyma. Kto będzie nosił drewno i wodę, zdobywał pożywienie dla nas obojga? Chcesz zamieszkać wśród światła, mieć same wygody, wiedząc, że twoja biedna matka leży na podłodze i nie jest w stanie doczołgać się do drzwi, żeby wezwać pomoc? Że przez wiele dni będzie tkwić bez jedzenia, w zimnie, aż umrze z wyziębienia albo z głodu? Naprawdę taki z ciebie syn?

Helge był zrozpaczony.

– A jeśli i ty będziesz mogła się tam przenieść?

Wiedział, że stąpa teraz po kruchym lodzie, wszak jego prośba, by zabrać jeszcze jedną osobę do Królestwa Światła, spotkała się z silnym oporem, lecz matka sprowokowała go do wypowiedzenia tych słów. Helge wiedział już, że chce i musi przenieść się do Królestwa Światła. Nigdy nie miał tak dobrych przyjaciół, nigdy nie spotkał tak wspaniałych istot jak przybyła stamtąd grupa. Matka nie pozwalała mu na zaprzyjaźnianie się z kimkolwiek, uważała bowiem, że przyjaciele kradną mu czas i odwracają uwagę od niej. Helge nie chciał utracić nowych znajomych, zapragnął rozpocząć nowe życie w miejscu, gdzie mieszkali oni.

Postanowił sięgnąć po ostateczny argument.

Opowiedział o złym strachu kryjącym się wśród cieni w lesie. Czy nie lepiej będzie przed nim uciec?

Matka od dłuższej chwili nie wyrzekła już ani słowa, usiłowała przetrawić myśl o przeniesieniu się do Królestwa Światła.

Przejście do tamtej krainy było odwiecznym pragnieniem Waregów. Gondagil, ten leniwy nierób, znalazł tam wspaniały dom, to niesprawiedliwe, ona bardziej na to zasługiwała. Matczyna intuicja podpowiadała jej również, że Helge dokonał już wyboru. Żadne omdlenie, żadne osunięcie się na podłogę nie zdoła odwieść go od decyzji wyruszenia z tymi łajdakami, którzy tak zawrócili mu w głowie.

Kobiety biorące udział w ekspedycji?

Co on mówił o strasznych istotach czających się w lesie?

Niemal jakby do siebie powiedziała:

– Docierają do nas plotki z niemieckiej osady o jakichś trollach pożerających ludzi. Oczywiście nikt w to nie wierzy, ale… A jeśli to prawda? Wtedy, rzecz jasna, musimy się stąd wynosić.

Ogarnął ją nagły zapał.

– Nikomu ani słowa, nie będziemy zabierać stąd nikogo niepotrzebnego. Jak ludzie się o tym dowiedzą, wszyscy będą chcieli pójść z nami, a to tylko coś dla ciebie i dla mnie. Prędko, pakuj się, wyruszamy już teraz!

Helge znów nie mógł uporać się z wyrzutami sumienia, tym razem wobec swoich nowych przyjaciół. Co powiedzą, kiedy przyprowadzi matkę? Ale z drugiej strony nie mógł zostawić jej tutaj samej, chorej na serce, bezbronnej.

O Fridzie wiele dało się powiedzieć, lecz na pewno nie to, że jest bezbronna.

Helge został wychowany w nieustającym poczuciu winy. Teraz czuł się kompletnie rozdarty, bez względu na to, co zrobi, ciężar wyrzutów sumienia będzie przygniatał go do ziemi.

– No tak, pewnie tak powinniśmy postąpić – westchnął z rezygnacją.

Po wielokrotnym powtarzaniu: „Nie, mamo, tego nie możemy zabrać, i tego też nie”, oraz krótkiej wizycie u sąsiada z oświadczeniem, że może wziąć sobie wszystkie zwierzęta domowe, oni bowiem się stąd wyprowadzają, bez bliższego wyjaśniania, gdzie i dokąd, mogli wreszcie wyruszyć.

Helge maszerował przez las tak prędko, że Frida ledwie zdołała dotrzymać mu kroku. Nie przestawała przy tym narzekać, że syn nigdy o niej nie myśli, po wszystkim co dla niego zrobiła…

– Trzeba się spieszyć – odparł rozgorączkowany. – Muszę im pomóc w odnalezieniu ostatnich olbrzymich jeleni.

Matka stanęła jak wryta.

– Olbrzymie jelenie? Dlaczego masz je odnaleźć?

Helge zniecierpliwiony machnął ręką.

– Przecież oni po to tutaj przybyli, chcą sprowadzić wszystkie jelenie do Królestwa Światła. A ponieważ ja zajmowałem się zwierzętami, pozwolono mi im towarzyszyć.

– Chcesz powiedzieć – odezwała się matka zgryźliwie – że oni wpuszczają zwierzęta do tego raju, a nas, ludzi, nie?

– Tak, mamo, ale jeleniom jest tu źle, nie są bezpieczne.

– Dawać zwierzętom pierwszeństwo przed ludźmi? To najgorsze co słyszałam! Helge, wracamy do domu! Obróciła się na pięcie i poczłapała z powrotem do osady. Zaszli już jednak dość daleko, byli właściwie w pobliżu miejsca zbiórki. Helge pobiegł za matką, by nakłonić ją do zmiany decyzji.

– Mamo, w lesie nie jest bezpiecznie, chodź, to nasza jedyna szansa!

– Nie chcę mieć do czynienia z ludźmi tego pokroju, a ty pójdziesz ze mną, koniec i kropka.

Matka wyrażała się dość obcesowo, wcześniej Helge tego nie zauważał, dopiero teraz, gdy spotkał ludzi o naprawdę wysokiej kulturze, otworzyły mu się oczy.

Matka uparcie zmierzała ku mglistej krainie Timona, a Helge poczuł nagle, że nie chce tam wracać.

– Mamo!

– Nie próbuj mnie powstrzymywać! Mówiłam ci już, że nie chcę mieć z nimi do czynienia, to poganie, którzy wyżej stawiają zwierzęta niż ludzi, w dodatku mają ze sobą lubieżne kobiety, które zniszczą wszelkie zasady moralne, w jakich cię wychowałam. To nie jest towarzystwo dla ciebie, Helge!

Jej głos coraz bardziej się oddalał, lecz nie przestawał w nim brzmieć ton oskarżenia.

Helge zatrzymał się niezdecydowany i kręcił głową to w jedną, to w drugą stronę. Postać matki zaczęła znikać za drzewami we mgle, musiał wreszcie coś postanowić.

A, do diabła, niech idzie!

Nagle usłyszał jej przeraźliwy wrzask i zaraz nadbiegła szalonym pędem, aż wydymało się na niej ubranie i podskakiwały niesione worki.

– Co się stało?

Matka z początku tylko krzyczała, wreszcie jednak wypowiedziała kilka przytomnych słów, ale dopiero wtedy, gdy znalazła się tuż przy nim.

– Słyszałam coś – jęknęła. – To trolle, coś strasznego, wprost trudno w to uwierzyć, uciekajmy czym prędzej do twoich ludzi! To jakieś piekielne istoty, prędko, Helge, biegnijmy!

Wyciągnęła do syna rękę, złapał ją i pociągnął za sobą w panice.

– Moje pieniądze! Zgubiłam pieniądze! – krzyknęła nagle.

– Nie dbaj o nie, tu chodzi o życie!

– Tak, ale muszę przecież…

Już ledwie mogła mówić.

– Powtarzam, tym się nie przejmuj!

Słabe serce matki nigdy tego nie zniesie, myślał Helge z lękiem, Gondagil i inni mogą się na mnie gniewać o to, że ją zabrałem, ale teraz naprawdę nie wolno mi jej opuścić, nie powinni tego żądać.

Obejrzał się, przerażony, ale nic nie zobaczył.

– Och, dzięki, dobry Boże, są już moi przyjaciele – oznajmił wkrótce, ciężko dysząc. Nie przestawał jednak ciągnąć matki, aż zamiatała sobą wszystkie zwiędłe liście.


Przyjaciele nie rozgniewali się, umieli bowiem zrozumieć Helgego, lecz jego postępek trochę ich zmartwił.

Marco usiłował przesłuchać Fridę.

– Jak one wyglądały?

Kobieta wciąż dyszała ciężko jak miech kowalski.

– Jak wyglądały? Skąd miałabym to wiedzieć? Kryły się w mroku, ale widziałam jarzące się czerwone ślepia. I te odgłosy! Szkoda, że ich nie słyszeliście!

– No właśnie, jakie to odgłosy?

Frida usiłowała je naśladować, lecz nie brzmiały szczególnie imponująco i przywodziły na myśl raczej ochrypłe miauczenie kota.

– Ile oczu widziałaś?

– Troje, to znaczy trzy pary. Trzy pary oczu, to były trzy trolle.

Trzy. Marco zamyślony popatrzył na Móriego i Tella. Czyżby te same, które goniły Mirandę?

Móri kiwnął głową.

– To może się zgadzać, zwłaszcza jeśli idzie o miejsce. Ale tajemniczych bestii jest więcej.

– Tak – stwierdził Tell. – Na przykład ta piątka, która zdawała się jakby unosić nad wzgórzem, widziała ją moja grupa, a grupa Helgego zauważyła je wyżej w górach.

– To mogły być te same stwory, ale na pewno tego nie wiemy. Grupa Jaskariego mówiła o czymś, co poruszało się wśród drzew. Wydaje się, że las jest ich pełen.

Ogromnie wzburzona Frida usiłowała zebrać myśli, by stwierdzić, w szpony jakich to obrzydliwych typków wpadł jej syn.

Z zadowoleniem zauważyła, że wśród nich, przynajmniej tutaj, nie ma kobiet, mężczyźni za to są doprawdy bardzo dziwni. Gondagila znała, inni natomiast… No tak, słyszała o Strażnikach, ze dwa razy nawet jakichś widziała, Tell więc tak bardzo jej nie zdziwił, ale był wśród nich również ten niezwykły człowiek, nazywali go Marco, wyjątkowo podejrzany, czy można mu ufać? I dwaj inni dziwni mężczyźni, których nazywano Móri i Nauczyciel, owszem, bardzo przystojni, patrzenie na nich sprawiało wręcz przyjemność, urodą przewyższali wszystkich znanych jej mężczyzn, lecz było w nich coś tajemniczego. Może te ich oczy błyszczące w ciemności?

Wyglądali jednak na dość przyjaźnie nastawionych.

Frida ujęła Helgego pod ramię, jak gdyby u niego szukając ochrony. Gorzko żałowała, że nie namówiła syna do pozostania w osadzie, powinna była się uprzeć, lecz przeważyła w niej myśl o przeniesieniu się do Królestwa Światła. Teraz będzie mogła triumfować nad wszystkimi innymi mieszkańcami wioski. Nie bardzo tylko wiedziała, jak przesłać im wiadomość, że znalazła się w obrębie muru, ale o tym pomyśli później. No i jeszcze te leśne bestie… Teraz ona i Helge nie mogli wrócić, pozostawało jedynie robić dobrą minę do złej gry.

Przybysze z Królestwa Światła najwyraźniej stracili zainteresowanie dla niej, wrócili do narady, jaką prowadzili przed jej przybyciem, mówili o kimś, kto zniknął? Rozważali, co należy robić, czy wysłać kolejny patrol na poszukiwanie, nikt jednak nie wiedział, dokąd.

Wreszcie Marco zdecydował:

– Helge, ty jesteś odpowiedzialny za swoją matkę, Juggernaut odjechał, więc najlepiej będzie, jeśli zostaniecie tutaj. Ta odsłonięta polana wydaje się w pewnym sensie strefą bezpieczeństwa, nieznane stwory boją się na nią wejść, kryją się raczej w cieniu. Za pewien czas wyruszy kolejny transport jeleni, ale musimy zaczekać na innych. Tell, Gondagil i Móri zostaną z wami, ja i Nauczyciel natomiast wyprawimy się na poszukiwanie grupy Kira na nasz sposób.

Frida wreszcie zwróciła uwagę na olbrzymie jelenie skubiące trawę za ich plecami. Ogarnął ją nagły strach, że ogromne zwierzęta zaatakują, i znów uderzyła w krzyk, czepiając się ramienia Helgego.

Ale… gdzie się podziali tamci dwaj niezwykli mężczyźni, przecież dopiero co tu byli? Czyżby tak prędko wbiegli w las? Niemożliwe, by ktokolwiek mógł to zrobić.

Z rozdziawionymi ustami patrzyła na Helgego. Na co ona właściwie się poważyła? Ci, których nazywali Marco i Nauczyciel, w jednej chwili tu stali, by w następnej zaraz zniknąć.

To pachniało czarami!

Ach, mój nieszczęsny synu, w jakież zło zostałeś wplątany?

W następnej chwili zapomniała o tym zmartwieniu, odkryła bowiem, że bardzo się wybrudziła, na dodatek w potarganych włosach ma pełno gałązek i liści. A przecież zawsze starała się wyglądać schludnie.

Na wpół histerycznie kazała Helgemu otrzepać sobie plecy, a sama zaczęła trzeć suknię z przodu, by usunąć przynajmniej najgorsze plamy. Wreszcie rozplotła warkocz i drżącymi palcami niecierpliwie zaplatała go od nowa.

Nagle znieruchomiała w pół ruchu, zorientowała się bowiem, że rozumie każde wypowiadane do niej słowo, chociaż niemal każdy z obecnych mówił innym językiem. Tego już nie wytrzymała. Zemdlona, tym razem naprawdę, osunęła się na ziemię.

Загрузка...