20

ŁAGODNE OCZY

Po przyjaciołach nie pozostał żaden ślad, po bestiach również.

Ale przed nimi, w samym środku niewielkiego bagna, tkwiła olbrzymia łania. Tylną połową ciała zapadła się już tak głęboko, że nie było jej widać, nad czarną błotnistą sadzawkę wystawała tylko głowa z potężną grzywą, nic więcej. Zwierzę musiało walczyć od dawna, całe grzęzawisko było poruszone.

Do boku łani tuliło się wystraszone cielątko. Ponieważ było bardzo lekkie, nie zapadło się tak głęboko. Musiało się urodzić zaledwie wczoraj.

– Ach, nie – użalił się nad nimi Tsi. – Musimy ich ratować!

– Ale jak się, do diaska, do tego zabrać? – spytała trzeźwo Siska. – I gdzie Kiro z Dolgiem? I Zwierzę? Czy nie powinniśmy ich szukać?

– Najpierw jelenie – zdecydowanie oświadczył Tsi. Wszystko, co żyje w przyrodzie, było nadzwyczaj bliskie jego sercu. – Tam leżą jakieś śmieci, na pewno potwory usiłowały wyciągnąć niedzielny obiad na brzeg.

– Ale przeszkodzili im w tym nasi przyjaciele – pokiwała głową Siska. – Gdybyśmy tylko wiedzieli, co tu się stało.

Podeszli bliżej.

– Ojej, ona jest ranna! – przestraszył się Tsi. – Spójrz, rzucali w nią włóczniami! Pomóż mi zebrać te śmieci, księżniczko!

Ach, a więc znów była księżniczką! Cóż, tak chyba najlepiej.

– Nie masz chyba zamiaru tam wchodzić? – spytała przerażona. – Przecież się utopisz! I jak zamierzasz wydostać tego kolosa?

Pomogła mu jednak zebrać połamane gałęzie i zbudować z nich coś w rodzaju mostu.

To się nigdy nie uda, on musi to wiedzieć! Oszalał! Ten most nikogo nie utrzyma. A poza tym jak wyciągnie łanię?

– Spójrz tam – powiedziała nagle ucieszona. – Tam dalej, na skraju lasu, leży wywrócone drzewo!

– Brawo, księżniczko! – rzekł Tsi z uznaniem. – Akurat odpowiedniej grubości. Chodź, przeniesiemy je!

Siska, niezmiernie dumna z pochwały, pobiegła za nim. Mieli trochę kłopotów, drzewo bowiem nie złamało się całkiem przy korzeniu, ale dzięki energicznemu zginaniu i szarpaniu wreszcie jakoś je oddzielili.

Łania w tym czasie zapadła się jeszcze głębiej.

Wspólnymi siłami zdołali przełożyć drzewo przez wcale nie tak znowu dużą dziurę wypełnioną błotem. Siska, lekko skacząc po kępach trawy po drugiej stronie mokradła, patrzyła na to, co robi Tsi.

– To drzewo nas uratowało – oświadczył. – A połamane gałęzie ułożymy przed łanią, tak żeby miała się o co oprzeć. Gałęzie oczywiście utoną w błocie, ale nie od razu. Najpierw zajmiemy się cielęciem.

Zaczął pieszczotliwie przemawiać do łani, żeby ją uspokoić, wyjaśniał, że pragną jedynie jej dobra i że najpierw wyciągną cielątko, a dopiero potem ją samą.

– Chyba kompletnie już oszalałeś, nie możesz rozmawiać ze zwierzęciem! – denerwowała się Siska, balansując za Tsi-Tsunggą na pniu drzewa. Pień ugiął się lekko, bagno zaklaskało przy jej kolanach, lecz ani myślała się poddawać. Skoro Tsi mógł po nim iść, mogła i ona, Siska w niczym nie chciała być gorsza od leśnego fauna.

– Mamy przecież aparaciki do porozumiewania się – przypomniał Tsi. – Na pewno więc uda nam się ją uspokoić. Dać poczucie bezpieczeństwa.

– Poczucie bezpieczeństwa? Teraz, kiedy zwierzę na poły już utonęło?

Cielątko wystraszyło się trochę, gdy Tsi się zbliżył, i mocniej przygarnęło się do matki, ale leśny elf nie przestawał łagodnie do niego przemawiać. Wreszcie udało mu się wsunąć rękę pod ciało zwierzątka. Przez cały czas walczył przy tym o utrzymanie równowagi na pniu drzewa.

– Ojej, jaki on ciężki!

Siska wychyliła się i znalazła niebezpiecznie blisko łba łani. Popatrzyła w najcudowniejsze oczy, jakie dotychczas widziała, pełne smutku i rezygnacji, a zarazem takie łagodne. Dziewczynce do oczu napłynęły łzy, musiała je obetrzeć zabłoconą ręką.

– Tak, uratujemy twojego cielaczka – szepnęła głosem zduszonym od płaczu. – I zrobimy wszystko, żeby uratować ciebie, przecież wiesz.

Łagodne oczy spoglądały na nią ufnie. Ona rozumie, uświadomiła sobie Siska, pojmuje, co ja myślę.

Gdzie ja byłam przez całe swoje życie? Najpierw Tsi, a teraz zwierzę. Przeklęci niech będą moi współplemieńcy, którzy wpoili mi tyle absurdalnych poglądów, zwierzęta wszak to żywe stworzenia, mają duszę i serce, tak samo jak my.

Tłumiąc szloch, złapała wierzgającego cielaczka za tylne nogi. Otrzymała przy tym potężny cios w głowę, aż w oczach pokazały jej się gwiazdy. Cielątko wcale nie było małe, choć oczywiście nie dało się go porównywać z matką.

Tsi, mocno objąwszy cielę na wysokości klatki piersiowej, zdołał jakoś je przytrzymać. Teraz musieli przedostać się na stały ląd. Siska dokonała tego pierwsza, wyciągnęła zaraz rękę do towarzysza i starała się mu pomóc.

W końcu im się udało, ale jak wyglądali! Nikt by się nawet nie domyślił, że Tsi-Tsungga ma zielone włosy.

Siska zaczęła wycierać cielę suchą trawą. Na szczęście zwierzę dopiero niedawno się urodziło i było tak słabe, że nie mogło uciekać. Może też nabrało do niej zaufania?

Tak więc łatwiejszą część akcji ratunkowej mieli za sobą. Siska popatrzyła na łanię i zamyślona pokręciła głową. Piękne, łagodne oczy wciąż błagały o pomoc.

Nie potrafię nic zrobić, myślała Siska, ale nie zamierzam się poddać. Jeśli możesz poczekać, aż znajdziemy kogoś…

Zdawała sobie jednak sprawę, że powinni liczyć tylko na siebie.

Podczas gdy Tsi i Siska wyciągali cielątko, łania zapadła się jeszcze głębiej.

Teraz małe leżało nieruchomo na trawie, nie będąc nawet w stanie się podnieść, spokojnie mogli więc zostawić je na pewien czas same.

– Wybierzesz się ze mną jeszcze raz na pień drzewa, księżniczko?

– Tak, ale co my możemy zrobić? Nie damy rady…

Tsi uśmiechnął się tajemniczo i wyciągnął z kieszeni kawałek liny.

Siska popatrzyła zdziwiona.

– Ten kawałek sznurka? Jak zamierzasz… Tsi, czy to sznur elfów?

Uradowany pokiwał głową.

– Tak, dostałem go od Dolga. Ach, właśnie, gdzie Dolg? I reszta?

– Ale mimo wszystko – protestowała Siska. – Łania przecież nie ma rogów, wokół których mógłbyś ją obwiązać. Nie możesz zarzucić jej pętli na szyję, bo wtedy się udusi, a w jaki sposób obwiążesz jej klatkę piersiową?

– Miałem zamiar prosić, żebyś mi pomogła.

– Oszalałeś? Co chcesz zrobić?

– Zamierzam zanurkować tak głęboko, jak tylko będę mógł, ale musisz przytrzymać mnie za nogi, inaczej bagno mnie wciągnie.

– No dobrze, ale jak wyjmiesz linę z drugiej strony? Całkiem zgłupiałeś?

Tsi patrzył na nią przyjaźnie.

– A masz jakąś lepszą propozycję?

Nie, Siska nie miała.

– Pamiętasz opowiadanie Dolga o Ófærufoss na Islandii? O tym, jak sznur elfów sam owinął się na moście…

– To chodziło o Dolga, nie o nas. Ale co powiesz na taki pomysł: przywiążemy kamień do końca sznura, przerzucimy go przez łanię, aż wpadnie po drugiej stronie i…

– I wtedy ja wyciągnę go z naszej strony. Jesteś genialna, Sisko!

A więc teraz, kiedy ogarnął go taki zapał, znów była Siską. Ale podobało jej się, że tak mówi.

Gdy znowu czołgali się po pniu, Tsi powiedział:

– Nikt nie twierdzi, że łatwo będzie odnaleźć kamień pod takim ogromnym jeleniem, ale spróbujemy. Będę musiał bardzo się starać.

– Jesteś prawdziwym bohaterem, Tsi – spontanicznie wyrwało się Sisce. Jeszcze kilka godzin wcześniej nic podobnego nie przeszłoby jej przez usta.

Ale ostatnio bardzo wiele się wydarzyło, przede wszystkim w niej samej.

Odwrócił się do niej, uśmiechając się promiennie.

– Bohaterem, ja?

– Ach, na wszystkie moce, jak ty wyglądasz? – wykrzyknęła Siska.

– Nie lepiej niż ty, ale i tak jesteś najpiękniejsza.

– Ja? – zdziwiła się Siska. – Wśród wszystkich tych olśniewających piękności w Królestwie Światła?

– Tak, nikt nie ma takiej pięknej księżniczki jak ja!

Niech on sobie za dużo nie wyobraża, rozzłościła się Siska w duchu. Wiedziała jednak, że Tsi nic złego nie ma na myśli. Po prostu traktował ją jak osobę królewskiego rodu, a siebie jak zwykłego poddanego.

No cóż, zwyczajnym trudno go nazwać.

Znaleźli na brzegu odpowiedni wydłużony kamień i Tsi przerzucił go ponad grzywą łani, prawie już niewidoczną.

– Wszystko będzie dobrze – pocieszała Siska zwierzę i jednocześnie samą siebie.

Sznur elfów wydłużył się, jak to miał w zwyczaju, zawsze osiągał przecież odpowiednią długość. Kamień z paskudnym kląśnięciem zapadł się w gęste błoto.

Tsi głęboko nabrał powietrza.

– No, teraz! Będziesz mnie trzymać?

– Zaczekaj, aż sama dobrze się czegoś złapię. Już, teraz możesz próbować. Tylko nie nurkuj zbyt długo!

Tsi zrobił kilka wdechów i wydechów, a potem zanurzył się w błotnistą maź.

Siska starała się nie zauważać błagalnego spojrzenia zwierzęcia. Skupiła się na tym, by z całych sił trzymać solidny pasek Tsi i jednocześnie nie spaść z pnia.

Ale jak głęboko Tsi będzie musiał zejść? W końcu musiała wychylić się za nim, a nawet zanurzyć twarz w bagnie. Wychodź już, Tsi, bo utopimy się wszyscy troje, i co wtedy pocznie cielak? Czeka go tutaj śmierć.

Akurat w momencie, gdy myślała: Teraz to się już źle skończy, nie utrzymam go dłużej, poczuła, że ciężar zelżał. Znów mogła unieść głowę nad powierzchnię, gwałtownie chwytała oddech i mocno ciągnęła Tsi. Byle tylko pasek wytrzymał!

Tsi wynurzył się z bagniska jak jakiś straszny wodny troll, lecz i ona zapewne nie najpiękniej się prezentowała.

– Jeszcze raz…? – spytała. – Damy radę?

Tsi pokręcił głową i ze śmiechem wykaszlał trochę błota. Triumfalnie podniósł do góry kamień uczepiony do liny.

– To niemożliwe – zdumiała się Siska. – Nie byłeś aż tak głęboko!

– To lina elfów – przypomniał krótko.

– Ale nigdy nie słyszałam, żeby sama z siebie owinęła się wokół olbrzymiego jelenia, chociaż… Dolgowi przydarzyło się coś podobnego. Cudowny sznur okręcił się wokół mostu.

Uradowani pomogli sobie nawzajem starannie obwiązać sznurem łanię, a potem Tsi wyszukał wielki kamień, który ułożyli przed nią. Zapadł się oczywiście, lecz mimo to mógł dać zwierzęciu jakieś oparcie. Wrzucili też do bagna wszystkie suche gałęzie i zeschłe liście, jakie znaleźli w pobliżu, i wreszcie byli gotowi.

– Nigdy nie zdołamy wyciągnąć jej na ląd – stwierdziła Siska. – Oboje z wielkim pluskiem wpadniemy w bagno.

– Jesteś bardzo negatywnie nastawiona, księżniczko, a jeśli myśli się o niepowodzeniu, to się go doznaje. Przypomnij sobie, jak sprzeciwiłaś się wszystkim mieszkańcom swojej wioski i zdołałaś uciec stamtąd. Próbujemy!

Czas był już najwyższy. W oczach zwierzęcia pojawiła się rozpacz.

– Lina boleśnie wpije ci się w skórę! – zawołała Siska do łani. – Ale staraj się, jak tylko możesz. Raz, dwa, trzy!

Lina zatrzeszczała, łania ryknęła głośno, gdy sznur napiął się wokół jej ciała, była bowiem ciężej ranna, niż zdawali sobie z tego sprawę.

Z początku ich wysiłki nie przyniosły żadnego rezultatu. W końcu Tsi przerzucił sobie sznur przez ramię, jak ktoś, kto ciągnie wózek, a Siska wytężyła wszystkie mięśnie aż do bólu.

– Czuję jakiś ruch – oznajmił Tsi z optymizmem, chociaż ona niczego nie zauważyła. – Jeszcze raz, łaniu, wejdź na kamień!

Byli za słabi, lecz łania najwidoczniej znalazła jakieś niewielkie oparcie dla nóg i choć rzeczywiście kamień opadł głęboko, gdy tylko na niego stanęła, dało się zauważyć jakiś postęp. Zwierzę pomagało teraz jak mogło, Tsi i Siska wytężyli więc siły i spostrzegli, że łania przesunęła się odrobinę bliżej brzegu.

Siska była śmiertelnie zmęczona, poprosiła o chwilę odpoczynku. Dane jej było zaledwie pół minuty, bo Tsi zaraz zawołał:

– Ona znowu tonie! Prędko!

Tym razem nad powierzchnię grzęzawiska wyłoniła się grzywa. Zachęceni podjęli kolejny wysiłek. Właściwie nie starczało im już sił, lecz wola działania potrafi czynić cuda. Z grzęzawiska dobiegło głośne cmoknięcie, gdy bagno zmuszone było wypuścić z objęć przednie nogi zwierzęcia, potem z błota wynurzył się grzbiet, Siska znów wytężyła wszystkie mięśnie do ostateczności, na szczęście lina wydłużała się sama z siebie i skracała, gdy cała jej długość nie była potrzebna. Łania wspięła się w końcu na rozsypane przez nich gałęzie i liście, zad zwierzęcia zanurzył się po raz ostatni. Tsi użył wszystkich swoich sił – i bagno musiało ustąpić.

Wystarczyły dwa długie kroki i łania znalazła się na lądzie.

Podeszła jeszcze do cielątka i przy nim osunęła się na ziemię.

Siska i Tsi także nie mogli już więcej znieść. Zabrakło im sił, żeby chociaż wyplątać łanię z liny. Padli na ziemię, ciężko dysząc.

Tsi wyciągnął rękę, a Siska wtuliła się w jego ramię, próbując odzyskać normalny rytm oddechu. Tsi nie miał siły, żeby ją pieścić ani nawet żeby coś powiedzieć, leżeli tylko blisko siebie, wysmarowani błotem. Oddychali z trudem, lecz byli szczęśliwi jak nigdy dotąd.

Загрузка...