Rozbijali obóz na nocleg w krainie wiecznej nocy.
Oczywiście nie mam żadnego prawa do powitalnego uścisku Rama, powtarzała sobie Indra. To Lenore ma do tego prawo, nie ja, mnie przepełnia jedynie paskudne uczucie, które w zastanawiający sposób przypomina żądzę mordu. No, może nie jest aż tak źle, ale doprawdy chciałabym, żeby Lenore dostała kiedyś za swoje.
Najchętniej od Rama.
Indra na tę myśl uśmiechnęła się złośliwie.
Oboje z Ramem stwierdzili, że Lenore najprawdopodobniej mimo wszystko została wysłana przez Talornina, a jednocześnie chciała przy tym samym ogniu upiec własną pieczeń. Ram więc bardzo uważał, by nie okazywać Indrze uczuć otwarcie, niekiedy jednak, gdy Lenore patrzyła w inną stronę, ich spojrzenia się spotykały.
Wszyscy mieli wybór, mogli spać albo w bezpiecznej duchocie Juggernauta, albo też pod gołym niebem, pod opieką straży. Większość uczestników wyprawy zdecydowała się na sen na świeżym powietrzu.
Strażnicy, a zaliczali się do nich również Jori i Ram, na zmianę pełnili wartę. Indrze przydzielono wełniany koc tak samo jak innym, znalazła sobie stosunkowo wygodne miejsce na przestrzeni bez szyszek w samotnej ukrytej dolince między zboczami gór. Świadomie położyła się tak daleko od Lenore jak tylko możliwe.
To na wszelki wypadek, żebym przypadkiem nikogo nie udusiła we śnie, myślała zagniewana. Słyszała, jak Lenore pyta Rama, gdzie on ma zamiar się położyć, odparł, że na razie jeszcze nie wie, zajmie to miejsce, które zostanie. Indra zauważyła, że Lenore ulokowała się na przeciwległym skraju, by Ram mógł się umościć tuż koło niej.
Ze złości zazgrzytała zębami.
Spostrzegła, że Siska siedzi owinięta w swój koc, najwyraźniej i ona nie mogła zaznać spokoju. Siska przez całą podróż była rozdrażniona, Indra nie bardzo pojmowała, co się mogło stać ze spokojną zazwyczaj i zrównoważoną leśną księżniczką. Może nie za dobrze się czuła znów w Ciemności?
Jori i Tsi z głośnym chichotem walczyli o miejsce, aż wreszcie doczekali się upomnienia od jednego ze Strażników. Siska zerwała się nagle i oświadczyła, że będzie spała w wieżyczce.
– My z tobą! – zawołali chłopcy, ale gdy prychnęła ze złością, położyli uszy po sobie i potulnie wrócili na swoje miejsce, plącząc się w kocach.
Wreszcie zapadła cisza i Indra zasnęła.
Przebudziła się, bo ktoś przy niej kucał i delikatnie głaskał po włosach. W jednej chwili otrzeźwiała.
– Ram – szepnęła cicho.
– Nie chciałem cię budzić – odszepnął. – Ale mam teraz wartę i miałem ochotę na ciebie popatrzeć.
Nie wolno było im tego robić, ale jak cudownie, że mogli być razem. Rozmawiać i patrzeć na siebie.
– Nie chciałem, żeby stało się to, co się stało, kiedy przyjechaliście – powiedział Ram.
– Wiem o tym. Okropnie się rozczarowałam.
– Ja także. Tak długo na ciebie czekałem, zamierzałem nie dbać o żadne zakazy.
– I ja miałam taki plan. Ram, bliska byłam wtedy popełnienia zbrodni.
Ram ze śmiechem pokiwał głową.
– Indro, jutro podzielimy się na grupy, zrobię wszystko, żebyśmy znaleźli się w tej samej.
Indra mocno uścisnęła go za rękę.
– Ale zrób tak, żeby jej nie było.
– Och, nie, oszalałaś?
Trzymali się za ręce, tak jakby nigdy nie chcieli się rozdzielać.
– Ram – szepnęła Indra. – Patrzę na te skały w kształcie głów cukru i myślę o pewnym zdjęciu, które kiedyś widziałam. O zdjęciu wspaniałych wzgórz Guilin w dolinie rzeki Li w Chinach, to bardzo podobne.
– Dziwne, że o tym właśnie mówisz. Parę dni temu rozmawialiśmy o tych wzgórzach.
– Naprawdę?
– Tak, Dolg, Talornin i ja. Dolg opowiadał o pięknej dolinie Gjáin na Islandii, o dolinie elfów, a Talornin powiedział, że tę dolinę Obcy zaliczają do dwudziestu najpiękniejszych miejsc na Ziemi. Wymienił ich więcej, właśnie wzgórza, nad rzeką Li w Chinach, wodospad Angel w Wenezueli, góry w Prowansji, Wielki Kanion Kolorado w Arizonie, rosyjskie brzozowe lasy i wiele, wiele innych.
– To właściwie bardzo subiektywne.
– Oczywiście, a jeśli chodzi o te szczyty, to Dolg stwierdził wieczorem, że mu się nie podobają.
– Nie? Moim zdaniem są naprawdę wspaniałe.
– Owszem, lecz chyba nie chodziło mu o ich wygląd, nie wiem, co miał na myśli. Ale teraz muszę już iść, do zobaczenia.
Podniósł rękę dziewczyny do ust i pocałował. Indrę przeszedł dreszcz rozkoszy i szczęścia.
Później nie mogła już zasnąć.
Ale to nic nie szkodziło, niedługo i tak powinni się obudzić. Dano im pięć godzin na sen, każdy ze Strażników miał pełnić wartę tylko przez godzinę. Przez ostatnią godzinę Indra leżała, jedynie radując się istnieniem.
Lenore mogła snuć takie intrygi, jakie tylko chciała. I tak na miłość Rama nie miała co liczyć.
Po pospiesznym śniadaniu zebrali się na porośniętym trawą placyku. Nie była to szmaragdowa bujna trawa Królestwa Światła, lecz nędzne blade źdźbła, bezradne i udręczone w wiecznej ciemności. Nawet trawa, jak zresztą wszelka wegetacja, potrzebuje Świętego Słońca, pomyślała Indra. Musimy czym prędzej je tu przynieść.
Ale łatwo było tak powiedzieć, znacznie trudniej zrobić.
Ukradkiem przyglądała się Helgemu. Okazał się małomównym człowiekiem, wyraźnie zakłopotanym w obecności tylu obcych. Sprawiał wrażenie, że stara się trzymać z daleka od Marca i Dolga, jakby ich niezwykły wygląd budził w nim lęk, na Chora nawet nie śmiał spojrzeć. A przecież powinien być przyzwyczajony do rozmaitych istot żyjących w Ciemności, dziwiła się Indra. Powiadano przecież, że nawet olbrzymie jelenie to niezwykły widok.
Jednak Madragowie byli dla niego czymś kompletnie nowym, a wszystko, co nowe, z początku budzi lęk.
Gorsza była jednak jego reakcja na Tsi. Helge rozdziawił usta i wyglądało na to, że zaraz rzuci się do ucieczki, powstrzymały go jedynie uspokajające słowa Gondagila.
Helge wydawał się dobrym człowiekiem, może nawet aż za dobrym. Indra odnosiła wrażenie, że pozostaje pod czyimś wpływem, ale dlaczego ktoś miałby dominować nad rosłym, dumnym wikingiem? Nie mogła tego pojąć, co prawda na razie jeszcze nie miała okazji, by z nim porozmawiać, a z góry nie chciała niczego przesądzać.
Mężczyźni zajęci byli układaniem planów.
– Kiro – cicho mówił Ram do jednego ze Strażników. – Ty się zajmiesz odszukaniem samotnego samca. Pomoże ci w tym Zwierzę, które na pewno będzie umiało go wytropić. Zabierzesz też ze sobą Siskę i Tsi-Tsunggę. Tak, zrobimy tak z pełną premedytacją. Postarasz się sprawić, by Siska pozbyła się swej awersji do zwierząt, i pamiętaj, musi zachowywać się porządnie i przyzwoicie wobec Tsi, powinna wreszcie uznać go za w pełni wartościową istotę.
Kiro pokiwał głową.
– Niełatwe zadanie. Czy Dolg może mi w nim pomóc?
Ram popatrzył na swoją listę.
– Owszem, to nawet rozsądne, Dolg posiada niezwykłą zdolność łagodzenia wszelkich konfliktów.
Ram podniósł głos tak, aby wszyscy mogli go słyszeć.
– Chor, ty zostaniesz przy Juggernaucie, tu będzie baza, do której będziemy wracać. Bo wszyscy rozjedziemy się w różnych kierunkach. Laboratorium zostanie tutaj, weterynarz także. Szkoda, że mamy tylko jednego weterynarza, przydałby nam się drugi do ciężarnej łani. Helge twierdzi, że ona może się ocielić w każdej chwili, jeśli już się to nie stało.
– Ja mogę służyć pomocą jako weterynarz – oświadczył Jaskari. – Właściwie taki zawód chciałem sobie wybrać.
– Jesteś przecież z nami jako lekarz.
– Ludzie i zwierzęta mało różnią się od siebie, uczyłem się o jednych i o drugich.
– Dobrze, niech tak wobec tego będzie. Niestety, musimy rozdzielić Gondagila i Mirandę, dwoje tak dobrych znawców tematu nie może znaleźć się w tym samym zespole. Mirando, wydaje mi się, że rodzina jeleni, która odłączyła się od stada, to te same zwierzęta, którym pomogłaś przed kilkoma miesiącami, choć zapewne cielątko jest nowe, wszak tu w Ciemności upłynęło już kilka lat. Miałaś z nimi dobry kontakt, twoim przywódcą będzie jeden ze Strażników, powiedzmy Goram. Pójdziecie tylko we dwoje.
Miranda i Goram popatrzyli na siebie i uśmiechnęli się. Wiedzieli, że tworzą dobry zespół. Pragnęli jednak zabrać ze sobą Nidhogga, by prędzej odnaleźć zwierzęta, i otrzymali na to zgodę.
Ram podjął:
– Helge jako jedyny wie, gdzie leży tajemnicza dolina wysoko w górach. Jak sądzisz, ile zwierząt może tam być?
Jasnowłosy Wareg prędko zaczął rachować w myślach, zawstydzony, że skupia się na nim uwaga wszystkich pozostałych, i jednocześnie dumny z tego, że traktuje się go tu jako znawcę.
– Zwykle jest tam sześć sztuk.
– To całkiem sporo. Weźmiesz ze sobą Marca, Orianę i Thomasa, a przede wszystkim Nauczyciela. Ach, prawda, mam prośbę do was, duchów, miło by było, gdybyście zechcieli się nam ukazywać poza tymi momentami, kiedy wasza niewidzialność jest zaletą. To trochę denerwujące, nie widzieć, czy jest się obserwowanym czy nie.
Wszyscy przyznali mu rację.
Duchy się ukazały, a wtedy Helge cofnął się o kilka kroków i upadł na ziemię.
– Mówiłem ci, że w Królestwie Światła roi się od elfów i duchów – uśmiechnął się Gondagil. – Wszystkie są nastawione przyjaźnie.
Nauczyciel, imponującej postury stary czarnoksiężnik, który wcale nie wyglądał na tak wiekowego, wyciągnął rękę ku Helgemu.
– Na pewno dojdziemy do porozumienia – oświadczył dobrodusznie. – Możesz mnie wziąć za rękę, jestem bardzo konkretny.
Helge czym prędzej poderwał się na równe nogi, zawahał się moment i wreszcie chwycił dłoń Nauczyciela. Z westchnieniem ulgi poczuł, że jest bardzo materialna. Później przywitał się z uwodzicielską czarownicą Sol, od której dotyku przeszedł go dreszcz. Przestraszył się przez chwilę, że mama wyczuje jego reakcję, lecz na szczęście matki z nimi nie było. Nidhogg, elegancki, połyskujący zielonkawo władca wszystkiego, co znajduje się pod ziemią, podał mu długie chłodne palce, Zwierzę zaś przyjaźnie obwąchało jego dłoń. Na szczęście Helge bez oporów je pogłaskał, co zostało przyjęte z wielkim zadowoleniem.
Najwidoczniej duchy rzeczywiście nie były takie groźne,
– Ja sam wezmę Joriego i Indrę – podjął Ram.
– Przykro mi – wtrącił Strażnik Tell ze skwaszoną miną. – Przyrzekłem Talorninowi, że będę pilnował Indry podczas gdy ty zajmować się będziesz Lenore.
Ram przez moment wyglądał na osobę, którą raził piorun. Indra spostrzegła, że ogarnia go straszliwy gniew ona sama była nie mniej rozczarowana.
Sytuację na pewien czas uratował Jaskari.
– Przepraszam, ale bardzo chciałbym, żeby Lenore była ze mną, powinienem zrobić wiele notatek, ale nie mam na to czasu.
Elena słysząc to zaczęła:
– Ale przecież ja mogę…
Jori zaraz zasłonił jej usta ręką.
Jaskari rzekł zaś:
– Lenore jest lepsza jako sekretarka.
Ram i ja mamy dobrych sprzymierzeńców, pomyślała Indra, lecz mimo to chyba będziemy musieli pogodzić się z rozstaniem. Byle tylko Lenore nie pozwolono się go czepiać!
– Dobrze – zgodził się Tell z surową miną. – Ale Indra i tak zostanie ze mną.
– Wprowadzasz bałagan na moją listę – stwierdził Ram z pozorną obojętnością. – Miałeś zabrać Oko Nocy, Berengarię i Sol. W takim razie Berengaria pójdzie ze mną, i Jori.
Berengaria i Indra popatrzyły na siebie.
– To bardzo brzydko z ich strony – mruknęła Berengaria.
– Właśnie – szepnęła Indra. – Ja też tak się cieszyłam.
– Tell tego pożałuje.
– To nie jego wina, tylko tego okropnego Talornina. I Lenore, jego podstępnego szpiega, to ona się za tym kryje.
Po głosie Rama poznali, jak wiele wysiłku wkłada, by zapanować nad gniewem.
– Dobrze, idźmy dalej. Gondagilu, ty zajmiesz się największą grupą jeleni, bo wiesz, gdzie leży niemiecka wioska. Zwierzęta powinny przebywać po drugiej stronie. Czy mieszkańcy osady nie stanowią dla zwierząt niebezpieczeństwa, Helge?
Mina Warega nie wróżyła nic dobrego.
– Owszem, w większości nie, ale jest tam jeden kłusownik.
– Wobec tego musimy się pospieszyć. Gondagilu, weźmiesz ze sobą Jaskariego z powodu ciężarnej łani, Elenę, Móriego i Lenore. Tam musi być was więcej.
Indra zastanawiała się, w jaki sposób zamierzają przeprowadzić jelenie do Juggernauta i skłonić je do wejścia do wnętrza pojazdu, lecz dowódcy sprawiali wrażenie absolutnie spokojnych i pewnych siebie. Najwidoczniej mieli na to jakiś pomysł.
Wreszcie lista była gotowa. Siska otworzyła usta, żeby zaprotestować przeciwko zmuszaniu jej do przebywania w towarzystwie Tsi-Tsunggi, ale prędko z powrotem je zamknęła. Wiedziała, że trzeba się dostosować i nikogo nie denerwować zbędnymi protestami. Lenore już się wygłupiła, sprzeciwiała się głośno takiemu podziałowi na grupy, lecz jej reakcja nie została dobrze przyjęta. Siska nie chciała być taka jak Lenore.
Tak, Lenore do tego stopnia oburzyła się na przydzielenie jej do dużej grupy Gondagila zamiast do małej Rama, że odmówiła udziału w kolejnych przedsięwzięciach. Nie zgadzała się na degradację do pozycji sekretarki młodzieniaszka, któremu wydawało się, że jest zarówno lekarzem, jak i weterynarzem. Ram, słysząc to, nie posiadał się z oburzenia. Ostro oświadczył, że wobec tego Lenore zostanie przy Juggernaucie i będzie pomagać Chorowi, laborantowi i prawdziwemu weterynarzowi.
– Nie taki był mój cel, kiedy decydowałam się wziąć udział w tej wyprawie – wyrwało się Lenore.
Ram pociemniał na twarzy.
– A jaki był twój cel, Lenore?
Zacisnęła usta i nie odpowiedziała.
Cała dyskusja skończyła się wreszcie tym, że Lenore musiała zostać przy Juggernaucie. Takie rozwiązanie przyniosło ulgę wszystkim z wyjątkiem Chora i weterynarza, laborant natomiast rozjaśnił się, zawsze bowiem miał oko na piękne kobiety.
A oto jak wyglądała ostateczna lista Rama. Tak mu się przynajmniej wydawało. Okazało się bowiem, że ktoś pomiesza mu szyki i cały jego plan łącznie z listą weźmie w łeb.
Każda z grup miała wyznaczonego przywódcę.
Przy Juggernaucie: Chor, weterynarz, laborant, Lenore.
Rodzina składająca się z trzech jeleni: Goram, Miranda i Nidhogg.
Największe stado liczące trzynaście zwierząt, w pobliżu osady niemieckiej: Gondagil, Jaskari, Elena, Móri.
Osiem zwierząt na skraju moczarów: Ram, Berengaria, Jori.
Samotna para: Tell, Oko Nocy, Indra, Sol.
Sześć jeleni w tajemniczej górskiej dolinie: Helge, Marco, Oriana, Thomas, Nauczyciel.
Samiec samotnik: Kiro, Siska, Tsi, Dolg i Zwierzę.
Rozeszli się w wyznaczonych kierunkach. W każdej grupie znalazła się jedna kobieta, nie licząc Sol, ducha. Wszystkie młode kobiety w czasie tej ekspedycji przeżyły coś niezwykłego, poniekąd tak jak w zabawie „kośmy owies”: Ja wybieram ciebie, on wybiera ją, i zostaje tylko jedna…
A ze szczytu skał obserwowały ich rozżarzone ślepia, spod spragnionych krwi warg wyłoniły się brudne kły.
Z wolna groźne istoty zaczęły spuszczać się ze wzgórza.