Wcale mi się nie podoba ten las. Nigdy przedtem nie byłam w Ciemności, nie wiedziałam, że tu jest tak okropnie. Nic nie widać i tak zimno. Marznę, odkąd tylko znaleźliśmy się poza murem. Czy nikt nie mógł nas uprzedzić, że tak tu zimno? Mrok to zaledwie połowa strachu, chłód jest gorszy. Szkoda, że nie wzięłam długich spodni i dużego ciepłego swetra, ale nikt o tym nie wspomniał Mówili jedynie, że tutaj jest ciemniej, chłodniej i bardziej niebezpiecznie. Ale to tylko słowa, a one tak mało znaczą.
Czy Jaskari nie mógłby na mnie zaczekać? Cały czas rozmawia tylko z Gondagilem i z Mórim, a ja muszę się potykać w samotności. Nie wolno nam nawet używać latarek, mamy być niewidzialni.
To straszne, co przydarzyło się Jaskariemu i mnie, tak bardzo bym chciała usłyszeć teraz jego głos. Wszystko układało się już tak dobrze, wreszcie się odnaleźliśmy. Kiedy siedzieliśmy w tamtej restauracji, naprawdę czuliśmy, że należymy do siebie, i znów mieliśmy się spotkać. Przez całe życie nie byłam tak szczęśliwa jak wtedy, ale wygląda na to, że nie jesteśmy sobie pisani.
Jak mogło stać się coś tak okropnego? Dlaczego ta straszna Griselda musiała zniszczyć akurat nasz związek? Przecież my nic jej nie zrobiliśmy, po prostu chciała nas skrzywdzić.
A teraz Jaskari mówi, że nie może myśleć o seksie przynajmniej przez następne pięćdziesiąt lat.
Co można na to poradzić? Przecież ja się oszczędzałam dla niego, bo uważałam, że moi rodzice mają rację i tak właśnie należy postępować. Zachować to, co się ma najcenniejszego, dla tego jedynego. Indra i Berengaria tylko się ze mnie śmieją, mówią, że rodzice myślą tak, jak się myślało w osiemnastym wieku, ale ja chcę zachować czystość dla Jaskariego.
On uważał tak samo, wiem, i czuje się taki zbrukany, teraz, kiedy Griselda zaciągnęła go do łóżka. Nic dziwnego, że się pochorował, kiedy dowiedział się, co się stało, i doprawdy nie ma się czemu dziwić, że rozjechał ją Juggernautem, świetnie go rozumiem.
Ale pięćdziesiąt lat? Czy to nie przesada?
Do diaska, znów się potknęłam! Mam nadzieję, że nikt tego nie zauważył, to nic przyjemnego leżeć z nosem w mchu…
Ale nie, oni chyba wcale nie myślą o tym, że z nimi jestem. Muszą rozmawiać o czymś strasznie ważnym.
Elena była bliska rezygnacji. Nigdy nie należała do odważnych i cała sytuacja ją przerosła. Zaszlochała i dalej gramoliła się naprzód, w końcu jednak łzy ją oślepiły i znów się przewróciła.
Wreszcie ktoś sobie o niej przypomniał.
– Ależ, drogie dziecko – Móri pomógł jej wstać. – Cóż z nas za kawalerowie, rozmawiamy o krainie Gondagila i zapominamy o wszystkim innym.
Jaskari objął ją i patrzył na nią zaniepokojony.
– Uderzyłaś się?
– Nie, nie – zaszlochała. – Tylko to wszystko takie beznadziejne.
– Co takiego?
– Wszystko – wymamrotała, usiłując obetrzeć oczy i nos. – Nigdzie nie widzę światełka w tunelu.
Pozostali zdecydowali, że pozostawią uporządkowanie jej nastrojów Jaskariemu, i ruszyli przodem.
– To prawda, że tu bardzo ciemno – Jaskari usiłował zrozumieć Elenę. – Ale o tym przecież wiedzieliśmy.
– Ciemno? Nie tylko o to mi chodzi. Strasznie zmarzłam, poza tym ty i ja nie mamy żadnej wspólnej przyszłości i…
– Oczywiście, że mamy – pocieszył ją. – To przecież jasne, niech tylko najpierw upłynie trochę czasu.
– Jakieś pięćdziesiąt lat? – szepnęła Elena zduszonym głosem.
– Ależ, moja droga!
Wreszcie sobie przypomniał.
– Rzeczywiście chyba coś takiego mówiłem, ale tylko dlatego, że w tamtej chwili tak właśnie czułem – próbował naprawić błąd, lecz sam się zorientował, jak nieprzekonująco brzmi jego głos. – Droga Eleno, możemy przecież być przyjaciółmi…
Nie, tak też źle.
– Chodź, moja kochana – powiedział z fałszywą wesołością. – Przyznaję, że przestałem się już czuć jak nadzwyczaj wprawny kochanek, lecz jeśli okażesz mi cierpliwość, to być może jakoś się to wyprostuje.
Ojej, jakich on słów używa! Elena postanowiła jednak nie zwracać na to uwagi.
– Gdybym tylko wiedziała… że mam twoją… twoją…
– Miłość? – dopowiedział cicho. – Dobrze wiesz, że tak jest, Eleno. Chociaż akurat w tej chwili nie pragnę nikogo, to w każdym razie na pewno nie chcę żadnej innej, nigdy.
Jaskari jakby nie potrafił się wysławiać, miał jednak nadzieję, że Elena po prostu go zrozumie.
Wyglądało jednak na to, że tak niestety nie jest. Kiedy zaczęli gonić towarzyszy, Elena szła ze spuszczoną głową.
Jaskari domyślił się, że tym, co powiedział, w niczym jej nie pomógł. Próbował to jakoś naprawić.
– Zrozum, Eleno, po prostu teraz nie mógłbym znieść więcej… czułości i temu podobnych.
– Okazałeś jej czułość? – spytała cicho.
– Nie, to wszystko było takie brutalne, nie zdążyłem nawet pomyśleć.
– Ale sądziłeś, że to ja?
– Oczywiście.
– I było to po prostu brutalne?
– Eleno – jęknął zrozpaczony Jaskari – To nie ja sprawiłem, że tak było. To ona…
– Czyli ja?
– Nie, poddaję się – westchnął Jaskari. – Wszystko przekręcasz.
– Przepraszam. To dlatego, że życie wydaje mi się takie mroczne. I ten las wcale mi nie pomaga.
Znów potknęła się o korzeń drzewa, ale Jaskari ją złapał. Z piersi Eleny wyrwał się szloch, Jaskari przez chwilę przytrzymał ją w ramionach.
– Nie rozumiesz, co Griselda nam zrobiła? – szepnął, znajdowali się już bowiem w pobliżu towarzyszy. – Ona właśnie tego chciała, rozdzielić nas i wszystko zniszczyć. Nie pozwól jej wygrać, Eleno, wiesz, że cię kocham.
Nie odpowiedziała, tylko mocno przytuliła się do niego. Tak rozpaczliwie pragnęła do niego dotrzeć, chciała, by wszystko było tak jak przedtem, zanim pojawiła się podstępna czarownica.
Griselda jednak wydawała się niezniszczalna.
– No, jesteście wreszcie – wesoło powitał ich Móri. – Gondagil mówi, że zbliżamy się do osady niemieckiej, najlepiej więc, jeżeli będziemy posuwać się cicho, nie mamy czasu na towarzyskie przyjęcia.
Właśnie wtedy wyłapali sygnały Gorama i Mirandy.
Wszyscy czworo natychmiast chcieli ruszyć im z pomocą, lecz tak jak mówił Goram, znajdowali się za daleko. Twarz Gondagila była prawdziwym studium ścierających się uczuć. Strachu, bezsilności i nieskrywanej radości, o jaką przyprawiła go nowina o tym, że zostanie ojcem.
– Pomyśleć tylko, Miranda! – spontanicznie powiedziała Elena. – Ona jest przecież z nas najbardziej chłopięca. Nikt chyba by nie przypuścił, że ją pierwszą to czeka.
Gondagil rozpromienił się jak słońce, lecz tylko na moment. Zaraz znów górę wziął w nim lęk.
– Powinienem być przy niej, powinienem tam być – mruczał raz po raz pod nosem.
Nic jednak nie mogli zrobić, musieli iść dalej i z wielką ulgą przyjęli wiadomość, że Goram, Miranda i Nidhogg wraz z pierwszą trójką jeleni bezpiecznie dotarli do Juggernauta.
Ale wiadomość o istnieniu w lasach Ciemności krwiożerczych bestii o płonących oczach jeszcze bardziej przeraziła Elenę. Wprawdzie ona nie spodziewała się dziecka, no bo jak to możliwe, była najczystszą z czystych dziewic, ale każdego mogłaby przerazić informacja o grasujących w pobliżu stworach, które przypominają wilkołaki.
Minęli niemiecką osadę po drugiej stronie niedużego wzgórza, nie widzieli jej więc, i sami także przeszli nie zauważeni.
Jaskari wyczuł lęk Eleny i podał jej rękę. Ujęła jego dłoń i ściskała kurczowo, gdy przedzierali się dalej przez nierówny teren.
– Jeśli będziemy musieli tą samą drogą przeprowadzić zwierzęta, to bardzo mi ich szkoda – wyznała drżąco.
– Gondagil mówi, że spróbuje znaleźć inną drogę – odparł Jaskari.
Elena trzymała go za rękę i czuła, że chociaż nie mogą należeć do siebie pod względem erotycznym, to mimo wszystko są najlepszymi przyjaciółmi na świecie.
To zawsze jakaś pociecha, choć niewielka.
Nagle Gondagil i Móri zatrzymali się.
Pozostałym dali znak, by i oni przystanęli. Kiedy zaś przykucnęli, Elena i Jaskari poszli natychmiast w ich ślady.
Po drugiej stronie bagniska pojawił się jakiś człowiek. Nie zauważył ich, szedł krawędzią moczarów, wyraźnie się chowając. Był to starszy mężczyzna, nieduży, siwy, kiedyś jednak musiał mieć ciemne włosy. Na ramieniu niósł kuszę.
Elenę z początku zdumiał widok tak staroświeckiej broni, przypomniała sobie jednak opowieść Mirandy o tym, że w Królestwie Ciemności nie mają broni laserowej. Należało to chyba uznać za błogosławieństwo.
Jaskari, patrząc na nią, szepnął niemal bezgłośnie:
– Kłusownik?
Elena skinęła głową. Słyszeli przecież całkiem niedawno opowieść Mirandy o obrazie, jakie przesłało jej zwierzę, gdy spytała je o ranę na nodze. Jeleń był wówczas jelonkiem, a kłusownik drobnym, ciemnowłosym człowiekiem.
Wareg Helge mówił, że kłusownik pochodzi z osady niemieckiej; z tym jednym wyjątkiem mieszkali tam dobrzy ludzie.
Mężczyzna zniknął w lesie. Gondagil podszedł do nich i rzekł cicho:
– Czy możecie zaczekać tutaj w tym czasie, kiedy ja i Móri się nim zajmiemy? Nie chcemy, żeby postrzelił któregoś jelenia, nie powinien też widzieć, że zabieramy stąd zwierzęta.
Co z nim zrobicie? chciała spytać Elena, lecz bała się odpowiedzi.
– Schowajcie się w tych głębokich zaroślach – pokazał Gondagil.
Jaskarim owładnęła rozterka: miał wielką ochotę wziąć udział w polowaniu na kłusownika, a jednocześnie czuł się odpowiedzialny za Elenę.
Zwyciężyło poczucie odpowiedzialności.
Wkrótce potem para młodych ludzi schowała się w zaroślach wśród połamanych gałązek, opadłych liści i pajęczyn.
– A więc pająki odnalazły drogę do wnętrza Ziemi – mruknął Jaskari. – No tak, można się było tego spodziewać. One lubią wpełzać w mroczne dziury. Kto wie, może przeszły aż tutaj?
– Chyba raczej ktoś je tu przyniósł – stwierdziła Elena.
– Może i masz rację.
Elena czuła się śmiertelnie zmęczona, ale nie chciała o tym mówić. Nie chciała się skarżyć.
– Ty się cała trzęsiesz – zauważył zdziwiony Jaskari.
– Rzeczywiście muszę przyznać, że zmarzłam – Elena próbowała się uśmiechnąć.
– Jesteś stanowczo za cienko ubrana. Masz! Otulił ją zdjętą z ramion kurtką. Elena z początku chciała protestować, lecz kiedy zobaczyła, że Jaskariemu został jeszcze gruby sweter, zapomniała o swych odwiecznych wyrzutach sumienia i zaczęła się rozkoszować jego ciepłem, które pozostało jeszcze w materiale kurtki. Skulona postanowiła cieszyć się tym, co ma. Siedzieli tuż przy sobie, oparci o wywrócone drzewo, starając się nie pamiętać, że z mchu pokrywającego ziemię nadpełza wilgoć.
Od strony Gondagila i Móriego nic nie słyszeli, w lesie panowała cisza. Elena zastanawiała się, co by się stało, gdyby wśród ciemności pojawiły się nagle owe płonące czerwone ślepia. Siedzieli co prawda akurat w takim miejscu, że od razu by zobaczyli, z jakimi istotami mają do czynienia. Tu nikt nie mógł się ukryć w mrocznych zakątkach. Zastanawiała się, czy Jaskari ma jakąś broń, którą mogliby walczyć, ale Nidhogg zdaje się mówił Goramowi, że na takie bestie i pistolet laserowy nie pomoże.
– Uf…
Czuła brodę Jaskariego na włosach, patrzyła na dłoń, którą ją obejmował, ujęła ją i wolno zaczęła pieścić. Gładziła ją kciukiem, nieświadoma własnego zmysłowego ruchu. Rozmarzona i zasmucona siedziała przy tym, którego prawie już miała, lecz utraciła.
– Jestem zrozpaczony – cicho powiedział Jaskari.
Poczuła, jak jego głos wibruje ponad jej włosami.
– Tym, że tak się stało… – Drugą ręką odruchowo głaskał ją po ramieniu. – Mogłoby nam teraz być tak wspaniale. Zawsze o tobie marzyłem, o tym, żeby być z tobą. Kochać cię w pełni, pokazać, jak bardzo mi na tobie zależy. Teraz już nie jestem w stanie.
Elena ciężko przełknęła ślinę.
– Jaskari, dla mnie miłość nie jest rzeczą zwyczajną. Tamta straszna przygoda z Johnem zakończyła się kompletnym fiaskiem, ja… ja niczego nie potrafię, nic nie wiem. Moi kochani rodzice nigdy o niczym mi nie mówili, powtarzali tylko, że muszę zachować czystość aż do ślubu. Wiem, że w dzisiejszych czasach to nonsens, ale we mnie ich zalecenia tkwią bardzo mocno. Wszystko, co wiem, usłyszałam od Indry, która ma sporo doświadczenia, choć wcale nie tyle, ile udaje, że ma. Jestem chyba ostatnią osobą, która mogłaby ci pomóc wydobyć się z kryzysu po tym gwałcie, którego dopuściła się Griselda.
– Nie masz racji, Eleno – szepnął z zapałem Jaskari. – Ty ze swoją czystością jesteś jedyną osobą, która jest w stanie to uczynić, ale mówiąc szczerze, nie wiem, jak miałabyś to osiągnąć. Oboje jesteśmy tacy zablokowani przeżytymi wstrząsami, że nie mamy chyba na to żadnych szans.
Nie zagadajmy naszej miłości na śmierć, pomyślała Elena, lecz zaczęła dostrzegać pewną nadzieję. Jaskari nie pozostawał obojętny na jej bliskość, wyczuła lekkie drżenie jego klatki piersiowej, poznała to także po dłoni, która zaczynała pieścić ją bardziej świadomie, i po drżeniu jego ręki, gdy jej dotykała.
Pocałuj mnie, Jaskari, pomyślała i starała się przekazać mu tę prośbę telepatycznie.
Nigdy nie miała okazji się dowiedzieć, czy jej próba okaże się skuteczna czy też nie, w tej samej chwili bowiem pojawili się Gondagil i Móri.
Elena i Jaskari natychmiast poderwali się z ziemi.
– I jak? – spytał Jaskari.
– Unieszkodliwiliśmy go – odparł cierpko Gondagil. – Przynajmniej na jedną dobę.
– Co zrobiliście? – dopytywali się zaniepokojeni. – Rozmawialiście z nim?
– Nie było takiej potrzeby, i lepiej się stało, że on nas nie widział.
Jaskari szeroko otworzył oczy.
– Zaatakowaliście go od tyłu?
Gondagil uśmiechnął się krzywo.
– To też nie było konieczne. Móri zaklęciami zesłał na niego sen. Oczywiście kłusownik słyszał początek jego pieśni, ale dobrze się ukryliśmy. Najgorsze, że i ja o mały włos nie zasnąłem, Móri musiał kuksnąć mnie w bok.
Roześmiali się cicho. Napięcie w mrocznym lesie trochę ustąpiło.
– A teraz zwierzęta – zapowiedział Gondagil. – Widzieliśmy je, są tam.
Poczłapali dalej po nierównościach, musieli okrążyć bagnisko, przejść przez kolejną leśną gęstwinę, aż wreszcie rozpostarła się przed nimi wielka łąka i tam wśród irytującego półmroku ujrzeli jelenie.
Elena i Jaskari po raz pierwszy widzieli megacerosy, nie śniło się im nawet, że są takie wielkie i że jest ich aż tyle.
Nigdy sobie nie poradzimy, pomyślała Elena z niewiarą. Jak my je wszystkie zabierzemy i wprowadzimy do Juggernauta? Boję się im choćby pokazać, te ich rogi!
– Ojej – szepnął Jaskari, wskazując na prawo. – Tam leży kłusownik, ale gdzie się podziała jego kusza?
– Schowaliśmy ją – łobuzersko uśmiechnął się Gondagil.
– Musiał akurat celować w któreś zwierzę – słabym głosem zauważyła Elena.
– Owszem, przybyliśmy w samą porę.
Jaskari na wpół sparaliżowany bezsilnością przyglądał się zwierzętom, które na razie jeszcze ich nie zauważyły, chociaż „wartownicy” wyraźnie się zaniepokoili.
– Cóż za olbrzymy, w jaki sposób…
– Ale czy nie powinno ich być trzynaście?
– Owszem.
– Tu jest tylko dwanaście.
Wszyscy w milczeniu zaczęli liczyć. Elena zauważyła szarego samca, trudno go było nie dostrzec, okazał się naprawdę wielki i potężny.
– Rzeczywiście, dwanaście – przyznał Gondagil. – To niedobrze.
Wszyscy pomyśleli o tym samym, o kłusowniku. Mógł być tutaj już wcześniej.
Ale nie, nie próbowałby tak prędko upolować kolejnego jelenia. Olbrzymie zwierzę wystarczyłoby na długo jako pożywienie dla całej rodziny.
– Nie ma wśród nich tej ciężarnej łani – cicho zauważył Jaskari. – Gorzej już być nie mogło.
Zrozumieli, że ich praca stanie się po dwakroć trudniejsza. Łania najprawdopodobniej odeszła już gdzieś w zaciszne miejsce, żeby się cielić. W jaki sposób zdołają odnaleźć ją tak prędko? Gondagil pragnął wracać do Juggernauta, żeby być przy Mirandzie, zresztą czas ich pobytu w Ciemności był ograniczony, ekspedycja miała potrwać najwyżej trzy dni, a trwała już dzień drugi.
Gondagil wezwał Rama i wyjaśnił mu sytuację. Lemur przekazał wieści wszystkim grupom z prośbą, by i inni rozglądali się za łanią.
Nie zauważona przez stado zwierząt czwórka rozproszyła się po lesie otaczającym łąkę. Móri i Gondagil poszli w jednym kierunku, Jaskari i Elena w przeciwnym.
Spotkali się po drugiej stronie łąki, ale nigdzie nie natknęli się na ślad łani ani cielątka.
Móri podjął decyzję.
– Gondagilu, ty chcesz jak najprędzej wrócić do Mirandy, a Elena zmarzła i wygląda właściwie na wykończoną. Razem zaprowadzicie więc jelenie do Juggernauta, a my z Jaskarim zajmiemy się poszukiwaniem łani.
Było to w istocie najrozsądniejsze rozwiązanie, chociaż Elena nie mogła oderwać oczu od Jaskariego.
– Ale czy my we dwoje zdołamy zabrać wszystkie zwierzęta? – zaprotestowała, zwracając się do Gondagila.
On odpowiedział po namyśle:
– Jeśli uda nam się przekonać samca przewodnika, to na pewno się powiedzie. Ale przyznaję, trudno może być utrzymać je w gromadzie.
Ram przysłuchiwał się ich rozważaniom, ponieważ sieć telefoniczna mu to umożliwiała.
– Od samego początku było was za mało, a to dlatego, że przenieśliśmy Dolga do grupy Kira.
Właśnie, przyznała w myślach Elena, wszystko przez to, że Kiro bał się zostać sam na sam z Siską i Tsi. Dobrze, że to nie ja tak komplikuję stosunki podczas tej ekspedycji.
– Tak być nie może – stwierdził Ram. – Zarówno moja grupa, jak i grupa Tella znajduje się w pobliżu, czekajcie na nas!
Wiedzieli, że grupka Rama zabrała już osiem zwierząt z ulubionego miejsca Helgego na skraju moczarów i kierowała się tam, gdzie parkował Juggernaut. Mogła, rzecz jasna, zawrócić i w krótkim czasie przybyć im na pomoc, prowadząc jednakże ze sobą osiem jeleni.
Grupa Tella nie odnalazła na razie samotnej pary, ale jej przywódca przypuszczał, że nie okaże się to szczególnie trudne.
Tell mówił z wyraźnym wzburzeniem, obiecał, że wyjaśni wszystko później, sporo bowiem przeżyli. Coś opóźniło im wykonanie zadania.
Ramowi i jego towarzyszom, Berengarii i Joriemu, udało się zebrać wszystkie osiem jeleni i wdzięczność za to winni byli Mirandzie. Oni również mieli coś interesującego do opowiedzenia.
– Zdaje się, że sporo się działo w lesie – mruknął Gondagil.
Elena spoglądała za Jaskarim i czuła się bezsilna wobec własnego zagubienia Powinna skorzystać z sytuacji i okazać mu swoją miłość właśnie teraz, kiedy obchodzili łąkę i nikt ich nie widział. Zdecydowała jednak, że będzie delikatna i zachowa milczenie, nie objęła go, choć miała na to wielką ochotę, nie chciała bowiem, by porównywał ją do Griseldy i jej bezwstydnych umizgów. Jemu więc pozostawiła ewentualne podjęcie inicjatywy. Jaskari jednak wciąż był milczący i ponury. Tak więc szansa przeszła jej koło nosa. Westchnęła głęboko i zrezygnowana poszła za Gondagilem. Jaskari i Móri zniknęli w ciemnym lesie.
Powinnam spróbować pocałować go pierwsza, myślała zrozpaczona Elena, wiedziała jednak, że nie jest kobietą, która kiedykolwiek zdobędzie się na podobny ruch. Nigdy!
Urodziła się, by ponieść klęskę!