Kiedy Ram i Indra opuścili bezpieczną łąkę, Lemur poprowadził ich w okolice, gdzie jego pierwsza grupa szukała pary jeleni, w pobliże wymarłej osady. Wybrał jednak inną drogę, po drugiej stronie wioski.
Nie upłynęło wiele minut, a już Indra zasypała go pytaniami.
– Odpowiedz mi szczerze, Ramie – rzekła surowo, starając się dotrzymać mu kroku, co wcale nie było łatwe. – Czy to prawda, że próbowałeś odebrać sobie życie tamtym razem, gdy przeżyłeś zawód miłosny?
Ram zatrzymał się tak gwałtownie, że o mało na siebie nie wpadli.
– A cóż to za głupstwa?
– Lenore tak twierdzi. Mówi, że zrobiłeś to z miłości do niej.
– Ha! – wykrzyknął Ram urażony i znów zaczął iść. – Nigdy nie chciałem odbierać sobie życia.
– Tak też jej powiedziałam.
– A już na pewno nie z powodu takiego zera jak ona.
Mów tak jeszcze, pomyślała Indra zachwycona.
– No cóż – rzekła głośno. – Jestem w pełni usatysfakcjonowana.
– Czy ona naprawdę coś takiego mówiła? – burknął Ram. – To przecież absurd! W dodatku bardzo nieprzyjemny.
– Powiedziała, że kochałeś tylko jedną kobietę, właśnie ją, i że w związku z tym powinnam przestać się ośmieszać.
– Owszem, kochałem tylko jedną kobietę, lecz to nie była ona.
Indrze ciarki przebiegły wzdłuż kręgosłupa, ale nie śmiała pytać o żadne imię, wolała karmić się marzeniami.
Czy ciągle będziemy musieli iść jedno za drugim w ciemności i rozmawiać o uczuciach, tak jakby były towarem na sprzedaż? zastanawiała się. Podobnie było na Przełęczy Wiatrów, w drodze do Nowej Atlantydy, i teraz znów jest tak samo.
– Masz jakiś plan poszukiwania? – spytała, chcąc zmienić temat na bardziej neutralny.
– Tak, Oko Nocy znalazł jakiś ślad wśród mchu, kiedy szukali tu samca samotnika – odparł Ram. – Przekazał mi wskazówki, gdzie mniej więcej powinienem się rozglądać, to gdzieś tu w pobliżu.
Indra szła ze wzrokiem utkwionym w ziemię i starała się wyglądać jak prawdziwy tropiciel.
– Tu są ślady butów – oznajmiła.
– Tak, widziałem je, to buty na jakichś bardzo prymitywnych podeszwach, chyba jesteśmy niedaleko… Do diabła, wychodzimy prosto na niemiecką osadę! Nie tak miało być!
– Może moglibyśmy tam się rozpytać? Bo czy ty, Miranda i Gondagil nie odwiedziliście jej kiedyś?
– Byłem tam dwa czy trzy razy, na pewno więc mnie znają, ale nie możemy pytać ich o jelenie, znów będziemy musieli wysłuchiwać tego samego: „Dlaczego jelenie? Dlaczego nie ludzie? Dlaczego nie my?”
– Ja wcale nie myślałam o jeleniach.
– Aha. – Ram popukał się w głowę. – Chodź, spróbujemy! Szukanie zwierząt tutaj i tak nie ma sensu, one nigdy nie podchodzą tak blisko zabudowań.
Chwilę później dostrzegli już pierwsze domy w niemieckiej osadzie.
Indra była zachwycona.
W „zmierzchu”, jak nazywała wieczny półmrok panujący w Ciemności, zobaczyła stare domy z muru pruskiego wznoszące się na starannie dobranym miejscu, na zboczach widniejących w oddali gór. Nie były to Góry Czarne, położone znacznie dalej, lecz o wiele jaśniejsze góry Siski.
Osada sprawiała wrażenie bardzo dobrze utrzymanej, choć z naturalnych powodów brakowało tu finezji szczegółów, zwyczajnej w zewnętrznym świecie. Dołożono jednak wszelkich starań, by jak najbardziej przypominała średniowieczne niemieckie miasteczko. Bez wątpienia należało nazwać ją piękną.
Ledwie zdążyli dotrzeć do pierwszych zabudowań, gdy zatrzymało ich głośne: „Halt! Wer da?”. Słowa padły z dachu, na którym wołający ukrywał się za którąś z malowniczych przybudówek.
Ram przedstawił siebie i Indrę, oświadczył też, że przybywają w pokojowych zamiarach. Na dachu ukazał się strzelec z kuszą, ale zaraz opuścił broń.
Ram zawołał do niego:
– Od kiedy tu, w Ciemności, konieczne jest celowanie z broni do obcych przybyszów?
– Cierpimy wielką biedę, Strażniku Słońca! Poczekaj, zaraz do ciebie zejdę.
Wkrótce potem otworzyła się jakaś brama i wyszedł z niej jowialny mężczyzna, najwidoczniej umiejący docenić rozkosze stołu. Przywitał się z nimi przyjaźnie, uściskiem dłoni, i zaczął opowiadać. Mówił, że ostatnio po lasach zaczęły krążyć złe moce, trzeba było wzmocnić straże wokół osady i przestano wpuszczać obcych. Może wysłannicy Królestwa Światła zdołają zaradzić tej strasznej sytuacji?
Ram odparł, że właściwie przybyli tutaj w innym celu, zauważyli jednak obecność złych mocy, obiecał też, że zrobią co tylko się da, lecz to może trochę potrwać, trudno bowiem stwierdzić, jakiego rodzaju jest to zło, ale…
Niemiec przerwał mu, mówiąc, że oni także tego nie wiedzą, złe istoty zaatakowały bezbronną wioskę w pobliżu, a teraz w niemieckiej osadzie obawiano się, że następnym celem będą właśnie oni. Utracili już nawet kilku mieszkańców.
No właśnie, co wydarzyło się w tamtej wiosce? zastanawiała się Indra.
Ale o tym Niemiec także nie umiał powiedzieć nic konkretnego, wiedział jedynie, że ludzi zabito i…
Urwał.
– I pożarto? – dodał Ram pytająco.
Rzeczywiście, miał rację. Nie wiadomo, czy ktokolwiek przeżył, nikt bowiem nie śmiał tego sprawdzać.
– Od jak dawna to trwa? – dopytywał się Ram.
Niemiec wzruszył ramionami. Z początku docierały do nich jedynie plotki, a potem działy się różne rzeczy. Może trwało to już kilka miesięcy, nie wiadomo, zaczęło się cicho i niespodziewanie.
Indra powiedziała, że kłusownik pochodzący z tej osady musi być prawdziwym śmiałkiem, skoro odważa się wypuszczać tak na własną rękę. Wyszedł znów, no cóż, ach, tak? To na pewno dobrze się nie skończy.
Ram obiecał, że Królestwo Światła spróbuje zająć się tą sprawą, i pożegnali się. Indra i on mogli iść dalej.
– W każdym razie wiem, gdzie jesteśmy – stwierdził Ram. – Chodź ze mną, spróbujemy odnaleźć ślady zwierząt.
Po koleżeńsku objął ją za ramiona, a ona otoczyła go ręką w pasie. Było to być może nierozsądne, lecz obojgu podobała się ta bliskość. Gawędząc posuwali się w innym kierunku niż poprzednio, wchodzili w głęboki las.
Trudno stwierdzić, kiedy nastąpiła w nich zmiana. Rozmowa z wolna cichła, umilkli, uświadamiając sobie wzajemną bliskość. Indra odsunęła rękę, Ram także ją puścił.
Nie, to niedobrze, pomyślała Indra, bała się nawet oddychać. Powiedz coś, powtarzała w myślach, powiedz cokolwiek, mów o lesie, o jedzeniu, choćby o wieszakach na ubranie, o czymkolwiek,
Ale serce waliło jej tak mocno, że nie była w stanie się skupić na żadnym temacie rozmowy. Znów szła za nim, depcząc mu po piętach, nawet to jednak nie na wiele się zdało, bo jego plecy i czarne włosy nad krótką peleryną, opadającą na wąskie biodra, pociągały ją tak samo jak wszystko inne w nim.
Ale wpadłam, pomyślała, pochłonęły mnie moje pragnienia, tęsknota za nim, nie mogę mu nic powiedzieć, chociaż tak bardzo chciałabym, by to usłyszał, bo on czuje tak samo, poznaję to po jego sile przyciągania, nigdy nie działał na mnie równie mocno jak teraz. Mam wrażenie, jakby otaczała go aura zmysłowości.
A wszystko między nami jest zakazane tylko dlatego, że ja jestem nędznym człowiekiem, a on Lemurem, krzyżówką człowieka i Obcego.
Ram właściwie jest nawet czymś więcej, skrzyżowaniem Lemura z Obcym.
Nieosiągalny.
Ale on mnie chce, jakie to więc ma znaczenie? Wiem o tym, wyczuwam wibracje w powietrzu, jakby było naładowane tym, co tak trudno określić.
Boże, nie wytrzymam, coś musi się stać, i to prędko, inaczej powiem albo zrobię coś, co nie jest dozwolone.
Wtedy Ram się zatrzymał i nie patrząc na nią, powiedział:
– To jest obszar, o którym mówił Oko Nocy, teraz musimy szukać.
Ale jego głos brzmiał niewyraźnie, jak gdyby wyduszał z siebie słowa.
– Tu są ślady jeleni! – zawołała wkrótce dziewczyna. – Ach, jakie wielkie!
Podszedł do niej.
– Masz rację. I tam zaraz są kolejne. I obok jeszcze jedne. Odrobinę mniejsze. Tak, to dwa jelenie, szły tędy.
Pokazał jej nowe tropy i zaraz poszli za nimi, a ponieważ znaleźli jeszcze jeden odcisk kopyta, dalej posuwali się w tę samą stronę.
W wąskim przesmyku między drzewami stało się coś, co sprawiło, że zapomnieli o swojej misji. Wpadli na siebie i Ram przestraszony, że Indra straci równowagę, mocno ją przytrzymał.
Znieruchomieli jak na zatrzymanym kadrze filmu, Indra wpatrywała się w czarne oczy ukochanego, widziała, jak bardzo męska jest jego twarz, choć jednocześnie niezwykle gładka. Wiedziała, że Lemurowie nie mają zarostu, i w zdenerwowaniu zaczęła się zastanawiać, czy dotyczy to całego ciała. Raz już miała okazję się przekonać, że przynajmniej na torsie Ram nie ma włosów, zdjął kiedyś przy niej swoją szatę Strażnika.
Do diaska, cóż to za myśli, Indro, czyżbyś kompletnie już oszalała?
Ale kto zdoła w takiej chwili zapanować nad swoimi myślami?
Pochwyciła ją bijąca od niego aura ciepła i miłości, otoczyła niczym ochronny mur. Ram wciąż trzymał ją za rękę, jak gdyby nie był w stanie jej puścić.
– Nie wolno nam tego robić – rzekł schrypniętym głosem. – Przyrzekłem na własny honor i sumienie, że nie złamię obowiązujących zasad.
– Za to ja niczego nie obiecywałam – miękko zauważyła Indra. Zorientowawszy się, jak bardzo on jest wzburzony, nagle odzyskała pewność siebie. – Absolutnie niczego nie obiecywałam i zrobię właśnie to, co będę chciała, ale nie przekroczę żadnych granic, dobrze wiesz.
Ram popatrzył na nią pytająco, niepewny, do czego zmierza. Indra podniosła rękę i wolnym ruchem pogładziła go po policzku.
– Od tak dawna już pragnęłam to zrobić, poczuć twoją skórę pod palcami, czuć, jak wibruje pod dłonią. Chciałam ci pokazać, jak bardzo cię lubię.
Już miała odsunąć rękę, ale wtedy on złapał ją za nadgarstek i przytulił usta do wnętrza jej dłoni. Przez ciało Indry przebiegł gorący dreszcz, pogłaskała go po włosach, poczuła, jak są inne od ludzkich, bardziej jedwabiste, choć każdy pojedynczy włos był o wiele mocniejszy.
Kolana jej drżały, ledwie mogła się utrzymać na nogach. Znaleźli się tak blisko siebie, to zbyt silne przeżycie, i takie cudowne, a zarazem bolesne.
– Chyba nie powinniśmy… – zaczęła, lecz on przerwał jej ledwie dostrzegalnym ruchem głowy. Powolutku zaczął przyciągać ją coraz bliżej.
– Kiedyś już tak staliśmy – szepnął jej do ucha. – I wtedy dobrze się skończyło. Nikogo tym nie urazimy.
Tak, nikogo poza nami, westchnęła Indra, choć nie do końca pojmowała sens tej myśli.
Poczuła jego usta przy swoim uchu, przesunął je na policzek, tylko musnął, a Indra wstrzymała oddech. Gdyby odrobinę odwróciła głowę, pocałowałby ją.
Przez sekundę narastało pulsujące napięcie między nimi, żadne nie śmiało się nawet ruszyć, lecz Indra czuła, że Ram cały drży od hamowanych pragnień.
– Kocham cię, Indro – szepnął cicho jak tchnienie wiatru.
Indra przejęta nabrała powietrza w płuca.
– Nigdy nie kochałem żadnej innej – ciągnął. – I nigdy nikogo innego nie pokocham.
To były wielkie słowa, lecz Indra wiedziała, że są prawdziwe.
Z trudem przełknęła ślinę.
– Ram, ty wiesz, że ja… czuję to samo.
– Tak, i to stanowi radość mego życia.
Ten szept napłynął jakby z najodleglejszych głębi jego duszy.
– Co my zrobimy, Ram? – szepnęła Indra. – Czy muszę z ciebie zrezygnować?
– Ja nie mam zamiaru się poddawać – odparł zdecydowanie. – Muszę porozmawiać z Markiem, on coś wie o Talorninie, wie, dlaczego tak się upiera. Marco widzi jakieś rozwiązanie, tak mówił, ale nie dokończyliśmy rozmowy. Cicho, co to było?
Podnieśli głowy, lecz nie odstępowali od siebie.
– Ja też coś słyszałam, jakiś głos. Tak, jakby ktoś coś mówił, nieco dalej w dole.
– Czy to może być zagubiona grupa Kira?
– O, nie, na pewno nie, oni są daleko stąd, a Niemcy nie wychodzą z osady. Chodź, zobaczymy, co to takiego.
Przekradli się przez las na skraj otwartej przestrzeni i popatrzyli w dół zbocza.
– Oczywiście, ta opustoszała osada. No tak, to jasne, obeszliśmy półkolem wioskę niemiecką.
– Spójrz, ktoś chodzi między domami! Tam są jacyś ludzie, pójdziemy porozmawiać z tymi nieszczęśnikami.
Indra poszła za nim. Posuwali się mniej więcej w tym samym kierunku co para jeleni, mogli więc nadłożyć trochę drogi.
Tym razem w miejscu, gdzie zaczynała się ulica przecinająca osadę, spotkali ich przerażeni ludzie. Dwaj mężczyźni i jedna kobieta.
– Musicie nam wybaczyć – odezwał się starszy człowiek, wycieńczony i udręczony. – Widzieliśmy was poprzednim razem, ale baliśmy się, że należycie do nich. Teraz już wiemy, że przybywacie z Królestwa Światła.
Ram skinął głową.
– Wyjaśnijcie, co tu się stało?
– Gdybyśmy potrafili – westchnął młodszy z mężczyzn. – Nasi najbliżsi po prostu znikają, nigdy nie udało nam się zobaczyć, kto ich porywa, odnajdujemy jedynie… szczątki w lesie. To jakiś straszliwy koszmar.
– Było nas dwadzieścioro w tej osadzie – odezwała się kobieta. – A zostało siedmioro, a właściwie sześcioro, bo jednego straciliśmy dzisiaj. Porywają wszystkich po kolei, ratuj nas, Strażniku! Ocal przed tym, co się tutaj dzieje!
Ram był naprawdę wstrząśnięty.
– Zrobimy, co tylko w naszej mocy. Czy wiecie, co to za stwory i skąd się wzięły?
Popatrzyli na siebie, wreszcie starszy z mężczyzn, rozejrzawszy się z przerażeniem dokoła, odpowiedział:
– Domyślamy się, wysoki Strażniku, mamy bowiem dwoje gości… którzy szukają u nas schronienia. Przypuszczamy, że złe istoty ścigają właśnie ich.
Dłoń Rama zacisnęła się mocniej na ramieniu Indry.
– Co to za goście?
– Uciekinierzy z Gór Czarnych, skryli się tutaj.
Indra i Ram popatrzyli na siebie. A więc straszydła przybyły stamtąd? To mogło się zgadzać. I ci goście…
– Opowiedz mi o nich coś więcej.
– Jeden był kiedyś u was wysokim Strażnikiem, druga to kobieta, również z Królestwa Światła. Przypuszczamy, jak już mówiłem, że te bestie przybyły z Gór Czarnych i ścigają uciekinierów.
– Zaprowadź nas do waszych gości, muszę z nimi pomówić.
Mieszkaniec osady wahał się.
– Oni się ukrywają – oświadczyła kobieta. – Są bardzo wycieńczeni i rzecz jasna boją się obcych.
– Przekażcie im pozdrowienia od Rama. Jestem ich starym przyjacielem i chcę im pomóc.
– Dostać się do Królestwa Światła?
– Oczywiście – kiwnął głową Ram.
Młodszy z mężczyzn pobiegł, by sprowadzić tamtych dwoje, starszy zaś spytał:
– Wysoki panie… czy myślicie, że my także moglibyśmy pójść z wami? Nie mamy już sił, by dłużej żyć wśród tego strachu.
„Wysoki panie”? Indra w jednej chwili poczuła się taka mała i nieważna. Czy naprawdę ośmieliła się kochać kogoś o tak znaczącej pozycji? Prawie się wystraszyła.
Ram wahał się.
– Sześcioro? Plus tamtych dwoje? Nie wiem. Oczywiście nie pozostawimy was tutaj bez żadnej ochrony, ale jest was trochę zbyt wielu, i tak już w powrotnej drodze będzie nam bardzo ciasno. Czy nie możecie przenieść się z powrotem do osady Niemców?
Obydwoje, mężczyzna i kobieta, wyglądali na naprawdę wstrząśniętych.
– To się nie uda, oni nas tam nie wpuszczą!
– No tak, to być może całkiem zrozumiałe, ale zagrożenie, jakie wisi nad wami… Zrobię dla was, co będę mógł.
Z jednego z domów wyszedł tamten młodszy mężczyzna, a za nim jakaś młoda para. Szli niepewnie, rozglądając się podejrzliwie dokoła.
– Hannagar! – zawołał Ram. – Drogi przyjacielu, ledwie cię poznałem. I Elja! Ileż to już czasu upłynęło!
Rozjaśnili się. A Indra nie posiadała się ze zdumienia, że Ram może nazywać Hannagara drogim przyjacielem, skoro rywalizowali o względy tej samej kobiety. Coraz bardziej zdawała sobie sprawę z tego, że Lenore nigdy tak naprawdę nic nie znaczyła dla Rama.
Kiedy podeszli bliżej, Indra zrozumiała coś jeszcze, a mianowicie, dlaczego Lenore wybrała Hannagara. Miał teraz wprawdzie zapadnięte oczy, z wycieńczenia chwiał się na nogach, lecz mimo tego był naprawdę czarujący. Chłopięcy, swobodny, spragniony życia, o wiele przystojniejszy od Rama. A jednak Indra wolała powagę i łagodny smutek swego przyjaciela, jego wyrozumiałość, troskliwość i autorytet. Tego wyraźnie brakowało Hannagarowi.
Odruchowo ujęła Rama za rękę, chcąc dać mu dowód swojej lojalności. „Ty i ja należymy do siebie”. Lenore może zatrzymać swego Hannagara, Indra gorąco będzie jej życzyć szczęścia.
Dwoje prześladowanych niezmiernie się ucieszyło na widok starego przyjaciela.
– Zabierz nas stąd! – błagali. – Na Święte Słońce, zabierzcie nas ze sobą!
– Oczywiście, nie zostawimy was tutaj – odparł Ram poruszony. – Ale dlaczego się tu ukrywacie? Dlaczego nie wracacie do Królestwa Światła?
Uśmiech zniknął z twarzy Hannagara
– A w jaki sposób?
– No tak, masz rację – przyznał Ram. – W jaki sposób można przedostać się przez mur? To musiał być dla was prawdziwy koszmar, ale teraz już wrócicie.
– Ach, gorące dzięki! – westchnął Hannagar. – A czy nasi towarzysze kiedykolwiek tam dotarli? Wyruszyli stąd, chociaż staraliśmy się ich ostrzec. Udało się im? Ardorisowi, Camie i tamtym trzem?
Ram pokręcił głową.
– Niestety, zginęli na morzu piasku.
Dwoje uciekinierów pokiwało tylko głowami. Ogromnie byli zasmuceni wiadomością, choć właściwie się jej spodziewali.
Ram wyjął telefon.
– Tell? Co się u was dzieje? Czy transport do Juggernauta już wyruszył?
– No, nareszcie się odzywacie! – odparł Tell. – Myśleliśmy już, że ktoś was zaczarował.
Ram i Indra popatrzyli na siebie, uśmiechając się zagadkowo.
Tell ciągnął:
– Tak, Móri już odszedł, zabrał piętnaście jeleni, Berengarię i matkę Helgego, pomimo jej protestów, w Juggernaucie będzie bezpieczniejsza.
– Dobrze, Tellu, gdzie jest Jori? Przydałby nam się tutaj, a raczej jego gondola.
– Jori akurat wylądował przy Juggernaucie.
– Doskonale, nareszcie wyjątkowo coś naprawdę się układa w tej przeklętej Ciemności. Skontaktuj się z nim natychmiast i poproś, żeby zabrał Lenore na łąkę. Czeka ją niespodzianka, w dodatku przyjemna.
Indra zauważyła spojrzenia, jakie posłała sobie para zbiegów. Czy kryło się w nich rozczarowanie? Irytacja? A może troska?
A jeśli ich powrót do Królestwa Światła pociągnie za sobą nieprzewidziane konsekwencje? pomyślała. Niespodzianka może się dla Lenore okazać nie taka znów przyjemna.
Indra ukradkiem zaczęła przyglądać się kobiecie. I ona wywodziła się z rodu Lemurów, sprawiała jednak wrażenie, że ma bardziej ludzkie rysy niż większość z nich, może była skrzyżowaniem Lemura z człowiekiem? Dlaczego więc ona i Ram nie mogliby…
Znów zaczęła przysłuchiwać się rozmowie.
– Tak, tak, zgadłeś, Tellu, to Hannagar i Elja. Zastanów się, czy możemy zabrać ze sobą jeszcze sześć osób? Tak, to resztki mieszkańców tej wymarłej osady. Jeśli ich stąd nie zabierzemy, to chyba grozi im śmierć.
Tell zastanawiał się, nie mógł podjąć decyzji, wreszcie postanowił porozumieć się z Chorem. Gondola wszak mogła również zabrać kilka osób. Być może więc…
Kiedy Ram zakończył rozmowę, Hannagar powiedział:
– Nie przedstawiłeś nam jeszcze swojej nowej przyjaciółki, Ramie? Widzę, że gustujesz teraz w dziewczętach z ludzkiego rodu.
Indrze absolutnie nie spodobało się jego nastawienie do niej, i najwyraźniej Ramowi również. Przedstawił Indrę w krótkich słowach, dodał, że dziewczyna wywodzi się z bardzo wyjątkowego rodu, ale mówiąc to objął ją, żeby pokazać, po czyjej stronie jest jego sympatia.
Dziękuję, Ram, pomyślała Indra.
– A więc Lenore jest tutaj? – spytał Hannagar. – Sądziłem, że przeznaczono ją dla ciebie.
Ironia, którą podszyte były te słowa, wyraźnie świadczyła o dawnej rywalizacji między nimi dwoma. I o tym, który z nich odniósł zwycięstwo.
– Lenore przez wszystkie te lata wiernie na ciebie czekała – krótko odparł Ram. – I należy się jej za to wielki szacunek.
– Zabawne będzie znów się z nią zobaczyć – rzekł beztrosko Hannagar. – Kiedyś była niespotykaną pięknością.
– Zależy, czego kto szuka. – Ram odrobinę mocniej przygarnął Indrę do siebie. – Ale Indra i ja musimy najpierw załatwić pewną sprawę, nie możemy więc wyruszyć razem z wami na łąkę. Och, chwileczkę, jakaś wiadomość od Tella.
Tell informował, że Chor podjął się bezpiecznego dowiezienia całej ósemki z opuszczonej osady do Królestwa Światła. Owszem, na „promie” wiozącym ich przez morze piasku będzie bardzo ciasno, ale jakoś powinno się udać.
Ram nakazał mieszkańcom wioski przygotować się do wyruszenia, wkrótce bowiem miało przyjść do nich dwóch Waregów, Helge i Gondagil, którzy znali te lasy na wylot.
Uszczęśliwieni ludzie pobiegli zawiadomić o nowinie pozostałych przy życiu sąsiadów. Obiecywali, że będą gotowi w ciągu kilku minut.
Ram i Indra znowu podjęli stale przerywane poszukiwania pary jeleni.
Helge udzielił im tak szczegółowych wskazówek, że nie przypuszczali, by mogli mieć jakiekolwiek problemy. Para jeleni trzymała się na ogół dość ograniczonego obszaru i teraz Indra i Ram niemal już tam dotarli.
I rzeczywiście, pół godziny później znaleźli jelenie. Naśladując postępowanie Mirandy, w krótkim czasie zdołali nawiązać kontakt ze zwierzętami.
Bez kłopotu nakłonili je, by poszły z nimi.
W drodze powrotnej Indrze najbardziej dokuczał strach, że gdzieś zaraz zabłyśnie para czerwonych ślepi. Wszystko jednak odbyło się spokojnie, bestie najwidoczniej przeniosły się w inne strony.
Byle tylko nie ścigały przyjaciół!
Nie wszyscy wszak byli bezpieczni. Jaskari, Oko Nocy, Sol i weterynarz wciąż szukali łani, przyłączyli się do nich Marco i Nidhogg. Kiro, Siska, Tsi-Tsungga, Dolg i Zwierzę ciągle jeszcze nie zostali odnalezieni, Indrze serce niemal zamierało w piersiach ze strachu o nich, Nauczyciel ich szukał, Marco prawdopodobnie wkrótce się do niego przyłączy, być może razem z Nidhoggiem.
O Nauczyciela i pozostałe duchy tak bardzo się nie martwiła, ale co z resztą?
Wreszcie wraz z Ramem wprowadzili na łąkę dwa jelenie. Wtedy poczuła się naprawdę dumna. Widać było, że zaimponowali Tellowi, było to bardzo przyjemne uczucie wśród całej tej biedy.
Brakowało już tylko jednego zwierzęcia: łani. Najtrudniejszej do odnalezienia. Wypełnienie tego zadania wielokrotnie okazywało się niewykonalne.
Może zwierzę już nie żyje i szukają na próżno? Może porwały je czerwonookie bestie? Ale w to Indra nie mogła uwierzyć, one raczej nie interesowały się zwierzętami.
Ścigały jedynie ludzi
Jeśli to miała być próbka wyprawy w Góry Czarne, to Indra nie była przekonana, czy tak bardzo chce wziąć w niej udział. Na razie miała już dosyć.
Najbardziej przerażające, że grupa Kira nie daje znaku życia.
Miała w pamięci wszystkie opowieści o wstrząsających przeżyciach przyjaciół, i dlatego obawiała się najgorszego.
Przeklęta Ciemność! I przeklęte zło, które czai się w lesie!