Przez całe popołudnie generał O’Toole siedział przed ekranem monitora i patrzył, jak Yamanaka i Tabori sprawdzają podsystemy ładunków. Generał nie brał w tym udziału; powiedział, że wciąż boli go brzuch.
Procedura była tak prosta, że trudno było uwierzyć, iż jej celem jest unicestwienie najwspanialszego dzieła inżynierii… Przed kolacją O’Toole zadzwonił do żony. Newton był coraz bliżej Ziemi, opóźnienie transmisji trwało krócej niż trzy minuty. Znów można było normalnie rozmawiać.
Rozmowa z Kathleen była serdeczna. W pierwszej chwili O’Toole chciał podzielić się z żoną swoim dylematem, ale nie zrobił tego. Wideofon nie był bezpieczny, takie rozmowy bez trudu można było podsłuchać. Oboje wyrazili radość z faktu, że już wkrótce znów będą razem.
Generał zjadł kolację wraz załogą. Janos był w świetnym humorze, opowiadał różne historie, między innymi o tym, jak po południu układał „kule”, czyli pociski.
— W pewnej chwili — mówił Janos do Franceski — kule leżały na ziemi jak domino. Wiesz, jak wystraszyłem Yamanakę? Popchnąłem jedną, a one wszystkie zaczęły się po kolei toczyć! Hiro był pewien, że zaraz wybuchną.
— Układy scalone mogły ulec uszkodzeniu! — zdenerwował się Brown.
— Nic im się nie stało. W instrukcji, którą dał mi Otto, wyczytałem, że można je zrzucić z najwyższego wieżowca w Nowym Jorku: i tak nie wybuchną. A poza tym — dodał — one nie są jeszcze odbezpieczone. Mam rację, Herr Admiral?
Heilmann skinął głową. Janos zaczął opowiadać inną historię. Generał O’Toole zamyślił się. Trudno było dostrzec związek pomiędzy grzybem nad Pacyfikiem a metalowymi skrzyniami w ładowni wojskowego statku…
Francesca przerwała bieg jego myśli.
— Masz pilny telefon na linii prywatnej — powiedziała. Za pięć minut będzie z tobą rozmawiał prezydent Bothwell. Rozmowy przy stole urwały się.
— Nieźle — uśmiechnął się Janos. — Jak widać, jesteś bardzo ważną osobą; nie każdy otrzymuje telefony od Bothwella.
Generał O’Toole grzecznie przeprosił zebranych i udał się do swojej kabiny. Skąd on wie? — zastanawiał się. Ależ to oczywiste: musi wiedzieć, skoro jest prezydentem USA!
Generał O’Toole bardzo lubił baseball; jego ulubiona drużyna pochodziła z Bostonu i nazywała się Red Sox.
W 2148 roku Michael miał sześć lat; ojciec zabrał go na stadion Fenway, na mecz Red Soxów z drużyną Havanna Hurricanes. Tak zaczęła się fascynacja baseballem.
Sherman Bothwell był zawodnikiem leworęcznym, pierwszym członkiem drużyny Red Sox w latach 2172 — 2187, i osiągnął niezwykłą popularność. Urodzony w Missouri, skromny i pracowity, wkrótce stał się jednym z najlepszych sportowców. W szesnastym roku baseballowej kariery żona Bothwella zginęła w wypadku. Bothwell postanowił oddać się wychowywaniu dzieci, co zostało bardzo dobrze przyjęte przez opinię publiczną.
W trzy lata później ożenił się z Lindą Black, córką gubernatora Teksasu; stało się oczywiste, że Sherman zabiera się do kariery politycznej. Szybko awansował; był zastępcą gubernatora, gubernatorem, a zaraz potem kandydatem na prezydenta. Wybrano go w 2196 roku; spodziewano się, że w następnych wyborach w 2200 roku bez trudu pokona kandydata chrześcijańskich demokratów.
— Witam, generale O’Toole — uśmiechnął się mężczyzna w garniturze. — Mówi Sherman Bothwell, pański prezydent.
Prezydent nie czytał z kartki, nie miał przy sobie żadnych notatek. Siedział w skromnym fotelu i mówił tak, jak gdyby O’Toole siedział naprzeciwko, a ich rozmowa była towarzyskim spotkaniem starych znajomych.
— Z dużym zainteresowaniem śledziłem losy wyprawy Newtona, podobnie jak moja żona Linda i czwórka dzieciaków. Ale wydarzenia ostatnich dni spowodowały moje szczególne zainteresowanie waszą misją; tragiczny los, jaki spotkał pańskich kolegów, wymagał od was dużej odporności psychicznej… Jeszcze kilka lat temu nikt by nie pomyślał, że istnieje drugi statek Ramów… To doprawdy zadziwiające… W każdym razie wiem, że kwatera główna COG wydała wam rozkaz zniszczenia Ramy. Rozumiem, że podjęcie tak ważnej decyzji nie przychodzi łatwo, niemniej jednak jestem przekonany o jej słuszności. — Prezydent na chwilę zawiesił głos. — Tak, jestem pewien, że decyzja jest słuszna. Moja ośmioletnia córka Courtney nie może spać po nocach; gnębią ją koszmary. Wszyscy siedzieliśmy przed telewizorem, gdy złapaliście tego biu… biota. To, co stało się z dziennikarzem Wilsonem, było okropne! Teraz Courteny wie — informowały o tym wszystkie stacje telewizyjne — że Rama zmierza ku Ziemi. Dziewczynka bardzo się boi. Jest po prostu przerażona. Myśli, że cały kraj zostanie zalany takimi metalicznymi krabami, które siekają ludzi na kawałki, tak jak zrobiły to z dziennikarzem Wilsonem. Mówię panu to wszystko, generale, bo wiem, że musi pan podjąć ważną decyzję; słyszałem, że waha się pan, czy zniszczenie tego statku jest słuszne. Powiedziałem o tym Courtney. Zapewniłem ją, że razem ze swoimi towarzyszami wysadzi pan Ramę w powietrze, zanim statek zbliży się do Ziemi… I dlatego do pana dzwonię; chcę powiedzieć panu, że liczę na pana. I że Courtney także na pana liczy…
Zanim prezydent zaczął mówić, generał O’Toole miał nadzieję, że będzie mógł przedstawić mu swój dylemat. Wyobrażał sobie, że spyta Bothwella, co należy sądzić o istotach, które zabijają swoich gości „na wszelki wypadek”. Ale mowa byłego sportowca była rzeczowa, krótka, i nie pozostawiała miejsca na jakąkolwiek dyskusję. Jak można było odmówić? Wszystkie dzieci na Ziemi liczyły na niego…
Po pięciogodzinnym śnie O’Toole obudził się o trzeciej nad ranem z poczuciem, że musi podjąć najważniejszą decyzję w swoim życiu.
Miał wrażenie, że całe jego życie, kariera zawodowa, studia biblijne, nawet życie rodzinne, były przygotowaniem do podjęcia tej decyzji. Bóg mu zaufał; ale jakiej decyzji oczekiwał? O’Toole ukląkł przed wizerunkiem Jezusa na krzyżu.
Boże, zbliża się moja godzina, a ja wciąż nie wiem, jak postąpić. Tak łatwo posłuchać rozkazu i zrobić to, czego wszyscy ode mnie oczekują. Ale czy taka jest Twoja wola? Skąd mogę to wiedzieć… Michael O’Toole zamknął oczy i modlił się, aby Bóg dał mu znak. Modlił się żarliwiej niż kiedykolwiek…
Przypomniał sobie pewne wydarzenie sprzed lat. Był młodym pilotem; prowadził jeden z wojskowych samolotów, którymi dowożono siły zbrojne, utrzymujące pokój w Gwatemali. Pewnego ranka O’Toole i jego ludzie przekonali się, że ich obozowisko zostało w nocy otoczone przez skrajnie prawicowy odłam terrorystów. Terroryści zażądali samolotów; w zamian obiecywali, że zarówno O’Toole’owi, jak i żadnemu z żołnierzy nie stanie się krzywda.
Major O’Toole nie od razu udzielił im odpowiedzi; długo się modlił. Doszedł do wniosku, że nie wolno się poddać. Wywiązała się walka, w której zginęła połowa jego ludzi. Ale symboliczny opór wobec terroryzmu umożliwił przetrwanie rządowi Gwatemali i wielu innym demokratycznie wybranym rządom Ameryki Środkowej. Za swoją postawę O’Toole otrzymał najwyższe odznaczenie COG.
Ale teraz znajdował się na pokładzie Newtona, a decyzja, którą należało podjąć, nie była już taka prosta. W Gwatemali młody major nie miał żadnych wątpliwości, co było słuszne moralnie, rozkaz zniszczenia Ramy był czymś zupełnie odmiennym. Statek Obcych nie zachowywał się wrogo w sposób jednoznaczny. Poza tym O’Toole wiedział, że rozkaz został wydany z dwóch powodów: zadecydowało nim strach przed tym, co Rama mógłby zrobić oraz opinia publiczna. Historycznie rzecz biorąc, zarówno uczucie strachu, jak i opinia publiczna niewiele mają wspólnego z moralnością. Gdyby można było poznać rzeczywisty cel Ramy…
Pod obrazem Jezusa na krzyżu znajdował się posążek młodego człowieka o kręconych włosach. Od chwili ślubu z Kathleen O’Toole nie rozstawał się z figurką świętego Michała ze Sieny.
Generał sięgnął do jednej z szuflad; wyjął elektroniczny notes i przywołał spis wszystkich homilii świętego Michała.
Do słowa „Rama” było wiele odniesień… Jedno z nich zostało zaznaczone tłustym drukiem: „Homilia Ramy”. Kazanie zostało wygłoszone do pięciu tysięcy wyznawców w trzy tygodnie przed rzymskim holokaustem. O’Toole zaczął czytać.
— Będę dziś mówił o tym, o czym wspomniała siostra Judyta, czyli o sprawach związanych z tak zwanym statkiem Ramów. Twierdzę, że wizyta Ramy może być zapowiedzią nadejścia Zbawiciela. Wiem, że obecnie mało jest przesłanek, potwierdzających taki bieg rzeczy. Ale ukazał mi się Bóg: powiedział, że prorok zwiastujący powrót Chrystusa będzie tak niezwykły, iż ludzie nie zrozumieją jego przesłania…
W Starym Testamencie istnieje już precedens; powóz Eliasza jest Ramą tamtych czasów… Jest w tym jakaś zbieżność, symetria, która wydaje się zgodna z Wolą Bożą.
Ale rzeczą związaną z pierwszą wizytą Ramy przed ośmiu laty, która wydaje mi się najbardziej obiecująca — mówię „pierwszą”, bo jestem pewien, że będą następne — jest sprowokowanie ludzkości do myślenia o sobie jako o cząstce wszechświata. Zbyt często ograniczamy pojęcie Boga do nas samych. Należymy do wszechświata, jesteśmy jego dziećmi. To tylko przypadek, że atomy naszych ciał połączyły się ze sobą, tworząc istoty obdarzone świadomością akurat na tej planecie.
Rama zmusza nas do myślenia; Bóg każe nam zastanowić się: jesteśmy cząstką wszechświata. Zesłał nam proroka w tym czasie i pod taką postacią, albowiem powiadam wam: nadszedł kres naszej ewolucji; rozumiemy już, że jako ludzkość stanowimy jeden organizm. Wizyta Ramy jest sygnałem, że nadszedł czas ostatecznych zmian…
Generał O’Toole odłożył notes i przetarł oczy. Nie pierwszy raz czytał te słowa; ostatnio robił to tuż przed audiencją u papieża. Ale wtedy nie wydawały mu się tak doniosłe i tak ważne. Więc kim jesteś, Ramo? — pomyślał. Zagrożeniem życia Courtney Bothwell, czy prorokiem drugiego nadejścia Chrystusa?
Do śniadania pozostała godzina. Generał O’Toole wciąż nie mógł podjąć decyzji.
Dodatkowo ciążył na nim rozkaz przełożonego. Zdawał sobie sprawę, czym grozi niewykonanie takiego polecenia; składał przecież przysięgę.
Miał nie tylko wykonywać rozkazy, ale przede wszystkim strzec Ziemi. Czy istniał jakikolwiek dowód na to, że wykonanie rozkazu jest niemoralne, co w pewnym stopniu usprawiedliwiłoby złamanie przysięgi?
Dopóki myślał o Ramie jako o maszynie, nie znajdował kontrargumentów swoim postępowaniem nie spowodowałby śmierci Ramów. Ale jeżeli Wakefield miał rację? Może statek jest żywym organizmem, obdarzonym inteligencją przewyższającą wszystkie istoty na Ziemi? Bóg nie byłby obojętny wobec takiej istoty… Może Rama zajmuje nawet ważniejsze miejsce w Boskim Planie niż ludzie?
Generał O’Toole był już bardzo zmęczony. Nie miał siły myśleć o sprawach, które wciąż pozostawały nie rozstrzygnięte. Z bólem przerwał swoje rozważania i zaczął przygotowywać się do wykonania rozkazu.
Najpierw postanowił przećwiczyć pięćdziesięciocyfrowy kod RQ, znany jedynie jemu i twórcom zapalników ładunków. Przed startem O’Toole osobiście wprowadził swój kod, aby upewnić się, że w każdej z bomb został on odpowiednio zapisany. Ciąg cyfr był bardzo długi, aby zminimalizować prawdopodobieństwo jego złamania za pomocą komputerów. Każdy z oficerów musiał podać ciąg cyfr, który spełniał dwa warunki: nie można go było zapomnieć i jednocześnie nie zawierał powszechnie dostępnych informacji; nie powinny na przykład tworzyć go numery telefonów członków rodziny, ponieważ takie informacje mogłyby się dostać w niepowołane ręce.
O’Toole chciał, aby w jego kodzie znalazła się jego data urodzin 3 — 29 — 42 oraz data urodzin żony, 2 — 7 — 46. Wiedział, że specjaliści od szyfrów natychmiast by to wykryli, więc postanowił „ukryć” daty pośród innych cyfr. Ale skąd wziąć pozostałe czterdzieści jeden? Właśnie ta cyfra, 41, budziła jego zainteresowanie od czasu pewnego przyjęcia podczas studiów na uniwersytecie MIT. Jeden z kolegów, którego nazwisko O’Toole już dawno zdążył zapomnieć, powiedział mu wtedy (nieco bełkotliwie z powodu wypitego piwa), że 41 to „liczba wyjątkowa”; „pierwsza liczba całkowita w najdłuższym ciągu kwadratów pierwszych”.
O’Toole nigdy dokładnie nie dowiedział się, co to naprawdę znaczy. Rozumiał jednak, że w ciągu liczb 41, 43, 47, 53, 61, 71, 83 i 97, każda kolejna różniła się od poprzedniej o wielokrotność cyfry 2 i tworzyła ciąg czterdziestu liczb pierwszych. Ciąg liczb pierwszych kończył się dopiero przy czterdziestej pierwszej liczbie, która nie była pierwsza, czyli 41 x 41 = 1681. O’Toole podzielił się tą informacją tylko raz, w dniu kiedy jego żona Kathleen ukończyła czterdzieści jeden lat. Żona jednak nie wyraziła jakiegokolwiek zainteresowania, więc O’Toole nikomu poza nią o tym nie powiedział.
Ale jeżeli liczby zostałyby dobrze ukryte, byłby to idealny pomysł na zapamiętanie kodu. Generał O’Toole stworzył najpierw ciąg czterdziestu jeden cyfr; każda z nich stanowiła sumę cyfr liczby z jego specjalnego ciągu, począwszy od liczby 41. Pierwszą cyfrą było więc „5”, co odpowiadało liczbie 41, potem „7” (drugą liczbą było 43), następnie „1” (4+7 = 11, minus wielokrotność dziesięciu), „8” na miejsce 53 i tak dalej. Potem O”Toole pomieszał cyfry stosując odwrócony ciąg Fibbonaciego (34, 21, 13, 8, 5, 3, 2, 1, 1), aby dziewięć cyfr stanowiących daty urodzenia rozrzucić w czterdziestojednocyfrowym ciągu.
Kod niełatwo było zapamiętać, ale O’Toole postanowił, że go nie zapisze. Gdyby to zrobił, każdy, kto znalazłby kartkę, mógłby odbezpieczyć ładunki.
Powtórzywszy w myślach swój kod, O’Toole zniszczył wszystkie obliczenia i poszedł do stołówki na śniadanie.
— Oto kopia mojego kodu; dla Franceski, dla Inny, a ta dla Yamanaki. Przepraszam cię, Janos — uśmiechnął się Heilmann nie mam więcej kartek. Może generał O’Toole podzieli się z tobą swoją tajemnicą.
— W porządku — mruknął Janos. — Są rzeczy, bez których mogę się obejść…
Z odbezpieczenia bomb Heilmann zrobił coś w rodzaju przedstawienia. Wydrukował kilka kopii swojego pięćdziesięcocyfrowego kodu i zabawiał wszystkich rozmową na temat sposobu, w jaki go zapamiętał. Teraz pozwalał, aby reszta załogi brała udział w „zabawie”.
Francesca była zachwycona; to, co robił Heilmann, znakomicie nadawało się do telewizji. O’Toole’owi przyszło na myśl, że to ona namówiła Heilmanna do takiego przedstawienia.
Generała zdziwił spokój, z jakim myślał o tym, co należało zrobić. Nie miał już wyrzutów sumienia.
Podczas wprowadzania kodu admirał Heilmann pomylił się (sam przyznał, że jest zdenerwowany). Jednak inżynierowie konstruujący zapalniki przewidzieli taką okoliczność; tuż nad miniaturową klawiaturą znajdowały się dwa światełka, zielone i czerwone. Po wprowadzeniu każdej dziesiątki cyfr jedno z nich zapalało się, w zależności od tego, czy poprzednia dziesiątka została wprowadzona poprawnie. Komisja COG miała wątpliwości, czy należy zastosować takie urządzenie, jako że ułatwiało ono „złamanie” kodu, ale testy przed startem wykazały, że ludzie mylą się zbyt często i kontrolki są niezbędne.
Po drugiej dziesiątce cyfr zapaliło się czerwone światło.
— Cholera — mruknął admirał — chyba się pomyliłem zawstydził się.
— Głośniej — krzyknęła do niego Francesca, która nie rozstawała się z kamerą. Ustawiła się tak, aby w kadrze zmieściła się cała bomba.
— Pomyliłem się — powtórzył Heilmann. — To wszystko przez te hałasy; zanim zacznę od początku, muszę odczekać pół minuty.
Po pewnym czasie Heilmannowi udało się wprowadzić cały kod. Doktor Brown wprowadził kod Heilmanna do drugiego pocisku, wyglądał na znudzonego. Inna Turgieniew odbezpieczyła trzeci ładunek. Powiedziała, że cieszy się, iż Rama zostanie zniszczony.
Hiro Yamanaka i Francesca pracowali w milczeniu. Francesca wzbudziła podziw zebranych, jako że pierwsze trzydzieści cyfr wprowadziła z pamięci. Biorąc pod uwagę, że kod otrzymała od Heilmanna pół godziny wcześniej i prawie przez cały czas była zajęta filmowaniem, było to nie lada osiągnięcie.
Potem przyszła kolej na generała O’Toole’a. Generał spróbował się uśmiechnąć; zbliżył się do pierwszej bomby. Kosmonauci zaczęli bić brawo; wiedzieli, że podjęcie decyzji nie przyszło mu łatwo. Poprosił o ciszę wyjaśniając, że wprowadzi kod z pamięci. Potem wstukał pierwsze dziesięć cyfr.
Przed drugą dziesiątką zawahał się, choć zapaliło się zielone światełko. Oczami wyobraźni ujrzał jeden z fresków w relikwiarzu świętego Michała w Rzymie. Młody człowiek w niebieskich szatach, z oczami wzniesionymi ku Niebu, stał na stopniach pomnika Vittorio Emmanuela i wygłaszał homilię.
Generał O’Toole usłyszał wypowiedziane głośno i wyraźnie słowo:
— Nie.
Pospiesznie się odwrócił.
— Mówiliście coś do mnie? — spytał. Kosmonauci zaprzeczyli. Zbity z tropu O’Toole znów spojrzał na klawiaturę. Starał się przypomnieć sobie drugą dziesiątkę cyfr. Ale nie mógł. Serce wyrywało mu się z piersi. Czyj to był głos? — powtarzał w myślach. Gotowość wykonania rozkazu gdzieś się ulotniła.
O’Toole wziął głęboki oddech. Wstał i ruszył przed siebie.
— Co robisz?! — krzyknął za nim Heilmann.
— Idę do siebie — odparł nie odwracając się.
— Nie odbezpieczysz bomb? — spytał Brown.
— Nie — odparł O’Toole. — W każdym razie jeszcze nie teraz.