29. POLOWANIE

Helikopter powoli opuścił rovera na ziemię.

— Ile jeszcze? — spytał Tabori przez radio.

— Jakieś dziesięć metrów — odparł Wakefield stojący niecałe sto metrów od południowego brzegu Morza Cylindrycznego. Rover wisiał na długich linach. — Opuszczaj ostrożnie. Zawieszenie jest mocne, ale elektronika może tego nie wytrzymać.

Hiro Yamanaka uruchomił algorytm przeznaczony do manewrów o najwyższej precyzji, a Janos włączył silnik, który centymetr po centymetrze odwijał liny.

— Już! — krzyknął Wakefield. — Stoi na tylnych kołach. Przednie dzieli od podłoża nie więcej niż metr.

Francesca Sabatini podbiegła do rovera, aby uwiecznić ten historyczny moment. Pięćdziesiąt metrów dalej, w pobliżu obozowiska, pozostali kosmonauci przygotowywali się do polowania. Przy drugim helikopterze Irina Turgieniew sprawdzała mocowanie lin pułapki. David Brown rozmawiał przez radio z admirałem Heilmannem, który znajdował się w obozie Beta. Dyskutowali o szczegółach polowania na biota. Wilson, Takagishi i des Jardins przyglądali się „lądowaniu” rovera.

— Teraz już wiecie, kto tu naprawdę dowodzi — mówił Reggie Wilson do swoich towarzyszy, wskazując palcem na Browna. — Wprawdzie polowanie pachnie mi wojskiem, ale kontrolę nad całą operacją sprawuje nasz ukochany naukowiec. Natomiast pan generał zajął niezwykle odpowiedzialne stanowisko: przy telefonie — rzekł Wilson i splunął. — Boże, czy aby mamy dość sprzętu? Dwa helikoptery, rover, trzy różne pułapki, nie mówiąc o tych wszystkich pudłach z elektroniką. Biedne bioty są bez szans…

Doktor Takagishi uruchomił laserowy dalmierz. Szybko odnalazł cel. Bioty były oddalone o niecałe pół kilometra; znów zbliżały się do urwiska.

— Zgromadziliśmy tyle sprzętu dlatego, że nie wiemy, co się stanie — rzekł cicho Japończyk. — Żaden z nas nie może tego przewidzieć…

— Zobaczymy, co będzie, jak zgasną światła! — zaśmiał się Wilson.

— Jesteśmy na to przygotowani — rzeki Brown, zbliżając się do nich. — Rozpyliliśmy nad krabami proszek fluorescencyjny, który przynajmniej częściowo przywarł do ich pancerzy. Mamy także flary. Gdy ty narzekałeś na długość naszych zebrań, właśnie o tym rozmawialiśmy — dodał, patrząc na swojego rodaka z nieukrywaną niechęcią. — Wiesz, Wilson, gdybyś tylko…

— Uwaga, uwaga — rozległ się w słuchawkach głos Heilmanna. — Mam dla was ważne wiadomości. O’Toole poinformował mnie właśnie, że sieć telewizyjna INN będzie na żywo transmitować nasze polowanie. Zaczynają za dwadzieścia minut.

— To dobrze — rzekł Brown. — Niedługo powinniśmy być gotowi. O, Wakefield jedzie do nas roverem. — Brown spojrzał na zegarek. — Bioty zawrócą za kilka sekund. Otto, czy w dalszym ciągu nie zgadzasz się na schwytanie kraba, który idzie w szyku jako pierwszy?

— Nie, nie zgadzam się. To zbyt ryzykowne. Z naszych obserwacji wynika, że jego konstrukcja jest bardziej złożona niż pozostałych biotów. Więc po co ryzykować? Każdy biot jest dla nas na wagę złota. Trzeba tylko uważać, żeby go nie uszkodzić. Możemy zająć się „przywódcą”, gdy złapiemy już choć jednego Biota „niższego stopniem”.

— No to chyba przegrałem, bo doktor Takagishi, generał O’Toole i Tabori podzielają twoje zdanie. W takim razie zastosujemy plan B. Naszym celem będzie biot numer cztery, ten z tyłu, z prawej strony.

Rover z Wakefieldem i Franceską dotarl do obozu prawie równocześnie z helikopterem.

— Dobra robota. — Brown pochwalił wyskakujących z helikoptera Taboriego i Yamanakę. — Odpocznij trochę, Janos, a potem sprawdź, czy sieć Iriny Turgieniew jest sprawna. Chcę, żebyście wystartowali w ciągu pięciu minut. A teraz — rzekł zwracając się do pozostałych kosmonautów — Wilson, Takagishi i des Jardins pojadą roverem z Wakefieldem, a Francesca, Hiro i ja polecimy helikopterem.

Nicole ruszyła do rovera, ale Francesca zagrodziła jej drogę.

— Umiesz się tym posługiwać? — spytała, podając jej miniaturową kamerę.

— Trochę — odpowiedziała Nicole przyglądając się kamee. — Po raz ostatni robiłam coś takiego jedenaście lat temu. Nagrywałam operację mózgu przeprowadzaną przez doktora Delona. Myślę, że…

— Bo mogłabyś mi pomóc — przerwała jej Francesca. Przepraszam, że nie spytałam wcześniej, ale… No, mniejsza z tym. W każdym razie przydałaby mi się też kamera na ziemi; zwłaszcza że INN będzie nas transmitować na żywo. Nie proszę o wiele, ale nikt inny nie mógłby…

— A Reggie? — spytała Nicole. — Przecież jest dziennikarzem.

— On mi nie pomoże — szybko odpowiedziała Francesca.

— Francesca, chodź do helikoptera! — zawołał Brown.

— Bardzo proszę! Zrobisz to dla mnie, Nicole? Czy mam poprosić kogoś innego?

Wlaściwie dlaczego nie, pomyślała Nicole. Przecież nie mam nic innego do roboty…

— Dobrze — zgodziła się.

— Pięknie dziękuję! — krzyknęła Francesca. Wcisnęła jej do ręki kamerę i pobiegła do helikoptera.

— No, no — rzekł Reggie Wilson, widząc Nicole zbliżającą się do rovera. — Widzę, że nasza pani doktor została zatrudniona przez dziennikarkę numer jeden. Mam nadzieję, że pani doktor dostanie za to chociaż minimalną stawkę…

— Nie bądź taki ponury, Reggie — powiedziała Nicole. Nic się nie stanie, jak jej trochę pomogę. I tak nie mam nic do roboty.

Wakefield ruszył i skierował rovera w stronę biotów. W niecałe trzy minuty dotarli w ich pobliże. Nad nimi krążyły dwa helikoptery. Wilson mruknął, że przypominają mu natrętne muchy.

— Co właściwie mam robić? — powiedziała do mikrofonu Nicole.

— Staraj się filmować je z boku — usłyszała w słuchawkach głos Franceski. — Najważniejszy będzie moment, kiedy Janos zastawi sidła.

— Jesteśmy gotowi — odezwał się po kilku sekundach Tabori. — Powiedzcie tylko, kiedy zacząć.

— Czy transmisja już się rozpoczęła? — spytał Brown. Francesca skinęła głową. — No to zaczynajmy.

Z jednego z helikopterów wysunęła się lina zakończona czymś, co przypominało odwrócony kosz na śmieci.

— Janos spróbuje wycelować tym w biota — powiedział Wakefield do Nicole. — Potem zaciągnie sieć od spodu i podniesie go. Po powrocie do obozu Beta zamkniemy go w klatce.

— A teraz zobaczymy, jak to wygląda z dołu. — Nicole usłyszała w słuchawkach głos Franceski.

Rover zrównał się z biotami. Nicole wyskoczyła z rovera i nie przestając filmować, szybkim krokiem ruszyła w ich kierunku. Początkowo przestraszyły ją rozmiary krabów. Metaliczna łuska odbijała światło niczym paryskie wieżowce. Bioty znajdowały się teraz w odległości niespełna dwóch metrów. Kamera była wyposażona w automatyczne ustawianie ostrości, więc filmowanie nie sprawiało Nicole większych trudności.

— Nie wyprzedzaj ich — ostrzegł ją Takagishi. Ale Nicole była ostrożna. Dobrze zapamiętała, co bioty uczyniły z hałdą metalicznych odpadów.

— Robisz świetne zdjęcia — pochwaliła ją Francesca. Spróbuj sfilmować pierwszego biota i pozwól, żeby przemaszerowały obok kamery. Znakomicie. Teraz rozumiem, po co wzięliśmy ze sobą mistrzynię olimpijską.

Przy pierwszych dwóch podejściach Janos nie trafił. Ale za trzecim razem udało mu się wspaniale. Sieć owinęła się wokół biota.

Nicole biegła od kilku minut i była już nieco zmęczona.

— A teraz — powiedziała Francesca z helikoptera — filmuj go. Zbliż się do niego na tyle, na ile możesz.

Odległość dzieląca Nicole od schwytanego biota zmalała do jednego metra. Gdybym znalazła się na ich drodze, myślała Nicole, zrobiłyby ze mnie miazgę.

— Już! — krzyknął Janos, zacieśniając liny. Biot został omotany w sieć i zaczął się unosić w górę. Potem wszystko nastąpiło bardzo szybko. Uwięziony biot wysunął nożyce i zaczął błyskawicznie przecinać sieć. Pozostała piątka biotów zatrzymała się i mniej więcej przez sekundę trwała w bezruchu. Potem nagle wszystkie rzuciły się z nożycami na siatkę. Choć była zrobiona z metalu, bez trudu dały sobie z nią radę i w niespełna pięć sekund uwolniły swojego towarzysza.

Pomimo gwałtownego bicia serca i ogarniającego ją strachu Nicole nie przestawała filmować. Pierwszy biot upadł na ziemię. Pozostała piątka otoczyła go ciasnym kołem. Każdy z nich zahaczył jedną kończyną o nogę sąsiada. Nowa formacja była gotowa w ciągu kilku sekund. Potem znieruchomiały.

Pierwsza odezwała się Francesca.

— To fantastyczne! — wykrzyknęła. — Jestem pewna, że wszystkim ludziom na Ziemi włosy stanęły na głowie!

Nicole poczuła, że stoi przy niej Richard.

— Nic ci się nie stało? — spytał.

— Chyba nie — odpowiedziała. Wciąż jeszcze miała miękkie kolana. Spojrzała na bioty, które nadal trwały w bezruchu.

— Niezła trzódka — rzekł Wilson, spoglądając na nie z rovera. — Siedem zero dla biotów.

— Jeżeli jesteś pewien, że nie grozi wam żadne niebezpieczeństwo, to możecie spróbować jeszcze raz — mówił przez radio Heilmann. — Ale osobiście uważam, że to nierozsądnie. One najwidoczniej mają jakiś system porozumiewania się. I nie wydaje mi się, żeby chciały dać się złapać…

— Ależ Otto, przecież zrobimy dokładnie to samo, co za pierwszym razem, tylko lepiej — mówił Brown. — Tym razem liny oplotą się dokładnie wokół pancerza; inne bioty nie będą miały żadnych szans.

— Admirale Heilmann, tu mówi Takagishi — nagle odezwał się Japończyk. — Wyrażam swój stanowczy sprzeciw wobec dalszych prób. Przed chwilą mieliśmy okazję przekonać się, jak mało wiemy o tych istotach. Zgadzam się z Wakefieldem, który jest zdania, że pierwsza próba schwytania uruchomiła mechanizm samoobrony. Nie wiemy, co nas czeka przy kolejnej.

— Wszyscy zdajemy sobie z tego sprawę, doktorze Takagishi — rzekł Brown, zanim Heilmann zdążył się odezwać. — Ale są sprawy, których nie należy lekceważyć. Po pierwsze, jak zauważyła Francesca, ogląda nas cała Ziemia. Słyszeliście, co Jean — Claude Revoir powiedział dwadzieścia minut temu: zrobiliśmy dla podboju kosmosu więcej niż radzieccy i amerykańscy pionierzy w dwudziestym wieku. To zobowiązuje. Poza tym, jeżeli z całym sprzętem wrócimy teraz do obozu Beta, stracimy mnóstwo czasu. Wreszcie: nie istnieje żadne bezpośrednie zagrożenie. Dlaczego pańskie prognozy są tak pesymistyczne? Przed chwilą byliśmy po prostu świadkami uruchomienia systemu samoobrony biotów.

— Panie profesorze Brown, niech pan sobie wyobrazi możliwości technologiczne istot, które zbudowały ten statek. I niech pan pomyśli, że to, co usiłujemy zrobić, przez istoty czy urządzenia, które kierują tym statkiem, może zostać odczytane jako… wrogie. Możliwe, że naszym zachowaniem skazujemy na śmierć nie tylko siebie, ale także innych ludzi…

— Bzdury! — wrzasnął Brown. — Jak w ogóle można mnie oskarżać o brak rozsądku?! To, co pan mówi, jest absurdalne. Wszystkie zgromadzone przez nas dowody potwierdzają, że ten Rama nie różni się od swojego poprzednika i nie interesuje go nasza obecność. To, że kilka robotów broni swojego kolegę przed schwytaniem, nie ma żadnego głębszego znaczenia poza tym, że zostały tak zaprogramowane. Myślę, że nie warto teraz o tym dyskutować, Otto. Jeżeli się nie sprzeciwisz, zaraz schwytamy biota…

Zapadła cisza. Po chwili odezwał się Heilmann:

— Dobrze, David, złapcie go. Ale nie róbcie nic ryzykownego.

— Czy naprawdę jesteśmy w niebezpieczeństwie? — Yamanaka pytał swojego rodaka, podczas gdy Brown, Tabori i Wakeiield omawiali taktykę. Yamanaka wpatrywał się w wysokie budowle na horyzoncie; być może po raz pierwszy zdał sobie sprawę z niebezpieczeństwa.

— Może i nie — odparł Takagishi. — Ale szaleństwem jest podejmować takie…

— Szaleństwo to świetne określenie — wtrącił Wilson. I tylko my dwaj zdajemy sobie z tego sprawę. Osobiście uważam, że te cholerne kraby uraziły dumę wielkiego doktora Browna i stąd ten pojedynek… Myśmy po prostu zwariowali — ciągnął. — Zostaliśmy ostrzeżeni o grożącym nam niebezpieczeństwie, ale nie zwracamy na to uwagi i ignorujemy ich ostrzeżenia…

Nicole odwróciła głowę i spojrzała w stronę Browna, Taboriego i Wakefielda. Janos i Richard byli podnieceni; polowanie na bioty najwyraźniej sprawiało im przyjemność. Zastanawiała się, czy Rama rzeczywiście chciał ich ostrzec. To bzdury, mimowolnie powtórzyła słowa Browna. Ale czy na pewno? Przypomniała sobie obraz krabów niszczących metalową sieć i przeszedł ją zimny dreszcz. Obejrzała się za siebie. Przez lornetkę spojrzała na oddalone o pół kilometra bioty; wciąż stały nieruchomo. Jak cię zrozumieć, Ramo? — pomyślała. A potem po raz pierwszy odważyła się. zadać sobie pytanie: Ilu z nas wróci na Ziemię, żeby podzielić się twoim przesłaniem?


Drugie polowanie Francesca postanowiła filmować z ziemi. Tak jak poprzednim razem, do helikoptera ze specjalistycznym sprzętem wsiadła Irina Turgieniew z Taborim. W drugim znaleźli się Brown, Yamanaka i Wakefield. Brown poprosił Wakefielda o udzielanie rad w trakcie polowania, a Francesca namówiła Richarda na filmowanie z helikoptera jedną z jej kamer, choć helikopter miał własną kamerę.

Pozostałych kosmonautów Reggie Wilson zawiózł w stronę biotów.

— Doigrałem się — mruknął. — Awansowałem na szofera. — Obejrzał się na swoich towarzyszy. — Widzicie, jaki jestem wszechstronny? Nawet umiem prowadzić! — Zerknął na siedzącą obok niego Franceskę. — Droga pani Sabatini, czy nie ma pani zamiaru podziękować Nicole? Przecież zawdzięcza jej pani najwspanialsze zdjęcia.

Francesca była zajęta sprawdzaniem jakości transmisji.

— Nie słuchasz mnie?

— Chciałabym przypomnieć panu Wilsonowi, że sama wiem, co i kiedy powinnam robić — mruknęła Francesca nie podnosząc głowy.

— Kiedyś było inaczej… — powiedział smutno Reggie. Wyglądało na to, ze Francesca go nie słucha. — Kiedyś wierzyłem, że istnieje miłość… — dodał głośniej — ale potem zrozumiałem, czym jest zdrada, przerost ambicji, egoizm…

Zatrzymał rovera jakieś czterdzieści metrów od biotów. Francesca wysiadła bez słowa. Już po chwili rozmawiała przez radio z Brownem i Wakefieldem. Zawsze grzeczny doktor Takagishi podziękował Wilsonowi „za podwiezienie”.

— Zaczynamy! — oznajmił Tabori.

Z helikoptera wysunęła się ciężka kula o dwudziestocentymetrowej średnicy i spoczęła na grzbiecie jednego z Motów. Jej powierzchnia pokryta była niewielkimi otworami. Wysunęły się z nich metalowe macki, które oplotły biota. Innym biotom zdawało się to nie przeszkadzać.

— Co pan na to, inspektorze?! — krzyknął Janos przez radio do Wakefielda.

Richard z uwagą przyglądał się schwytanemu biotowi. Kula leżała na jego grzbiecie, oplatając go gęstą pajęczą siecią. Z helikopterem łączyła ją niezwykle gruba stalowa lina.

— Chyba będzie dobrze — rzekł Wakefield. — Pozostaje tylko jedno pytanie: czy helikopter ma dość mocy, żeby podnieść je wszystkie razem?

David Brown wydał rozkaz. Inna Turgieniew zwiększyła szybkość obrotów śmigła. Lina napięła się, ale Moty nie oderwały się od podłoża.

— Albo są bardzo ciężkie, albo jakoś się zakotwiczyły powiedział Richard. — Spróbuj je poderwać.

Helikopter zszedł nieco niżej, po czym gwałtownie ruszył w górę. Lina naprężyła się. Sczepione ze sobą bioty uniosły się o kilka metrów. Dwa z nich, które nie były bezpośrednio połączone ze schwytanym biotem, upadły na ziemię. Pozostała trójka trzymała się dłużej, w sumie jakieś dziesięć sekund, następne także rozwarły uchwyty swych macek i spadły. Helikopter unosił się coraz wyżej. Kosmonauci wydawali okrzyki zachwytu, wszyscy zaczęli mówić naraz.

Francesca filmowała tę scenę z odległości dziesięciu metrów. Gdy ostatnie trzy kraby spadły na ziemię, skoncentrowała się na filmowaniu helikoptera. Dopiero po chwili zorientowała się, że wszyscy do niej krzyczą. Trzy z biotów nie rozpadły się pod wpływem uderzenia o podłoże. Wyglądały na uszkodzone, ale od razu zaczęły się poruszać. Gdy Francesca filmowała odlatujący helikopter, pierwszy z nich wyczuł jej obecność i ruszył w tym kierunku. Pozostałe dwa poszły jego śladem.

Były od niej nie dalej niż cztery metry. Dopiero wtedy zrozumiała, co się dzieje. Rzuciła się do ucieczki.

— Skręć w bok! — krzyczał Wakefield do mikrofonu. One chodzą tylko po prostej!

Francesca biegła zygzakami. Kraby wciąż szły jej śladem. Udało jej się wysforować do przodu na jakieś dziesięć metrów. Po chwili poczuła pierwsze zmęczenie; bioty znów się do niej zbliżyły. Potknęła się i omal nie upadła.

Pierwszy biot był już niecałe trzy metry za nią.

Reggie Wilson wskoczył do rovera. Z maksymalną szybkością ruszył w jej kierunku. Chciał ją zabrać do środka, ale po chwili zrozumiał, że bioty są zbyt blisko. Postanowił zderzyć się z nimi. Rozległ się łomot i chrzęst metalu. Siła rozpędu odrzuciła kraby o kilkanaście metrów. Francesca była bezpieczna.

Ale bioty nie zostały uszkodzone. Mimo że jeden z nich stracił nogę, wszystkie trzy natychmiast zabrały się do rozbitego rovera i zaczęły go ciąć na kawałki. Reggie stracił na chwilę przytomność. Bioty okazały się cięższe, niż przypuszczał. Gdy doszedł do siebie, przekonał się, że wciąż działają. Chciał wyskoczyć z rovera, ale nie mógł. Nogi zaklinowały się w pogiętej blasze.

Jego przerażenie nie trwało dłużej niż dziesięć sekund. Nikt nie mógł go uratować. Krzyki Reggie’ego rozbrzmiewały w ogromnym wnętrzu Ramy. Bioty cięły go na kawałki tak beznamiętnie, jak uczyniły to z roverem. Swoją pracę wykonały szybko i sprawnie. Ostatnie sekundy jego życia filmowała zarówno Francesca, jak i automatyczna kamera w helikopterze. Wszystko zostało przekazane na Ziemię. Na żywo.

Загрузка...