Gdy tace były już puste, a wszyscy skończyli jeść, na środku ogrodu pojawiła się z mikrofonem w ręce Francesca Sabatini i przez kilka minut dziękowała sponsorom balu. Potem przedstawiła doktora Bardoliniego dodając, że metody nawiązywania kontaktu z delfinami mogą okazać się pomocne, gdy ludzie będą chcieli porozumieć się z Obcymi.
Richard Wakefield zniknął tuż przed pojawieniem się Franceski. Widocznie szukał toalety albo kolejnych drinków. Nicole dostrzegła go ponownie kilka minut później. Był w towarzystwie dwóch włoskich aktorek, które zaśmiewały się słuchając jego żartów. Richard pomachał do Nicole.
Ciesz się, Richard, pomyślała Nicole. Przynajmniej jedno z nas bawi się dobrze. Patrzyła jak Francesca, przewiązana w pasie złotym szalem, z wdziękiem przechodzi mostek i prosi gości, aby odsunęli się od wody i zrobili miejsce dla Bardoliniego i delfinów.
Ty naprawdę dobrze się tu czujesz, pomyślała Nicole podziwiając łatwość, z jaką Francesca poruszała się w tłumie gości. Doktor Bardolini rozpoczął pierwszą część pokazu i Nicole skoncentrowała uwagę na delfinach. Luigi Bardolini należał do znakomitych, lecz kontrowersyjnych naukowców; miał o sobie znacznie lepsze mniemanie niż jego koledzy. Udało mu się stworzyć własny system porozumiewania się z delfinami, z ich pisków wyodrębnił ponad trzydzieści „słów” określających czynności. Ale wbrew temu, co twierdził sam Bardolini, nie było prawdą, że dwa z jego delfinów potrafiłyby zdać egzamin na studia.
W wielonarodowej społeczności naukowców istniała niepisana zasada, że jeżeli niektóre teorie jakiegoś naukowca nie były poparte dostatecznymi dowodami, podawano w wątpliwość także jego bezsporne osiągnięcia.
W przeciwieństwie do większości naukowców, Bardolini był znakomitym showmanem. W ostatniej części pokazu dwa najmądrzejsze delfiny, Emilio i Emilia, w teście na inteligencję współzawodniczyły z ludźmi. Test był prosty; na dwóch z czterech wielkich ekranów (dwa ekrany znajdowały się pod wodą, dwa pozostałe w ogrodzie) pojawiała się szachownica z pustym miejscem w prawym dolnym rogu. Osiem pozostałych kratek wypełniały rysunki i symbole. Należało zastanowić się nad związkiem poszczególnych rysunków, po czym z ośmiu możliwych wybrać ten, który powinien znaleźć się w pustym miejscu. Wszyscy zawodnicy, zarówno ludzie, jak i delfiny, na wykonanie tego zadania mieli jedną minutę. Delfiny miały pod wodą własny zestaw ośmiu przycisków.
Pierwsze zadania były łatwe, zarówno dla ludzi, jak i dla delfinów. W pierwszym polu pojawiła się biała piłka, w drugim dwie białe piłki, a w ostatniej kolumnie pierwszego rzędu — trzy białe piłki. Ponieważ pierwszym elementem drugiego rzędu także była jedna piłka — tyle że biało — czarna — a pierwszym elementem trzeciego rzędu była jedna czarna piłka, było oczywiste, że w pustym polu powinny znaleźć się trzy czarne piłki.
Kolejne zadania nie były już tak proste, a każde następne było trudniejsze od poprzedniego. Ludzie popełnili pierwszy błąd przy ósmym zadaniu, delfiny przy dziewiątym. W sumie doktor Bardolini przygotował szesnaście zadań, z których ostatnie było tak skomplikowane, że prawidłowa odpowiedź wymagała rozpoznania przynajmniej dziesięciu zależności pomiędzy poszczególnymi elementami łamigłówki. Ostateczny wynik był remisem: dwanaście do dwunastu. Obydwie pary zawodników ukłoniły się, co zostało przyjęte gromkimi brawami.
Nicole była zafascynowana zawodami. Nie wiedziała, czy wierzyć zapewnieniom Bardoliniego, że zawody były uczciwe, ale widowisko i tak uważała za wspaniałe. Zastanawiała się, czy miarą inteligencji rzeczywiście może być zdolność rozpoznawania pewnych zależności.
Nicole także uczestniczyła w teście. Pierwszych trzynaście zagadek rozwiązała prawidłowo, pomyliła się przy czternastej. Piętnastą już miała rozwiązać, gdy dzwonek oznajmił, że czas minął. Nie wiedziała, jak zabrać się do szesnastej. A co wy na to, Ramowie? — myślała, gdy Francesca wróciła do mikrofonu, żeby przedstawić ulubieńca Genevieve, Juliem LeClerca. Czy w ciągu sekundy bylibyście w stanie rozwiązać wszystkie szesnaście zagadek? Może nawet sto? A może milion?
I never lived, `til I met you… I never loved, `til I saw you… Cicha melodia tej starej piosenki sprawiła, że Nicole zaczęła myśleć o tym, co wydarzyło się piętnaście lat temu. Tańczyła wtedy z innym mężczyzną i była przekonana, że miłość zwycięży wszystkie przeciwności. Julien LeClerc mylnie odczytał jej myśli i przytulił ją do siebie. Nicole pomyślała, że próba utrzymania dystansu nie ma sensu. Była już zmęczona, a poza tym dobrze czuła się w ramionach mężczyzny.
Skończywszy taniec, postąpiła zgodnie z obietnicą daną Genevieve. Gdy LeClerc skończył śpiewać, Nicole zbliżyła się do niego i przekazała mu słowa córki. Tak jak się tego spodziewała, piosenkarz zrozumiał je opacznie. Zaczęli rozmawiać.
Francesca poinformowała gości, że inne atrakcje będą miały miejsce dopiero po północy. Julien podał Nicole ramię i ruszyli w stronę portyku, gdzie zaczęli tańczyć.
Julien był przystojnym, trzydziestoletnim mężczyzną, ale nie był w typie Nicole. Raziło ją, że jest próżny i mówi tylko o sobie. Był niezłym piosenkarzem, lecz poza tym niczym szczególnym się nie wyróżniał. Ale, zastanawiała się Nicole, gdy znów zaczęli tańczyć, jest niezłym tancerzem. Wolę to niż samotne stanie w kącie.
Kiedy muzyka przestała grać, podeszła do nich Francesca. — Cieszę się, że dobrze się bawisz, Nicole — powiedziała z uśmiechem wyglądającym na szczery. W ręce trzymała tackę z czekoladkami posypanymi cukrem pudrem. — Są wspaniałe. Zrobiłam je specjalnie dla załogi Newtona.
Nicole wzięła jedną i włożyła ją do ust. Czekoladka była pyszna.
— A teraz chciałam cię prosić o przysługę — powiedziała Francesca po chwili. — Nie udało mi się dotychczas umówić na rozmowę o twoim życiu prywatnym, a poczta, którą otrzymuję, dowodzi, że interesują się tobą miliony ludzi. Czy mogłabyś pójść ze mną do studia i nagrać dziesięcin — czy piętnastominutowy wywiad, jeszcze przed północą?
Nicole nie wiedziała, co odpowiedzieć. Jakiś wewnętrzny głos ostrzegał ją, żeby tego nie robiła.
— To prawda — rzekł Julien LeClerc — prasa już od dłuższego czasu pisze o „tajemniczej damie” lub nazywa panią „królową śniegu”. Niech pani pokaże się im z tej strony, jaką ja dziś poznałem: że jest pani zdrową, normalną kobietą.
Czemu nie? — pomyślała Nicole. Przynajmniej zrobię to tutaj i nie będę w to wciągać taty ani Genevieve.
Ruszyli w kierunku studia. Nicole dojrzała Takagishiego, który opierając się o kolumnę rozmawiał z japońskimi biznesmenami w garniturach.
— Poczekajcie na mnie — powiedziała do LeClerca i Franceski — zaraz wracam.
— Tanoshii shinnen, Takagishi — san — przywitała się Nicole. Naukowiec odwrócił się zdziwiony i uśmiechnął się do niej. Przedstawił ją swoim towarzyszom, którzy ukłonili się grzecznie.
— O genki desu ka? — spytał.
— O kage sama de — odparła. Zbliżyła się do Takagishiego i szepnęła mu na ucho: — Mam tylko minutę. Chcę panu powiedzieć, że przeanalizowałam wyniki pańskich badań. Zgadzam się z pańskim lekarzem i nie widzę potrzeby zawiadamiania komisji o pańskim sercu.
Takagishi wyglądał tak, jak gdyby właśnie dowiedział się, że jego żona urodziła mu zdrowego syna. Zaczął dziękować i dopiero po chwili uzmysłowił sobie, że nie są sami.
— Domo arigato gozaimasu — powiedział z wdzięcznością do oddalającej Nicole.
Wchodząc do studia w towarzystwie Franceski i LeClerca Nicole czuła się znakomicie. Podczas gdy signora Sabatini przygotowywała sprzęt, pozwoliła nawet zrobić sobie kilka upozowanych zdjęć. Rozmawiała z LeClerkiem, wypiła jeszcze nieco szampana. Wreszcie usiadła naprzeciwko Franceski. To takie cudowne uczucie — móc wyświadczyć przysługę temu wspaniałemu człowiekowi, myślała, wspominając rozmowę z Takagishim.
Pierwsze pytanie Franceski było zupełnie niewinne. Spytała, czy Nicole cieszy się, że start nastąpi już wkrótce.
— Oczywiście — odparła Nicole, dodając kilka słów o kończących się treningach. Wywiad przeprowadzany był po angielsku, Francesca zadawała kolejne pytania. Nicole miała opisać swoją rolę podczas wyprawy i powiedzieć, dlaczego zdecydowała się na studia w Akademii Kosmicznej. Po kiłku minutach przestała się denerwować.
Po chwili Francesca zadała trzy pytania dotyczące życia osobistego. Jedno dotyczyło ojca, drugie matki Nicole i plemienia Senoufo na Wybrzeżu Kości Słoniowej, a trzecie nuało związek z Genevieve. Odpowiedź na żadne z nich nie sprawiła Nicole kłopotu i dlatego była całkowicie nie przygotowana na ostatnie pytanie Franceski.
— Oglądałam fotografie pani córki i zauważyłam, że jej skóra jest zupełnie jasna — powiedziała Francesca tym samym tonem, którym zadała poprzednie pytania. — z czego wnioskuję, że jej ojciec był białym człowiekiem. Kim był ojciec pani córki?
Serce Nicole zaczęło walić w piersiach. Miała wrażenie, że czas stanął. Bała się, że zacznie płakać. Przed oczami przewinęło jej się wspomnienie dwóch splecionych ze sobą ciał. Spuściła wzrok, starając się zapanować nad sobą.
Idiotko, myślała, usiłując uspokoić złość i ból zawiedzionej miłości, powinnaś się była tego spodziewać.
Łzy napłynęły jej do oczu, ale nie zaczęła płakać. Podniosła głowę i spojrzała na Franceskę. Wydało się jej, że cekiny na kreacji Włoszki ułożyły się w jakiś dziwny wzór: ujrzała głowę olbrzymiego kota z pałającymi oczami i paszczą pełną ostrych zębów.
Po chwili, która wydawała się wiekiem, Nicole zapanowała nad swoimi emocjami. Spojrzała gniewnie na Franceskę.
— Non voglio parlare di quello — powiedziała cicho po włosku. — Abbiamo terminato questa internista.
Wstała. Zorientowała się, że dygoce, więc ponownie usiadła.
Kamery pracowały w dalszym ciągu.
Nicole odetchnęła, podniosła się i wyszła ze studia.
Chciała uciec od wszystkiego, chciała być sama. Ale było to niemożliwe. Gdy wychodziła, Julien złapał ją za ramię.
— Co za świnia — powiedział wskazując palcem w stronę Franceski. Wszędzie było pełno ludzi, wszyscy mówili naraz, Nicole nie mogła zrozumieć ani słowa.
Gdzieś z oddali usłyszała słowa piosenki Auld Lang Syne. Julien obejmował ją w pasie i śpiewał z dużym samozadowoleniem, a otaczająca ich grupa gości chóralnie odśpiewywała refren. Nicole zaczęła tracić równowagę. Nagle jakieś wargi dotknęły jej ust i czyjś język usiłował wedrzeć się do środka. To Julien całował ją namiętnie, a błyskający fleszami fotografowie uwieczniali wszystko na taśmie. Nicole zakręciło się w głowie i był pewna, że zemdleje. Jakimś cudem wyswobodziła się z objęć Juliena.
Zrobiła kilka kroków tyłem i wpadła na Reggie’ego Wilsona, który odepchnął ją, bo przeszkodziła mu w fotografowaniu jakiejś pary w noworocznym uścisku.
Nicole przyglądała się tej scenie, jak gdyby była w kinie albo jakby wszystko było tylko złym snem.
Reggie pchnął mężczyznę i podniósł rękę, jak gdyby chciał go uderzyć. Francesca Sabatini złapała go za rękę, a zdziwiony David Brown wyswobodził się z jej objęć.
— Trzymaj łapy z daleka od Franceski! — krzyczał Reggie. — I niech ci się nie wydaje, że nie wiem, co robisz!
Nicole nic z tego nie rozumiała. W ciągu kilku sekund w pomieszczeniu zrobiło się gęsto od ochroniarzy.
Aby zaprowadzić porządek, wyproszono gości na zewnątrz. Wychodząc, Nicole minęła Elaine Brown, siedzącą samotnie przy kolumnie na portyku. Poznały się w Dallas, gdzie Nicole udała się, żeby porozmawiać z lekarzem domowym Browna o jego alergiach. Elaine była pijana i najwidoczniej nie miała ochoty na żadne rozmowy.
— Cholera — usłyszała słowa wypowiedziane najprawdopodobniej pod adresem Browna — nie powinnam była pokazywać ci tych wyników, dopóki ich sama nie opublikowałam. Wtedy wszystko potoczyłoby się inaczej…
Nicole opuściła przyjęcie, gdy tylko udało jej się zamówić taksówkę do Rzymu. Francesca chciała ją odprowadzić, jak gdyby nic się nie stało, ale Nicole podziękowała jej chłodno i samotnie ruszyła do wyjścia.
Podczas jazdy do hotelu zaczął padać śnieg. Nicole wpatrywała się w spadające płatki i uspokoiła się na tyle, żeby móc zastanowić się na wydarzeniami tej nocy. Nigdy przedtem nie była tak bliska utraty panowania nad sobą. Widocznie Francesca flirtowała takie z Wilsonem, myślała Nicole, i to tłumaczyłoby jego zachowanie. A co ona chce osiągnąć tymi intrygami?
Gdy dotarła do hotelu, chciała jak najszybciej pójść spać. Już zamierzała zgasić światło, gdy usłyszała ciche pukanie do drzwi. Potem nastąpiła długa cisza.
Po chwili znów usłyszała pukanie. Stąpając na palcach podeszła do drzwi.
— Kto tam? — spytała głośno, lecz bez przekonania. — Proszę się przedstawić.
Usłyszała pod drzwiami szelest papieru. Po chwili podniosła z ziemi kartkę. W języku plemienia jej matki napisane były na niej trzy słowa: Ronata. Omeh. Tutaj.
Ronata było imieniem Nicole w języku senoufo.
Poczuła podniecenie i strach. Otworzyła drzwi, nie spojrzawszy przez wizjer. Kilka kroków za drzwiami stał starzec. Patrzył jej prosto w oczy. Jego twarz była pomalowana w zielono — białe pasy. Miał na sobie zieloną plemienną szatę, przypominającą zakonny habit, na której złotą nitką wyhaftowane były przeróżne wzory i symbole.
— Omeh! — zakrzyknęła Nicole. — Co tutaj robisz?! spytała w języku senoufo.
Stary Murzyn nie powiedział ani słowa. W prawej ręce trzymał ampułkę i kamień. Po kilku długich sekundach wszedł do pokoju, ani na chwilę nie odwracając wzroku od Nicole. Znalazłszy się przy niej, spojrzał w sufit i zaczął śpiewać rytualną pieśń. Pieśń plemienna, od stuleci śpiewana przez szamanów, miała odpędzić złe duchy.
Skończył, spojrzał na swoją prawnuczkę i zaczął mówić bardzo powoli: — Ronata, Omeh wyczuł w twym życiu niebezpieczeństwo. W kronikach plemiennych napisane jest: człowiek z trzeciego stulecia odgoni złe duchy od samotnej kobiety. Ale Omeh nie może strzec Ronaty, bo Ronata opuści królestwo Minowe. Niechaj to — powiedział kładąc jej na dłoni kamień i ampułkę — na zawsze pozostanie z Ronatą.
Nicole spojrzała na gładki, owalny kamień. Był prawie całkiem biały, przecinało go tylko kilka brązowych żyłek. Zielona ampułka była nie większa niż podróżny flakonik perfum.
— Woda z Jeziora Mądrości pomoże Ronacie — rzekł Omeh. — Ronata będzie wiedziała, kiedy ją wypić. — Starzec odchylił głowę w tył i znów zaczął śpiewać, tym razem z zamkniętymi oczami. Zdezorientowana Nicole stała obok, trzymając w ręce kamień i ampułkę. Po chwili starzec skończył i wykrzyknął słowa, których Nicole nie zrozumiała. Potem odwrócił się i szybko ruszył w kierunku drzwi. Zaskoczona Nicole rzuciła się za nim, ale zobaczyła jedynie skrawek zielonej szaty znikający w zamykającej się windzie.