35. W STUDNI

Od dwudziestu minut szli wąskimi uliczkami. Gdyby nie sprzęt nawigacyjny, już dawno by się pogubili. Nie mieli żadnego planu poszukiwań. Co trzy minuty admirał Heilmann przekazywał Brownowi wiadomości i trzeba było szukać miejsca, do którego sygnał radiowy docierał bez zakłóceń.

— W takim tempie — mruknęła Nicole za którymś razem, gdy w słuchawkach wśród trzasków znów usłyszała głos Heilmanna — nasze poszukiwania nigdy się nie skończą. Doktorze Brown, dlaczego nie zostanie pan w jednym miejscu? Francesca i ja mogłybyśmy…

— Uwaga, uwaga… — w słuchawkach usłyszeli głos Heilmanna. — Czy odebraliście ostatnią wiadomość?

— Obawiam się, że nie, Otto — rzekł Brown. — Czy mógłbyś ją powtórzyć?

— Yamanaka, Turgieniew i Wakefield przeszukali już jedną trzecią północnej części cylindra. Nie dostrzegli żadnych śladów, więc najprawdopodobniej to wy znajdziecie Takagishiego. Mam dla was również inne wiadomości. Schwytany biot jakieś dwie minuty temu dokonał próby uwolnienia się. Usiłuje przeciąć kraty, ale na razie udało mu się tylko nieco je powyginać. Tabori spieszy się, by wokół obecnej klatki zbudować większą i trwalszą. Zabieram helikopter Yamanaki do obozu Beta, żebyśmy mogli pomóc Taboriemu. Powinien być tu za minutę… Czekajcie… Mam pilną wiadomość od Wakefielda, przełączę na niego…

Nie było żadnej wątpliwości, że angielski akcent należał do Richarda Wakefielda, choć jego głos był ledwie słyszalny.

— Pająki! — krzyknął, co było odpowiedzią na pytanie Heilmanna. — Pamiętacie biota — pająka, którego otworzyła Laura Ernst? Tuż za południowym wzgórzem jest ich sześć. Są teraz w pobliżu prowizorycznego obozu. I najwidoczniej coś lub ktoś naprawił dwa zniszczone bioty — kraby. Braciszkowie naszego biota ruszyli w kierunku południowego bieguna…

— Zdjęcia! — krzyknęła Francesca do mikrofonu. — Czy robicie zdjęcia?!

— Co? Powtórz, nie rozumiem.

— Francesca pyta, czy robicie zdjęcia — wyjaśnił Heilmann.

— Oczywiście, moja droga — odparł Wakefield. — Zarówno automatyczną kamerą helikoptera, jak i ręczną kamerą, którą mi powierzyłaś. Te pająki są wspaniałe. Nigdy nie widziałem robotów, które poruszałyby się tak szybko… Agdzie nasz japoński kolega?

— Jeszcze go nie znaleźliśmy! — krzyknął Brown. — Bardzo trudno jest poruszać się w tym labiryncie.

Wszystkie wiadomości o zaginionym admirał Heilmann powtórzył Wakefieldowi i Irinie Turgieniew. Richard odparł, że w takim razie wrócą do obozu Beta, żeby zatankować paliwo.

— A co z tobą, Davidzie? — spytał Heilmann. — O wszystkim musimy informować tych skurwieli na Ziemi; wygląda na to, że powinieneś wrócić do obozu Beta, a Sabatini i des Jardins mogą kontynuować poszukiwania Takagishigo. Jeżeli okaże się to konieczne, możemy helikopterem przysłać kogoś na twoje miejsce. — Sam nie wiem, Otto. Jeszcze nie…

Francesca sięgnęła do nadajnika Browna i wyłączyła go. Brown spojrzał na nią z wściekłością.

— Najpierw musimy porozmawiać — powiedziała. — Powiedz Heilmannowi, że swoją odpowiedź przekażesz mu za kilka minut.

Nicole przysłuchiwała się rozmowie Franceski i Browna. VV najmniejszym stopniu nie byli zaniepokojeni losem doktora Takagishiego. Francesca nalegała, aby to ona mogła wrócić do obozu Beta; chciała sama przekazać na Ziemię wszystkie wiadomości. Brown obawiał się, że zostanie zepchnięty na drugi plan. Każde z nich przedstawiło swoje argumenty. A może razem powinni opuścić Nowy Jork? Ale wtedy des Jardins zostałaby sama. Więc może powinna wrócić z nimi, a poszukiwaniem doktora zajęliby się w bardziej sprzyjającym momencie…

Nicole nie wytrzymała.

— Nigdy! — krzyknęła w pewnej chwili — nigdy w życiu nie spotkałam takich egoistycznych… — nie mogła znaleźć odpowiedniego słowa. — Zaginął jeden z naszych towarzyszy i jest niemal pewne, że potrzebuje pomocy. Może jest ranny, może umiera. Ale wy potraficie się tylko wykłócać o własny interes. To obrzydliwe! — Nicole urwała na chwilę, by wziąć głębszy oddech. I powiem wam jeszcze coś: nie wrócę do obozu Beta. Nie wrócę tam nawet wtedy, gdy Brown wyda mi pieprzony rozkaz powrotu. Zostanę tutaj i będę go szukać. Ja przynajmniej nie mam wątpliwości, co w tej chwili jest najistotniejsze. Życie ludzkie jest dla mnie ważniejsze niż mój wizerunek w mediach czy jakieś kontrakty!

David Brown zamrugał oczami. Wyglądał tak, jak gdyby ktoś dał mu w twarz.

— Nieźle, nieźle — wycedziła po chwili Francesca. — Pani doktor wie więcej, niż myśleliśmy… — spojrzała na Davida, potem znów na Nicole. — Moja droga, czy pozwolisz nam porozmawiać na osobności? Mamy kilka spraw do omówienia…

Francesca i Brown zniknęli za jednym z drapaczy chmur i zaczęli gwałtowną wymianę zdań. Nicole odwróciła wzrok. Była zła, że straciła panowanie nad sobą. Szczególnie irytowało ją to, że zdradziła się ze swoją wiedzą o kontrakcie z firmą „Schmidt and Hagenest”.Dojdą do wniosku, że to Janos im powiedział, pomyślała. W końcu jesteśmy przyjaciółmi…

Francesca po chwili wróciła; Brown rozmawiał przez radio z Heilmannem.

— David prosi go, żeby przysłał nam helikopter. Zapewnił mnie, że trafi do wyjścia. Zostanę z tobą i razem poszukamy Takagishiego. W ten sposób będę mogła sfilmować Nowy Jork… Słowa Franceski były pozbawione jakichkolwiek emocji; Nicole nie mogła odczytać jej myśli.

— Aha, jeszcze jedno — dodała Francesca — Obiecałam Davidowi, że najdalej za cztery godziny ukończymy poszukiwania i wrócimy do obozu.

Podczas pierwszej godziny kobiety prawie wcale ze sobą nie rozmawiały. Francesca z ochotą przystała na to, żeby wybór drogi należał do Nicole. Co piętnaście minut kontaktowały się przez radio z obozem Beta, podając swoją nową pozycję.

— Jesteście teraz jakieś dwa kilometry na południe i cztery kilometry na wschód od skutera — poinformował Wakefield. Jego zadanie polegało na śledzeniu postępów w poszukiwaniach Takagishiego. — Znajdujecie się nieco na wschód od rynku.

Kobiety skierowały się w stronę rynku. Nicole przypuszczała, że tam właśnie udał się Japończyk. Na rynku było wiele niedużych metalicznych obiektów, ale ani śladu Takagishiego. Francesca i Nicole obeszły dokładnie dwa pozostałe place, gdzie także niczego nie znalazły. Nicole musiała przyznać, że nie wie, co dalej robić.

— To bardzo dziwne miejsce — powiedziała Francesca, zabierając się do lunchu. Kobiety przysiadły na metalowym sześcianie metrowej wysokości. — Na moich zdjęciach tego jakoś nie widać. Wszystko jest takie wysokie, ciche i… obce. Niektóre budynki w ogóle nie dają się opisać. Tylko oglądając zdjęcia można poznać ich geometrię. Na przykład te wielościany; w każdym sektorze jest jeden największy, który zawsze przylega do rynku. Zastanawiam się, jakie to może mieć znaczenie, o ile w ogóle coś znaczy?

Napięcie pomiędzy Franceską a Nicole zeszło na drugi plan. Kobiety rozmawiały o Nowym Jorku. Francesca była zafascynowana powietrznymi konstrukcjami łączącymi wieżowce.

— Myślisz, że one do czegoś służą? — spytała. — Mają chyba z pięćdziesiąt metrów wysokości i tysiące powtarzających się elementów.

— Sądzę, że nie ma sensu zastanawiać się nad znaczeniem tego wszystkiego — odparła Nicole. Skończyła jeść i spojrzała na swoją towarzyszkę. — Idziemy dalej?

— Zaraz — powiedziała chłodno Francesca, wkładając resztki jedzenia do kieszeni. — Jest kilka spraw, których nie omówiłyśmy do końca.

Nicole spojrzała na nią ze zdziwieniem.

— Wydaje mi się, że dobrze byłoby porozmawiać otwarcie zaczęła Francesca z podejrzanym uśmiechem. — Jeżeli myślisz, że dałam Waleremu jakieś środki, to dlaczego mnie o to nie spytasz?

Nicole długo patrzyła jej w oczy.

— A dałaś? — spytała.

— A jak myślisz? — odparła sprytna Francesca. — A jeżeli myślisz, że dałam, to dlaczego to zrobiłam?

— Dalej prowadzisz grę — powiedziała po chwili Nicole. Do niczego się nie przyznasz, chcesz się tylko przekonać, ile wiem. Ale twoje przyznanie się do winy nie jest mi potrzebne. Po mojej stronie stoją nauka i technika. Prawda i tak wyjdzie na jaw.

— Wątpię… — mruknęła Francesca zeskakując na ziemię. Ci, którzy szukają prawdy, przeważnie jej nie znajdują — powiedziała z uśmiechem. — No to chodźmy szukać profesora.

W zachodniej części rynku kobiety natrafiły na dziwną konstrukcję. Z daleka przypominała wielką szopę. Budynek miał ponad sto metrów długości i przynajmniej czterdzieści metrów wysokości. Dwie rzeczy były zadziwiające: obydwa krańce stały otworem, ściany były przezroczyste, ale tylko od wewnątrz. Francesca i Nicole dwukrotnie sprawdziły, że nie jest to złudzenie optyczne. Osoba stojąca w środku widziała przedmioty znajdujące się na zewnątrz, również dach był przezroczysty. Wieżowce były tak ustawione, że z „szopy” widać było wszystkie pobliskie ulice.

— To fantastyczne! — szepnęła Francesca z podziwem, fotografując stojącą na zewnątrz Nicole.

— Doktor Takagishi mówił mi — powiedziała Nicole — że budowa Nowego Jorku musiała mieć jakiś cel. Cała reszta być może jest niepotrzebna… Kto traciłby czas na budowę tak skomplikowanych obiektów?

— Mówisz tak, jakbyś wierzyła w Boga — powiedziała Francesca.

Nicole spojrzała na Włoszkę. Ona mnie prowokuje do zwierzeń, pomyślała. W ogóle nie obchodzi ją, co myślę. Nikt i nic ją nie obchodzi…

— A cóż to takiego? — Francesca zrobiła kilka kroków i wskazała na ziemię. Nicole zbliżyła się do niej. Znajdowała się tam prostokątna studnia. Miała jakieś pięć metrów długości, półtora metra szerokości i mniej więcej osiem metrów głębokości. Jej ściany były zupełnie. gładkie.

— Tutaj jest jeszcze jedna. I tam też…

W sumie studni było dziewięć, wszystkie miały tę samą konstrukcję i wszystkie znajdowały się w południowej części „szopy”. Nicole robiła się coraz bardziej niespokojna. Do czego służyły?

Nagle w słuchawkach dał się słyszeć słaby sygnał alarmowy.

— Musieli znaleźć doktora Takagishiego — powiedziała Nicole i ruszyła do wyjścia. Gdy tylko wyszła na zewnątrz, pisk w słuchawkach stał się tak głośny, że o mało nie uszkodził jej bębenków w uszach.

— Wszystko w porządku — powiedziała przez radio. — Słyszę was. Co się stało?

— Już prawie dwie minuty usiłujemy się z tobą połączyć usłyszała głos Wakefielda. — Gdzie u diabła byłaś? Przeszedłem na kanał alarmowy, bo ma największą moc.

— Byłyśmy w czymś w rodzaju „szopy” — odparła Francesca stając za plecami Nicole. — To bardzo dziwny obiekt. Ściany są przezroczyste, ale tylko w jedną stronę, a poza tym…

— To ciekawe — przerwał jej Richard — ale nie mamy czasu na pogaduszki. Macie jak najszybciej dotrzeć do Morza Cylindrycznego. Za dziesięć minut przyleci po was helikopter. Przylecielibyśmy do Nowego Jorku, ale nie matam gdzie wylądować.

— Co się stało? — spytała Nicole. — Skąd ten pośpiech?

— Widzicie biegun południowy?

— Nie, zasłaniają go wieżowce.

— Coś dziwnego dzieje się z małymi szczytami. Od jednego do drugiego przeskakują błyskawice. To bardzo piękny widok. Wszyscy mamy przeczucie, że stanie się coś dziwnego. Richard zawahał się na moment. — Musicie natychmiast wydostać się z Nowego Jorku.

— W porządku — odparła Nicole. — Już idziemy. — Wyłączyła nadajnik i zwróciła się do Franceski: — Zauważyłaś, że gdy tylko wyszłyśmy z „szopy”, sygnał alarmowy stał się mocniejszy? Widocznie jej ściany ekranują fale radiowe. Coś takiego musiało się stać z Takagishim: najprawdopodobniej jest w jednej z takich szop… ’

Francesca nie słuchała.

— No to co? — powiedziała niedbale, robiąc kamerą ostatnią panoramę wnętrza. — W tej chwili to nie jest ważne. Musimy jak najszybciej dotrzeć do helikoptera.

— Przecież on może być w jednej z tych studni — ciągnęła z podnieceniem Nicole.

— Mógł tam wpaść, bo gdy dotarł do Nowego Jorku, panowały jeszcze ciemności. Zaczekaj na mnie, zaraz wracam!

Nicole cofnęła się kilka kroków, uklękła nad jedną ze studni i skierowała snop światła w dół. Coś tam rzeczywiście było! Wytężyła wzrok; była to hałda jakiegoś tworzywa. Ruszyła do następnej studni.

— Doktorze Takagishi! — krzyknęła. — Jest pan tam? — dodała po japońsku.

— Chodźmy! — zawołała Francesca, zbliżając się do wyjścia. — Richard kazał nam wyruszyć natychmiast.

W czwartej studni gra światła i cieni uniemożliwiała sprawdzenie jej wnętrza. Coś leżało na dnie, ale co? Nicole położyła się na brzuchu i starała się zajrzeć do środka pod innym kątem.

Nagle światła Ramy zaczęły migać. Zapałały się i gasły na przemian. We wnętrzu szopy spowodowało to bardzo dziwny efekt optyczny. Nicole wstała, spojrzała w górę i zakręciło jej się w głowie. Zachwiała się i prawie całym ciałem wpadła do studni.

— Francesca! — krzyknęła, trzymając się przeciwległego brzegu studni. — Pomóż mi!

Nie było odpowiedzi. Nicole doszła do wniosku, że Francesca musiała już opuścić szopę. Poczuła, że drętwieją jej ramiona. Tylko jej stopy znajdowały jeszcze bezpieczne oparcie. Reszta ciała wisiała w powietrzu, głowa oddalona była od ściany o prawie metr.

Światła wciąż na przemian zapalały się i gasły. Nicole podniosła głowę zastanawiając się, czy jedną ręką uda jej się dosięgnąć krawędzi studni, drugą utrzymując dotychczasową pozycję. Ale było to niemożliwe, głowę miała zbyt nisko. Wisiała jeszcze kilka kilka sekund, czując narastające zmęczenie ramion i ogarniający ją strach. Odbiła się nogami, starając się oburącz złapać górną krawędź studni. Prawie jej się to udało. Ale ramiona nie zdołały jej zatrzymać. Runęła w dół, uderzając głową o ścianę, i straciła przytomność.

Загрузка...