ROZDZIAŁ XIV

Jak zawsze, tak i tym razem Enge musiała starać się pogodzić skłócone strony.

— Ugunenapsa uczy nas, iż wszystkie zamieszkujemy w mieście życia. Far‹, w tym mieście Ambalasei jest ci równa. Pod wieloma względami cię przewyższa, w wiedzy i umiejętnościach, a najbardziej w trudach ponoszonych dla Cór Życia. Stoi o wiele wyżej niż ja, ustępuje jedynie objawicielce prawdy, Ugunenapsie. Jesteśmy tu, jak też jest to miasto i ty, Far‹, ponieważ Ambalasei przyprowadziła nas do tego lądu. A to, że możesz w przyszłości coś uczynić, zawdzięczasz jedynie uwolnieniu przez nią. Nie proszę o wdzięczność, żądam jednak, byś to przyznała.

Far‹ była nadal gniewna.

— Czy i twoje rozkazy mam wypełniać? Jesteś teraz moją eistaą?

Jej gniew nie poruszył Enge.

— Każę ci tylko stwierdzić fakt. Czy Ambalasei nie dała ci wolności?

Po pełnym wahania milczeniu Far‹ sztywno potwierdziła. Enge pochwaliła ten gest.

— To dobrze. Nigdy o tym nie zapominaj. Ambalasei pomogła nam w przeszłości i będzie pomagać nadal. Mogłabyś więc być choć na tyle grzeczna, by wysłuchać tego, co chce powiedzieć o warunkach korzystania z uruketo. Same warunki możesz odrzucić, ale musisz je wpierw poznać. Zgadzasz się?

Far‹ opuściła oczy w głębokim namyśle. Gdy je uniosła, nie była już gniewna, patrzyła błagalnie.

— W żarliwym pragnieniu szerzenia nauk Ugunenapsy i zapewnienia im trwania dałam się ponieść złości. Przepraszam za to ciebie i inne Córy Życia. — W kierunku Ambalasei zrobiła gest odrzucenia. — Nie przepraszam i nigdy nie przeproszę tej niewiernej.

— Nie chcę tego, szkarado. Słyszałam, że wielkość Yilanè należy mierzyć jej wrogami. Mam nadziję, że do nich należysz, bo byłabym zgubiona, gdybym nazwała cię przyjaciółką. A teraz -czy wykonasz me polecenia?

— Wysłucham ich — syknęła Far‹.

— Rozsądne słowa, jak na ciebie. — Uczona odwróciła się, wykonując gesty odrzucenia nieważnego szczegółu, i zwróciła się do pozostałych. — Omówimy teraz wydarzenia historyczne i ich wpływ na przyszłość. Wszystkie byłyście kiedyś niewiernymi. Potem wysłuchałyście kogoś takiego jak Enge, jak to mówicie, ujrzałyście światło i stałyście się wierzącymi. Czy nie było tak? — Kiwnęła głową, widząc potwierdzenie. — W ten sposób pojawiają się nowe Córy. Gdzie to się stało? Pytam cię, Enge.

— W mieście Inegban*, gdzie rozmawiałm z wielce uczoną Yilanè imieniem Essokel.

— W mieście!

— Tak, oczywiście.

— A pozostałe — spytała Ambalasei z gestem obejmującym je wszystkie. — Każda z was poznała pobudzającą filozofię Ugunenapsy w mieście?

Wszystkie przytaknęły, nawet Far‹, choć z wielkimi oporami. — Oczywiście, musiało tak być. Wszystkie jesteście Yilanè, bo inaczej nie zdołałybyście pojąć argumentów. Ale czy te nawrócenia rzeczywiście spełniają nawoływania Ugunenapsy wyrażone w jej ósmej zasadzie? Czy nie dostrzegacie tu pewnej podstawowej różnicy?

Spotkało się to z powszechnymi ruchami i oznakami zdumienia oraz z jaskrawym odrzuceniem przez Far‹, która nie chciała nawet rozważać zasad Ugunenapsy wyrażonych przez niewierną. Jedynie Enge stała nieruchomo w milczeniu, kołysząc lekko kończynami i ogonem, jakby była echem rozmyślań. Ambalasei patrzyła, jak jej ruchy narastały, wzmagały się, aż wreszcie wyrzuciła w bok ramiona w wielkiej radości odkrycia.

— Wielka Ambalasei jak zawsze olśniła nas blaskiem swych myśli, winniśmy jej chwałę, najwyższą chwałę.

Far‹ zareagowała odmową, pozostałe pytaniami, Ambalasei radosnym przyjęciem należnego jej uznania. Ciało Enge drżało niepowstrzymanie od siły targających nim uczuć.

— Ambalasei ma tak wielki rozum i zrozumienie, iż pokazuje nam, gdzie mamy drążyć nauki Ugunenapsy. Zawsze zawierają odpowiedzi, nie dostrzegamy ich tylko dlatego, że źle szukamy. Czyż ósma zasada nie nakłada na nas obowiązku pomagania wszystkim innym w poznaniu Ducha Życia i jego istoty? Dlaczego więc tak się ograniczamy?

Zakończyła pytaniem i pragnieniem uzyskania odpowiedzi. Far‹ nadal okazywała zdziwienie i pogardę.

— Czy mamy tłumaczyć zasady Ugunenapsy rybom w morzu?

— Milcz, Far‹ — powiedziała Satsat z przesadnymi od gniewu ruchami. — Hańbisz nas i siebie mrokiem swych myśli. Ambalasei naprawdę wiedzie nas ku prawdzie — czyniąc to, bliższa jest naukom Ugunenapsy aniżeli ty poprzez odmowę. Byłyśmy wszystkie Yilanè, kiedy dowiedziałyśmy się o Ugunenapsie. Z tego powodu myślimy jedynie o Yilanè, zapominając o fargi. Wszystkie one pragną się od nas uczyć, ich umysły są próżnymi naczyniami czekającymi na wypełnienie prawdą Ugunenapsy.

— Potrzeba wielkiej inteligencji, by dojrzeć rzeczy ukryte przed oczyma mniej zdolnych — stwierdziła Ambalasei ze zwykłą jej skromnością. — To musicie czynić — iść do fargi i uczyć je. W swym zapale pojmowania wierzą we wszystko. Zatrzymujcie je, nim opuszczą plaże i wejdą do miasta. Dawajcie im jeść, to na pewno przyciągnie ich uwagę. Potem mówcie im o Ugunenapsie, o tym, jak będą mogły żyć wiecznie. Zróbcie to, a będziecie miały dość adeptek. Trzymając się z dala od miast, unikniecie schwytania i uwięzienia, co spotykało was w przeszłości. Fargi jest nieskończenie wiele, nikt nie zauważy braku tych, które nawrócicie. Przystańcie na to, a uruketo zabierze was do miasta, na leżące poza nim plaże.

Ambalasei przyjmowała podziękowania jako coś oczywistego, przysłuchiwała się ożywionej dyskusji, lecz cały czas patrzyła jednym okien na Far‹ i Enge szybko to zauważyła. Poprosiła o uwagę i zwróciła się do chudej Yilanè:

— A co ty na to? Czy zaniesiesz fargi prawdę Ugunenapsy?

Wszystkie teraz patrzyły w milczeniu, ciekawe odpowiedzi ich kłótliwej siostry. Ta uniosła głowę, okazała pewność postanowienia i przemówiła:

— Nie myliłam się, choć może byłam zbyt gorliwa. Ambalasei doprowadziła nas do prawdy i za to jej dziękuję. Pójdę do fargi i przemówię, by to miasto żyło zawsze. Dziękuję jej jeszcze raz za pomoc.

W jej słowach były tony niechęci, lecz mimo to mówiła szczerze. Przepełniona radością objawienia i rozwiązaniem najbardziej nabrzmiałego problemu Enge nie zwróciła uwagi na owe podteksty. Pokój został przywrócony. Wielkie dzieło Ugunenapsy będzie trwać.

— Co rozkażesz, wielka Ambalasei? — spytała Enge w postawie błagalnicy, a nie osoby równej. Ambalasei chętnie na to przystała.

— Wyhoduję pojemniki do przechowywania mięsa. Wyruszymy, gdy urosną i zostaną napełnione. Uważam, że kaznodziejek nie może być za dużo, potrzeba będzie wiele miejsca dla nawróconych. Po zjedzeniu mięsa i nawróceniach uruketo popłynie z powrotem. Miasto urośnie, bo dostaniemy do pracy młode, silne fargi.

— Mówiąc o odpłynięciach, stwierdziłaś, iż wyruszamy — zauważyła Enge. — Zamierzasz zabrać się z uruketo?

— Oczywiście. Kto lepiej ode mnie wszystkim pokieruje? Tęsknię też do dyskusji, w których nigdy nie pada pewne imię. Teraz uzgodnijcie między sobą, kto popłynie. Proponuję najwyżej pięć Yilanè.

— Proponuję? — powtórzyła Far‹ z pewną obawą i niechęcią.

— Rozkazuję, jeśli wolisz. Jestem jednak wielkoduszna i nie żywię uraz. Ty i cztery inne, jeśli o to ci chodziło. Popłyniesz, Enge?

— Moje miejsce jest teraz w mieście, muszę przygotować je dla przybyłych, choć bardzo pragnęłabym być z tobą. Czy zamiast mnie może popłynąć najbliższa mi Satsat?

— Chętnie!

— Pozostały trzy miejsca — powiedziała Ambalasei, rozciągając sztywne mięśnie i odchodząc. — Poinformuję was, gdy nadejdzie pora wyruszenia — zawołała i opuściła ambesed. Wolnym krokiem przemierzała wyhodowane przez siebie, nazwane na jej cześć miasto. Wiedziała jednak, że szła powoli nie tylko z powodu zmęczenia. Była stara i często w chwilach spokojnego namysłu czuła, iż dochodzi do kresu swych możliwości fizycznych. Nadejdzie on, nie jutro, lecz może już w jutro jutra czeka na nią ze swą pustką. Przed nadejściem tego nieuniknionego dnia musi jeszcze coś zrobić. Gdy uczona wchodziła do laboratorium, Setèssei właśnie rozkładała okazy, lecz natychmiast przerwała pracę i dała znak gotowości przyjęcia poleceń.

— Trzeba wyhodować pojemniki — powiedziała Ambalasei, grzebiąc w składzie wyschniętych jaj i dzbanów. Znalazła to, czego szukała i dała asystentce. — Do wzrostu konieczny jest płyn odżywczy, potem należy umieścić w nich przygotowane mięso. Wpierw jednak przynieś mi ugunkshaa i stworzenie pamięci.

— Jakiej pamięci szukasz?

— Jakiejś nieważnej, bo chcę coś zapisać.

— Mamy dawne opisy prądów morskich i wiatrów na południu, teraz zastąpione przez nowe obserwacje i odkrycia.

— Doskonale się nadają. Nie przechowuję niepełnych, mglistych zapisów, a jedynie ważne historyczne osiągnięcia.

Przed Ambalasei siedziało ugunkshaa, poważnie zmienione, bezrozumne stworzenie, jego wielkie, zbudowane z cząstek organicznych soczewki wpatrywały się w uczoną. Setèssei umieściła obok stworzenie pamięci i ostrożnie umieściła jeden z czułków wyrastających nad obumarłym okiem w załomku ciała głosiciela wspomnień. Po delikatnych poprawkach na soczewkach ukazał się czarno-biały obraz i rozległ się stłumiony głos. Umilkł, gdy drugie, mniejsze oko otwarło się powoli i spojrzało na Ambalasei.

— To, co powiesz teraz, zostanie wysłuchane i zapamiętane — powiedziała Setèssei odchodząc.

Ambalasei odprawiła ją, zebrała myśli i zaczęła mówić. Każdy jej ruch, każdy dźwięk zapisywał się dokładnie w mózgu stworzenia pamięci.

— Powiem wam najpierw o rzekach w morzu prowadzących do tego nowego lądu…


— Godna najwyższego zaufania Setèssei zostanie z wami podczas mej nieboecności — powiedziała Ambalasei. — Choć oczywiście mi nie dorównuje, to zna się na sprawach miasta, pomagała w jego hodowli. Zna się także na leczeniu ran, tak łatwo odnoszonych przez twoje niezdarne siostry.

— Wdzięczność-po-wielokroć — oznajmiła Enge. — Czy już wszystko przygotowane do wypłynięcia?

— Niemal wszystko. Reszta mięsa powinna zostać przyrządzona dzisiaj. Wypływamy natychmiast po jego załadunku. Najlepiej rano, bo chcę dokonać obserwacji prądów prowadzących na północ. Trzeba połączyć moje nowe mapy ze starymi. Potem pragnę ujrzeć miasto, o którym mi opowiadałaś, Alpèasak.

— Śmierć i zagłada w ogniu! Wszystkie Yilanè zginęły, na ulicach i w gajach pełno ustuzou z zabójczymi kamieniami-zębami.

— Przeżyłaś jednak ty i kilka innych.

— Garstka ocalałych Cór Życia uciekła w uruketo i jest teraz ze mną. Była także dowodząca stworzeniem i jej załoga, oraz ta, której imienia nie wypowiem. Ponadto samiec o nieznanym imieniu i uczona Akotolp.

— Akotolp! Gruba i krągła jak rzeczny węgorz?

— Ta sama.

— Gdzie jest teraz?

— Nie wiem. Jak ci mówiłam, opuściłam uruketo, by uniknąć śmierci z kciuków bezimiennej.

— Muszę zobaczyć to miasto. Może ustuzou już odeszli. W każdym razie prądy płyną w tym kierunku, nim skręcą ku brzegom Entoban*. Konieczne są obserwacje, poprawienie map.

Wyruszyły tuż po świcie, wypłynęły rzeką na otwarte morze. Ambalasei przy pomocy dwóch załogantek wypuszczała w oceanie neshkaki. Zwierząta dobrze pływały i starały się uciec, lecz były przytrzymywane przez bardzo długie ogony. Barwa ich skóry zmieniała się zależnie od temperatury wody, co umożliwiało Ambalasei wnoszenie poprawek na mapach. Wolne od wszelkich obowiązków Córy spędzały godziny nie poświęcane snowi na dyskusjach o Ośmiu Zasadach, zaszywały się jednak w głębi uruketo i Ambalasei ich nie słyszała.

Przyjemna, ciepła wyprawa dawała jej wiele radości. Niemal zbyt szybko minęły wyspę Maninlè, potem podobny klejnot, archipelag Alakas-aksehent. Ambalasei zmęczyła się już pracami i spała na dole. Nowe i stare mapy zostały połączone. Znany świat znacznie się rozrósł dzięki jej geniuszowi. Dokonawszy tego, spała bardzo dobrze, obudziło ją dopiero szarpnięcie za ramię. Ujrzała dowodzącą uruketo Elem, okazującą uwagę i posłuszeństwo poleceniom.

— Kazałaś mi się obudzić, gdy widać bądzie ląd Gendasi*.

— Widać go?

— W tej chwili zasłaniają go chmury deszczowe, lecz jest tam na pewno.

— Idę. Potrzeba pomocy we wchodzeniu. Mięśnie zesztywniały mi od wilgoci i snu.

Mocne ramię Elem pomogło jej wstać i wejść powoli na płetwę. Uczona szła z wysiłkiem, bez przerwy narzekając. Dwie załogantki zbiegły na dół spłoszone jej gniewem, Elem poleciła pozostać.

— Czy byłaś tu kiedyś? — spytała Ambalasei.

— Nie, ale mapy są dokładne. Musimy tylko płynąć wzdłuż łańcucha złotych wysepek do tego bagnistego wybrzeża. Alpèasak leży dalej na północ.

Wiatr przegnał deszcz i widać było wyraźnie niski brzeg o piaszczystych plażach na tle lasów. Elem zerknęła na słońce.

— Powinnyśmy dopłynąć przed zmrokiem.

— Pozostań na morzu, skoro nie jesteś pewna. Nie zapominaj o ustuzou, o których mówiła nam Enge.

— Straszne, niepojęte, groźne.

— Mogą tam być. Ostrożność wzmocniona.

— Chyba niepotrzebna — stwierdziła Elem, osłaniając oczy przed słońcem. — Przy brzegach coś się rusza, uruketo, łodzie.

Ambalasei mruczała coś i mrugała, lecz nie mogła ich dostrzec. Zobaczyła szczegóły dopiero po podpłynięciu bliżej.

— Obserwacje bardzo ciekawe. Miasto niewątpliwie znów należy do Yilanè. Tam są baseny i inne uruketo. Nie zbliżaj się do nich. Podpłyń do brzegu przy tamtych plażach. Niech tu przyjdą misjonarki. Każ też przynieść pojemniki z mięsem.

Gdy dołączyła do nich piątka Cór, Ambalasei wskazała na brzeg i górującą nad nim kępę wysokich drzew.

— Zapamiętajcie to miejsce i liczbę dziesięć. Tyle co dwie dłonie. Uruketo wróci tu po upływie tylu dni. Zabierze was i te, którym będziecie mogły wskazać swą drogę. Fale są małe, łatwo dopłyniecie do brzegu.

— Co z mięsem? — spytała Far‹.

— Zostanie wyrzucone do morza, fale wyniosą je na brzeg, tam je pozbieracie. Wracajcie tu za dziesięć dni.

— A jeśli nie dokończymy naszej pracy? — spytała Far‹, zawsze potrafiąca znaleźć temat do sporu.

— Wtedy coś postanowimy. Nazywam was misjonarkami, bo waszą misją jest mówienie fargi o prawdzie, która jest chyba jedyną waszą troską. Nawróćcie je i szybko wracajcie. Postarajcie się jednak, proszę, o przyprowadzenie rozumnych i silnych. Ambalasokei wymaga wiele pracy.

— Nie pójdziesz z nami? — zapytała podejrzliwie Far‹.

— Nie. Mam coś znacznie ważniejszego do zrobienia. Dziesięć dni. — Zaczekała, aż ostania zanurzyła się w oceanie, i popłynęła do brzegu. — Zabierz mnie do portu. Odpłyń, gdy tylko wysiądę. Z nikim tu nie rozmawiaj. Wróć po mnie wczesnym rankiem dziesiątego dnia. Zrozumiałaś?

— Zrozumiałam, wielka Ambalasei. Dziesięć dni.

Загрузка...