Rozdział 17

Nero zapomniał o bólu, jak strzała pomknął do Móriego i witał go radośnie. Kiedy jednak gość poklepał go po łbie, zwierzę zawyło boleśnie. Móri ukucnął, przemawiał łagodnie do psa i delikatnie badał palcami jego czaszkę.

Potem wstał i przyglądał się dwojgu nadchodzącym ludziom.

Z pewnym lękiem Tiril przedstawiła sobie dwóch młodych mężczyzn. Tacy obaj przystojni, a tacy różni! Jak noc i dzień.

To porównanie wydało jej się nadzwyczaj trafne: noc i dzień.

– Co się stało? – zapytał Móri. – Nero potłuczony, Tiril kuleje, spod bandaża na szyi cieknie krew. I wygląda to na całkiem świeże zranienie.

Zaczęli mu tłumaczyć, przekrzykując się nawzajem, ale zaraz oboje umilkli, dało o sobie znać dobre wychowanie, ustępowali jedno drugiemu.

Móri czekał i spoglądał to na jedno, to na drugie wzrokiem pozbawionym wyrazu. Tiril przedstawiła Erlinga jako byłego narzeczonego Carli, nie powiedziała nic więcej. Zdawało się jednak, że Islandczykowi to wystarczyło.

Dziwne, ale Tiril odetchnęła z ulgą.

– Chyba powinniśmy rozmawiać we troje – oświadczył w końcu Erling. – Myślę, że Tiril musi nam to i owo wyjaśnić. Mam wrażenie, że wy, mój panie, wiecie znacznie więcej niż ja.

– Być może – przyznał Móri. – Ale zdaje się, że i tak bardzo wiele pozostaje do wyjaśnienia.

Młody potomek hanzeatyckiego rodu zatrzymał się przed drzwiami.

– Ty tutaj mieszkasz, Tiril? – zapytał sucho.

– Tak. I Nero także – odparła uśmiechnięta. – Prawda, jaki stąd piękny widok?

– Widok nie ma tu nic do rzeczy.

– A co ma?

Erling westchnął. Nie rozumiał dosłownie niczego.

– Wejdź, to zobaczysz, jak jest w środku! Posprzątaliśmy I urządziliśmy wszystko pięknie!

– My?

– Nero i ja, oczywiście. On pomaga mi przez cały czas. Przynosi drewno na podpałkę, łapie myszy i w ogóle.

Erling Müller spojrzał na futrynę drzwi.

– A to co za znaki?

– O, jakieś stare ryty, ktoś pewnie zapisywał coś dla pamięci, tak przypuszczam.

– One nie są stare. Wprost przeciwnie, wyryto je całkiem niedawno.

Móri podszedł bliżej.

– To jest tak zwana Tarcza Arona wyjaśnił. – Mając ten znak nad drzwiami, Tiril może ślę czuć bezpieczna.

Erling posłał mu niezwykle wymowne spojrzenie. Zaciskał wargi, skrzydełka nosa mu drgały, a w oczach zapalały się podejrzane błyski.

Móri spojrzał na niego przelotnie i wszedł za dziewczyną do środka.

– Usiądź, Tiril, żebym mógł obejrzeć tę ranę na szyi!

Zrobiła, jak kazał. Móri ostrożnie zdjął apaszkę, która służyła jako bandaż, Erling natomiast usiadł na stołku na-,przeciwko nich i z surową miną śledził, co się dzieje. Było jasne, że czuje się nieswojo.

– Jeszcze trochę krwawi – powiedział Móri. – Rana jest za bardzo otwarta, trzeba ją zamknąć.

– Czy nie jest już na to za późno? – spytał Erling.

– Może i tak – potwierdził Móri. Obmył ostrożnie niezbyt wielkie, ale wciąż krwawiące rozcięcie, po czym jedną ręką zacisnął brzegi rany, a opuszkami palców drugiej przesuwał delikatnie wzdłuż skaleczenia. I Tiril, i Erling widzieli, że porusza wargami.

Trwało to dłuższą chwilę, a kiedy skończył, po ranie został tylko ślad w postaci cienkiej kreski.

Dwoje obserwatorów znowu zaczęło oddychać.

– No, no, nieźle – powiedział Erling, ale w jego głosie pobrzmiewał ton ostrzeżenia. – Może teraz będziemy się mogli dowiedzieć, kim jesteście, panie?

Móri podniósł na niego swoje ciemne oczy.

– Czy nie wystarczy, że pragnę dobra Tiril? W każdej sytuacji i pod każdym względem.

Erling otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale zaraz znowu je zamknął.

– Ze mną ona będzie bezpieczna – oświadczył Móri. – Jestem w stanie obronić ją zawsze. A jak widzimy, może się to okazać potrzebne. Ale czy teraz mógłbym się dowiedzieć, co się dzisiaj wydarzyło? Jak to się stało, że oboje z Nerem zostaliście ranni, Tiril?

– Poszłam na cmentarz, odwiedzić grób Carli. Kilka dni temu ustaliliśmy z Erlingiem, że się tam spotkamy, żeby porozmawiać o mojej kochanej siostrze. Oboje bardzo cierpimy po jej utracie. Kiedy stamtąd wyszłam, zostałam napadnięta przez dwóch zbirów.

– Czyli cmentarz jest niebezpiecznym miejscem – stwierdził Móri. – Od dzisiaj powinnaś go unikać.

– Bardzo mnie to martwi, ale oczywiście, rozumiem, że to konieczne. No, ale na szczęście Erling usłyszał hałas, jaki powstał na drodze, bo ja się broniłam, i postrzelił jednego z napastników.

Móri spojrzał na Erlinga z wdzięcznością i uznaniem.

– Chodzi jednak o to, dlaczego zostałaś napadnięta, Tiril? Trzeba wam wiedzieć, panie, że oni chcieli ją zamordować! – denerwował się Erling.

– Proszę mówić mi Móri! – rzekł Islandczyk. – Od razu się domyśliłem, że oni napadli, żeby zabić. Tiril, czy wiesz, kto się za tym kryje?

– Nie wiem i wcale nie chcę tego wiedzieć – jęknęła Tiril – Ja po prostu lubię ludzi i wolałabym myśleć o nich dobrze!

– Chowanie głowy w piasek nic tu nie pomoże – wtrącił Erling ostro. – Zatem państwo wiecie więcej niż ja. No, to proszę mi teraz wszystko opowiedzieć!

Tiril westchnęła ciężko.

– W takim razie musiałabym też wyjawić, dlaczego Carla odebrała sobie życie. A tego chyba nie będę w stanie zrobić.

Na moment zaległo milczenie. Erling zniecierpliwiony usiadł na stołku, Tiril i Móri na przytwierdzonej do ściany ławie. Nero ułożył się na podłodze i obserwował ludzi z uwagą i podziwem. Ów nowy człowiek sprawiał wrażenie agresywnego. To Nera niepokoiło.

Pierwszy odezwał się Móri:

– Musisz zrozumieć, że to wszystko sprawia Tiril wielki ból. Ona wie więcej niż ty, ale spróbuję ci to i owo wyjaśnić w jej zastępstwie.

Erling skinął głową, zgnębiony, ale też lekko zirytowany.

– Proszę jednak nie mówić do mnie „ty”!

– Wygląda na to, że ojciec dziewcząt…

– Ojczym – przerwała Tiril ostro.

Erling spojrzał na nią zdumiony.

– Będziemy go nazywać „konsul Dahl” – rozstrzygnął Móri. – Przez całe życie one obie były przekonane, że jest to ich rodzony ojciec. Potem się okazało, że on przez wiele lat… wykorzystywał małą Carlę.

– Nie – jęknął Erling.

– Niestety, to prawda – potwierdziła Tiril ze łzami w oczach.

– Przez ile lat? – Erling, pobladły, ledwie mógł wypowiedzieć te trzy słowa.

– Myślę, że bardzo długo. Nie potrafię sobie przypomnieć, kiedy Carla zaczęła płakać. Zawsze była taka smutna – wyszeptała Tiril.

Erling chwytał powietrze chrapliwie, tak jakby się dusił, a po chwili zerwał się z miejsca i wybiegł na dwór.

Tiril spoglądała na Móriego, ale przez łzy nie widziała wyraźnie, wszystko się rozmazywało. Niepewnie wy- ciągnęła do niego rękę. On też się na chwilę zawahał, po czym ujął jej dłoń. Palce miał szczupłe, silne i zimne, skórę suchą.

Erling wrócił.

– Jak ty się o tym dowiedziałaś, Tiril? Od jak dawna wiesz?

– Zrozumiałam dopiero przed paroma dniami. Kiedy rzucił się na mnie.

– Co ty mówisz?!

– Zdołałam się obronić, ale potem musiałam uciekać z domu.

– No tak – jęknął Erling z rozpaczą w oczach. – No tak, teraz pojmuję.

– Otóż to – wtrącił Móri. – I teraz też pewnie rozumiecie, panie, że muszę ochraniać Tiril.

– Naturalnie. I dziękuję – bąknął Erling, choć jego myśli zajęte były czymś innym. – Ale w takim razie nie ma wątpliwości, kto stoi za zamachem na życie Tiril, prawda?

– Chyba tak – zgodził się Móri. – On musi się potwornie bać, że Tiril go wyda.

– Idziemy tam! Natychmiast! – zadecydował Erling. – Dysponuję wystarczającymi wpływami, bym mógł postawić go przed sądem, bo tam jest jego właściwe miejsce. Najpierw jednak chciałbym z nim w cztery oczy porozmawiać o mojej nieszczęsnej, zalęknionej Carli.

Tiril i Móri spoglądali po sobie. Nie chcieliby teraz być na miejscu konsula Dahla. Głos Erlinga brzmiał nader nieprzyjemnie.

– Powinniśmy chyba dokładnie zaplanować naszą wyprawę – wtrącił Móri.

– Co tu jest do planowania? Idziemy, zanim on zdąży się dowiedzieć, że napad na Tiril się nie udał!


Poszli zatem. Ruszyli wszyscy troje w stronę Bergen, a Nero podążał krok w krok za nimi.

Po drodze Erling rozpytywał Tiril o jej bieżące życie. Zgadzał się, że w Laksevåg jest bezpieczna, ale przecież to w żadnym razie nie jest miejsce dla panny z dobrego domu.

– Czy ty nie możesz sobie darować tego „dobrego domu”? poprosiła Tiril. – W środowisku, w którym wyrosłam, są ludzie ceniący pozory bardziej niż cokolwiek innego, ale ja do nich nie należę. Mnie jest w Laksevåg bardzo dobrze, czy ty tego nie rozumiesz?

– Rozumiem, ale przecież musi ci tu dokuczać samotność?

– Owszem, samotność to rzeczywiście jest problem – westchnęła. – Czasami bywa trudno, a Nero nie zawsze jest w stanie mi pomóc. Mimo to dobrze jest go mieć.

Przerwał im Móri.

– Ja teraz zostanę tu w pobliżu – zapewnił. – Przez jakiś czas nie będę się podejmował żadnych nowych zadań. W każdym razie dopóki nie wyjaśnimy sprawy tego napadu.

– Zadania? Jakie to zadania? – zapytał Erling.

– Pomagam ludziom – odparł Móri i było oczywiste, że nie chce wdawać się w szczegóły.

Erling przyglądał mu się jakimś nieobecnym wzrokiem i jakby nie zdając sobie sprawy z tego, co robi, mówił głośno:

– Masz rację, przy tobie Tiril będzie bezpieczna. Nie ryzykuje, że z twojej strony spotka ją coś…

Tiril i Móri słuchali zdumieni, a on ciągnął, zwracając się do Móriego:

– Ty nie jesteś szczęśliwym człowiekiem… W tobie jest jakaś niszcząca siła. Ale nie skierowana przeciwko Tiril. Ta siła skierowana jest przeciwko tobie.

Móri skinął głową. Przez cały czas prowadził konia za uzdę. Kopyta stukały o ziemię.

– Ty nie zostałeś stworzony do miłości – dodał Erling sam nie do końca rozumiejąc własne słowa.

– Dobrze znacie się na ludziach, panie – rzekł Móri z nieprzeniknioną twarzą.

Erling jakby się nareszcie ocknął.

– Znam się na ludziach, powiadasz? Ja? Ja, który się nawet nie domyślałem, jak biedna Carla musi cierpieć?

– Nikt, nawet w najgorszych snach, nie mógłby przypuszczać, że coś tak wstrętnego… – zaczęła Tiril. – A poza tym ja i Carla nie byłyśmy siostrami. Ona była córką mojej przybranej matki. Ja jestem niczyja. Dowiedziałam się tego przed paroma dniami od kowalowej.

– Od kowalowej? – wybuchnął Erling. – Tiril, wśród jakich ludzi ty się właściwie obracasz?

– Wśród sympatycznych. Wśród życzliwych, wśród dobrych i miłosiernych. Co jest w nich złego?

Nie, oczywiście, że nic, Erling nie wiedział, co odpowiedzieć.

Mimo wszystko chciał poznać dzieje Tiril z ostatnich dni do najdrobniejszych szczegółów.

– W dalszym ciągu uważam, że powinnaś zamieszkać nas – powiedział Erling Müller. Jego głos stał się teraz matowy. – Mogłabyś dzielić pokój z moją siostrą.

Siostra Erlinga? Jak ona wygląda? Tiril wyobrażała sobie bardzo dumną i dosyć ładną pannę, nieco starszą od niej samej…

Ależ tak, przecież ją pamięta, i to dobrze! Siostra Erlinga była niewiarygodnie pewną siebie młodą damą, która znała wszystkie zasady i nakazy etykiety do tego stopnia, że mogła sobie pozwolić na ich łamanie, co czyniła z wyszukaną nonszalancją.

Tiril podziwiała ją bezkrytycznie. Christine, bo tak miała na imię panna Müller, mogła na przykład wymachiwać torebką na długim pasku, rozmawiając jednocześnie z kimś poważnym. Tiril starała się ją naśladować. Kopnęła na przykład pewnego notariusza w nogę tak, że na jego białej skarpetce pojawiły się plamy błota. Christine wybierała owoce wiśni ze srebrnej patery, zanim się jeszcze przyjęcie zaczęło, a robiła to z wielkim wdziękiem i kokieterią. Tiril też wzięła jeden owoc i natychmiast dostała od matki klapsa na oczach wszystkich. Christine nosiła kapelusz włożony tyłem naprzód, ale kiedy Tiril postąpiła tak samo, to sąsiedzi zaczęli pytać, czy przypadkiem nie zatrudniła się w miejskiej łaźni.

– Może rzeczywiście byłoby najlepiej, gdybyś się tam przeprowadziła – wtrącił Móri niepewnie.

– Tylko będziesz się musiała pozbyć psa – powiedział Erling. – Albo może Móri mógłby się nim zająć, bo moja matka psów nie znosi.

– Nie, to niemożliwe – oświadczyła Tiril bardzo zadowolona, że znalazła wymówkę. – Obiecałam przecież Nerowi, że będziemy tu mieszkać razem. A nie powinno się zdradzać najlepszego przyjaciela!

– Tylko na razie – próbował ją przekonać Erling. – On przecież lubi Móriego niemal tak samo jak ciebie.

Tiril poczuła, że płacz dławi ją w gardle. Móri, który znał ją już bardzo dobrze, dawał do zrozumienia Erlingowi, że nie można jej rozdzielać z przyjacielem, zwłaszcza teraz, kiedy wszystkie straszne przeżycia są jeszcze takie świeże. I Erling, choć niechętnie, musiał się zgodzić na to, że dziewczyna pozostanie w Laksevåg jak dotychczas. Być może wpłynęły też na to słowa Móriego, że dom i rodzina Erlinga znajdą się w niebezpieczeństwie, kiedy Tiril u nich zamieszka. To przecież całkiem naturalne i, jak to ludzie powiadają, bliższa koszula ciału…

– Ale jak tylko doprowadzę do tego, że konsul Dahl zostanie osądzony i skazany, przeprowadzisz się do nas – zakończył Erling.

No, to jeszcze zobaczymy, pomyślała Tiril. W każdym razie ja nigdy nie opuszczę Nera!

Kiedy zbliżali się do domu Dahlów, tylko Erling utrzymywał tempo marszu, reszta szła coraz wolniej…

– Myślę, że wolałabym nie… – zaczęła Tiril.

– Ja też najchętniej trzymałbym się z daleka od tego miejsca – powiedział Móri. – Myślę, że zostanę i tutaj na was poczekam. Pan Müller się tobą zajmie.

– Nie, Móri, nie odchodź! Bez ciebie nie dam sobie rady – prosiła spłoszona.

Powiedziała to spontanicznie, bez zastanowienia, i sama bardzo się zdziwiła.

On zaś popatrzył na nią spokojnie.

– Nie myślisz tego naprawdę. Idź ze swoim przyjacielem. Zobaczymy się później.

Wskoczył na konia i po chwili zniknął im z oczu. Nero przez moment nie wiedział, co zrobić, patrzył to w jedną, to w drugą stronę i wtedy Tiril, wiedziona jakimś impulsem, zawołała:

– Idź z Mórim, Nero!

Chyba tego jasno w myślach nie sformułowała, ale głębi duszy wiedziała, dlaczego postąpiła właśnie tak. Dzięki temu Móri na pewno znowu przyjdzie.

Nie bez wahania Nero ruszył za oddalającym się jeźdźcem.

Z jeszcze większym wahaniem Tiril popatrzyła na Erlinga.

– Bardzo dobrze – stwierdził. – W takim razie idziemy.

Tiril nie zdawała sobie sprawy z tego, że wygląda teraz jak mała, przestraszona i drżąca dziewczynka.

– Ale ja nie mogę tam pójść!

– Oczywiście, że możesz! Twoja matka bardzo się o ciebie niepokoi. Powinnaś się jej przynajmniej pokazać, wytłumaczyć.

– Wytłumaczyć, że jej własny mąż wykorzystywał Carlę, a teraz chciałby wykorzystywać również mnie? Uważam, że to by było bezlitosne.

Erling zastanawiał się przez chwilę.

– Rzeczywiście. To bezlitosne. Ale, poczekaj no, mama mi mówiła… Tak, twoja matka jest u nas! Miały obie pójść do wójta.

– Do wójta?

– Właśnie. Żeby zgłosić twoje zniknięcie. I żeby wójt, zaczął cię szukać.

Tiril. westchnęła.

– No dobrze. Ale odprowadzę cię tylko do drzwi.

– To jeszcze zobaczymy – powiedział przez zęby. Kiedy ociągając się szła za nim, myślała o tym, jaki jest przystojny. Bardzo, bardzo pociągający miody człowiek. Ale przecież w dalszym ciągu należał do Carli, co do tego Tiril nie miała najmniejszych wątpliwości.

Jakie dziwne uczucie, znaleźć się znowu w tym domu. Dobrze znana elewacja~ Schody. Ciemnozielone drzwi wejściowe, z których Tiril korzystała raczej rzadko, często bowiem wybierała drogę przez okno.

Definitywnie postanowiła zostać na zewnątrz, lecz Erling złapał ją za ramię i wciągnął na schody.

– Nie, ale…

– Żadnego ale!

Erling chwycił klamkę, drzwi jednak były zamknięte na klucz. Tiril zaś klucza nie miała.

– Nikogo nie ma w domu, wracamy – próbowała się wycofać.

Akurat w tym momencie na progu ukazała się pokojówka. Na widok Tiril krzyknęła zdumiona:

– O Jezu, panienka Tiril wróciła! Gdzie to się panienka podziewała? Wszyscy myśleli, że panienka nie żyje! I pan Erling, proszę wejść!

Wpuszczając ich do środka, dygnęła uprzejmie.

– Oj, ale się wszyscy ucieszą! Pani jest w mieście, żeby panienki szukać, a konsul to jeszcze nie wstał.

– Co? – zawołał Erling. – Pół dnia już minęło. Budź go natychmiast! Mam z nim do pomówienia!

Głos Erlinga brzmiał groźnie.

Weszli za pokojówką do salonu. Tiril zupełnie innymi oczyma patrzyła na to, co zawsze było jej domem. Jakie do dziwne uczucie. Obcość. Dopiero teraz uświadomiła sobie, jak niewiele miała wspólnego i z tym domem, i z rodzicami. Po śmierci Carli w ogóle nie czuła się tu jak w rodzinie.

Nieprzyjemna, ciężka atmosfera, dzień za dniem. To zabijało w niej radość życia i tę miłość do ludzi, którą przyniosła ze sobą na świat.

Pokojówka przeprosiła i zniknęła w głębi domu. Słyszeli, że puka do jakichś drzwi, a potem woła cicho:

– Panie konsulu!

W chwilę później wróciła z wiadomością, że konsul nie odpowiada.

– Musiał wyjść. Tylko że nikt go nie widział.

– Otwórz drzwi i zobacz! – polecił Erling.

Dziewczyna wahała się, Erling jednak był stanowczy, więc ruszyła niechętnie z powrotem. Miała widocznie złe doświadczenia związane z sypialnią konsula. Słyszeli, jak otwiera, przez moment panowała zupełna cisza, po czym rozległ się straszny krzyk.

Spotkali dziewczynę na schodach. Ponieważ nie można było wydobyć z niej ani jednego rozsądnego słowa, Erling pobiegł do sypialni. Tiril tuż, tuż za nim.

Konsul Dahl leżał na swoim łóżku, w pościeli zalanej krwią. Miał poderżnięte gardło.

Загрузка...