Bergen, Norwegia.
Właściwie to nie do pomyślenia, by dziewczyna z dobrej rodziny, takiej jak rodzina Tiril, sama włóczyła się po ulicach miasta od rana do wieczora. Zawsze jednak na takie wyprawy wkładała długą sukienkę i ciemny płaszcz. Zdawało się, że mieszkańcy Bergen znali ją, tak jak się zna element krajobrazu. Promienna, uśmiechnięta dziewczyna o życzliwym spojrzeniu, która kłaniała się wszystkim znajomym.
A oni, nawet jeśli wiedzieli, że Tiril jest córką tych zadufanych w sobie Dahlów, starali się tego nie pokazywać. Ona sama zarozumiała nie jest, i to wystarczało. Ubierała się jak osoba prostego rodu. Mogła nawet sprawiać wrażenie, że pracuje jako dziewczyna na posyłki u sprzedawcy ryb albo jako pomocnica z piekarni, idąca właśnie do pracy. Nikt o nic nie pytał.
Poza tym miała opinię opiekunki bezpańskich psów. Takich osób lepiej nie zaczepiać bez powodu. Rozeszły się już pogłoski o haniebnej ucieczce dwóch napastników, których pogoniła sfora rozwścieczonych kundli.
Ludzie wiedzieli, dlaczego Tiril tak często chodzi po mieście choć to przecież nie przystoi dzieciom z lepszych domów Zwierzyła się jednemu ze swoich przyjaciół z rynku, ze wymyka się z pokoju przez okno i skradając się na tyłach budynku, przez dziurę w płocie wydostaje się do bocznego zaułka.
W ostatnich czasach zresztą w jej życzliwych ludziom oczach pojawił się smutek. I ludzie wiedzieli, dlaczego. Śliczna siostra tej panienki niedawno zmarła. Tragicznie, jak to się oficjalnie nazywało. Ale tu i ówdzie słyszało się co innego…
Tamten okropny człowiek przyszedł po raz trzeci.
Konsul Dahl przebywał przez kilka dni poza domem (mieszkanie było wtedy niezwykle przytulne i miłe), a kiedy wrócił, wyglądał jak wielki, tłusty kot, który właśnie pożarł utuczonego szczura.
Przyjął obcego, jak zawsze, w małym saloniku. Jakie to dziwne, myślała Tiril, że ów obcy w przetłuszczonej peruce przychodzi zawsze wtedy, kiedy mamy nie ma w domu.
Jak zwykle przysłuchiwała się rozmowie obu mężczyzn. Wprawdzie takie zachowanie nie było w jej stylu, lecz na widok tego człowieka dostawała gęsiej skórki, ogarniało ją uczucie, że powinna zachowywać najwyższą czujność podczas jego wizyt.
Tym razem nastrój był bardzo poufały. Ojciec poklepywał gościa po ramieniu i częstował ponczem, Tiril widziała, że jakaś ogromna suma pieniędzy zmienia właściciela.
Jak to dobrze, że ojciec jest w stanie zapłacić, pomyślała z ulgą. Nareszcie się uwolni od tego obrzydliwego typa.
Matka wciąż gościła u przyjaciół w Christianii, lecz Tiril słyszała, że wkrótce ma wrócić. Świetnie, bo z jakiegoś niezrozumiałego dla niej powodu źle się czuła w domu sama z ojcem.
Konsul Dahl przyglądał się swemu odbiciu w lustrze. Stwierdził, że drżą mu palce.
Ileż to czasu minęło od ostatniego razu.
Całkiem nowa owieczka. Czysta. Niewinna. Jego!
Cóż za rozkosz móc to wziąć, wykorzystać, nasycić się!
Poza tym to przecież jego oczywiste prawo.
Ale nie może wziąć jej tak jak tamtej. Tamta była małą laleczką tatusia.
Skrzywił się z niesmakiem. Że też można chcieć zrobić coś takiego! Jaka brzydka śmierć!
W pewnym sensie jednak ją rozumiał. Porzucił ją przecież, odwrócił się od niej plecami, ponieważ odkrył nowe możliwości. Ale też powiedział: proszę bardzo, wychodź sobie za tego młodzika, który niczego nie umie, niczego nie wie. Nie chcę mieć już z tobą do czynienia!
To, oczywiście, dlatego wyskoczyła. Z rozpaczy, że on, konsul Dahl, ją odtrącił.
A cóż ona sobie myślała? Ze będzie mogła mieć obu? Musiała przecież wiedzieć, że za nic by się nie zbliżył do kobiety, której dotknął inny mężczyzna. Czyż to raz szeptał jej o tym do ucha? Że nie chce więcej swojej żony, ponieważ przestała być czysta i nie należy już wyłącznie do niego.
A może ona odebrała sobie życie z zazdrości? Bo zauważyła jego zainteresowanie młodszą siostrą.
Tak, to na pewno tak musiało być.
Dahl przyglądał się sobie z przyjemnością. Rzeczywiście był godny pożądania. Jakie piękne ciemne oczy. Jaki kształtny nos! Wszyscy muszą widzieć, że jest człowiekiem bogatym, że stać go na najlepsze jedzenie. W peruce był mężczyzną, któremu trudno się oprzeć. Bez niej…
Zdjął na próbę sztuczne włosy.
Cóż, też nieźle.
Dahl odwrócił się od lustra. Myśl o młodej, pełnej wdzięku Tiril sprawiła, że jeszcze bardziej wypiął pierś.
Tiril rzeczywiście rozwinęła się w ostatnim czasie, jej kanciasta, chłopięca postać zaczynała nabierać kobiecych kształtów.
No i konsul ma przecież prawo! Nie czynił niczego nie dozwolonego. Wiedział po prostu więcej niż obie dziewczyny. Bo one się nawet niczego nie domyślały.
Ale akurat to ostatnie dodawało wszystkiemu pikanterii, można powiedzieć: znakomita przyprawa!
Teraz byli w domu sami, on i Tiril. Dahl skropił się najwytworniejszymi perfumami żony i otworzył drzwi.
Dziewczynka siedziała w salonie i czytała. Kto ją tego nauczył? Panny nie powinny umieć czytać, to niekobiece.
Ale wdzięku to jej rzeczywiście nie brakuje. Włosy co prawda wciąż beznadziejnie potargane, proste i sterczące na wszystkie strony, ale przecież będzie mogła nosić perukę! Były teraz w modzie takie wysokie, piękne, może jej kupić. Nikt nie powie, że konsul Dahl jest skąpy wobec swoich… wobec swojej rodziny.
No i naprawdę nabrała kształtów! Znacznie bujniejszych niż starsza kiedykolwiek mogła się pochwalić. One rzeczywiście nie były do siebie ani trochę podobne. Zresztą dlaczego miałyby być?
Uśmiechał się tajemniczo. Teraz miał pieniądze. Mnóstwo pieniędzy! Że też wcześniej nie przyszło mu takie rozwiązanie do głowy!
Ręce spoczęły na ramionach Tiril, dziewczynka aż podskoczyła.
– No, no – uspokajał ją przymilnie. – To tylko tatuś.
Dotykanie jej było niezwykłe podniecające. Może dlatego, że tak naprawdę to nigdy przedtem nie brał jej pod uwagę. Zawsze przecież była nieładnym, krępym dzieciakiem. Ale teraz zrobiła się… oooch!
Musiał bardzo głęboko wciągnąć powietrze. Miał problemy z opanowaniem głosu.
– No i jak ci się powodzi, mój kociaczku? – spytał łagodnie. – Bardzo tęsknisz za Carlą?
– O, tak. Bardzo.
– I ja też. Chodź tutaj, usiądź tatusiowi na kolanach, tak jak dawniej. Porozmawiamy sobie o naszej kochanej Carli.
– Ale… – Tiril uśmiechała się. – skrępowana. – Ja przecież nie mogę siadać na kolanach! Jestem na to za duża.
– Oczywiście, że możesz. Carla tak robiła jeszcze do tego roku. (Nie wspomniał jednako protestach ani o gorzkich łzach nieszczęsnej Carli). No, chodź, chodź!
Tiril przyglądała mu się spod zmarszczonych brwi. Sprawiała wrażenie nieprzyjemnie poruszonej. Co ona sobie myśli, głupia dziewucha? Czy nie rozumie, że on nie może już dłużej czekać? Czy nie odczuwa tego napięcia w ciele, które jego ręce mogłyby ukoić?
Głośno trzasnęły wejściowe drzwi.
– Hej! Czy jest ktoś w domu?
A niech to diabli! Żona? A co ona tu robi? Powinna przecież być…
Pani Dahl wkroczyła do pokoju.
Nadarzyła mi się podwoda nieco wcześniej, niż planowałam. Och, Tiril, dlaczego ty tu siedzisz i męczysz oczy nad książką? To niezdrowo, porobią ci się zmarszczki Carl, co z tobą? Czyżbyś biegał po dworze? Jesteś taki czerwony i spocony. Uważaj na swoje serce!
Sama. uważaj na siebie, ty beznadziejna babo, pomyślał ze złością.
Zniszczyła mu taką wspaniałą okazję!
Ale to nic, będą następne!