Rozdział 20

Następnego dnia Tiril nabrała już sił na tyle, że mogła, oparta o poduszki i starannie opatulona, siedzieć na sofie w salonie.

Zebrali się tam wszyscy, którzy brali udział w wyprawie. Dolg szeptem poprosił, aby i młodszym dzieciom pozwolono przysłuchiwać się rozmowie. Cała piątka usiadła na drugiej kanapie i nie było wątpliwości, które z dzieci uznawane jest przez pozostałe za bohatera. Czworo dopominało się, by siedzieć jak najbliżej Dolga. Dziewczynki wygrały. Ukradkiem trzymały go za ręce, zerkały zazdrośnie jedna na drugą. Dolg czuł się trochę nieswojo, bo nie przywykł, by poświęcano mu tyle uwagi. Delikatnie oswobodził dłonie.

Kanapy i krzesła ustawiono kołem, aby nikt nie poczuł się dotknięty, a na środku umieszczono niski stolik. Byli tam oczywiście czterej gwardziści, Siegbert i Bernd, a także panna Edith i służący, chociaż oni uczestniczyli w wyprawie tylko na samym początku. Na miejscu znaleźli się także wszyscy członkowie rodziny, Nero ułożył się pod stołem, zadowolony, że nikogo z najbliższych nie brakuje.

Zapadł wieczór, zjedzono już kolację. Zebranie mogło się rozpocząć.

– Mamy dwa najważniejsze pytania – zabrał głos Móri. – Pierwsze: skąd wzięła się oryginalna księga? W jaki sposób dostała się w ręce Ordogno? A drugie pytanie brzmi oczywiście: co się stało z tą, którą mieli odziedziczyć potomkowie Ordogno?

– Jest jeszcze trzecie – uzupełnił Erling. – Która z dwóch ksiąg była oryginałem?

– Rzeczywiście, to bardzo istotna kwestia – kiwnął głową Móri.

Siedzieli w milczeniu.

– Chyba potrafię to zgadnąć – oznajmiła Tiril.

Wszyscy odwrócili się w jej stronę. Była bardzo chuda i blada, włosy nie miały blasku, a jednak wyglądała na o wiele zdrowszą.

– Pamiętacie księgę, którą widzieliśmy w Tiersteingram? Kiedy duchy zabrały nas w czasy hrabiów Tierstein?

– Jak mógłbym kiedykolwiek o tym zapomnieć? – obruszył się Móri z goryczą. – Wszystko wtedy przecież zepsułem, bo chciałem otworzyć księgę. Sądziliśmy, że ta księga mówi o kamieniu. Ale tak wcale nie było. Przypomnijcie sobie, co było na oprawie! Promieniste słońce i napis: “STAIN ORDOGNO” i “DEOBRIGULA”.

– No, tak – powiedział Erling.

– I co wam to mówi?

Twarz Móriego się rozjaśniła.

– Że słowa napisał jeden z wielkich mistrzów, którzy przyszli po Ordogno.

Tiril kiwnęła głową.

– Ale czy ktoś napisałby to na oryginale?

Teraz wszyscy już się uśmiechnęli.

– Nie, oczywiście, że nie!

– A więc własnością Zakonu była kopia – oświadczyła Theresa. – A to znaczy, że ukryty oryginał odziedziczył jego potomek, ktoś z rodziny.

– Tak – zamyślił się Erling. – Sądzę jednak, że nie został schowany. Ordogno sam wyrył na kamieniu, że księga ma pozostać w rodzie. Musimy najpierw odnaleźć kolejnych władców zasiadających na tronie Leon. Mamy ich tutaj, spisanych na pergaminie przez hiszpańskiego granda.

Erling już sięgnął po zwój, ale Móri go powstrzymał.

– Czy nie powinniśmy zająć się rozważeniem pierwszego pytania? Skąd wziął się oryginał, w jaki sposób trafił do Ordogno Złego?

– Oczywiście, masz rację – przyznał Erling.

– Księga pochodziła chyba ze starożytnego Rzymu? – spytała Tiril. – Zawsze tak przypuszczaliśmy. A teraz jeszcze Dolg odnalazł znak Słońca, wywodzący się stamtąd…

– Nie wydaje mi się, aby znak Słońca miał zbyt wiele wspólnego z księgą – stwierdził Móri. – Owszem, w pewnym sensie, na początku tak pewnie było. Ale później te rzeczy wędrowały oddzielnymi drogami, tak zresztą jak i niebieski kamień, który trafił na bagna gdzieś w Austrii.

– Jakie jest więc twoje zdanie? – dopytywał się Erling. – Skąd się wzięła oryginalna księga?

Móri wziął głęboki oddech.

– Czy nic was w tym wszystkim nie uderza?

– A co by to miało być?

– Czy nie zauważyliście, jak często pojawia się tu Morze Bałtyckie? I północne krainy? Stąd pochodzili Goci, Teutonowie także. Hrabiowie Tierstein, którzy przeczytali księgę Ordogno, pojechali do Tiveden, bezludnych leśnych obszarów w Szwecji. Saga opowiada o podróży samotnego króla na północ.

– Chcesz powiedzieć, że… że morze, które nie istnieje, to po prostu Bałtyk?

– Nie, aż tak daleko bym się nie posunął. Poza tym to się nie zgadza, bo ludzie znali Bałtyk także w dawnych czasach. Ale prawdą jest, że wszystkie ślady prowadzą na północ.

– Masz rację.

Móri i Tiril porozumieli się spojrzeniem. Odczuli tę samą tęsknotę i tę samą nadzieję. Czyżby mieli wrócić na ukochaną Północ, choćby na krótką wyprawę?

Dolg zauważył ich spojrzenia i jego oczy także się rozjaśniły nieskrywaną radością. A więc jeszcze ktoś tęsknił za Północą!

Erling zaproponował:

– Wobec tego zerknijmy na odpis z kamienia Ordogno, na przodków tego chwalipięty. Willy, masz go przy sobie?

– Oczywiście, przepisałem nasze bazgroły na czysto. Mam czytać?

– Tak, zacznij od Ordogno i cofaj się w czasie, tak daleko, jak tylko ci się to uda.

Willy wymieniał rozmaitych wielmożów o imionach Alfonso, Ordogno i Bermudo, aż wreszcie dotarł do jakiegoś Siło, którego żona nosiła imię Adosinda. To ona pochodziła z Wizygotów, była prawnuczką ich króla Rekkareda. Później następowało wiele świetnych imion, od Teodoryka do Alaryka Wielkiego. Ród złączył się wtedy tak, że znaleźli się w nim zarówno Ostrogoci, jak i Wizygoci. Lud Ostrogotów wywodził się od Beriga z Västergötland sto pięćdziesiąt lat przed Chrystusem.

– Västergötland? – czujnie powtórzyła Tiril. – Tiveden?

Pokiwali głowami.

Willy podjął:

– Nieprawdopodobne, ile imion zdołano pomieścić na kamieniu, ale większość informacji pochodzi rzecz jasna od granda. Ów szlachcic wspomina także Longobardów, a oni wywodzą się od Gambary, zwanego także Gungo ze Skanii. Również sto pięćdziesiąt lat przed Chrystusem.

Móri nie mógł przestać myśleć o Västergötland.

– Czy nie wydaje wam się, że hrabiowie Tierstein, którzy mieli dostęp zarówno do księgi, jak i informacji z kamienia Ordogno, pojechali do Tiveden właśnie z powodu swego przodka Beriga?

– To możliwe – przyznał Erling.

Znów głos zabrał Willy.

– Teraz przodkowie zaczynają się rozprzestrzeniać. Jedna gałąź pochodzi od Longobardów, inna od praprzodka Ostrogotów Beryka, mamy też wielką gałąź, która pochodzi od Heruli i Wandali znad Morza Bałtyckiego. Mamy tu Genzeryka, króla Heruli i Wandali. Był synem słynnego Guntaryka, męża Elisy z Granady. A więc rozbójnicy znad Bałtyku daleko się zapuszczali! Nieco wcześniej widzę Amalasumę, księżniczkę saksońską. Babka jej męża ze strony ojca była księżniczką turyńską. Jeszcze wcześniej jest Diana z Trewiru, Anarnia z Gotlandii… Jak słyszycie, Herulowie mierzyli wysoko przy wyborze żon! Pomijam teraz imiona mężczyzn, one są nieistotne, bo to kobiety przynoszą świeżą krew. Tyburnia z Norwegii, Judit z Finlandii, Maria z Jutlandii, Idą z Rugii. A teraz słuchajcie uważnie! Symbulla, księżniczka Gotów, poślubiła Antyra Pierwszego, pierwszego króla Herulów znad Bałtyku. Tak oto dotarliśmy do roku trzysta dwudziestego przed Chrystusem!

– Mój ty świecie! – pokręciła głową Theresa. – To drzewo genealogiczne jest nawet znamienitsze od mojego!

– Bałtyk, Bałtyk – mruknął Erling. – Chyba mamy rację. Sądzę, że rozwiązanie zagadki znajduje się nad Bałtykiem.

Nie tylko on uznał, że to bardzo przyjemny wniosek. Ach, móc znów zobaczyć kraje na północy!

W tym momencie w głowach już im szumiało od imion i dat. Theresa zaproponowała więc coś na orzeźwienie i już wkrótce mogli się zabrać do następnego drzewa genealogicznego. Zajęli się następcami Ordogno na tronie Kastylii i Leon.

Posuwali się do przodu w czasie.

– Doszliśmy do Ferdynanda Pierwszego, króla Kastylii i Leon – powiedział Willy. – Po nim następował cały szereg Alfonsów i Ferdynandów. W tym czasie księga będąca w posiadaniu Zakonu zaginęła w Tiersteingram, pozostała więc tylko ta należąca do rodu. Oryginalna. Przyjrzyjmy się teraz, co pisze grand…

Pomagali sobie przytrzymywać zwój pergaminu, w końcu ułożyli go na stole i obciążyli w rogach, żeby się nie zwijał.

Wyliczanie imion wszystkich królów trochę trwało. Na moment zatrzymali się przy Pedro Okrutnym z XVI wieku, wielkim mistrzu Zakonu Świętego Słońca. Jednocześnie był on dziedzicem oryginalnej księgi. Ale wtedy już Zakon wszczął poszukiwania kamienia Ordogno. A to znaczyło, że Pedro Okrutny nie wiedział, że księga znajduje się w jego posiadaniu!

W jaki sposób się to wszystko ze sobą łączyło?

– Księga musiała towarzyszyć innej linii – zauważyła Tiril.

– Albo też zniknęła – podsunął Villemann, pilnie przysłuchujący się dorosłym. Uwielbiał rozwiązywać zagadki.

– A może Ordogno rzeczywiście ją ukrył i jego potomkowie nigdy jej nie otrzymali – powiedział Erling.

– Nie, nie, chwileczkę – wtrącił się Siegbert. – Czy grand późnym wieczorem nie mówił nam czegoś na temat królów Kastylii?

– Ja poszedłem już spać – przypomniał Móri. – Razem z Dolgiem.

– Siegbert ma rację – doszedł do wniosku Willy, a parobek uśmiechnął się od ucha do ucha. – Wiem, o czym myślisz, Siegbercie. Jak mogłem o tym zapomnieć? Grand mówił o regaliach. Słyszał o nich. Jak wiecie, Kastylia nie jest już królestwem, ale grand opowiadał o wspaniałościach, jakie tam kiedyś były. Wyliczał wszystkie skarby należące do króla. Wieczór był już późny i zapamiętałem tylko fragmenty jego opowieści o mieczach i koronach… I tak, masz rację, Siegbercie! Wspomniał między innymi o wielkiej skrzyni, której nikomu nie wolno otwierać. Zawierała zaczątek Kastylii.

– No właśnie! – oświadczył Siegbert z dumą. – Ten, kto ją otworzy, umrze!

– Skrzynia? – z niedowierzaniem powtórzył Erling. – A jakiej wielkości?

Willy rękami pokazał wymiary, a Siegbert kiwał głową.

– Nie taka wysoka – poprawił raz Willy’ego. – O, mniej więcej taka.

Inni dorośli popatrzyli po sobie.

– Tej samej wielkości, co księga w Tiersteingram – rzekł Móri bezbarwnym z przejęcia głosem.

Wszyscy pamiętali ostrzeżenie wyryte na kamieniu. “Są pokonane prastarymi czarami wykonanymi przez moje dłonie. Niech się strzeże ten, kto zbliży się do tajemniczej księgi!” I słowa Siegberta “Ten, kto otworzy skrzynię, umrze.

– Czy grand wspomniał, co się stało ze skrzynią, kiedy królestwo Kastylii zniknęło z mapy świata? – spytał Erling.

– Zaczekaj – poprosił Willy. – Możemy śledzić królewskie koligacje jeszcze przez jakiś czas.

Potem wskazującym palcem przesuwał po pergaminie, a w tym czasie Siegbert powiedział zamyślony:

– Aż trudno uwierzyć, że Pedro Okrutny nie wiedział, że księga znajduje się w jego posiadaniu! Dobrze mu tak, okrutnikowi!

Bernd cały wieczór się nie odzywał. Uwagę miał podzieloną, ponieważ Edith, pannie pokojowej, trafiło się miejsce między dwoma żołnierzami, a nie przy nim. Co gorsza, wydawało się, że sprawia jej to przyjemność!

– I jak, Willy? – nie wytrzymał wreszcie kapitan. – Co tam masz?

Willy podniósł głowę. Jego twarz przybrała lekko barani wyraz.

– Aż boję się to powiedzieć.

– Skrzynka przepadła? – domyślał się przygnębiony Erling.

– Tego nie wiem, ale nie o to chodzi.

– Powiesz nam wreszcie?

– Pedro Okrutny nie miał dziedziców, regalia więc musiały przejść na jego brata Enrique Drugiego. Potem następuje po sobie kilku Juanów i Enrique na przemian, aż do… aż do czasu, kiedy królewska córka, księżniczka Juana la Loca, poślubiła… poślubiła… Filipa Pięknego z Habsburgów!

Zapadła kompletna cisza.

– Co takiego? – wykrzyknęła Theresa. – Joanna Szalona?

– Właśnie!

– Ależ ona… ona… ja się od niej wywodzę!

– Nie tylko! W tym miejscu grand uczynił maleńki dopisek, dopiero teraz go zauważyłem. Wynika z niego, że regalia królestwa Kastylii zostały podzielone między synów Filipa Pięknego, obaj byli potężnymi władcami. Carlos Pierwszy, król Hiszpanii – zjednoczono już kraj – otrzymał większość wspaniałych regaliów. A drugi syn, Ferdynand Pierwszy, został cesarzem Austrii i Węgier. Jemu także przypadło sporo, między innymi jakaś skrzynka, której nie wolno było otwierać.

– Ojej – jęknęła tylko Theresa.

– Potem następowali cesarze austriaccy, jeden za drugim, aż do obecnego, Karola Szóstego, brata jej wysokości księżnej Theresy…

I znów na długą chwilę zapadła cisza.

– Kapitanie – rzekła wreszcie Theresa. – Wiem, że nie mogę się pokazywać w Hofburgu. Ale ty zawieziesz jutro Jego Cesarskiej Mości wiadomość ode mnie. Dowiesz się o regalia królestwa Kastylii. Szczególnie o skrzynkę. Zrozumiałeś?

Kapitan wyprężył się przed nią.

– Wasza wysokość. Pojadę. Ale nie muszę pytać. Wiem, gdzie jest ta skrzynka.

Zdumienie nie miało granic.

– Jego Wysokość opowiedział mi kiedyś niezwykłą historię. Ojciec Jego Wysokości, cesarz Leopold, rozkazał otworzyć kastylijską skrzynkę. Uczynił to jeden z urzędników. W środku leżała tylko jakaś książka, co prawda stara, napisana niezrozumiałym językiem, lecz nie przedstawiająca większej wartości. Jego Wysokość kazał odłożyć ją na właściwe jej miejsce. Urzędnik usłuchał.

– I co dalej? – spytała podniecona Theresa.

– Jakiś czas później ojciec jaśnie pani zapragnął bliżej przyjrzeć się tej księdze, posłał więc po urzędnika. Okazało się, że ten człowiek już nie żyje, zmarł nagłą, nieoczekiwaną śmiercią, a uważano go za w pełni zdrowego. Jego Wysokość cesarz Leopold usiłował osobiście odnaleźć księgę, wiedział mniej więcej, gdzie powinna się znajdować. Ale księga zniknęła. Bez śladu.

– Ale gdzie by miała być? – z niecierpliwością dopytywał się Móri, gdy kapitan umilkł.

Theresa wyręczyła go w odpowiedzi:

– Oczywiście wśród inkunabułów w Hofburgu.

– Właśnie – uzupełnił kapitan. – W bibliotece Hofburga. Wśród inkunabułów, chociaż nie, to nie jest właściwe określenie.

– Co to są inkunabuły? – chciała wiedzieć Taran.

– Księgi wydrukowane przed rokiem tysiąc pięćset pierwszym. Ale w tym przypadku nie chodzi o inkunabuły. Powinna się znajdować wśród dwudziestu ośmiu tysięcy ręcznie spisanych ksiąg. Ale on jej nie znalazł.

Po kolejnej chwili osłupienia Theresa zawołała:

– A więc ona była przez cały czas tutaj! Przez cały czas niemal na naszych oczach! Jakiż więc będzie nasz następny ruch?

Nikt jej nie odpowiedział. Wszyscy, nawet dzieci, wiedzieli już, gdzie mają szukać.

Загрузка...