ROZDZIAŁ VII Decyzja

Louis obudził się zgłodniały. Zamówił suflet z cheddara, irlandzką kawę i malinowe pomarańcze i rzucił się na jedzenie.

Chmee spał zwinięty w kłębek. Wyglądał jakoś inaczej. Porząd­niej… tak, porządniej, ponieważ zniknęły blizny i zaczęło odrastać nowe futro.

Jego wytrzymałość była imponująca. Przeszukali każdy z czte­rech statków, potem udali się do drugiego, wąskiego budynku na samym skraju próżni, który okazał się centrum obsługi ak­celeratora liniowego. Pod koniec Louis poruszał się z wyczerpania jak we mgle. Wiedział, że powinien badać szczegóły konstrukcji „Igły”, jej słabe punkty, drogi na pokład nawigacyjny. Zamiast tego przyglądał się Chmee z nienawiścią. Kzin w ogóle nie odpoczywał.

Pojawił się skądś Najlepiej Ukryty, z zaplecza statku albo z pomalowanej na zielono prywatnej kabiny. Jego grzywa była uczesana i puszysta, ozdobiona kryształami, które zmieniały barwę, gdy się poruszał. Louis był zaintrygowany. Lalecznik zaniedbywał się, kiedy samotnie pilotował „Igłę”. Czyżby stroił się, żeby swoją elegancją zrobić wrażenie na więźniach?

— Louis, chcesz drouda? — zapytał. Uzależniony chciał, ale…

— Jeszcze nie — odrzekł.

— Spałeś jedenaście godzin.

— Może przystosowuję się do tutejszego czasu. Zrobiłeś coś?

— Wykonałem laserowe spektrogramy kadłubów statków. Są głównie ze stopów żelaza. Mam zdjęcia radarowe, po dwa każdego z czterech pojazdów; uruchomiłem „Igłę”, kiedy spaliście. Są jeszcze dwa porty kosmiczne. Zlokalizowałem kolejnych jedenaście statków na podstawie składu ich kadłubów. Z tej odległości nie mogłem zobaczyć żadnych szczegółów.

Chmee obudził się, przeciągnął i podszedł do Louisa stojącego przy przezroczystej ścianie.

— Umiemy tylko stawiać kolejne pytania — stwierdził. — Jeden statek jest nie tknięty, trzy rozgrabione. Dlaczego?

— Może Halrloprillalar mogłaby nam odpowiedzieć — odparł Najlepiej Ukryty. — Zajmijmy się najpilniejszym pytaniem. Gdzie jest urządzenie do transmutacji?

— Nie mamy instrumentów. Przenieś nas do lądownika, Najlepiej Ukryty. Skorzystamy z ekranów pokładu nawiga­cyjnego.


* * *

Osiem ekranów jarzyło się wokół zaprojektowanej w kształcie podkowy tablicy przyrządów. Chmee i Louis studiowali widmowe schematy statków z silnikami strumieniowymi Bussarda, genero­wane przez komputer na podstawie zdjęć radarowych.

— Wydaje mi się — stwierdził Louis — że statki splądrowała jedna grupa. Mieli do przeszukania trzy obiekty i najpierw zabrali to, czego najbardziej potrzebowali. Pracowali, dopóki im coś nie przeszkodziło: zabrakło powietrza albo stało się coś innego. Czwarty pojazd przyleciał później. Hmm… ale dlaczego czwarta załoga nie splądrowała swojego statku?

— Nieważne. Szukamy tylko transmutatora. Gdzie może być?

— Nie potrafilibyśmy go zidentyfikować — powiedział Chmee. Louis studiował radarowe duchy czterech statków.

— Podejdźmy do tego metodycznie. Co nie jest systemem transmutacyjnym? — Piórem świetlnym przesunął po liniach nie tkniętego pojazdu. — Ta para torusów, tutaj, opasujących kadłub, to muszą być czerpakowe generatory pola. A tu zbiorniki na paliwo. Szyby tutaj, tu i tu… — W miarę jak je pokazywał, Najlepiej Ukryty usłużnie usuwał te części z ekranu. — Silniki termojądrowe, cała ta sekcja. Silniki do manewrowania przy lądowaniu. Usuń również nogi. Dysze korygujące tu, tu, tu, razem z rurami doprowadzającymi plazmę z tego małego genera­tora termojądrowego, tutaj. Akumulatory. Ta rzecz z dyszą, wystająca ze środka kadłuba… jak Prill ją nazywała?

Cziltang brone — pogardliwie prychnął Chmee. – Działa na materiał konstrukcyjny Pierścienia, pozwalając na przenikanie przez niego ciał stałych. Używali jej zamiast śluz powietrznych.

— Właśnie. — Louis kontynuował z entuzjazmem i ukrywaną radością. — Prawdopodobnie nie trzymaliby magicznego trans­mutatora w sektorze mieszkalnym, ale… sypialnie, tutaj, sterownie tutaj, tutaj i tutaj, kuchnia…

— Czy to mogłoby…?

— Nie, myśleliśmy o tym. To tylko zautomatyzowane labora­torium chemiczne.

— Idź dalej.

— Teren rekreacyjny tutaj. Oczyszczalnia ścieków. Śluzy po­wietrzne.

Kiedy Louis skończył, statek zniknął z ekranu. Najlepiej Ukryty cierpliwie przywrócił obraz.

— Co przeoczyliśmy? Nawet jeśli wymontowano transmutator, zostałoby miejsce po nim.

Robiło się coraz weselej.

— Hej, jeśli rzeczywiście trzymali paliwo na zewnątrz, ołów uformowany wokół kadłuba, to to nie jest pokładowy zbiornik na wodór, prawda? Może tutaj mieli magiczny transmutator? Wyma­gałby mocnej osłony, izolacji… albo chłodzenia ciekłym wodorem.

— Jak go usunęliby? — zapytał Chmee, zanim zdążył to zrobić Najlepiej Ukryty.

— Może przy pomocy cziltang brone z innego pojazdu. Czy wszystkie zbiorniki na paliwo były puste? — Spojrzał na duchy pozostałych statków. — Tak. To jasne, znajdziemy transmutatory na Pierścieniu… i nie będą działały. Plaga musiała również je dosięgnąć.

— Opowieść Halrloprillalar o bakteriach, które zjadają nad­przewodniki, znajduje się w naszych archiwach — powiedział Najlepiej Ukryty.

— Cóż, ona naprawdę nie mogła nam wiele powiedzieć — odparł Louis. — Jej statek wyruszył w długą podróż. Kiedy wrócił, cywilizacja Pierścienia już nie istniała. Wszystko, w czym wykorzy­stano nadprzewodniki, przestało działać. — Zastanawiał się, do jakiego stopnia wierzyć w opowieść Prill o upadku miast. Ale coś przecież zniszczyło kwitnącą cywilizację Pierścienia. — Nadprze­wodniki to rzecz niemal zbyt wspaniała. Używa się ich wszędzie.

— Więc możemy zreperować transmutatory — oświadczył dwugłowy.

— Doprawdy?

— Na pokładzie lądownika znajdziecie zapas nadprzewodzących kabli i materiałów. To nie są takie same nadprzewodniki, jak stosowane na Pierścieniu. Bakterie ich nie ruszą. Pomyślałem, że mogą się przydać na handel.

Louis zachował twarz pokerzysty, choć Najlepiej Ukryty wypowiedział zdumiewające stwierdzenie. Skąd laleczniki dowie­działy się tak wiele o pladze zmutowanych bakterii, która zniszczyła maszyny na Pierścieniu? Nagle przestał wątpić w ist­nienie tych bakterii.

Chmee nie zwrócił na to uwagi.

— Musimy się dowiedzieć — rzekł — czego złodzieje użyli jako środka transportu. Jeśli zepsuł się system transportowy krawędzi, nasze transmutatory mogą znajdować się tuż za ścianą, porzucone, ponieważ przestały działać.

Louis skinął głową.

— W przeciwnym razie mamy duży obszar do spenetrowania. Myślę, że powinniśmy poszukać Centrum Remontowego.

— Louis?

— Musi tu gdzieś być centrum kontroli i konserwacji. Pierścień nie może wiecznie funkcjonować sam. Jest obrona przeciwmeteory­towa, system naprawiający kratery po meteorytach, dysze korygu­jące… tego wszystkiego trzeba doglądać. Oczywiście Centrum Remontowe może się znajdować wszędzie. Ale na pewno jest duże. Nie powinniśmy mieć kłopotów ze znalezieniem go. I prawdopodo­bnie przekonamy się, że jest puste, ponieważ gdyby ktokolwiek dbał o ten kram, nie pozwoliłby Pierścieniowi przesunąć się.

— Przemyślałeś to — stwierdził Najlepiej Ukryty.

— Nie popisaliśmy się zbytnio za pierwszym razem. Przylecieliś­my, żeby przeprowadzić poszukiwania, pamiętasz? Trafiło nas jakieś działo laserowe i resztę czasu spędziliśmy na próbach ujścia z życiem. Przemierzyliśmy może jedną piątą szerokości i dowie­dzieliśmy się tyle co nic. Powinniśmy byli szukać właśnie Centrum Remontowego. To tam są cuda.

— Nie spodziewałem się takiej ambicji po uzależnionym od prądu.

— Zaczniemy ostrożnie. — Ostrożnie według ludzi, powiedział do siebie Louis; nie według laleczników. — Chmee ma rację. Maszyny pewnie porzucono, gdy tylko znalazły się po drugiej stronie ściany, gdzie dobrały się do nich bakterie.

— Nie powinniśmy próbować przetransportowania lądownika Przez ścianę. Nie mam zaufania do tysiącletniej obcej maszyny. Musimy przedostać się górą — oświadczył Chmee.

— W jaki sposób unikniesz obrony przeciwmeteorytowej — zapytał Najlepiej Ukryty.

— Musimy spróbować przechytrzyć ją. Louis, nadal sądzisz, że tym, co do nas strzelało, był automatyczny system obrony przeciwmeteorytowej?

— Tak wtedy myślałem. Wszystko zdarzyło się, nieżas, zbyt szybko. — „Spadanie na słońce, wszyscy trochę spięci, wystraszeni realnością Pierścienia. Wszyscy, oprócz Teeli, oczywiście. Nagły fioletowy błysk; potem „Kłamca” zanurzony w rzadkim, świecącym gazie. Teela spojrzała na kadłub. Straciliśmy skrzydło, powiedziała”.

— Strzeliło do nas, dopiero kiedy znaleźliśmy się na kursie kolizyjnym w stosunku do powierzchni Pierścienia. To musiały być automaty. Powiedziałem wam, dlaczego uważam, że nikogo nie ma w Centrum Remontowym.

— Nikogo, kto strzelałby do nas rozmyślnie. Bardzo dobrze, Louis. Automaty nie powinny być zaprogramowane na strzelanie do systemu transportowego krawędzi, prawda?

— Chmee, nie wiemy, kto zbudował system transportowy krawędzi. Może nie zrobili tego budowniczowie Pierścienia; może dobudowali go później współplemieńcy Halrloprillalar…

— Tak było — odezwał się Najlepiej Ukryty z ekranu. Obaj członkowie załogi spojrzeli na obraz dwugłowego.

— Nie mówiłem wam, że spędziłem trochę czasu przy tele­skopie? Stwierdziłem, że system transportowy, biegnący wzdłuż ściany, jest ukończony tylko w czterdziestu procentach i nie obejmuje części, gdzie obecnie się znajdujemy. Na drugiej krawędzi system jest ukończony zaledwie w piętnastu procentach. Budow­niczowie Pierścienia nie zostawiliby zbudowanego do połowy podsystemu, czyż nie? Ich własny sposób transportu mógł opierać się na tych samych statkach kosmicznych, których używano do doglądania konstrukcji.

— Nacja Prill przybyła później — powiedział Louis. — Może znacznie później. Może system transportowy stał się zbyt drogi. Może rzeczywiście nie zakończyli podboju Pierścienia… Ale w takim razie dlaczego budowali statki kosmiczne? Do licha, może nigdy się nie dowiemy. Na czym skończyliśmy?

— Skończyliśmy na tym, jak przechytrzyć obronę przeciw­meteorytową — podpowiedział Chmee.

— Tak. I miałeś rację. Gdyby obrona przeciwmeteorytowa miała zwyczaj strzelać do krawędzi, nikt niczego by tam nie zbudował. — Louis przeżuwał to przez chwilę. W jego rozumowaniu mogły kryć się luki… ale inną możliwością było przejście przez ścianę przy wykorzystaniu starożytnej cziltang brone, o której niezawodności nic nie wiedzieli. — W porządku. Przelecimy nad krawędzią.

— To, co proponujesz, jest straszliwie ryzykowne. Przygoto­wałem się najlepiej, jak potrafiłem, ale zmuszony byłem skorzystać z ludzkiej techniki. Przypuśćmy, że lądownik się zepsuje. Niechęt­nie ryzykuję swoimi zasobami. Zostalibyście na lodzie. Pierścień jest skazany na zagładę — powiedział lalecznik.

— Nie zapomniałem o tym — odparł Louis.

— Najpierw musimy przeszukać wszystkie półki portów kos­micznych. Jest w nich po tej stronie jeszcze jedenaście statków i nieznana liczba na drugiej krawędzi…

I miną tygodnie, zanim Najlepiej Ukryty upewni się, że na tych statkach nie ma żadnych urządzeń do przetwarzania pierwiastków. No, dobrze…

— Powinniśmy wyruszyć zaraz — oznajmił Chmee. — Może sekret znajduje się w zasięgu naszych rąk!

— Mamy paliwo i zapasy. Możemy pozwolić sobie na czekanie. Chmee sięgnął do tablicy przyrządów i wdusił przyciski. Musiał to szczegółowo zaplanować; musiał dokładnie zbadać lądownik, kiedy Louis był otumaniony ze zmęczenia. Mały stożkowy pojazd uniósł się stopę nad podłogę, obrócił o dziewięćdziesiąt stopni, a wydech silnika plazmowego wypełnił ładownię białym ogniem.

— Jesteście głupcami — zganił ich śpiewny kontralt Najlepiej Ukrytego. — Mogę wam wyłączyć napęd.

Lądownik wyśliznął się przez łukowaty właz i wyskoczył w górę z brutalnym przyspieszeniem czterech g. Upadek w chwili, kiedy dwugłowy skończył mówić, zabiłby ich. Louis przeklinał siebie za to, że nie przewidział niebezpieczeństwa. Krew Chmee kipiała młodością. Połowa kzinów nigdy nie dorasta… ginie w walkach…

A Louis Wu, zaabsorbowany sobą i depresją spowodowaną odstawieniem prądu, pozwolił, by los wymknął mu się z rąk.


* * *

— Postanowiłeś przeprowadzić własne poszukiwania, Najlepiej Ukryty? — zapytał zimno.

Głowy lalecznika drgnęły niezdecydowanie nad tablicą przy­rządów.

— Nie? Więc zrobimy to po swojemu, dziękujemy ci bardzo. — Louis obrócił się do Chmee i powiedział: — Spróbuj wylądować na krawędzi — zanim zauważył dziwne napięcie, puste spojrzenie i wysunięte pazury kzina. Wściekłość? Czy kzin rzeczywiście spróbuje staranować „Rozżarzoną Igłę"?

Stwór zawył w języku bohaterów.

Lalecznik odpowiedział tym samym językiem, ale zaraz po­wtórzył to w interworldzie:

— Dwa silniki plazmowe, jeden na rufie i jeden pod spodem. Żadnych silników sterujących. Nie powinieneś odpalać silników plazmowych na ziemi, chyba że dla obrony. Możesz startować na repulsyjnych, które odpychają materiał konstrukcyjny Pierścienia. To tak, jakbyś używał generatora ujemnej grawitacji, ale silniki repulsyjne mają prostszą budowę, łatwiej je naprawiać i konser­wować. Nie używaj ich teraz. Odepchnęłyby krawędź i polecielibyś­cie w przestrzeń.

To wyjaśniało wyraźną panikę Chmee. Miał kłopoty z piloto­waniem lądownika. Nic pocieszającego. Ale występ portu kos­micznego znajdował się daleko w dole i niepokojące niezdecydo­wanie kzina przy starcie prawie zniknęło. Lecieli stałym ciągiem czterech g… który nagle wyłączył się.

— Uff! — sapnął Louis, kiedy lądownik rozpoczął swobodny spadek.

— Nie powinniśmy wznosić się zbyt wysoko nad krawędź. Przeszukaj schowki, Louis. Przejrzyj ekwipunek.

— Uprzedzisz mnie, zanim zrobisz to znowu?

— Uprzedzę.

Louis odpiął uprząż antywstrząsową i podryfował w dół schodów.

Znajdowała się tam przestrzeń mieszkalna, otoczona schowkami i śluzą powietrzną. Przybysz zaczął otwierać drzwiczki. W naj­większym schowku znalazł delikatną, jedwabną, czarną tkaninę, której musiała być co najmniej mila kwadratowa, oraz setki mil czarnej nici, po dwadzieścia na każdej szpuli. Kolejny schowek zawierał zmodyfikowaną uprząż do lotów, z silnikami repulsyjnymi i sterującymi: dwie małe sztuki i jedną dużą. Jedna oczywiście była dla Halrloprillalar. Louis znalazł latarki laserowe, ręczne pistolety obezwładniające na fale dźwiękowe i dwa ciężkie, dwuręczne dezintegratory. Znalazł pudełka wielkości pięści Chmee, z klamerką do przypinania, mikrofonem i słuchawkami (dwiema małymi i jedną dużą) w jednej przegródce. Zapewne komunikatory z wbudowanymi komputerami. Gdyby współpracowały z kom­puterem pokładowym, byłyby mniejsze.

Były tam również duże, prostokątne płyty repulsyjne… do holowania ładunku w powietrzu? Szpule łańcucha molekularnego Sinclaira, przypominającego bardzo cienkie, bardzo mocne nici. Małe sztabki złota: na handel? Gogle z regulacją natężenia światła. Ochronny strój antywstrząsowy.

— Pomyślał o wszystkim — mruknął Louis.

— Dziękuję. — Najlepiej Ukryty odezwał się z ekranu, którego tamten nie zauważył. — Miałem wiele lat na przygotowania.

Louisa zmęczyła wszechobecność lalecznika. Zabawne: usłyszał odgłosy kocich zmagań dobiegające z pokładu nawigacyjnego. Najlepiej Ukryty musiał prowadzić dwie rozmowy naraz, instru­ując Chmee przy tablicy przyrządów lądownika. Usłyszał słowa „dysze korygujące"…

Chmee ryknął, rezygnując z pośrednictwa mikrofonu:

— Louis, zajmij swoje miejsce!

Człowiek poszybował w górę schodów. Ledwo zdążył usiąść w fotelu, kiedy kzin włączył silniki plazmowe. Lądownik zwolnił i zawisł tuż nad krawędzią.

Szczyt krawędzi był wystarczająco szeroki dla lądownika, ale niewiele ponadto. W jaki sposób zareaguje obrona przeciw­meteorytowa?

„Znajdowali się wewnątrz łuku Pierścienia, spadając w stronę wewnętrznego kręgu czarnych prostokątów, kiedy fioletowe światło zalało «Kłamcę». Kadłub «Kłamcy» natychmiast otoczył się bańką, w której nie istniał czas. Kiedy czas znowu zaczął płynąć, okazało się, że kadłub i załoga wyszli bez szwanku. Ale trójkątne skrzydło statku razem z silnikami plazmowymi, hamującymi oraz czujnikami zmieniło się w zjonizowaną mgłę. A kadłub spadał na Pierścień.Doszli później do wniosku, że laser to tylko automatyczna obrona przeciwmeteorytowa. Przypuszczali, że jest umieszczony na czarnych prostokątach. To wszystko były domysły; nigdy nie dowiedzieli się niczego więcej na temat broni Pierścienia.”

System transportowy krawędzi pochodził z późniejszych czasów. Budowniczowie Pierścienia nie mogli brać go pod uwagę, programując obronę przeciwmeteorytową. Ale Louis widział go w działa­niu na starych taśmach znalezionych w budynku należącym kiedyś do gatunku Halrloprillalar. Obrona przeciwmeteorytowa nie strze­lała do elektromagnetycznych kołysek i do statków, które się do nich zbliżały. I kiedy Chmee osadzał lądownik na krawędzi, Louis zacisnął ręce na poręczach fotela, oczekując fioletowej poświaty.

Nic się jednak nie stało.

Загрузка...