ROZDZIAŁ XXVI Pod wodami

Louis obudził się przy działającej grawitacji, z uśmiechem na twarzy, przyjemnym bólem we wszystkich mięśniach i piaskiem pod powiekami. Spał bardzo mało ostatniej nocy. Harkabeeparolyn nie przesadziła, mówiąc o swoim pragnieniu. Nie wiedział (pomimo czasu spędzonego z Halrloprillalar), że kobiety z rasy Inżynierów potrafią tak się rozpalić.

Przesunął się, a wielkie łoże zafalowało. Jakieś ciało sturlało się na niego: Kawaresksenjajok, śpiący na brzuchu, jak rozgwiazda z rozrzuconymi kończynami i pochrapujący cicho.

Harkabeeparolyn, zwinięta na pomarańczowym futrze w nogach legowiska, poruszyła się i usiadła. Może na przeprosiny za opuszczenie go, powiedziała:

— Stale budziłam się i nie wiedziałam, gdzie jestem, kiedy łóżko podnosiło się i opadało pode mną.

Szok kulturowy — pomyślał. Przypomniał sobie, że Halrlopril­lalar lubiła pole do spania, ale wcale nie do spania.

— Jest dużo miejsca na podłodze. Jak się czujesz?

— Znacznie lepiej, na razie. Dziękuję.

— Ja ci dziękuję. Jesteś głodna?

— Jeszcze nie.

Zaczął wykonywać ćwiczenia. Mięśnie miał wciąż twarde, ale wyszedł z wprawy. Inżynierowie obserwowali go z zaintrygowa­nymi minami. Potem zamówił śniadanie: melona, suflety Grand Marnier, bułki, kawę. Goście odmówili kawy, co było do przewi­dzenia, oraz bułek.

Najlepiej Ukryty pojawił się rozczochrany i zmęczony.

— Rzeczy, których szukaliśmy, nie ma w archiwach latającego miasta — powiedział. — Wszystkie gatunki wykonywały swoje zbroje według kształtu protektorów. Zbroje nie wszędzie są takie same, ale w jednym stylu. Chyba można to przypisać rozprzest­rzenianiu się kultury Inżynierów. W zbudowanym przez nich imperium wymieszały się idee i wynalazki, tak że możemy nigdy nie wyśledzić ich pochodzenia.

— A co z eliksirem młodości?

— Miałeś rację. Ocean Wielki uważany jest za źródło wszelkich okropności i rozkoszy, łącznie z nieśmiertelnością. Ten dar nie zawsze zależy od eliksiru, Czasami pojawia się niespodziewanie z łaski kapryśnych bogów. Louis, legendy są dla mnie, nie­człowieka, niezrozumiałe.

— Puść nam taśmy. Niech nasi goście również popatrzą. Może potrafią wyjaśnić to, czego ja nie będę mógł wytłumaczyć.

— Tak jest.

— A co z naprawami?

— W całej spisanej historii na Pierścieniu nie wykonywano żadnych napraw.

— Żartujesz!

— Jak duży obszar obejmują zapisy w archiwach miasta? Niewielki. Jak długi okres? Krótki. Poza tym, przestudiowałem stare wywiady z Jackiem Brennanem. Wnioskuję, że protektorzy żyli bardzo długo i mieli bardzo długie okresy czuwania. Woleli nie używać serwomechanizmów, jeśli mogli sami wykonać pracę. Na pokładzie statku Phssthpoka, na przykład, nie było autopilota.

— To niezupełnie się zgadza. System rur przelewowych z całą pewnością jest automatyczny.

— To bardzo prymitywne rozwiązanie. Nie wiemy, dlaczego protektorzy wymarli albo opuścili Pierścień. Możliwe, że znali swój los i mieli czas, by zautomatyzować system rur. Louis, nie musimy tego wiedzieć.

— Czyżby? Obrona przeciwmeteorytowa jest prawdopodobnie również automatyczna. Nie chciałbyś wiedzieć o niej nic więcej?

— Chciałbym.

— I dysze korygujące także były automatyczne. Może istniało również ręczne sterowanie wszystkich tych rzeczy. Ale odkąd Pakowie zniknęli, wyewoluował tysiąc gatunków hominidów, a automaty nadal działają. Albo protektorzy zamierzali odlecieć, w co nie mogę uwierzyć…

— Albo wymarli — dokończył Najlepiej Ukryty. — Mam na to swój własny pogląd. — I nie powiedział nic więcej.


* * *

Louis znalazł sobie tego ranka świetną rozrywkę. Opowieści o Oceanie Wielkim były wspaniałe, z bohaterami, królami, wielkimi czynami, magią, przerażającymi potworami i posmakiem innym niż legendy dowolnej ludzkiej kultury. Miłość nie trwała wiecznie. Towarzysze bohaterów lub bohaterek z rasy Inżynierów zawsze byli przeciwnej płci, ich lojalność umacniała sugestywnie opisywana rishathra, a ich dziwne moce przyjmowano za rzecz oczywistą. Magicy nie byli z zasady źli; stanowili zagrożenie, którego należało unikać, a nie walczyć z nim.

Louis znalazł wspólne mianowniki, których szukał. Bezmiar morza, groza sztormów i morskie potwory występowały we wszystkich opowieściach. Mogły to być rekiny, kaszaloty, mieczniki, niszczyciele z Gummidgy, Wunderlandzie ryby-cienie albo dżungle wodorostów-pułapek. Były węże morskie o długości wielu mil, z buchającymi parą nozdrzami (płuca?) i wielkimi paszczami pełnymi ostrych zębów. Był ląd obracający w popiół statki, które się do niego zbliżały, niezmiennie pozostawiając przy życiu jednego członka załogi. (Fantazja czy słoneczniki?) Niektóre wyspy były zwierzętami morskimi o osiadłym trybie życia; na ich grzbietach powstawały małe światy i trwały, dopóki jakiś statek pełen marynarzy nie spłoszył stworzenia. Wtedy dawało nurka. Louis mógłby w to uwierzyć, gdyby nie znał podobnej legendy z ziemskiej literatury.

Uwierzył w gwałtowne sztormy. Na tak ogromnej przestrzeni mogły tworzyć się potworne burze, nawet bez efektu Coriolisa, który powoduje powstawanie huraganów w normalnych światach. Na Mapie Kzinu widział statek wielki jak miasto. Może tylko statek takich rozmiarów był w stanie przetrwać sztorm na Oceanie Wielkim.

Nie podszedł zupełnie sceptycznie do opowieści o czarnoksiężnikach. Wydawali się (w trzech legendach) pochodzić z rasy Inżynierów. Ale w przeciwieństwie do czarodziejów z ziemskich baśni, byli wielkimi wojownikami. I wszyscy trzej nosili zbroje.

— Kawaresksenjajok? Czy czarodzieje zawsze noszą zbroje? Chłopiec spojrzał na niego dziwnie.

— Masz na myśli bajki, prawda? Nie. 2 wyjątkiem sytuacji, jak sądzę, kiedy działają w pobliżu Oceanu Wielkiego. Dlaczego pytasz?

— Czy czarodzieje walczą? Czy są wielkimi wojownikami?

— Niekoniecznie. — Pytania wprawiły chłopca w zakłopotanie.

— Luiwu, być może znam lepiej bajki dla dzieci niż Kawa. Czego próbujesz się dowiedzieć? — wtrąciła się Harkabeeparolyn.

— Szukam domu budowniczych Pierścienia. Ci czarodzieje w zbrojach mogliby nimi być, tyle że pojawiają się w historii zbyt późno.

— Więc to nie są oni.

— Ale co dawało początek legendom? Pomniki? Mumie wyko­pane na pustyni? Pamięć gatunkowa?

Zastanowiła się nad tym.

— Czarodzieje zwykle należą do gatunku, który opowiada daną historię. Różnią się wzrostem, wagą, sposobem odżywiania. Ale mają wspólne cechy. Są groźnymi wojownikami. Nie poddają się moralnej ocenie. Nie można ich pokonać, a co najwyżej unikać.


* * *

Jak łódź podwodna pod polarnym lodem, „Rozżarzona Igła” sunęła pod powierzchnią Oceanu Wielkiego.

Najlepiej Ukryty zwolnił. Mieli dobry widok na długą, misternie rzeźbioną wstęgę szelfu kontynentalnego. Podłoże Pierścienia wyglądało jak ląd: góry tak wysokie, że zapewne wystawały ponad wodę; podmorskie kaniony ukazujące się jako pasma wysokie na pięć, sześć mil.

To, co znajdowało się teraz nad nimi — ciemne nawet we wzmocnionym świetle porowate sklepienie, które wydawało się blisko, chociaż było trzy tysiące mil w górze — to prawdopodobnie Mapa Kzinu. Tak stwierdził komputer. Kiedy powstawała Mapa, Kzin musiał być aktywny tektonicznie. Dna morskie wybrzuszały się mocno; pasma górskie były głębokie i o ostrych zarysach.

Louis niczego nie rozpoznawał. Pokryte ochronną pianką kontury nie wystarczały. Musiałby zobaczyć oświetlony słońcem krajobraz, żółto-pomarańczową dżunglę.

— Niech kamery to rejestrują. Odbierasz sygnał z lądownika? Ze swojego stanowiska przy tablicy sterowniczej Najlepiej Ukryty odwrócił jedną głowę.

— Nie, Louis, scrith go zagłusza. Widzisz tę prawie kolistą zatokę, do której wpada duża rzeka? W zatoce zakotwiczony jest wielki statek. A po drugiej stronie Mapy, to miejsce w kształcie litery Y, gdzie łączą się dwie rzeki… tam jest zamek i nasz lądownik.

— W porządku. Zejdźmy o parę tysięcy mil. Daj mi ogólny widok z góry… a raczej z dołu.

„Igła” zanurkowała pod rzeźbionym sklepieniem. Najlepiej Ukryty powiedział:

— Tę samą trasę pokonaliście na pokładzie „Kłamcy". Spo­dziewasz się zmian?

— Nie. Niecierpliwisz się?

— Oczywiście że nie.

— Wiem więcej niż wtedy. Może zauważę szczegóły, które wtedy przeoczyliśmy. Jak… co to jest, co sterczy z południowego bieguna?

Najlepiej Ukryty powiększył obraz. Długi, wąski, zupełnie czarny trójkąt o wyraźnej fakturze powierzchni wystawał z samego środka Mapy Kzinu.

— Żeberko chłodnicy — stwierdził lalecznik. — Obszary antarktyczne muszą być, oczywiście, chłodzone.

Mieszkańcy Pierścienia byli zupełnie oszołomieni.

— Nie rozumiem — powiedziała Harkabeeparolyn. — Sądzi­łam, że mam pewną wiedzę, ale… co to jest?

— To skomplikowane. Najlepiej Ukryty…

— Luiwu, nie jestem dzieckiem ani nie jestem głupia!

Nie może mieć więcej, niż czterdziestkę — pomyślał Louis.

— W porządku, — powiedział. — Chodzi o imitację planety. Wirującej piłki, zgadza się? Promienie słoneczne padają prawie poziomo na bieguny wirującej piłki, więc jest na nich zimno. A zatem, ta imitacja świata musi być chłodzona na biegunach. Najlepiej Ukryty, daj powiększenie.

Powierzchnia chłodnicy zmieniła się w miriady poziomych, nastawnych klap, srebrnych u góry, czarnych u dołu. Lato i zima — pomyślał; i usłyszał, jak sam mówi:

— Nie mogę w to uwierzyć.

— Luiwu? Bezradnie rozłożył ręce.

— Za każdym razem gubię się. Wydaje mi się, że coś za­akceptowałem, a potem nagle okazuje się to zbyt duże. Nieżas, zbyt duże.

Oczy Harkabeeparolyn wypełniły się łzami.

— Teraz w to wierzę. Mój świat jest imitacją prawdziwego świata. — powiedziała.

— Jest prawdziwy. — Louis otoczył ją ramionami. — Czujesz to? Jesteś równie prawdziwa jak ja. Tupnij. Ten świat jest równie realny, jak nasz statek. Tylko większy. Znacznie, znacznie większy.

— Louis? — odezwał się Najlepiej Ukryty. Za pomocą teleskopu znalazł jeszcze więcej chłodnic, mniejszych, rozmieszczonych na obwodzie Mapy. — Naturalnie obszary arktyczne również muszą być chłodzone.

— Tak. Za chwilę wszystko będzie w porządku. Lećmy w stronę Pięści Boga, ale nie spiesz się. Czy komputer ją znajdzie?

— Tak. A może już jest zaklejona? Powiedziałeś, że oko cyklonu zostało naprawione.

— Załatanie Pięści Boga nie byłoby łatwe. Dziura jest większa od Australii, a góra wystaje nad atmosferę. — Mocno potarł zamknięte oczy.

„Nie mogę do tego dopuścić” — pomyślał, „To, co się dzieje, jest realne. A to, co jest realne, mogę objąć umysłem. Nieżas, nigdy nie powinienem był używać prądu. Zatraciłem poczucie rzeczywistości. Ale… chłodnice pod biegunami?”

Zostawili za sobą spodnią część Mapy Kzinu. Na radarze nie było widać żadnych rur pod wybrzuszonymi dnami mórz. To oznaczało, że osłonę przeciwmeteorytową stanowi gąbczasty scrith. Rury musiały tam być, bo inaczej flup wypełniłby dna oceanów. Te pasma górskie na spodniej części Pierścienia… te długie, długie podmorskie kaniony. Pogłębiarka w każdym z najgłębszych kanionów, wylot z drugiego końca; można utrzymać całe dno oceanu w czystości.

— Skręć trochę w prawo, Najlepiej Ukryty. Przelećmy pod Mapą Marsa. Potem pod Mapą Ziemi. Nie zboczymy zbytnio z naszej trasy.

— Prawie dwie godziny.

— Zaryzykujemy.


* * *

Dwie godziny. Louis drzemał w polu. Wiedział, że poszukiwacz przygód śpi, kiedy może. Obudził się znacznie przed czasem. Dno morskie nadal przesuwało się nad „Igłą". Widział, jak zwalnia i zatrzymuje się.

— Nie ma Marsa — powiedział Najlepiej Ukryty. Louis gwałtownie potrząsnął głową. „Obudź się!”

— Co? — zawołał.

— Mars jest zimną, suchą, niemal pozbawioną atmosfery planetą, prawda? Cała Mapa powinna być chłodzona, osuszana w jakiś sposób i wyniesiona ponad atmosferę.

— Tak. Wszystko się zgadza.

— Wiec spójrz. Powinniśmy znajdować się pod Mapą Marsa. Widzisz jakąś chłodnicę większą niż ta pod Mapą Kzinu? Widzisz jakąś okrągłą jamę o głębokości dwudziestu mil?

Ponad ich głowami nie było niczego, oprócz odwróconych konturów dna morskiego.

— Louis, to niepokojące. Jeśli pamięć naszego komputera zaczyna zawodzić… — Pod Najlepiej Ukrytym ugięły się nogi. Głowy zanurkowały w dół, pod brzuch.

— Pamięć komputera jest w porządku — powiedział Louis. — Uspokój się. Komputer jest w porządku. Sprawdźmy temperaturę oceanu nad nami.

Najlepiej Ukryty zawahał się, już prawie w pozycji płodo­wej. — Tak jest. — I usadowił się przed pulpitem sterowniczym.

— Czy dobrze was zrozumiałam? Brakuje jednego z waszych światów?

— Jednego z mniejszych. Zwykłe niedopatrzenie, moja droga.

— To nie są piłki — powiedziała w zamyśleniu.

— Nie. Są jak rozłożona płasko skórka obrana z okrągłego owocu.

— Temperatury tutaj różnią się. Pomijając obszary wokół chłodnic, sięgają od czterdziestu do osiemdziesięciu stopni Fahrenheita — zawołał Najlepiej Ukryty.

— Wokół Mapy Marsa woda powinna być cieplejsza.

— Mapy Marsa nie widać, a woda nie jest cieplejsza.

— Cooo? Ależ to niesamowite.

— Jeśli cię rozumiem… tak, to jest problem. — Szyje lalecznika odsunęły się od siebie, wygięły w łuk, a głowy spojrzały sobie w oczy. Louis widział kiedyś, jak robi to Nessus, i zastanawiał się, czy to ma być śmiech lalecznika. A może koncentracja. Harkabeeparolyn nie była w stanie oderwać wzroku, choć widok przyprawiał ją o mdłości.

Louis zaczął przemierzać kabinę. Mars musi być chłodzony. Ale gdzie?…

Lalecznik zagwizdał dziwną melodię: — Siatka? Louis zatrzymał się w pół kroku.

— Siatka. Racja. A to oznaczałoby… do licha! Takie proste?

— Robimy pewne postępy. Co dalej?

Dowiedzieli się sporo, obserwując światy od spodu. A zatem…

— Lećmy do Mapy Ziemi, jak najniżej, proszę.

— Tak jest — powiedział Najlepiej Ukryty. „Igła” poleciała w kierunku zgodnym z obrotem.

Tak dużo oceanu — pomyślał Louis. Tak mało lądu. Po co budowniczym Pierścienia było tyle słonej, morskiej wody w dwóch osobnych zbiornikach? Dla równowagi, oczywiście. Ale dlaczego takie wielkie? Rezerwuary? Po części. Rezerwaty dla morskich form życia opuszczonej planety Pak? Ekolodzy uznaliby je za dzieła chwalebne; ale sprawcami byli protektorzy. Cokolwiek robili, robili dla bezpieczeństwa swojego i potomków.

Mapy — pomyślał — są doskonałymi przykładami niewłaściwie skierowanych wysiłków.

Pomimo wybrzuszonego dna oceanu, łatwo było rozpoznać Ziemię. Louis pokazywał krzywizny szelfów kontynentalnych, kiedy przelatywali pod Afryką, Australią, Amerykami, Grenlan­dią, chłodnice pod Antarktydą i Arktyką… Mieszkańcy Pierścienia patrzyli i uprzejmie potakiwali. Dlaczego miałoby ich to ob­chodzić? To nie był ich dom.

Tak, zrobi wszystko, żeby odstawić Harkabeeparolyn i Kawaresksenjajoka do domu, jeśli nic więcej nie będzie mógł dla nich zrobić. Louis Wu znajdował się teraz tak blisko Ziemi, jak już nigdy nie miał być.

Nad nimi przesuwały się dna mórz.

Potem linia brzegowa: płaski zarys szelfu kontynentalnego, graniczącego z labiryntem zatok, zatoczek, delt, półwyspów, archipelagów i poszarpanych szczegółów, zbyt drobnych dla ludzkiego oka. „Igła1' mknęła w lewo od kierunku zgodnego z ruchem obrotowym. Lecieli pod wydrążonymi pasmami górskimi i płaskimi morzami. I w końcu ujrzeli prostą linię biegnącą w kierunku obrotu, a na jej bliższym końcu błysk światła.

Pięść Boga.

Coś ogromnego uderzyło dawno temu w Pierścień. Ognista kula wepchnęła do środka materiał konstrukcyjny, tworząc nachylony stożek, i przedarła się na drugą stronę. Od tego wielkiego, lejowatego kształtu ciągnął się ślad znacznie później­szego meteorytu: uszkodzony statek kosmiczny General Products, z pasażerami chronionymi polem statycznym, wylądował z szyb­kością siedmiuset siedemdziesięciu mil na sekundę. Nieżas, do­słownie wyżłobili bruzdę w scrithcie.

„Rozżarzona Igła” wystrzeliła w górę w snopie reflektora: ostrego światła słonecznego, które padało pionowo przez krater Pięści Boga. Poszarpany scrith, naciągnięty i rozerwany przez meteoryt, tworzył mniejsze szczyty wokół wulkanicznego stożka. Statek zawisł nad nimi.

W dół zbocza i wokół niego ciągnęła się pustynia. Uderzenie, które stworzyło Pięść Boga, zniszczyło wszelkie życie na obszarze znacznie większym od Ziemi. Daleko, daleko stąd, tysiące mil dalej, zaniebieszczony z powodu odległości krajobraz przechodził w niebieskie morze; sięgali tam wzrokiem tylko dlatego, że znajdowali się na wysokości tysiąca mil.

— Ruszajmy — powiedział Louis. — Potem przekaż nam obraz z kamer lądownika. Zobaczymy, jak się miewa Chmee.

— Tak jest.

Загрузка...