4

Przez długi czas Siska błąkała się pośród gór. Jej jedynym celem było Światło, które teraz rzeczywiście zdawało się podchodzić bliżej. To ono trzymało ją przy życiu. Przez wiele dni piła tylko wodę. Od czasu do czasu jednak trafiała na niewielkie dolinki, w których znajdowała trochę roślinności, i wtedy mogła zbierać korzonki, a nawet jagody. Zawsze w takich miejscach pozostawała na dłużej.

Przywykła już do wymarłego pustkowia wokół siebie. Dlatego doznała głębokiego szoku, kiedy pewnego dnia na gliniastej ziemi nad brzegiem rzeczki spostrzegła ślady stóp.

Były to duże męskie stopy. Wyglądało na to, że zostawiło je trzech ludzi. Twarde podeszły zostały przybite do butów gwoździkami. A zatem nie mógł to być nikt z jej rodzinnej osady, tam bowiem używano szytego obuwia. A przeważnie ludzie chodzili boso. Zresztą nie należało się spodziewać, że ktoś z tamtych dotarł aż tutaj.

Oczywiście marzyła o tym, by spotkać ludzi, ponieważ czuła się bezgranicznie samotna. Te ślady jednak sprawiały wrażenie… w jakimś sensie niebezpiecznych. Głupio tak myśleć, oczywiście. Siska zdawała sobie sprawę, że to ta długa, samotna wędrówka czyni ją lękliwą. Z jednej strony bardzo chciała spotkać innych ludzi, z drugiej jednak okropnie się tego bała.

Ślady kierowały się w tę samą stronę co ona, a zatem ludzie znajdowali się przed nią. Tak, to mężczyźni, rozmiar stóp na to wskazywał. Ale jak dawne mogą być ślady?

Trudno to określić. Umiejętności Siski dotyczyły spraw bardziej abstrakcyjnych. Nigdy nie uczyła się niczego, co miało związek z naturą poza jej rodzinną osadą. Tego typu wiedza stanowiła domenę mężczyzn. Siska mogła udzielać rad w trudnych sprawach, mogła wyjaśniać prawo, opowiadać stare legendy. Umiała też pomagać zakochanym młodym ludziom, umiała opowiadać o śmierci i o tym, dlaczego rzeczy są takie, jakie są. Wszystko to jednak miało związek z naturą człowieka. Bogini-dziewica nigdy nie powinna narażać swego życia na niebezpieczeństwo. Nie wolno jej było zatem opuszczać osady.

Dlatego tak niewiele wiedziała o otoczeniu. O świecie poza swoją chatą.

To z pewnością dziwna reakcja, ale na widok tych śladów nagle odczuła swą nagość jako coś bardzo nieprzyjemnego. Po raz pierwszy w ciągu tej gorączkowej wędrówki zapragnęła mieć coś, czym mogłaby się okryć.

Cóż by to jednak mogło być? Skąd wziąć coś takiego w tej nieurodzajnej, górskiej okolicy?

Pożałowała teraz, że nie przygotowała sobie czegoś do okrycia, kiedy przed paroma dniami nocowała w żyznej dolinie nad rzeczką. Znajdowały się tam rośliny o dużych liściach, rosła też grupa srebrzystych drzew. Najpierw na widok tych drzew Siska się przeraziła, przyszło jej do głowy, że oto zatoczyła krąg i znalazła się znowu w domu, w tej szerokiej dolinie, która otaczała rodzinną osadę. Zaraz jednak uświadomiła sobie absurdalność tej myśli. Szła przecież przez cały czas ku Światłu. Zresztą drzewa o srebrzystych liściach mogły rosnąć i tutaj, zwłaszcza że teraz schodziła w dół.

Światło z każdym dniem stawało się intensywniejsze, choć wciąż nie widziała jego źródła. W każdym razie było ono intensywniejsze w oczach Siski, przywykłej wyłącznie do nocnego półmroku. Panujące tutaj Światło też było przytłumione, nie bardzo ciemne, ale jednak dalekie od pełnej jasności.

Siska stała nad śladami stóp, jakby ponownie starała się określić swoją sytuację.

O ubraniu zapomniała. Znacznie gorsze były rany. Musi uzyskać pomoc. Ktoś musi ją opatrzyć. Niektóre skaleczenia zagoiły się wprawdzie same, te najgłębsze jednak wciąż bolały i wypływała z nich żółta ciecz. Na początku ledwo mogła stawiać stopy na ziemi, takie były poranione, a dłonie piekły i paliły. Teraz ręce już jej nie dokuczały, ból w stopach też ustąpił, zresztą do wszystkiego można się przyzwyczaić. Poza tym większość zadrapań się zagoiła. Najgorzej wyglądały długie, głębokie rany, których się nabawiła podczas pokonywania wąskich przejść we wnętrzu góry. W niektórych miejscach miała ciało rozorane aż do kości. Siska wzdychała przygnębiona.

Instynkt samozachowawczy okazał się jednak silniejszy niż strach i uczucie osamotnienia. Co prawda płakała wielokrotnie przez sen, na ogół niewygodnie skulona w jakimś miejscu, gdzie zmęczona długą wędrówką mogła trochę odpocząć, ale nadzieja nigdy jej do końca nie opuszczała. Najgorsza była świadomość, że wszyscy w rodzinnej osadzie odwrócili się od niej. Goryczą napełniała ją również myśl o przyszłości. Czy w ogóle miała przed sobą jakąś przyszłość?

Jedyną pociechę dawało jej Światło.

Gdyby tylko nie było takie nieosiągalne!

Chyba jednak nie jest aż tak źle, może w końcu uda jej się do niego dotrzeć. Siska stwierdzała każdego dnia, że powoli, lecz nieustannie się do niego przybliża. Nie umiała sobie tylko wyobrazić, jak daleko od niego się znajduje.

Długo stała niezdecydowana nad śladami stóp, nie wiedząc, co począć. Jeśli pójdzie naprzód, będzie się przybliżać do tych trzech ludzi w dużych butach.

Niestety, nie miała wielkiego wyboru. Nieznajomi poszli jedyną dostępną drogą, w stronę doliny pomiędzy wysokimi skałami.

Siska oglądała się niepewnie za siebie z wyrazem bólu. Nie, wrócić nie może! To by była najokrutniejsza porażka. Musi tylko teraz zachować niesłychaną ostrożność, skoro nie jest już sama na tych górskich bezdrożach.

Próbowała zgadywać, kim są ludzie przed nią i co oni tutaj robią?

Do tej pory Siska widywała tylko od czasu do czasu jakieś małe gryzonie, które niczym błyskawice przemykały po ziemi i znikały w norkach. Wielkie ptaki, które krążyły nad jej rodzinną doliną, niekiedy ukazywały się również tutaj. Poza tym jednak nie dostrzegła nigdy żadnej łownej zwierzyny.

Co ci ludzie tu robią?

W pewnej chwili Siska znalazła się na wysokich skałach i wtedy odkryła coś nowego, niestety, niezbyt przyjemnego.

Ponury, mroczny łańcuch gór, które nazywała Górami Duchów, okazał się znacznie rozleglejszy, niż się spodziewała. Z lewej strony szczyty wznosiły się tak daleko, że ledwie mogła ogarnąć je wzrokiem, i nie wyglądały sympatycznie.

Zobaczyła jednak także coś innego. Trochę bardziej radosnego. Jej długa wędrówka w wymarłych górach miała się wkrótce skończyć. Siska widziała pod sobą dość płaską dolinę porośniętą srebrzystym lasem i jakimiś ciemniejszymi drzewami, których nie znała. Po drugiej stronie doliny dojrzała niezbyt wysokie wzgórza. I teraz nie było już żadnej wątpliwości: z tyłu za nimi znajdowało się Światło. Przestrzeń za wzgórzami spowijała cudowna jasność, która przepełniła serce Siski radosnym spokojem. Przed nią w dolinie panował jeszcze ów irytujący półmrok, który stopniowo, choć ledwie zauważalnie, z każdym dniem w miarę jak przybliżała się do celu, stawał się jaśniejszy. Ale za łańcuchem wzgórz… Tam, tam Siska musi koniecznie dotrzeć!

Co jednak spodziewała się tam znaleźć? Światło. Tak, oczywiście. Ale nikt przecież nie wiedział, jak ono wygląda ani skąd się bierze. Dreszcz lęku przeniknął ją od stóp do głów, lecz szybko się opanowała.

Zejście w dolinę zajęło jej sporo czasu. Kiedy jednak znalazła się nareszcie na dole w lesie, doznała cudownego uczucia, jakby wróciła do domu. Ciemne drzewa były dla niej czymś nowym, nie rosły na nich liście jak na drzewach srebrzystych, tylko długie kłujące ząbki czy raczej igiełki. Korę miały grubą i brązową, wcale niepodobną do kory drzew srebrzystych. Siska stwierdziła jednak, że nie byłoby trudno się na nie wdrapać.

Szukała roślin o wielkich liściach, ale niczego takiego nie znalazła.

Teraz kiedy korony drzew zasłaniały jej widok i tłumiły Światło, trudniej było posuwać się we właściwym kierunku. Ostatnie, co zdołała zobaczyć, zanim zeszła do lasu, to z pewnością Góry Duchów. Tak przerażająco bliskie i straszliwie wysokie, pogrążone w głębokim mroku. Zostawiła je teraz na lewo od siebie. W lesie już ich jednak nie widziała. Miała tylko dojmującą świadomość, że istnieją i że za nimi panują absolutne ciemności.

Na razie straciła z oczu ślady ludzkich stóp i nie żałowała tego. Dlatego z tym większym zaskoczeniem stwierdziła nagle, że stoi na jakiejś ścieżce.

Nie, to niemożliwe, myślała, nie jestem jeszcze przygotowana na spotkanie z ludźmi. Muszę najpierw czymś okryć swoje ciało. Chcę dowiedzieć się czegoś więcej o tych obcych stworzeniach, zanim one mnie zobaczą.

Poza tym spotkanie z ludźmi nie jest moim celem. Oni będą jedynie przeszkodą w drodze do Światła.

Ciekawość jednak zwyciężyła, Siska ruszyła ścieżką. Powtarzała sobie, że czyni tak dlatego, bo prowadzi ona we właściwym kierunku, ku Światłu.

Ścieżkę, którą szła, przecinały inne szlaki. Wkrótce zobaczyła szeroką drogę, ale tamtędy nie odważyła się pójść, prawdopodobnie bowiem droga wiodła do jakiejś osady. Siska nie chciała jeszcze znaleźć się tak blisko ludzi. Co prawda była potwornie głodna, ale to uczucie towarzyszyło jej od dawna i zdążyła się do niego przyzwyczaić. Poza tym w lesie znajdowała sporo korzonków i innych jadalnych roślin. Nigdy zresztą nie jadła zbyt dużo. Głębokie rany wciąż jeszcze bolały dotkliwie, ale przykładała do nich chłodny mech, gdy tylko nadarzyła się taka okazja. Miała nadzieję, że potrafi wyleczyć się sama.

Tak więc Siska przecięła szeroką drogę i poszła dalej ku łańcuchowi wzniesień, za którymi znajdowało się Światło.

Wkrótce gwałtownie przystanęła.

Nie była w tym lesie sama. Usłyszała coś… Chociaż odgłosy były niewyraźne, pośpiesznie wspięła się na jedno z tych kłujących drzew. Pojękiwała cicho, kiedy ostre igły drażniły jej rany, ale wspinała się najwyżej jak mogła tak, by nie zobaczono jej z ziemi, lecz by ona sama miała widok między gałęziami.

To, co zobaczyła, sprawiło, że omal nie krzyknęła. Wyglądało to jak jakaś dziwna zabawa. Siska nigdy nie miała prawa do zabawy, zawsze musiała siedzieć w swojej chacie i tylko z daleka obserwowała, jak inne dzieci biegają po osadzie radosne, roześmiane, czasem płaczące, kiedy któreś się uderzyło. Mogły jednak być razem, mogły mieć kolegów, ona nie miała nikogo, ona była święta, musiała zachowywać się z godnością. Niejednokrotnie mała dziewczynka znosiła to z trudem. Ta strona życia, zabawy, radość, budziła w niej największą tęsknotę w czasach, gdy traktowano ją jak boginię

Teraz siedziała wygodnie i miała przed sobą otwarty widok na sporą część lasu.

Znowu usłyszała głosy. Głosy męskie, podniecone, choć przytłumione. Słyszała też kroki, które zbliżały się do jej drzewa. Wyglądało nawet na to, że kierują się wprost na to właśnie drzewo… Chyba jej… nie widzieli. A może to ona jest zwierzyną, na którą polują?

I wtedy ich zobaczyła, wiele postaci, które szły szybko, prawie biegły pomiędzy drzewami.

Serce Siski waliło tak mocno, że bała się, iż tamci usłyszą.

Byli wyżsi niż mężczyźni w jej rodzinnej osadzie i… jasnowłosi! Wytrzeszczyła ze zdumienia oczy, kiedy sobie to uświadomiła. Nigdy przedtem nie widziała czegoś podobnego. Nie rozumiała też, co ci ludzie mówią, ale najwyraźniej im się spieszyło. Biegli dokądś w jakiejś bardzo ważnej sprawie. Byli zajęci. Wszyscy mieli bardzo dziwne ubrania, w różnych kolorach, i nosili broń. Krótkie szpady, tak to przynajmniej wyglądało. Jakie to wszystko niezwykłe!

Najwyraźniej byli przyzwyczajeni do poruszania się w lesie, ale… ich buty? To nie te buty zostawiły ślady, które widziała. Ci mężczyźni tutaj nosili ciężkie, ale miękkie, wysokie obuwie o grubych podeszwach, bez szwów na brzegach.

Musiało więc istnieć wiele różnych stworzeń w tym niezwykłym świecie, do którego trafiła.

Na tych mężczyzn na dole przyjemnie było patrzeć. Sprawiali jednak wrażenie dzikich i nieobliczalnych. Z pewnością byli niebezpieczni.

O, nie! Przystanęli teraz, by się naradzić. Zatrzymali się dokładnie pod drzewem Siski.

Dlaczego wybrała właśnie to największe i najbardziej samotne drzewo w lesie? Straszna myśl przemknęła jej przez głowę i sprawiła, że Siska zamarła: sądziła, że jest niewidoczna, ale teraz spojrzała w dół. Skoro ona miała taki otwarty widok, to z ziemi pewnie też nic jej nie przesłaniało. Jeśli tylko któryś z nich podniesie wzrok, natychmiast ją zobaczy.

Siska zwróciła uwagę, że jedną stopą opiera się mocno na grubej gałęzi i że na tej gałęzi pod jej podeszwą znajduje się mała odłamana gałązka. Jeśli poruszy nogą, choćby leciutko, gałązka natychmiast spadnie w dół i wyląduje na głowie któregoś z nich.

Od długiego siedzenia w bezruchu zdrętwiały jej łydki.

Tamci rozmawiali ze sobą podnieceni, coś pokazywali, jeden potrząsał bronią w tym kierunku, inny wskazywał ręką na pogrążony w półmroku las.

Siska miała wrażenie, że rozumie. Toczy się tu jakaś wojna między plemionami. Znała to z własnej doliny, gdzie często dochodziło do awantur z prymitywnym plemieniem mieszkającym w pobliżu.

Owi wysocy, jasnowłosi mężczyźni byli bardzo wzburzeni. Coś musiało się wydarzyć i teraz oni mieli się zemścić. Może to tamci trzej mężczyźni, których ślady widziała, dokonali przestępstwa, a ci ich ścigają?

Siska nie zamierzała się mieszać w sprawy obcych, ledwie miała odwagę oddychać. Za nic nie chciała, żeby odkryli jej obecność.

Jeszcze raz dotkliwie uświadomiła sobie swoją nagość, ale teraz w jakiś inny sposób. Mężczyźni pod drzewem byli bardzo przystojni, wzbudzali w niej pragnienia, jakich nigdy przedtem nie odczuwała. Od dawna zdawała sobie sprawę, że zaczyna być dojrzała do małżeństwa. Wiedziała jednak także, iż nigdy nie wyjdzie za mąż. Miała pozostać wieczną dziewicą, która musi umrzeć, bowiem nie spełniła pokładanych w niej nadziei.

W końcu ożywiona dyskusja pod drzewem dobiegła końca i mężczyźni oddalili się równie szybko, jak przyszli. Siska jednak siedziała na drzewie jeszcze długo. Złamana gałązka dawno spadła na dół, dopiero po jakimś czasie dziewczyna odważyła się zsunąć po pniu.

Schodzenie okazało się znacznie trudniejsze niż wspinanie w górę. Podrapała się boleśnie, łamała gałązki i zawodziła żałośnie. W końcu jednak znalazła się na ziemi przestraszona, że gdyby mężczyźni wrócili, nie będzie się miała gdzie schronić. Mogli się zresztą pojawić również inni.

Na szczęście nikt nie nadchodził. Siska mogła podjąć swoją przerwaną wędrówkę ku Światłu.

Zbliżał się czas snu. Półmrok panował wciąż ten sam, ale instynkt, który skłaniał ludzi do spania w określonym czasie, został głęboko zakorzeniony u wszystkich członków jej plemienia. Ponadto natura wykształciła w nich wspaniały wzrok i znakomity słuch, żeby mogli poruszać się w mroku. Wielu starszym ludziom z plemienia oczy błyszczały w ciemnościach, zwłaszcza w blasku płonącego ognia. Siska była na to za młoda, ale też bardzo dobrze widziała wszystkie szczegóły na niewiarygodnie dużą odległość.

Teraz majaczyły przed nią już ostatnie, stosunkowo niskie góry, przesłaniające Światło. Mimo że Siska czuła obezwładniające zmęczenie, chciała iść dalej. Chciała zobaczyć Światło jeszcze tego dnia czy też w ciągu tego czasu pracy, jak ona to określała.

Była straszliwie głodna, a rany bolały. Nogi uginały się pod nią ze zmęczenia, wlokła się jednak po stromym zboczu uparta, coraz bardziej zdecydowana w miarę zbliżania się do celu.

Ostatnie kroki były prawdziwą udręką. Obolałe płuca z trudem wciągały powietrze. Dziewczyna musiała co chwila odpoczywać, zawsze jednak wstawała i ruszała dalej.

Szczyty gór znajdowały się niemal w zasięgu ręki. Jeszcze tylko parę kroków i wtedy…

Siska stanęła i jak wyciosana w kamieniu, bez najmniejszego drgnienia, patrzyła i patrzyła na to, co znajdowało się po drugiej stronie gór. Nie mogła uwierzyć własnym oczom.

Docierały do niej skądś jakieś niewyraźne dźwięki, nie była jednak w stanie oderwać wzroku od tego, co widzi, ani zacząć myśleć o niczym innym. Serce tłukło się w piersi dziko, otworzyła usta, próbowała zrozumieć, ale bez powodzenia.

Dźwięki za nią narastały. W końcu odwróciła się i stwierdziła, że stoi niczym posąg na tle nieba, samotna postać w wymarłym krajobrazie.

Została odkryta. Prawdopodobnie nie przez grupę wojowników, których widziała przedtem, ci bowiem zniknęli w przeciwnym kierunku. To była inna gromada, złożona z mężczyzn i kobiet, wykrzykujących coś podnieconymi głosami. Biegli za nią, za Siską, po porośniętym lasem zboczu.

Dziewczyna wiedziała, że znalazła się w pułapce. Co teraz? Wybrać ucieczkę w dół na nieznaną równinę, czy też czekać na spotkanie z tym tłumem, na spotkanie, które mogło oznaczać przyjaźń i opiekę, lecz równie dobrze wrogość i śmierć?

Stała przez chwilę niezdecydowana, po czym na łeb na szyję rzuciła się w dół ku dolinie, ku temu nieznanemu, niepojętemu, co nazywano Światłem.


Teraz jednak musimy opowiedzieć o tym, co wydarzyło się dwadzieścia lat przed ucieczką Siski.

Загрузка...