Theresa, teraz młoda niczym trzydziestolatka, wraz ze swoim równie młodzieńczym mężem Erlingiem wysiadła z gondoli powietrznej przed bramą domu Taran. Zostali zaproszeni na przyjęcie urodzinowe. Czworo równolatków: Jori, Jaskari, Elena i Armas, połączyło swoje dziewiętnaste urodziny i miały one być obchodzone u Joriego. Zmieniało się to z roku na rok, tym razem Taran przyjmowała u siebie całą radosną i dość wymagającą gromadkę.
Theresa była szczęśliwa jak nigdy przedtem. Cieszyła się, że Erling może ją oglądać taką młodą i pociągającą. Wprawdzie kiedy spotkali się po raz pierwszy, nie była o wiele starsza niż teraz, ale wtedy przygniatały ją zmartwienia, była zgaszona, blada i, aż strach teraz o tym pomyśleć, posiniaczona przez swego ówczesnego męża księcia Adolfa. Teraz stała się ładniejsza niż kiedykolwiek przedtem i w pełni zdawała sobie z tego sprawę. W dawnym życiu Theresa nigdy nie była wielką pięknością, uważała więc, że zasłużyła sobie na tę przyjemną przemianę.
Erling również odzyskał dawną urodę. Theresa wiedziała bardzo dobrze, że w latach młodości miał wielkie powodzenie u kobiet, ale wtedy ona jeszcze go nie znała. Teraz dochowywał jej absolutnej wierności, nie miała co do tego najmniejszych wątpliwości. Takie rzeczy po prostu się wie.
– Mamy wspaniałe dzieci i wnuki – uśmiechnęła się do męża.
– Masz rację – potwierdził Erling. – Wszyscy są naprawdę cudowni.
Dzieci chodziły do szkoły, teraz już do wyższej, ale właśnie miały ferie.
Erling otworzył furtkę. Żadne z nich nie wspomniało o tym, o czym oboje myśleli. Szczerze mówiąc, dwoje wnucząt przysparzało im nieco zmartwień. Berengaria płocha i roztrzepana, oraz bardzo do niej podobny Jori.
Najgorsze, że w realizację swoich szalonych pomysłów wciągali resztę młodzieży.
Że też ten chłopiec w najmniejszym stopniu nie przejął spokoju Uriela, wzdychała często Theresa. Natomiast szaloną naturę Taran odziedziczył w całości.
– Zjawił się też Armas, jak widzę – ucieszył się Erling. – W takim razie możemy być spokojni. On utrzyma porządek. On, Jaskari, a także Elena stoją obiema nogami na ziemi. Podobny charakter ma Oko Nocy i, jak widzę, on też już przyjechał.
– Jaka to wspaniała gromadka – zachwycała się Theresa, stojąc na ogrodowej alejce, wysadzanej pięknymi różami. – Żeby tylko nie wymyślili czegoś, co wystawi cierpliwość Obcych na próbę.
– Miejmy nadzieję, że będą panować nad temperamentami. A jak się czuje Tiril?
– Myślę, że dobrze – odparła Theresa, gładząc dłonią dorodny bladoróżowy kwiat – ale ona nigdy nie zapomni.
Erling przystanął również.
– Myślisz, że nie zamierza wyjść ponownie za mąż?
– Starających się ma kilku, ale dla niej istnieje tylko Móri. Żaden inny mężczyzna nie może się z nim równać.
– Czy nie mogłaby się zgodzić na kogoś chociaż w połowie tak dobrego? Ciągle się boję, że ona w końcu poprosi o to, by mogła umrzeć.
– Dopóki ma dzieci i wnuki, to chyba nie, ale przecież one się wkrótce usamodzielnią… Dobry Boże…
Theresa wyprostowała się, zapomniała o róży, którą dopiero co podziwiała.
– Co się stało? – zapytał Erling.
– Dlaczego myśmy o tym nie pomyśleli wcześniej? Cóż za idioci!
– Z pewnością od czasu do czasu bywamy niemądrzy, ale co teraz masz na myśli?
– Po prostu uświadomiłam sobie, co sprawia, że ona ciągle ma nadzieję. W każdym razie jeśli chodzi o Dolga.
– A ja wciąż tego nie rozumiem.
– Czy nie pamiętasz, że dopóki żyje Dolg, żyje również Nero? I odwrotnie. Oni mogą umrzeć tylko razem.
Erling stał bez ruchu.
– Rzeczywiście, zapomniałem o tym – rzekł matowym głosem.
– Och, Dolg, mój kochany Dolg – jęknęła Theresa. – Jak mało go znaliśmy. Dlatego pewnie też kochaliśmy go najbardziej z całej trójki wnuków.
– Z pewnością. Tak trudno było go zrozumieć, a poza tym zdawaliśmy sobie sprawę, jaki los go czeka.
– I nie koniec na tym. Kto mógł sobie wyobrazić, że to właśnie on i Móri nie będą mogli przekroczyć Wrót.
– Przeklęci rycerze! Ich straszne łapy wyciągają się za nami aż tutaj – powiedział Erling z goryczą. – Czy naprawdę nie ma żadnej możliwości, by ktoś z nas mógł wyjść na Ziemię i podjąć poszukiwania?
– Żadnej, absolutnie żadnej. Tiril przecież tyle razy pytała, próbowała dosłownie każdego sposobu, ale ja myślę, że ona nie zapomniała tak jak my o tej sprawie z Dolgiem i Nerem.
– Zastanawiam się, czy mimo wszystko Obcy nie mogliby podjąć poszukiwań?
– Chodzi ci o to, czy oni nie mogliby wyjść jakimiś własnymi drogami? Cóż, na to nie mamy wpływu…
Z domu rozległo się wołanie Taran:
– Jeśli napodziwialiście się dość już moich pięknych róż, to może moglibyśmy zacząć przyjęcie? Jori od dłuższego czasu stara się spróbować śmietankowego tortu.
– O mój Boże, a ja myślałam, że on jest zbyt dorosły na takie rzeczy – uśmiechnęła się Theresa do Erlinga.
– Mam do ciebie prośbę: nie mówmy na razie nic na temat Dolga i Nera, dobrze?
– Nie, oczywiście, że nie. Przecież i tak chyba tylko Tiril zdaje sobie sprawę z tego, co oznacza fakt, że Nero żyje.
– I nic dziwnego, że nigdy się z nim nie rozstaje. O mój Boże, iluż to młodych gości się zebrało! Myślisz, że to nie będzie zbyt męczące?
– To są ich szkolni koledzy. Cała trójka naszych wnuków chodzi przecież do tej samej klasy. Tylko Armas uczy się w szkole Obcych w północnej części kraju. Odwagi, Thereso, nie jesteśmy jeszcze tacy starzy.
– No pewnie – roześmiała się Theresa. – Patrz, idzie Tiril z Nerem, zaczekajmy na nich.
Urodzinowe przyjęcie minęło spokojnie i większość gości rozeszła się już do domów. Wszyscy byli podnieceni i radośni. Zostało tylko sześcioro przyjaciół, którzy nie chcieli się jeszcze rozstawać. Ktoś wpadł na pomysł, by wybrać się na niewielki spacer, co wszyscy przyjęli z radością.
Taran też się ucieszyła, że wyszli, będzie mogła spokojnie posprzątać po orgii obżarstwa.
Co prawda zbliżała się pora snu, ale któż by się przejmował takimi sprawami w czasie ferii szkolnych, zwłaszcza że przecież w tym kraju światło trwało przez całą dobę.
– Chodźcie, pójdziemy brzegiem Złocistej Rzeki – rzekł Armas. – Nie byłem tam już bardzo dawno, a w ogóle to zawsze miałem ochotę zobaczyć, skąd ona wypływa.
Wszyscy natychmiast przystali na propozycję, tylko Jori, który niechętnie brał udział w nazbyt spokojnych przedsięwzięciach, zawołał, że najlepiej będzie, jeżeli wyruszą jego nową gondolą, którą dostał na urodziny. To całkiem nowy typ gondoli, porusza się zarówno w powietrzu, jak i na wodzie. Jori cieszył się ogromnie z prezentu i niechętnie zostawiłby pojazd w domu.
Ów pomysł Joriego miał im wkrótce uratować życie, ale na razie jeszcze o tym nie wiedzieli.
To podniecające być poza domem w porze snu, zwłaszcza że surowo przestrzegano zasad, cała społeczność musiała się im podporządkowywać, w przeciwnym razie bowiem powstałby w kraju trudny do opanowania chaos. Młodzi ludzie jednak zawsze uwielbiają nocne spacery i fakt, że w Królestwie Światła nigdy nie zapada zmrok, nie miał tu nic do rzeczy. Ta noc była zresztą wyjątkowa, poza tym mieli pozwolenie rodziców. Tylko Rafael i Amalie trochę protestowali. Berengaria nie skończyła jeszcze szesnastu lat. Miała jednak swoje sposoby, żeby przekonać rodziców, więc wkrótce i oni się zgodzili.
Kiedy znaleźli się już nad rzeką i pojazd Joriego delikatnie osiadł na połyskującej złotem wodzie, stwierdzili, że powietrze jest tej nocy dziwnie czyste, a wokół panuje niezmącony spokój. Nie było w tym świecie błękitnego nieba, które mogłoby się odbijać w wodzie, wszędzie panowało złociste światło. Glosy dźwięczały donośnie, na wzgórzach, za plecami spacerowiczów, leżały pogrążone we śnie zabudowania. Okna w domach szczelnie pozamykano, nikt nie mógł widzieć młodych, którzy odważnie wędrowali w górę rzeki. Berengaria była ogromnie podniecona.
Nagle Elena przystanęła.
– Cii! Słyszeliście?
Rzeczywiście, przystanęli i zaczęli nasłuchiwać jakichś okropnych, „śmiertelnych jęków”, dochodzących z daleka.
– Tutaj słychać je dużo wyraźniej niż w domu na Zachodnich Łąkach – rzekł Oko Nocy.
– Masz rację – potwierdził Jori. – Złocista Rzeka znajduje się bliżej Ciemności.
Berengaria wsunęła dłoń w rękę Jaskariego.
– Myślicie, że oni mogą tutaj przyjść?
– Oczywiście, że nie – odparł Jaskari. – Nie przedostaną się przecież przez mur.
Ruszyli znowu. Znajdowali się teraz bardzo daleko od domu. Dalej niż kiedykolwiek w tym kierunku zaszli, nie widzieli już stąd swojej osady. W ogóle żadnej osady.
Elena szła z tyłu za innymi i przyglądała im się w ostrym, złocistym świetle nocy. Patrzyła na małą sylwetkę Berengarii i wzdychała w głębi duszy z goryczą. Mama Berengarii jest duża i niezdarna, myślała. Córka jednak odziedziczyła urodę po swoim pięknym, romantycznym, delikatnie zbudowanym ojcu, Rafaelu. Moja matka jest drobna i krucha, we wszystkich mężczyznach budzi instynkty opiekuńcze. Jest śliczna jak rzadko kto, ta moja mama Danielle. Ja natomiast wszystko wzięłam od ojca, dużego i silnego chłopskiego syna. Bardzo kocham tatę, ale dlaczego los jest taki niesprawiedliwy? Dlaczego człowiek może się urodzić z talią podchodzącą pod ramiona i biodrami jak wyciosanymi z ciężkiej kłody drewna?
„Bądź tylko miła i pogodna, a wszyscy będą cię lubili” – powtarza zwykle mama na pociechę, ale to przecież kłamstwo. Jaka dziewczyna chciałaby być lubiana za to, że jest godna zaufania i sympatyczna, natomiast nie budzi żadnego zainteresowania chłopców. Kto chciałby mieć takie włosy…
Mimo woli Elena przeczesała palcami swoją gęstą, kędzierzawą grzywę. Podziwiała ciemne, falujące włosy Berengarii i bardzo chciała mieć takie same. Ale ona nosiła na głowie trudny do rozczesania gąszcz, który spływał na plecy i sięgał niemal do talii, a z przodu przesłaniał znaczną część twarzy. „Obetnij to” – powtarzała mama. „Obetnij to” – mówiła Taran i wielu innych, którzy sądzili, że wiedzą lepiej, Elena jednak nie chciała ostrzyc włosów. Ona chciała wyglądać tak jak Berengaria.
Spoglądała teraz na swoją piękną wyjściową sukienkę z delikatnego materiału w zielony, niebieski i złoty wzór, długą do kolan. Bardzo piękna sukienka, wszyscy to mówili, ale tak naprawdę to zachwycali się ogniście czerwoną sukienką Berengarii. Tego dnia Elena umalowała wargi. Zrobiła to bardzo dyskretnie i delikatnie, prawdopodobnie teraz nic już z tego nie zostało, a ona ma twarz czerwoną i wszystkie wypryski na brodzie i policzkach wyraźnie widoczne, zaś ufne oczy spoglądają dokładnie tak jak zawsze, bez cienia wdzięku czy uwodzicielskiej kokieterii.
Solidna Elena, pospolita Elena. Gdyby stanęła na jakimś neutralnym tle, po prostu nie byłoby jej widać, niczym by się nie wyróżniała. Wygląd decyduje o wszystkim. O wszystkim, myślała rozżalona.
Chłopcy w grupie… podkochiwała się w nich po kolei, żadnemu, oczywiście, o tym nie wspominając ani słowem. Byłaby głupia, gdyby coś takiego zrobiła. W szkole jej kuzyni mieli wielkie powodzenie u dziewcząt, zresztą w ogóle byli bardzo popularni i tylko przy takich okazjach jak dzisiejsza, kiedy zbierała się cała rodzina, młodzi mogli być znowu razem.
Dlaczego dzieciństwo musi się kończyć? Za kilka lat rozejdą się w różne strony.
Kuzyni nie mieli pojęcia o tym, że Elena tak źle myśli o sobie samej. W ogóle nie przychodziło im do głowy nic na temat talii pod pachami ani kanciastych bioder. To byty jej wymysły, na dodatek mocno przesadzone. Jeśli w ogóle o niej myśleli, to na ogól coś w rodzaju, że to znakomita dziewczyna, powinna się tylko ostrzyc.
Tej nocy jednak Elena szła i rozmyślała o swoich czterech kuzynach i przyjaciołach. Wspominała, co było dawniej. Jori… Mogli mieć wtedy po piętnaście lat. Podczas jakiegoś przyjęcia znaleźli się sami w pustym pokoju. Wtedy Jori zaczął mówić o sprawach związanych z miłością, o tym co dorośli robią ze sobą po ślubie i w ogóle. Elena była kompletnie nieprzygotowana na coś takiego, więc przeważnie milczała. W końcu Jori położył się na kanapie z rękami pod głową i skrzyżowanymi nogami, leżał tak, patrzył w sufit i mówił głośno: „Wiesz, Eleno, jestem okropnie ciekawy, jak się to wszystko odbywa, co się wtedy mówi i jak to jest mieć dziewczynę?” Elena nie była w stanie odpowiedzieć. Wtedy on usiadł i objął ją. „Czy mógłbym spróbować, Eleno? Mógłbym poczuć, jaka jest w dotyku skóra dziewczyny?”
Ona ze zdumienia przestała oddychać, zerwała się z miejsca i uciekła. Potem żałowała okropnie i długo o nim myślała. Robiła wszystko, żeby znowu znaleźć się z Jorim sam na sam, ale nigdy jej się to nie udało. Teraz była rada, że tamta sprawa tak się skończyła. Nigdy nie wiadomo, do czego to mogło doprowadzić. Może grupa przyjaciół by się rozpadła albo… nie, o tym nie miała odwagi myśleć.
Jaskari. W okresie dojrzewania był trochę niezdarny, teraz jednak bardzo wyprzystojniał. Jaskari był niezwykle silny, kiedy raz przenosił ją przez kamienny murek, poczuła przyjemne mrowienie pod skórą w miejscu, którego dotykały twarde mięśnie jego ramienia, i od tamtej pory śniła o nim po nocach. To znaczy właściwie to nigdy nie był on, zawsze widziała jakieś obce twarze, kiedy się jednak budziła, myślała właśnie o Jaskarim. Romantyczne, piękne sny, że na przykład on przytula ją do siebie i całuje. Czy raczej zamierza pocałować, bo nigdy w żadnym śnie do tego nie doszło, zawsze coś ją gwałtownie budziło w ostatniej chwili. Po jakimś czasie również zauroczenie Jaskarim minęło.
Kolejnym, który zaprzątał jej myśli, był Armas. Taki niebywale urodziwy z tymi rysami Obcych i jakiż przystojny! Elena zaczęła snuć długie historie, że na przykład Armas ratuje ją z jakiejś okropnie niebezpiecznej sytuacji albo jeszcze lepiej na odwrót – że to ona ratuje go w ostatniej chwili od śmierci, wtedy on zarzuca jej ramiona na szyję, patrzy na nią i szepcze coś niebywale tajemniczego, co dotyczy tylko ich dwojga.
Po jakimś czasie te fantazje, które snuła za dnia, zaczęły jej się śnić po nocach, że na przykład znajduje się w domu zawładniętym przez duchy i Armas przychodzi, by ją uratować. Biegnie z nią przez pokoje, jak najdalej od strasznej, budzącej grozę bestii, której nigdy nie widzieli. Uciekają z domu do lasu, nagle znajdują się na ziemi, a wtedy on…
Elena zarumieniła się na samo wspomnienie tego, co tam miało zajść. On dotknął jej dłonią, a ona natychmiast poczuła, że…
Nie, nie chciała o tym nawet myśleć. Obudziła się wtedy, to było okropnie nieprzyjemne i zawstydzające przeżycie, chciała je wymazać z pamięci.
Jedynym, który nigdy nie wzbudzał w niej żadnych romantycznych ani erotycznych emocji, był Oko Nocy. Po pierwsze, to najlepszy przyjaciel Berengarii, a poza tym Elena uważała, że chyba nie jest stworzony do takich spraw. Głupio byłoby zakochać się w kimś, kto został wybrany do zupełnie innego życia, no i Oko Nocy nigdy nie patrzył na nią w ten sposób. Zresztą chyba w ogóle na nią nie patrzył.
Inni chłopcy w grupie też na ogół spoglądali na nią z rzadka.
To bardzo przykra myśl!
O przyszłości dziewczyny decyduje jej wygląd, myślała Elena z goryczą.
Ale Oko Nocy też jest niebywale przystojny i jakiż to wspaniały człowiek! Szczęśliwa ta indiańska dziewczyna, która go dostanie!
Jeszcze jedna bardzo przykra myśl.
Patrzyła na swoich czterech przyjaciół. Fakt, że znali się z dzieciństwa, miał swoje niedobre strony, wiele się przy tym traci, nie ma tej ciekawości wobec nieznanego.
Ale inni chłopcy w szkole? Nie! Nie, nie, żaden z nich nie mógł się nawet mierzyć z jej najbliższymi przyjaciółmi.
Znajdowali się teraz naprawdę daleko od domu. Zaczął padać drobny, nocny deszcz, więc wszyscy schronili się w gondoli Joriego i zaciągnęli dach. Zrobiło się bardzo przytulnie, a nawet intymnie, i w tym nastroju kontynuowali wycieczkę. Nikt nie chciał jeszcze wracać do domu, mieli zresztą gondolę, która przecież bardzo szybko w każdej chwili może ich odstawić na miejsce.
Powóz mknął więc w górę rzeki, a oni śmiali się, śpiewali i tryskali humorem. Nowe okolice położone z dala od domu. Ostatnie osady minęli już bardzo dawno temu, wciąż jednak przebywali w dzielnicy wschodniej. Życie było takie podniecające, noc cudownie piękna, a oni młodzi. Wyprawa wydłużała się niebezpiecznie. Od czasu do czasu na brzegu widzieli tablice ostrzegawcze, ale nic sobie z tego nie robili.
Gondola przepłynęła rozległe zakole i wtedy…
– Oj! – zawołał Armas. – Srebrzysty Las! Rzeka wypływa ze Srebrzystego Lasu! Ale czy płynie również przez jego teren?