1

Bębny umilkły. Jedyne, co było jeszcze słychać, to suche, przytłumione trzaski pochodni, zatkniętych półkolem w ziemię płaskowyżu.

Dziewczyna siedziała wyprostowana. Mała, drobna i kompletnie naga na zbyt dla niej wielkim tronie.

Duży otwarty plac otoczony był lasem. Srebrzyste liście połyskiwały matowo w półmroku. Nad osadą zaległa złowieszcza cisza.

Pozbawione wyrazu oczy dziewczyny ukrywały śmiertelny strach, który ogarniał ją zawsze, ilekroć spojrzała na swoich zgromadzonych poddanych.

Jej czas się dopełnił. Wiedziała o tym. Wiedziała też, że nie udało jej się wykonać zadania.

Przez dziesięć lat była dla swojego ludu boginią-dziewicą. Działo się tak od chwili, gdy skończyła cztery lata i gdy oni zamordowali jej poprzedniczkę.

Teraz przyszła kolej na nią, ponieważ Światło nie wróciło w ciągu tych dziesięciu lat, kiedy im panowała. Wprawdzie wciąż jeszcze była dziewicą, tak jak wymagało tego prawo, lecz przestała już być dzieckiem. Jej ciało nadal zachowało szczupłość małej dziewczynki, ale piersi zaczynały się wyraźnie zarysowywać. Na razie leciuteńko, ledwo zauważalnie, wystarczająco jednak, by mężczyźni mogli jej pożądać, a ich grzeszne myśli unicestwiały obraz czystości i niewinności, niezbędnej, by Światło wróciło do tego ich pustego i mrocznego świata.

Miała na imię Siska, a jej przodkowie należeli do scytyjskiego plemienia, pochodzącego z bezkresnych stepów Rosji i Środkowej Azji.

Przybyli tutaj dawno temu, być może nawet stało się to przed dwoma tysiącami lat. Włosy dziewczyny nadal pozostały czarne i lśniące tak jak u jej przodków. Wyrosły teraz długie, ukrywały całe jej drobne ramiona i plecy. Oczy miała lodowato szare, osadzone pod czarnymi niczym węgiel brwiami. Usta kusząco czerwone, ponieważ one również zaczynały dojrzewać.

Mężczyźni to zauważali. Siska obserwowała, jak ich zgłodniałe oczy błądzą po jej ciele, tak samo jak błądziły dziesięć lat temu po ciele poprzedniej bogini-dziewicy, kiedy miano składać ją w ofierze. Patrzyła teraz na młodych, silnych wojowników i małych chłopców, niewiele starszych od niej, a także dojrzałych mężczyzn spoglądających na nią pożądliwie. I starców, śliniących się na jej widok.

Niczym dzikie zwierzęta krążyli wokół jej tronu, zrobionego ze świętego giętego drewna. Teraz stanowiła dozwoloną prawem zdobycz. Wiedzieli o tym i pilnowali nawzajem jeden drugiego. Każdy chciał być pierwszy, bowiem odebranie jej dziewictwa oznaczało wielkie szczęście. Chociaż następni też mieliby z jej boskości wiele pożytku. A kiedy już ją posiądą, jeden po drugim, wtedy będą ją mogli złożyć w ofierze. To cena, którą Siska musi zapłacić za przywilej, jakim ją obdarzono, za to, że niemal przez całe swoje życie była ich boginią. Za to, że nosili ją na rękach, oddawali jej wszystko, co mieli najlepszego, wszystko, z wyjątkiem wolności i przyszłości. Mieszkała w najokazalszej chacie, otoczona usługującymi jej kobietami, przyjmowała w ofierze owoce i najdelikatniejsze pokarmy. Najstarsze kobiety plemienia uczyły ją tak, by mogła się stać wszystkowiedzącą wyrocznią.

Ale to się na nic nie zdało. Nie wypełniła swojego zadania. W dalszym ciągu nad lasem trwał mrok.

A teraz wszystko się skończyło. Kobiet nigdzie nie widać. Pochowały się.

Siska dygotała z przerażenia, ale starała się za wszelką cenę nie pokazać, co czuje. Przypominała sobie swoją poprzedniczkę. Ona sama miała wtedy co prawda zaledwie cztery lata, ale już wiedziała, że jest następną wybraną. Dlatego pozwolono jej siedzieć w ukryciu na drzewie, w pobliżu tronu. Teraz na tym drzewie siedzi z pewnością jej następczyni, choć z ziemi nikt jej nie widzi. Mała trzyletnia dziewczynka, wybrana w wyniku skomplikowanych zabiegów dokładnie tak samo, jak niegdyś została wybrana Siska.

Biedne dziecko! Ale prawdopodobnie ta mała wyobrażała sobie teraz to samo, co niegdyś Siska. Patrzyła na swoją poprzedniczkę na tronie i myślała: „Ech, co tam, ta jest przecież taka stara, ja mam przed sobą niemal cale życie i ja sprawię, że Światło powróci do naszego lasu. Ja naprawdę zostanę boginią mojego ludu”.

Nadzieje Siski jednak się nie spełniły. Teraz czas minął i nikt już nie udzieli jej prolongaty.

Tamtego dnia przed dziesięcioma laty nie bardzo rozumiała, co się dzieje z jej poprzedniczką, zapamiętała jednak wszystkie wydarzenia bardzo dokładnie. Wówczas także, podobnie jak teraz, mężczyźni jakby się przemienili w dzikie bestie, skradali się z gorączkowym sapaniem wokół tronu, strzegli nawzajem jeden drugiego, nie spuszczali z siebie rozpłomienionego wzroku tak, aby żaden nie podszedł za blisko do dziewicy, a potem z wyciem, które długo odbijało się echem w lesie, rzucili się wszyscy na nieszczęsną istotę. Z przerażeniem w oczach Siska patrzyła, jak ściągnęli ją z tronu, chociaż biedaczka rozpaczliwie trzymała się oparcia. Rzucili ją na ziemię, przepychali się nad nią, odtrącali jeden drugiego, tłoczyli się niby rój pszczół wokół swojej królowej. Drobne ciało dziewczyny całkiem zniknęło w ciżbie. Tylko jej rozpaczliwe krzyki niosły się daleko po lesie.

Krzyczała jednak tylko na początku. Potem umilkła. Mężczyźni jeden po drugim zaspokajali swoje żądze. Siska nie pojmowała, co oni robią. Widziała tylko dziwne ruchy i słyszała obrzydliwe jęki. Czuła się od tego chora i przerażona tak, że o mało nie spadla z drzewa.

Zamknęła oczy, zaciskała je mocno, bardzo mocno. Kiedy je znowu otworzyła, długo potem, gdy krzyki umilkły, zobaczyła, że dziewica leży na ziemi niczym porzucony łachman. Twarz miała białą, ciało zbroczone we krwi. Po chwili mężczyźni zabrali dziewczynę i ponieśli ją w kierunku ogniska, które tymczasem zostało rozpalone na wzniesieniu, w lesie za polanką. Teraz za plecami Siski znajdowało się takie samo. Wiedziała o tym dobrze. Tamtego dnia rozpalono mdły ogień, który miał przywabić do siebie Światło. Ale nic takiego się oczywiście nie stało. Jasno było tylko w kręgu płomieni.

Poza tym nad lasem panował zwykły mrok.

W rozpaczy Siska skierowała wzrok ku Światłu, które majaczyło daleko za górami. Ku Światłu, które nigdy nie docierało do ich lasu i do ich wymarłej doliny.

Określenie „wymarła dolina” jest oczywiście niesłuszne, ponieważ ludzie w niej mieszkali od dawna. Była to jednak uboga i nieurodzajna ziemia, pogrążona w wiecznym półmroku.

Dziewczyna drgnęła. Mężczyźni zaczynali podchodzić coraz bliżej. Większość z nich rozpięła pasy i pozbyła się ubrania. Siska mimo woli zacisnęła kolana. Teraz wiedziała już bardzo dobrze, co oni zamierzają z nią zrobić. To niemożliwe, to się nie może stać, pomyślała nagle. Dotychczas z rezygnacją poddawała się losowi, który ciążył nad jej młodym życiem. Teraz jednak obudził się w niej bunt. Nie chce. Za nic nie chce zostać potraktowana tak, jak jej poprzedniczka.

Widziała, że mężczyźni są gotowi. To przepełniało ją obrzydzeniem i niewypowiedzianą wściekłością, która zdawała się zagłuszać nawet strach. Nie poddam się dobrowolnie, powtarzała w duchu. Ta myśl rozpaliła się w niej niczym ogień i dodawała sił, których istnienia Siska przedtem nawet nie podejrzewała.

Nagle zerwała się z miejsca i wskoczyła na oparcie tronu, ponieważ za jej plecami znajdowało się znacznie mniej mężczyzn niż przed nią. Zanim zdążyli się zorientować, o co chodzi, Siska wyskoczyła w powietrze ponad ich głowami, przewróciła dwóch, którzy stali jej na drodze, upadła na ziemię, stoczyła się w wielkim pędzie po zboczu, po czym natychmiast zerwała się na równe nogi i pobiegła przez płaskowyż.

Z ponurym wyciem tłum mężczyzn rzucił się w pogoń. Siska chwyciła pochodnię przygotowaną do rozpalenia ogniska i rzuciła nią w ścigających. Wycelowała precyzyjnie. Najbliżsi uskoczyli w tył, zatrzymując całą gromadę. Siska skorzystała z zamieszania i co tchu pobiegła w las. Mignęło jej kilka postaci kobiet, które się tam ukryły, ale nie miały teraz odwagi mieszać się w wydarzenia. Ani po to, żeby jej pomóc, ani po to, by ją powstrzymać. Stały tylko z otwartymi ustami i patrzyły, kiedy je mijała.

Słyszała, że mężczyźni się zbliżają. Ożywiona nową siłą dobiegła do wysokiej skały i zaczęła się po niej wspinać. Gołe stopy i ręce same wynajdywały punkty oparcia. Przypominała leśne zwierzę, które instynktownie wie, jak się zachować.

Mężczyźni byli od niej ciężsi i bardziej niezdarni. Stracili dużo więcej czasu, żeby wspiąć się na górę. Ich obute w skórzane mokasyny stopy ślizgały się po gładkiej skale. Jeden ze ścigających odpadł od ściany, stoczył się w dół i pociągnął za sobą innych. Ale Siska umknęła już wtedy daleko w las, w którym rosły drzewa o srebrzystych liściach.

Długo jeszcze słyszała przejmujące, wściekłe nawoływania ścigających, ale docierały do niej z coraz większej i większej odległości.

W końcu musiała się zatrzymać. Czuła, że siły ją opuszczają. Oddychała z wielkim wysiłkiem, w piersiach czuła bolesną ranę. Opadła na ziemię. Wiedziała jednak, że mężczyźni za nic nie zrezygnują z pościgu. Próbowała rozejrzeć się wokół, czy nie znajdzie jakiejś drogi ucieczki. Wzrok jej się mącił ze zmęczenia, krew pulsowała w skroniach, całe ciało było wiotkie, zupełnie pozbawione sił, jakby nie chciało jej słuchać.

Co ja zrobiłam? Zbuntowałam się przeciw prawu, pomyślała przestraszona, ale natychmiast odrzuciła od siebie lęk. Gdyby postąpiła zgodnie z prawem, teraz już by nie żyła. Jej zmaltretowane, zbroczone krwią ciało płonęłoby prawdopodobnie na stosie. Dziewica złożona w ofierze…

Chociaż wyrzuty sumienia nie ustawały i wciąż wracało pytanie: „Co ja zrobiłam? Co ja zrobiłam?” – to wiedziała, że ze swojego punktu widzenia postąpiła słusznie.

Teraz chodziło o to, by przeżyć, by znaleźć kryjówkę, do której tamci nie dotrą.

Ale jak może dokonać czegoś takiego ktoś, kto nigdy nie wyszedł poza granicę osady? Kto właściwie nigdy nie opuszczał swojej chaty.

Nie było jej zimno, ponieważ w lesie zawsze panowało ciepło. Pochodziło ono od Światła. Siska wiedziała o tym, tylko że to święte Światło znajdowało się strasznie daleko.

W świecie Siski nie istniała noc ani dzień, tylko nieustanny wieczny półmrok. Ale tutaj, gdzie znalazła się teraz, w tej ciasnej, porośniętej lasem dolinie, ciemność była głębsza niż ta, do której przywykła w rodzinnej osadzie. To ją przerażało, chociaż nie aż tak bardzo jak ścigający mężczyźni. Musi uciekać, tutaj zostać nie może. Gdy tylko natężyła słuch, natychmiast docierały do niej ich wrzaski. Znajdowali się daleko, ale z pościgu nie zrezygnowali.

Gdyby tylko mogła utrzymać się na nogach…

Nic dziwnego, że jest tak śmiertelnie zmęczona. Ona, która nigdy nie wychodziła poza drzwi własnego domu. Wyrosła na bladą i szczupłą dziewczynę, przypominała ziele wyhodowane w piwnicy. Na początku tej szalonej ucieczki gnała ją nieznana dotychczas siła woli. Pędziła przed siebie, nie zwracając uwagi na to, że wielkie korzenie drzew czają się na nią podstępnie, nie zauważając, że stopy ma coraz bardziej poranione, że trawa i rozrzucone wszędzie gałęzie kaleczą jej skórę. Nie zważała na to, że przewraca się raz po raz, chciała uciekać, znaleźć się stąd jak najdalej.

Teraz zdała sobie sprawę ze wszystkiego. Czuła, że jej nie przyzwyczajone do wysiłku płuca o mało nie pękną. Każdy oddech był straszną udręką. Musiała kaszleć, ale próbowała to tłumić. Zasłaniała usta rękami przerażona, że ścigający ją usłyszą. Bała się tak, jak musi się bać tropione leśne zwierzę. Pomóż mi, pomóż mi, błagała w duszy, choć wiedziała, że nie ma nikogo, do kogo mogłaby się modlić. Przecież to ona właśnie była boginią swojego ludu. To do niej inni zwracali się z prośbą o pomoc.

Teraz już nikt nie prosił jej o radę. Pragnęli natomiast ją schwytać i złożyć w ofierze.

Światła prosić o pomoc nie mogła. Światło ją zdradziło, a ona zdradziła Światło. Światło nie chciało nic wiedzieć o jej powołaniu. Osada nadal trwała pogrążona w ciemnościach, opuszczona przez Światło.

Opuszczona? Przecież nigdy go tam nie było.

Mieszkańcy osady żądali od niej tak wiele. I chociaż zrobiła właściwie wszystko, czego oczekiwali…

Nawoływania w lesie.

Czy nie brzmią jakby bliżej? Nie była w stanie tego określić. Nie wiedziała, czy to wyobraźnia, zresztą jak mogłaby coś takiego wiedzieć, skoro krew pulsowała jej w skroniach z głośnym hukiem, a oddech wydobywał się z piersi ze świstem?

Udręczona podniosła się z trudem i oparła o pień drzewa. Rozglądała się, szukając drogi ucieczki. Po chwili ruszyła dalej, wciąż mając osadę za plecami. Nagle zrozumiała, dlaczego tutaj, gdzie się znalazła, jest tak ciemno. Zbliżyła się przecież do gór, które zasłaniają drogę ku Światłu. I tutaj ich cień jest bardziej intensywny niż w Srebrzystym Lesie.

Ale jakie znaczenie mogły mieć dla niej góry? Wszyscy przecież wiedzieli, że są niedostępne, że nikt nie zdoła się przez nie przedrzeć.

Mimo to kierowała się w ich stronę. Po prostu nie miała innej drogi. Wszystko wokół niej było nowe, obce i przerażające. Siska, której nigdy nie pozwolono radzić sobie na własną rękę, której usługiwano od rana do wieczora, uświadomiła sobie teraz, jak bezradną i bezbronną istotą uczynili ją poddani.

Z trudem zrobiła jeszcze kilka kroków i nagle zatrzymała się, bo dotarł do niej jakiś głos.

Oddech w dalszym ciągu rozrywał jej piersi. Skórę poocierała i podrapała do krwi, ale rany nie wyglądały zbyt groźnie, piekły tylko. Całe ciało miała poobijane i obolałe.

Dźwięk, czy to nie… Czy to nie sącząca się woda?

Siska nie znała lasu. Wiedziała jednak, że na skraju osady płynie szeroki potok. I wiedziała, gdzie bierze on swój początek. Tak, czyż opiekunki i doradczynie nie opowiadały, że potok wypływa z gór?

Bez konkretnego celu, nie wiedząc nawet, dlaczego tak robi, skierowała się ku szemrzącej wodzie. Była kompletnie nie przyzwyczajona do poruszania się w otwartej przestrzeni. Większość czasu spędzała przecież siedząc w drzwiach swojej chaty, gdzie przyjmowała ludzi, przychodzących do niej po radę.

Nikt oprócz tych starych kobiet, które jej usługiwały, nie mógł jej nigdy dotknąć. Nikomu nie wolno było się do niej zbliżyć. Służące jej kobiety nie miały w osadzie żadnego znaczenia. Nikt się nimi nie przejmował. To mężczyźni reprezentowali siłę i to oni panowali. Kobiety znały się co prawda na różnych sprawach, ale to się nie liczyło. Prawdziwe wartości to siła i odwaga.

Bogini-dziewica była wyrocznią. To ona miała uratować swój lud, wyprowadzić go z wiecznego mroku.

Siska wiedziała ponadto, że ona sama stawiana jest znacznie wyżej niż jej nieszczęsne poprzedniczki. Ona była wielką nadzieją plemienia. Sam wódz wybrał ją na boginię w dniu, w którym się urodziła. Wybrał swoją córkę.

Tak, Siska była córką wodza. Była Księżniczką. Lud oczekiwał od niej bardzo wiele. Żywiono nadzieję, że nawet Światło pochyli się przed nią z respektem.

Nic takiego się jednak nie stało.

Mimo to zdawała sobie sprawę, że właśnie ona została lepiej przygotowana do swojego zadania niż wszystkie poprzednie dziewice, które złożono w ofierze. Opiekujące się nią kobiety też tak twierdziły. Siska uczyła się szybciej i łatwiej, umiała wyciągać własne wnioski z tego, co jej mówiono, i rozumiała prawo, a także wiedziała wiele o życiu plemienia w lesie.

Co się teraz stanie z jej ojcem? Siska na wspomnienie ojca zadrżała z przerażenia. Patrząc na swoje poranione stopy powlokła się dalej, przytrzymując się drzew. Paliły ją podeszwy, przywykłe do poruszania się po miękkiej podłodze chaty.

Co ludzie w osadzie zrobią z jej ojcem, skoro ona zdradziła i uciekła sprzed ofiarnego stosu?

Otrząsnęła się z ponurych myśli. Teraz nie miała na nie czasu. Ojciec z pewnością da sobie radę. Był bardziej władczy i silniejszy niż wszyscy inni razem wzięci. Przynajmniej na razie. Wkrótce jednak zrobi się stary i…

Ojca nie było w osadzie wtedy, kiedy miano ją składać w ofierze. Siska wiedziała, że bardzo kochał swoją córkę-dziewicę. Nie byłby w stanie patrzeć, jak płonie na stosie.

Może ze względu na ojca… Może ze względu na niego powinna wrócić?

Nie, nie, nigdy nie wróci, nigdy, nigdy.

Nagle drgnęła. W lesie rozległ się odgłos biegnących stóp. Ktoś, potykając się, wspinał się po zboczu.

Trzeba uciekać, ale dokąd? Akurat teraz stała na otwartej polanie, a przed sobą miała…

Tak… serce dziewczyny uderzyło szczególnie mocno. Za drzewami wznosiła się wysoka górska ściana, a po tej ścianie spływał strumyk. Widziała, że wydobywa się ze skały i przemienia w piękny, mały wodospad. Woda spadała z niezbyt dużej wysokości, nie było jej też wiele, ale tworzyła obraz niezwykłej urody. Siska nie miała jednak czasu dłużej go podziwiać, nie wiedziała, czy biec dalej, czy schronić się na drzewo. Nieliczne drzewa rosły tu w rozproszeniu, a poza tym miały wysokie pnie, pozbawione od dołu gałęzi. Nie byłaby w stanie wspiąć się po żadnym z nich. Głośne kroki samotnego mężczyzny zbliżały się coraz bardziej. Wkrótce ścigający znajdzie się na polanie i zobaczy ją. Gdzie, gdzie mogłaby się ukryć?

Загрузка...