19

BERENGARIA

Ze zgrozą spoglądali w stronę muru. Elena i Jaskari próbowali podtrzymywać odwagę w dziewczynce najwyraźniej bez powodzenia. Nawoływania prześladowców rozlegały się teraz okropnie blisko.

– Możemy tylko mieć nadzieję, że oni jej nie znajdą, przecież nie muszą wybiec z lasu akurat tutaj – westchnął Jaskari.

Armas powiedział coś, co sprawiło, że włosy na głowach jego przyjaciół stanęły dęba.

– Oni kierują się węchem, są niczym zwierzęta, tropią wzdłuż strumienia, oczywiście, że ją znajdą.

Oko Nocy pokazał im swój nowy aparacik. Wszyscy odetchnęli z ulgą. W wielkim pośpiechu Jori opowiedział o spotkaniu z Madragami, po czym wszyscy podeszli do muru.

– Pozwól, że ja to zrobię – poprosiła Berengaria.

Spojrzeli na nią zaskoczeni. To niepodobne do tej rozchichotanej, kłótliwej dziewczynki. Teraz miała łzy w oczach, a dłoń, w której ściskała aparacik, drżała.

Bez słowa pozwolili jej podjąć próbę nawiązania kontaktu z nieznajomą. Ze zdumieniem stwierdzili, że obie są do siebie podobne, choć oczywiście twarzy tamtej obcej dokładnie nie widzieli. Była też chudsza niż Berengaria, szczerze mówiąc była wycieńczona, jakby przez długi czas odżywiała się jedynie wodą.

Zdawało się, że Berengaria nawiązała z nią kontakt, zanim jeszcze zdążyła posłużyć się aparacikiem. Działo się tak pewnie dzięki temu, że obie dziewczynki były w tym samym wieku, ale po części pewnie też dlatego, że mała po tamtej stronie z ulgą przyjmowała do wiadomości spotkanie z normalnymi ludźmi. Niestety, sprawa zaczynała się trochę komplikować. Dziewczynka nie chciała odejść od muru, nie chciała zrozumieć, że to dla niej jedyny ratunek.

Wtedy Berengaria zaczęła się posługiwać nowym aparatem i wszyscy zebrani patrzyli zdumieni, jaka rozsądna jest ich najmłodsza przyjaciółka.

Początkowo nieznajoma dziewczynka była wyraźnie przerażona tym, że musi się komunikować w taki dziwny sposób. Kiedy jednak uświadomiła sobie, że rozumie słowa Berengarii, zaczęła słuchać bardzo uważnie.

– Niewiarygodni Madragowie – szepnął Jaskari z podziwem w głosie. – Szkoda, że jeszcze ich nie poznałem.

– Wszystko przed tobą – mruknął Jori. – Uważaj teraz, słuchaj, co mówi Berengaria.

Ich mała przyjaciółka przemawiała wolno i wyraźnie:

– Oni cię tropią, dlatego musisz wejść do strumyka. Idź kawałek wodą, a potem wyjdź na brzeg i wdrap się na to wysokie drzewo, tam… – Berengaria pokazywała ręką, a dziewczynka śledziła jej ruch wzrokiem. – Spróbuj jak najmniej dotykać ziemi, kiedy wyjdziesz z wody. Przemknij się na palcach i natychmiast wchodź na drzewo. I śpiesz się, myśliwi dopadną cię lada moment!

Słuchali jej słów z drżeniem. Skąd przyszło jej do głowy słowo „myśliwi?” Zdawali sobie jednak sprawę, że to najwłaściwsze określenie.

Dziewczynka po raz ostatni rozpaczliwie przycisnęła całe ciało do „szklanej” tafli muru, jakby uparcie prosiła, by jej nie opuszczali, po czym skinęła głową.

– Jak masz na imię? – zapytała Berengaria.

– Siska – odparła nieszczęsna dziewczynka. – Jestem księżniczką. I byłam boginią. Teraz już nie. Oni chcieli złożyć mnie w ofierze, ale im uciekłam. Później zaczęli mnie gonić tamci. Nieznajomi. Żegnajcie! I bardzo dziękuję! Nie zapominajcie o mnie! Tak bym chciała przyjść do was, do Wielkiego Światła. Czy będę mogła potem?

„Po czym?” pomyśleli wszyscy, zgnębieni.

– Tak, tak – obiecała Berengaria. – Ale teraz śpiesz się, śpiesz.

Nareszcie mała Siska zdołała oderwać się od przyciągającego ją z wielką siłą światła i pobiegła, jak jej kazała Berengaria, brzegiem strumienia. Widzieli, że macha im na pożegnanie, i widzieli, jak wspina się na gałęzie wielkiego drzewa. Po chwili zniknęła całkiem wśród listowia.

– Wysoko, Siska! Tak wysoko, jak tylko potrafisz! – wołała Berengaria.

Zaległa cisza, jedyne, co ją zakłócało, to podniecone wycia prześladowców Siski, zbliżających się nieuchronnie. Najwyraźniej było ich wielu, rozproszonych po całej okolicy.

– Idziemy – rzekła Elena.

– Ja chciałbym ich zobaczyć – zaprotestował Jori. Inni zresztą też podzielali jego ciekawość. Berengaria pragnęła dotrzymać obietnicy danej Sisce i zostać przy niej.

– Mieli ją złożyć w ofierze – rzekł Armas ze współczuciem. – Prawda, że i o tym wspomniała?

– Tak, chyba rzeczywiście jest tak, jak mówił jeden z Madragów. Ona przyszła tutaj z bardzo daleka.

– Może z tych pogrążonych w nieprzeniknionym mroku części Królestwa Ciemności, które kiedyś odwiedziłem – zastanawiał się Oko Nocy. – Jest taka blada, jakby nigdy jeszcze nie widziała światła.

Armas odnosił się sceptycznie do całej sprawy.

– Mój ojciec powiada, że istnieją różne odcienie mroku tam na zewnątrz. Myślę, że ona nie pochodzi z tych najciemniejszych, na to by wskazywało jej zachowanie. Ale też z pewnością nie wychowała się w jasnych okolicach poza murem.

– No właśnie. A co to za istoty ci, którzy ją prześladują? – zastanawiała się Berengaria. – Co to za bestie?

– Istnieje wiele odmian różnych stworzeń. Te, jak sądzę, należą do półzwierząt, przenikniętych żądzą mordu. Istnieją jednak również inne, o blond włosach, nie takie dzikie jak te tutaj.

– Musimy ją przeprowadzić na tę stronę muru – rzekła Berengaria w rozmarzeniu.

Armas westchnął:

– Oczywiście. Ale sama słyszałaś, mur może zostać otwarty jedynie przy pomocy siły magicznej.

– A my takiej nie posiadamy – westchnął Jori zgnębiony. – Nawet Madragowie nie mogą nam pomóc, powinniśmy mieć teraz przy sobie dziadka Móriego. Albo Dolga.

– Tak, ale w żadnym razie nie wolno nam o tym rozmawiać z Obcymi. Oni nigdy by się nie zgodzili na otwarcie muru – rzekł Jaskari. – Może Cień? Nie, jego nigdy jeszcze nie widziałem. Elfów zresztą także nie.

W oczach Joriego zabłysło światełko.

– Mam pewien pomysł – rzekł z wolna. – Najpierw myślałem o samym słońcu, że mogłoby utworzyć przejście, ale przecież ono właśnie jest chronione przez ten mur, więc to się pewnie nie uda, natomiast szlachetne kamienie…

Armas spoglądał na niego zdumiony.

– Szafir i farangil? Czyś ty zwariował?

Jori nie ustępował. I w końcu nawet Armas zaczął się interesować jego planami. Farangila nie odważyliby się nawet tknąć. Jest zbyt niezbezpieczny dla kogoś, kto nie wie, jak się z nim obchodzić, ale szafir…? Szafir posiada wielką moc, sądząc po tym, co mówią rodzice i inni dorośli. Żeby tylko jakoś się do niego dostać.

Pożyczyć go nie mogli. To pewne. Wszyscy jednak wiedzieli, gdzie przechowywane są cudowne klejnoty. W wielkim budynku w największym mieście. Budynek nazywa się świątynia i jest niedostępny.

Ale…?

– Ja krążyłem ponad świątynią w mojej gondoli – rzekł Armas. – Znajduje się tam wiele powietrznych kanałów oraz wyraźne szczeliny w ścianie przy dachu. Nikt się jednak nie zdoła przez nie przecisnąć, musiałby być szczuplejszy niż Berengaria.

Krzyki i wycie dzikich myśliwych rozlegały się coraz bliżej, a tymczasem cała szóstka dyskutowała z ożywieniem, nie znajdując rozwiązania. Spojrzeli sobie w oczy i nagle chyba wszyscy pomyśleli to samo.

– Ja od tamtego czasu często go wspominałem – powiedział Jori cicho.

– I ja również – potwierdziła Elena. – Sprawiał wrażenie strasznie samotnego.

– Jakby został odepchnięty przez wszystkich – skinął głową Armas.

– Ale też był dosyć złośliwy – wtrącił Jaskari.

– No, powiedzmy niezbyt życzliwie usposobiony – przyznał Oko Nocy.

– Ale jest szczuplutki – rzekła Berengaria. – Szczuplejszy niż ja i nieprawdopodobnie zwinny.

– Tak jest – potwierdziła Elena.

– Mogę wziąć gondolę – zdecydował Jori, a pozostali się z nim zgodzili.

– W jaki sposób zamierzasz nawiązać z nim kontakt? – zawołał Armas za odchodzącym Jorim. – Czy pomyślałeś, że on może już nie mieć swojego aparatu?

– To zmartwienie zostaw mnie – odparł Jori zarozumiale. – Szkoda tylko, że nie będę mógł zobaczyć tych dzikich myśliwych. Pokażcie im język w moim imieniu.

Po tych słowach zniknął.

Wszyscy patrzyli w ślad za nim z ulgą.

– Tyle razy o nim rozmyślałam – rzekła Berengaria z rozjaśnioną twarzą. – Wciąż miałam wrażenie, żeśmy go w jakiś sposób zawiedli.

– Ja też nie mogłam się pozbyć wyrzutów sumienia – powiedziała Elena z błyszczącymi oczyma. – Mam nadzieję, że Jori go znajdzie.

– Dzicy nadchodzą! – zawołał Armas. – Co robimy?

– Będziemy ich drażnić – zaproponował Jaskari.

– Nie! – wykrzyknęła Elena. – Berengaria, rozbieraj się! Oszukamy ich.

– Rozbierać się?

– Tak, tak, pośpiesz się! Nie, nie, majtki możesz zostawić, ale nic więcej. A my wszyscy powinniśmy się ukryć.

Błysk zrozumienia pojawił się w oczach Berengarii. Nie zastanawiając się dłużej, zdjęła z siebie krótką sukienkę, a także buty i stała teraz tylko w cielistego koloru majteczkach. Przez gruby mur z pewnością trudno je zauważyć.

Stanęła tuż przy przezroczystej tafli. Czekała…

Wreszcie się pojawili.

Parskający, wściekli, że wciąż jeszcze nie dopadli zdobyczy, pędzili przed siebie. Wrzeszczeli coś podnieceni i nagle odkryli, że stoją przed znienawidzonym murem. Na chwilę zaległa śmiertelna cisza, a potem po drugiej stronie zobaczyli Berengarię.

Byli straszni, nie tylko dlatego, że wyglądali ohydnie, obdarci i brudni ponad wszelkie wyobrażenie, tak że nie można było określić koloru ich skóry, ale nie to przerażało najbardziej. Największą grozę budziła dzika zaciekłość w ich twarzach. Owa zwierzęca nienawiść wobec wszystkiego, co nie jest podobne do nich samych. Nie ma bardziej niebezpiecznych indywiduów niż te, które uważają, że tylko one mają rację.

Przez kilka sekund Berengaria była jak sparaliżowana ze strachu i ponad wszystko pragnęła uciec, ukryć się gdzieś, pamiętała jednak o zadaniu, którego sama się podjęła. Miała odwrócić uwagę bestii od małej bezbronnej Siski, schowanej w koronie drzewa. Podeszła więc bliżej, wsadziła kciuki w uszy i machając dłońmi przy twarzy, pokazywała prześladowcom język.

Oni również nareszcie ocknęli się ze zdumienia. Znowu zaczęli wydawać z siebie wściekle wojenne okrzyki, rzucali się na mur, tłukli w niego kijami i siekierami, próbowali ciąć nożami, rozzłoszczeni tak, że Berengaria zaczynała się ich bać, bo co by się stało, gdyby mur nie wytrzymał.

Mur jednak trwał niewzruszony. Dzicy próbowali też wyrwać rury ułożone na dnie strumyka. A przez cały czas Berengaria podskakiwała i tańczyła, żeby ich jeszcze bardziej rozdrażnić.

Kiedy zdyszani dali na chwilę spokój rurom, usłyszała, że jeden z nich ryknął:

– Jeśli ona mogła przejść na drugą stronę, to my też przejdziemy!

Wtedy Berengaria zrozumiała, że dzicy tak szybko stąd nie odejdą. Dla Siski nie oznaczało to niczego dobrego. Berengaria zresztą też nie mogła teraz po prostu odejść. Musiała coś wymyślić, i to zaraz.

Kiedy dzicy ponownie zbliżali się do muru, tym razem z wielkim kamieniem, którym zamierzali zaatakować przeszkodę, wyprostowała się i zawołała:

– Nie! Wy tędy nie przejdziecie, bo powinniście wiedzieć, że ja jestem boginią i otworzyłam mur za pomocą magii jednym jedynym ruchem dłoni. Wy tego nie potraficie. Nie dokonacie tego nawet za sto lat!

Dopiero teraz przystanęli zdumieni tym, że dziewczyna rozumie, co mówią, a także tym, że oni rozumieją jej słowa. Berengaria trzymała przecież wciąż w dłoni najnowszy wynalazek Madragów.

Kamienny blok upadł na ziemię z hukiem, który usłyszała, a także poczuła.

Zawołała głośno do dzikich prześladowców, skoro już zaczęli jej słuchać:

– I mogę przywołać z lasu wojowników, żeby mnie ochronili, popatrzcie tylko!

Strzeliła palcami. Wyjdźcie teraz, pokażcie się, moi przyjaciele! Wyjdźcie do cholery!

To było brzydkie słowo, ale w tej chwili bardzo go potrzebowała. Pomyśleć, co się stanie, jeśli przyjaciele nie usłyszą…?

Ale, oczywiście, usłyszeli. Armas i Oko Nocy, i Jaskari wyszli z lasu, próbując wyglądać jak potężni wojownicy. Wysocy i przystojni chłopcy robili ogromne wrażenie, zwłaszcza że dzicy byli niewielkiego wzrostu.

– Brawo, Berengario – mruknął Armas. – Daj mi aparat. Teraz ja z nimi porozmawiam.

Oddała mu z wdzięcznością, że będzie mogła choć na chwilę odetchnąć. Zauważyła teraz, że drży na całym ciele.

– Nędznicy! – wołał Armas, największy z chłopców, władczym głosem. – Wracajcie do swoich siedzib, zanim dosięgną was promienie świętego Światła.

Tamci drgnęli, ale najwidoczniej Armas ich jeszcze nie przekonał.

Wtedy wyjął z kieszeni małą szkatułkę, w której przechowywał przewodnie światło swojego ojca, małe słońce.

Skierował jego promienie ku napastnikom, którzy z przeraźliwym wyciem odwrócili się i po chwili zniknęli w Srebrzystym Lesie.

Teraz również Elena wyszła ze swojej kryjówki, nie mogła już przecież zepsuć wrażenia „dzielnych wojowników”.

– Siska! – zawołał Armas. – Pozostań jeszcze w kryjówce. Musimy na chwilę odejść, ale tylko na chwilę, i nie pójdziemy daleko. Musimy przygotować wszystko tak, żeby pomóc ci przedostać się przez mur.

Nie obiecuj zbyt wiele, pomyślała Berengaria.

W koronie drzewa rozległ się cichutki pisk:

– Nie odchodźcie!

– My nie odchodzimy, ale nie bój się, oni już nie wrócą i nie będą cię szukać, są przekonani, że znajdujesz się po drugiej stronie muru.

– Rozumiem.

– Wkrótce do ciebie zawołamy.

– Tak, dziękuję.

Odwrócili się i poszli, zostawiając mur za sobą.

– Berengaria, byłaś wspaniała – rzekł Jaskari.

– Tak, rzeczywiście – potwierdzali inni.

Dziewczynka rozpromieniła się, słysząc tyle pochwał. Ujęła dłoń Oka Nocy tak samo, jak robiła to w czasach dzieciństwa, i tym razem on swojej ręki nie cofnął.

– Naprawdę byłam dzielna? – zapytała rozjaśniona niczym słoneczko.

– Byłaś fantastyczna – odpowiedział Oko Nocy.

Och, kocham was wszystkich, myślała Berengaria, jesteście takimi cudownymi przyjaciółmi i wytrzymujecie ze mną tyle czasu. Tym razem jednak chyba naprawdę zrobiłam coś ważnego. Życie jest cudowne.

Kocham cię, rozkoszowała się tymi słowami tak, jak to czyniła co najmniej sto razy przedtem. Nigdy nie wymawiała ich, myśląc o kimś szczególnym. Chciała tylko sprawdzać, jaką te słowa mają władzę, lubiła, gdy wprawiały ją w oszołomienie.

Kocham cię, kocham cię, kocham…

Szła teraz rozdarta pomiędzy chęcią pojechania gondolą razem z Jorim a obowiązkiem zostania z Siską, wiedziała, że inni mocują się z tym samym problemem, czytała to w ich twarzach, ale Siska bardziej potrzebowała wsparcia niż Jori.

– Mam nadzieję, że Jori go odnajdzie – westchnęła.

– Tak, chociaż może mieć niejakie problemy – odparł Oko Nocy.

– On był taki sympatyczny – uśmiechnęła się Berengaria szeroko.

Oko Nocy zachichotał.

– Sympatyczny? To jest mała bestia, ale zasłużył sobie na naszą przyjaźń.

– Absolutnie. Oko Nocy, czy ja naprawdę dzisiaj byłam dzielna?

Загрузка...