Łaźnia znajdowała się dokładnie po drugiej stronie zabudowy, w stosunku do budynku uczniowskiego, co pozwoliło im się przyjrzeć rozwijającemu się miastu. Pojawiło się więcej nowych zabudowań, w większości z kłód, ale i kilka z desek, krytych dachówkami. Większość stałych struktur zdawała się mieć coś wspólnego z rozkwitającym przemysłem, który musiał pojawić się w zeszłym tygodniu. Umieszczono na nich znaki kowali, garncarzy, bednarzy i tkaczy. Większość była tylko częściowo wykończona, co pozwalało przyjrzeć się ciężko pracującym w środku ludziom.
— Nie od razu Rzym zbudowano — wymamrotał Herzer.
— Co?
— Mówią, że Rzymu nie zbudowano w jeden dzień — powtórzył Herzer. — Ale wygląda na to, że próbują.
— Skąd się wzięły te wszystkie rzemiosła? — spytała Courtney.
— Och, wszystko to robią rekreacjoniści. Wcześniej było to ich hobby. Teraz, przypuszczam, stało się czymś więcej.
— Pewnie to właśnie ludzie, z którymi będziemy pracować — zauważyła dziewczyna. — Mam nadzieję, że stać mnie na coś więcej niż ścinanie drzew.
— Chcę mieć farmę — oświadczył Mike. — Nie chcę przez cały dzień pracować w warsztacie.
— Będziemy ją mieć — zapewniła go Courtney.
— Ale jaką? — zapytał Herzer. — To znaczy, idziesz sobie po prostu gdzieś i zakładasz nową? Skąd weźmiesz potrzebne do tego narzędzia?
— Nie wiem — przyznała Courtney. — Nawet nie jestem pewna, jakie narzędzia są potrzebne. Albo jak się sadzi, i wszystko inne, co trzeba robić. Skąd weźmiemy zwierzęta?
Mike nic nie powiedział, tylko burknął.
— Cóż, z czasem się dowiemy — uznał Herzer. — Zastanawiam się, czy mają jakieś oddziały straży?
— To właśnie chciałbyś robić? — zapytała Courtney.
— Tak, coś w tym rodzaju. — Podbródkiem wskazał na osobę stojącą przy wejściu do dość solidnego budynku, najwyraźniej pełniącą funkcję strażnika. Mężczyzna miał na sobie opończę z wyszytym krukiem i trzymał włócznię, ale kulił się pod okapem budynku, próbując nie wychodzić na popołudniowe słońce. — Ale nie tak. To nie jest żołnierz, jeśli wiesz, co mam na myśli.
— Czy naprawdę będziemy potrzebować żołnierzy? — zaniepokoiła się Courtney. — Czemu?
— Bandyci — wyjaśnił Herzer. — Z czasem też mogą nam zacząć sprawiać kłopoty inne miasta. No i toczy się wojna.
— Nie za wiele z tej wojny — rzucił Mike. — Nie zostaliśmy zaatakowani.
— Jeszcze nie. Ale jeśli będziemy się przeciwstawiać Paulowi, w końcu albo zostaniemy zaatakowani, albo będziemy musieli zaatakować jego.
— Jak możemy zaatakować członka Rady? — gniewnie spytała Courtney. — Oni wciąż mają energię!
— Podobnie jak Sheida i jej grupa. — Herzer wzruszył ramionami. — Stąd wygląda to na sytuację patową. I nie wydaje mi się, żeby Paul pozwolił, żeby tak zostało, nawet jeśli zgodziłaby się na to Sheida.
Rozmawiając, przeszli przez miasto i dotarli do łaźni, gdzie przy wejściu kręciło się trochę ludzi.
— Wyprać dla pana ubranie, proszę pana, proszę pani? — zapytał chłopiec, który sam wyglądał, jakby zdecydowanie potrzebował kąpieli.
— Ubranie? — Herzer wspomniał radę Jody’ego. Ale jego strój faktycznie wymagał uwagi, nie tylko prania, ale i igły z nitką. A uświadomił sobie, że poza koszykiem i kocem od Bast, stanowiło ono jego jedyny dobytek. Nie, miał jeszcze za małą pelerynę, ale nie zamierzał prosić Daneh o jej zwrot.
— Och, tak — odpowiedział chłopiec. — Zabiorę je i wypiorę, kiedy będziecie się kąpać, a potem przyniosę je z powrotem.
— Suche? — chciała wiedzieć Courtney.
— Cóż, tego nie mogę obiecać — odparł chłopiec. — Ale podsuszone, tak.
— Hmm — mruknął Herzer. — Myślę, że spróbuję sam coś z tym zrobić. Ale dziękuję.
— Tylko jedna dziesiąta żetonu — zaoferował gorliwie dzieciak, łapiąc go za rękaw. — I znam panią, która może je też dla pana pocerować.
— Skąd mamy wiedzieć, że dostaniemy je z powrotem? — wyraziła wątpliwość Courtney, obciągając swoją koszulę, która faktycznie była brudna.
— No cóż, proszę pani, jestem tu cały czas — uspokoił ją chłopak. — Gdybym kradł ubrania klientów, to raczej bym ich nie miał, prawda?
— Czy ten szubrawiec się wam narzuca? — spytała kobieta, nadchodząc od tyłu. — Darius, kiedy zamierzasz zająć się prawdziwą pracą? — dodała z uśmiechem.
— Ach, madame Lasker, ja mam pracę — odpowiedział radośnie. — Czy chciałaby pani wyprać dzisiaj ubranie?
— Nie dzisiaj — odmówiła. — Jak się ma twoja matka?
— Dobrze, proszę pani, dziękuję za zainteresowanie.
— On jest bezpieczny — poinformowała ich kobieta. — Jestem June Lasker. Pełnię obowiązki mniej więcej miejskiego sekretarza. To jego matka pierze i ceruje.
— Czy jest jakaś możliwość zdobycia dodatkowych ubrań? — zapytał Herzer, naciągając swoją podartą koszulę. — Te już się łachmanią. I wcale nie mam ochoty chodzić w mokrych szmatach.
— Jest kilku sprzedawców materiału — westchnęła kobieta. — Ale ponieważ nie mamy możliwości produkowania go, więc są potwornie drogie. Prawie nikt nie zabrał ze sobą nic ponad to, co miał na sobie. Będą dość suche, jest pokój z piecem, w którym można je powiesić do wyschnięcia. Dużo zależy od tego, jak długo będziecie siedzieć w łaźni. Jeśli poczekacie godzinę czy coś koło tego, nie będzie źle.
— Dobra, Darius, tak? — zapytał Herzer.
— Darius Garsys — przedstawił się chłopiec, salutując do czoła.
— Jak ci zapłacimy?
— Łaźnia kosztuje jedną dziesiątą żetonu — wyjaśnił chłopiec. — Kiedy dadzą wam resztę i ręcznik, po prostu wyjdźcie tu z ubraniami. Możecie mi zapłacić przy odbiorze.
— Może być — zgodził się Herzer. — Zobaczymy się za chwilę.
— Pokażę wam, jak to działa — zaoferowała się June, wchodząc do pierwszego pomieszczenia łaźni. Przy drzwiach stała lada, a za nią złożono stosy ubrań i innych rzeczy. Po drugiej stronie sali ustawiono koszyki z materiałem i kawałkami żółtawego mydła.
— Cześć, Nick. — June przywitała się z mężczyzną za ladą.
— Część June — rzucił, przyglądając im się. — Przyprowadziłaś jakichś nowicjuszy, co?
— I już zdążył ich napaść Darius — odparła z uśmiechem. — Nie znam was, młodzi ludzie… — zawiesiła głos.
— Przepraszam — usprawiedliwiła się Courtney. — To nieuprzejme z naszej strony. Jestem Courtney, to Herzer i Mike. Jesteśmy w grupie uczniowskiej…
— A-5 — uzupełnił Herzer.
— Byliście w lesie, co? — stwierdził Nick. — Dobrze, zdejmijcie ubrania i wszystko, co macie, zwińcie w kłębek. Dam wam na niego pokwitowanie, i odbierzecie to, kiedy będziecie wychodzić.
— Rozebrać się tutaj? — z szeroko otwartymi oczami spytała Courtney.
— Niestety, kochanie — potwierdziła June, idąc w ślad za słowami. — Jeśli chcesz, możesz użyć ręcznika dla prywatności, ale łaźnia jest wspólna. Pracują nad inną, która będzie miała osobne sekcje, ale wszyscy do tego stopnia przyzwyczaili się do wspólnych kąpieli, że nie wiem, po co zawracają sobie tym głowę.
Herzer z oporami rozebrał się i zwinął brudne ubranie w kłębek. Szybko owinął się ręcznikiem kąpielowym. Był zrobiony z cienkiego kawałka gładkiego materiału i według Herzera niezbyt dobrze nadawał się do wycierania.
— Mam ten koszyk… powiedział, podnosząc go. — I co z pieniędzmi?
— Cóż, siedzę tu cały czasz między innymi po to, żeby upewnić się, że zostaną tam, gdzie je położyłeś — wyjaśnił Nick. Wziął kłębek i owinął go taśmą, przyczepiając ją następnie do drewnianego numerka. Drugi taki, z kawałkiem sznurka, podał Herzerowi.
— Połóż to obok pozostałych — polecił. — Wciśnij pieniądze głęboko do środka, żeby nikt nie mógł ich wyciągnąć bez grzebania. Dopilnuję, żeby zostały na miejscu.
— Dobra — odparł Herzer z powątpiewaniem.
— Zanim to zrobisz, koszt kąpieli to jedna dziesiąta żetonu — poinformował mężczyzna, wyciągając rękę. — To za mydło, ręcznik i ciepłą wodę. Jeśli chcesz coś więcej, płacisz dodatkowo.
— A co jeszcze można chcieć? — zapytała Courtney, wygrzebując pieniądze.
— No cóż, jest wino, przekąski i olejki do ciała — wyjaśniła za niego June. — Ale to znów potwornie drogie. Jednak myślę, że kiedy sytuacja się trochę unormuje, ceny pójdą w dół. W tej chwili płaci się cały żeton za kubek wina i kilka kawałków mięsa. Większość ludzi rezygnuje.
— To nie wiele więcej niż moje koszty — bronił się Nick. — W okolicy nie ma wiele wina. Ani dobrego mięsa, które mógłbym podać. Muszę je kupować od McGibbona z tego, czego nie sprzeda do miasta. Pierwszej jakości dziczyzna nie jest tania.
— Wiem, Nick. — June wzruszyła ramionami. — Po prostu mówię im prawdę.
— Cóż, na razie zrezygnujemy — zdecydował Herzer. — Jako uczniowie nie zarabiamy wiele. — Podał żeton i przyglądał się zafascynowany, gdy łaziebny wydawał mu resztę. Otrzymane pieniądze stanowiły mieszaninę drobnych monet z różnych metali i kilku z drewna.
— To jedna dziesiąta — wyjaśnił Nick, wskazując na mały kawałek metalu, który wyglądał na stal. — Cena wynosi jedną dziesiątą, więc jestem ci winien dziewięć dziesiątych. A to jest połówka — mówił dalej, pokazując mały kawałek czerwonawego metalu. — Zrobiony jest z miedzi, jak żetony, ale jest mniejszy i ma odciśniętą połówkę. Inny sposób myślenia o tym, to pięćdziesiąt setnych. A to — dodał, wyciągając jeden z kawałków drewna — jedna setna. Niedługo zaczną je robić z czegoś innego, ale na razie są z drewna. Choć ono nie jest dobre, bo pęka i jeśli się z kimś pobijesz, to efektem będzie pełna kieszeń bezwartościowych odłamków. Czyli to jest dziewięć dziesiątych. Na waszym miejscu zapłaciłbym temu urwisowi drewnem. I proszę, wysikajcie się, zanim weźmiecie kąpiel, nie w trakcie.
Herzer wyniósł swoje ubranie na zewnątrz i z lekką obawą wręczył je Dariusowi, a potem wrócił do środka i zgodnie ze wskazówkami Nicka wszedł do pierwszego pokoju. Ściany zrobione były z belek, a podłogę pokrywały wyszlifowane deski, prawdopodobnie również belki, ale rozcięte i wygładzone. Między belkami zostawiono szczeliny, najwyraźniej w celu przepuszczania wody, a powierzchnia pokryta została cienką warstwą piasku. Po lewej wbito kołki na wieszanie ręczników, a po prawej, ponad głową umieszczono zestaw korytek.
W ich dnach wycięto otwory, przez które przepływały równomierne strumienie wody. Pod jednym z nich obracała się w miejscu June Lasker, szorując dłonie kawałkiem mydła.
— Nie szoruj mydłem bezpośrednio ciała — ostrzegła go, wychodząc spod prysznica. — Zedrze ci całą skórę.
Kątem oka Herzer zauważył, że jej skóra nie zaczęła jeszcze nabierać suchego wyglądu, który był typowy dla wielu starszych kobiet i że była całkiem dobrze zbudowana. Ta myśl przywołała wspomnienie kąpiącej się Bast i szybko się odwrócił, zmuszając się do myślenia o czymś, czymkolwiek innym.
— To jeden z powodów, dla których wspólne prysznice są bardziej krępujące dla mężczyzn niż dla kobiet — z chichotem zauważyła June. — Nazywa się to mimowolną reakcją naczyniową.
— Cóż, Herzer nie ma się czego wstydzić — radośnie skomentowała Courtney.
— Podobnie jak i Mike — zgodziła się June.
— No! — burknął Mike.
— Mój — oświadczyła Courtney, klepiąc go po pośladku i wchodząc pod wodę. — Jej! To jest zimne!
— To widać — złośliwie skomentował Herzer. Podobnie jak Bast Courtney miała różowe sutki, ale jej były prawie dwukrotnie większe. A przynajmniej sprawiały wrażenie, że tak normalnie wyglądały — teraz sterczały sztywno.
— Moja — zaśmiał się Mike, ale był w tym ostrzejszy ton.
— Chowam oczy z powrotem do głowy — powiedział Herzer. Przeszedł przez pokój i aż się zatchnął, wchodząc w lejącą się wodę. Była równie zimna, jak któryś ze strumieni, w których kąpał się z Bast, a po ciepłym popołudniu wydawała się jeszcze bardziej lodowata.
— Cóż, to załatwiło sprawę jego mimowolnej reakcji naczyniowej — zaśmiała się Courtney, intensywnie rozcierając w dłoniach mydło. — Au!
— Ostre, prawda? — June westchnęła. Cała się namydliła i weszła teraz z powrotem pod wodę, żeby się spłukać. — To mydło ługowe. Uważajcie w intymnych miejscach.
— Co robiłaś, kiedy… no wiesz, spadło to przekleństwo? — zapytała Courtney.
— Zostałam w domu i myłam się, najlepiej jak mogłam, wodą z wiadra — przyznała June, spłukując się.
Herzer namydlił się i opłukał bez komentarza, mając nadzieję, że kobiety ograniczą do minimum ten temat.
— W lesie było paskudnie, ale przynajmniej miałyśmy dość prywatności, żeby się spokojnie myć — było wszystkim, co Courtney powiedziała jeszcze na ten temat.
Na drugim końcu pokoju z prysznicami znajdowały się drzwi zasłonięte skórzaną płachtą. Herzer przeszedł przez nie i zatrzymał się, rozglądając dokoła.
Środkiem pomieszczenia biegła kładka z drewnianych belek, a po obu jej stronach stało sześć kadzi, trzy po lewej i trzy po prawej. Każda z nich miała około dwa metry średnicy i wyglądała na około półtora metra głębokości. I wszystkie wypełnione były parującą wodą.
— Na dole jest konstrukcja, która pozwala przechodzić przez nie gorącemu powietrzu z rur — wyjaśniła June, opuszczając się ostrożnie do trzeciej wanny w rzędzie. — I są bardzo gorące.
— Och, to cudownie — ucieszyła się Courtney, zanurzając się w kadzi obok niej. — Och.
Herzer musiał się zgodzić. Gorąca woda sprawiła, że zaczęły się rozluźniać mięśnie, z których istnienia nie zdawał sobie nawet sprawy. Sprawiła też, że bardzo zachciało mu się sikać.
— Uhmmm… — odezwała się Courtney, zanim zdążył otworzyć usta.
— Na drugim końcu, kochanie, panie na lewo, panowie na prawo — wyjaśniła June, rozsiadając się wygodnie.
Cała trójka uczniów wstała z wanny niemal równocześnie, co wywołało radosny chichot u Mike’a.
Latryna okazała się dość czysta, z czterema stanowiskami, i Herzer szybko opróżnił pęcherz, wracając z powrotem do kąpieli. Po drodze zauważył, że w sali nie unosiło się za dużo pary, a potem dostrzegł otwory w ścianach, przy podłodze i pod sufitem.
— Czyj to pomysł? Nicka?
— Nie — odpowiedziała June. — I nie jest też właścicielem, choć czasem tak się zachowuje. Pomysł był Edmunda, a miasto ją zbudowało i utrzymuje. Ta konstrukcja wyżej na wzgórzu to miejsce, gdzie budujemy większą, bardziej wyszukaną. Musimy się pozbyć tych belek i położyć jakieś płytki, ludzie ciągle się ślizgają na drewnie.
— To bardzo miłe — orzekła Courtney, z powrotem opuszczając się do wody w towarzystwie Mike’a. — Mówiłaś, że czyj to był pomysł?
— Mój — oświadczył Edmund, odsuwając na bok płachtę w drzwiach. — Cześć, June, mogę się przyłączyć?
— Ależ proszę, Edmundzie, jest tu mnóstwo miejsca.
Cała trójka uczniów z szeroko otwartymi oczami przyglądała się, jak burmistrz zanurza się w wodzie. Zdumiało ich, że już na wpół legendarny przywódca tak po prostu dołącza do ludzi w łaźni.
Herzer starał się być dyskretny, ale słyszał już o Edmundzie Talbocie tak wiele, że zdawał sobie sprawę, że traktuje go prawie jak bohatera. Ciało kowala było niezwykle włochate, większość ludzi w znacznie większym stopniu hamowała rozwój owłosienia. Było potężnie umięśnione, nie jak u kulturysty, ale u kogoś, kto używał różnorodnych mięśni do ciężkiej pracy fizycznej. Miał też gęstą brodę i wąsy, co również było niezwykłe. Herzer zablokował wzrost włosów na całym ciele i twarzy z wyjątkiem niewielkiego wąsika, a znał bardzo niewielu ludzi, którzy mogli się poszczycić choćby tym.
— Jestem zaskoczona, że cię tu widzę — zauważyła June.
— Myślisz, że jestem za dobry, żeby obijać się po łaźni? — zachichotał Edmund.
— Nie to. Po prostu myślałam, że jesteś zbyt zajęty.
— Mam kilka godzin między spotkaniami, a dla odmiany chwilowo nic się nie sypie. Więc pomyślałem, że załapię się na szybką kąpiel. Choć nie mogę zostać długo.
— Sir, czy mogę zadać panu pytanie? — odezwał się Herzer.
— Pytaj, choć nie obiecuję odpowiedzieć. — Edmund zanurzył się w wodzie i zamknął oczy. — A przy okazji, jeszcze się nie spotkaliśmy.
— Jestem Herzer Herrick, a to Mike Boehlke i Courtney Deadwiler, sir.
— Herrick? — powtórzył Talbot, otwierając oczy i przyglądając się chłopcu. Herzer poczuł się, jakby był poddany szczegółowemu badaniu, ale tylko kiwnął głową.
— Trochę o tobie słyszałem. Przepraszam, jednak się już spotkaliśmy, prawda? Dziękuję, za pomoc Daneh i Rachel na szlaku.
— Ja… tak, sir — wyjąkał w odpowiedzi Herzer.
— Hmmm… — zamruczał Edmund i Herzer zauważył, że jego wymijająca odpowiedź została zauważona. — Jakie to pytanie?
— Ehm… czy to rzymska łaźnia? Pomyślałem też o tym, że pan tu jest. Mówiło się, że rzymscy senatorowie kąpali się w publicznych łaźniach, ponieważ dowodzili tym samym, że nie uważali się za lepszych od innych ludzi.
— Studiowałeś historię. — Edmund znów przyjrzał się chłopcu.
— Bardziej się nią bawiłem, sir — odpowiedział Herzer. — Przeważnie historia wojskowości, ale Rzymianie stanowili na tyle znaczący czynnik w przedindustrialnej myśli wojskowej, że miało sens zwrócić na nich większą uwagę niż na przykład na Egipcjan.
— To odmiana rzymskiej łaźni — wyjaśnił Edmund po dłuższej przerwie. — Również niektóre aspekty japońskiej. Rzymianie oskrobywali ciała kawałkami wygiętego metalu, a potem wchodzili do pary. Później kąpali się czy pływali w chłodniejszej wodzie w frigidarium. Kiedy zbudujemy nowe łaźnie, prawdopodobnie będzie tam i pokój z parą oraz sauna. Ale gorące kąpiele to również japoński pomysł. A ponieważ woleje od pary, pomyślałem, że pójdziemy w tym kierunku.
— Miło byłoby mieć łagodniejsze mydło — cierpko zauważyła June.
— Pracujemy nad tym. Jak tylko ktoś wymyśli przemysłowy sposób produkcji mydła, kupimy go. A na razie uczniowie wytwarzają mydło ługowe i nic więcej.
— Ponieważ w ten sposób ktoś zacznie w końcu robić lepsze, sir? — ostrożnie zapytał Herzer.
— Trafiłeś w sedno — odpowiedział Talbot, kiwając głową i wynurzając się z wody. — Miasto utrzyma ludzi w miarę zdrowych i żywych. Jak długo będą pracować i jak długo będziemy w stanie im pomagać. Ale gdyby to tylko ode mnie zależało, do jedzenia byłby tylko kleik, i to dość rzadki.
— Żeby ludzie wymyślili sposoby na zdobycie lepszego jedzenia? — zasugerowała Courtney.
— Cóż, w tej chwili nie ma nic wiele lepszego niż to, co już dostają — przyznał Edmund, wycierając się pobieżnie. — Ale będzie. A nie chcę, żeby ktokolwiek na trwałe uzależnił się od miasta. W demokracji prowadzi to do chleba i igrzysk, a ostatecznie do despotyzmu. A despotyzm do pracy niewolnej. Nie pozwolę nawet na początki czegoś takiego, jak długo pozostanę burmistrzem. — Skłonił się im i wyszedł z sali.
— Jej — powiedziała Courtney.
— Jest głęboki — stwierdziła June ze skinięciem.
— Właściwie, termin, nad którym się zastanawiałam było „charyzmatyczny” — dodała Courtney.
— Och, to też. — June roześmiała się. — Bardzo charyzmatyczny. To jedyna rzecz, na którą nikt nigdy nie odkrył genu.
Kiedy Edmund wrócił do domu, była już prawie północ, ale wchodząc do głównej sali, zobaczył siedzącą przy ogniu i wpatrującą się w niego w zamyśleniu Daneh.
— Długo się nie kładziesz, zauważył, podchodząc do drugiego fotela i siadając obok niej przed ogniem. — A szczerze mówiąc, powinnaś spać, ile tylko możesz.
— Mam dużo do przemyślenia. — Daneh wstała i schyliła się, żeby pogrzebać w ogniu. — Przypuszczam, że trochę sobie zdawałam sprawę, do jakiego stopnia polegam w swojej pracy na technice. Ale ostatnio naprawdę mnie to dobija. Miałam kilka przypadków… nie sądzę, żeby wszyscy przeżyli, Edmundzie.
Pomyślał o podejściu do niej i objęciu, ale od czasu… spotkania z Dionysem nigdy go nie dotknęła. Anie zamierzał jej naciskać.
— Mogę jakoś pomóc?
— Nie, o ile nie potrafisz leczyć gangreny — westchnęła. — Albo wymyślić, jak wyleczyć krwotok wewnętrzny bez nici rozpuszczanych, anestetyków i sterylnych warunków do operacji na wnętrznościach.
Ponieważ nie był w stanie pomóc w żadnym z tych przypadków, zachował milczenie. Ale wiedział, że nie było to wszystko, co ją dręczyło. Znał ją przez długi czas i jej ciało powiedziało mu, że było coś jeszcze. Nie wiedział co, ale zdecydowanie coś.
— Coś jeszcze? — zapytał w końcu.
— Tak — odparła po dłuższej ciszy. Zapadła kolejna, gdy znów zaczęła grzebać w ogniu, tym razem znacznie energiczniej. W końcu odłożyła pogrzebacz i usiadła z powrotem w fotelu, wciąż patrząc na ogień. — Nie zaczęłam krwawić.
Czekał na coś poważniejszego niż to, ale w końcu wzruszył ramionami.
— Czy nie zdarza się, że… przeskakują? — zapytał.
— Czasami, ale prawie wszystkie kobiety w mieście przeżyły to „przekleństwo”. — Umilkła, a potem zamknęła oczy, choć jej twarz zdradzała burzę emocji. — Rozmawiałam z tymi, które tego nie miały i one wszystkie… angażowały się seksualnie już po Upadku. Każda z nich.
— Och — powiedział Edmund, a potem zastanowił się chwilę. — Cholera. Czy możemy coś z tym zrobić? — zapytał.
— To znaczy, pozbyć się go? — Uśmiechnęła się słabo. — Może. Ale nie jestem pewna, czy tego chcę. Edmundzie, to będzie pierwsze od tysiącleci dziecko urodzone z kobiety. Z pewnością należy się dobrze zastanowić, zanim zdecyduję sieje usunąć?