CZTERNAŚCIE

Następnego dnia po zniszczeniu pierścienia Sula zabrała wazon Ju-yao z magazynu i zaniosła do swego mieszkanka. Ustawiła go na regale w niszy przy oknie, gdzie północne światło oświetlało delikatną krakelurę cienkimi srebrnymi nićmi.

To miejsce jest moim domem, myślała, pierwszym, jaki w ogóle miałam. Apartament w Górnym Mieście się nie liczył; nabyła go nie dla siebie, ale dla Martineza. Ten pokoik — przeciwnie — cały należał do niej.

Siedziała ze skrzyżowanymi nogami na materacu i wpatrywała się w wazon — mały, starożytny przedmiot cudem ocalały, przeniesiony do życia w tej niedorzecznej, wrzaskliwej dzielnicy. Ze straganów na ulicy wpływały przez okno kuchenne zapachy, mieszając się z wonią farby i lakieru.

Zapach domu. Domu. Mały, pachnący świeżością pokój, dzielony ze starym wazonem — czcigodnym świadkiem upadłych dynastii.

Miała nadzieję, że to omen.


* * *

— Och, zapomniałem. Nie pijesz. Cztery-Dziewięć-Jeden, czy mam kazać Ellroyowi, by zrobił ci herbatę?

— Nie, dziękuję, Blanche — powiedziała Sula. — Jest mi bardzo wygodnie.

— Dobrze. Skoro tak uważasz.

„Blanche” — porucznik kapitan Hong — wziął z tacy kieliszek brandy, którą służący częstował towarzystwo.

Hong skrupulatnie przestrzegał używania imion kodowych, ale w tej chwili wydawało się to zbędne. Spotykał się z jedenastu dowódcami zespołów w swym apartamencie, rozległym penthousie z tarasem i ogrodem, i oczywiście wszyscy doskonale się znali ze wspólnego szkolenia.

— Milordowie i damy — wzniósł toast Hong — Piję za Konwokację.

— Za Konwokację — odpowiedzieli mu półgłosem i pociągali brandy. Sula, która nie zorientowała się wcześniej, że ma nastąpić toast, teraz uśmiechała się, kiedy inni pili.

— Zwołałem was, by przedyskutować sprawę podjęcia akcji przeciw Naksydom, kiedy po raz pierwszy wylądują na Zanshaa — oznajmił Hong. — Teraz, kiedy nie ma już pierścienia, będą musieli korzystać z długich lądowisk, niezbędnych promom o napędzie chemicznym.

Rakiety chemiczne były koniecznością; silniki na antymaterię wyjałowiłyby zbyt wielki obszar.

— Blisko stolicy mamy tylko dwa wystarczająco duże lotniska — ciągnął Hong — i tylko jedno z nich posiada urządzenia dla pojazdów ziemia-orbita. To Wi-hun. Możemy z dużą dozą pewności przypuszczać, że właśnie tam wylądują Naksydzi. — Uśmiechnął się. — Nie będą wiedzieli, że urządzenia dla pojazdów kosmicznych zostaną rozmontowane przed ich przybyciem.

Wywołał displej ścienny. Pojawiła się mapa obszaru między śródmieściem Zanshaa a lotniskiem w Wi-hun.

— Kiedy Naksydzi zabezpieczą Wi-hun — ciągnął Hong — spodziewamy się, że posuną się do Zanshaa i zajmą siedzibę rządu w Górnym Mieście. Oto trzy możliwe trasy. — Na mapie zamigotały na zielono. — Naszej grupie operacyjnej wyznaczono aleję Axtattle. Kiedy Naksydzi zaczną się ładować, otrzymamy z naszych źródeł wiadomość, zbierzemy się i uderzymy wroga przy wejściu do Zanshaa. Wycofamy się wtedy do miasta i przyczaimy aż do następnej akcji.

Jedna z dowódców zespołów podniosła rękę.

— Może jakaś bomba w ciężarówce? — zapytała.

— Bardzo dobrze — powiedział Hong. — Możemy ją ustawić przy bulwarze, poczekać, aż zbliżą się Naksydzi i ją zdetonować. Z punktów obserwacyjnych na sąsiednich budynkach możemy prowadzić ogień, zastrzelić tylu Naksydów, ilu zdołamy, i wycofać się w zamieszaniu.

Zaczęto planować. Hong, człowiek drobiazgowy, wyznaczył kilku oficerów, by przebadali możliwe miejsca zasadzki. Innemu polecono zabranie ciężarówki z garażu floty. Suli rozkazano opracowanie dróg ucieczki, gdy tylko zostanie wybrane miejsce zasadzki.

— Spotkamy się jutro, by odebrać raporty i do końca wszystko zaplanować — powiedział Hong. — Proszę, wychodźcie pojedynczo, by nie zwrócić niczyjej uwagi.

Tego popołudnia Sula poszła na spacer po alei Axtattle. Droga była szeroka na sześć pasów, wysadzana po obu stronach ammatami, które ocieniały chodniki długimi, lancetowatymi liśćmi. Dzielnice po obu stronach były terrańskie, co wyjaśniało, dlaczego Grupie Operacyjnej Blanche wyznaczono ten właśnie korytarz. Wzdłuż ulicy stały sklepy średniej wielkości lub domy mieszkalne. Budynki stare, lecz dobrze utrzymane z oknami szczytowymi i mansardowymi dachami. Okolica wyglądała na zamożną.

Aleja Axtattle była drogą szybkiego ruchu, zasilającą serce Zanshaa: drogę umieszczono powyżej innych i dostęp do niej był ograniczony. Tylko kilka głównych ulic docierało do alei — mniejsze uliczki w kwartałach mieszkalnych odchodziły od proponowanego miejsca zasadzki, ale nie docierały do niego. Prześladowcy utkną na szosie z ograniczonym dostępem, nie mogąc dostać się do dzielnicy inaczej niż piechotą, co ułatwiało ucieczkę.

Sula uśmiechnęła się. Blanche będzie zadowolony.

Загрузка...