ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY DRUGI

— Poza odniesioną przez jednego z pilotów raną klatki piersiowej, spowodowaną przez wyrwany z mocowania dźwigar skrzydła, u pacjentów wydobytych z obu wraków stwierdzono też cały szereg złamań kończyn, ale stosunkowo niewiele obrażeń wewnętrznych — mówiła Murchison, sporządzając potrzebne do dokumentacji nagranie. — Wynika to z faktu, że ich ciała okryte są elastycznym i wytrzymałym egzoszkieletem, który raczej się ugina, niż pęka. Trzech znajduje się w stanie, który na podstawie naszej skromnej wiedzy na temat tego gatunku określiłabym jako poważny, ale nie krytyczny. Jeden, ten, który zaatakował w pojedynkę stację i został przygnieciony wiązką, ucierpiał na skutek niedotlenienia oraz lekkich deformacji kończyn. Jedno i drugie nadaje się do leczenia polegającego na czasowym unieruchomieniu kończyn i odpoczynku. Zasadniczo powinien więc zostać uznany za najmniej pilnie potrzebującego pomocy, ale ponieważ chodzi o całkiem nową dla nas formę życia, za zgodą doktora Prilicli postanowiłam wykorzystać go jako egzemplarz wzorcowy podczas zabiegów na jego ciężej poszkodowanych kolegach. — Przerwała dyktowanie, aby spojrzeć badawczo na Priliclę. — Stan emocjonalny czwartego rozbitka musi być bardzo dokuczliwy dla doktora Prilicli i niewykluczone, że poważnie utrudnia mu pracę. Z tego powodu proponuję utrzymywanie go w stanie farmakologicznej śpiączki, aż nie zaczniemy…

— Czy to będzie bezpieczne? — spytał empata.

— Sądzę, że tak. Wiemy z doświadczenia, że metabolizm, budowa mózgu i reszty układu nerwowego są u wszystkich insektoidów bardzo podobne. Reagują na te same leki przeciwbólowe i środki znieczulające. Będziemy stopniowo zwiększać mu dawkę, aż natrafimy na właściwą, i potem będziemy mogli zastosować ją wobec pozostałych.

— Działaj zatem, przyjaciółko Murchison. I dziękuję.

Strach, nienawiść i obrzydzenie właściwe pająkowatemu zaczęły stopniowo słabnąć, przechodząc w łagodną emanację typową dla umysłu, który nie był już dłużej zdolny do inteligentnej refleksji. Co dziwne, to samo działo się z szumem emocjonalnym dochodzącym z zewnątrz. Głos kapitana wyjaśnił przyczynę tego stanu rzeczy.

— Słońce zachodzi i pająki wracają na statki — powiedział, a Prilicla odczuł ulgę. — To samo dotyczy szybowców. Atak dobiegł końca. Zachowujemy czujność na wypadek nocnego napadu, ale chwilowo wyłączamy pole, aby oszczędzać energię.


— Jeszcze trochę, a będziemy musieli operować przy świeczkach — rzuciła gniewnie Naydrad.

— Pacjent numer cztery pozostaje nieprzytomny — powiedziała Murchison. — Nie ma żadnych znaków, aby źle reagował na środek znieczulający. Czy wyczuwa pan jakieś jego emocje, które sugerowałyby coś przeciwnego?

— Nie, przyjaciółko Murchison. Zajmijmy się zatem pacjentem, który najbardziej potrzebuje pomocy. Przyjaciółko Naydrad, czy pacjent numer jeden jest gotowy?

— Gotowy od zawsze — odparła pielęgniarka, falując futrem. — Unieruchomiłam jego kończyny z nieuszkodzonej strony, ale poza tym niczego więcej nie robiłam. Jestem lekarzem, nie cieślą.

Ja też, pomyślał Prilicla. Podszedł do leżącego na stole operacyjnym pilota i spróbował przekazać mu sugestię spokoju.

— Musimy obciąć, wygładzić i wyjąć ten kawałek drewna, który przebił pancerz pacjenta, po czym odtworzyć uszkodzony fragment zewnętrznego szkieletu. W pewnym sensie to rzeczywiście będzie robota stolarska. Zaczynajmy.

Uderzenie, które oderwało skrzydło od kadłuba, wbiło złamany dźwigar w podbrzusze pilota. W jego ciele przemieścił się on ku górze, aż dotarł do grubego pancerza grzbietowego, przebił go i wysunął się na kilka cali na zewnątrz. Wcześniej jednak pancerz stawił na tyle duży opór, że drewniany dźwigar wygiął się i pękł niczym kość przy złamaniu podokostnowym, zwanym też złamaniem zielonej gałązki. Tyle że tutaj stało się to pośród miękkich narządów wewnętrznych i proste wyciągnięcie kawałka konstrukcji, który był nie dość że nadłamany i pełen drzazg, to jeszcze oklejony resztkami płótna z poszycia szybowca i opleciony linkami naciągowymi, musiałoby spowodować więcej zniszczeń niż pierwotny wypadek.

Wystający z pancerza kawałek zostawili na później. Badanie skanerem ujawniło, że drewno tak ciasno wpasowało się między narządy wewnętrzne, że zatamowało niemal całkowicie upływ krwi z przerwanych naczyń. Tym samym mogło poczekać, aż uda się zoperować bardziej poszkodowaną okolicę brzucha.

Prilicla zaczął od chirurgicznego powiększenia rany wlotowej, aby dać Danalcie więcej miejsca do pracy. W tym wypadku czas był ważniejszy niż unikanie dodatkowych cięć. Ostrożnie przesunął laserowe ostrze do miejsca, gdzie dźwigar wygiął się i pękł.

Buchnęło trochę pary, gdy przeciął drewno, i kilka drzazg wypadło z rany wraz z niewielką ilością krwi oraz innych płynów ciała.


— Naydrad — powiedział Prilicla. — Wyciągnij drewno pod tym samym kątem, pod jakim weszło, i daj ssawę tam, gdzie ci wskażę. Danalta, bądź gotów pomóc mi opanować krwawienie i zacząć konieczne naprawy. Murchison, usuń obcy materiał z utraconej krwi i przygotuj ją do ewentualnego użycia.

Tyle wokół nas pająków, pomyślał Prilicla, ale ani jednego chętnego na honorowego krwiodawcę.

— Na razie zostawię wszystkie luźne drzazgi. Posprząta się później. Ale uważaj na nie, Murchison, aby nie dostały się do krwiobiegu. Naydrad, zacznij łagodnie wyciągać.

Zanim kawałek drewna wyszedł z rany, skaner pokazał narastające krwawienie z dwóch większych naczyń, wcześniej ściśniętych.

— Naydrad, ssawa. Musimy widzieć, co robimy. Danalta, zaciski. Ja zajmę się perforacją jelita. Murchison, powiększ obraz pola operacyjnego cztery razy i trzymaj nieruchomo.

Danalta czekał z masywną ręką opartą o krawędź stołu operacyjnego i wysuwał w kierunku pacjenta dwa bardo długie palce. Gdy znalazł przerwane naczynia krwionośne, każdy z palców rozdzielił się na dwa szpatułkowate wyrostki, które objęły delikatnie żyły ponad uszkodzonymi miejscami i poniżej nich, zacisnęły się i zahamowały krwawienie.

Prilicla sięgnął delikatnymi kończynami do rany i podwiązał uszkodzone jelito w bardziej tradycyjny sposób, za pomocą nici chirurgicznych.

— Rozdarcie jest zbyt szerokie i nieregularne, aby próbować szycia, musimy więc dokonać resekcji całego odcinka jelita — powiedział. — Ale nie wolno nam wycinać za wiele.

System trawienny tego gatunku cechuje mniejszy nadmiar odcinka jelitowego niż Ziemian czy Kelgian. Naydrad, przygotuj opatrunek biodegradowalny z czasem rozpadu pięćdziesiąt dni. Sądząc po metabolizmie naszego pacjenta, do tego momentu powinien być w pełni zdrowy. Przyjaciółko Murchison?

— Zgadzam się. Ale czy mogę coś zasugerować? Nie powinniśmy przesadzać z czystością roboty. Przejawy życiowe pacjenta są o wiele słabsze niż w wypadku innych, nie tak poważnie rannych. Istnieje ryzyko poważnego wstrząsu wywołanego przebiciem, dlatego proponowałabym także całą operację przeprowadzić od tej strony, bez otwierania pancerza grzbietowego, co na pewno pogorszyłoby stan pacjenta.

— Dobrze, tak właśnie zrobimy — zgodził się Prilicla i zaraz wyczuł ulgę Murchison.

Wprawdzie operacja dotyczyła przedstawiciela całkiem nieznanego im gatunku, sama w sobie była jednak rutynowa. Zapisy edukacyjne, jakie Prilicla nosił w głowie, obejmowały wiedzę na temat leczenia właściwą Kelgianom, Melfianom, Ziemianom, Tralthańczykom i lekkograwitacyjnym Eurilom. No i znał się jeszcze na własnym gatunku. Mimo pozornej różnorodności istniała ograniczona liczba sposobów operowania podstawowych urazów u ciepłokrwistych tlenodysznych, przy czym Prilicla znał w tej chwili większość z nich.

Odetchnął, widząc, że fizjologia pająków przypomina pod pewnymi względami kelgiańską oraz jego własną, musiał jednak szukać dalej.

Z niejakim zażenowaniem przedzierał się przez myśli i wspomnienia innych istot, które przemieszkiwały poniekąd w jego głowie. Bez zapisów edukacyjnych międzygatunkowa chirurgia czy medycyna w ogóle nie mogłyby powstać, ale wiązała się z nimi jedna drobna uciążliwość, która powodowała, że mogły korzystać z nich tylko najbardziej zrównoważone psychicznie istoty. Prilicla dodawał do tego jeszcze: najbardziej tchórzem podszyte i niestawiające oporu. Problem polegał na tym, że zapisy nie zawierały jedynie wiedzy medycznej, ale i obraz osobowości dawcy, co obejmowało także słabostki, fobie, nerwowość i wszelkie psychiczne niedoskonałości.

Wiele razy szpitalni diagnostycy oraz ich młodsi koledzy opisywali przyjmowanie zapisów jako wejście w świat wielokrotnej schizofrenii, gdyż osobowości dawcy zawsze walczyły w jakiś sposób o przejęcie władzy nad nosicielem. Było to doznanie czysto subiektywne, ale powodowało liczne psychiczne, a nawet fizyczne niedogodności. Prilicla znalazł własny sposób radzenia sobie z tym problemem, który wywołał wstrząs u naczelnego psychologa szpitala, żadna bowiem istota nie wykazywała się zwykle tak daleko posuniętym tchórzostwem. Empata po prostu nie stawiał żadnego oporu przyjmowanym osobowościom i korzystał w pełni ze wszystkich dostarczanych przez nie informacji, nie czyniąc różnicy między nimi a własnymi myślami.

Musiał tylko pamiętać, że w rzeczywistości cały czas jest tym samym, kruchym i słabym Cinrussańczykiem, a nie ciężkim i masywnym Hudlarianinem czy Tralthańczykiem.

Pająki były podobne do niego o tyle, że też posiadały sześć nóg, były jednak znacznie silniej zbudowane i na pewno nie cechował ich brak odwagi.

Usuwanie reszty dźwigara trwało dłużej, bo chociaż Naydrad sprawnie wypchnęła go od góry, podczas gdy Danalta i Prilicla ciągnęli od dołu, to trzeba było jeszcze zatamować krwawienie uszkodzonych naczyń, co w tym miejscu było robotą o wiele trudniejszą ze względu na ograniczony dostęp. Ostatecznie jednak uporali się z zadaniem, oczyścili jamę ciała ze śmieci, zaszyli ranę w dolnej części tułowia i nałożyli sterylną płytkę na ranę wylotową w górnym pancerzu. Nie był to jeszcze koniec, ale reszta chirurgii mogła chwilę poczekać.


Podczas upadku pacjent złamał trzy żebra, z czego jedno w dwóch miejscach, co omal nie doprowadziło do traumatycznej amputacji.

— Jak już stwierdziliśmy, kończyny pacjenta są egzoszkieletowe i składają się z twardej tkanki zewnętrznej, która tworzy cylindryczną strukturę pozbawioną receptorów zmysłów oraz mięśni — poza służącymi do poruszania chwytnymi zakończeniami kończyn. Stawy wyposażone są w proprioceptory pozwalające mózgowi na pełne i nieustanne kontrolowanie położenia kończyn. Za motorykę odpowiedzialny jest układ hydrauliczny wykorzystujący naturalny płyn ciała, którego pacjent stracił sporo na skutek zranień. Jego poziom będzie uzupełniany za pomocą oczyszczonego płynu do czasu, gdy organizm sam podejmie jego wytwarzanie w potrzebnej ilości. Wykorzystamy tu znaną metodę łączenia pęknięć i złamań egzoszkieletowych, polegającą na nałożeniu sztywnego kołnierza pożądanej długości.

Zaczniemy od lewej przedniej kończyny i… Jestem zmęczony, Murchison, ale nadal dobrze kojarzę. Panuj nad swoimi emocjami, zachowujesz się jak kłótliwa żona!

Patolog nie odpowiedziała, wyczuł jednak jej zaniepokojenie.

— Przepraszam, przyjaciółko Murchison — odezwał się po chwili. — Chyba trochę się pogubiłem. Pewne aspekty tej procedury spowodowały, że ziemskie i kelgiańskie części mojej osobowości przepchnęły się do przodu, a taka kombinacja nigdy nie sprzyja uprzejmości.

Murchison zaśmiała się cicho.

— Tyle to się sama domyśliłam. Proszę jednak spojrzeć za okno. Mamy już poranek.

To była bardzo długa operacja i musi pan chyba być krańcowo zmęczony. Z tym doświadczeniem, które właśnie zdobyliśmy, sama dam radę zająć się resztą. Gdybyśmy napotkali jakiś problem, poczeka, aż się pan obudzi. Jestem pewna, że damy radę.

— Na pewno dacie radę — powiedział Prilicla, który mało co już widział. — Jest jednak jeszcze coś, co mnie niepokoi. Ten pacjent tutaj różni się trochę od wzorcowego. Zarówno wewnętrznie, jak i zewnętrznie. Chociaż to jednak nowy gatunek. Pilot mógł doznać innych obrażeń. Może to kwestia przemieszczenia organów podczas upadku, deformacji albo…

Przerwał, gdy Murchison znowu się roześmiała, tym razem głośniej. Pośród jej emocji dominowało rozbawienie. Podobnie jak u pozostałych członków zespołu, którzy jednak skryli zaraz skwapliwie swoje uczucia.

— Zapewne nazbyt skupił się pan na kwestiach chirurgicznych i dlatego nie zauważył pan najważniejszego, jeśli chodzi o te różnice — powiedziała patolog. — Chodzi o to, że nasz wzorcowy pacjent jest rodzaju żeńskiego, ten zaś wręcz przeciwnie.


— Masz rację, muszę być bardzo zmęczony — powiedział Prilicla, śmiejąc się sam z siebie. Potem poleciał chybotliwie na szafkę z instrumentami i usadził się na jej szczycie. — Będę jednak was obserwował i postaram się nie zasnąć, aż wszyscy nasi pacjenci nie zostaną opatrzeni.

Ku własnemu zaskoczeniu udało mu się doczekać do tej chwili, chociaż zmęczenie już mocno mąciło mu myśli. Gdy ostatni pacjent trafił na oddział pooperacyjny, zdołał dojrzeć jeszcze stojącą przy komunikatorze i rozmawiającą z kapitanem Murchison.

— Próbowałam już nawiązać kontakt z jednym z nich i spróbuję ponownie, korzystając z uproszczonej procedury. Oni nie znają podróży kosmicznych i nic nie zyskają, oglądając cały materiał historyczny. Chwilowo nie mamy nic innego do roboty, więc zamiast snuć ponure myśli, chcę podjąć próbę porozumienia się z nimi. Co pan on tym sądzi?

— Jestem za, proszę pani. Proszę dać mi pół godziny na zmodyfikowanie programu, potem postaram się doradzić, jak najlepiej go wykorzystać. Na horyzoncie pojawiło się kolejne osiem statków, następnych dwadzieścia mamy na radarze. Na plaży panuje spokój, ale niewątpliwie to się w pewnej chwili zmieni, przez co masa istot, z nami włącznie, może zginąć. Rozmowy to jedyny sposób, aby wyjść z tej podłej sytuacji.

Загрузка...