Ledwie kilka minut później rozmowa została raptownie przerwana. Z Rhabwara nadszedł meldunek, iż w układzie zjawiły się dwa statki kurierskie, które wprawdzie zatrzymały się we wskazanej odległości od planety, ale zażądały niecierpliwie pełnego meldunku o rozwoju sytuacji. Ich kapitanowie zostali połączeni za pośrednictwem Rhabwara z Priliclą i Fletcherem, ale w ten sposób, aby rozbitkowie nie słyszeli rozmowy.
— To nie jest najlepsza chwila na przekazywanie raportów, przyjacielu Fletcher — zauważył Prilicla, nie odrywając spojrzenia od skanera. — Powiedz im tylko, że…
— Wiem, co im powiedzieć — mruknął kapitan i zaraz chwycił byka za rogi. - Przeprowadzamy właśnie procedurę pierwszego kontaktu. To skomplikowany przypadek.
Załoga obcego statku składająca się z dwóch istot typu CHLI jest właśnie badana przez starszego lekarza Priliclę. Jeden osobnik znajduje się we względnie dobrym stanie, drugi — w znacznie gorszym. Nawiązanie kontaktu utrudnia żywiony przez obcych atawistyczny lęk przed wszystkimi formami życia typu DBDG. Zapewne wynika on z podobieństwa — dwunogich humanoidów do jakiegoś naturalnego wroga rozbitków, występującego na ich rodzinnej planecie. Przebieg działań kontaktowych, za które odpowiada doktor Prilicla, jest rejestrowany, proszę was jednak, abyście nie odlatywali z obecnym materiałem. Z każdą godziną zdobywamy coraz więcej nowych informacji.
— Zrozumiałem, sir — odpowiedział jeden z kapitanów. — Wyłączam się i przechodzimy na nasłuch.
Z początku Keet chciała opowiadać tylko o druulach i o tym, jak bardzo jej rasa się ich bała i jak bardzo ich nienawidziła. O swoim świecie nie mówiła prawie nic, co wiązało się najpewniej z bliskością Fletchera. Prilicla nie ustawał w próbach empatycznego i słownego uspokojenia obcej, pracując energicznie skanerem i bacząc, aby kapitan utrzymywał dystans wobec pacjentki. W końcu pojawiły się i inne tematy, chociaż znienawidzone druule powracały przy każdej okazji.
Gatunek zwał siebie Trolannami, ich świat nosił nazwę Trolann. W ciągu kilku ostatnich stuleci stał się dziką i przerażającą planetą, na której wiecznie szalały wojny o kurczące się zasoby naturalne. Przeciwnikami Trolannów byli druule oraz różne formy organicznych i nieorganicznych zanieczyszczeń, które zmieniły ludny niegdyś świat w miejsce nienadające się do życia. Poza gatunkami inteligentnymi nie przetrwało na nim nic większego od owada.
Wcześniej czyniono wiele prób powstrzymania upadku poprzez ograniczanie tempa industrializacji, zmniejszanie emisji zanieczyszczeń czy kontrolę populacji. Zyskali świadomość, że w pewnej chwili zmiany mogą się okazać nieodwracalne i zdegradowana biosfera po prostu zaniknie. Ale skuteczne działanie wymagałoby osobistych poświęceń, samokontroli i współpracy wszystkich zainteresowanych stron.
Istotna mniejszość Trolannów oraz wszyscy druulowie odmówili przyłączenia się do takich akcji.
Wśród tych ostatnich były zapewne jednostki, które myślały inaczej, ale jako społeczność druulowie uznali, że najlepszym rozwiązaniem problemu będzie poświęcenie drugiej rasy. Została uznana za jeszcze jeden z naturalnych zasobów i potraktowana jako źródło żywności mające posłużyć przetrwaniu druuli.
Byli oni małymi dwunożnymi, zajadłymi i szybko mnożącymi się istotami, które nigdy nie okazywały litości przeciwnikom, także tym inteligentnym. Od zarania dziejów ich tempo rozwoju dorównywało ewolucji Trolannów, obie rasy dysponowały więc podobną techniką, przez co wojny między nimi nie prowadziły do zwycięstwa którejś ze stron, ale raczej z konieczności cyklicznie wygasały i rozpalały się na nowo. Mimo wysuwanych wielokrotnie przez Trolannów inicjatyw pokojowych obie rasy żyły w stanie wrogiej koegzystencji, aż kolejne konflikty wyjałowiły planetę, która zmieniła się w śmierdzącego, zanieczyszczonego ze szczętem trupa. Od wielu pokoleń druulowie praktykowali kanibalizm, zjadając nawet swoje chore potomstwo i starszych, którzy okazywali się już nieproduktywni.
Nie dawało się ich pokonać, ponieważ zawsze było ich więcej, zawsze też byli głodni i gotowi do walki. Poza kilkoma centrami oporu, gdzie ostatni Trolannie zdołali przetrwać dzięki swej zaawansowanej technologii, planeta należała już do druuli. Jedynym, co zostało ginącej rasie, było znalezienie nowego, czystego i spokojnego domu.
— I znaleźliście go — powiedział Prilicla łagodnie. — Co poszło nie tak?
— Jakaś techniczna usterka — wyjaśniła Keet z zakłopotaniem i trochę tytułem przeprosin. — Nie jestem specjalistką od napędu, ale po odkryciu tej planety okazało się, że z powodu awarii nie możemy wrócić do domu z tą wiadomością. Mieliśmy jednak dwa urządzenia sygnałowe. Niewypróbowane, ponieważ nikt wcześniej nie miał okazji ich użyć.
Pierwsze zawiodło i poważnie uszkodziło kadłub. Drugie udało się zmodyfikować, ale zniszczyło lalkę, która je odpalała. A potem zjawił się statek druuli.
— To nie były druule — powiedział Prilicla. — To był statek ratunkowy, który chciał wam pomóc.
— Teraz to wiem. Przykro mi.
Prilicla cofnął skaner i odsunął się od pacjentki. Miał już wszystkie dane potrzebne do wstępnej oceny stanu rozbitka, nadal jednak brakowało mu szeregu niemedycznych informacji.
— Będę z tobą w kontakcie, ale teraz idziemy zobaczyć Jasama. Przekaż mu, że nie ma się czego bać. Ani przyjaciel Fletcher, ani ja nie zrobimy mu krzywdy. Ale… dlaczego zaatakowaliście tamten pierwszy statek?
— Nie zrobiliśmy tego — odparła Keet szybko. — To on zaatakował naszą powłokę ochronną…
Przez kilka minut potrzebnych na przejście do sąsiedniego modułu Prilicla słuchał zapewnień, które Keet przekazywała swojemu partnerowi, i wyczuwał u niej rosnące zaufanie do obu przybyszy, chociaż Jasam wciąż zachowywał rezerwę.
— Druule atakowały nas przez setki lat — podjęła po chwili temat Keet. — Wielu naszych naukowców uważa nawet, że być może dawno zapomnieli, dlaczego to robią. Obecnie są już bardziej maszynami niż ludźmi, ale nadal mają ten sam cel. Wyposażeni specjalnie do przedarcia się przez okrywy naszych skafandrów ochronnych, aby wyjeść zawartość, tak samo jak wyjada się środek orzecha, atakują niekiedy z taką zajadłością, że zdobycz też ulega zniszczeniu i nic nie zostaje dla tej drobnej organicznej resztki, która tkwi jeszcze w druulach.
My pozostaliśmy nadal sobą, istotami myślącymi i cywilizowanymi, chociaż jesteśmy rasą chorą, która rzadko może się obyć bez skafandrów czy kokonów taki jak ten, dwuosobowy.
Tutaj musieliśmy poddać się kontroli maszyn i upodobnić trochę do druuli.
Zatem uważają swój statek za wielki skafander, podobny do tych, jakie muszą nosić u siebie za sprawą wojny z druulami, pomyślał Prilicla. Ciekawe. Wyczuwał rosnące zainteresowanie kapitana, który też słuchał opowieści Keet, ale wiedział, że przyjaciel Fletcher nie przerwie jej lawiną pytań, na które i tak uzyskają niebawem odpowiedzi.
— Osłona naszego kadłuba została tak zaprojektowana, aby zapewnić nam bezpieczne przejście przez atmosferę, gdzie druulowie już nie docierają. System obronny działa cały czas i chroni nasz komputer oraz system podtrzymywania życia przed przemienionymi w maszyny druulami. Nigdy jednak nie sądziliśmy, że spotkamy się wśród gwiazd. To był dla nas szok i nic nie mogliśmy zrobić.
— Bardzo pomogłoby w akcji ratunkowej, gdybyście wyłączyli teraz ten system obronny — powiedział Prilicla. — Czy możecie to zrobić?
— Nie. Sami nie damy rady. Do tego potrzebna jest specjalistyczna wiedza i urządzenia, które znajdują się tylko na naszym świecie. Poza tym nie wolno nam go wyłączać, ponieważ musimy przecież wrócić jakoś do domu, aby zameldować o odkryciu. A to oznacza ponowne wejście w atmosferę naszej planety. Niemniej… Ale czy Jasam przeżyje?
Widząc obrażenia partnera Keet oraz ślady zaschłej krwi na przyłączach, które znikały w ciele obcego, Prilicla pomyślał, że chyba nie zawsze prawda musi służyć powodzeniu pierwszego kontaktu.
— Istnieje duża szansa, że zdołamy go uratować — powiedział.
— Ale nie tutaj — dodał kapitan na prywatnym kanale. Szybko i treściwie wyjaśnił, dlaczego tak uważa, podczas gdy Prilicla próbował przekazać jego słowa rozbitkom w nieco bardziej optymistycznej wersji. Cały czas badał też pacjenta skanerem.
Obrażenia Jasama powstały podczas eksplozji pierwszej boi sygnałowej. Były to głównie złamania oraz krwawienia wewnętrzne spowodowane przez niekontrolowane przemieszczenie się implantów. Były poważne, ale jak wyjaśnił Trolannom, przy odpowiednim leczeniu nie powinny zagrozić życiu. Sam operował osoby o wiele dotkliwiej poszkodowane, które wróciły potem do pełni zdrowia.
— Warunkiem właściwej terapii jest jednak odłączenie was obojga od aparatury i zabranie ze statku…
— Mielibyśmy zostać bez skafandra?! — przerwała mu Keet. — I bez systemu podtrzymywania życia…? Straciliśmy już nasze lalki. Jasama została całkowicie zniszczona, moja jest uszkodzona tak bardzo, że nie da się już naprawić. Nie!
A zatem tak nazywają roboty, pomyślał Prilicla. Sądząc po wyczuwanych przez niego emocjach, musieli traktować je jak przyjaciół albo ulubione zwierzątka. Też ciekawa sprawa, choć temat ten musiał poczekać, aż rozwiążą ważniejszy problem.
— W waszym świecie też muszą być lekarze czy uzdrawiacze, którzy pomagają w wypadku chorób lub uszkodzeń ciała — powiedział, starając się empatycznie uspokoić Keet. — Aby działać skutecznie, potrzebują dojścia do źródła problemu, rozbierają więc chyba pacjenta z ubrania?
— Owszem. Ale to dzieje się na Trolannie. Tutaj…
— …tutaj będzie nawet bezpieczniej — powiedział Prilicla spokojnie. — Rhabwar, ten statek, który unosi się w pobliżu, został zaprojektowany specjalnie do takich zadań i wielokrotnie uczestniczył w akcjach ratunkowych. Ale sprzęt jest masywny i bardzo czuły na wstrząsy. Samo przetransportowanie go na wasz statek byłoby trudnym zadaniem, a na dodatek mógłby tutaj ulec zniszczeniu tak samo jak obezwładniony przez system obronny druul. No i nie ma tu wiele miejsca, a wasze zasoby, zwłaszcza w wypadku Jasama, są na wyczerpaniu na skutek przecieków. Jeśli oboje macie przetrwać, musicie się zgodzić na jak najszybsze działanie.
Na chwilę zapadła cisza. Keet była coraz mniej pewna siebie, aż w końcu zapytała:
— Oboje? Bo myślałam, że jedno z nas zostanie tutaj i poczeka na ukończenie wszystkich napraw i wyleczenie Jasama, który wróci do kokonu i… Ja nie odniosłam prawie żadnych obrażeń.
— Wiem — powiedział Prilicla. — Ale będę potrzebował twojej rady i pomocy podczas każdego odłączania, abyśmy mogli powtórzyć to samo z twoim poważniej rannym partnerem.
Poddaliśmy już analizie wasze jedzenie, powietrze oraz waszą wodę. Są one niemal takie same jak nasze. Planuję umieścić was potem w jednych noszach ze wszystkimi potrzebnymi systemami podtrzymywania życia, abyś mogła wspierać swoją obecnością Jasama w drodze na nasz statek.
Keet znowu przez dłuższą chwilę nie odpowiadała.
— Odłączenie Jasama to trudna praca, która w warunkach pokładowych może zostać wykonana tylko przez lalkę. I tylko w wyjątkowej sytuacji oczywiście. Lalka Jasama zginęła podczas pierwszej eksplozji, moja została uszkodzona podczas drugiej. Spaliły się obwody kontrolujące ruchy manipulatorów potrzebnych do ekstrakcji. Nie jest zdolna wykonywać żadnych precyzyjnych prac. Przyjdzie nam tu zginąć…
— Niekoniecznie — powiedział Prilicla. — Nie przypuszczam nawet, aby to było w jakiejkolwiek mierze prawdopodobne. Nasze chwytne kończyny i precyzyjne mechanizmy sprawią się jeszcze lepiej. Mamy duże doświadczenie w wydobywaniu rannych rozbitków z wraków statków kosmicznych, a przyjaciel Fletcher posłuży za bardzo poręczną lalkę.
Kapitan wydał odgłos, którego translator nie przetłumaczył.