2

Indra nie widziała już pełnego życia rynku, jakby przesłoniła go gęsta mgła, dziewczyna pogrążyła się w myślach o przyszłości, wyobrażała sobie, jak to będzie, kiedy żaden z członków szykującej się właśnie do drogi grupy nie wróci do domu. Oczyma duszy widziała swoich bliskich wystających przy oknach i czekających, widziała Taran i Uriela, jak krążą po rynku w nadziei, że ukochany syn powróci, widziała zapłakanych mieszkańców Sagi i o mało nie zawołała: Stop!

Nie zrobiła tego jednak. Czuła, że głos uwiązł jej w gardle. Paraliżował ją strach.

Mimo to nie miała najmniejszych wątpliwości. Za nic nie zostałaby w domu, pragnęła wyruszyć z tymi niezwykłymi ludźmi. Chciała być przy Ramie, gdyby musiał umrzeć, gotowa była umrzeć razem z nim.

Nigdy nie przyszło jej do głowy, że to ona mogłaby rozstać się z życiem jako pierwsza. Ona jest przecież tak mało ważna, jedyne, czego pragnęła, to być przy nim, gdyby sprawy ułożyły się niepomyślnie.

Otrząsnęła się z ponurych myśli, znowu docierały do niej okrzyki i rozmowy, znowu wyraźnie widziała otaczający ją tłum. Ktoś głośno wołał, żeby się odsunąć, ponieważ trzeba przestawić jednego Juggernauta. Zaraz też Chor włączył silnik ukochanego wozu i odjechał kawałek, dzięki czemu Indra i Siska zobaczyły wielu ludzi, których przedtem nie widziały. Wśród nich stał Ram, na którego widok Indrze serce mocno zabiło, i…

Drgnęła przestraszona.

– A któż to, u licha, jest? – zawołała.

Wskazywała na niesłychanie wysoką postać w białej pelerynie. Nigdy przedtem nie widziała takiej twarzy. Miała wrażenie, że to oblicze zostało poskładane ze sztywnych segmentów. Czarne oczy tkwiły tak głęboko w gładkiej, złocistobrunatnej „masce”, że prawie nie było ich widać. Kruczoczarne włosy sięgające do ramion, usta zaciśnięte jak u drapieżnego zwierzęcia i niezwykłe dłonie…

Ów nieznajomy mężczyzna miał co najmniej trzy metry wzrostu i promieniał jakąś porażającą siłą.

– Naprawdę nie wiem – odparła Siska głucho.

Ram dostrzegł dziewczęta i szybko do nich podszedł.

– Kto albo co to jest? – zapytała Indra.

– To Faron. Prawdziwy Obcy, bo ci, których dotychczas poznałaś, Talornin i Strażnik Słońca, a także Strażnik Góry i jeszcze kilku, nie reprezentują czystej rasy. Stanowią mieszankę z… sam nie wiem… Po raz pierwszy od bardzo, bardzo wielu lat czystej krwi Obcy przybył do naszej części Królestwa Światła. Faron zajmuje bardzo wysoką pozycję.

– Moim zdaniem… wygląda troszkę strasznie – wyjąkała Indra.

– Najlepiej być mu posłusznym – powiedział Ram krótko.

– Oczywiście – przytaknęła Siska cicho. – Jak to jednak dobrze, że Berengaria nie jedzie z nami.

Wysoki Obcy stał zajęty rozmową z Markiem i Dolgiem. Kiedy się uśmiechał, dziewczęta odnosiły wrażenie, jakby patrzyły na szczerzącego zęby młodego wilczka. Nie, dziękuję, pomyślała Indra. Wolałabym nie mieć z nim do czynienia.

O Boże, a jeśli on zapyta, jaką misję mam do wypełnienia po drodze? Lepiej sprawiać wrażenie osoby zajętej.

Nie bardzo wiedząc, co zrobić, zaczęła odczytywać listę, na której spisała uczestników wyprawy:

1. Faron – przywódca.

2. Marco – książę, najbliższy współpracownik przywódcy i jego pełnomocnik. Nieoceniony.

3. Ram – dowodzi swoimi oddziałami.

4. Dolg – strażnik kamieni.

5. Oko Nocy – wybrany.

6. Kiro – Strażnik.

7. Armas – Strażnik.

8. Jori – Strażnik.

9. Tsi-Tsungga – zna tereny u podnóża Gór Czarnych.

10. Chor – kierowca jednego Juggernauta.

11. Tich – kierowca drugiego Juggernauta.

12. Yorimoto – wojownik.

13. Cień – przyjaciel i pomocnik Dolga.

14. Shira – zna drogę do źródła.

15. Mar – jej towarzysz.

16. Sol – wiedźma zarówno w świecie ludzi, jak i w świecie duchów.

17. Heike – potężny duch.

18. Siska – księżniczka z Królestwa Ciemności i członkini Najwyższej Rady.

19. Indra -?


Wyglądało to dość żałośnie, ale ona też otrzymała zadanie, chociaż nie przyjęła go z przesadnym entuzjazmem, bo mianowicie miała pomagać w przygotowywaniu posiłków.

W swoim czasie szczerze prosiła o to, by tak zwany wybrany z Atlantydy, ów trudny do okiełznania chłopiec imieniem Reno, mógł wziąć udział w ekspedycji, i sama ofiarowała się nim zająć. Dopiero teraz uświadomiła sobie, jaka by to była beznadziejna decyzja. Rozkapryszony malec byłby jedynie zawadą.

Wszystkim uczestnikom wyprawy przydzielono zadania, każdy znał swoje miejsce i wiedział, co powinien robić. Indra otrząsnęła się z ponurych myśli i postanowiła, że będzie wyglądać na osobę zajętą. Będzie też pomagać w każdej sprawie, nie pożałują, że ją ze sobą zabrali.

Siska przyglądała się stęsknionym wzrokiem Tsi, przechadzającemu się z Jorim. Obaj młodzieńcy dyskutowali o czymś z wielkim ożywieniem. To przecież oni dwaj wyprawili się kiedyś do Gór Czarnych i jako jedyni powrócili stamtąd bez wielkich szkód. Oni i Gondagil, który ich uratował i wydostał z pułapki.

– Pożegnałam się z moimi jeleniami olbrzymimi – powiedziała Siska. – To znaczy z jeleniami należącymi do mnie i do Tsi. Paula obiecała karmić je podczas naszej nieobecności, są bardzo rozpieszczone. Ale Paula chętnie się nimi zajmie, bo będzie miała okazję częściej spotykać Helgego – zakończyła ze śmiechem.

– Tak, Helge jest znowu zdrów – powiedział Ram. – Z pewnością przyjmie pomoc Pauli!

– A Thomas i Oriana zamierzają się pobrać – wtrąciła Indra. – Jak widać, naszym przyjaciołom powoli się układa. Tylko związek Jaskariego i Eleny nadal kuleje i nie widać rozwiązania.

– No a poza tym Berengaria… – westchnęła Siska.

– Ona ma jeszcze dość czasu – uciął Ram. – Ale zdaje się, że wszystko gotowe. Chodźmy!

Wszyscy troje ruszyli ku centrum rynku.

– Czy pojedziemy tą samą drogą, co ostatnio? – zapytała Indra. – To znaczy przez morze piasku?

– Nie, nie tamtędy – odparł Ram i poczuł, że zalewa go fala ciepła, gdy przypadkiem dotknął ręki Indry. – Nie, tym razem chcemy ominąć dolinę potworów. Planujemy przedostać się przez nieznane dotychczas rejony Ciemności i dotrzeć do Gór Czarnych od innej strony, którędy nikt jeszcze nie próbował przejść.

– Myślałam, że „dolina odkurzaczowa” to jedyne wejście – oświadczyła Siska.

– Owszem, jedyne, które znamy. Teraz jednak chcielibyśmy spróbować czegoś innego. Jeśli się nie uda, będziemy musieli wrócić do tego, co tak malowniczo określiłaś jako dolinę odkurzaczową.

– Ale Juggernaut nie może błądzić, przeciskać się między kamieniami i drzewami po nie istniejących ścieżkach – wtrąciła Indra, spoglądając na zwaliste kolosy.

– Z pewnością jakoś się to ułoży – powiedział Ram. – Jeśli pojazdy zostaną zatrzymane i nie będą się już mogły ruszyć, zawsze możemy iść piechotą.

– Wspaniałe perspektywy! Nie rozumiem tylko, dlaczego nie możemy po prostu polecieć gondolami?

– Dlatego, że nasze znakomite gondole zostałyby we-ssane przez strumień powietrza. W taki właśnie sposób traciliśmy dotychczas naszych pionierów. Próbowaliśmy na wiele sposobów przedrzeć się do górskiego masywu. Wszystkie wyprawy jednak kończyły się niepowodzeniem. Dotarcie do gór nie jest specjalnie trudne. Chodzi tylko o to, że wędrowcy dotychczas nie wracali. Z wyjątkiem Joriego, Gondagila i Tsi-Tsunggi. Oni jednak osiągnęli tylko skraj niebezpiecznego terenu.

– Rozumiem. No i Hannagar i Elja, ale o nich lepiej nie wspominać.

Siska przestała ich słuchać. Zobaczył ją Tsi-Tsungga i przybiegł roześmiany.

– Siska! – wołał radośnie. – Nie widziałem cię od czasu, gdy wróciłaś z Nowej Atlantydy. Jak się masz, moja księżniczko?

Przyglądała się jego twarzy promieniejącej radością z ponownego spotkania. Starała się nie dostrzegać wspaniałego ciała ani cienkiej, zwierzęcej skóry, która nie była w stanie ukryć mięśni. Tsi był tak porażająco zmysłowy, że świat zawirował jej przed oczyma. On jest mój, myślała. Nic go nie obchodzą inne. Mogę go mieć, gdy tylko zechcę. Nie wiem jednak, czy się odważę.

– Dziękuję, czuję się świetnie – odparła swobodnie. – A ty?

Stali wpatrzeni w siebie, nie zauważyli nawet, że Ram z Indrą odeszli.

– Tęskniłem za tobą – zapewniał Tsi. – Nigdy nie mieliśmy okazji spotkać się w moim lesie.

– Wiem. – Siska uśmiechnęła się skrępowana. – Tsi, gdyby ktoś się dowiedział o naszej umowie, nigdy by mi nie pozwolono uczestniczyć w ekspedycji. Oni by się nie zgodzili zabrać nas obojga.

Tsi energicznie skinął głową.

– Najlepiej nikomu nic nie mówić.

– Tak, tak będzie rzeczywiście najlepiej.

Żadne nie dało do zrozumienia, czy zechce skorzystać z szansy, gdyby się tak zdarzyło, że gdzieś w Ciemności znajdą się sam na sam.

Powoli poszli w stronę pojazdów. Siska myślała o tym, co obiecała Tsi. Że mianowicie pomoże mu wydobyć się z samotności. Że pójdzie do niego do lasu, gdzie w spokoju mogliby się nawzajem lepiej poznać, ofiarować sobie trochę rozkoszy. Nie do tego stopnia wprawdzie, by ona utraciła cnotę, oboje byli zdecydowani ją chronić. Tsi-Tsungga bowiem jest istotą natury, z którą nikt nie powinien się wiązać, Siska zaś jest człowiekiem, księżniczką przeznaczoną dla kogoś innego, może dla bardzo wysoko postawionego mężczyzny. Tsi natomiast nigdy nikogo nie będzie miał, jest bowiem jedynym przedstawicielem swego gatunku.

Kiedy jednak Siska szła obok Tsi, czując emanującą z niego siłę, uświadomiła sobie z przerażeniem, jak bardzo tęskni za tym, by znaleźć się w jego ramionach i czuć jego ciało tuż przy swoim.

– A co zrobiłeś z Czikiem?

– Elena zgodziła się nim zaopiekować pod moją nieobecność.

Siska poczuła ukłucie w sercu. Tsi wciąż uważał Elenę za swoją najlepszą przyjaciółkę. Nie wolno mu mieć żadnych przyjaciółek, pomyślała wojowniczo. Zaraz jednak uświadomiła sobie, jak bardzo nie na miejscu są takie myśli, i uspokoiła się.

Indra czekała na nią. Tsi poszedł do Rama.

– A tak przedtem nie cierpiałaś tego elfa – roześmiała się Indra. – Widocznie udział w akcji ratowania jeleni dobrze wam zrobił. Miło widzieć, że jesteście przyjaciółmi.

Siska zarumieniła się. Gdybyś ty wiedziała, jak jest naprawdę, pomyślała.

– Tak, musiałam zrewidować swoje poglądy zarówno w odniesieniu do zwierząt, jak i do Tsi. On jest po prostu fantastyczny.

– Oczywiście! A jaki czarujący, dziewczynom kolana się uginają na jego widok.

Indra umilkła i popatrzyła w niebo. Stały teraz w pobliżu innych oczekujących.

– Jaki cudowny dzień – powiedziała po chwili półgłosem. – A my zostawiamy to wszystko i wyjeżdżamy! Dobrowolnie! Zbieraj wrażenia, Sisko, nie jest takie pewne, czy jeszcze kiedyś dane nam będzie zobaczyć światło.

Obie spoważniały. Aż do tej chwili wyprawa wydawała się jedynie podniecającą przygodą. Teraz trzeba było ruszać.

Pozostało jeszcze trochę czasu, można zrezygnować. Ale nikt z wybranych tego nie zrobił. Indra uświadomiła sobie, że stojący w pobliżu pojazdów członkowie ekspedycji wcale nie wyglądają na przestraszonych. Może nie zdają sobie sprawy z tego, co ich czeka?

Na jej wątpliwości odpowiedział przejmujący, żałosny krzyk dochodzący z Gór Śmierci.

Загрузка...