Nastała noc. Wprawdzie trudno to zauważyć w kraju, gdzie panuje wieczny mrok, ale wysłannicy Królestwa Światła śledzili swoje zegarki nastawione teraz na czas Ciemności. Inna sprawa, że ich organizmy nadal żyły dobowym rytmem Królestwa Światła. Nikt w ogóle nie czuł się zmęczony. To powodowało wielkie zamieszanie, jeśli chodzi o rozkład posiłków. Chcieli jadać również w nocy. Kiro nie przestawał narzekać. Nikt przecież nie wie, jak długo pozostaną z dala od domu. Zapasy jedzenia mogą się wyczerpać zbyt wcześnie. Wprowadził więc racjonowanie pożywienia. Na nic się nie zdało, że Sol i inne dziewczęta flirtowały z nim, by dostać coś dobrego. Był nieprzejednany. Na ogół. Czasami jednak sam też bywał głodny i wtedy potajemnie rozdzielał różne smakołyki. Chociaż nigdy nie przestawał oszczędzać, a poza tym nikogo nie faworyzował.
Staro spał. Zasnął uszczęśliwiony swoją nową, prostą sylwetką. Marco uwolnił go od wszystkich ułomności, uzdrowił jego opuchnięte palce, wyprostował krzywe stawy i łokcie, zlikwidował okropne garby na plecach, a także doprowadził do porządku organy wewnętrzne. Staro marzył teraz o tym, by pokazać się w swojej wiosce, najpierw jednak Marco musi uczynić jego twarz przynajmniej trochę ładniejszą.
Chociaż to może zbyt wiele wymagań. Jako noworodek też przecież nie był piękny, tak mówiono.
Piękna była Bella. Odziedziczyła urodę po niewidomej Gecie, którą wszyscy mężczyźni w osadzie wykorzystywali, ponieważ nie wiedziała, o co w tym wszystkim chodzi, nie zdawała sobie też sprawy, jaką hańbę na siebie ściąga. Staro zlitował się nad nią i był dla niej bardzo miły. Zabrał ją do swojego domu, czy też, ściśle biorąc, do swojej kryjówki, kiedy okrzyknięto ją wioskową ladacznicą, a „życzliwe” kobiety doprowadzały jej do świadomości, jak źle się prowadzi. Minęło wiele czasu, zanim sam ją tknął. Szczerze powiedziawszy, to ona wykazała inicjatywę; z wdzięczności za jego życzliwość i być może w przypływie swego rodzaju sympatii. No i dzięki temu na świat przyszła Bella, a wtedy w małej chacie zapanowała idylla. Geta nie wiedziała przecież, jak Staro wygląda, zdawała sobie tylko sprawę, że jest zbudowany inaczej niż inni. Był wtedy młodszy i bardzo się starał, by robić wszystko co można dla swojej małej, odepchniętej przez ludzi rodziny. Po paru latach doszło do nieszczęścia, Geta spadła z wysokiej skały, kiedy szukała dziecka, które w zabawie ukryło się przed matką. Staro został sam z córką.
Wszystko jakoś się ułożyło, czuli się ze sobą dobrze. Trwało to do czasu, kiedy Bella weszła w okres dojrzewania. Wtedy ogarnął ją niepokój i zaczęła przejawiać krytyczny stosunek do pokolenia rodziców.
A rok temu zniknęła.
Na co więc zda mu się ta wspaniała figura? Smutek i żałoba nigdy go przecież nie opuszczą.
Siska siedziała w swojej alkowie i wpatrywała się w Tsi oczyma, w których płonął bunt.
Do diabła, do diabła, do diabła, krążyło jej nieustannie w głowie. Ty cholerny, zielonooki faunie, jak mogłam się z tobą zadać? Całe moje życie zostało postawione na głowie i nie widzę możliwości odwrotu. Owszem, to było cudowne, omal nie oszalałam z pragnienia, by cię mieć, ale czy ty nie mogłeś mi się oprzeć? Musiałeś mi to zrobić?
Niektórzy nazywają to erotycznym magnesem. Ale to by znaczyło, że tak samo działasz na wszystkie inne kobiety. Dlaczego więc ja musiałam ulec twoim sztuczkom? Nie wybaczę tego nigdy ani sobie, ani tobie! Nigdy!
Oparła głowę na kolanach i wybuchnęła rozpaczliwym szlochem.
Indra spotkała Rama na schodach. Było tam ciasno, musieli się obok siebie przeciskać. Indra szła z góry, zaniosła właśnie Chorowi jedzenie.
W nagłym impulsie zarzuciła Ramowi ręce na szyję i ucałowała go w policzek.
– Dziękuję ci za to, co robisz, jestem z ciebie dumna – wyszeptała. – Dziękuję za to, co robisz dla nas wszystkich. Jesteś najwspanialszym wodzem, jakiego można sobie wyobrazić. I dziękuję ci za to, że jesteś!
Potem pospiesznie zaczęła schodzić na dół, ale pokonała nie więcej niż trzy stopnie, gdy on chwycił ją i mocno przytulił. Całował ją gwałtownie, intensywnie, długo.
Nikt nigdy jej tak nie całował. A może to jej własne uczucia sprawiały, że poczuła zawrót głowy? Przez ułamek sekundy zastanawiała się, czy jego też podnieca jej bliskość, sama bowiem była niczym wulkan, ogarnięta erotycznym pożądaniem, któremu nie chciała na razie ulec, jeszcze nie teraz, więc całą siłą woli starała się zachować pewien dystans wobec Rama. Może Lemuryjczycy nie są w takich sprawach podobni do ludzi?
Boże, jak ja kocham tego mężczyznę, myślała. On nie powinien zbyt wiele o tym wiedzieć, jest taki władczy, a zresztą co tam, dlaczego miałabym milczeć?
Już bez protestu przywarła wargami do jego ust, a rękę położyła mu na karku, pieściła czarne włosy palcami i czuła, jak bardzo bije jej serce.
Przeżywała na tych schodach J1 czarowne minuty. Inni uczestnicy ekspedycji widocznie czegoś się domyślali, bo nikt się nie pokazał ani na górze, ani na dole, a oni z Ramem stali na zakręcie schodów tak, że trudno ich było zobaczyć.
W końcu jednak zaczarowana chwila minęła. Ram patrzył na nią oczyma pełnymi miłości i głaskał po włosach. Żadne nie powiedziało ani słowa, zresztą to nie było potrzebne.
Indra wiedziała, że ich związek zmierza ku temu, co nieuchronne, ale akurat w tej sprawie nie chciała wykazywać inicjatywy. Miała świadomość, że Ram wie o jej różnych przygodach w zewnętrznym świecie, nie chciała więc, by uważał ją za kobietę łatwą. Bo przecież taka nie była. Teraz już nie.
Rozstali się niechętnie.
Noc miała się ku końcowi, gdy Tich wezwał do siebie całą grupę.
– Poszukiwacz termiczny nadaje sygnały. Wszyscy nastawili uszu. Nawet Staro się obudził, słysząc głęboki gulgot Madraga w megafonie.
A po chwili rozległ się łagodny głos Dolga, który przecież także mieszkał w J2:
– Sygnały nadchodzą z gór na południu, czyli z prawej strony. Nie, pomyliłem się, nie można mówić o górach. Sygnały pochodzą z najbliższych wzgórz.
– Wyłączcie silniki – polecił Ram. – Chor? Znalazłeś coś?
– Przeczesuję okolicę – odparł drugi Madrag. Po chwili znowu rozległ się jego głos: – Owszem, widzę to w aparacie. To ktoś żywy.
– Jeden czy więcej?
– Trudno powiedzieć. Albo czworonogie zwierzę, albo dwóch ludzi czy też dwie przypominające ludzi istoty, nigdy nie wiadomo przecież, co może się znajdować w pobliżu Gór Czarnych – wyjaśnił Chor burkliwie.
– Tich? A co ty znalazłeś?
Tich odpowiedział z J2:
– To samo co Chor. Mam w obiektywie cztery nogi, ale reszta zlewa się w jedno.
Widzieli, że Staro kuli się rozczarowany, domyślali się, jaki musi być spięty.
Ram mruknął:
– Ktoś może jej towarzyszyć, Staro.
– Madragowie mają rację – wtrącił Faron. – W Górach Czarnych żyje mnóstwo różnych stworzeń.
Znowu Chor:
– Sassa! Te róże tutaj są ciemnoczerwone. Powiedziałbym nawet, że są krwistoczerwone.
– Co? – krzyknęła Indra. – Jest jeszcze więcej odcieni?
– Nic o tym nie wiedziałem – powiedział Staro głucho.
– Tich! – zawołał Ram. – Poproś Joriego, żeby wysłał sondę z kamerą!
Usłyszeli jakieś zgrzytliwe dźwięki od strony J2, potem coś z szumem przeleciało koło ich okien, kierując się ku południowi.
Wszyscy czekali w milczeniu. Nikt nie wiedział, co może się kryć wśród tych oddalonych wzniesień, ale tak blisko Gór Czarnych nie należało oczekiwać niczego dobrego.
– Kamera szuka – poinformował Jori.
Daleko w ciemnościach raz po raz rozpalały się jakby króciutkie błyskawice. Niewielka kula poruszała się bezładnie to tu, to tam.
– Czy myślisz, że on, czy oni, ją widzą? – zwróciła się Indra do Rama.
– Jeśli patrzą w górę, to być może widzą.
– Nie, zaczekaj! – w głosie Chora brzmiało zaskoczenie, a zaraz potem Tich i Jori też zaczęli wykrzykiwać coś zdumieni.
– Co się stało? – rzucił Ram do mikrofonu. – Nie, nie mówcie wszyscy naraz! Tich?
– Poszukująca kamera przeszła obok tego, co wcześniej widzieliśmy. Nie zatrzymała się, leci dalej…
– Co o tym myślisz, Chor?
– Że znalazła coś o silniejszym promieniowaniu lub większej sile przyciągania. Może to też oznaczać, że nasze pierwsze znalezisko jest dla niej martwe.
W obu pojazdach zaległa głęboka cisza, natomiast na zewnątrz kamera wciąż szukała. Nikt niczego nie rozumiał.
W końcu odezwał się Ram:
– Czy sądzicie, że to, co odkrył termiczny poszukiwacz, jest martwe?
– Nie, nie – odpowiedział Tich. – To się przecież wyraźnie poruszało. Pojęcia nie mam, dlaczego kamera… Patrzcie! Teraz wraca! Jori, złap ją!
– Już to robię.
Wszyscy dostrzegli migotliwą kulę, która przez jakiś czas była tak daleko, że jej nie widzieli, a teraz pojawiła się znowu nad horyzontem. Wracała do macierzystego pojazdu w szalonym pędzie, nie zwracając uwagi na ów pierwszy obiekt.
– Ona po prostu nad nim przeleciała – zauważył Heike, potężny bohater Ludzi Lodu.
– Tak. Więc może…? Może jednak w przelocie zrobić zdjęcie – zaproponował Armas. – Żebyśmy się mogli chociaż w przybliżeniu zorientować, co to było.
– Nie oczekuj zbyt wiele – mruknął Ram.
Usłyszeli szczęk, kiedy sonda przeleciała obok J1 i wylądowała na wieżyczce J2.
– Natychmiast wywołamy wszystko, co zarejestrowała – powiedział Dolg do megafonu. On również stacjonował w J2.
– Pójdziemy do was, żeby zobaczyć – zawołała Indra z zapałem.
– Absolutnie nie, nie ruszajcie się z miejsca, nie wiemy przecież, co gryzie czy żądli w tej dolinie – zaprotestował Ram. – Poza tym nie musimy wychodzić. Zaraz zobaczymy zdjęcia tutaj.
Wskazał ręką wielki ekran na ścianie.
– No i jak wam idzie? – zapytał do mikrofonu. – Czy pojawiły się już jakieś obrazy?
– Czy się pojawiły! – zawołał Jori podniecony. – Tich posłał kasetę filmową. Mamy więc prawdziwy film.
– Znakomicie! Pokażcie go nam!
– Już zaczynamy. Trzymajcie się mocno krzeseł!
W pomieszczeniu zaległa absolutna cisza. Oczy wszystkich skierowane były na ekran.
Po chwili ukazał się jakiś krajobraz, zdumiewająco jasny. Kamera filmowa miała silne reflektory.
– Patrzcie tam! – zawołał Oko Nocy. – Tam, na dole, na samym skraju mignął ten pierwszy obiekt. Ale film przesuwa się zbyt szybko, nie zdążyłem dobrze zobaczyć.
– Później obejrzymy go sobie dokładnie – obiecał Ram. – Mam wrażenie, że znajduje się w pobliżu jakiegoś małego jeziorka?
– Ja też tak widziałam – powiedziała Sassa, podniecona jak wszyscy.
– Dobrze, że to potwierdzasz. Jori, czy możesz cofnąć taśmę?
– Naturalnie! Słyszymy wszystko, co mówicie.
Po chwili ukazało się znowu małe jeziorko. Położone w zagłębieniu między okrągłymi skałami, dobrze ukryte. Na brzegu nie było róż, rosła tam jakaś blada trawa, wkrótce zauważyli też coś w rodzaju szałasu, a nawet resztki ogniska.
Nie udało się jednak zobaczyć żadnego ruchomego obiektu, musiał się znajdować zbyt daleko od kamery.
– Potem jeszcze do tego wrócimy – mruknął Ram. – Idź dalej, Jori! Szczerze mówiąc to fantastyczne, że można tu rozpalać ognisko!
Sonda krążyła pośród skał. Kierowała się raz w jedną, raz w drugą stronę i w końcu zatrzymała na przedmiocie, który emanował takim ciepłem, że termiczny poszukiwacz skupił się właśnie na nim.
Sonda zastygła bez ruchu.
Najpierw nie widzieli niczego specjalnego, po chwili jednak Mar zawołał: „tam!” i wszyscy dostrzegli małą skuloną postać, niemal wciśniętą w skałę.
Staro zaszlochał.
Nie musieli dłużej szukać. Odnaleźli Bellę.