22

Chaos powoli przycichał. Większość gapiła się na wilkoludy, które w odpowiedzi na rozpaczliwe błagania Siski podjęły próbę uratowania Tsi. Był jednak całkiem pooblepiany, nie mogli go ruszyć, wyglądało, jakby się zapadł w ziemię. Ostatnie, co widzieli, to oczy, które się zamknęły, kiedy Siska powiedziała, że go kocha. Przez chwilę jego twarz wyrażała nieskończony spokój, potem jednak kolejne cuchnące liście pokryły resztę.

Dolg powiedział:

– Może uda mi się odizolować go od reszty tego różanego morza, to potem moglibyśmy go przynajmniej podnieść.

Oba wilkoludy spoglądały na niego oczyma, w których pojawiały się raz po raz dzikie błyski. Gapiły się na farangil, pulsujący w dłoniach Dolga przytłumionym światłem, i cofały się z wolna.

– Chwileczkę – poprosił ten spokojniejszy. – Chroń swoje stopy, wielki czarowniku.

Wziął odrobinę maści i natarł nią buty Dolga.

– Róże nie znoszą tego zapachu, bo dla nich oznacza on śmierć – oznajmił.

– Dlaczego to robicie? – zapytał Marco, stojący na skraju różanego pola.

Zły wilkolud uniósł głowę i posłał mu mordercze spojrzenie.

– Oko za oko, ząb za ząb – oświadczył gniewnie.

Niezbyt odpowiednie przysłowie, pomyślała Indra. Chciał pewnie powiedzieć: Przysługa za przysługę. Marco i Dolg uratowali mu życie, teraz chce się odwdzięczyć.

To bardzo piękna postawa. Tylko kto w tym świecie, i jak, zdołałby uratować Tsi?

Nagle Indra uświadomiła sobie, że stoi oto i płacze nad losem niepokornego elfa, i że nie jest osamotniona w swoich uczuciach. Siska, co chyba naturalne, szlochała rozpaczliwe, ale nie tylko kobiety miały łzy w oczach.

Dolg szeptał coś do farangila, unosił go przed sobą, jakby trzymał w rękach żywy ogień, w końcu kamień rozpłomienił się. Wilkolud, Staro i jego córka odskoczyli przestraszeni, ale Dolg kierował płomienie farangila na ziemię, zataczał krąg wokół Tsi, stosunkowo daleko od nieszczęsnego chłopca, żeby nie zrobić mu dodatkowej krzywdy.

Od strony róż dochodziły jakieś syki i parskania, prawie jęki, kiedy łodygi, liście i kwiaty zwijały się i wyginały, jakby chciały uciekać. Farangil jednak nie znał litości. Dookoła Tsi zaczynało się robić pusto.

Dolg podziękował kamieniowi i płomienie zgasły. Teraz na pomoc mogli ruszyć inni ratownicy. Wilkolud usuwał z ciała elfa paskudne rośliny, Siska mu pomagała, a Madragowie odcinali siekierami grubsze gałęzie. W kilka minut uwolniono Tsi z wszelkiego paskudztwa i przeniesiono go w bezpieczne miejsce.

Siska, wciąż zalewając się łzami, ujęła ręce, czy może należałoby powiedzieć łapy, wilkoluda.

– Pomóż mu! – błagała z całego serca. – Widzisz, ja mu nigdy tego nie powiedziałam.

– On słyszał – zapewniła Indra. – I zastanów się, co robisz! Pamiętaj, że ci dwaj chcieli zaatakować Sassę!

– Nic mnie to nie obchodzi! Ja chcę tylko mieć z powrotem Tsi – szlochała Siska.

Puściła jednak wilczą łapę, zanim stało się coś złego. Bestia łypnęła na nią spod oka, po czym przystąpiła do uwalniania elfa.

– Nie mamy już wystarczająco dużo maści – warczał wilkolud. – Ale róże dostały za swoje, więc może teraz pójdzie nam lepiej. Chociaż nie wiem, bo jest oblepiony od stóp do głów.

– Starajcie się jak tylko można. Dolg, czy kamienie nie…?

– Farangil wykonał zadanie. Jego światło nie może się zbliżyć do żywego człowieka, żeby go nie okaleczyć. A szafir? Nie wiem, Sisko. Tsi-Tsungga jest najlepszym stworzeniem na świecie, nie ma w nim ani odrobiny zła. Ale to wszystko, co się wokół niego kłębi, mogłoby nieodwracalnie skazić kamień. Poczekajmy i zobaczmy, czego dokona maść.

Zwrócił się do Marca:

– Czy ty też nie możesz nic zrobić?

– Ja też muszę czekać, potem zobaczymy.

– Ale on tymczasem umrze…

– On już nie żyje – oznajmiła chłodno Bella, siedząca na schodach.

Indra, która stała bliżej niż Siska, straciła panowanie nad sobą.

– Zamknij się! – krzyknęła i wymierzyła córce Staro siarczysty policzek.

Natychmiast podbiegł Ram i schwycił ją za rękę.

– To do ciebie niepodobne, Indro! Nie wolno nam pozwalać sobie na takie wybuchy tutaj. To mogłoby oznaczać, że my, podobnie jak Bella, znajdujemy się pod wpływem Gór Czarnych.

Indra głęboko wciągała powietrze.

– Nie denerwuj się, Ram, to tylko naturalna i długo tłumiona potrzeba dania jej nauczki.

Kąciki ust Rama drgnęły w pełnym goryczy uśmiechu.

– Wszyscy to odczuwamy, ale proszę cię, nie powtarzaj takich ekscesów!

– Obiecuję. Zresztą wyładowałam już agresję. Patrzcie, zaczyna być widać Tsi!

– Tak, ale jak on wygląda – jęknął Oko Nocy zmartwiony w najwyższym stopniu.

– Biedny chłopiec – powtarzała Indra.

Bała się, że będzie musiała przyznać Belli rację. Któż zdoła przeżyć taką przygodę?


Z J1 wywietrzono wszelkie gazy i zapach dymu. Tsi został przeniesiony na pokład J2, gdzie zajmowali się nim Dolg i Marco. Obaj chcieli jak najprędzej usunąć z umysłów wilkoludów zwierzęcą dzikość i zło, ale życie Tsi było teraz najważniejsze. Bestie przystały na to, że posiedzą jeszcze trochę w klatce, a w zamian wszyscy bardzo chcieli coś dla nich zrobić. Podawano im najpyszniejsze jedzenie, a starsze dziewczęta przyniosły miękkie koce. Wszystko po to, by okazać im wdzięczność za uratowanie Siski i Tsi.

Madragowie mieli poważne zmartwienie. Już wiedzieli, skąd brały się te syki i parskania, które słyszeli podczas narady, jeszcze przed wybuchem pożaru. Wylądowali wprawdzie na stosunkowo gołej ziemi, ale trochę róż rosło i tam. Teraz Madragowie stwierdzili, że podwozia obu Juggernautów, gąsienice i wszystko jest gęsto omotane przez mordercze rośliny, które zamierzają gęstym kobiercem pokryć pancerną bazę intruzów.

Tich i Chor dokonywali oględzin wespół z Ramem i jednym wilkoludem. Ten wyjaśnił, że resztki maści, jakie im jeszcze zostały, w żadnym razie nie wystarczą na taką ilość róż, co zresztą nietrudno zrozumieć.

Chor wyprostował się.

– Najbardziej martwi mnie to, że przecież musimy jechać dalej przez różane łany. Jedna sprawa, to wyrwać się stąd, co może przy maksymalnym wysiłku maszyn by się udało, ale kontynuowanie podróży to całkiem co innego. Wciąż będziemy atakowani przez kolejne róże. W końcu wszystkie urządzenia zewnętrzne się pozapychają.

– To prawda – przyznał Ram, – W żadnym razie jednak nie możemy utracić pojazdów, które dają nam bezpieczeństwo. Muszą nam służyć, jak długo to możliwe, teraz znajdujemy się jeszcze za daleko od celu wyprawy.

Stali wciąż zamyśleni, gdy Faron wezwał wszystkich na naradę.

Tymczasem Marco i Dolg zajmowali się Tsi. Bez problemów zabliźnili zewnętrzne okaleczenia, znacznie bardziej przerażały ich wewnętrzne dolegliwości. Nie zdołali go ocucić, chociaż nie stwierdzili też śmierci klinicznej. Bali się mimo wszystko, że słaby płomyk życia może w każdej chwili zgasnąć.

Pozwolili Sisce być przy chorym, obaj mieli bowiem przeczucie, że jej obecność może działać stymulująco na leśnego elfa. Polecili jej, by do niego mówiła, cicho, z czułością. Z tym akurat nie miała najmniejszych problemów.


Tsi-Tsungga, samotna i bezdomna istota, znajdował się teraz w dziwnym świecie. Coś chłodnego i ciemnego ściągało go w dół, miał nieprzepartą ochotę zrezygnować ze wszystkiego i poddać się tej sile, po prostu pogrążyć się w niepamięci. Czuł się zmęczony, potwornie zmęczony. Chciał odpoczywać, spać wiekuistym snem. Wyobrażał sobie, że to musi być najwyższa forma szczęścia.

Z oddali docierały do niego słabe głosy. Jeden łagodny i przyjazny, drugi bardziej surowy, lecz nie wrogi, raczej przeciwnie. Głosy starały się chyba przekonać go do jakiejś współpracy, ale był zbyt zmęczony, żeby zrozumieć, o co chodzi Chciał tylko spać.

Odezwał się jeszcze jeden głos. Tuż przy jego uchu. Głos, który on dawno temu zdążył pokochać, ale który nic nie chciał o tym wiedzieć.

Co ten głos mówi? Musiał się przesłyszeć albo ma halucynacje.

„Kocham cię, Tsi, mój najdroższy przyjacielu”, szeptał głos. „Nie opuszczaj mnie. Nigdy ci nie powiedziałam, jak bardzo jesteś mi bliski, nie potrafiłam, nie wierzyłam w nasze głębokie uczucia. Ale teraz, kiedy tak leżysz… umierający… Teraz zrozumiałam, Tsi, że żywię dla ciebie znacznie więcej prawdziwego przywiązania, niż chciałam wierzyć. Tak strasznie się bałam mężczyzn, a ty uwolniłeś mnie od tego strachu”.

Musi śnić! Umarł pewnie i znalazł się w niebie elfów. Albo… elfem też przecież nie jest. Jest bastardem, którego wszyscy odtrącają.

„Tsi-Tsungga, moja miłości, czy wybaczysz mi, że byłam taka zimna? Pomóż im, ukochany! Marco i Dolg robią wszystko, żeby cię przywrócić do życia. Pamiętaj, że pochodzisz z Królestwa Światła, zostałeś napromieniowany przez Święte Słońce i ono dało ci siłę. Jesteś nieśmiertelny, powtarzaj to sobie! Jesteś nieśmiertelny! Będziesz żył, Dolg uleczy cię za pomocą niebieskiego szafiru, bo teraz jesteś już wolny od tych chwastów, uosobienia zła. Dolg mówi, że jesteś na wskroś dobrą istotą, która w ogóle nie wie, co to zło. Pomóż mu, Tsi, pokaż złym ludziom, że nie mają racji, bo wcale nie jest za późno! Zrób to dla mnie, Tsi! Dla mojej i twojej przyszłości! Pomyśl o naszych dzieciach, które nigdy się nie urodzą, jeśli ty umrzesz! Pomyśl, że może już teraz kiełkuje we mnie nowe życie, nie pozwól, żebym sama wychowywała dziecko! Zostań ze mną! Kocham cię! Zostań ze mną, bo jak nie, to ja też umrę!

Surowy głos powiedział: „Czy mi się wydaje, czy słyszę słabe uderzenia serca?”

A łagodny na to: „Masz rację, wszystko wskazuje, że iskra życia zaczyna się mocniej tlić. Przemawiaj do niego dalej, Sisko. My nie słyszymy, co mówisz, ale on chyba tak. Mam wrażenie, że mobilizuje siły… Oj, wzywają nas na naradę. Co robimy, Marco?”

„Przeniesiemy go tam. Teraz nic więcej nie możemy dla niego zrobić”.

„Owszem, jest jeszcze szafir!”

„To spróbujemy na miejscu. Faron wzywa, powinniśmy iść”.


Faron patrzył na zebranych z powagą. Dolg kierował na Tsi piękne, czyste promienie szafiru i wszyscy widzieli, jak życie walczy o swoje prawa w organizmie młodego elfa. Siska siedziała przy nim, wilkoludy wróciły do klatki, członkowie ekspedycji odzyskali spokój i rozsiedli się wokół dużego stołu.

Zachęcona przez Marca Siska kontynuowała swoją przemowę do nieprzytomnego Tsi:

– Wszyscy płaczą nad tobą, kochamy cię takim, jaki jesteś, a ja kocham cię szczególnie, wiesz o tym. Może odnosiłam się do ciebie chłodno, ale to dlatego, że chciałam ukryć moje uczucia. Wróć do swojego zaczarowanego lasu w Królestwie Światła, Tsi! Elfy za tobą tęsknią, i nasze zwierzęta też. Ludzie nie potrafią wyobrazić sobie Królestwa Światła bez ciebie, to po prostu niemożliwe. Lemuryjczycy tak bardzo cię lubią, i Madragowie, i Obcy, i wszystkie istoty natury, i Nero, naprawdę wszyscy! Wróć do nich, a przede wszystkim wróć do mnie! Będzie nam tak dobrze, już nie musimy ukrywać naszej miłości. Bo przecież ty mnie też kochasz, prawda?

Ostatnie słowa wypowiedziała jakby ze strachem. Cóż ona w końcu wie o uczuciach Tsi?

Owszem, kiedyś była ich pewna, może nawet za bardzo i zbyt długo. Przy ostatnim słowie dostrzegła delikatne drgnienie w jego twarzy, powieki też się poruszyły, jakby Tsi chciał coś powiedzieć. Ujęła go za rękę i trzymała, chcąc ją ogrzać.

W końcu narada mogła się rozpocząć. Faron poprosił Staro, by ten opuścił salę. Rybak poczuł się tym bardzo urażony, uznał bowiem już wcześniej, że jest jednym z nich. Faron zapewniał, że tak jest w istocie, ale że dla własnego dobra Staro nie powinien uczestniczyć w tej rozmowie.

Tamten nie miał pojęcia, o co chodzi, skoro nawet wilkoludom wolno zostać, co prawda w klatce, ale zawsze. Skończyło się więc na tym, że Faron z ciężkim westchnieniem jemu też pozwolił. Ale nie będzie to przyjemne, ostrzegł.

Władczy Obcy zaczął bez ogródek:

– Mamy wielkie problemy. Tak wielkie, że wydają się nie do pokonania. Sporządzimy listę najważniejszych spraw, a potem omówimy wszystkie po kolei.

1. Powozy oblepione przez mordercze róże nie są w stanie ruszyć z miejsca.

2. Nie można już stosować poduszek powietrznych, silniki tego nie wytrzymają.

3. Jeśli nawet uda nam się uwolnić oba Juggernauty, to jak pojedziemy dalej, skoro róże wciąż próbują nas zatrzymać?

4. Dlaczego gaz w pojemnikach się zapalił?

5. Jeden z uczestników wyprawy jest poważnie ranny.

6. Mamy trzy istoty, które muszą zostać oczyszczone ze złego wpływu Gór Czarnych. Jak tego dokonamy?

7. Wilkoludy muszą nam opowiedzieć, jakim sposobem wydostały się na wolność i jak wygląda życie w Górach Czarnych.

8. Wszystko wskazuje na to, że powinniśmy teraz zawrócić i próbować dotrzeć do gór od innej strony, ale nie możemy tego zrobić. Nie przedostaniemy się przez krwistą rzekę. Nasze pojazdy nie są już w stanie unieść się w powietrze.

– Piękna lista, nie ma co – jęknął Jori, gdy Faron skończył. Przez dłuższą chwilę wszyscy siedzieli w milczeniu.

– Zacznijmy od punktu pierwszego – rzekł w końcu Marco. – To chyba najprostsze. Moim zdaniem, jeśli wszyscy pomożemy, to uda się nam uwolnić pojazdy.

– To się da zrobić – przytaknął Chor. – Nawet bez magicznych zabiegów.

Zebrani uśmiechali się niepewnie, chociaż tak w ogóle to nikomu nie było do śmiechu.

– Punkt dwa – podjął Ram. – Sprawa rozwiąże się sama, po prostu musimy poruszać się po ziemi. Juggernauty potrafią przeprawić się przez wodę, tylko że chyba nikt nie chciałby się znaleźć w krwistej rzece. Nie, nie to chciałem powiedzieć, oczywiście.

– Stąd już prosto do punktu trzeciego – stwierdził Faron. – Jak zdołamy przedzierać się dalej naprzód?

Teraz milczenie trwało dłużej. Nikt nie miał żadnego pomysłu. Gąsienice Juggernautów będą wciąż na nowo oblepiane przez róże, trzeba by było nieustannie wysiadać i je oczyszczać, a kto odważy się wejść w morze czarnych kwiatów?

Nieśmiałą propozycję zgłosiła Shira:

– A może by tak farangil?

Dolg głęboko wciągnął powietrze.

– Już o tym myślałem. Ale to będzie dla klejnotu straszne obciążenie. Nie wiem po prostu, jak daleko możemy się posunąć, w końcu stanie się równie czarny jak róże i nigdy już nie zdołamy go oczyścić.

– Farangil jest naszą ostatnią szansą – potwierdził Faron. – Jest zbyt cenny, żeby go nadużywać.

Tak więc problem numer trzy pozostawał otwarty.

– Teraz numer cztery – ciągnął Faron. Wyglądało na to, że nie czuje się najlepiej. – Jakim sposobem doszło do pożaru?

Indra nie była taka wrażliwa jak on.

– Chciałabym zapytać o co innego – rzekła. – W jaki sposób Bella rozpalała ogień, kiedy mieszkała na pustkowiu?

– To przecież żadna sztuka – przerwał jej Staro. – Używamy do tego krzesiwa.

– Oczywiście – zgodził się Ram. – Czy Bella miała krzesiwo, kiedy uciekała z domu?

– Nie. Wiem, że nie miała – zapewnił Staro.

– Skąd więc je wzięła nad jeziorkiem, skoro tam niczego nie ma? Żyła przez ten czas wśród bardzo ubogiej natury, tylko kamienie i sitowie.

– Nie rozumiem – bąkał rybak stropiony. Nie mógł też pojąć, dlaczego wszyscy patrzą na Bellę.

– Jak wiecie, siedzieliśmy przy tym stole, kiedy się zaczęło palić – powiedział Faron. – Heike mówił mi jednak, że mimo woli przyglądał się Belli, która była odwrócona tak, że pojemniki z gazem znajdowały się przed nią. Heike mówi, że jej oczy płonęły niezwykłym blaskiem…

Staro zerwał się na równe nogi.

– Czy chcecie dać do zrozumienia, że moja mała córeczka…

„Mała córeczka” skoczyła jak oparzona.

– Nie jestem już mała, ty stary, śmierdzący dziadu! I mam gdzieś was wszystkich. Tacy jesteście wspaniali, ta wasza świętoszkowatość aż z was kapie! A najgorsza jesteś ty! Jak śmiałaś mnie uderzyć? Myślisz może, że złapiesz tego całego wodza, Rama? Wybij to sobie z głowy, on będzie mój, słyszysz?

Indra nie należała do ludzi, którzy nie potrafią znieść najmniejszej zaczepki. Popatrzyła obojętnie na Bellę i zapytała:

– Skończyłaś?

Staro próbował przez cały czas mitygować córkę, ale Bella go nie słuchała. Zmrużyła oczy tak, że zostały tylko wąskie szparki, i nagle Indra poczuła na twarzy nieznośne gorąco. Krzyknęła przerażona i w tym momencie jej włosy zajęły się płomieniem. Kiro i Armas rzucili się na Bellę, wykręcili jej ręce, a Sol pospiesznie chwyciła ręcznik i przewiązała oczy dziewczyny. Żar zwrócił się teraz ku samej Belli, poczuła straszny ból i zawyła jak ranne zwierzę.

Ram zajął się Indrą, a po ugaszeniu ognia przekazał ją Marcowi i Dolgowi, którzy pospiesznie opatrzyli oparzenia. Na szczęście nie były rozległe. Zrozpaczony Staro kulił się w kącie, a wilkoludy wściekle szarpały kratę i wyły potwornie.

Faron usiadł ponownie na swoim miejscu, podparł czoło rękami.

– Czy teraz rozumiecie, z jakimi problemami się borykamy? A jeszcze nie mówiłem o trzech bardzo ważnych: Jak odstawimy do domu Staro i jego córkę, z której będzie mógł być dumny? Co zrobimy z wilkoludami, które powinny odzyskać wolność i żyć w przychylnym im kraju? Jak odeślemy Tsi-Tsunggę do domu, gdzie zajmą się nim lekarze ze szpitala?

Nie otrzymał na te pytania ani jednej odpowiedzi, zaproponował więc zmęczony:

– Jeśli udało wam się uspokoić tę furię, to może wysłuchamy teraz opowieści wilkoludów?

Загрузка...