6

Siska, leśna księżniczka, która znalazła się na trzecim wzgórzu, czuła się znowu lepiej niż inni. Takie same drzewa rosły również w jej lesie. Wysokie, proste i gładkie. Poszycie tutaj było jednak inne, jakby bardziej miękkie niż w jej rodzinnych stronach.

Grupa Siski rozproszyła się przy wejściu na południowe wzgórza. Dowódcą był Marco, a Heike i Tsi-Tsungga zostali wysłani każdy w swoim kierunku, natomiast Siska i Oko Nocy poszli w stronę południowej ściany góry. Wkrótce Siska zostawiła Oko Nocy, ale to bez znaczenia, bo wszyscy mieli łączność telefoniczną z Markiem. Nie było więc niebezpieczeństwa, że się zgubią. Jedyne zagrożenie stanowiła samotność.

Dziewczyna przystanęła. Ku południowi rozciągało się pustkowie, dzikie i ponure, bez najmniejszego śladu życia. Nikt nie wiedział, co się ukrywa w oddali, nikt, kto to widział, nie wrócił do domu, by opowiedzieć o tajemnicach wymarłej krainy.

Na ile zdołała się zorientować, to nie był teren, w którym mogłyby się poruszać Juggernauty. Zbyt gęsty las, zbyt nierówna ziemia. Juggernauty dawały sobie radę w wielu sytuacjach, ale nie w takich wąskich przejściach, musiałyby się chyba złożyć jak harmonia, żeby się przez nie przecisnąć.

Kiedy tak stała w tej dzwoniącej w uszach ciszy pustkowi, nagle znowu odezwały się te straszne krzyki z Gór Czarnych i błyskawica przetoczyła się ponad przerażająco bliskimi szczytami, oświetlając je w całej ich grozie. Potem powróciła ciemność.

Na ten widok Siska skuliła się. Stwierdziła jednak, że zdążyła zobaczyć coś więcej. Od południowo-wschodniej strony, w głębi Gór Śmierci.

Ptaki? Czy to były ptaki, te cienie, które zarysowały się wyraźnie na ciemnoszarym niebie? Ale czy nie za wielkie jak na ptaki? Wszystko odbyło się tak szybko, że nie miała pewności, czy w ogóle cokolwiek widziała.

Przeraziło ją to jednak na tyle, że odwróciła się, by wrócić do towarzyszy.

Wtedy dostrzegła przed sobą jakąś postać. Aż podskoczyła ze strachu.

– Nie bój się, księżniczko, to tylko ja.

– Ależ, Tsi, skąd się tu wziąłeś? – zapytała. – Ciebie tutaj nie powinno być!

– Tak, wiem o tym. Ale to nie ma znaczenia. Wszystko jest pod kontrolą.

Siska skinęła głową. Wiedziała, że wszystko jest pod kontrolą. Nie wiedziała natomiast, jak ma się zachować w tej sytuacji. Cieszyła się, że Tsi przyszedł, nie czuła się taka opuszczona w tej okropnej samotni, ale…!

– Ja… właściwie wracałam już na dół. Zobaczyłam wszystko, co tu można zobaczyć.

– Tak. – Tsi rozejrzał się z uwagą w majestatycznym krajobrazie. – Marco powiedział, że w żadnym razie nie możemy jechać na południe.

– Rzeczywiście, nie możemy. Tsi, czy widziałeś coś w świetle tej ostatniej błyskawicy?

Spoglądał na nią pytająco swoimi ufnymi oczyma.

– Chodzi ci o te jakieś nietoperze na niebie?

– No właśnie – potwierdziła z ożywieniem. – Chociaż myślę, że to raczej ptaki. Trudno stwierdzić z całą pewnością, były bardzo daleko. Muszą być potwornie wielkie.

– Tak. Wyglądają strasznie.

– Ja też tak uważam.

Tsi podszedł bliżej. Idź sobie, myślała Siska. Znajdujemy się w lesie sami, dokładnie tak, jak pragnąłeś, ale ja nie jestem przygotowana, by ci teraz „pomóc”. Człowiek nie może przecież tak ni stąd, ni zowąd wzbudzić w sobie pragnienia i podniecenia niezbędnego, by pomóc drugiej stronie.

– Tu naprawdę jest okropnie – mamrotał Tsi.

To, że i Siska źle się czuła w tym mrocznym, głuchym świecie, nie ulegało najmniejszej wątpliwości.

– Księżniczko – wyjąkał. – Ja nie przyszedłem tutaj, żeby prosić cię o pomoc w tym, co wiesz. To po prostu nie wypada, a poza tym w pobliżu są inni, którzy w każdej chwili mogą się pojawić i zburzyć nastrój.

– Myślałam o tym samym – rzekła pośpiesznie. – Oni są naprawdę bardzo blisko.

Wyglądał, jakby sprawiło mu radość to, że Siska pomyślała o nim choćby przez chwilę.

– Tak. Ja przyszedłem tutaj, bo martwiłem się o ciebie. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką, a tutaj jest tak strasznie!

Siska poczuła wzruszenie.

– Dziękuję ci, Tsi – wymamrotała i pogłaskała go pośpiesznie po policzku. – To bardzo miło z twojej strony.

Nie obawiała się, że Tsi mógłby zachować się agresywnie. Pojęcie gwałtu nie istniało w jego słowniku. Delikatna pieszczota była wyrazem czułości, jaką odczuwała dla tego nieszczęsnego młodzieńca, który do nikogo ani niczego nie należy. Ale nie powinna była nawet tego robić.

– Och, Sisko! – jęknął Tsi. – Nie, nie dotykaj mnie! Kiedy tak stoję przy tobie, jestem niczym rozpalone żelazo. Spójrz tutaj! Zawsze mi się tak robi!

Leśny elf szybkim ruchem uniósł brzeg koszuli i pokazał jej tajemnicę swego ciała, która wyglądała rzeczywiście imponująco.

Siska zakrztusiła się, przestała na moment oddychać i gwałtownie odwróciła głowę.

– Tsi! – syknęła. – Nie wolno ci robić takich rzeczy!

– Ale przecież jesteśmy sami, tylko ty i ja – usprawiedliwiał się, niepewnie obciągając koszulę.

– Tym gorzej, Tsi! Ja…

Kręciło jej się w głowie, bała się, że zemdleje.

– Nie, nie wolno ci robić takich rzeczy, bo oszaleję.

Wtedy Tsi uśmiechnął się szeroko.

– Ja też jestem bliski szaleństwa. Ale jak uważasz, czyż nie jest piękny?

– Jest strasznie… piękny – odparła zamierającym głosem. – Chodź! Wracamy do reszty, szybko, zanim się rozmyślę.

– Siska, jesteś cudowna – uśmiechał się Tsi. – Ze mną możesz być całkiem szczera, wiesz o tym. Wszystko pozostanie między tobą i mną.

– Tak – skinęła głową. – Ale tym razem to naprawdę mało brakowało. Musimy wracać, zanim stanie się coś złego.

Po przyjacielsku otoczył ramieniem jej barki.

– Cieszę się, że ci się podobał. Zobaczysz, jak nam będzie dobrze razem. Ale musimy więcej przebywać tylko we dwoje. I mieć dla siebie więcej czasu.

Roześmiał się głośno.

– Och, jak ja się cieszę!

Siska próbowała śmiać się razem z nim, przeczuwała bowiem, że śmiech jest bardzo ważny dla przyjaźni dwojga ludzi, ale mimo wszystko głos jej drżał. Nie mogła zapomnieć widoku tego ogromnego, twardego niczym kamień członka i była bliska szaleństwa z tęsknoty, by znowu na niego patrzeć, dotykać, czuć całą sobą…

Nie, tak nie można! Krew pulsowała jej w żyłach, kolana uginały się, prawie nie mogła iść.

– Siska – rzekł Tsi udręczony, kiedy w ślimaczym tempie wlekli się na miejsce spotkania. – On nie chce opaść. Tak strasznie chciałbym cię dotknąć. Czy nie mogłabyś mi pozwolić tylko na troszeczkę? Naprawdę troszeczkę. To nie będzie niebezpieczne.

Wszystko jest niebezpieczne, pomyślała Siska. Ale wargi drżały jej z pożądania, a stopy zatrzymały się same.

– Naprawdę tylko trochę – mruknęła, pochylając głowę. – Pod warunkiem, że ja… że będzie mi wolno… dotknąć jego…

– Oczywiście! – zawołał Tsi z ożywieniem.

Sama odnalazła drogę. Dotykała jego męskości przez koszulę, na bezpośredni kontakt nigdy by się nie odważyła. Kiedy ręka Tsi spoczęła na jej piersiach, jęknęła cicho. Stali tak obok siebie, opierając się jedno o drugie czołami, z zamkniętymi oczyma, pieszcząc się nawzajem.

Och, nie wytrzymam, myślała Siska. To potwornie niebezpieczne, niebezpieczne, nie zdołam się opanować. Jedna ręka Tsi przesuwała się w dół po jej ciele. W końcu dotknęła najbardziej wrażliwych miejsc.

– Och, Siska, ty chcesz – wyszeptał gorączkowo. – Czuję, że mnie pragniesz.

– Tak – przyznała. – Ale nie wolno nam.

– Wiem, nic ci nie zrobię, ale tak rozkosznie jest wiedzieć, że ty też… cudownie jest to czuć, nigdy przedtem nie było mi wolno.

– Mnie też nie. Tsi, tylko ty i ja. Tylko ty i ja.

– Tak. Nikt nie może o niczym wiedzieć.

Miała wrażenie, że wszystko się w niej gotuje, taka była rozpalona. Tuliła się do jego rąk i pojękiwała cicho. Tsi był niczym kłębek nerwów, rozedrgany, paliło go pożądanie.

– Musimy przestać. Natychmiast – jęknęła.

– Tak jest.

Ale nie potrafił jej wypuścić. Ona też nie była w stanie od niego odejść. Stracili wszelki rozsądek nie bardzo wiedzieli, co się z nimi dzieje.

– Ktoś może w każdej chwili nadejść.

– Tak. Musimy przestać – wysyczał Tsi. – Sisko myślę, że ja… zaraz…

Na te słowa jakby się ocknęła.

– Och, nie, musimy to zostawić na czas, kiedy będziemy bezpieczni!

Zdołała wyrwać się z jego objęć, a Tsi skulił się na ziemi jakby w boleściach. Siska stała rozdygotana, mocno zaciskając uda.

W końcu Tsi podniósł się. Wyglądał na bardzo zmęczonego.

– Chodźmy teraz. Wracamy – rzekł z wysiłkiem. – Masz rację, powinniśmy zaczekać.

– Tak – potwierdziła Siska i powoli ruszyła w drogę.

Muszę zachowywać dystans wobec niego, myślała. On jest seksualnym partnerem, nie może jednak być niczym więcej. Nie mogę dopuszczać do zbyt wielkiej poufałości, mógłby to źle zrozumieć. Spokojnie teraz, Sisko, musisz być opanowana i chłodna! On stoi dużo niżej od ciebie, jesteś księżniczką, nie zapominaj o tym! Nie wolno nam wzbudzać w sobie nawzajem miłości. Ja wprawdzie wiem, że niczego do niego nie czuję, ale on mógłby sobie zacząć coś wyobrażać. Muszę zachować dystans!

Ale to niestety nie takie proste, zwłaszcza że on ma tyle do ofiarowania! To on obudził we mnie erotyzm po tym, jak Les i inni okropni mężczyźni z mojej rodzinnej wioski o mało wszystkiego we mnie nie zabili. Jestem Tsi winna wdzięczność.

Ale jeśli chodzi o coś więcej, to nie, dziękuję!

No, na szczęście na nim świat się nie kończy. Uśmiechaj się teraz naturalnie, Sisko! Pamiętaj, że jesteś księżniczką, a towarzyszy ci poddany!

Загрузка...