Grubo ponad rok przygotowań, intryg i topienia pieniędzy w różnych przedsięwzięciach zaczęły nareszcie przynosić efekty. Wielki Książę Tau został związany wojną na wschodzie – Symm zaatakowało, ale tym razem wsparte siłami swojego niedawnego wroga, księstwa Linnoy. Armia Wschód została więc spacyfikowana. Wielki Książę Dahren zaniemógł nagle. Wydawałoby się, że nie można otruć Wielkiego Księcia, wszak wszystkie jego potrawy były wielokrotnie próbowane przez wielu ludzi, zanim dotarły to tych najważniejszych ust. Ale… Czasem te mniej ważne usta zamykają się nagle bez powodu, a te ważne otwierają bez potrzeby. Tytuł i wielkoksiążęcą władzę odziedziczyła po ojcu kilkunastoletnia Nauzea (bez sprzeciwów zresztą, bo była wsławiona swoją nieugiętą postawą podczas zarazy), a jej nadwornym doradcą został Zyrion. Cholernie drogo to kosztowało, ale pal piorun. Po roku zaczęło się opłacać.
Rada Królewska wierzgała jak nieudolnie podkuwany ogier. Królewscy Donosiciele byli jednak spenetrowani przez Mikę na tyle głęboko, że Rada mogła sobie wierzgać. Wiedziała mniej więcej tyle, ile powiedziało jej jedyne źródło informacji, czyli tyle, ile Mika zdołał wypocić w swoich lipnych raportach.
Zakon odzyskał swoich informatorów. Tyle tylko, że dzięki Zaanowi Biuro Handlowe wiedziało, kto jest kim i o czym donosi. Mika musiał stworzyć specjalny wydział pisania donosów, który kształtował przesyłaną informację, cyzelował, właściwie to nawet pieścił, przemieniał w poezję, wykuwał prawdziwą maestrię skurwysyństwa.
Sytuacja jednak wcale nie była dobra. Zmontowanie większego spisku, który obejmowałby choćby trzy wielkie rody, nie udawało się i pozostawała jedynie opcja brutalna: frontalny atak na wszystkich, czyli popełnienie samobójstwa. Jeśli jednak nic się nie uda zrobić, to szansa na to, że Sirius przeżyje kolejny rok, była żadna.
Zaan zaaferowany, kaszlący jak zwykle, z czymś, co blokowało mu płuca i rzęziło w nich okrutnie, wszedł do osobistej komnaty Wielkiego Księcia.
– Wielki Panie. – Pochylił się w ukłonie, czując, jak reumatyzm dosłownie rozrywa mu stawy.
– Zdejmij sandały – mruknął Orion.
Sam chodził boso po wielkiej mapie rozłożonej na podłodze. Była tak duża, że słudzy musieli jej krawędzie zawinąć na ściany.
– Jesteśmy w kropce, człowieku w czarnym płaszczu.
– Wielki…
– Czekaj – powstrzymał go książę. – Armia Zachód nie może uderzyć. Tuż za pasem swojego działania ma coś w rodzaju powstania. A nie możemy wysłać tam oddziałów pacyfikacyjnych, bo to zadanie Armii Domowej. Ale Armia Domowa nie istnieje właściwie. Ktoś to bardzo sprytnie wymyślił – Książę powstrzymał go znowu ruchem ręki. – Kraj spustoszony zarazą, głównie jej ekonomicznymi skutkami, rozsypka urzędów i instytucji publicznych, a teraz jeszcze to. Mają nas w ręku.
– Co się stało? – odważył się zapytać Zaan.
– Pomieszali nam szyki – westchnął książę. – To nie jest zwykła burda, którą moglibyśmy powstrzymać swoimi siłami, albo przekupując oddziały strażników. Ktoś bardzo władny pięknie tu namieszał.
Zaan przygryzł wargi. Wiedział kto.
– Co się stało? – powtórzył.
– Nowa filozofia – odparł Orion enigmatycznie. – Po wsiach jeżdżą oddziały, jacyś trybuni ludowi z nimi, czy co? Prawią chłopom, że wszyscy ludzie są równi, że już dość panoszenia się jaśniepaństwa, że już nie trzeba płacić podatków, że każdy człowiek powinien utrzymywać się z własnej pracy i spożywać samemu jej owoce. Ma już nie być tytułów szlacheckich, wszyscy ludzie są tacy sami, nie ma już panów i chłopów. Są po prostu ludzie i każdy ma mieć takie same prawa. – Książę znowu westchnął ciężko. – Przy tej okropnej biedzie teraz… Znajdują posłuch. Chłopi wierzą w te brednie. Pojawiły się jakieś oddziały partyzanckie grabiące resztki naszego zaopatrzenia. Ale to nic. Chłopi ukrywają ziarno. Nie płacą. Nic nie robią. Nie możemy zdobyć dostaw dla wojska. A Armia Domowa nic nie zrobi.
Orion zszedł z mapy zasępiony i spojrzał na Zaana.
– Załatwili nas – prawie szepnął. – Jak żołnierze nie będą mieli co jeść, to niedługo będziemy mieli swój własny miecz wrażony w swoją własną dupę!
Zaan uśmiechnął się promiennie.
– Lepszego prezentu nie mogli nam zrobić wrogowie – powiedział, obserwując z satysfakcją, jak brwi księcia unoszą się do góry.
– Co ty mówisz? Człowieku!
– Problemy mamy trzy. Nie ma zaopatrzenia, raz. Chłopi się buntują, dwa. Nie możemy ich spacyfikować, bo nie ma Armii Domowej, trzy. Genialny plan naszych wrogów. Aaaaaa… Tyle, że sami podsunęli nam rozwiązanie wszystkich problemów. – Uśmiechnął się jeszcze szerzej. – Wszystkich trzech.
Książę starł niewidzialny pyłek z nosa. On naprawdę znał wartość Zaana. Ale nawet teraz nie mógł uwierzyć, że jest na świecie ktoś, kto stojąc boso na mapie, w przeciągu kilku chwil mógł znaleźć rozwiązanie. Bo w to, że rozwiązanie już zostało znalezione, nie wątpił.
– Mów.
– Trzeba wydzielić lotne oddziały z Armii Zachód. Sama kadra. Każ im, Wielki Panie, zdjąć mundury i przebrać się za chłopów. Mogą dostać uzupełnienia z kryminalistów, więzienia przecież przepełnione. Takie oddziały muszą jeździć po wsiach i przekonywać wszystkich, że ludzie są równi, że nie powinno być jaśniepaństwa, że nie wolno płacić podatków, że każdy człowiek powinien żyć z owoców własnej pracy…
– Coooo???
– Tak. Trzeba wynająć jakiegoś młodego filozofa za pieniądze, żeby napisał im instrukcję, jak przemawiać do chłopów, i pomógł im nauczyć się na pamięć. To muszą być ładne słowa. A potem, jak już wszystkich przekonają w danej wsi, to taki oddział musi przecież pobrać zaopatrzenie dla siebie. I dla innych „równych” ludzi, którzy przecież biedę klepią gdzie indziej.
– Toż chłopi nie dadzą!
– I o to chodzi. – Zaan uśmiechnął się szeroko. – O to, mniej więcej, chodzi.
– I co potem? Jak już odmówią?
– Wtedy… wójta nabić na pal, spalić parę chałup, zgwałcić trochę dziewczyn, myślę, że żołnierze, a już na pewno kryminaliści, nie będą mieli nic przeciwko i… No, zabrać ziarno siłą.
Orion wybuchnął śmiechem.
– Myślę, że chłopi szybko zrozumieją, do czego prowadzi sprzyjanie tym specjalistom od równości wszystkich ludzi.
Książę uśmiechał się coraz szerzej. Zaan kontynuował:
– Zrabowane zaopatrzenie dostarczy się po cichu oddziałom Armii Zachód. To raz. Spacyfikujemy chłopskie bunty, nie mieszając się w to oficjalnie, to dwa. Nasze bojówki, które mogłyby coś zeznać, a także wrogie bojówki, które nam mieszają, zostaną rychło powywieszane przez chłopów na przydrożnych drzewach, albo zmasakrowane za pomocą wideł, ewentualnie otrute. I wszystko wróci do normy.
– Zresztą, prawdopodobnie to właśnie nas poproszą o zaprowadzenie porządku. – Książę rozmasował policzki. – Bardzo dobrze. Możesz zacząć przygotowania do tej akcji.
Zaan, odprawiony ruchem ręki, z najwyższym trudem włożył buty, już za drzwiami, na korytarzu. Dyszał ciężko po tym wysiłku, wsłuchując się w coraz mocniejsze rzężenie gdzieś wewnątrz własnych płuc. Nie mógł się wyprostować. Ruszył więc zgięty, opierając się o ścianę. Jego ciało składało się prawie wyłącznie z organów, które już nie działały poprawnie. Wszystko wysiadało. Poza jedną, jedyną rzeczą. Umysłem.
Ledwie dotarł do pomieszczenia za pałacowym prosektorium, gdzie czekali jego współpracownicy. Zyrion i Mika podnieśli głowy znad mapy, którą studiowali. Zaan, opierając się na ramieniu matematyka, usiadł na wielkim zydlu przy stole, usiłując nie stękać.
– Będę miał dla was zadanie, ale to później.