ROZDZIAŁ 15

Polowy sztab na pustyni stanowiło kilka połączonych ze sobą ogromnych namiotów, dodatkowo przykrytych monstrualnymi płachtami płótna rozpiętymi na ukośnych palach. Zaplecze sztabu stanowiło całe miasteczko namiotów, ziemianek i zbitych z desek baraków. W specjalnych miejscach między wydmami stały poustawiane oś w oś setki wozów, a obok, osłonięte parawanami rozciągniętymi na palikach, znajdowały się zagrody dla tysięcy zwierząt. Jeszcze dalej stały osobne miasteczka namiotowe dla czeladzi, żołnierzy ochrony sztabu, kurierów i gońców, służb logistycznych, koniuszych, pomocników, kowali, rachmistrzów, kucharzy, woziwodów, medyków, kapłanów i całej reszty ludzi, którzy nie wiadomo czym się zajmowali i komu podlegali służbowo. Osobne, lepsze kwatery zajmowały rzesze wynajętych filozofów, ponieważ po sukcesie przewrotu w stolicy doceniono ich pracę i wcielono do wojska, by ogłupiali, to znaczy nauczali żołnierzy i dbali o ich morale. I nie da się ukryć, że codzienne pogadanki tych niezwykle wymownych ludzi zaczęły przynosić wymierne efekty.

Zaana jednak nie obchodziły ani pogadanki, ani nawet to, że znajdują się żołnierze tak głupi, by wierzyć, że podejmują ten straszliwy wysiłek dla własnego dobra i chwały Królestwa Troy. Nikogo ze zgromadzonych w głównym namiocie nie obchodziło ich dobro, ani tym bardziej chwała królestwa. Tu się robiło konkretne interesy. Bez filozoficznej gadki.

– Operacja „Dobra Wiadomość” zakończyła się pełnym sukcesem – raportował strateg Milte. – Jeśli w ogóle w przypadku tej operacji można mówić o sukcesie.

– Słucham? – przerwał mu Orion.

– Zdobyliśmy dwie drogi prowadzące przez pustynię. Właściwie znikąd donikąd. Wszystko dla naszych oddziałów trzeba dowozić wozami. Każdy kubek wody, każde ziarnko owsa. Nawet nici do sandałów, nawet pochodnie do oświetlenia obozu. To jest naprawdę „dobra wiadomość”… dla wrogiego sztabu.

– Milte, przyjacielu. – Wielki Książę westchnął tylko. – Nie mieszaj się do polityki. Bądź dobrym żołnierzem, to ci pomniki wystawią. Będą o tobie legendy krążyć. Już moi kronikarze się o to postarają.

– A jakie straty u przeciwnika? – wtrącił się Zaan.

– Właśnie szacujemy. Sama operacja to znaczny sukces pod względem militarnym. O mało nie wzięliśmy do niewoli samego cesarza.

– Coooooo???

Milte wyprostował się odruchowo.

– Ci wszyscy filozofowie bez przerwy mówią, że żołnierz musi być odpowiedzialny, wykazywać się inicjatywą. No to jeden się wykazał. Pewien oficer kawalerii wziął trzy setki lekkiej jazdy i ruszył dezorganizować linie zaopatrzeniowe. A ponieważ sam cesarz właśnie wizytował swoje wojska ze świtą, to na nich wpadli.

– Jak to, trzy setki kawalerii? – nie wytrzymał Sirius. – Bez wsparcia?

– Niestety. Cesarz był tak chroniony, że nasi dostali wściekłe baty. Ale złapali jakiegoś luańskiego notabla. Z samego cesarskiego dworu.

– No to dawaj go tu! – Sirius był wyraźnie zadowolony. Podobało mu się, że nareszcie będzie mógł zobaczyć wysoko postawionego wroga w więzach. – Będziemy go torturowali?

Orion tylko wzruszył ramionami. Zyrion pokręcił głową.

– Grzecznie ugościmy, zadbamy, poczekamy na godny okup – wyjaśnił. – A potem z atencją odeślemy do domu.

– Co tam jakiś okup. – Młody książę aż wstał z zydla. – Przecież on zna wszystkie tajemnice. Przypalić stópki i wszystko wyśpiewa!

Orion tylko westchnął.

– Torturować arystokratę? Synu! A co by było, gdyby to oni złapali nas? Chciałbyś, żeby ci przypalali stopy?

– Achaję torturowali!

– Za obopólną zgodą – przerwał im Zaan. Czasy naprawdę się zmieniały. Nigdy dotąd w dziejach zwykły człowiek nie śmiałby przerwać rozmowy książąt. – Wystarczyłoby, żeby król wysłał jednego posłańca i… Mniejsza z tym. Dała się wystawić przez Troy właściwie to na własne życzenie.

Ponieważ narada była tajna od samego początku, usunięto służących, a warty stały poza zasięgiem głosu, więc wino do zgrabnych pucharów nalewał osobiście Mika jako najmłodszy.

– Nie chcę się wtrącać, ale może porozmawiamy o bieżących sprawach.

– Bardzo słusznie – poparł go Wielki Książę. – Myślicie, że cesarz uderzy nagłym kontratakiem?

– Nie – odparł Mika, zajmując miejsce na swoim zydlu i biorąc puchar. – Mam informację z ich kwatermistrzostwa.

– A co ma kwatermistrzostwo do decyzji politycznych?

– Albo do strategii? – dodał Sirius.

– Przecież to bardzo proste. – Mika wyjął małą kartkę i rozpostarł w dłoniach. – Odkupiliśmy kwit zbiorczy będący zamówieniem na nowe mundury. Co roku licencjonowani krawcy dostają takie zamówienie bezpośrednio od sztabu, przez kwatermistrzostwo.

– A co byle krawiec ma do wojny?

– Szyje mundury.

– Dalej nie rozumiem.

– Proszę. – Palec Miki przesuwał się po równych kolumnach cyfr wypełnionych ręką jakiegoś wykwalifikowanego kopisty. – Zapotrzebowanie na mundury pustynne nie wzrosło znacząco. Natomiast bardzo wzrosło zapotrzebowanie na mundury zwykłe.

– Cesarz nie ruszy przeciwko nam na pustynię – przytaknął Zaan. – Rozbuduje oddziały obronne i…

– I… – przerwał mu Mika, wyjmując nowy kwit – pobuduje fortyfikacje. To zapotrzebowanie na sprzęt budowlany i niewolników doświadczonych przy budowach dróg oraz fortów.

– Nie musimy słuchać samego cesarza, żeby znać jego zamiary. – Zaan opróżnił swój puchar z winem kilkoma haustami. – Wystarczą znacznie tańsze, trzeciorzędne rozporządzenia. – Uśmiechnął się i dolał sobie wina. – Oni mają ważne porty w nadbrzeżnym pasie i sądzą, że nas tym wykończą. Nie zrozumieli, że porty straciły na znaczeniu, bo są odcięte od komandorii Zakonu, i że nie bardzo jest z kim handlować, bo Królestwo Troy to w tej chwili my. To my będziemy przemycać i handlować. Oni będą budować drogi i forty.

– Po sakiewkach ich – dodał Zyrion. – Po sakiewkach! Niech się zazbroją na śmierć, niech wydadzą ostatnie grosze na broń.

– No i dwie najważniejsze komandorie Zakonu są teraz w bardzo trudnej sytuacji finansowej.

Przerwały im krzyki na zewnątrz namiotu. Ktoś donośnym głosem domagał się widzenia z „najważniejszym człowiekiem w tym obozie”.

– No, przecież cię do niego prowadzę. – Zaan rozpoznał głos Kasme. Lekko już poirytowany.

– Nie dotykaj mnie! – zawył mężczyzna. – Nie zniosę, żeby dotykała mnie kobieta!

– Wariat.

– Ty! Ty! Ty wiesz do kogo mówisz?

– Do zwykłego jeńca.

Kasme wprowadziła do namiotu sztabowego pochwyconego luańskiego notabla. Mężczyzna miał jakieś trzydzieści, może trzydzieści trzy lata. Jego twarz zdobiła niezbyt długa broda, a sam odziany był w szatę tak kosztowną, że dla wszystkich stało się jasne – to człowiek z najbliższego otoczenia cesarza. Wszyscy w namiocie wstali z zydli, kłaniając się głęboko. Wszyscy oprócz dwóch osób. Pierwszą był Wielki Książę, któremu własny tytuł pozwalał jedynie skłonić głowę z szacunkiem. Drugą osobą, która nie wstała, był Mika. Jego oczy robiły się coraz większe i większe. Wydawało się, że zaraz rozsadzą oczodoły.

– Jaśnie wielmożny panie – zaczął Sirius, już dość dobrze wyszkolony w etykiecie przez swoich nauczycieli. – Zechce pan spocząć z nami i posilić się. Jest nam niezmiernie przykro, że spotykamy się w tak niezwykłych i, przyznajmy, trudnych okolicznościach.

Wszyscy dalej trwali w ukłonach. Jedynie Mika nie wytrzymał.

– Co ty tu, kurwa, robisz??? – wrzasnął.

Wielki Książę Orion o mało nie zemdlał. Reszta popatrzyła na Mikę, być może chcąc raz w życiu zobaczyć, jak wygląda prawdziwy wariat.

Mika jednak nie był wariatem.

– Kasme! – Otrząsnął się jakoś. – Oddal warty o dalsze pięćdziesiąt kroków! I podwój je. Żeby mi się nawet mrówka tu nie przedostała.

– Tak jest! – Dziewczyna skoczyła wykonać rozkaz.

Wszyscy wokół patrzyli oniemiali.

– Jestem Naczelnym Wróżbitą Cesarstwa – przedstawił się spokojnie jeniec.

– O, Bogowie! Zaraza! Szlag!

Teraz wszyscy zrozumieli. Przyjmowali to różnie. Orion tylko zakrył twarz. Sirius zaczął krążyć nerwowo po namiocie, Zyrion z rezygnacją usiadł wprost na ziemi, Zaan zaczął kaszleć, matematyk zakrył głowę opończą. Tylko Mika, choć trzęsąc się ze złości, zdołał powiedzieć:

– Wspaniała armia Troy właśnie złapała naszego najlepszego agenta, jedynego ulokowanego w ścisłym otoczeniu cesarza. No to już po nas, panowie. Dziękuję wojskowym za współpracę.

– No, co? – Najlepszy agent Biura Handlowego bezczelnie nalał sobie wina do cudzego pucharu i wychylił kilkoma łykami. – Nie trzeba było tych idiotów kawalerzystów na mnie wysyłać.

– Przepadliśmy – jęknął ktoś z tyłu.

Zaan z trudem opanował atak kaszlu. Jego poskręcane reumatyzmem ciało nawet tu, na pustyni, nie dawało mu spokoju.

– Opowiadaj, jak było – wycharczał.

– No, jak to jak? – Nalał sobie jeszcze wina. – Działałem zgodnie z waszym planem.

Agent rozsiadł się wygodniej. Widać było, że jest człowiekiem, który od dawna żył w ogromnym napięciu. Jego włosy i broda były gęsto przetkane pasmami siwizny. Twarz miał pobrużdżoną, ogromne worki pod oczami, a puchar w jego dłoni drżał, grożąc w każdej chwili wylaniem zawartości jeszcze przed dotarciem do ust. Palce drugiej dłoni bez przerwy bębniły o blat stołu i to z taką szybkością i w tak skomplikowanym układzie, że mógłby mu wirtuozerii pozazdrościć niejeden muzykant. Ale najgorsze były oczy. Ani przez chwilę nie mogły zatrzymać się na jakimkolwiek przedmiocie. Omiatał wzrokiem całe otoczenie, zatrzymywał się na moment na jakimś szczególe i znowu powracał do szybkiej lustracji wszystkiego wokół. Może poza jednym szczegółem. Zdecydowanie dłużej zatrzymywał wzrok na Siriusie. Było to tak nachalne i tak widoczne, że wszyscy wokół nagle zrozumieli, dlaczego były kapłan prawie obraził się na śliczną Kasme, nie chcąc, żeby dotykała go kobieta. Mika i Zaan wcześniej wiedzieli o skłonnościach Naczelnego Wróżbity i była to bardzo porządna smycz, na której go trzymali. Ale pozostali zorientowali się dopiero teraz i zrozumieli coś jeszcze. Jeszcze kilka takich spojrzeń na chłopaka w krótkiej, bogato zdobionej spódniczce i Sirius zabije go gołą pięścią.

– Opowiadaj! – rozkazał Orion, chcąc jakoś wybrnąć z niezręcznej sytuacji.

– No tak. Do tej pory idealnie wróżyłem, przewidując ruchy wojsk Troy na podstawie danych dostarczanych mi przez wasz sztab. W ten sposób zdobyłem zaufanie cesarza i zostałem Naczelnym Wróżbitą. W ramach operacji „Dobra Wiadomość” miałem się po raz pierwszy „pomylić” i umożliwić wam zwycięstwo. Ale nie mogłem też spalić swojej pozycji. I plan był taki. Skłoniłem cesarza do wizytacji wojsk, żeby opóźnić docieranie wiadomości. W ostatniej chwili „zmieniłem zdanie” co do wróżb i podałem mu prawdziwe plany sztabu Troy – w momencie kiedy i tak było za późno, żeby przeciwdziałać. I wszystko w porządku. Troy wygrało, ja ciągle cieszyłem się zaufaniem cesarza, a tu nagle jakiś idiota z kilkoma setkami kawalerii wypadł na cesarski orszak. Zgłupiałem. Nie wiedziałem, czy to część planu, czy jakaś rozpaczliwa akcja, bo w bitwie się nie powiodło. Czy może coś się wydało i chcecie mnie uratować. W trakcie potyczki ukryłem się w jakimś wykrocie, a tam zamieszanie, bój. Uciekałem, a potem… złapali mnie nasi piechociarze, jak już zajęli ten teren.

– Bogowie! – jęknął Orion. – Dobrzy Bogowie.

Zaan otrząsnął się pierwszy, a przynajmniej usiłował, bo czarna rozpacz ciągle trzymała go za gardło.

– No, dobrze – wychrypiał. – Panowie, poproszę was o podanie jakichś alternatywnych planów dotyczących przyszłej operacji ataku na Luan.

Zapadła męcząca cisza. Jedynie Sirius zdołał wydukać:

– A… a… ale… co?

– W jaki sposób podetknąć cesarzowi fałszywe plany, żeby w nie uwierzył?

Znowu cisza, którą tak jak poprzednio przerwał Sirius:

– Sprzedajmy plany ich agentom za górę złota. Korzyść podwójna…

Zamierzał perorować dalej, ale Mika tylko prychnął.

– Po pierwsze, nie znamy ich wszystkich agentów i nie wiemy, jak będą weryfikować dane. Po drugie, to numer stary jak świat. Nie nabiorą się.

– A ja mam inny pomysł – odezwał się nagle matematyk. Ciągle usiłował zabłysnąć, bo nienawidził Miki i Zyriona równie mocno, jak oni nienawidzili się wzajemnie. – Wysyłamy okręt wojenny.

– Jeden? – Sirius tylko machnął ręką.

– Jeden – kontynuował matematyk. – To musi być tuż po jakiejś wielkiej burzy. Okręt podpływa nocą do któregoś z ważniejszych portów Luan. Nasi ludzie uszkadzają okręt tak, żeby wyglądało, że ucierpiał od burzy. Potem zatapiają go na jakiejś mieliźnie, żeby tamci później mogli go odnaleźć. Załoga wkłada do małej łódeczki trupa oficera wysokiej rangi, który ma w teczce fałszywe plany, a sama ucieka łodziami rybackimi na drugi okręt, który będzie ich osłaniał.

– I co? – spytał Sirius.

– No, jak co? Oni wyławiają ciało oficera i już znają „nasze” plany. Pomyślą, że okręt burza zagnała Bogowie wiedzą gdzie, załoga potonęła, a najważniejszego chcieli ratować i wsadzili do łódeczki.

Zaan tylko ziewnął.

– Bzdura – warknął. – Nie dadzą się zrobić.

Orion jednak przygryzł wargi.

– Moim zdaniem to nie takie głupie – Potarł brodę. – W zwykłego oficera, nawet stratega z planami nie uwierzą, ale gdyby to była bardziej znaczna osoba?

Zaan domyślił się błyskawicznie. Zatarł dłonie.

– A gdyby w łódeczce znajdowało się ciało… – aż bał się wymówić te słowa – ciało… Wielkiego Księcia Królestwa Troy?

– Którego? – Zyrion aż podskoczył, równie przestraszony jak reszta.

– Rozegrajmy ten sam gambit jeszcze raz. Korzystajmy z cudzych planów gry – powiedział Orion tajemniczo, ale Zaan od razu się domyślił.

– Którego księcia? – powtórzył Zyrion.

– A który nam najbardziej miesza? – uśmiechnął się Zaan.

– Bogowie! Archentar z jego dyplomacją – powiedział Sirius.

– Dwie pieczenie na jednym ogniu. Nie ma Archentara tutaj, a jego ciało będzie tam. Rozpoznawane przez wszystkich notabli, wszystkich dyplomatów, nawet wszystkie sługi posłów, które przecież ściągną do identyfikacji tak znacznej osoby.

– No to przytłoczmy ich argumentem nie do zbicia – powiedział Zaan. – Niech w łódce z planami kampanii znajdzie się Archentar wraz z młodą żoną, ich synem i kilkoma oficerami.

– Doskonałe! – Orion, podniecony, aż wstał z zydla.

– Wiemy już, że Achaja żyje. Nie może tu wrócić i w związku z tym tron Archentara pozostanie nieobsadzony. – Zaczął krążyć po namiocie. – To rzeczywiście dwie pieczenie na jednym ogniu. Obie bardzo smaczne!

– Mordercy dzieci – szepnął Sirius, ale Zaan usłyszał.

– Uratowała ci Achaja tyłek, ryzykując życie? Tak? To teraz jej odpłać przysługą. – Zaan aż zagryzł zęby. – Odpłać jej, choćby i przy okazji naszych własnych interesów.

– Owszem. – Orion skinął głową. – Niech ma wielkoksiążęcy tytuł zarezerwowany. – Zwrócił się do Zaana: – Podobno można się z nią dogadać?

– Tak. Bardzo rozsądna dziewczyna. Dojdziemy z nią do porozumienia w razie czego.

– Każdy jest rozsądny, jak mu już życie porządnie dokopie – dodał sentencjonalnie Zyrion.

Znowu przerwano im dyskusję. Kasme już z daleka krzyczała, że nadchodzi, żeby zdążyli przerwać rozmowę, i żadne słowo nie dotarło do niepowołanych uszu. Nie była kobietą przejmującą się byle czym. Dlatego też wszyscy z dużym zdziwieniem zauważyli, że jest przejęta. Kiedy weszła do namiotu zobaczyli coś jeszcze: była zdyszana. Biegła.

– Wielki Panie. – Stanęła przed Orionem. – Dostaliśmy list od samego cesarza Luan.

Książę dłuższą chwilę był tak oszołomiony, że nie mógł sięgnąć po pismo. Potem wziął je jednak, odczekał, aż Kasme wyjdzie i złamał pieczęć z godłem Luan. Przez chwilę przebiegał oczami tekst, potem trochę ogłupiały podniósł głowę. Dłuższą chwilę jednak patrzył jeszcze tępo przed siebie, nic nie mówiąc. Napięcie wokół kumulowało się powoli.

– Aa… cesarz chce… – powiedział nareszcie – żebyśmy jak najszybciej oddali mu Naczelnego Wróżbitę Cesarstwa.

– Co? – poderwał się Zaan. – Tak szybko?

– Jak się tak spieszy, to możemy zażądać takiego okupu, że… – zaczął Zyrion, ale umilkł, bo nagle coś zrozumiał.

Ale jeszcze szybciej zrozumiał Naczelny Wróżbita.

– O, Bogowie – jęknął. – Wiedzą już! – Ręce zaczęły mu się trząść jak u kogoś ciężko chorego. – Wiedzą, że jestem agentem Troy. Bogowie! To teraz…

Wszyscy obecni wiedzieli, co teraz. Nie można odmówić prośbie cesarza w takiej sprawie, kiedy ten oferuje okup w dowolnej wysokości. Nie można wróżbity ukryć, wywieźć w ustronne miejsce, ani nawet zabić, bo Troy straci „zdolność honorową” na wszystkich dworach. Agent dobrze wiedział, że nikt raczej nie zaryzykuje losem całego królestwa dla jednego człowieka. Patrzył na otaczających go ludzi, a w jego oczach był tylko paniczny strach.

– Zaraz, zaraz. – Sirius podniósł rękę. – A może mu chodzi o coś innego. Może cię lubi po prostu.

– Cesarz nie może być aż tak głupi – mruknął Mika.

Jemu też huczało w głowie. Wydanie własnego agenta dobrowolnie na męki to straszliwa demonstracja dla innych agentów. A Luańczycy na pewno to ogłoszą.

Zaan, kaszląc, zaczął krążyć po ogromnym namiocie.

– Zacznijmy myśleć. Spokojnie! Słucham waszych opinii – Nagle zatrzymał się. – Zaraz, a może on naprawdę chce odzyskać tak cennego człowieka?

– Po tym, jak ten „cenny człowiek” źle wywróżył ruchy naszych wojsk i jako jedyny odłączył się od orszaku, żeby dać się złapać? – Mika tylko pokręcił głową.

– To o niczym nie świadczy.

– Nie świadczy? – ryknął nagle wróżbita. – Wbiją mnie na pal! I oby się na tym skończyło.

– Spokojnie. – Zaan usiłował zapanować nad kaszlem. – No, przecież mamy tu najbardziej inteligentnych i najbardziej władnych ludzi w królestwie. Wymyślimy coś.

Orion zrobił minę typu „raczej się nie uda”. Wiedział, przynajmniej z szeptanych opowieści, co czuła królowa Arkach, wystawiając swoją najlepszą dywizję na pojedynek z Virionem i jego „synami”. Gdyby nie jedna, jedyna Achaja i mający głowę na karku Biafra, dywizji już by nie było.

Czasy naprawdę się zmieniały. Jeszcze nie tak dawno temu Wielki Książę nie słuchałby niczego i nie robił min, tylko ogłosił swoją wolę. Teraz jednak siedział prawie jak równy z równymi, bo już znał wartość tych oszustów i sukinsynów. Prosta wspólnota interesów. Dzięki nim już dokonał niemożliwego. Dzięki nim on zostanie królem, a oni dzięki niemu niech napasą się władzą i bogactwem do woli. Organizacja, informacje i pieniądze. To coś, co porusza góry.

– O czym ty tam właściwie mówiłeś? – spytał.

– No jak? Przewidywałem ruchy waszych… tfu! to znaczy naszych wojsk i…

– Ja nie o tym. Każdy wróżbita działa według jakiegoś porządku.

– Ach, rozumiem. – Agent nalał sobie nową porcję wina. Dzbanek zadzwonił o brzeg pucharu. – Musiałem się odróżniać od reszty wróżbitów i kapłanów. Dostawałem dokładne instrukcje.

– Od kogo?

– No, z Biura Handlowego.

Mika przytaknął ruchem głowy.

– Jest cała masa ludzi, którzy wypisują tego typu rzeczy.

– Zaraz – uciszył go Orion. – Do jakiego porządku należałeś jako wróżbita?

– Miałem się odróżniać od innych. Wedle instrukcji stworzyłem nowy.

– Jaki?

– No, a czym się wyróżnić wśród masy wróżbitów? Dostałem instrukcję, żeby głosić monoteizm. Twierdziłem, że jeden jest Bóg, a nie rzesza. Że ludzie cnotliwi a poszkodowani przez los znajdą nagrodę po śmierci. Że wszystko, co złe nas spotyka, jest dla nas dobre, bo pomoże w odkupieniu naszych własnych win, a wszystkie krzywdy, które nam uczyniono, zostaną odpłacone po śmierci. I że lepiej być biednym i głupim niż bogatym i władnym, bo w zaświatach biedni zasiądą na tronach, a bogaci będą ciemiężeni. Nastąpi przemienienie…

– O, żesz ty – przerwał mu Zyrion. – Kto pisze te cudactwa?

Mika przygryzł wargi.

– Ktoś z wydziału „Obce armie Zachód” Biura Handlowego. Już ja się dowiem, kto. I dam mu popalić!

– Ale dlaczego? – żachnął się agent. – Zdobyłem wielu zwolenników. Szlachta tajnie przychodziła do mnie po nauki. Ale plotki poszły. I najwięcej zwolenników mam wśród ludu.

– O, kur!… – Mika zacisnął pięści. – Znajdę tego gnoja, który to napisał. Znajdę go!

– Ale zdobyłem wielką popularność.

– Zaraz – przerwał im Zaan. Jakoś opanował atak kaszlu. – Już wiem, co zrobić.

Wszystkie oczy zwróciły się ku niemu.

– Po pierwsze. Mianujemy go setnikiem armii Troy, przebierzemy w mundur, że niby jego ubranie się podarło. Więc nawet jak go odstąpimy Luańczykom, to nic się nie stanie, będzie jeńcem, a z niewoli go możemy zawsze odkupić.

– Niezłe – przyznał Orion.

– Po drugie. Niech on szybko napisze list, czy fragmenty pamiętnika. Na przykład coś takiego: „Przeczuwam, że coś złego się stanie. Ostatnia wróżba była tak strasznie niejednoznaczna. Nie wiem, czy zinterpretowałem dobrze. Mam wrażenie, że nastąpi coś złego, co dotyczy mnie osobiście. Czarne chmury gromadzą się nad moją głową…” I tym podobne. Ten poeta z wydziału „Obce armie Zachód” sformułuje to znacznie lepiej. Dokument nasi agenci szybko podrzucą do jego komnaty na cesarskim dworze. A potem inni agenci skłonią kogoś zaufanego z otoczenia cesarza, do przeszukania pokoju wróżbity. Niech to pismo, świadczące, że on się wahał, że czuł coś złego, trafi przed oczy cesarza.

– Genialne – przerwał mu Orion. Uśmiechnął się lekko. – Genialne. Niech cesarz to przeczyta, podczas kiedy on – wskazał na agenta – będzie jeszcze w naszych rękach.

– Mhm. – Mika również skinął głową. – Ale, jak rozumiem, nie zapominamy o akcji z zatopionym okrętem i, hm… „właściwymi” ciałami, które wraz z planami przyszłej kampanii wylądują w odpowiednim porcie Luan?

– Nie rezygnujemy – odparł Wielki Książę z uśmiechem. – Niech wróżbita wszystko „przewidzi”. To tylko umocni jego pozycję.

– Takiego numeru nie widziała historia. – Zaan poklepał agenta po ramieniu. – Wielki Książę powinien teraz zwodzić posłów, dając do zrozumienia, że wróżbitę oczywiście zwrócimy, ale… tu powinna paść jakaś niedyskrecja czy niezręczność dyplomatyczna… W każdym razie coś, co pozwoli im przypuszczać, że tak ważną osobę właśnie przesłuchujemy, kulturalnie oczywiście, a przynajmniej usiłujemy wykorzystać okazję i wyciągnąć z niego ważne informacje.

Orion uśmiechnął się jeszcze szerzej.

– Oczywiście przeciągnę negocjacje w sprawie okupu tak długo, jak będzie trzeba. I powiem im to, co powinni usłyszeć.

– Czy jeszcze coś powinniśmy przedyskutować? – odezwał się matematyk.

– Owszem – powiedział Mika. – Jaki kryptonim będzie miała ta operacja?

Wielki Książę zerknął na Naczelnego Wróżbitę.

– Może operacja „Przemienienie”?

Загрузка...