Przed rozstaniem Cecylia odbyła rozmowę z Jessiką.
– Dorastanie zajmuje trochę czasu, Jessiko – mówiła z uśmiechem, wyrażającym życiowe doświadczenie. – A u mojego syna Tancreda potrwa pewnie jeszcze dłużej, bo jego życie było usłane różami. Alexander i ja mówiliśmy zwykle, że przy jego kołysce musiało stać dwanaście wróżek. Ma chyba wszystko, co można sobie wymarzyć. Zdrowie, bogactwo, inteligencję, urodę, dobre pochodzenie, świetne nazwisko, wdzięk, wrodzone poczucie humoru. Naprawdę wszystko! Nigdy dotąd nie zetknął się z przeszkodami, dlatego zupełnie nie wiedział, jak ma sobie poradzić w trudnej sytuacji.
Jessica pokiwała głową. Ona sama uważała, że w ciągu ostatniego tygodnia postarzała się o dziesięć lat.
– Inaczej ułożyło się życie jego siostrze bliźniaczce, Gabrielli – ciągnęła Cecylia. – Ona naprawdę musiała walczyć z przeciwnościami losu. Nie miała zewnętrznych zalet brata, nigdy też nie była pewna siebie, a kiedy już miała wyjść za mąż, została porzucona. Bardzo głęboko to przeżyła. Wysłałam ją wtedy do Norwegii, do mojej mądrej mamy, i dopiero tam poznała prawdziwą miłość. Najpierw miłość do tych, którzy zajmują w społeczeństwie najniższą pozycję, potem do mężczyzny, o którego pochodzeniu najdobitniej świadczy fakt, że nie miał nawet nazwiska. Alexander jednak był pełen zrozumienia i zezwolił na to małżeństwo. Niestety stracili swoje jedyne dziecko, wzięli więc na wychowanie dziewczynkę, a dwór, który teraz budują, mają zamiar zamienić w dom dla sierot. Tancred nigdy nie mógł pojąć, dlaczego Gabriella w taki sposób marnuje sobie życie. My jednak wiemy, że tak naprawdę to do tej pory właśnie on je marnował. Mam nadzieję, że ostatnie wydarzenia zmienią go choć trochę.
– Wcale nie chciałam go oszukiwać – odezwała się Jessica. – Po prostu tak wyszło.
– Wiem. On przecież postąpił podobnie. Z pewnością wkrótce zda sobie z tego sprawę – odpowiedziała Cecylia. – A wówczas zrozumie, jak bardzo pomylił się co do ciebie. Czy chcesz, żebym poinformowała go o miejscu twojego pobytu?
– Raczej nie – powiedziała z namysłem Jessica. – Muszę teraz dojść do siebie. Bardzo bym się cieszyła, gdybym mogła o wszystkim zapomnieć, zacząć życie od nowa w jakimś innym miejscu. To jeszcze ciągle tak boli.
– Rozumiem cię – uspokajała ją Cecylia. – Poza tym ty i Tancred znaliście się zaledwie przez kilka dni. Nie tak wiele jeszcze was łączy.
– Tak, to prawda – powiedziała Jessica żałośnie.
W październiku Corfitz Ulfeldt wraz ze swym wspaniałym orszakiem powrócił z Niderlandów. Wcześniej dotarły do Danii plotki o jego sukcesach.
Ale czy na pewno były to sukcesy? Na początku wszystko szło bardzo opornie. Dania potrzebowała wsparcia Niderlandów na wypadek ewentualnej wojny – na horyzoncie jawiło się wiele możliwości – i Ulfeldt użył jako środka przetargowego traktatu, który miał zapewnić Niderlandom pełną wolność celną w Oresundzie. Oczywiście Dania zobowiązała się również wspomóc Niderlandy w wojnie, ale to było mniej istotne. Ulfeldt otrzymał jednak tylko częściowe poparcie, bowiem wiele niderlandzkich prowincji nie było zainteresowanych handlem na Morzu Bałtyckim. W pozyskiwaniu zwolenników przechodził sam siebie. Chętnie wręczał łapówki, na lewo i prawo rozdawał duński Order Słonia. Dwoił się i troił, starając się przezwyciężyć nieprzychylne nastawienie szlachty, zmuszony okolicznościami przystawał nawet na pewne kompromisy. Aż dopiął swego. W końcu września traktat gwarantujący Danii obronę a Niderlandom wolność celną został podpisany. Upojony sukcesami wyruszył w triumfalną, jak sądził, podróż powrotną.
Wyprawa była jednak kosztowna! Ulfeldt, kiedy chodziło o własną reprezentację, nie należał do oszczędnych. Wydał ponad 150 000 talarów. To już była jawna rozrzutność!
Rada państwa nie podzielała optymizmu Ulfeldta. Oczywiście pakt obronny z Niderlandami był rzeczą pożądaną, ale żeby Dania miała tracić wpływy z ceł? Nie, to zbyt wysoka cena. I wymyślił to sam ochmistrz królewski!
Jessica z małą Eleonorą Sofią stała przy oknie na dworze Horsholm i wyglądała powozu, który miał przywieźć matkę i ojca dziewczynki. Na razie nie dostrzegały jednak niczego.
Miesiące spędzone na Horsholm okazały się bardzo pracowite i Jessica ogromnie się z tego cieszyła. Przynajmniej nie miała czasu myśleć o bolesnych zdarzeniach z przeszłości.
Stawała się teraz dorosłą kobietą, na pozór opanowaną, ale z duszą wrażliwą i delikatną. Jej gładkie jasne włosy odrobinę pociemniały, a w oczach krył się smutek, który przykuwał uwagę wielu młodych ludzi z kręgów Coritza Ulfeldta.
Siostra Alexandra Paladina, Ursula, stała się sprzymierzeńcem Jessiki i ona właśnie kontaktowała się z zarządcą Askinge. Zarządca był nowy i naprawdę zdolny. Regularnie przyjeżdżał na dwór Ursuli Horn i zdawał raport o stanie majątku. Ursula pisała do Cecylii, która z kolei przesyłała listy Jessice. Nie ufały nikomu innemu. Hrabia Holzenstern przebywał co prawda poza terenem parafii, ale słyszano, że żył gdzieś w Arhus i pił na umór; zmienił się w strzęp człowieka.
Stella często odbywała dalekie podróże, nikt nie wiedział dokąd, a więc przez większą część połowy roku, która upłynęła od wyjazdu Jessiki, zarządca przebywał w majątku sam. Ursula jednak pisała, że dwór nigdy dotychczas nie był tak zadbany jak obecnie. Uważała, że Jessica bezpiecznie może już powrócić do domu.
Dziewczyna jednak się bała. Nie chciała; lęk tkwił w niej nadal. Stare Askinge, las, samotność… Nosiła się z Poważnym zamiarem zostawienia całego Askinge Stelli, ale nie była jeszcze pewna, czy zdecyduje się na ten krok.
Poza tym dobrze jej było w nowym miejscu. Zajmowała się małą Eleonorą Sofią, a ponieważ wspaniale się rozumiały, było im razem dobrze.
– Jadą! – pisnęła stojąca obok dziewczynka.
Wóz wtoczył się na dziedziniec. Obie zbiegły po schodach.
Leonora Christina, która miała na głowie mały, brzydki, czarny kapelusik – nosiła go zawsze na znak wysokiego urodzenia – porwała córkę w ramiona. Po gorącym powitaniu córka króla Christiana z dzieckiem w objęciach zwróciła się w stronę Jessiki:
– A to, jak widzę, nowa piastunka?
– To jest Jessica – powiedziała Eleonora Sofia. – Ona i ja wyhaftowałyśmy piękny obrazek dla mamy.
– Jak już ładnie mówisz, dziecino – ucieszyła się Leonora Christina.
Jessica dygnęła.
– Nazywam się Jessica Cross. Kiedy poprzednia piastunka wyszła za mąż, poleciła mnie na to zaszczytne stanowisko Cecylia Paladin.
– Cross? To osiadła angielska szlachta, prawda?
– Tak. Jestem ostatnia z rodu o tym nazwisku.
– Hm… – Leonora Christina rozjaśniła się. – Ach, co za cudowna podróż! Cecylia i młody Tancred Paladin mogą tylko żałować, że on wyjechał do ciotki na Jutlandię zamiast wyruszyć z moim mężem! Cóż za triumf! Jakaż sława i chwała stała się naszym udziałem!
Pobiegła, żeby przywitać się ze starszymi dziećmi, zabierając ze sobą małą. Jessica została sama.
Znów przypomniana jej o Tancredzie! Jednakże myśl o nim za każdym razem mniej bolała; tak przynajmniej sobie wmawiała.
Obraz Tancreda zaczynał blednąć. Nie potrafiła już przywołać w pamięci rysów jego twarzy. Widziała tylko ciemne włosy i wyprostowaną, wysoką sylwetkę. Ale twarz… Nie…
Mimo wszystko był jej pierwszą, wielką i jak do tej pory jedyną miłością, choć wszystko to zakończyło się całkowitym nieporozumieniem albo raczej wzajemną utratą zaufania i zawodem.
Właściwie Ulfeldtowie mieszkali w Kopenhadze, gdzie mieli duży dwór niedaleko Rynku Szarych Braci, ale Leonora Christina walała, żeby mała Eleonora Sofia przebywała na wsi, na Horsholm, nieco mniejszym dworze, na który od czasu do czasu przyjeżdżały także starsze dzieci. Teraz, po powrocie do kraju z Niderlandów, cała rodzina przeniosła się znów do Kopenhagi.
Jeżeli jednak Corfitz Ulfeldt oczekiwał chwały w ojczyźnie, to musiał się głęboko zawieść. Wszystko szło na opak. Rada państwa była oburzona jego samowolnymi poczynaniami, a skarbnik nie mógł mu wybaczyć tych marnych 150 000 talarów. Podczas nieobecności Ulfeldta odebrano mu wszystko, co łączyło się z wpływami z ceł w Norwegii, i z goryczą musiał stwierdzić, że ochmistrzem królestwa był już tylko z nazwy.
Oburzony odgrodził się od świata w domu w Kopenhadze i swoje sprawy pozostawił innym. Kiedy w styczniu 1650 król wezwał go do siebie, by dowiedzieć się, dlaczego tak postąpił, Ulfeldt odparł, że wobec ograniczeń narzuconych przez radę państwa nie może sprawować swego urzędu. Król wybuchnął śmiechem i odszedł.
Następowały kolejne porażki. Niderlandy nie uczyniły niczego, by umocnić zawartą umowę. Statki, które Ulfeldt polecił zbudować w Niemczech, zostały wycenione poniżej ustalonej przez niego wartości, wystawił się więc na pośmiewisko. Poza tym wyszło na jaw, że wywiózł za granicę ogromne bogactwa. Król nakazał przeprowadzenie kontroli, podobnej do tej, przez którą musiał uprzednio przejść Hannibal Sehested.
Ulfeldt stawał się człowiekiem coraz bardziej żałosnym i rozgoryczonym. Wszyscy i wszystko sprzysięgło się przeciwko mnie, powtarzał nieustannie. Nikt go nie rozumiał, wszyscy mu zazdrościli. Uspokajała go jedynie Leonora Christina.
Była na pewno troskliwą matką, ale przede wszystkim była żoną swego męża. Wyniosła i arogancka z natury, jako współtowarzyszka życia była najwierniejszą z wiernych, najbardziej oddaną i kochającą żoną. Chociaż na Corfitza Ulfeldta spoglądano z coraz większą pogardą, Leonora Christina nadal widziała w nim bohatera swojej młodości: wielkiego, nie rozumianego polityka.
Jessica Cross przystosowała się dobrze do tego, co zwano „małym dworem”. Tak, bowiem Leonora Christina uważała, że należy do dworu, królowa Sofia Amalia zaś twierdziła coś przeciwnego. Dlatego małżeństwo Ulfeldtów miało własny dwór.
Jessice podobało się zarówno w Hersholm, jak i w Kopenhadze. Często podróżowała między jednym dworem a drugim w zależności od stanu zdrowia Eleanary Sofii.
Czasami widywała Cecylię Paladin. Dowiedziała się od niej, że Tancred był teraz porucznikiem i bardzo wydoroślał. Rozrósł się, zmężniał, ale zniknął gdzieś jego wcześniejszy radosny ton, kuglarski humor. Stało się to po powrocie z Jutlandii, nikt nie mógł zrozumieć dlaczego.
Jessica nie śmiała pytać, czy się ożenił. Kiedyś, dawno temu, Cecylia stwierdziła, że chłopak „jeszcze szuka. Niech szuka! Ja nic nie będę mówić”. Jessica pragnęła gorąco, by margrabina ujawniła synowi miejsce jej pobytu, ale nie miała odwagi nawet o tym wspomnieć.
To było jednak dawno.
W tym czasie w domu Ulfeldtów przyjęto do pracy nową podkuchenną.
Była to przedziwna kobieta. Blondynka, o niezwykle pięknej, lecz jakby martwej twarzy. Kucharka mawiała zwykle, że ta twarz przypomina błyszczącą, do czysta wyszorowaną podłogę. Albo nie zapisany, woskowany papier.
Na imię miała Ella, najchętniej trzymała się na uboczu. Na pozostałych zatrudnionych w kuchni patrzyła jak gdyby z góry, tak jakby była od nich lepsza lub znalazła się w tym gronie całkowicie przypadkowo.
Nigdy nie chodziła na pokoje, zresztą służbie pracującej w kuchni nie wolno było tego robić. Interesowała się jednak mieszkańcami dworu, zadając obojętnym tonem podchwytliwe pytania. Gdyby komukolwiek przyszło do głowy choć raz spojrzeć uważniej, z pewnością zauważyłby, że ta nowa podkuchenna unika pokazania się pewnej osobie z rzadka zresztą zaglądającej do kuchni.
Nikt nie przepadał za Ellą. W jej twarzy bez wyrazu kryła się jakaś przebiegłość i zaciętość. Pracę swoją jednak wykonywała dobrze, w milczeniu, bez narzekania, choć widać było wyraźnie, że jej nie lubi.
Małej Eleonorze Sofii co wieczór przynoszono wzmacniający, napój, a jednocześnie jej piastunka Jessica dostawała kubek mleka. Ella podjęła się przygotowywania napoju dla dziewczynki i starannie wywiązywała się z obowiązku, ale napój zanosiła na górę jedna z młodszych dziewcząt.
Samopoczucie Jessiki pogorszyło się gwałtownie. Nocami leżała, wsłuchując się w sygnały wysyłane przez jej organizm. Czuła pieczenie w żołądku, a nieustanny ból głowy, umiejscowiony gdzieś za oczami, pulsujący, rozsadzający czaszkę, nie pozwalał jej zasnąć. W ciągu dnia robiło się jej słabo, a na skórze wystąpiła jątrząca się wysypka, która przeraziła ją najbardziej.
Była samotna i zalękniona, nie miała z kim porozmawiać. Dopiero teraz zrozumiała, jak trudno jest żyć samej na świecie.
Atmosfera w pałacu Ulfeldtów w Kopenhadze była napięta. Zły humor ochmistrza królestwa wszystkim dawał się we znaki. Jessice także.
Nagle jednak wszystkie drobne poniżenia i urazy poszły w zapomnienie. Corfitza Ulfeldta, niegdysiejszego ulubieńca losu, dosięgnął mocny cios.
Na początku nowego 1651 roku do izby, w której Jessica wraz z innymi służącymi właśnie jadła śniadanie, weszła jedna z pokojówek. Dziewczyna zamknęła za sobą drzwi, a jej oczy lśniły z podniecenia.
– Skandal – szepnęła.
– Co ty opowiadasz? Jaki skandal?
– Ciii! Ani słowa o tym w tym domu! Państwo nic nie wiedzą. – Parsknęła śmiechem. – Są chyba jedynymi, którzy nic nie wiedzą!
– Mów prędko!
Służąca usiadła.
– To wszystko jest całkiem zwariowane. Ale jakie wspaniałe, cudowne! Znacie Dinę Vinshofvers?
Przytaknęły. Jessica słyszała o tej dość swobodnie prowadzącej się damie z najwyższych sfer; o tym, że obecnie jest kochanką oficera z Holsztynu, Jorgena Waltera, oraz że spodziewa się jego dziecka.
– No, to zaraz usłyszycie. Nie uwierzycie w to! Między Świętami Bożego Narodzenia a Nowym Rokiem Jorgen Walter przyszedł do króla Fryderyka i oświadczył, że Ulfeldt planuje zamordować Jego Wysokość!
– Co? – krzyknęły słuchające.
– Nigdy w to nie uwierzę – stwierdziła Jessica.
– Ale tak właśnie powiedział Jorgen Walter. A zgadnijcie, skąd on to wie? Podobno Dina nocowała tutaj, w tym domu, w łożu Ulfeldxa!
– To niemożliwe – zaprotestowała jedna z dziewcząt.
– Właśnie tak. Rano Leonora Christina weszła do jego sypialni, a Ulfeldt szybko wepchnął Dinę pod kołdrę i leżała tam przez cały czas. Musiała się nieźle poddusić! Była świadkiem, jak Leonora Christina rozmawiała z mężem o otruciu króla Fryderyka, a potem dała mu flakonik z trucizną. Dina wszystko słyszała.
– Bajdy! – orzekła Jessica. Od bólu głowy pociemniało jej w oczach.
– O, wca1e nie! Król wezwał Dinę Vinzshofvers na przesłuchanie. Musiała przysiąc, że to prawda!
Jessica potraktowała całą tę historię bardzo sceptycznie.
Ale już w dwa dni Później ją samą wezwano na królewski dwór.
Pytała, dlaczego, i dowiedziała się, że może być świadkiem, bo tamtej nocy znajdowała się w tym samym domu, wraz z małą Eleonorą Sofią, która była bardzo niespokojna i domagała się jej towarzystwa.
Jessica nigdy jeszcze nie była na królewskim zamku w Kopenhadze. Przywdziała najpiękniejsze szaty, które przerażająco luźno teraz na niej wisiały, i na śmierć zanudzała domowników pytaniem, czy nie czas już wyruszyć. Nie mogła się spóźnić, ale nie wypadało także, by przybyła za wcześnie.
Nareszcie mocna opatulona podążyła ulicami w kierunku zamku. Czuła, jak wali jej serce, gdy stanęła przed strażnikiem.
Przysłany po nią mężczyzna w liberii ruchem głowy nakazał, by szła za nim.
Przemierzyli wewnętrzny dziedziniec. Jessice drżały kolana. Wkroczyli do zamku.
Akurat w tym momencie odbywała się zmiana warty. Kiedy Jessica przechodziła przez wielki hall, przybyło tam dwóch nowych żołnierzy, by zastąpić tych, którzy do tej pory stali na posterunku. Towarzyszył im oficer.
Odwrócił się, by wyprowadzić dwójkę, która zakończyła służbę.
Dziewczyna poczuła nagle jakby uderzenie obuchem w głowę.
To był Tancred!
On także przystanął na ledwie dostrzegalną chwilę i popatrzył na nią szeroko otwartymi oczami, po czym ruszył naprzód, jak gdyby nic się nie stało. Jako oficerowi straży królewskiej nie wolno mu było zmienić nawet wyrazu twarzy.
Jessica podążała za eskortującym ją służącym ogromnie podekscytowana.
Nie, wcale nie zapomniała o Tancredzie! Wprost przeciwnie, ponowne spotkanie rozjątrzyło ranę w sercu!
A więc tak wygląda! Jak mogła zapomnieć? Ale Cecylia miała rację – bardzo wydoroślał. Miał szersze ramiona i rysy bardziej zdecydowane, męskie. Ale dlaczego wydawał się taki smutny?
I jaki niewiarygodnie przystojny! Jessica, która kiedyś żywiła do niego głównie przyjacielskie uczucia, z bijącym sercem zdała sobie sprawę, że stał się mężczyzną. Dorosłym, pociągającym mężczyzną. A w tym czasie ona wychudła i zbrzydła z powodu straszliwej, podstępnej choroby.
Była tak zmieszana, że nie zwracała uwagi, którędy idzie.
Mam nadzieję, że ktoś mnie wyprowadzi, myślała. Nigdy nie zdołam odnaleźć powrotnej drogi.
Jeśli sądziła, że stanie przed obliczem króla, to spotkał ją zawód, choć być może odczuła także ulgę. Z pewnością jednak mężczyzna spoglądający na nią zza ciężkiego biurka piastował bardzo wysokie stanowisko.
Ukłoniła się głęboko.
– Jesteście, pani, Jessica Cross, opiekunka jednego z dzieci Corfitza Ulfeldta?
– Tak.
Z tonu jego głosu można było wywnioskować, że Ulfeldt nie cieszy się szczególną sympatią w tym miejscu. Zapytał, czy znajdowała się w domu Ulfeldtów tamtej nocy.
– Ponieważ spodziewałam się, że będę o to pytana, dokładnie zastanowiłam się nad odpowiedzią, jaśnie panie. Mogę stwierdzić z całą pewnością, że byłam tam wówczas.
Pochylił się do przodu.
– Twierdzi się, że tej nocy w tym samym korytarzu znajdowała się obca osoba. Czy zobaczyliście lub usłyszeliście cokolwiek, co mogło na to wskazywać?
Jessica starała się odpowiadać spokojnie i stanowczo.
Ponieważ Eleonora Sofia była wtedy bardzo niespokojna, tej nocy musiałam z nią rozmawiać. Sądzę jednak, że usłyszałabym, gdyby ktoś kręcił się po korytarzu. Aby dojść da sypialni małżonków Ulfeldt, trzeba minąć drzwi do komnaty, w której siedziałam.
– A z wnętrza sypialni? Czy słyszeliście coś stamtąd?
– Żeby coś usłyszeć, musiałby ta być głośny krzyk lub wystrzał. Ściany są bardzo grube.
Dotarły, do was plotki?
– Tak.
– Czy kiedykolwiek zaobserwowaliście coś, co mogłoby wskazywać, że kryje się w nich prawda?
– Absolutnie nie! Wszyscy wiedzą, że małżeństwo
Ulfeldtów jest niezwykle szczęśliwe.
– O tak, wiemy, że ona jest wierna i oddana.
– Jeśli wolno mi wyrazić swoją opinię, sądzę, że ochmistrz królestwa czerpie wielką siłę z oddania swej małżonki, jaśnie panie.
– Pytanie tylko, czy jest go wart – mruknął mężczyzna pod nosem, głośno zaś powiedział: – Czy w domu, w którym pracujecie, widzieliście lub słyszeliście cokolwiek, co świadczyłoby o spisku przeciwko królowi?
Jessica wyprostowała się, a w jej oczach pojawił się taki chłód, jaki można sobie tylko wyobrazić u takiej małej, poważnej osóbki.
– Jaśnie panie, proszę, byście wycofali to pytanie. Bardzo mnie ono zasmuciło. Nie chciałabym oczerniać moich gospodarzy, a już na pewno nie przebywałabym pod jednym dachem z kimś, kto knuje przeciwko Jego Wysokości.
Mężczyzna przyglądał się jej z ukosa.
– Dobrze – odezwał się w końcu. – Dziękuję, możecie odejść. I ani słowa o tym Ulfeldtowi. Rozumiecie?
– Tak. Rozumiem.
Jessica odetchnęła z ulgą. Dopiero teraz poczuła, jak bardzo jest osłabiona.
Miała nadzieję, że w drodze powrotnej znów ujrzy Tancreda, ale on gdzieś zniknął. Zmiana warty została zakończona, zapewne odszedł do swego regimentu.
Teraz wiedział jednak, gdzie jej szukać. Następny krok należał do niego.
Zdawała sobie sprawę, że trudno będzie utrzymywać im kontakty. Ona – zatrudniona w domu ochmistrza królestwa, on – oficer gwardii przybocznej króla, a właśnie teraz stosunki między obydwoma wielkimi panami były bardziej niż kiedykolwiek napięte. Dobrze rozumiała, że król niechętnie przyjmie wiadomość o tym, że jeden z oficerów kręci się przy domu Ulfeldta.
Ale już tego samego wieczora Jessica otrzymała przez posłańca list. Szybko rzuciła okiem na podpis, dojrzała imię Tancreda i to jej wystarczyło. Przekazała obowiązki innym dziewczętom i pobiegła do swej komnaty.
Niestety, nie miała szczęścia. Najpierw zjawiła się Leonora Christina z pytaniem, gdzie mała Eleonora Sofia podziała swoje rękawiczki. Później jedna z dziewcząt chciała pożyczyć gęsie pióro. A potem nadszedł już czas wieczerzy.
Tym jednak Jessica wcale się nie przejęła, choćby nawet za spóźnienie miałaby spotkać ją bura. Usiadła, żeby przeczytać list.
Z rozbawieniem stwierdziła, że jej dłonie drżą. Próbowała rozłożyć papier na stole, ale ponieważ był zrolowany, natychmiast zwinął się z powrotem. Dopiero kiedy umieściła coś ciężkiego na wszystkich czterech rogach, zdołała przeczytać list.
Droga Jessiko! brzmiały pierwsze słowa. Jaki miły początek! Od dawna starałem się Ciebie odnaleźć! Upłynęły już dwa lata od chwili, gdy się rozstaliśmy, i tak wiele zostało nie dopowiedziane po wstrząsających przeżyciach w Askinge.
Jessiko, czy nareszcie możesz przyjąć moje pokorne przeprosiny za zachowanie się w stosunku do Ciebie! Obwiniałem Cię, że nie byłaś całkiem szczera, że nie zdradziłaś mi swego prawdziwego imienia, a ja bez wahania postąpiłem tak samo. Wybacz mi, jeśli możesz.
Jak dobrze móc to wreszcie napisać.
Życzę Ci wszystkiego najlepszego.
Twój przyjaciel Tancred.
To już wszystko.
Żadnej prośby o spotkanie.
List jednak był przyjazny i stanowił pierwszy znak życia od niego! Nie zapomniał o niej!
Ale teraz, kiedy już uspokoił sumienie, może zechce zakończyć tę znajomość?
Jessica postanowiła, że musi naprawdę o nim zapomnieć.
Tak będzie dla niej lepiej, uznała.
Ulfeldtowie nadal nie wiedzieli, co Jorgen Walter powiedział o nich królowi. Ale pewnego dnia w lutym Jessica zmierzająca do pokoju dziecinnego przystanęła na korytarzu.
Lokaj wprowadzał do pokoju Leonory Christiny jakąś damę. Bardzo elegancką damę…
Przechodząca pokojówka ze zdziwienia otworzyła szeroko oczy.
– Czy ona nie ma już ani krztyny wstydu? – zdziwiła się, kiedy dama zniknęła u Leonory Christiny. – Co ta Dina Vinshofvers tu robi?
W całym domu aż wrzało z podniecenia. Wkrótce wszystko się wyjaśniło. Kiedy wytworna dama odeszła, a raczej odpłynęła, Leonora Christina krzyknęła donośnym głosem:
Corfitz! Corfitz!
Jessica nie zdołała pohamować zainteresowania i przystanęła, żeby wszystko dokładnie usłyszeć. Dokoła widać było na wpół ukrytą służbę:
Ochmistrz królestwa pospieszył do ciągle krzyczącej żony.
– Czy wiesz, co powiedziała Dina? Była tu przed chwilą i zdradziła mi, że ktoś zdobył klucz od jednego z tylnych wejść! Mają zamiar nas zamordować!
Corfitz Ulfeldt uciszył ją, ale ożywiona wymiana zdań trwała nadal.
Wkrótce nadszedł spowiednik rodziny i potwierdził te informacje. Jego również odwiedziła Dina.
Leonora Christina jeszcze raz wezwała Dinę i ta powtórzyła wszystko. Tym razem dodała jeszcze, że w spisek zamieszany jest Jorgen Walter.
Corfitz Ulfeldt zupełnie stracił panowanie nad sobą. Wpadł w histerię, bezładnie wykrzykiwał rozkazy. Co noc jego ludzie mieli trzymać straż w ogrodzie i strzec wszystkich wejść. Dzieciom zabroniono wychodzić. Jessica miała ogromne trudności z uspokojeniem Eleonory Sofii, bardzo wzburzonej całym zamieszaniem. Sam Ulfeldt zamknął się w swej komnacie z przyjacielem i z dwunastoma naładowanymi strzelbami.
Ten stan napięcia trwał dość długo i zaczął źle wpływać na nerwy wszystkich domowników. Jessica bardzo się martwiła, nie widziała bowiem żadnej możliwości nawiązania kontaktu z Tancredem. W skrytości ducha miała nadzieję, że być może spotka się z nim przypadkowo dzięki Cecylii Paladin. Teraz nie mogła się ruszyć z domu. Ochmistrz królestwa podejrzewał wszystkich.
Poza tym i tak nie miała siły wyjść. Stan jej zdrowia był już teraz tak zły, że wszyscy to zauważyli. Ból głowy ustępował na krótko po południu, żeby w nocy powrócić ze zdwojoną siłą. Rozchodził się po całym ciele, miała uczucie, że ramiona zaciskają się w dwa twarde węzły. Ból rozciągał się wzdłuż kręgosłupa, tak że z trudem się poruszała. Zemdlała już kilka razy, a bóle żołądka stały się nie do zniesienia. Wysypka także się rozprzestrzeniła. Dziewczyna wyglądała jak jeden wielki krzyk rozpaczy.
Gdyby tylko mogła się komuś zwierzyć! Obawiała się jednak, że może wydać się natrętna.
Ilu skromnych, samotnych ludzi straciło życie tylko dlatego, że nie chcieli niepokoić innych swymi dolegliwościami?
W domu Ulfeldtów nie było jednak nikogo, kto miałby czas dzielić zmartwienia zatrudnionych tam osób. Myśli wszystkich zajęte były czym innym.
Sytuacja Corfitza Ulfeldta nie poprawiła się wcale, kiedy w kwietniu wysłał kilku swoich ludzi do króla z prośbą o ochronę. Chciał także, by Jego Wysokość zbadał sprawę spisku przeciwko niemu, ochmistrzowi królestwa. Okazał się na tyle głupi, że wprost poprosił króla, by ten zabronił swoim najbliższym ludziom go zabijać. Popełnione głupstwo było tym większe, że kiedy król zaproponował, iż jego ludzie staną na straży wokół domu Ulfeldta, podejrzliwy ochmistrz na to nie przystał.
Teraz król Fryderyk rozgniewał się naprawdę i postanowił wyjaśnić wszystkie plotki. Corfitz Ulfeldt, ku swemu zdziwieniu, otrzymał zakaz opuszczania Kopenhagi. To samo spotkało Jorgena Waltera. Dinę Vinshofvers aresztowano.
Nie udało się ustalić, czym się kierowała, ale podczas przesłuchań twierdziła, że naprawdę podsłuchała Ulfeldtów planujących otrucie króla. Nic natomiast nie wspomniała o planowanym zamachu na Ulfeldta. I znów wzywano do pałacu służbę z dworu Ulfeldta. Tym razem jednak ominęło to Jessikę.
Dziewczyna leżała wycieńczona; nie była już w stanie podnieść się z łóżka. Wszystkie stawy, całe ciało miała tak obolałe, że bała się poruszyć. Leonora Christina słyszała o chorobie Jessiki i martwiła się tym, ale była zbyt poruszona kłopotami męża, by móc troszczyć się o jakąś biedną piastunkę. Biegała na wszystkie strony jak podcinana batem, zbierając przyjaciół i starając się przygotować obronę dla ukochanego Corfitza.
Z tego właśnie powodu wezwała także Cecylię Paladin.
Cecylia przybyła, aczkolwiek bardzo niechętnie. Nie podobała jej się ta cała mroczna afera i plotki na temat Diny, Jergena Waltera i ochmistrza królestwa. Uważała jednak, że w pewnym sensie ponosi odpowiedzialność za Leonorę Christinę, a poza tym dawno już nie widziała młodziutkiej Jessiki Cross. Dobrze byłoby zobaczyć się z tym dzieckiem i dowiedzieć się, czy nadal dobrze mu się wiedzie, myślała.
Na dole, w kuchni, w jednej z małych spiżarek stała Ella. Zamyślona wyjęła ze schowka jakąś flaszkę.
W myśli powtarzała sobie: to nie może nastąpić zbyt szybko. Musi trwać długo, bardzo długo. Może powinnam teraz działać wolniej? Ona jest już słaba, wszystko dzieje się zbyt prędko. Zmniejszę nieco dawkę… O, tak! A kiedy będzie już bliska końca, ujrzy mnie. Wtedy się dowie. Usłyszy o wszystkim, co mi zrobiła! Ta nędzna łajdaczka, to nic, które zawróciło w głowie memu ojcu. Która zgubiła całą moją rodzinę! To wszystko jest wyłącznie jej winą!
Jakże zniekształcony może być obraz świata, kiedy szuka się kozła ofiarnego, nie chcąc spojrzeć prawdzie w oczy!
Gdy Cecylia odbyła już rozmowę z niezmiernie wzburzoną Leonorą Christiną i powiedziała jej parę słów na pocieszenie, poprosiła o widzenie z Jessiką.
– Z kim? – spytała roztargniona królewska córka. – Ach, z ukochaną nianią Eleonory Sofii. Och, ona chyba ostatnio nie wstaje z łóżka. To bardzo miłe z waszej strony, margrabino, że chcecie poświęcić swój czas, by do niej zajrzeć. Ja nie potrafię się na niczym skupić. Ta kobieta twierdzi przecież, że mój mąż mnie zdradził. Z nią! Mój Corfitz? To nieprawdopodobne!
Na widok Jessiki Cecylia przeraziła się.
– Ależ, drogie dziecko! – wykrzyknęła poruszona. – Co się z tobą dzieje?
Spotkanie z życzliwą Cecylią było wielkim przeżyciem dla dziewczyny. Wybuchnęła płaczem i z początku nie mogła wymówić ani słowa.
Wkrótce jednak wyrzuciła z siebie wszystko. O strachu, samotności, obolałym ciele, potwornych bólach głowy i żołądka, jątrzących się ranach…
Cecylia była wstrząśnięta.
– Ale dlaczego nikomu nic nie powiedziałaś?
– Nie chciałam być ciężarem. Oni mieli tyle…
– Musimy temu zaradzić – rzekła zdecydowanie Cecylia. – Wrócę tu niedługo.
Miała zamiar jeszcze raz porozmawiać z Leonorą Christiną o Jessice, ale okazało się, że dama wyruszyła już załatwiać swoje sprawy.
Cecylia wsiadła więc do powozu i powiedziała do stangreta:
– Jedź do domu, prędko. Muszę przywieźć leki.
W duchu mówiła sobie: zostało mi jeszcze trochę starej mieszanki Ludzi Lodu, którą dał mi Tarjei, kiedy Alexander był chory.
Nie stało się jednak tak, jak planowała. Kiedy znalazła się w domu, pospieszyła do jadalni, gdzie właśnie mąż i syn spożywali posiłek.
– Mała Jessica jest bardzo chora – oznajmiła. – Wygląda na umierającą! Muszę przyrządzić wywar Tarjeia i natychmiast tam wrócić.
Tancred poderwał się z krzesła.
– Ależ ona nie może tam zostać!
– Nie można jej przenieść, kochanie. Czy nie rozumiesz, że jest tak krucha jak antyczna porcelanowa waza z Chin?
– Nigdy nie podobało mi się, że znalazła się w tym domu. Ci ludzie… Gdzie moje buty do konnej jazdy?
– Tancredzie!
– Musi się znaleźć tutaj, natychmiast! Nie rozumiem, o co ci chodzi, matko! I czy Mattias nie przyjeżdża za kilka dni w odwiedziny?
Wybiegł z komnaty i za chwilę na dziedzińcu zatętnił odgłos oddalających się kopyt.
Alexander i Cecylia popatrzyli na siebie. Spojrzenia, które wymienili, były wiele mówiące.
– Dobrze, że przynajmniej coś go poruszyło – powiedziała Cecylia z ulgą.
– Tak. Jest przez cały czas taki smutny.
– Nie pojmuję, co go dręczy. Czy pamiętasz, jak kiedyś cieszył się życiem? Zawsze miał radość w sercu i żart na ustach. A teraz? Roztargniony, unika nas. Tak jakby nie miał do nas zaufania. Bardzo mnie to boli.
– Mnie także – powiedział Alexander zamyślony. – Cecylio, wydaje mi się, że z jego pokoju znikają rozmaite przedmioty. Jakby… potrzebował pieniędzy i nie chciał się do tego przyznać.
– Tancred?
– Nie wiem. To tylko podejrzenia. Och, bardzo mnie to niepokoi.
Cecylia wpatrywała się przed siebie.
– Dziewczyny? Czy dług karciany? To niepodobne do niego. Alexandrze, boję się!
– Pytałem go, czy ma jakieś kłopoty, ale zdecydowanie zaprzeczył. Nie chce ze mną rozmawiać.
– Dajmy mu trochę czasu. Teraz zajmie się Jessiką. Może to pomoże.
– Miejmy nadzieję.
Nadal jednak byli bardzo zatroskani. Na ich twarzach malował się niepokój.