Tancred był oszołomiony, jakby dostał obuchem w głowę.
– Molly? Molly? – powtarzał tylko. Stojący za nim Alexander położył mu dłonie na ramionach. – Ile jest tutaj dziewcząt o tym imieniu? – zapytał Tancred błagalnie.
– W parafii tylko jedna – odparł wójt surowo.
– Ale czy nie znacie dziewczyny, która była tu dzisiaj z nami? – zapytał Alexander.
– Jestem ta dopiero od trzech miesięcy i rzadko bywałem w Askinge. Tylko w związku z awanturami z nieszczęsną księżną. Nie spotkałem wtedy ani Molly, ani tej drugiej.
Łódź znalazła się teraz tuż pod nimi. Tancred spoglądał na kobietę, leżącą na dnie łódki. Kobietę, która miała na imię Molly. Ubrana była w wytworny płaszcz i, na ile mógł ocenić po zniekształconej twarzy, starsza niż jego…
Jego kto?
– Któż wobec tego leży w domu? – zapytał rozedrganym głosem. – Ta, którą…
– To nie może być nikt inny jak Jessica Cross – powiedział wójt.
– Tym bardziej wszystko się zgadza. Uważałem bowiem, że jak na prostą służącą Molly była zaskakująco wykształcona i kulturalna. Nigdy się nad tym nie zastanawiałeś, Tancredzie? – zapytał ojciec.
Powinien był to zrobić. Jak mógł przeoczyć gwałtowną niechęć, kiedy podarował jej monetę! Jej reakcję prawie jak na jałmużnę…
– Nie – odparł chłopiec potulnie. – Byłem chyba tylko zakochany.
Powoli narastał w nim sprzeciw, aż przerodził się w gwałtowny gniew.
Oszukała go! Drwiła z niego! Igrała z jego uczuciami!
– Nie chcę jej więcej widzieć – szepnął.
– Spokojnie – stanowczo powiedział Alexander. – Najpierw musimy się dowiedzieć, co to wszystko znaczy. Na trzeźwo ocenić sytuację. Potem możesz pozwolić sobie na burzę uczuć.
– Ty nic nie rozumiesz, ojcze! Ona jest pierwszą dziewczyną, do której żywiłem prawdziwą miłość!
– Rozumiem to doskonale. Jeżeli już musisz się wykrzyczeć, to idź w jakieś ustronne miejsce i tam sobie ulżyj. Ale w takim stanie, w jakim teraz jesteś, nie możesz pokazać się w domu ciotki Ursuli!
– W domu? – Tancredowi łamał się głos. – Tam już nigdy nie pójdę. Będę szedł i szedł przed siebie, aż padnę…
– Zrób tak – powiedział ojciec chłodno. – Jednego dnia znajdujemy dwie biedne zmarłe kobiety, a ty pleciesz coś o swej urażonej ambicji, nie próbując nawet dowiedzieć się, dlaczego twoja ukochana postąpiła tak a nie inaczej. Osądzasz ją bez zastanowienia. Idź więc stąd i pozwól nam myśleć w spokoju.
Tancred nagle jakby skurczył się w sobie, ale zaraz się opanował.
– Wybaczcie. Będę się zachowywał godnie. Ale tak mi przykro. Jestem taki zaskoczony.
– Nic dziwnego. Też bym był na twoim miejscu.
– Przyjrzyjmy się teraz tej kobiecie – powiedzial wójt – a potem ruszamy do Nowego Askinge!
Molly córka Hansa otrzymała cios w tył głowy i prawdopodobnie zginęła natychmiast. Płaszcz, który miała na sobie, należał do Jessiki Cross, jak orzekł jeden z mężczyzn mających powiązania z dworem Askinge.
– A płaszcz, który nosi nasza znajoma, był pewnie własnością Molly – stwierdził Alexander. – Moja żona wspomniała, że dziewczyna miała pod nim bardzo piękne ubranie.
– Nie widzę związku między tymi dworna zabójstwami – odezwał się Tancred, który postanowił starannie ukrywać ból swego złamanego serca.
– Musi być jakieś powiązanie – powiedział wójt. – Nie zabija się dwóch kobiet jednej nocy bez żadnego związku.
Dojechali do Nowego Askinge. Zaskoczeni gospodarze wpuścili ich do środka.
Prezentacji dokonał Tancred.
– To jest mój ojciec, margrabia Paladin, a to wójt.
– Tak, spotkaliśmy się już kiedyś – mruknął Holzenstern do wójta. – Czy coś nowego w sprawie Jessiki?
– I Molly. Tak, jest coś nowego.
– Naprawdę? – zdziwiła się hrabina. – Gdzie one są?
– Przykro mi, ale muszę was powiadomić, że Molly córka Hansa nie żyje.
– Nie żyje?
– Została zabita i wrzucona do jeziora tu w pobliżu. Jessica Cross znajduje się teraz w bezpiecznym miejscu.
Ten człowiek jest naprawdę bystry, pomyślał znów Alexander.
Hrabianka Stella stała za rodzicami sztywna i milcząca. Piękna i bez życia.
– Nic z tęgo nie rozumiem – wyjąkał hrabia.
Wszyscy troje byli głęboko wstrząśnięci.
– Mamy jeszcze jedną przykrą wiadomość. Jej wysokość księżna została odnaleziona w Starym Askinge. Zakłuto ją nożem.
– Moja siostra? – Hrabina wydała z siebie rozdzierający krzyk. – Przecież jej tu nie ma!
– Najwyraźniej mieszkała tam przez dłuższy czas. Zgaduję, że nigdy nie opuściła tego miejsca.
– Ależ to wstrząsające! – zawołała hrabina. – Co tu się dzieje?
– Właśnie usiłujemy to ustalić. Czy możemy prosić o pozwolenie na przeszukanie stajni?
– Stajni? Oczywiście – zgodził się zaskoczony hrabia. – Bardzo proszę.
Kiedy przechodzili przez dziedziniec, wójt powiedział:
– Coraz bardziej jestem przekonany, że powinniśmy najpierw porozmawiać z Mol… z Jessiką.
– Tak – potwierdził Alexander. – Należy się nam od niej trochę wyjaśnień, których powinniśmy byli wysłuchać, zanim tak bez pardonu wtargnęliśmy do tych ludzi.
– Byłbym ogromnie wdzięczny, gdybyście zechcieli poświęcić swój czas na dalszą współpracę w tej smutnej sprawie, wasza wysokość.
– Miałem nadzieję, że zezwolicie mi na to. To mimo wszystko mój syn przyczynił się do odnalezienia zmarłych. Naprowadził nas na ślad, prawda?
– Tak, ta noc nie szczędziła mu mocnych przeżyć i dramatycznych wydarzeń! Ale dobrze, skoro już tu jesteśmy, przesłuchamy tę rodzinę.
Alexander odezwał się dyplomatycznie:
– Przypuszczam, że uczynicie tak, jak zwykle to robicie? Przesłuchacie ich kolejno, aby żadne z nich nie wiedziało, co mówili pozostali?
Wójtowi, który miał zamiar postawić ich razem w ogniu pytań, na moment wydłużyła się twarz, ale odpowiedział szybko:
– Ma się rozumieć!
Ten margrabia nie jest wcale taki głupi, pomyślał, nabierając wobec Alexandra należnego respektu. Wójt nie miał zbyt dobrego zdania o wyższej klasie, o niższej także nie, ale ten człowiek zasługiwał na uznanie. Ładnie się prezentował i syn zresztą też, choć teraz był zdruzgotany. Ale miły w swej nieporadności. Margrabina to naprawdę piękna i elegancka kobieta. Bystra, pełna życia, serdeczna. Szkoda, że pojechała do domu.
A mała Molly… nie, Jessica, śliczna, przeziębiona i niczego nie rozumiejąca. Choć Bóg jeden wie, jakie myśli krążą jej po głowie. Jakiego piwa nawarzyła tym razem?
A może to właśnie ona jest winna?
– Powinniśmy chyba porozmawiać także z Dieterem? – To ten młodzieniaszek Tancred przerwał mu rozmyślania.
– Niedługo – uspokoił go wójt. – Wkrótce przyjdzie i jego kolej.
Weszli do mrocznej stajni. Otoczył ich ostry, ale mimo wszystko przyjemny zapach koni.
– Gdzie będziemy szukać? – zapytał Alexander. – I czego?
Wójt miał tylko niejasne przeczucie, że powinni zlustrować miejsce, w którym Molly czekała, podczas gdy Jessica pobiegła po pieniądze.
– To dość rozsądne – zgodził się Alexander. – Ale stajnia jest duża. Powinniśmy wcześniej porozmawiać z Jessiką.
Tancred miał ogromne kłopoty z przechrzczeniem swej ubóstwianej Molly na Jessikę. Choć, rzecz jasna, to imię lepiej do niej pasowało.
Nie wielbił jej już jednak. Wybranka popadła w całkowitą niełaskę.
Pokręcili się chwilę wśród parskających koni, ale musieli spojrzeć prawdzie w oczy i przyznać, że ich wysiłki są daremne. Trzeba wracać do domu.
– Chodź już, Tancredzie – zawołał Alexander.
– Poczekajcie jeszcze moment – usłyszał z któregoś z bocznych korytarzy. – Chyba coś znalazłem!
Bezzwłocznie skierowali się w tamtą stronę.
Tancred stał w rogu stajni przy półce z narzędziami. w dłoniach trzymał szpadel.
– Spójrzcie na to – powiedział. – Czy to nie wygląda jak krew?
Wójt wziął narzędzie do ręki.
– Tak, ale nie wiadomo jakiego pochodzenia.
– Tu jednak są też włosy. Na pewno nie końskie.
Przenieśli szpadel do światła.
– Nie wiemy, jakiego koloru włosy miała Molly, bo w wodzie wszystkie włosy ciemnieją. A te są blond, prawda?
– Tak, można tak powiedzieć – potwierdził Alexander. – Jak to się ładnie mówi, popielatoblond. Brawo, Tancredzie!
Zranionemu sercu dobrze zrobiła ta pochwała.
– A więc Molly zabito tutaj – powiedział wójt zamyślony. – To musiało odbyć się błyskawicznie.
– Jessica pewnie nie od razu znalazła pieniądze, a ciało Molly musiano usunąć stąd natychmiast – głośno myślał Alexander. – Przecież Jessica szukała Molly długo i dokładnie.
– Tak, to bardzo dziwne. Wszystko wskazuje na to, że ofiarę wyniesiono przez tylne drzwi. A co jest na zewnątrz?
Wyszli. Na dworze zaczynało się już ściemniać. Nagie jeszcze pola wydawały się całkiem czarne.
Wąska ścieżka wiodła w kierunku lasu.
– Konno? – rozważał wójt. – No tak, w ten sposób można zyskać na czasie.
Tancred pospieszył z pomocą:
– Kimkolwiek był winowajca, nie mógł być sam.
– Nie, to pewne – odparł Alexander. – Musiało ich być przynajmniej dwóch. Jest wiele pytań, na które odpowiedzieć może tylko Jessica. Na przykład, jaką pozycję w domu zajmowała Molly…
Tancred popatrzył na niego pytająco i już otworzył usta, by coś powiedzieć, kiedy z tyłu rozległ się jakiś głos:
– Co tu robicie?
W drzwiach stajni stał wysoki, potężnie zbudowany mężczyzna.
– Stajenny, prawda? – zapytał wójt.
– Stajenny? – parsknął mężczyzna. – Jestem woźnicą jej miłości. Ale pytałem, co z was za ludzie, że wtargnęliście na cudzą posiadłość?
– Jestem wójtem, a to moi współpracownicy. Przybyliśmy tu, by zbadać sprawę zabójstwa jednej ze służących, Molly, którą prawdopodobnie pozbawiono życia tu, w stajni. Zajmujemy się ponadto zabójstwem siostry hrabiny.
Woźnica pobladł straszliwie; na ostatnie słowa wcale nie zwrócił uwagi.
– Co wy mówicie? Zabójstwo Molly? Mojej ukochanej Molly? O Boże, nie, nie!
Zasłonił twarz dłońmi i zniknął w stajni.
Spojrzeli po sobie.
– A mnie się wydawało, że już mamy jednego przestępcę – powiedział Tancred. – Wyglądał na takiego, co mógł to zrobić. Jak łatwo osądzać ludzi…
– Tak, to prawda.
Przeszli przez mroczną stajnię, nie spotkawszy już woźnicy. Gdzieś w ciemności słychać tylko było jego rozpaczliwy płacz. Wrócili do domu mieszkalnego.
Wójt poprosił najpierw o rozmowę z hrabiną.
– Kobiety są zazwyczaj dużo słabsze – wyjaśnił. – Może zdradzi którąś z tajemnic męża…
Nijaka kobieta, ubrana w czerń po śmierci siostry, bardziej niż zwykle sprawiała teraz wrażenie pozbawionej wszelkich uczuć, choć miała kłopoty z nadaniem twarzy spokojnego wyrazu.
– Najpierw kilka mniej ważnych pytań. Co łączyło waszego woźnicę z Molly?
Hrabina wyglądała na zaskoczoną.
– Woźnicę? Jak to?
– Wiadomość o jej śmierci była dla niego wstrząsem.
– Ach, o to chodzi! Chyba pragnął się z nią ożenić. Ale ona go nie chciała.
– Jakie właściwie stanowisko zajmowała Molly?
Hrabina Holzenstern odpowiedziała, wykrzywiając usta:
– Była pokojówką Jessiki i najwyraźniej jej zaufaną. To bardzo trudna dziewczyna. Bezczelna i wyzywająca, nie chciała słuchać nikogo oprócz Jessiki. Rozpuszczała sierotę i podjudzała przeciwko nam.
– Czy miała jakiegoś przyjaciela?
– Molly? Nic mi o tym nie wiadomo, ale ona miała swoje tajemnice, więc wcale by mnie to nie zdziwiło.
– Ile liczyła sobie lat?
– Trudno powiedzieć. Myślę, że dwadzieścia pięć, trzydzieści. Służyła tu już przed śmiercią rodziców Jessiki.
– Przejdźmy teraz do waszej siostry, księżnej.
Hrabina mocniej zacisnęła usta.
– Nie chcę mówić o umarłych, panie wójcie. Niech spoczywają w pokoju!
– Nie mamy innego wyjścia. A więc wiemy, że utrzymywała związki z różnymi mężczyznami. A wy ją stąd wyrzuciliście. Dlaczego? Czy zbliżyła się zanadto do któregoś z mężczyzn w domu?
Wyjątkowo zapomniała się uśmiechnąć.
– Panie wójcie, doskonale wiecie, że w naszej rodzinie jest tylko jeden mężczyzna. Cóż więc insynuujecie?
– Właśnie to, co myślicie.
Odpowiedziała bardzo wzburzona:
– Ależ mój mąż brzydził się nią! To on zmusił moją siostrę do opuszczenia domu. Mnie było jej żal. A teraz uznaję wasze pytania za nieprzyzwoite i odmawiam dalszych odpowiedzi. Żegnam!
Jej głos załamał się od płaczu, pospiesznie więc opuściła salon.
Spojrzeli po sobie.
– Cóż, nie udało się – powiedział wójt. – Weźmiemy się teraz za niego. Ale bardzo chciałbym porozmawiać z Jessiką.
– Ja także – przyznał Alexander. – Bez jej wyjaśnień daleko się nie posuniemy.
Kiedy wszedł hrabia, popielaty na twarzy, z drżącymi dłońmi, wójt powiedział:
– Na razie mam do was tylko jedno pytanie. Wierzę, że odpowiecie na nie wyczerpująco.
Hrabia Holzenstern czekał.
– Dlaczego wmówiliście młodemu Tancredowi, że Stare Askinge nie istnieje?
Zapadła cisza. Hrabia wzruszył ramionami.
– Mógłbym podać wiele powodów, ale w żaden i tak byście nie uwierzyli.
– Chyba nie.
Na, dobrze – westchnął hrabia. – Nie chciałem, żeby tam węszył.
– Dlaczego?
– To chyba jasne.
– Nie całkiem. Doskonale rozumiem, że mieliście romans z księżną. Nie chcemy się w to mieszać. Ale ona została zamordowana, panie hrabio! A to stawia was w innym świetle.
Rumieniec oblał policzki hrabiego.
– Nie byłem jedyny – powiedział popędliwie.
– To wiemy. Proszę podać jakieś nazwiska!
– Tego nie mogę zrobić, przecież to byłoby…
– Młody Dieter?
Hrabia wypuścił całe powietrze z płuc.
– Tak, młody Dieter.
– Ktoś jeszcze?
– Prawdopodobnie. Ale nie wiem, kto. Naprawdę.
– Dziękuję, to na razie wystarczy. Ale jeszcze wrócimy do sprawy. Przyślijcie teraz córkę, hrabio.
– Ale Stella o niczym nie wie!
– Zobaczymy.
Weszła woskowa lalka. Jeśli w ogóle jej twarz mogła coś wyrażać poza pustką, musiał to być strach. Świadczyły o tym zaciśnięte usta. Młoda kobieta była niewypowiedzianie piękna, ale Tancred nie chciałby jej za żadne skarby świata!
Wójt naprawdę sprawnie prowadził śledztwo. Nie zadawał dziewczynie bezsensownych pytań w rodzaju, czy wiedziała, że jej ciotka przebywa w Starym Askinge. I tak by przecież zaprzeczyła. Zamiast tego zapytał:
– Czy Molly była waszą przyjaciółką?
– Molly? – parsknęła. – Doprawdy!
– A młody Dieter? Słyszałem, że podobno macie się pobrać?
Uniosła jeszcze wyżej swe jakby stale zdziwione brwi.
– Tak, była o tym mowa. Ale ja na razie jeszcze nie wyraziłam zgody.
– Kim właściwie jest ten Dieter?
– Dieter? Mieszka niedaleko stąd, we dworze swej matki. Ojciec nie żyje, Dieter zajmuje się więc gospodarstwem. Jest baronem. Jego ojciec należał do wielmożów królestwa. Dieter pochodzi ze świetnej rodziny. Innego kandydata moi rodzice by nie zaakceptowali.
– Czy przyjaźniliście się, pani, z Jessiką Cross?
– Czy się przyjaźniłam? Mówicie tak, jakby ona nie żyła.
– Nie, oczywiście, że nie. A więc jak?
Stella ociągała się z odpowiedzią.
– No, tak. Ale jesteśmy takie różne.
Wójt zadał jeszcze kilka pytań, po czym pozwolił jej odejść.
– A teraz jedziemy porozmawiać z Jessiką! – powiedział zdecydowanie. – Dieter może poczekać.
Kiedy przybyli do majątku Ursuli Horn, Cecylia powiedziała, że „Molly „ nadal leży i nie można jej nazwać zdrową.
Wszyscy poszli więc do jej sypialni.
Dziewczyna wyglądała bardzo żałośnie. Spod kołdry wystawał ledwie czubek nosa. Usiedli wokół łóżka. Tancred spoglądał na nią i serce bolało go coraz bardziej. Albo może raczej ściskało go w dołku; tam bowiem, mimo swego całego romantyzmu, umiejscawia się nieszczęśliwa miłość.
– Tak, tak, Jessiko Cross – zaczął wójt. Obie kobiety drgnęły. Cecylia przecież o niczym jeszcze nie wiedziała. – Winna nam jesteś wyjaśnienie. Mów całą prawdę, nie próbuj więcej opowiadać bajek!
– Skąd wiecie, że jestem Jessica? – szepnęła przerażona.
– Ponieważ znaleźliśmy Molly. Martwą. Zabito ją w stajni i wrzucono do jeziora.
– Tak, ona nie żyje – powiedziała Jessica spokojnie.
– A więc wiedziałaś! – wybuchnął Tancred.
Po policzkach dziewczyny ściekały wielkie łzy.
– Tak. Znalazłam ją, kiedy wróciłam do stajni. Zamordowaną. Dlatego uciekłam do lasu i krążyłam po nim opętana żalem.
Tego się nie spodziewali. Ich przypuszczenia okazały się mylne.
– Ale zamieniłaś płaszcze?
– Nie! – jęknęła Jessica. – To dlatego właśnie uciekłam! Wcześniej Molly dała mi swój płaszcz, bo był dużo cieplejszy od mojego. Ten więc, kto zabił ją w stajni, musiał sądzić, że to ja. Tam było ciemno.
Milczeli, usiłując wszystko zrozumieć.
– Ale dlaczego powiedziałaś, że nazywasz się Molly? – zapytał w końcu Tancred.
– Nie byłam wtedy w pełni świadoma, co czynię. Sądziłam, że najlepiej będzie, jeżeli wszyscy pomyślą, że Jessica Cross zniknęła na zawsze. Wtedy mogłabym zacząć nowe życie gdzieś daleko stąd.
– Ależ to nie ma sensu! – wykrzyknął Tancred. – Przecież ci, którzy znaleźli Molly w stajni, musieli ją rozpoznać!
– Wiem – westchnęła. – Ale nie mieliby odwagi powiedzieć, że ja żyję, a Molly umarła. Zdradziliby się.
– Ale ty chyba nie wiedziałaś, kto znajdzie Molly? Mógł to być ktoś całkiem niewinny.
– Nie – powiedziała Jessica niemal bezgłośnie. – Ale widziałam, jak ją przewożą na koniu. Siedziałam wówczas na skraju lasu i patrzyłam na dwór.
– Rozpoznałaś, kto to był?
– Nie, to działo się w środku nocy. Zauważyłam tylko sylwetkę jeźdźca i drugą postać leżącą na grzbiecie konia.
– Dlaczego wciąż mnie okłamywałaś, Jessiko? – zapytał urażony Tancred.
– Nie rozumiesz tego, Tancredzie? Powiedziałam ci kiedyś, że nie jestem ciebie warta, i tak właśnie jest. – Zaczęła głośno płakać, nie będąc w stanie dłużej panować nad sobą. Łkania aż dudniły jej w piersi. – Bardzo chciałam powiedzieć ci, kim jestem. Ale wówczas musiałabym wyjawić tyle innych rzeczy!
– Czy wiedziałaś, że księżna mieszka w Starym Askinge? – zapytał wójt.
– Nie! Ale wcale mnie to nie dziwi.
– Dlaczego? Teraz musisz powiedzieć nam całą prawdę, Jessiko – poprosił Alexander poważnie. – Inaczej możesz zostać oskarżona o zabicie Molly, i nie tylko.
Zagryzła wargi. Usiłowała powstrzymać szloch. Wykonała błagalny gest w kierunku Tancreda, ale on pozostał zimny, niewzruszony i udał, że niczego nie widzi.
Odezwała się Cecylia:
– Powiedziałaś, że ten, kto zabił Molly, zakładał, że to ty. Dlaczego ktoś chciałby cię zabić?
– Ja… nie mogę tego powiedzieć. Mimo wszystko zajmowali się mną tak długo…
– Rodzina Holzensternów? A więc to oni…?
Skinęła głową.
– Ale nie wiem, kto z nich.
– Jak słyszałem, w przyszłym miesiącu będziesz pełnoletnia – powiedział wójt. – A wtedy oni zostaną bez dworu i ziemi. Czy to nie jest wystarczający motyw?
– Nigdy nie było mowy o tym, że mają się wyprowadzić – odpowiedziała żałośnie.
– Ale dwór będzie twój?
– Cały czas jest mój. Oni tylko nim zarządzali i opiekowali się mną.
– A więc jest inny powód? Tak, wspomniałaś o tym. Opowiadaj!
Dziewczynę pochwycił atak kaszlu. Gdy doszła do siebie, zduszonym głosem zapytała:
– Czy mogę porozmawiać sam na sam z margrabiną?
– Przykro mi, ale nie – odparł wójt.
– A z Tancredem?
– Z nim także nie.
– Ale to bardzo osobista sprawa!
– Musisz wyznać wszystko tu i teraz.
Jessica posmutniała, ale westchnąwszy ciężko, zaczęła opowiadać:
– Prawda będzie ohydna, a jeżeli okaże się zbyt nieznośna, to zatkajcie uszy. Małżeństwo Holzensternów nie układało się szczęśliwie. Zostało zaplanowane przez rodziców, oni nie znosili się nawzajem. Z obowiązku postarali się o jedno dziecko, a potem, o ile wiem, nie mieli ze sobą nic wspólnego. Być może odpowiadało to hrabinie, bo ona z natury nie jest osobą namiętną. Jej pasją jest raczej liczenie ręczników i srebra. I dworskie plotki. Bardzo lubi podniecać się skandalami wywołanymi przez innych. Nie chciałabym być niesprawiedliwa, ale ona po prostu taka jest.
– Mów dalej! – polecił Alexander. – Jak było z hrabią?
– On… – zawahała się Jessica. – Szukał nowych terenów łowieckich.
– To już wiemy. Przyznał, że odwiedzał księżną w Starym Askinge. Przypuszczalnie sam ją tam sprowadził.
Jessica zgodziła się z tym.
– Prawdopodobnie. Ale księżna była tylko… czasowym rozwiązaniem. Zakochał się w kimś innym.
– W Molly?
– Molly i on żyli jak pies z kotem. Nie, szalał za kimś innym od ponad dwóch lat.
– Za tobą? – spytał cicho Alexander.
Jessica zadrżała.
– Tak. Już tego roku, kiedy tu przybyli, spocony i trzęsący się jak galareta wyznał mi miłość po raz pierwszy. Nie, nie mogę w ten sposób zdradzać tajemnicy drugiego człowieka, musicie mi wybaczyć, ale nie mogę!
– Doskonale rozumiemy, jak musisz się czuć, ale to niestety konieczne. Możesz zaufać naszej dyskrecji.
– Czuję się okropnie – szepnęła. – A więc dobrze, to była ogromnie nieprzyjemna chwila. Zwierzył mi się, jak bardzo jest nieszczęśliwy w małżeństwie; twierdził, że jestem jego pierwszą prawdziwą miłością. Nie uwierzyłam w to, zwłaszcza gdy dodał, że może aranżować nasze potajemne spotkania. Zapewniał, że będzie dla mnie dobry i dostarczy mi radości i oszałamiających rozkoszy… Fuj! Natychmiast uciekłam razem z Molly, która została w Askinge, by się mną zajmować. Szybko sprowadzono nas z powrotem. Hrabia nie przestawał mnie dręczyć, a ja starałam się robić dobrą minę do złej gry. Nigdy nie potrafiłam kogoś zranić. Sądzę, że można to określić jako przesadny wzgląd na innych. To nie jest wcale szlachetna cecha, raczej słabość.
– Być może – powiedział Alexander. – Ale to nie jest słabość, której należy się wstydzić.
– Dziękuję – szepnęła. – To były trudne lata, margrabio! O, te oczy, śledzące mnie wszędzie, błagalne, głodne oczy! Kiedy na chwilę zostawaliśmy sami, natychmiast bez zażenowania ściskał mnie za rękę. Musiałam używać całego mojego sprytu, żeby nie zostawać z nim sam na sam, co stawało się tym trudniejsze, że on robił wszystko, byśmy byli tylko we dwoje. Tej zimy przeszedł do bezpośredniego ataku i próbował mnie pocałować, ale Molly udało się go powstrzymać. Straszliwie się pokłócili i Molly natychmiast została zwolniona. Wpadłam w rozpacz, przecież ona była moją jedyną przyjaciółką i obrończynią. Znów próbowałyśmy uciec, bez powodzenia. Nie chciałyśmy skarżyć się hrabinie, gdyż ona nie zasłużyła sobie na taką zgryzotę, jakiej doświadczyłaby po usłyszeniu prawdy o mężu. Stellę także pragnęłyśmy oszczędzić.
– Czy one niczego nie zauważyły?
– Nie, kiedy znajdowały się w pobliżu, hrabia stawał się nad wyraz ostrożny. Och, co za koszmar! Cały czas musiałam się wystrzegać natręta, udawać życzliwość, a jednocześnie zdecydowanie go odrzucać.
– Teraz znowu chciałaś uciec?
– Tak. Tym razem mu się udało.
– Co? – Tancred aż się poderwał.
– Stella wraz z matką były u sąsiadów – łkała. – Nie wiedziałam o tym. Położyłam się spać. Do moich drzwi nie było klucza, zginął jakiś czas temu. Nagle obudziłam się, on był na mnie… Walczyliśmy… Och, to było wstrętne! Płakałam i krzyczałam, on się przestraszył i skapitulował. Wpadłam w histerię, pobiegłam do pokoju Molly. Próbowała mnie uspokoić, ale ja chciałam tylko jednego: uciec stąd jak najszybciej i jak najdalej. Ubrała mnie więc i popędziłyśmy do stajni po konie. Wstyd mi teraz, gdy pomyślę, jak się zachowywałam, bo bez przerwy wykrzykiwałam najokropniejsze rzeczy o tej bestii i drżałam na całym ciele, więc Molly, sądząc, że mi zimno, zamieniła się ze mną na płaszcze.
Zamilkła, przerażona wspomnieniami tamtego wieczora.
– A potem? – zapytał wójt.
Jessica oderwała się od smutnych myśli.
– Molly stwierdziła, że musimy mieć pieniądze, ale ja nadal tylko krzyczałam, więc ona, żeby mnie uspokoić, uderzyła mnie w twarz. To pomogło. Powiedziałam, że wiem, gdzie są pieniądze, były moje, i pobiegłam po nie. Zakradłam się od tyłu, żeby nie natknąć się na tego… tego…
– Mów dalej – uspokoił ją Alexander.
– Musiałam szukać, gdyż pieniądze nie leżały tam, gdzie przypuszczałam. Byłam tak zdenerwowana, że nie mogłam opanować drżenia rąk. A kiedy wróciłam do stajni… Molly już leżała. Zawsze była dla mnie taka dobra…
Jessica znów musiała przerwać opowieść. Starała się stłumić płacz.
– Wpadłam w panikę, tego było za wiele jak na jeden raz. Niby szalona pognałam do lasu. A potem, kiedy już się trochę uspokoiłam, doszłam do wniosku, że jeśli mój prześladowca nigdy nie dowie się, że Jessica Cross żyje, to nigdy też nie podejmie poszukiwań. To było oczywiście całkiem nierealne, ale wtedy nie byłam w stanie rozsądnie myśleć. Dlatego przybrałam imię Molly. Nie chciałam, żeby znano mnie pod moim własnym zhańbionym imieniem. Chciałam odejść jak najdalej, ale nie wiedziałam dokąd, a Tancred był taki dobry i pragnęłam… znów go zobaczyć. Zostałam więc tu.
– Nie sądzisz zatem, że to hrabia usiłował cię zabić? – zapytał wójt. – Albo że zabił Molly? Przecież on mógł wiedzieć, że Molly ma na sobie twój płaszcz.
– Nic o tym nie wiem – załkała Jessica. – Nieśmiało i błagalnie spojrzała na Tancreda. – Teraz już rozumiesz, że nie jestem dla ciebie? Zostałam wdeptana w błoto, splugawiona…
– Czy naprawdę tak się stało? – wtrąciła szybko Cecylia. – Czy hrabia zdołał doprowadzić rzecz do końca?
Nieszczęśliwa dziewczyna nie odpowiedziała.
– Wyjdźcie, panowie – rozkazała Cecylia.
Usłuchali jej natychmiast.
Cecylia wzięła dziewczynę za rękę.
– Powiedz, Jessiko! To ważne dla twojej przyszłości. I dla przyszłości hrabiego. Zachował się niewybaczalnie i zostanie za to ukarany, ale jeśli… to dużo, dużo gorzej.
– Czy naprawdę muszę?
– Tak.
– Nie wiem. Obudziłam się… On nie miał nic na sobie… Co za ohyda… taki gruby, a jego natrętne palce były… tam, gdzie nie powinny. Czułam, że próbuje wepchnąć we mnie coś twardego, gorącego. Uderzałam na oślep, walczyłam, żeby się uwolnić, i krzyczałam…
Na jej twarzy pojawił się grymas obrzydzenia.
– Czy to bolało? – zapytała Cecylia łagodnie.
– Bolało?
– Kiedy próbował w ciebie wejść.
Jessica zastanowiła się przez moment.
– Nie, tylko jego brutalne palce mocno mnie ściskały.
– Myślę więc, że nie zdołał tego uczynić – orzekła Cecylia. – Dla młodej dziewczyny pierwszy raz bywa dość bolesny.
Jessica przez chwilę leżała nic nie mówiąc, po czym odetchnęła z ulgą.
– Dzięki ci, dobry Boże – szepnęła.
– Tak, masz za co dziękować, mogłaś przecież zajść w ciążę.
Wyglądało na to, że dziewczyna zaraz dostanie torsji. Cecylia serdecznie poklepała ją po policzku.
– Już dobrze, już po wszystkim. Nigdy więcej go nie zobaczysz.
– Oby tak było!
– Zajmiemy się tym.
– Czuję się taka zbrukana!
– Nie powinnaś – powiedziała Cecylia ciepło. – Uważam, że wykazałaś w stosunku do hrabiostwa zbyt wiele delikatności. Już dawno powinnaś ich wyrzucić.
– Molly mówiła to samo. Ale ja tak nie potrafię, już raczej sama uciekam.
– Nie mogłam do końca zrozumieć twojej przyjaźni z Molly, którą wszyscy zwali łajdaczką. Teraz lepiej to pojmuję. Ta prosta dziewczyna była ci wierna i oddana. To dobry człowiek.
– To prawda – powiedziała Jessica.
Weszli mężczyźni. Tancred nie odezwał się ani słowem, usiadł tylko i uparcie wpatrywał się w podłogę. Serce przepełniała mu gorycz zawodu.
– Wszystko w porządku – uspokoiła ich Cecylia. – Dziewczyna jest nietknięta.
– Dzięki Bogu – z ulgą odetchnął Alexander. – Jessiko, rozmawialiśmy chwilę za drzwiami. Do których sąsiadów poszła hrabina ze Stellą?
– One nie były razem. Stella była u Dietera, a hrabina Holzenstern u Wendelów.
– U Wendelów? Czy oni nie mieszkają gdzieś w pobliżu? Po drugiej stronie budynków gospodarczych?
– Tak, chociaż nie wiem, czy można powiedzieć, że więcej niż kilometr to blisko.
– W tym przypadku można – stwierdził wójt. – A zatem tak wyglądały wydarzenia tamtej nocy. Zajmijmy się teraz następną, tą, kiedy Tancred krążył po lesie. Oczywiste jest, że wtedy właśnie zatopiono w jeziorze ciało Molly. A zamroczonego Tancreda nieznany jeździec przywiózł ze Starego Askinge nad brzeg. Było ich więc dwóch. „Dlaczego go tu przywiozłeś? Nic tu po nim”, powiedział człowiek w łodzi do jeźdźca.
– Tu jest więc związek między obydwiema zbrodniami – powiedział Alexander. – Ale na kogo czekała księżna, kiedy Tancred pojawił się w twierdzy? Na Holzensterna? Czy na Dietera? Cecylio, zaopiekuj się Jessiką, a my pojedziemy porozmawiać z tym młodzieńcem. Wiele ma nam do powiedzenia!
– Nie będziecie nic jeść?
– Jeść? Kto ma teraz na to czas? – zdziwił się Alexander.
Odjechali.