ROZDZIAŁ XII

Jessica postąpiła wbrew oczekiwaniom i życzeniom Tancreda.

Przybyli do Gabrielshus późnym popołudniem po cnotliwie spędzonej nocy. Tancred spał bardzo długo, a Jessica tak bardzo się cieszyła ze spokoju, jaki go ogarnął, że nie chciała go budzić. Nie przejęła się, gdy z uśmiechem zganił ją, że pozwoliła mu na długi sen.

Ujrzawszy młodych rodzice Tancreda uradowali się niepomiernie, ale jednocześnie zaintrygowani byli przyczyną nagłych odwiedzin. Tancred opowiedział o ucieczce Ulfeldtów.

– Natychmiast trzeba o tym zawiadomić króla – orzekł Alexander. – O czym ty właściwie myślisz, mój synu?

No tak, łatwo powiedzieć, pomyślał Tancred.

– Sądzę, że w Kopenhadze wiedzą już o wszystkim – odpowiedział ojcu ostrożnie. – A jeżeli chcesz wysłać ordynansa…

– Czy ty nie byłbyś właściwą osobą? I tak musisz jak najszybciej wrócić do koszar, jeżeli chcesz uniknąć aresztu.

– Wiem. Ale najpierw chcę wam powiedzieć, że poprosiłem Jessikę o rękę, a ona powiedziała „tak”. A jak wy się na to zapatrujecie?

– Ach, Tancredzie, to wspaniale! – uradowała się Cecylia. – Już myślałam, że nigdy się nie zdecydujesz!

Kiedy Tancred odjechał, Jessica zebrała wszystkie siły i poszła do jego rodziców.

Przyjęli ją bardzo życzliwie, długo siedzieli razem, rozmawiając o przyszłości młodych, dzieciństwie Tancreda i wszystkich jego zabawnych pomysłach. Nastrój był radosny, ale w oczach rodziców czaił się niepokój wywołany zmianami, jaki zaszły w synu w ciągu ostatniego roku.

Nareszcie nadszedł moment, na który Jessica czekała.

Cecylia wstała.

– Zajrzę do kuchni i powiem, żeby podali nam coś wyjątkowego. Trzeba uczcić zaręczyny!

Kiedy tylko zostali sami, Jessica cicho zwróciła się do Alexandra:

– Czy mogę pomówić z wami w cztery oczy?

Popatrzył na nią pytająco.

– Oczywiście! Czy to dotyczy spraw finansowych? Przyszłości Askinge?

– Nie, nie całkiem.

– Chodźmy do mojego gabinetu!

Kulejąc lekko, poprowadził ją, zamknął drzwi i wskazał krzesło.

– A więc? – uśmiechnął się.

Jessica tak bardzo, bardzo się bała. Musiała jednak podjąć rozmowę, innego wyjścia nie było. Wzięła głęboki oddech.

– Wczoraj wieczorem Tancred wyjawił mi, co go dręczy.

Alexander zerwał się z krzesła.

– Co ty mówisz? Musimy sprowadzić Cecylię.

– Nie, poczekajcie. Może później…Nie wiem.

Usiadł i teraz patrzył na nią uważnie.

Zebrała w sobie całą odwagę.

– To nie jest dla mnie łatwe i świetnie rozumiem Tancreda. Zabronił mi wspominać wam cokolwiek, ale ja mimo wszystko muszę. Uważam, że to jedyne właściwe rozwiązanie.

Alexander pokiwał głową.

Jeszcze raz odetchnęła z trudem, a wyraz twarzy wskazywał, że zdecydowała się niczego nie owijać w bawełnę.

– Tancred jest od półtora roku szantażowany. Przez człowieka, który nazywa się Hans Barth.

Miała nadzieję, że Alexander Paladin nic z tego nie zrozumie albo też zacznie się śmiać. On jednak zrobił się biały jak kreda.

– Co ty mówisz? – szepnął.

Przez chwilę Jessice wydawało się, że Alexander zaraz zemdleje, tak mocno pobladł. Wkrótce odzyskał jednak rumieniec na policzkach i uczynił coś, czego w ogóle nie brała pod uwagę.

Wstał i podszedł do drzwi. Otwierając je, krzyczał:

– Cecylio – I jeszcze donośniej: – Cecylio!

W jego głosie rozbrzmiewał kipiący gniew i bezbrzeżna rozpacz.

Matka Tancreda biegła przez pokoje.

– Co się stało, Alexandrze? – wołała. – Krzyczysz tak, jakby się paliło.

Weszła do gabinetu, jak zwykle elegancka i młodzieńcza.

Alexander był teraz popielaty na twarzy.

– Tancred zwierzył się Jessice. Szantażował go Hans Barth.

Cecylia musiała się oprzeć. Zakryła usta dłonią.

– Och, nie! Nie! – jęknęła. – Biedny mały Tancred!

Dla niej syn wciąż pozostawał małym chłopcem.

Alexander wyglądał jak dotknięty nieszczęściem ojciec rodem z greckiej tragedii.

– Mój syn! Mój syn! Zemścił się na moim synu!

– Czy wiedziałeś, że zakończył odbywanie kary i jest już na wolności?

– Całkiem o nim zapomniałem. To jest moje nemezis – odparł Alexander, nieświadom, że tego samego słowa nie tak dawno użyła Stella Holzenstern. – Mój Boże!

Cecylia opanowała się.

– Opowiadaj po kolei, Jessiko. Na pewno sobie z tym poradzimy. Przeciwko jego słowom będzie słowo Alexandra, wszystko jest po naszej stronie.

– Nie – odparła Jessica, wstrząśnięta ich gwałtowną reakcją. – Zdaje się, że ten człowiek ma jakiś list.

Spojrzeli po sobie.

– List? – zdziwił się Alexander. – Przecież ja nie pisałem żadnego listu.

– Tak też powiedziałam Tancredowi. To może być po prostu oszustwo. I tak na pewno jest.

Jej gardło dusił płacz, sprawy stały gorzej, niż przypuszczała. Alexander niczemu nie zaprzeczył, Cecylia wiedziała o wszystkim. Jessica była zdruzgotana, najchętniej by stąd uciekła, szukając wsparcia u Tancreda. On jednak był daleko.

– Jesteś pewien? – zapytała Cecylia męża.

– Oczywiście… Nie – szepnął. – Nie, dobry Boże, napisałem kiedyś list.

– Ależ, Alexandrze, jak mogłeś!

Ukrył twarz w dłoniach.

– To było na początku. Dziękowałem mu za jego… zrozumienie i pomoc – dokończył bardzo cicho.

Oczy Jessiki wyrażały coraz większą rozpacz. Cecylia siadła przy niej.

– Kochana Jessiko, musisz to zrozumieć. I wyjaśnić wszystko Tancredowi. Jego ojciec miał w dzieciństwie straszliwe przeżycia, które zostawiły ślad w jego duszy.

Dlatego trochę spaczyła się jego osobowość i zaczęło źle się dziać. Odbył się wielki proces. Hansa Bartha i jeszcze innego człowieka skazano, a Alexandra uniewinniono, w dużej mierze dzięki ryzykownemu postępkowi z mojej strony: fałszywemu świadectwu. Stałam wówczas u boku Alexandra, tak jak ty teraz stoisz przy Tancredzie. Rozumiesz?

Jessica spuściła głowę.

– Chyba tak.

– To łajdak! – syknął Alexander przez zęby. – Uderzyć w mojego ukochanego syna, który ma takie czyste serce. Tancred jest człowiekiem honoru. Doskonale rozumiem, że nie chciał się zwrócić do nas ze swymi troskami. Czy dużo musiał zapłacić?

– Wszystko, co miał – wyznała Jessica. – Pożyczył ode mnie dziesięć talarów, by móc dziś wieczorem zapłacić temu mężczyźnie. Zrobiliśmy tak, by zyskać czas na wymyślenie jakiegoś planu.

– Dziś wieczorem? – ostro zapytał Alexander. – Gdzie? I kiedy?

Cecylia natychmiast wyjęła ze szkatułki dziesięć talarów i podała pieniądze Jessice.

– W gospodzie po drodze do Kopenhagi, ale nic nie wiem o czasie spotkania.

– Opowiedz teraz dokładnie, co mówił Tancred – poprosił Alexander. – Słowo w słowo, nawet jeśli to będzie bardzo przykre.

– Przede wszystkim chcę powiedzieć, że ani ja, ani Tancred nie uwierzyliśmy w ani jedno słowo z tego, co insynuował ten człowiek. Tancred nie wiedział jednak, na ile ten list może wam zaszkodzić. Oto co mi wyjawił…

Przedstawiła wszystko tak szczegółowo jak pamiętała, wspomniała także o pojedynku, do którego nie doszło.

Alexander siedział jak skamieniały. Kiedy skończyła mówić, wstał.

– Zaraz wrócę – mruknął.

Słychać było, że idzie po schodach na górę.

Kobiety popatrzyły na siebie bezradnie.

– Czy to może być coś poważnego? – zapytała Jessica.

– Dla Alexandra? Właściwie nie. Został wówczas uniewinniony. Ale jeśli ten list wyjdzie na jaw… Nie wiem, co w nim jest i jak można go zrozumieć.

Jessica bardzo chciała dowiedzieć się, czy Hans Barth naprawdę był „kochankiem” Alexandra, ale na zadanie tego pytania nie mogła się zdobyć.

Alexander długo nie wracał.

– Co on tam robi na górze? – zdziwiła się Cecylia.

– Wydawało mi się, że przed momentem słyszałam kroki – powiedziała Jessica. – Sądziłam, że zmierza do nas…

Nagle zamarły. Na dziedzińcu nieomylnie rozpoznać można było stukot podków. Jednocześnie podbiegły do okna, akurat żeby zobaczyć ciemną sylwetkę na koniu galopem opuszczającym podwórze.

– O Boże, nie! – szepnęła Cecylia.

– On jedzie do gospody! – zawołała Jessica.

Cecylia wbiegła po schodach lekko jak piętnastolatka. Jessica przystanęła na dole. Wkrótce Cecylia wyjrzała do niej z góry.

– Zabrał pistolet, a taki był rozgniewany. Zawsze powtarzał, że nikomu nie wolno skrzywdzić jego dzieci!

– Och, co ja narobiłam?

– Ty? Postąpiłaś właściwie. Tancred nic mógł nam o niczym powiedzieć, świetnie to rozumiemy, ale ty mogłaś. To całkiem naturalne. Ale teraz musimy się spieszyć, zanim stanie się coś nieodwracalnego.

Jessica była wkrótce gotowa. Kilka minut później i one pędziły konno w wieczorną ciemność.

Kiedy po długiej jeździe, którą jeszcze przez wiele godzin czuły w całym ciele, dotarły wreszcie do gospody, zatrzymały się w pewnej odległości od zabudowań i przywiązały konie do drzewa. Chyłkiem przemknęły Pod okno jadalni.

Przysłoniły oczy dłonią i zajrzały do środka.

– Żadnego z nich tu nie ma – powiedziała Cecylia.

– Chodźmy – szepnęła Jessica. – Chyba wiem, w której izbie zazwyczaj zatrzymuje się ten człowiek.

– Ale Tancred mówił przecież, że nigdy nie spotykają się na osobności!

– Tak, ale trzeba to sprawdzić. Przecież nie Tancreda szukamy – przypomniała. – A może odnajdziemy list?

Żadna z nich jednak w to nie wierzyła.

Z gospody wyszedł mężczyzna, którego najwidoczniej szczodrze ugoszczono, ukryły się więc za węgłem.

– To koń Alexandra – przerażonym głosem stwierdziła Cecylia. – Jest bardzo spieniony, musiał dopiero co przyjechać.

Ostrożnie przekradły się przez puste tylne podwórze i weszły na górę po schodach.

W ciemności Jessica, wahając się, po omacku odnajdywała drogę.

– To są drzwi do naszego pokoju – szepnęła. – A więc to musi być…

Urwała. Usłyszały, że w środku ktoś się porusza. Cecylia bez wahania podeszła do drzwi i otworzyła je, nie pukając.

To, co ujrzały w środku, zaparło im dech w piersiach. Jessica odruchowo odwróciła głowę, ale zaraz się przemogła.

Alexander stał, nad kimś pochylony. Wyprostował się i spojrzał na kobiety.

– Och, nie – szepnęła Cecylia. – Alexandrze…

Na podłodze leżał mężczyzna, dziwnie skręcony, jak po śmiertelnej walce. Cały zalany był krwią. Jessica od razu rozpoznała, że to Hans Barth; opis Tancreda był dokładny.

– Chyba nie – powiedziała Jessica pozornie bez związku.- Miał przecież ze sobą pistolet.

Cecylia pojęła jej słowa.

– Tak a ten człowiek został zakłuty nożem. Otrzymał bardzo wiele ciosów. Och, jakże on się stoczył To wrak człowieka, a kiedyś był takim pięknym mężczyzną!

Alexander nareszcie odzyskał mowę.

– Co wy tutaj robicie?

– Pojechałyśmy za tobą.

– Nie sądziłyście chyba, że…

– A co miałyśmy myśleć? Pistolet i niepohamowany gniew to nie najlepsze połączenie.

– Ale… Ja tego nie uczyniłem, oszalałyście chyba! Przybyłem tu chwilę przed wami. Nie, boję się…

– Że to Tancred? Ja też – powiedziała Cecylia.- Co teraz zrobimy? Musimy chyba zawiadomić o zbrodni?

– Właśnie miałem to zrobić, kiedy weszłyście. Och, Boże, mój synu, co ty zrobiłeś?

Jessica odczuła w głębi duszy głęboki sprzeciw i ocknęła się z oszołomienia.

– Poczekajcie? Popatrzcie tu! – wskazała ręką na stół. Z szuflady wystawał cienki stosik papierów.

– List? – zapytała.

– Hans Barth nigdy nie rozstałby się z tak ważnymi dowodami.

Alexander jak zahipnotyzowany zbliżył się do paczuszki z listami i wyciągnął je. Na dwóch zewnętrznych widniały ślady krwi.

– To nie jego palce trzymały je ostatnie – stwierdziła Cecylia.

Alexander przeglądał papiery.

– To ten – powiedział niemal bezgłośnie.

– Włóż go do kieszeni, szybko – nakazała Cecylia. – Wymkniemy się stąd, nic nikomu nie mówiąc. Teraz nie będzie już żadnych dowodów, ani przeciwko tobie, ani przeciwko Tancredowi.

– Nie, wstrzymajcie się, to niebezpieczne – wtrąciła się Jessica. – Może nam zaszkodzić. Oberżysta wie, że mieli zwyczaj spotykać się tutaj. I Tancred był tu dzisiaj. Nie, list jest najlepszym dowodem jego niewinności, czy tego nie rozumiecie? Tu leżą jeszcze cztery listy, każdy pisany innym charakterem. Są zakrwawione. Położono je tak, by zostały odnalezione. A list pana Alexandra pozostał wśród nich!

– Chcielibyśmy, byś nazywała nas ojcem i matką, Jessiko – szybko powiedziała Cecylia.

– Dziękuję – odparła jak nieprzytomna. – Wiele czasu upłynęło, od kiedy utraciłam rodziców. A więc jak? Czy rozumiecie i przyjmiecie moją wersję?

– Masz zupełną rację, kochana dziewczyno – powiedział Alexander z ulgą. – Tancred jest niewinny. Sprawcą jest ktoś inny.

– W każdym razie żadna z osób, które napisały te listy. Listów na początku musiało być sześć.

– Brawo, Jessiko! – Cecylia uścisnęła jej ramię. – Gdybyśmy usunęli list Alexandra, podejrzenie natychmiast padłoby na Tancreda.

– No właśnie.

– Musimy zameldować u zabójstwie – powiedział Alexander. – Ale co zrobimy z listami?

To był kłopot. Listy stanowiły dowód niewinności Tancreda i pozostałych osób, które je napisały. Nie chcieli jednak publicznie rozgłaszać tajemnicy Alexandra ani też czwórki innych nieszczęśliwych ludzi.

– Oberżysta musi wiedzieć, z kim spotykał się tu Hans Barth. Powinniśmy więc wyznać wszystko. Ale na razie zatrzymaj listy, Alexandrze – rozstrzygnęła Cecylia. – Zobaczymy, jak rozwinie się sprawa.

Zeszli na dół i opowiedzieli o zbrodni, listy oczywiście zostawiając w ukryciu. Gospodarz natychmiast posłał po mieszkającego w pobliżu wójta.

– Już od dawna się tego spodziewałem – mówił oberżysta. – Wiele osób przeklinało tego typa. – Zabrzmiało to pocieszająco. – Wielokrotnie powtarzałem mu, że nie chcę go tu widzieć, ale on nic sobie z tego nie robił.

Nadjechał wójt. Podczas gdy przeszukiwał izbę, oni siedzieli w pustej teraz jadalni i w napięciu czekali. W końcu pojawił się na dole drobny, chudy jak szczapa nerwowy człowieczek.

– Słyszałem, że wasz syn kontaktował się dziś wieczorem ze zmarłym.

– Tak. Przypuszczamy, że tak właśnie było.

– Był tutaj – wtrącił oberżysta. – Siedzieli razem w jadalni przez chwilę. Wasz syn, panie, był bardzo wzburzony. Potem poszedł do konia i zaraz odjechał do Kopenhagi.

– A ten drugi?

– On został. Po chwili odszedł na górę.

– Wobec tego…?

– Nie mogę zaświadczyć, że pan Tancred nie wrócił tu jeszcze, panie. Wielokrotnie groził, że zabije pana Bartha, choć oczywiście nie był jedynym, który miał na to ochotę.

Alexander westchnął i wyciągnął zza pazuchy listy, nie wypuścił ich jednak z ręki. Opowiedział o szantażu, plamach krwi i o tym, gdzie umieszczono listy.

– Nie czytałem ich, panie wójcie – zakończył. – Ale znam treść mego własnego. Bez wątpienia wszystkie kryją w sobie tajemnice tragicznych ludzkich losów. Hans Barth nie był dobrym człowiekiem. Wykorzystywał ludzkie słabości do własnych celów. Proponuję, byśmy spalili te listy bez czytania, uprzednio spisując nazwiska autorów, aby móc wyłączyć ich ze sprawy.

– Palenie dowodów jest absolutnie niezgodne z prawem.

– Ci mężczyźni nie mieli nic wspólnego ze zbrodnią. Musiał być jeszcze jeden list.

Wójt przerwał jego słowa.

– Skąd wiecie, że to byli mężczyźni?

Alexander nieznacznie się zawahał.

– Nie ma tu kobiecego charakteru pisma.

– Wy, gospodarzu, musieliście tu widywać różnych mężczyzn – wtrąciła Cecylia. – Jeśli zaczniemy od podpisów, to być może przypomnicie sobie, kim oni są, i można będzie ich wyłączyć ze sprawy?

– A jeśli na liście nic będzie podpisu?

– Musi być. Inaczej nie byłaby powodu do szantażu.

– Zaczynajmy więc – zdecydował wójt. – Ale jeśli to się nie powiedzie, przeczytam listy. Bez pardonu.

Alexander w myślach odmówił cichą modlitwę.

Do odczytywania podpisów wybrano Cecylię. Otworzyła pierwszy list. Napisane tam było: Twój na wieki Arne.

– Arne – powiedziała tylko.

Oberżysta zastanowił się.

– Tego znam. Był tu w poniedziałek.

– Następny – nakazał wójt.

– H.C.

– Aha, to Clingen. Nie widziałem go już od jakiegoś czasu.

I tak dalej. Raz było to pełne nazwisko, innym razem tylko drobna wskazówka. Oberżysta zdołał zidentyfikować wszystkich z wyjątkiem jednego, ale i tak to nie miało znaczenia, gdyż na pewno nie był mordercą.

– I co teraz? – zwrócił się Alexander do oberżysty.

– Przypominacie sobie jeszcze kogoś, z kim Barth się tutaj spotykał, a kto nie został wymieniony w żadnym z tych listów?

– Hmm… To chyba większość. No i jeszcze oczywiście pan Tancred.

– Ten list mam tutaj – Alexander poklepał się po kieszeni.

– Czy możemy go obejrzeć? – poprosił wójt. – Na razie tylko z zewnątrz.

Alexander wyjął papier i pokazał napis na wierzchu.

– Wygląda na stary. I jest na nim nazwisko Hansa Bartha. Dziękuję, to na razie wystarczy.

– O jednym zapomniałem – nagle odezwał się gospodarz. – Jest jeszcze ktoś… A1e nie wiem, czy był tu dziś wieczorem. Chyba nie. Ale poczekajcie, zapytam innych.

Wyszedł do kuchni i zaraz był z powrotem.

– Moja żona mówi, że był tu dzisiaj tuż po odjeździe młodego pana Tancreda.

– Jego nazwisko?

Gospodarz szepnął imię do ucha wójtowi, który słysząc je otworzył szeroko oczy. Wstał.

– O, wcale mnie to nie dziwi. Ten człowiek to gwałtownik jakich mało. Dziękuję, możecie jechać do domu, margrabio.

– A listy?

– Spalimy je tutaj. Nie jestem bez serca.

– Dziękujemy, panie wójcie – powiedziała Cecylia. – Ale jeśli zaufalibyście mojej dyskrecji, lepiej byłoby odesłać je autorom, a przynajmniej powiadomić ich, że nie muszą się już niczego obawiać. Gdyby gospodarz podał mi ich adresy…

– Może tak będzie najlepiej – przyznał wójt, choć ukradkiem rzucał tęskne spojrzenia w kierunku tajemniczych listów. Miał wielką ochotę je przeczytać, ale nie chciał wyjść na człowieka małego formatu wobec ludzi tak wysoko postawionych jak Paladinowie.

– Niech mnie diabli porwą, jeśli nie uda nam się pojmać winnego – powiedział surowo, jakby chcąc ukryć swą ciekawość. – Nie pierwszy raz podejrzewany jest o zabójstwo. Teraz się nam nie wymknie.

– Dzięki za waszą zdolność podejmowania słusznych decyzji, panie wójcie – wielkodusznie powiedziała Cecylia. – Jeśli tylko będziecie mieć ochotę, zajrzyjcie kiedyś do Gabrielshus.

– Z największą przyjemnością – odparł wójt wyraźnie zadowolony.

Cecylia, posiadająca dar zjednywania sobie ludzi dobrym słowem, powiedziała poważnie:

– Nie co dzień spotyka się przedstawiciela władzy z takim poczuciem taktu i dyskrecji. To były dla nas trudne chwile. Żegnajcie!

Jessica drżała na całym ciele i kiedy wyszli, nie była w stanie wsiąść na konia. Podsadził ją Alexander, a kiedy już znalazła się na grzbiecie wierzchowca, zaczęła szlochać.

– Rozumiemy cię – uspokajał ją Alexander. – Sami w głębi duszy czujemy podobnie. Jutro rano pojadę do Kopenhagi i powiem Tancredowi, że wolny jest od swego ciężaru. Sam chcę wytłumaczyć mu moją znajomość z Hansem Barthem. No i opowiedzieć, co wy, dziewczynki, zrobiłyście dziś wieczorem.

– Patrzcie, patrzcie – droczyła się Cecylia. – Co za komplement! Od dawna nie nazwano mnie dziewczynką.

Ale to Jessica zasługuje na większość pochwał. Naprawdę trzeźwo dziś myślałaś. Jesteś nieoceniona w potrzebie.

– Dla kogoś, kogo kocha się tak bardzo, człowiek jest zdolny uczynić to, co wydaje się nieprawdopodobne.

– Tak – westchnęła Cecylia, a w ciemności spotkały się spojrzenia jej i męża. – Właśnie tak.

Alexander dodał:

– Wójt obiecał udać się do miejsca zamieszkania Hansa Bartha, żeby sprawdzić, co tam jest. Być może Tancred będzie mógł odzyskać część pieniędzy, jakie mu zapłacił, a w każdym razie kosztowności.

Szepnął coś do Cecylii, która powiedziała:

– Jedźmy, Jessiko!

Alexander wstrzymał konia, kobiety pojechały dalej. Znajdowały się już daleko od zajazdu, wśród rozległych pustych pól.

– Alexander źle się poczuł – wyjaśniła Cecylia. – Ponowne spotkanie z Hansem Barthem i straszne wspomnienia, jakie ono obudziło, to dla niego zbyt wielkie przeżycie. I jakiż to był okropny widok! Alexander niedługo nas dogoni.

A więc to jednak była prawda! Jessica zadrżała.

Ale nocny wiatr wkrótce rozwiał niedobre myśli. Dziewczyna czuła teraz, że jest szczęśliwa. Pomogła wyratować Tancreda z opresji, odnalazła w sobie siły. Ona, nieśmiała i niezdecydowana, przypominająca raczej ulotny cień niż człowieka z krwi i kości, walczyła jak lwica w obronie ukochanego. Bez lęku!

Загрузка...