U Dietera zabawili krótko.
Do młodzieńca dotarły już krążące po okolicy plotki i dlatego nie położył się spać, mimo że był późny wieczór.
Zamknął drzwi do pokoi w głębi domu.
– Nie chcę, by matka coś usłyszała. Siadajcie, proszę.
Kiedy nieco sztywni zajęli miejsca, pokazał im, że atak jest najlepszą formą obrony.
– Oczekiwałem was. Rozumiem, że przychodzicie z powodu księżnej?
Nie tylko, również z powodu Molly.
– Z Molly nie mam absolutnie nic wspólnego. Natomiast jeśli chodzi o księżną, mam zamiar wyłożyć wszystkie karty na stół.
– Wspaniale! – przerwał wójt. – Proszę zaczynać!
– Cóż… Między nami mężczyznami, rozumiecie, panowie, że nasza wioska może być okropnie nudna. Księżna była jak świeży powiew w panującej tu dusznej atmosferze. Hrabia i ja wiedzieliśmy o sobie…
– Chwileczkę – przerwał wójt. – Czy nie było nikogo poza wami dwoma?
– Na początku pół wsi bawiło się w kocurów, zbyt wiele jednak było skandali i księżna musiała wyjechać. Wtedy właśnie hrabia Holzenstern przyszedł do mnie i zaproponował umieszczenie jej w Starym Askinge.
– Dlaczego, u licha, zwrócił się z tym do rywala?
Dieter zwiesił głowę i odchrząknął.
– Księżna była bardzo… wymagająca. Jeden mężczyzna nie zdołał zaspokoić jej potrzeb. A ja należałem do tej samej warstwy społecznej co oni. Hrabia nie musiał dzielić się kochanką z pospólstwem.
– Rozumiem. Kto umeblował komnatę?
– Zrobiliśmy to wspólnie. Zbieraliśmy sprzęty to tu, to tam i stopniowo znosiliśmy do zamku. Łoże oczywiście było tam już wcześniej. My tylko je wyreperowaliśmy.
– Odwiedzaliście ją na zmianę?
– Tak. Co drugi wieczór. A czasami także w ciągu dnia.
– I księżna godziła się na to?
– Była wniebowzięta! Poza tym niechętnie widziano ją w całej Danii, a także w części Niemiec.
– Ale taki układ nie mógł chyba długo trwać?
– Nie, powoli zaczynałem mieć dość. Hrabia również. Mówił, że czuje się wyczerpany. Wspominał także, że ma poważniejsze zainteresowania. Z hrabiną to była tylko zabawa. Zaspokojenie zmysłów, jeśli wolno tak to określić.
– Kto był u księżnej tej nocy, kiedy zginęła Molly?
– W środę, prawda? Moja kolej.
– Ale u was była z wizytą Stella?
– Tak – westchnął. – Myślałem, że już nigdy nie wyjdzie. Przez cały wieczór rozmawiała z moją matką o koronkach.
– Poszliście jednak później do zamku, młody człowieku.
– Do księżnej można było przyjść o każdej porze dnia i nocy.
– Następnej nocy przypadała kolej hrabiego Holzensterna?
– Tak. Nazajutrz wyjechałem na konną przejażdżkę i znalazłem młodego pana Tancreda, leżącego na skraju lasu. Przeraziłem się, kiedy zaczął mamrotać coś o zamku i Salinie. Umówiliśmy się wcześniej z hrabią, że gdyby ktoś wybierał się do zamku, będziemy opowiadać starą legendę o czarownicy Salinie. Z Tancredem poszło łatwo. Przyjechał do nas na krótko. Wmówiłem mu więc, że Stare Askinge nie istnieje.
– Holzenstern zrobił to samo! – powiedział natychmiast Alexander.
Na moment Dieter stracił wątek, zaraz jednak odetchnął z ulgą.
A więc dobrze, powiem, jak było. Nadjechałem, kiedy hrabia Holzenstern kładł Tancreda w trawie. Wyjaśnił, że chłopak pojawił się w twierdzy, więc księżna podała mu narkotyk, gdyż spodziewała się wizyty hrabiego. Miała zamiar ukryć gdzieś Tancreda i zabawić się z nim, jak tylko Holzenstern odejdzie. Hrabia jednak nie chciał na to przystać. Nie zamierzał powiększać liczby zalotników księżnej. Nie chciał się nią dzielić z wieloma. Zabrał więc chłopca w bezpieczne miejsce, niedaleko od dworu Ursuli Horn. Potem uzgodniliśmy wersję legendy o zamku. Hrabia pojechał do domu, a ja obudziłem Tancreda.
Goście siedzieli w osłupieniu. Dieter najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy, jak ważne informacje zawarł w swym opowiadaniu.
A więc jeźdźcem był hrabia Holzenstern. Ta zagadka została rozwiązana. Pozostawało dowiedzieć się, kto znajdował się w łodzi. Kto wrzucił ciało Molly do jeziora?
Słowa Dietera wiązały także hrabiego z morderstwem dokonanym na księżnej.
Wójt zapytał chytrze:
– Następnego wieczoru oczywiście nie poszliście do twierdzy?
– Naturalnie, że poszedłem! Tancred wcale mnie nie przestraszył. Uwierzył w bajeczkę o zamku duchów i czarownicy, która żyła dawno temu.
Wójt pochylił się do przodu, pytając z niedowierzaniem:
– Naprawdę, młody człowieku, poszliście do twierdzy następnej nocy?
– Tak.
– Ale chyba nie spotkaliście już księżnej?
– Ależ tak! Świetnie się bawiliśmy, rozmawiając o wizycie Tancreda.
– Powoli zaczynam rozumieć – stwierdził Alexander milczący od dłuższej chwili. – Wszyscy się pomyliliśmy. Księżna wcale nie została zabita tego wieczoru, kiedy był u niej Tancred. Człowiek, na którego czekała, teraz wiemy już, że to był hrabia, nie popełnił zbrodni. Księżna żyła jeszcze następnego dnia.
Dieter, spoglądając kolejno po twarzach gości, dostrzegł malujące się na nich zdumienie.
– Kiedy pożegnałeś się z księżną? – zapytał Tancred.
– O, to dobre pytanie – stwierdził wójt, a Tancred odczuł dumę.
– Hm – mruknął Dieter. – Chwileczkę… Przyszedłem bardzo wcześnie, nie mogłem więc wyjść późno, ale zrobiło się już ciemno. Przypuszczam, że był to wczesny wieczór, ponieważ kiedy wróciłem do domu, matka jeszcze nie spała.
– Czy księżna żyła, gdy ją opuszczaliście?
– O, tak!
– A potem? – zapytał Alexander. – Czy widzieliście księżną później?
– Następnego wieczora przypadała kolej hrabiego. A wczoraj tam nie poszedłem.
– Dlaczego?
– Moja matka gościła u siebie damy, musiałem więc po kolei poodwozić je do domów. W końcu zrobiło się tak późno, że nie miałem siły nawet myśleć o wyczerpujących chwilach rozkoszy.
– Czy to aby prawda?
– Mogę przysiąc, że wszystko, co powiedziałem dziś wieczorem, jest prawdą.
Wójt wstał.
– No, dobrze. Na razie nie mamy więcej pytań. Bardzo możliwe jednak, że wrócimy tu jeszcze.
Alexander podniósł się również.
– Chwileczkę, młody człowieku. Czy nie widzieliście nikogo, kiedy wychodziliście z komnaty księżnej po raz ostatni?
Dieter zastanawiał się nad pytaniem.
– Nie – odpowiedział powoli. – Nie, ale…
– Co takiego?
– Kiedy wyszedłem z zamku, koń zachowywał się niespokojnie, a w lesie coś trzeszczało. Sądziłem, że to jakieś dzikie zwierzę wystraszyło mego wierzchowca. Mógł to być również człowiek. Nie wiem.
Wójt pokiwał głową.
– Jeśli rzeczywiście tak było, otarliście się o zabójcę księżnej. Bowiem kiedy ją znaleźliśmy, nie żyła już od dwóch, trzech dni. Musiała zostać zgładzona tej nocy, kiedy wy tam byliście, panie Dieterze.
Młodemu mężczyźnie ciarki przeszły po plecach.
– Jakie to straszne!
Pozostawili go własnym myślom.
Kiedy wyszli, wójt zwrócił się do Tancreda:
– Ten głos, który słyszeliście w waszym „śnie”, panie Tancredzie… Głos przewoźnika. Czy należał do mężczyzny, czy do kobiety?
– Jestem niemal pewny, ale pozwólcie mi się zastanowić nad tym raz jeszcze.
– Oczywiście.
Wsiadając na koń nie rzekli ani słowa.
– To był męski głos – powiedział wkrótce Tancred. – Zdecydowanie męski głos. Przecież widziałem tego człowieka. Te wytrzeszczone oczy, groteskowo zniekształcona twarz… To był mężczyzna.
– Widziałeś go w ten sposób na skutek działania narkotyku, jaki miałeś w sobie – stwierdził Alexander. – Mogła to być zwykła, miła twarz. Ale głos jest ważny.
– To był na pewno męski głos.
– Zastanów się jeszcze – poprosił Alexander. – Podałeś nam różne wersje, Tancredzie.
– Naprawdę? Nie rozumiem.
– Tak. Raz twierdziłeś, że głos powiedział: „Dlaczego przyprowadziliście go tutaj?” A za drugim razem: „Dlaczego przyprowadziłeś go tutaj?” Która z tych wersji jest właściwa? To bardzo istotne.
Tancred całkiem się pogubił.
– Zastanów się spokojnie – poradził mu ojciec.
Noc była niebieska jak to wiosną, nad polami unosiła się mgła. Gdzieniegdzie w oddali migotały światła okien. Większość ludzi spała już jednak od dawna. Była to rolnicza okolica, mieszkańcy musieli wstawać wcześnie, by wydoić krowy.
Chyba jako jedyni znajdowali się poza domem.
Starsi mężczyźni milczeli, podczas gdy Tancred ze wszystkich sił wytężał umysł.
Nagle głęboko wciągnął powietrze.
Właściwe jest: „Dlaczego przyprowadziliście go tutaj? Nic tu po nim.”
– Ach, tak – rzekł Alexander. – A więc powiedział „wy”, a nie „ty”?
– Czy był tam ktoś jeszcze? – dopytywał się wójt. – Z wami albo na jeziorze?
Tancred przymknął oczy i kolejny raz usiłował odtworzyć w myślach całą scenę.
– To wszystko było jak sen – powiedział ze skargą w głosie. – Bardzo mi trudno… Nie pamiętam nawet, czy ktoś jeszcze siedział na koniu. – Podniósł głowę. – A właściwie wiem! Siedziałem lub półleżałem, opierając się o coś. Ktoś musiał trzymać mnie przed sobą. Był to więc hrabia Holzenstern. Ale więcej nikogo przy nas nie zauważyłem.
– A w łodzi?
– Tam była tylko jedna osoba. Ale…
– Tak?
I tym razem Tancred namyślał się długo.
– Mam niejasne wrażenie, nie poza tym. Możliwe, że się mylę… Przeczucie, że coś jeszcze tam było. Na brzegu. Ale to bardzo niejasne. Nikogo nie widziałem. Odniosłem tylko wrażenie, że ktoś tam jest. Nie, nie śmiem niczego twierdzić na pewno.
– A więc troje? – zapytał wójt.
– Nie, nie bierzcie mojej wypowiedzi dosłownie!
– Dobrze. Ale to by wiele wyjaśniało. Trzy osoby zamieszane w sprawę. Czyżby cała rodzina Holzensternów?
– Czy to była noc, Tancredzie?
– Księżyc świecił.
– No tak, inaczej niczego byś nie dojrzał Tancred wstrzymał konia.
– Nie, to niemożliwe.
– O czym mówisz? – zainteresował się ojciec.
– To nie mogli być Holzensternowie. Było przecież przynajmniej dwóch mężczyzn.
– Tak, masz rację.
Teraz konia wstrzymał wójt.
– Knudsen – powiedział tylko.
– Knudsen? – zdziwił się Alexander. – Czy to nie on nurkował po ciało?
– Właśnie. Nie, nie uważam, że jest winny. Ale musimy z nim porozmawiać.
– O co wam chodzi?
– Jeszcze nie wiem. To dotyczy pewnej osoby, którą, być może, będziemy mogli wyłączyć. Albo odwrotnie, wziąć pod uwagę.
Ojciec i syn spoglądali na niego zaskoczeni.
– Nie możemy chyba jechać teraz do Knudsena. Na pewno śpi.
– Mężczyźni długo pracują. On mieszka tam. O, w domu jeszcze się świeci. Jedźmy, myślę, że trzeba się spieszyć!
Tancred niczego nie pojmował. Spiął jednak konia i ruszył za nimi.
Kiedy nadjechali, Knudsen właśnie się rozbierał. Był już wcześniej w domu, przebrał się w suche ubranie i znów udał się nad jezioro. Teraz wrócił na noc. Wójt nie marnował czasu. Spytał bez ogródek:
– Czy kiedy zobaczyłeś zwłoki w wodzie, od razu wiedziałeś, że to Molly?
– Nie, nie od razu. Sądziłem, że to panienka Jessica. To przez ten płaszcz.
– Ale widziałeś chyba twarz?
– Nie, na głowie miała kaptur ściągnięty sznurem i twarzy nie było widać. Sam go rozwiązałem i dopiero wtedy zobaczyłem, kto to jest.
– Dziękuję, Knudsen. Przepraszam, że przeszkadzamy tak późno. Musimy jechać dalej.
Kiedy skierowali się już w stronę Nowego Askinge, Alexander zapytał:
– Macie jakiś pomysł, prawda?
– Mogę się mylić, ale jeśli nie, powinniśmy się spieszyć.
– Chyba się domyślam… Czy błędem będzie, jeżeli powiem, że to dotyczy tajemniczego mężczyzny w łodzi?
– Nie, to prawda!
– Sądzicie, że on nie wiedział, kogo wrzuca do jeziora?
– Tak właśnie myślę, wasza wysokość.
– W każdym razie on może teraz być bardzo rozgniewany.
– Tak. Albo zrozpaczony. A jeśli ktoś zechce się go pozbyć?
– Myślicie, że zabił Molly, sądząc, że to Jessica?
– Nie, tak nie uważam.
– Ja też nie. Zobaczyłby przecież, kto to jest, kiedy ściągał sznur od kaptura.
Popędzili konie.
– Upłynęło już wiele godzin od chwili, kiedy stamtąd odjechaliśmy – stwierdził niespokojny Alexander. – Przez ten czas wiele mogło się wydarzyć.
Zatopiony we własnych troskach Tancred nie rozumiał przyczyn pośpiechu i zdenerwowania swych towarzyszy.
Wpadli na pogrążony w mroku dziedziniec.
– Wstawać! Wstawać! Tu wójt i jego ludzie! – wołał przedstawiciel władzy.
Zeskoczył z konia i zapukał do drzwi.
Wreszcie w środku zapłonęła świeca i przestraszona służąca otworzyła drzwi.
– Czy nie dość było już zamieszania? – zapytała krótko.
Wójt wszedł za nią do środka.
– Czy wszyscy zdrowi?
– Wszyscy? – parsknęła kobieta. – Molly nie żyje, księżna nie żyje, a panienka Jessica zniknęła.
– Chodzi mi o Holzensternów. Obudź ich, chcę się z nimi widzieć.
– Co to za hałasy? – rozległ się głos hrabiego i cała rodzina pojawiła się odziana jedynie w nocną bieliznę.
– O, to dobrze – powiedział wójt. – Gdzie mieszka wasz woźnica, hrabio?
– Mój woźnica? A po cóż on wam?
Wójt rozzłościł się.
– Odpowiadać na pytanie!
Cała rodzina osłupiała, oburzona takim traktowaniem i formą, w jakiej się do niej zwracano.
Służąca przytomnie pospieszyła z odpowiedzią:
– Mieszka w skrzydle dla służby. Ale teraz chyba go tam nie ma. Zanim położyłam się spać, widziałam go idącego w stronę lasu. Zachowywał się dziwnie, przez cały wieczór siedział w stajni.
– Poszedł do lasu? Kiedy?
– Nie tak dawno. Zgasiłam światła tuż przed waszym przyjazdem.
– Chodź z nami! Wskażesz, dokąd poszedł. Czy zabrał coś ze sobą?
– Sznur. Pewnie chciał przyprowadzić jakiegoś konia.
– Z lasu? O tej porze roku? Chodźmy!
Już pędzili w stronę ściany drzew. Z daleka, na tle wieczornego nieba, dostrzegli olbrzymi dąb. Ku niemu skierowali konie.
Przybyli akurat na czas, by usłyszeć, że woźnica zeskakuje z gałęzi. Alexander podbiegł błyskawicznie, wyciągnął krótki mieczyk i jednym ruchem przeciął sznur.
– Jak na kalekę jesteście naprawdę szybki, wasza miłość.
– Kalekę…? A, moja noga. To w niczym nie przeszkadza. Prędko!
Pomagając sobie wzajemnie, rozluźnili pętlę na szyi mężczyzny. Tancred przyglądał się całej scenie nieobecnym wzrokiem, jak gdyby nic do niego nie docierało. Był tak zdumiony słysząc, że ktoś nazywa jego ukochanego ojca kaleką, że przed oczami pojawiły mu się czerwone plamy. W domu nigdy nie zwracano uwagi na to, że Alexander Paladin kuleje czy też raczej ciągnie za sobą lewą nogę. Wszyscy wiedzieli, że został poważnie ranny podczas wojny trzydziestoletniej i że wraz z matką wielce się napracowali, żeby odzyskał sprawność. Więcej się o tym nie mówiło.
Mężczyźni pomogli na wpół uduszonemu woźnicy usiąść i złapać powietrze.
– Chcę umrzeć – dyszał. – Molly nie żyje. Po co ja mam żyć?
– Jesteś jeszcze młody – powiedział wójt. – Zaczniesz od nowa w jakimś innym miejscu. Wszędzie potrzebują dobrych woźniców. A więc to nie ty ją zabiłeś?
– Ja? Ja miałbym tknąć moją Molly?
– Molly nie, ale może panienkę Jessikę?
– Nigdy w życiu! Nie jestem taki. To był wypadek, ona ją pchnęła i ta upadając uderzyła się w głowę. Śmiertelnie. Ona była taka przerażona, zgodziłem się więc ukryć ją w jeziorze, nie chciałem, żeby wpędziła mnie w kłopoty, zawsze się mnie czepiała…
– Powoli – poprosił wójt. – Co to za „ona” i ile ich jest? Używaj imion. A może ja mam to zrobić? Jej wysokość hrabina Holzenstern powiedziała ci, że przypadkowo pchnęła Jessikę Cross, a dziewczyna przewróciła się i rozbiła głowę. Hrabina była z tego powodu zrozpaczona, a ty zgodziłeś się utopić ciało Jessiki w jeziorze, bo nikt by nie uwierzył w niewinność hrabiny. To zresztą nic dziwnego. Tak naprawdę hrabina ci groziła i zgodziłeś się pomóc jej z tego właśnie powodu.
– No, przecież tak właśnie mówiłem – wychrypiał woźnica, cały czas trzymając się za gardło. – Byłem kiedyś karany, rozumiecie, i ona łaskawie zatrudniła mnie jako woźnicę, ale wykorzystywała moją grzeszną przeszłość i zmuszała do różnych rzeczy. Groziła, że opowie o mnie albo że mnie wyrzuci. Teraz także mi zagroziła, a ja nie śmiałem się jej sprzeciwić. Było ciemno i ona zasłoniła kapturem twarz dziewczyny. A to była Molly! Moja Molly! Nigdy jej tego nie wybaczę! Ani sobie!
– Opowiedz o tej nocy, kiedy wrzuciłeś dziewczynę do jeziora. Ktoś nadjechał, prawda?
Mężczyzna miał ogromne trudności z mówieniem, najwidoczniej bolało go gardło, ale tego można było się spodziewać.
– Tak, okropnie się przestraszyłem. To był hrabia z jakimś młodym chłopcem. Hrabia też się przeraził, kiedy nas zobaczył. Ale hrabina…
– Ona stała na brzegu, tak?
– Tak. Uspokajała hrabiego, szepcząc mu coś, czego nie słyszałam, ale wtedy młody chłopak obudził się i spojrzał prosto na mnie. Przestraszyłem się i zapytałem, po co go tu przywieźli, i hrabia zaraz z nim odjechał.
– To znaczy, że hrabia wcześniej nie wiedział o śmierci dziewczyny?
– Nie, był bardzo wzburzony, ale hrabina go uspokoiła. Nie wiem, co mu powiedziała.
– Prawdopodobnie szepnęła mu, że to Molly – mruknął wójt do Alexandra. – Hrabia nie znosił tej dziewczyny.
– Czy teraz mogę już umrzeć?
– Nie, na Boga, nie!
– A dostanę coś do picia?
Wójt wyjął zza pazuchy płaską butelkę.
– Masz, wypij, dobrze ci to zrobi. Ale flaszkę muszę dostać z powrotem. No, a jak było z księżną? Kiedy to zrobiłeś?
Woźnica pił jęcząc. W końcu odjął butelkę od ust z głębokim westchnieniem.
– Księżna? Ta oszalała na punkcie chłopów kobieta? Nie, z nią nie miałem nic wspólnego. Niech Bóg ulituje się nad mą duszą. Niech mnie czarci porwą, jeżeli kłamię!
Wsadzili woźnicę na konia i zawieźli do dworu, gdzie polecili go opiece innych służących. Wydali przy tym stanowczy nakaz, by starannie pilnowano go przez najbliższe dni, gdyż może wyrządzić sobie krzywdę.
– Chcecie puścić woźnicę wolno? – zapytał Alexander.
– Tak. On już poniósł karę. I przecież został zmuszony do pomocy.
Holzensternów nie trzeba było budzić, nie zdążyli jeszcze się położyć. Alexander czuł, że dzień bardzo się wydłużył, piekły go oczy. Kiedy wkroczyli do Nowego Askinge, niebo na wschodzie poczęło już barwić się na złoto.
– Panna Stella może iść do łóżka – zdecydował wójt. – Ona nie ma z tym nic wspólnego.
Dziewczyna odeszła, obojętna jak zwykle. Czy ona ma w sobie choć za grosz uczuć? zastanawiał się Tancred, który był już tak zmęczony, że niemal zasypiał na stojąco. Chciał jednak do końca uczestniczyć w rozwiązywaniu zagadki i rozumiał, że już wkrótce prawda wyjdzie na jaw.
Holzensternowie siedzieli na krzesłach. Hrabina, w pięknie udrapowanej nocnej szacie, na ustach wciąż miała swój nieodłączny łagodny uśmieszek. Hrabia, choć oburzony, starał się zachować spokój, ale nie zdołał ukryć potu perlącego mu się na czole.
– Czy chcecie się przyznać, hrabino Holzenstern? – zapytał wójt.
– Przyznać? Do czego? – odparła chłodno, wciąż panując nad sobą.
– A więc dobrze, ja będę mówił. Możecie mnie poprawić, jeśli popełnię jakiś błąd. Było tak: w środę wieczorem hrabina odwiedziła Wendelów. Wróciła do domu i zaprowadziła konia do stajni. W tym samym czasie nadbiegły do stajni Jessica i Molly. Jessica histerycznie krzyczała, ponieważ hrabia nastawał na jej cześć.
Hrabia jęknął zrezygnowany, hrabina zaś stwierdziła tylko:
– Co za ohydne kłamstwo! Ta dziewczyna ma chorą wyobraźnię.
Wójt, niewzruszony, ciągnął dalej opowieść:
– Jedna z dziewcząt, ubrana w płaszcz Molly, przebiegła obok hrabiny, kierując się w stronę domu. Nie dostrzegła jej zresztą. Hrabina sądziła, że ta, która zostala, to Jessica. Myślę, że w hrabinie od dawna narastała nienawiść do tej dziewczyny. Czyż nie tak? Było wielce prawdopodobne, że Holzensternowie będą musieli wkrótce opuścić ten dwór. Kazałem jednemu z moich ludzi sprawdzić, jak przedstawia się sytuacja Nowego Askinge. Hrabia zdołał już roztrwonić majątek i mógł wybuchnąć kolejny skandal. Najgorsze dla hrabiny było jednak to, że jej mąż nastawał na cześć młodziutkiej krewniaczki. Istniało niebezpieczeństwo, że cały świat pozna prawdę o małżeństwie Holzensternów. Chcę tutaj dodać, że znamy niechęć hrabiny do współżycia małżeńskiego i rozumiemy ją. Rozpustne życie siostry musiało ją przerazić i zabić tego rodzaju potrzeby. Jednak te okoliczności nie usprawiedliwiają napaści na dziewczynę. Nie wydaje mi się, by w grę wchodziła zazdrość. Przypuszczam, że do takich uczuć hrabina nie jest zdolna. To była raczej chęć zachowania własności. Hrabina nie chciała dzielić się swoim mężem z nikim. Widząc rzekomą Jessikę poczuła tak silny gniew, że uderzyła. Potem uciekła.
– Czy musimy tu siedzieć i wysłuchiwać tych bredni? – zwróciła się do męża hrabina. Gdy zamilkła, jej wargi były może cokolwiek zbyt mocno zaciśnięte, ale poza tym wyglądała normalnie.
Hrabia nie odpowiedział. Twarz mu spurpurowiała, kochał przecież Jessikę. Wiadomość o tym, że jego małżonka usiłowała ją zgładzić, musiała nim wstrząsnąć.
Wójt przenosił wzrok z męża na żonę, ale ponieważ milczeli, mówił dalej:
– Potem hrabina zobaczyła, że druga dziewczyna wraca, a następnie w panicznym lęku ucieka do lasu.
Hrabina nadal nie reagowała.
– Zmarła musiała zniknąć. Hrabina wróciła więc do stajni, jeżeli w ogóle ją opuszczała, i wtedy odkryła swój błąd. Zabitą była Molly. Tak czy owak, hrabina potrzebowała teraz pomocy silnego mężczyzny. Pomyślała o woźnicy, którego mogła skłonić do pomocy, ale on przecież kochał Molly! Hrabina znalazła się w potrzasku. Postanowiła jednak zaryzykować. Zawiązała kaptur na twarzy dziewczyny i wprowadziła woźnicę w błąd. Sądząc, że to Jessica, przeniósł zwłoki do lasu. Teraz należało czekać, aż hrabina znajdzie sposób na ich ukrycie.
Tancred, choć starał się jak najuważniej śledzić tę długą opowieść, nie był w stanie nadążyć za tokiem myśli wójta.
– Następnego wieczoru cała rodzina Holzensternów była u hrabiny Ursuli Horn – mówił przedstawiciel prawa. – Wyszli jednak wcześnie, zaraz po tym, jak opuścił ich młody Tancred.
Usłyszawszy własne imię na wpół śpiący chłopak zaczął słuchać z większą uwagą.
Hrabina zabrała ze sobą woźnicę, aby utopił ciało Molly w małym jeziorku niedaleko stąd. Ale oto nagle pojawił się hrabia, wiozący chłopca na koniu. Co, u licha, robi tu mój mąż w środku nocy? pomyślała zapewne hrabina. Nadjechał od strony Starego Askinge z kiepskim wyjaśnieniem, że właśnie znalazł w lesie nieprzytomnego chłopaka. Wówczas hrabina wyznała mężowi, że nieumyślnie spowodowała śmierć Molly. Hrabia przyjął to tłumaczenie, zwłaszcza że jego sytuacja również była cokolwiek dwuznaczna. Szybko oddalił się stamtąd. Molly przecież nic dla niego nie znaczyła… No, może niezupełnie. Tak naprawdę, nie znosił jej. W ciągu następnego dnia hrabina gruntownie przemyślała sprawę Starego Askinge. Nie wiem, czy już wcześniej żywiła jakieś podejrzenia… Mąż przecież znikał gdzieś co drugą noc. Musiała zwrócić na ta uwagę. Może przypomniała sobie, że kiedyś interesował się jej siostrą? Na to hrabina i tak nam nie odpowie, więc nawet nie pytam. W każdym razie następnego, trzeciego już tragicznego wieczoru, wybrała się da zamku. Ujrzała wychodzącego stamtąd Dietera. On także ją dostrzegł…
Tu wójt nieco minął się z prawdą: nie wiedział przecież, czy młodzieniec usłyszał wówczas właśnie kroki hrabiny.
– Hrabina weszła do zamku i znalazła swoją siostrę. Zawsze panicznie lękała się kompromitacji. A jej siostra, księżna, swoim skandalicznym zachowaniem przynosiła wstyd rodzinie. A teraz na dodatek miałoby wyjść na jaw, że jej własny mąż… Mógłby się o tym dowiedzieć na przykład Dieter… Mogę teraz wam wyjawić, hrabino, że ów młodzieniec wiedział o tym przez cały czas.
Wreszcie twarz hrabiny ożywiła się na moment. Pojawił się na niej wyraz przerażenia i bezsilnej złości. Zniknął jednak prędko.
– W trosce więc o swą dobrą sławę, być może z tych samych powodów, dla których chciała usunąć również rywalkę, Jessikę, wbiła nóż w serce siostry. Potem zaciągnęła ciało do piwnicy i zaczęła zacierać ślady. Kolejno wyniosła wszystkie sprzęty z komnaty, a na koniec rozsypała popiół na podłodze. Zabrakło jednak pajęczyn… I właśnie to wzbudziło nasze podejrzenia.
Hrabina wyprostowała się.
– Czy już skończyliście, panie wójcie? Co za zgrabnie wymyślona historyjka! Nic z tego nie możecie udowodnić!
– Wprost przeciwnie. Mamy zeznania młodego Tancreda i Jessiki…
– Jessiki? – ocknął się hrabia.
– Tak. Jest w bezpiecznym miejscu. Poza zasięgiem waszych brudnych łap i waszej żądnej mordu żony. Woźnica również przyznał się do wszystkiego. Dopiero co powiesił się w lesie.
– Świadectwo zmarłego? Jakąż ono ma wartość?
– Odcięliśmy go. Żyje i chce zaświadczyć o wszystkim, co łączy się z zabójstwem Molly. Sądzę, że hrabia także będzie świadczył. A poza tym jest wiele innych dowodów, które przemawiają przeciwko wam, hrabino. Na przykład wielkie łoże w Starym Askinge, rozłożone na części. Bez tego kobieta nie byłaby w stanie przenieść go do piwnicy. Nie unikniecie kary, hrabino Holzenstern.
Tancred przypomniał sobie sława ciotki. Mówiła, że w rodzinie Holzensternów wiele jest złej krwi po babce Stelli ze strony matki. No tak, widać to wyraźnie po obu siostrach. Hrabia też nie jest dużo lepszy. Biedna Stella, nie może poszczycić się rodziną.
Niech jej się dobrze wiedzie, pomyślał w przypływie współczucia.
Nagle hrabina uniosła głowę.
– Warta było ta zrobić – powiedziała zaczepnie, niemal sycząc. – Mój Boże, naprawdę warto! Nareszcie uderzyć w tę nędznicę, od której byliśmy zależni! Nie szkodzi, że zamiast niej była Molly, ta łajdaczka także sobie zasłużyła na śmierć. A wbicie noża w tę dziwkę w zamku… O, to było zachwycające spełnienie! Czułam to w całym ciele! To było więcej warte niż wszystko, co może się jeszcze zdarzyć!
No, nie będzie tego znowu tak wiele, pomyślał Alexander cokolwiek nieswój. Hrabiną zajmie się kat. A hrabia? Zastanie ukarany za złamanie przysięgi małżeńskiej i usiłowanie gwałtu, ale ocali życie. Kara cielesna i hańba, jakiś czas spędzony w ciemnicy… Oto co go czeka. Ale później wyjdzie na wolność i niewykluczone, że Jessica znowu będzie musiała znosić jego umizgi.
Nie można do tego dopuścić, pomyślał Alexander. Muszę pomówić z Cecylią!
Cecylia miała serce we właściwym miejscu. Zabrała dziewczynę ze sobą na Zelandię. Wyjechały wcześniej, aby Jessica mogła uniknąć przykrości związanych z procesami i orzeczeniem wyroków. Sprowadzono nowego zarządcę do Nowego Askinge. Stelli pozwolono tam zostać do czasu, gdy Jessica uzna, że jest w stanie przejąć majątek. Na razie jednak chciała wyjechać jak najdalej stąd. Hrabiemu zabroniono pokazywać się w Nowym Askinge.
Cecylia zaprotegowała Jessikę na dobre stanowisko, jako opiekunkę dzieci Leonory Christiny. Zwłaszcza dwuletnia Eleonora Sofia potrzebowała piastunki, gdyż była słabego zdrowia. Często chorowała, a teraz, gdy rodzice przebywali w Niderlandach, wymagała szczególnej opieki. Mała i Jessica od razu bardzo się polubiły.
Alexander i Tancred zostali na Jutlandii aż do czasu zakończenia całej sprawy, po czym wyruszyli w powrotną podróż.
Na statku, w drodze przez Wielki Bełt, Alexander zapytał:
– I jak tam, wybaczyłeś już Jessice jej „zdradę”?
– Zdradę? – powtórzył Tancred powoli. – Jeśli masz na myśli jej brak zaufania do mnie, ojcze, to muszę powiedzieć, że zraniła mnie tak głęboko, iż nie chcę jej już więcej widzieć.
– Wcale ci to nie grozi. Matka miała wystarać się dla niej o miejsce z daleka od Gabrielshus.
– To dobrze. Ona przecież także nie wie, gdzie my mieszkamy, bo nigdy jej nie mówiłem, kim jestem, ani też że mamy zamek. Chciałem, żeby pokochała mnie dla mnie samego, a nie dla nazwiska.
Alexander przez chwilę w milczeniu obserwował syna. Stali przy relingu, patrząc na coraz bardziej przybliżające się wybrzeże Zelandii. Mocne ojcowskie dłonie objęły ramiona chłopca.
Posłuchaj, Tancredzie – powiedział Alexander. Chłopak nigdy jeszcze nie widział ojca tak bladego z gniewu. – Posłuchaj, zapatrzony w siebie sędzio! Czy dobrze słyszysz, co sam mówisz? Ty też nie powiedziałeś Jessice, kim jesteś. Ale to twoim zdaniem jest w porządku, chociaż nie miałeś powodu niczego ukrywać. Ona natomiast nie przyznała się, kim jest, bo była śmiertelnie przerażona. Ale w twoich oczach ciężko zgrzeszyła. Tak rozumujesz, prawda? – Alexander odsunął syna od siebie. – Wstydź się, Tancredzie. Zawiodłem się na tobie tak bardzo, że nie chcę z tobą więcej rozmawiać.
Ojciec odszedł, a Tancred stał jak skamieniały.
– O Boże! Co ja narobiłem? – zawołał z żalem. – Ojcze! Ojcze! Muszę ją zobaczyć i prosić o wybaczenie. Muszę jej powiedzieć, jak bardzo jest mi droga!
Alexander odwrócił się.
– To nie będzie łatwe. Twoja matka obiecała Jessice, że nikomu nie zdradzi miejsca jej pobytu. Sądzę też, że dziewczyna nie chce cię widzieć. Musiała ogromnie zawieść się na tobie.
Odszedł, a Tancred oparł głowę o poręcz, gorzko się obwiniając i przeklinając samego siebie.
W Askinge Stella Holzenstern chodziła po pustych komnatach. Rodzice byli daleko; matki nie zobaczy już nigdy, ojciec siedzi w więzieniu, zabroniono mu także pokazywać się tu w przyszłości, Jessica wyjechała, woźnica opuścił dwór, jej ciotka i Molly leżały w grobie. Dieter nie przychodził więcej. Tylko garstka służących w milczeniu snuła się po domu.
– Pewnego dnia cię odnajdę – mówiła Stella beznamiętnie do swego oblicza w lustrze. Jej piękna gładka twarz wyrażała jedynie pustkę, – To wszystko twoja wina. Dziękuję ci, Jessiko Cross. Dałaś mi cel w życiu. Pewnego dnia cię odnajdę, gdziekolwiek się ukryjesz. Bądź pewna!