ROZDZIAŁ XIV

Corfitz Ulfeldt i jego żona Leonora Christina nie zabawili długo w Niderlandach. Osiedli w Szwecji, u królowej Krystyny, gdzie nareszcie czuli się jak ryby w wodzie. Córka Gustawa II Adolfa była bardzo wykształcona, kulturalna, a na jej dworze sztuka była ceniona niezwykle wysoko. Ulfeldtom bliskie były te zainteresowania.

Na dwór szwedzki ściągnęli szwagrowie: Ebbe Ulfeldt i Valdemar Christian, a także matka Leonory Christiny, sędziwa już Kirsten Munk. Ażeby wejść w łaski dworu, przebogaty Ulfeldt wraz ze swą teściową udzielili Szwecji pożyczki na łączną sumę 37 000 talarów z cichą umową, że pieniądze te przeznaczone zostaną na zbrojenia.

Od wielu lat stosunki między Szwecją i Danią były bardzo napięte, a poczynania Corfitza Ulfeldta nie przyczyniły się do ich poprawy. Były ochmistrz Danii zaoferował Szwedom swe usługi i okazał się prawdziwym podżegaczem wojennym, występując przede wszystkim przeciwko królowi Fryderykowi III. Krystyna jednak nie pasjonowała się wojną w tym samym stopniu, co sztuką i kulturą. Abdykowała na rzecz kuzyna Karola Gustawa z Pfalz, dziesiątego Karola na szwedzkim tronie.

To był dopiero wojowniczy władca! U niego Ulfeldt znalazł większe zrozumienie.

Karol X Gustaw musiał się jednak najpierw zająć wschodnią Europą, ale jednocześnie przygotowywał plany napaści na Danię.

Corftz Ulfeldt okazał się dla Szwedów nieoceniony. Chętnie zdradzał wszystkie tajemnice dotyczące starej ojczyzny. Były ochmistrz królestwa pragnął zemsty. Nie jest do końca pewne, jakie myśli krążyły mu po głowie, być może zamierzał zdobyć stanowiska regenta Danii, która właśnie podporządkowywała się Szwecji. A może myślał bardziej realnie, zdając sobie sprawę z tego, że jego noga nigdy więcej nie będzie mogła stanąć na duńskiej ziemi? Tego nikt nie wie.

W każdym razie z radością popełnił zdradę stanu, choć sam nie używał tego określenia. Uznał, że jest to winien Szwecji, która tak gościnnie go przyjęła, w przeciwieństwie do Danii, gdzie ubliżano tak wielkiemu politykowi, za jakiego się uważał.

Karol X Gustaw zamierzał zaatakować Danię od południa ze szwedzkich posiadłości – Bremy, Wismaru i Pomorza Zachodniego, trzech niedużych, ale dla Duńczyków stanowiących zagrożenie skrawków lądu. Wojna rozpocząć się miała wkrótce, jak tylko pozwolą na to okoliczności. Na razie jednak ważniejsze było co innego.

Jednakże Duńczycy zdali sobie sprawę z grożącego im niebezpieczeństwa. Wzmocniono straże w Holsztynie.

Tam też wysłano kapitana Tancreda Paladina.

Był jesienny wieczór 1654 roku, Tancred pełnił akurat wartę na rzeką Łabą, choć nikt nie spodziewał się ataku Szwedów. Gęsta mgła spowijała pola i przesłaniała biskupstwo Bremy, położone na przeciwległym brzegu.

Tęsknił bardzo za domem, za Jessiką i małą Leną, która skończyła już dwa lata. W chłodny wieczór myśl o żonie i córce rozgrzewała mu serce. Co mogły teraz robić? Wyobrażał sobie ciepłe światło padające z okien Gabrielshus i je obie w środku wraz z dziadkiem i babcią. Lena siedzi na kolanach Jessiki, ogląda obrazki i sennie przymyka oczy. Niemal zasypia, więc dziadek Alexander, który ją uwielbia i straszliwie rozpieszcza, bierze dziecko na ręce i zanosi piastunce.

A ojciec nie pocałuje córeczki na dobranoc…

Po rzece chyłkiem przemknęła łódź. Tancred usłyszał plusk spadających z wioseł kropel wody.

Nie zareagował. Wiedział, że to jego kolega, młody Peder, który miał dziewczynę na drugim brzegu rzeki i skrywany przez mgłę czasami ją odwiedzał. Nie było to zabronione, ponieważ Dania nie znajdowała się bezpośrednio w stanie wojny ze szwedzką Bremą, ale mimo wszystko żołnierz nie powinien wyprawiać się, ot, tak sobie, do sąsiedniego kraju.

Tancred szedł dalej. Słyszał, jak łódź dobiła do brzegu, i wkrótce dotarł do niego głos Pedera, przytłumiony, ale wibrujący wzburzeniem.

– Tancredzie! Jesteś tutaj? Nie wierzę własnym oczom!

Tancred przystanął; Peder dopadł go zdyszany.

– Zgadnij, co przeżyłem!

– Nie, nie ośmielę się – uśmiechnął się Tancred.

– Nie, to nie ma żadnego związku z moją dziewczyną. Usiądź i posłuchaj!

– Dziękuję, raczej postoję. – Tancred rzucił okiem na wilgotną ziemię.

– Słuchaj więc, teraz, kiedy wracałem, na drugim brzegu była straszna mgła. Zabłądziłem. I nagle ty stanąłeś przede mną!

Tancred drgnął. Czy to znów daje o sobie znać dziedzictwo Ludzi Lodu?

– Co chcesz powiedzieć?

Peder podniecony kiwał głową.

– W mundurze, prawie takim jak twój, choć niedokładnie. „Co tu robisz, Tancredzie”, zapytałem. On popatrzył na mnie zdumiony i odpowiedział po szwedzku: „Nie nazywam się Tancred. A czy ty nie jesteś duńskim żołnierzem? Co ty tu robisz?” Trochę się przestraszyłem, bo wyglądał dość groźnie, ale odparłem: „Byłem z wizytą u dziewczyny, kornecie.” Taki miał stopień. „Nie mam żadnych złych zamiarów. Ale naprawdę nie jesteś Tancredem? Mógłbym przysiąc, że to ty.” „Nie, powiedział, mam na imię Mikael.” Wtedy dostrzegłem, że jest trochę młodszy od ciebie. A potem wymienił jeszcze jakieś bardzo długie nazwisko, które po drodze zapomniałem. Na Boga, nie myślałem, że dwu obcych ludzi może być tak podobnych do siebie!

Tancred wpatrywał się w niego podniecony.

– Mikael? Mikael Lind z Ludzi Lodu, czy tak właśnie powiedział?

– Co? Skąd to wiesz? Znasz go?

– Nie – odparł Tancred. – Ale to zaginiony krewniak. Sądziliśmy, że nigdy więcej go nie zobaczymy. Przewieź mnie na drugą stronę, Pederze, i pokaż, gdzie on jest.

– To nie będzie trudne. On też się zaciekawił i chciał cię spotkać. Chociaż nie wiedział, że jesteście spokrewnieni.

Czeka na drugim brzegu.

– Dlaczego więc zwlekamy?

– Nie możemy chyba płynąć razem. Jeden musi trzymać wartę.

– Masz rację, pojadę sam. Gdzie schodzisz na ląd?

– Dokładnie po przeciwnej stronie. Nad brzegiem jest pagórek, możesz tam ukryć łódź.

Tancred szybko wskoczył do łodzi i odbił od brzegu.

Łaba była w tym miejscu szeroka jak jezioro. We mgle trudno było utrzymać kierunek i modlił się, by nie płynął akurat jakiś statek. Przybił do brzegu, wcale go nie widząc.

Odnalazł niewielkie wzniesienie, co oznaczało, że nie zabłądził. Lecz miejsca na schowanie łodzi nie odkrył, ale tym się nie zmartwił, wystarczyła gęsta mgła.

Wspiął się na pagórek i zatrzymał w miejscu, gdzie było dosyć płasko. Z oddali dobiegały wołania, rozzłoszczony kobiecy głos i drugi, należący do uległego mężczyzny.

Nagle z mgły wyłonił się wysoki, ubrany w strojny mundur szwedzki oficer. Tancred odskoczył. Miał wrażenie, że widzi przed sobą samego siebie. Przeżycie przywodzące na myśl czary.

– Niebywałe! – Szwed był równie zaskoczony.

– Mikael! – wykrzyknął Tancred wzruszony. – Naprawdę jesteś Mikael!

Ten drugi zmarszczył czoło.

Tancred zbliżył się doń i wyciągnął rękę.

– Jestem Tancred Paladin. Nie znasz mnie, ale w moich żyłach także płynie krew Ludzi Lodu.

– Co?

– Wszyscy tak długo cię szukaliśmy, Mikaelu! Smutkiem napełniała nas myśl, że cię nie znajdziemy. Posłuchaj, matka mojej matki i ojciec twego ojca są rodzeństwem. Obydwoje jeszcze żyją.

Mikael rozjaśnił się, a w oku zakręciła mu się łza.

– A ja sądziłem, że jestem sam na świecie!

Serdecznie objął krewniaka i obydwaj się roześmiali.

– Szkoda, że mam tak mało czasu – poskarżył się Mikael. – Już dziś wieczorem przenoszą mnie do Szwecji.

– Do Szwecji? A więc tam mieszkasz?

– Tak. Wyjechałem wraz z moją przybraną siostrą, Marką Christianą, kiedy poślubiła syna naszego opiekuna. Opowiedz mi teraz o rodzinie!

– Pochodzimy z Norwegii.

– Wiem. Marka Christiana opowiadała mi, że kiedy miałem trzy lata, mój dziad ze strony ojca odwiedził Lowenstein wraz z jakąś młodą parą.

– To byli moi rodzice – Tancred był coraz bardziej podniecony. – Mieszkamy w Danii.

– Widzę, że rodzina się rozjechała. A czy są jacyś moi bliżsi krewni w Norwegii?

– Tak, twój dziad Are, ojciec twego ojca, i stryj Brand oraz twój stryjeczny beat Andreas Lind z rodu Ludzi Lodu. Twój dziad będzie uradowany, gdy dowie się o naszym spotkaniu.

Mikael posmutniał.

– Tak bardzo chciałbym znów go zobaczyć, zanim nie będzie za późno.

– Tak. Musisz jechać do Norwegii. Jak najszybciej! A potem do nas.

– Tak szybko, jak się da. Ale stosunki między naszymi państwami nie są najlepsze. Teraz wysyłają mnie do Ingermanland. Car Aleksy chce mieć otwartą drogę do Bałtyku i zagraża szwedzkim prowincjom. Ale przyjadę. Przyjadę, gdy tylko nastanie pokój i sąsiedzi będą mogli ze sobą rozmawiać.

Teraz Tancred dostrzegł, że chłopiec jest dużo młodszy od niego. Nie mógł mieć więcej niż dwadzieścia lat. I podobieństwo między nimi nie było tak uderzające, jak wydawało się na początku. Brwi Mikaela były łukowato wygięte, podczas gdy jego proste, uśmiech też był zupełnie inny. Poza tym jednak mieli zadziwiająco wiele cech wspólnych. Nie wiedzieli tego, ale obydwaj wyglądali tak, jak wyglądałby Tengel Dobry, gdyby przekleństwo ciążące nad Ludźmi Lodu nie uczyniło jego oblicza tak bardzo demonicznym.

Z oddali, z obozu przesłoniętego mgłą, rozległ się dźwięk rogu.

– Niedługo odjeżdża transport. Mam mało czasu – powiedział Mikael.

Rozmowa stała się bardzo gorączkowa.

– Jesteś tak młody i masz już stopień korneta?

Mikael roześmiał się.

– Wuj Gabriel, mąż Marki Christiany, ma wielkie wpływy.

Podnieceni, byli w stanie rozmawiać tylko o błahostkach, zamiast koncentrować się na rzeczach najistotniejszych.

– Gabriel? – zdziwił się Tancred. – Przedziwne, że tu także napotykam to imię! Nasz dwór nazywa się Gabrielshus, a moja siostra ma na imię Gabriella.

– To rzeczywiście zabawne. Imię Gabriel popularne jest także w rodzinie wuja. Jego praprababka miała dwanaścioro dzieci, a żadne nie dożyło roku. Przyśnił jej się anioł, który powiedział, że następnego syna powinna nazwać Gabriel. Zrobiła tak i dziecko przeżyło jako jedyne z potomstwa. Potem prawie wszystkie dzieci chrzczono Gabrielami. Ale ja marnuję czas na takie pogawędki. Czy znałeś mojego ojca?

– Bardzo mało. Szkoda, że trafiłeś akurat na mnie. Wiem o Ludziach Lodu chyba najmniej z całej rodziny. Ale podobno twój ojciec, Tarjei, był zupełnie wyjątkowym człowiekiem. Bardzo uzdolniony, niepowszednia osobowość. Niestety, zginął z rąk „dotkniętego” z rodu Ludzi Lodu, mego kuzyna. Ciężkie jest nasze dziedzictwo, Mikaelu!

– Tak, bardzo chciałbym kiedyś poznać więcej szczegółów. Teraz znów róg mnie wzywa. Nie, nie mogę cię jeszcze opuścić, muszę dowiedzieć się czegoś więcej! Gdzie mieszkacie?

– Twoja gałąź rodu mieszka w Lipowej Alei, a moja w Grastensholm. Oba dwory znajdują się w parafii Grastensholm niedaleko Christianii. A moja rodzina mieszka w Gabrielshus, na północny zachód do Kopenhagi.

Sygnał rogu rozległ się po raz trzeci.

Mikael ujął dłoń Tancreda.

– Teraz muszę już odejść. Ale przyjadę do Lipowej Alei. Pozdrów mego dziada a powiedz mu to.

– A ty gdzie mieszkasz, Mikaelu? – wykrzyknął Tancred, któremu w końcu przyszło do głowy to ważne pytanie.

– Nigdzie. Od dwóch lat stacjonuję w posiadłościach szwedzkich. Mój wuj także przenosił się tu i tam w zależności od szczebla kariery, zarówno wojskowej, jak i politycznej. Bywaj zdrów, Tancredzie, to było niezapomniane spotkanie.

– Żegnaj, i do zobaczenia! Wkrótce!

Obydwaj jednak mieli wątpliwości, czy groźba wojny przeminie. Wprost przeciwnie, wszystko wskazywało na to, że niedługo między ich krajami rozpocznie się zacięta walka.

Młody Mikael Lind z Ludzi Lodu uniósł dłoń w geście pożegnania. Wkrótce mgła wokół niego stała się coraz gęstsza, zarys jego sylwetki coraz mniej wyraźny, aż w końcu zniknął zupełnie.

Tancred stał na pustkowiu, mgła otaczała go jak gruby kożuch, przesłaniając wszystko co dalekie, nieznane.

Powolnym krokiem wrócił do łodzi.

Chwilę później pomyślał niepewnie: Czy to aby nie był tylko sen? Czy wydarzyło się to naprawdę? Czy może znów krew Ludzi Lodu spłatała mi figla? Zobaczyłem to, co normalnie pozostaje ukryte?

Z daleka usłyszał, jak oddział wojska opuszcza obóz, schowany za kurtyną mgły. Trzeszczące koła wozów, okrzyki rozkazów, stukot kopyt.

Zszedł na ląd i wyciągnął łódź na holsztyński brzeg.

Wkrótce Łaba także rozpłynęła się we mgle.

Загрузка...