Tancred obudził Jessikę wcześnie, jeszcze zanim zapiał pierwszy kogut. Był gotów do drogi.
– Jeśli masz dość sił, to zaraz wyruszamy – szepnął. – Zapłaciłem już. Ojciec i matka długo na nas czekali wczoraj wieczorem.
– Na pewno są niespokojni. Oczywiście, mam dość sił.
Nie było to zgodne z prawdą. Zdołała jedynie starannie owinąć się w koc, podreptać w ustronne miejsce i przyczłapać do konia. Blada i osłabiona musiała oprzeć się o jego bok. Tancred powstrzymał ją od upadku.
– Oszalałaś chyba, nie możesz chodzić sama – łajał. – Powinnaś była poprosić mnie o Pomoc.
– Istnieją pewne granice – mruknęła, gdy wsadzał ją na konia. Zawisła na grzbiecie wierzchowca jak zwiędła roślina, kurczowo trzymając się grzywy, dopóki Tancred nie zajął miejsca za nią.
– Jak pięknie wszystko wygląda o poranku – powiedział z zachwytem.
Jessica mrugała oczami, usiłując dostrzec owo piękno.
– Mgła – mruknęła. – Tylko gęsta mgła.
– Przecież nie ma żadnej… O mój Boże, Jessiko, nie spadaj!
Parę godzin później zajechali na dziedziniec Gabrielshus.
Natychmiast wyszedł do nich stary Wilhelmsen. Tancred podał mu dziewczynę.
– Ostrożnie! Ona gest lekka jak piórko, na pewno dasz sobie radę.
Szybko zeskoczył na ziemię i wziął Jessikę na ręce, bardzo już zdrętwiałe. Starał się ukryć przed Wilhelmsenem swe poplamione spodnie.
Prędko wbiegł po schodach i w sieni napotkał rodziców.
– Mamo, ona krwawi – wyszeptał zbielałymi wargami.
– Na litość boską, Tancredzie, nie powinieneś był jej stamtąd zabierać! Przecież ona jest nieprzytomna!
– W tamtym domu nikt się o nią nie troszczył – odparł szybko, kierując się do komnaty Gabrielli, którą Cecylia przygotowała dla Jessiki.
– Dlaczego nie było was tak długo?
– Musieliśmy przenocować w gospodzie. Jessica całkiem opadła z sił.
– Ależ, Tancredzie! Zaprowadziłeś to biedne dziecko w takie okropne miejsce?
– Musiałem. Mogłaby umrzeć, gdyby nie odpoczęła. Ale czuwałem przy niej przez całą noc.
– W tej samej izbie?
– A jak inaczej mógłbym nad nią czuwać? Mamo, odbyło się to tak przyzwoicie, że wszystkie panie w twoim kółku różańcowym zanudziłyby się na śmierć. Co ty sobie myślisz? Że jestem potworem?
– Nie, oczywiście, że nie, mój chłopcze. A poza tym nie należę do żadnego kółka różańcowego, wiesz o tym dobrze. Połóż ją. O, tak, dobrze. I wyjdź, teraz ja się nią zajmę – stanowczo powiedziała Cecylia i Tancred usunął się posłusznie.
Na moment przystanął pod drzwiami. W sercu, do którego ostatnio wkradło się tyle brudu i zła, poczuł nareszcie ciepło i błogość.
Jessica obudziła się tego samego ranka z dziwnym uczuciem radości. Z początku nie mogła zorientować się, skąd się ono bierze, ale wkrótce spostrzegła, że ból głowy nie jest tak intensywny jak zwykle. Po raz pierwszy była w stanie poruszyć głową nie mając wrażenia, że ktoś wbija jej szpikulce w oczy.
Naturalnie nie mogła lepszego samopoczucia skojarzyć z faktem, że po raz pierwszy od wielu tygodni nie wypiła wieczornego mleka.
Komnata, w której się znajdowała, urządzona była w sposób wyszukany. Odgadywało się tu kobiecą rękę, rękę młodej dziewczyny z wysoko rozwiniętym poczuciem piękna. Jessica odgadła, że pokój należał kiedyś do bliźniaczej siostry Tancreda.
Tancred! Wspomnienie konnej podróży sprawiło, że dostała wypieków. Czy zauważył, jak mocno krwawiła? Boże, bądź miłosierny, nie pozwól mu niczego dostrzec! To byłoby zbyt okropne.
Poruszyła się ostrożnie. Od razu poczuła, że jej męki wcale się nie zakończyły. W żołądku nie ściskało już jednak tak mocno i stawy nie bolały tak bardzo jak przedtem.
Rozległo się pukanie do drzwi. Weszła Cecylia, niosąc na tacy śniadanie.
Nigdy dotąd Jessica nie widziała bardziej obfitego posiłku tak wcześnie rano! Kromki chleba grubo posmarowane masłem, ser, plastry szynki wielkie jak talerze, mleko i jabłka.
– Jak się czujesz, kochanie? – zapytała Cecylia ciepło. – Dobrze spałaś?
– Wspaniale, dziękuję! I naprawdę czuję się dużo lepiej. Może to brzmi niemądrze, ale to prawda.
– To świetnie. Tu masz coś na wzmocnienie. Jak sądzisz, czy możesz usiąść?
Jessica zawahała się.
– Nie wiem…
– Rozumiem. Najlepiej będzie, jak pozostaniesz w pozycji leżącej. Pomogę ci przy jedzeniu.
– Zastanawiam się… Czy mogłabym dostać coś zamiast mleka? U Ulfeldtów co wieczór wypijałam wielki kubek, a w nocy dostawałam gwałtownych ataków bólu. A dzisiaj czuję się naprawdę dobrze. Może więc mój organizm nie toleruje właśnie mleka?
– Tak, słyszałam o dzieciach, które nie znoszą mleka – zareagowała Cecylia ze zrozumieniem. – Ale kiedyś mogłaś je pić?
– Oczywiście. A więc może to niemądrze…
– Nie, zrezygnujemy z mleka. Zobaczymy, jaki będzie skutek. Wydam polecenie, żebyś zamiast tego dostawała piwo. Tancred jest taki słodki – mówiła Cecylia, karmiąc Jessikę. – Wiem, że on nie cierpi, kiedy się go nazywa słodkim, ale ja nie mam na myśli jego wyglądu. On mówi, że zawsze myślał o tobie z wielką czułością i odrobiną smutku. Męczyło go, że nie mógł prosić cię o wybaczenie. Myślał o tobie i o tym, jak ci się ułożyło w życiu. Może postąpiłam niemądrze, nie dając mu twojego adresu, ale Tancred w tym czasie był taki porywczy i niedojrzały. Łatwo mógł zdradzić komuś miejsce twojego pobytu, narażając cię w ten sposób na umizgi chorego z pożądania Holzensterna. Spróbuj potraktować jego wczorajszy uczynek jako prośbę o wybaczenie za dawne niesprawiedliwe wobec ciebie zachowanie.
Jessica skinęła głową. Niczego więcej i tak się w tym nie dopatrywała. Przez ten czas musiał mieć pewnie ze dwadzieścia przyjaciółek, albo i więcej.
Nie ośmieliła się jednak zapytać, czy w jego życiu był teraz ktoś szczególny.
Przyszedł do niej późnym popołudniem przed powrotem do koszar w Kopenhadze. Przytłaczał ją swoją postawą, nieśmiało więc poprosiła, by spoczął.
– Mam tylko kilka minut – powiedział, ale mimo wszystko przysunął krzesło bliżej łóżka i usiadł. – Jak się teraz czujesz?
– Od dawna nie czułam się tak dobrze – odpowiedziała. – Dziękuję, że przyszedłeś.
– Cieszę się, że przywiozłem cię tutaj. Ojciec mówi, że w Kopenhadze panuje wielkie poruszenie.
– Dlatego, że wyjechałam? – zdziwiła się.
– Oczywiście, że nie – zaśmiał się rozbawiony. – Ale Dina potwierdziła swe nieprawdopodobne zeznania, że Ulfeldtowie mieli zamiar otruć króla. Przyznała także, iż historia o planowanym zamachu na Ulfeldtów była zwykłym kłamstwem. Wywołało to chaos na zamku. Zagrożony poczuł się w tej chwili nie Ulfeldt, ale przede wszystkim król. Zamknięto więc wszystkie bramy do zamku, wyciągnięto armaty, wzmocniono straże. Mówią, że panika ogarnie wkrótce cały kraj. Najgorzej stoją sprawy niezadowolonych szlachciców z kręgów Corfitza Ulfeldta; poddawani są szczególnemu badaniu. A jedyny brat Leonory Christiny, Valdemar Christian, czy jak on tam się nazywa, od dawna czuje się obrażony, bo nie otrzymuje żadnych apanaży. Jest wprost nieznośnie surowo pilnowany.
Jessica nie mogła oderwać oczu od Tancreda. Znów poczuła się przy nim mała i obca. Starała się powiedzieć coś mądrego:
– Tej Dinie naprawdę udało się wywołać zamieszanie! Wszystko jest osłonięte tajemnicą, niczego nie mówi się wprost, nikt już nikomu nie wierzy.
– To prawda – zgodził się, a Jessica aż urosła z dumy. – Księża w kościele ostrzegają ludzi przed tą mroczną, niezrozumiałą sprawą, która może stać się przygrywką do dnia sądu. Z tego naprawdę mogą zrodzić się wewnętrzne zamieszki, a na to Dania nie może sobie pozwolić. Wojna ze Szwecją wisi na włosku. Pokój zawarty w 1648 nie był dla Danii korzystny. Szwecja zdobyła Brem i Verden na południu wraz z wieloma innymi posiadłościami, a więc Dania jest właściwie ze wszystkich stron otoczona przez terytoria szwedzkie. Nie czas teraz na wewnętrzne niepokoje.
– To prawda – odpowiedziała Jessica poważnie. Pochlebiało jej, że chciał z nią rozmawiać o takich sprawach.
Zniknął jednak gdzieś młodzieńczy, wesoły ton, charakterystyczny dla dni na Jutlandii. Wiedziała, że to nigdy już nie powróci. Tancred tak bardzo się zmienił. Sprawiał wrażenie nerwowego, zamkniętego w sobie.
Kiedy wyszedł, Jessica zapadła w drzemkę. Obudziwszy się, ujrzała, że ktoś się nad nią pochyla.
Była to nowa twarz, ale jakby znajoma. Od razu odkryła podobieństwo z Tancredem i jego matką.
Cóż to była za twarz? Takich oczu nigdy dotąd nie widziała. Biła z nich życzliwość, a łagodny uśmiech napawał cudownym poczuciem bezpieczeństwa.
Naturalnie Jessica nie mogła wiedzieć, że spotkała tego potomka Ludzi Lodu, który miał najczystsze serce, skupiał w sobie to, co w całym rodzie było najlepsze.
Był dużo niższy od Tancreda i prawdopodobnie nieco starszy. Miał płomiennorude włosy i lazurowe oczy. Na wesoło zadartym nosie aż roiło się od piegów.
– Dzień dobry – odezwał się po norwesku. – Jestem Mattias, kuzyn Tancreda, medyk. Słyszałem, że coś ci dolega. Opowiedz mi wszystko!
Przysiadł na skraju łóżka. Jessica od razu poczuła do niego zaufanie. Wydawał się bardzo zainteresowany jej chorobą, nastawiony na to, by jej pomóc.
Zawahała się.
– Chciałbym poznać wszystkie objawy twojej choroby – wyjaśnił. – Widzę, że jesteś mocno wychudzona. Wypadają ci włosy. Ciotka Cecylia mówiła, że cierpisz na bóle głowy. W którym miejscu boli najbardziej?
– Za oczami. Kiedy nimi poruszam, pojawiają się iskry i błyskawice. Ale dzisiaj czuję się dużo lepiej niż kiedykolwiek od chwili, gdy zachorowałam.
– O tym już słyszałem. Co jeszcze?
– Bolą mnie ramiona i kręgosłup. A ostatnio wszystkie stawy. Kolana, kostki, nadgarstki, palce…
Mattias odsunął kołdrę i pomacał jej ramiona i ścięgna na karku.
– No tak, na miłość boską, to się czuje. Bóle żołądka?
– Tak, straszliwie silne nocą, po tym, jak napiję się mleka. Dlatego dzisiaj je odstawiliśmy. I od razu jest mi lepiej.
– Miałaś także krwawienia. Ciotka mi mówiła. Opowiedz o nich!
Ależ, na Boga, tego przecież nie mogę uczynić, pomyślała. Wzrok jego wyrażał jednak taki spokój, że przełknęła wstyd i spuściwszy oczy powiedziała niewyraźnie:
– Są bardzo silne. Nieregularne. Pojawiają się znienacka.
– Z tego powodu tracisz wiele krwi – powiedział. – Od jak dawna to trwa?
– Trudno powiedzieć. Trzy, może cztery miesiące.
– Tak długo? I nic nikomu nie mówiłaś? No cóż, dobrze. Najpierw Przeprowadzimy pewien eksperyment. Twierdzisz, że czujesz się względnie dobrze. Czy odważysz się wypić kubek mleka? Tylko po to, żeby zobaczyć, czy bóle wrócą?
Skinęła głową.
– Oczywiście – powiedziała lekko drżącym głosem.
– Świetnie! Zaraz każę je przynieść. Ile czasu zwykle upływa, zanim pojawią się bóle?
– Nie wiem dokładnie, ponieważ zasypiam i budzę się z bólu. Ale powiedzmy, około godziny.
– Wobec tego wrócę do ciebie po tym czasie. I nie bój się już niczego! Postawimy cię znów na nogi piękniejszą niż kiedykolwiek – uśmiechnął się promiennie.
Po raz pierwszy Jessica odważyła się ostrożnie odwzajemnić jego uśmiech.
Przyniesiono jej mleko. Przez chwilę wpatrywała się w nie z niepokojem, w końcu zdecydowanie wypiła. Przyszła do niej Cecylia, żeby zmienić pościel.
– Tak mi przykro, że brudzę prześcieradła – powiedziała z zawstydzeniem Jessica.
– Nawet przez moment nie wolno ci o tym myśleć! mogłam tu przysłać jedną z dziewcząt, ale sądzę, że lepiej będzie, jeżeli załatwimy to same, ty i ja, znamy się przecież tak długo.
– Dziękuję – bąknęła.
– Już wyglądasz lepiej, Jessiko. Twoje oczy nabrały blasku. Kiedy byłaś u Ulfeldtów, miałaś udręczoną twarzyczkę. Tancred prosił, bym przekazała ci pozdrowienia. Mówił, że spróbuje przyjechać tu jutro wieczorem, by cię odwiedzić. Uważa się za twego obrońcę i z tonu jego głosu można było wnosić, że nawet przez myśl nie może ci przejść, że nie wyzdrowiejesz.
– Będę się bardzo starała – uśmiechnęła się Jessica.
W tym domu czuła się spokojnie i bezpiecznie. Gdyby tylko mogła tu zostać! Ale przecież nie może być ciężarem dla tej życzliwej rodziny. Nie powinna też sprawić zawodu małej Eleonorze Sofii.
Mattias powrócił dopiero po upływie dwóch godzin. Jessica uradowała się na jego widok. Wiele myślała o jego niezwykłych ciepłych oczach, tęskniła do nich.
– I jak? – zapytał.
– Nic! – rozpromieniła się. – Nigdy nie czułam się lepiej. Co prawda ciało boli mnie nadal i jestem taka słaba, że prawie nie mogę podnieść palca, ale nieznośny ból głowy i żołądka zniknął zupełnie.
– A więc to nie mleko. To dobrze, by odzyskać siły, potrzebujesz dużo zdrowego jedzenia.
– Co to może wobec tego być?
– Tego na razie nie potrafię powiedzieć, ale teraz, kiedy możemy wykluczyć mleko, otrzymasz lekarstwo, które na pewno ci pomoże. Codziennie będziesz dostawać bardzo nieapetyczny kleik. Jedz go, nawet jeśli będzie obrzydliwy w smaku. Zobaczysz, że ci pomoże.
– Jadłabym nawet stare resztki, żeby tylko wyzdrowieć – powiedziała Jessica słabym głosem. – A co z tymi wstrętnymi ranami?
– Papka zawiera środek, który także i je wyleczy. I pamiętaj, jedz dużo! Potrawy zostaną specjalnie tak zestawione przez Cecylię i przeze mnie, żeby przywrócić ci siły i dodać krwi.
– Będę zjadać wszystko co do okruszka. Ogromnie jestem wdzięczna za waszą pomoc!
– Za twoją pomoc. Jestem po prostu Mattias.
– Ach, zrozumiałam, że jesteście… jesteś baronem?
– Wyjątkowo nieprawdziwym. Moja matka jest bardzo niskiego rodu, ale serce ma bardziej szlachetne niż większość arystokratów. Wprost ją ubóstwiam.
– To na pewno wzajemne uczucie – uśmiechnęła się Jessica.
– Cieszę się, że cię widzę w świetnym humorze. To dobry znak.
– Tak bardzo się bałam – wyznała mu otwarcie. – Teraz czuję się bezpieczna.
Mattias spoważniał.
– Doskonale cię rozumiem.
Opuścił pokój chorej. W salonie oczekiwali go Cecylia i Alexander.
– I jak?
Mattias wyglądał na zafrasowanego.
– Tak jak myślałem. Tutejsze mleko jest nieszkodliwe. Wszystko wskazuje na to, że spożywała jakąś truciznę, która działa bardzo długo.
– Oszalałeś, chłopcze? Truciznę?
Mogło się to stać przypadkowo, choć nie bardzo rozumiem jak. Być może kubek, w którym dostawała mleko, nie był pokryty cyną albo zaistniały jeszcze jakieś inne przyczyny.
– Widać, że nie bardzo wierzysz w przypadek – powiedział Alexander. – Sądzisz, że ktoś uczynił ta celowo?
– Chciałbym widzieć w ludziach tylko samo dobro – uśmiechnął się Mattias.
– To wiemy aż nadto dobrze.
– Czy Jessica mogła mieć wrogów w domu Ulfeldtów?
– Nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić. To przecież taka spokojna, nikomu nie wadząca dziewczyna. Jedyną osobą, która ma coś do niej, jest hrabia Holzenstern, i to z zupełnie innych powodów.
– Z jakich?
– Samiec – wyjaśnił krótko.
– A, o to chodzi. Zobaczymy, jak podziała nasza kuracja. Biedna dziewczyna, będzie musiała zjadać tę breję.
– Ależ, Mattiasie – zachichotała Cecylia. – Nie wolno ci wyrażać się z takim brakiem szacunku o najskuteczniejszym specyfiku dziadka Tengela. Przepraszam, że musiałeś się zająć chorą podczas zasłużonych wakacji.
– Nic nie szkodzi. Zaintrygowała mnie tajemnicza choroba Jessiki. Zdrowie tej dziewczyny wiele znaczy dla Tancreda, prawda?
Cecylia spoważniała.
– Naprawdę nie wiem. Jeśli chodzi o historie z dziewczętami, Tancred nigdy zbyt wiele nie mówił. Nie wiem, czy kogoś ma, czy nie. Raz tylko zwierzył się ze wszystkiego. Dwa lata temu, kiedy zakochał się właśnie w Jessice. Ale potem… Wiesz, tak bardzo się zmienił, odkąd dorósł, że go nie poznasz! Któż uwierzyłby, że Tancred może stać się surowym, zdyscyplinowanym wojakiem, jakby urodził się żołnierzem? On, taki wesoły, lekkomyślny, czasami wręcz dziecinny.
– Cieszę się, że znów go zobaczę.
– Teraz opowiedz nam wszystko po kolei. Jak się miewa Gabriella i jej mąż? Czy wkrótce tu przyjadą?
I pochłonęła ich całkowicie rozmowa a Gabrielli i Kalebie.
Jessica dzielnie walczyła z obrzydliwym kleikiem, żując go między przednimi zębami, tak jak zwykle robi się z jedzeniem, które nie smakuje: obracała go w ustach, otrząsała się i przełykała.
I cud się dokonywał. Bóle głowy stopniowo słabły, a skurcze żołądka zniknęły prawie od razu. Mattias przychodził kilka razy dziennie i masował jej kark i barki. Bolało, ale skutki były odczuwalne.
– Masz po prostu napięte mięśnie – powiedział. – To wkrótce minie.
Jessica rozkoszowała się dotykiem jego gorących dłoni, tym ożywczym prądem przeszywającym całe ciało podczas masażu.
Rany budziły teraz tylko wesołość. Mattias obłożył je papką, więc dziewczyna cała się lepiła. Przestały już ropieć i to chyba najbardziej ją cieszyło.
Nadal bolały ją stawy, ale poza ranami i wychudzeniem był to jedyny objaw choroby, który jeszcze nie ustąpił. Krwawienia zmniejszyły się, a w końcu ustały zupełnie.
Tancred nie dotrzymał obietnicy i nie przyjechał wieczorem. A ona tak czekała! Leżała, wpatrując się w słońce, poruszające się zbyt wolno po sklepieniu nieba. Poprosiła Cecylię o lusterko i aż jęknęła na swój widok. Tak bardzo zmizerniała. Mattias miał rację – włosy jej się mocno przerzedziły. Uczesała je tak ładnie jak się dało, ale cóż można było zrobić z takimi cieniutkimi kosmykami?
A on nie przyjechał! Rozczarowana Jessica z cicha popłakiwała. Gwałtownie sprzeciwiła się Mattiasowi, kiedy chciał ją tego wieczora wysmarować kleikiem, w końcu jednak uległa i zezwoliła oblepić się ponownie mazią.
Tancred nie pokazał się również następnego wieczora. Trzeciego dnia pozwolono jej wstać na małą chwilę. To było wspaniałe! Bez wątpienia siły zaczęły jej powracać.
Kiedy już się położyła do łóżka, Tancred wreszcie przyjechał.
Serce Jessiki zabiło mocno, gdy jego głos rozległ się w korytarzu. Drżała z napięcia i radości. Już idzie, słychać kroki. Usiadła i poprawiła włosy.
Och, był taki wysoki, przystojny i silny. Nie wyglądał jednak na zadowolonego. Próbował uśmiechać się do niej, ale zauważyła, że był to uśmiech wymuszony.
– Witaj – powiedziała z odcieniem kokieterii. – Trochę się spóźniłeś, ale cóż znaczy czterdzieści osiem godzin w jedną czy drugą stronę?
Jego uśmiech stawał się bardziej naturalny.
– Tylko tyle? Wysoko urodzeni zawsze się spóźniają, chciałem wytrwać w roli, musiałem więc odczekać swoje. Żartuję, otrzymałem inne zadanie… – Przysiadł na jej łóżku.
– Musiało być trudne i przygnębiające.
– To prawda, że niewesołe – westchnął.
– Czy to było… to, o czym wspominałeś?
– Tak. – Popatrzył na nią ze smutkiem. – Gdybym tylko mógł ci opowiedzieć. Ale to nie jest wyłącznie moja sprawa.
Wydawał się taki zmartwiony i siedział tak blisko niej, że odruchowo delikatnie, szybko pogładziła go po policzku i dopiero wtedy przeraziła się swoją śmiałością.
Dotknęła go! Nigdy dotąd tego nie uczyniła.
Tancred był od niej szybszy. Złapał ją za rękę i ucałował wnętrze dłoni, zanim zdążyła oderwać ją od jego twarzy.
– Jessiko, jesteś moim ukojeniem – szepnął.
Wzruszona, nie zdołała odpowiedzieć.
Ale kiedy delikatnie oparł jej ręce na ramionach, chcąc przygarnąć do siebie, krzyknęła przerażona:
– Nie rusz mnie, jestem pełna kleiku!
Popatrzył na nią zdumiony.
– Ale przecież nie ściskałem cię tak mocno?
– Na zewnątrz – dokończyła cicho.
Przez moment wydawał się zaskoczony, ale zaraz wybuchnął gromkim śmiechem. Jessica śmiała się wraz z nim, uradowana, że znów widzi go wesołym.
– Czy to Mattias zastosował swój ulubiony medykament? – zapytał z uśmiechem, kiedy się trochę uspokoili.
– Stosuje go na lewo i prawo, ale to rzeczywiście pomaga. A jak ty się czujesz? Matka mówiła, że ci się polepszyło. Ja też to widzę. Dużo lepiej wyglądasz.
– Mattias mi pomógł – powiedziała z rozjaśnionymi oczami. – Masz wspaniałego kuzyna.
– Tak, dzięki Bogu, że mamy Mattiasa!
Przypatrywał się jej badawczo, ale ze smutkiem; wzrokiem, którego nie rozumiała, a kiedy wreszcie pojęła, oniemiała.
Nie, musiała się pomylić!
– Ulfeldt rozwiązał całą sprawę – powiedział nagle.
– Kto? – Jessica była myślami zupełnie gdzie indziej. – Ach, tak, Ulfeldt. Jak rozwiązał i jaką sprawę?
– On i Leonora Christina wpadli w gniew, gdy w końcu dowiedzieli się, co rozpowiada o nich Dina. O tym, że Ulfeldt z nią zdradzał żonę i że Dina słyszała jak planują otrucie Jego Wysokości. Sądzę, że Leonora Christina najbardziej była oburzona pomówieniem Ulfeldta o niedochowanie wierności małżeńskiej. W każdym razie Ulfeldt postawił Dinę pod sąd. A sąd miejski w Kopenhadze zdecydował, że rozprawa będzie publiczna, i wyznaczył miejsce na Starym Rynku, przed ratuszem.
– A więc traktują słowa tej kobiety poważnie?
– Cała ta historia przerodziła się w bardzo poważne zagrożenie dla Danii. Jednocześnie w tajemnicy badane są wszystkie sprawki Ulfeldta.
– Jak może odbywać się to w tajemnicy, skoro do ciebie dotarły te wieści?
Uśmiechnął się.
– Wiesz, jak roznosi się plotka. Mają nadzieję, że pozostanie to tajemnicą przynajmniej dla Ulfeldtów. No, ale męczę cię swoim gadaniem. Musisz teraz odpocząć.
– Nie – krzyknęła ze strachem. – Ale może ty chcesz porozmawiać z rodzicami? Wybacz mi, nie pomyślałam o tym.
– I znów przejmujesz się kimś innym. Zrezygnowany pokiwał głową. – Jessiko, kiedy nauczysz się głośno wyrażać swoje życzenia?
– Wobec tego chciałabym, żebyś został ze mną przez całą noc – powiedziała bez zastanowienia jednym tchem. – Och, to znaczy… Och, Tancredzie! Sama nie wiem, co mówię. To dlatego, że czekałam na ciebie czterdzieści osiem godzin. I te godziny to jakby cała wieczność!
– Moja kochana – powiedział wzruszony, gładząc jej potargane włosy. – Gdyby było inaczej… Och, nic już!
– Powiedz! – błagała, ale on tylko zaprzeczył ruchem głowy. – Co miało znaczyć owo „inaczej”?
– Że gdyby nad moją głową nie wisiał miecz Damoklesa…
– I gdybym ja nie wyglądała tak okropnie?
– Ależ, Jessiko, jak możesz mówić coś takiego?
– Wiem dobrze, że byłam jednym wielkim kłopotem już od chwili, gdy zabrałeś mnie z domu Ulfeldtów!
– Wcale nie. To przecież nie była twoja wina – powiedział dość nielogicznie. – A komu nic się nie udawało na Jutlandii? Wstydziłem się wtedy jak szczenię. Dlatego świetnie rozumiem, jak się czujesz. Ale nie masz racji.
Zapewniam cię, że jestem jeszcze mocniej z tobą związany teraz, gdy musiałem zająć się twoimi fizycznymi dolegliwościami.
– Naprawdę?
– Mówię poważnie, Jessiko. Nie troszczyłem się szczególnie o to, by mieć kogoś, z kim mógłbym dzielić życie na dobre i na złe. Ale uważam, że znamy się dobrze. Poznaliśmy bowiem swoje najsłabsze strony i mamy do siebie wiele zrozumienia, prawda?
– Tak, Tancredzie.
Pełna szczęścia nie wiedziała, gdzie ma się skryć. Ponieważ jednak Tancred przysiadł jej skrawek nocnej koszuli, nie mogła się poruszyć. Nawet na moment nie spuszczała z niego oczu.
– Aha, matka dostała list od ciotki Ursuli, która zawiadamia, że hrabia Holzenstern nie żyje. Zapił się na śmierć. To znaczy przewrócił się po pijanemu i śmiertelnie zranił w głowę. Nic już więc ci nie grozi.
Jessica nie odpowiedziała. Nie mogła cieszyć się na wiadomość o śmierci innego człowieka.
– Biedna Stella – odezwała się po chwili.
– Ach, ona. Ciotka pisze, że już dawno wyjechała, lecz nikt nie wie dokąd. Ale z majątkiem wszystko w porządku.
Cecylia wsunęła głowę.
– Tancredzie, jeżeli możesz oderwać się od swojej podopiecznej, to kolacja stoi na stole i stygnie.
– Dziękuję, już idę – powiedział wstając. – Jessiko, dziś wieczorem muszę jechać do Kopenhagi. Ale będę przyjeżdżać tak często, jak tylko się da.
– O tak! I dziękuję, że przyszedłeś do mnie!
– Tego by jeszcze brakowało, żebym nie przyszedł – uśmiechnął się.
Kiedy wszedł do Jadalni, rodzina siedziała już przy stole.
– Co się z nią dzieje, Mattiasie? – zapytał. – Na jaką chorobę zapadła?
– To nie jest żadna choroba – odparł krewniak. – Była truta, nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Bóle głowy i żołądka wskazują na silne zatrucie. Pozostałe objawy: bóle stawów, wypadanie włosów, rany i krwawienia, pojawiły się na skutek ogólnego wyczerpania organizmu, który nie mógł już dłużej opierać się truciźnie.
– Truta? W jaki sposób?
– Nie mam pojęcia. Ale systematycznie, przez całe tygodnie, musiała przyjmować coś, czego jej organizm nie znosi.
– Nigdy już tam nie wróci – zdecydował Tancred.
Cecylia westchnęła.
– A Leonora Christina zasypuje mnie listami, w których pyta, kiedy Jessica będzie z powrotem. Mała Eleonora Sofia zrobiła się taka trudna, płaczliwa i kłótliwa, nieustannie upomina się o swoją opiekunkę.
– Dziewczynka ma cztery lata, prawda? – zapytał Mattias. – To naturalne, że sprawia kłopot.
– A czego chciałaby Jessica? – zapytał Tancred.
– Ma wyrzuty sumienia, że nie wywiązuje się z podjętych zobowiązań. Wróci do nich z czystego poczucia obowiązku.
– A jeśli znów będą ją truć?
– Kochany Tancredzie – przemówił Alexander uspokajającym tonem. – Dlaczego ktoś chciałby otruć nie wadzącą nikomu Jessikę? Spożyła truciznę najpewniej przez przypadek. Teraz, świadoma zagrożenia, zwróci uwagę na to, co je i pije, a także na naczynia, z których korzysta, i wszystko będzie w porządku. A jeśli znów dostrzeże niepokojące objawy, to ma szansę ustrzec się przed poważniejszymi konsekwencjami.
Kiedy trucizna opuściła ciało Jessiki, dziewczyna szybko wróciła do zdrowia. Włosy odrastały, gęste i lśniące, kości już nie sterczały przez skórę. Rany się zagoiły, nareszcie nie musiała smarować się kleistą papką. Piękniała z dnia na dzień.
Tancred przyjeżdżał, kiedy tylko mógł. Niestety dosyć rzadko, ale i tak pokonywał długą podróż do Gabrielshus znacznie częściej niż dawniej. Rodzice naturalnie bardzo się z tego cieszyli, choć doskonale rozumieli przyczynę.
Radość z częstszych odwiedzin nie była jednak pozbawiona goryczy. Mimo usilnych starań Tancredowi nie udawało się ukryć coraz większego przygnębienia. Dla wszystkich było jasne, że dźwiga jakiś ciężar, który zaczyna go przerastać. Zdecydowanie odrzucał proponowaną pomoc. Uparcie zaprzeczał, że coś go dręczy. Unikał rodziców w sposób dla nich bolesny i niezrozumiały.
W pewien lipcowy dzień orzeczono, że Jessica jest już zupełnie zdrowa, właściwie nawet zdrowsza niż przed chorobą. Mattias, który powrócił do Norwegii, był bardzo zadowolony z jej stanu.
Tancred przyjechał i błagał ją, by nie wracała do Ulfeldtów. Siedzieli w parku Gabrielshus pod wielkim drzewem tuż obok stawu Cecylii, po którym pływały kaczki i gęsi.
Jessica przyglądała się swoim dłoniom i szczegółowo wyłuszczała motywy podjętej decyzji:
– To nie tylko dlatego, że Leonora Christina i pozostałe piastunki gorąco proszą, bym wróciła. Również ze względu na mnie samą. Eleonora Sofia mnie potrzebuje. Znaczę coś dla drugiego człowieka, robię coś pożytecznego. Jestem komuś przydatna! Nie kręcę się tylko po domu jak na wpół zwiędła stara panna, która nie może sobie znaleźć zajęcia i wszystkim zawadza.
– Ależ, Jessiko!
– To prawda, Tancredzie. Już od chwili śmierci moich rodziców byłam nikim. Poruszałam się jak cień. „Och Jessica jest tutaj, nie zauważyłam?” Czy rozumiesz, o co mi chodzi?
– Ale przecież Askinge jest twoje!
– Nigdy tego nie czułam. Holzensternowie mnie przytłaczali. Odnosiłam wrażenie, że jestem tam z ich łaski…
– Na, a teraz?
Zamyśliła się.
– Nie, nie chcę tam wracać. Nie wiem, dlaczego. Już od wielu lat to nie był mój dom. Tutaj też nie mogę zostać na zawsze.
– Dlaczego?
– Mam być ciężarem dla twoich wspaniałych rodziców?
– Wcale nim nie jesteś? A ja, Jessiko? Czy ja już się nie liczę?
Odwróciła głowę i przyglądała mu się uważnie.
– Tak, a co z tobą? Jesteś dla mnie zagadką, Tancredzie. Jesteś jak tajemnicza komnata za zamkniętymi drzwiami.
Westchnął. Kaczki jak gdyby potwierdziły jej słowa skrzekliwym „kwa, kwa”.
– Tak bardzo chciałbym… Jessiko, nie mogę cię prosić o rękę… Znalazłem się w kłopotach i… Ale gdybym mógł, oświadczyłbym ci się. Wiem, że to bardzo żałosne oświadczyny, ale chcę, żebyś poznała pragnienie mojego serca.
– Dziękuję, Tancredzie, to mi wystarczy na długo.
Objął dłońmi jej twarz i czule spoglądał w oczy.
– Jessiko, wiem, że nie mam do tego żadnego prawa…
– O, Tancredzie! – powiedziała nie mogąc złapać tchu, z lśniącymi oczami.
Puścił ją.
– Do diaska, jak tu można być romantycznym, kiedy ptaszyska cały czas gęgają i kwaczą?
Jessica wybuchnęła śmiechem, on jej zawtórował.
– Chodź, kochana. Podał jej rękę. – Pobiegnijmy do domu. Skoro już koniecznie chcesz wracać do tej jaskini trucicieli, to najwyższy czas wyruszać, jeśli masz tam dotrzeć przed zamknięciem bram miasta. Matka także chciała jeszcze z tobą pomówić.
Kiedy obydwie kobiety zostały same, Cecylia powiedziała mniej więcej to samo co syn.
– Naprawdę chcesz jechać, Jessiko? Będzie nam ciebie bardzo brakowało, Alexandrowi i mnie. Będziemy o ciebie niespokojni. Mam wyrzuty sumienia, że skierowałam cię do tego domu. Nie powinnaś tam przebywać i ze względu na sprawy natury politycznej, i z uwagi na własne zdrowie.
– Bardzo dziękuję za te życzliwe słowa, było mi tutaj wspaniale. Ale tak jak mówiłam Tancredowi, nie mogę tylko brać. Muszę też zacząć dawać coś z siebie.
– Ale masz taki dobry wpływ na Tancreda.
– Naprawdę? – zdziwiła się Jessica.
– Tak! Jest w tej chwili całkiem wytrącony z równowagi, nikt nie pojmuje przyczyn. Jeśli ktoś jest w stanie wyprowadzić go na spokojne wody, to właśnie ty.
Jessica spuściła wzrok.
– Nie wydaje mi się, by miał do mnie zaufanie.
Cecylia przykryła dłoń dziewczyny swoją ręką.
– Wiem, co czujesz. Zrozumiałam jednak, że pod zewnętrzną powłoką męskości nadal kryje się mały chłopiec, bardziej bezradny, niż przypuszczałam.
– Nie radzi sobie, kiedy coś układa się nie po jego myśli.
– Tak. To oznaka niedojrzałości, która z czasem zniknie. Kiedyś mówiłam ci o tym, wszystko w życiu przyszło mu zbyt łatwo. Trudności, jakie niesie ze sobą dorastanie i podejmowanie odpowiedzialności, były dla niego wstrząsem.
– Ale on jest dobrym człowiekiem – broniła go Jessica.
– O, tak! A kiedy naprawdę pozna życie, będzie jeszcze wspanialszy. Dlatego proszę cię, Jessiko, nie zostawiaj go własnemu losowi! Pomóż mu, jeśli możesz! Tylko ty możesz to zrobić.
– Niczego bardziej nie pragnę – szepnęła ze łzami w oczach. – Gdyby tylko mi na to Pozwolił!