ROZDZIAŁ IV

Ich przybycie wzbudziło pewne zainteresowanie wśród tych Ludzi z Bagnisk, którzy nie byli bezpośrednio zaangażowani w walkę. Cała piątka mogła obserwować wyraz zaskoczenia na pięknych, bladych twarzach i w dziwnych, jakby martwych, czarnych oczach. Niektórzy z nich sprawiali nawet wrażenie przestraszonych, większość jednak wyglądała na podnieconych w jakiś obrzydliwy sposób, którego pięcioro przedstawicieli Ludzi Lodu nie pojmowało.

Tova nie miała czasu na zastanawianie się nad ich wyglądem. Ją interesował wyłącznie Ian.

On zaś bronił się nadzwyczaj dzielnie. Wywijał młynki swoim mieczem, który ze świstem ciął powietrze, a wrogowie nie mieli odwagi podejść zbyt blisko. Wszędzie wokół Iana wili się w bólach ranni Ludzie z Bagnisk, trafieni jego niezwykłą bronią.

– Ian jest śmiertelnie zmęczony – powiedział Marco. – Musimy mu pomóc.

Nataniel jednak nie zareagował tak, jak można by się spodziewać.

– Nie! – syknął przez zaciśnięte zęby. Ale nie w odpowiedzi na słowa Marca, lecz jakby rozmawiał sam z sobą. – Nie, tylko nie walka! Ja nie chcę! „Bramy pokoju…” Strażnicy przy bramie do szarego świata powiedzieli Tovie, że ludzie uważają, iż pokoju nie można osiągnąć bez miecza lub innej broni. Ale to nieprawda, ja nie chcę przykładać do tego ręki. Ian zrobił jedyne, co w jego sytuacji było możliwe, ale ja mam inne zdolności. Odejdźcie na bok, to jest moje zadanie!

Kiedy świecąca na niebiesko postać zsunęła się na ziemię i zbliżyła do walczących, krzyki ucichły, a walka została przerwana. Ian odetchnął z ulgą, natomiast Ludzie z Bagnisk i ich kobiety z przerażeniem odskoczyli jak najdalej od tego miejsca. Korona Wybranego stała się teraz wyraźnie widoczna.

Nataniel dał znać swoim przyjaciołom, by zajęli się Ianem. Marco i Tabris podbiegli i zabrali go z pola walki, a potem wszyscy czworo, Tova i Gabriel także, zaczęli opatrywać jego rany.

Wkrótce usłyszeli głos Nataniela tak silny, jak głosy jego przodków, Demonów Wichru:

– Posłuchajcie mnie, wy, którzy pochodzicie z czasów przed pojawieniem się człowieka na Ziemi! Wmieszaliście się w walkę, która może doprowadzić was do upadku. Mam dość siły, by unicestwić wasze ostatnie miejsce na tym świecie, ale nie chcę uczynić wam nic złego. Wycofajcie się stąd, póki jest jeszcze czas!

Tamci stali na wpół odwróceni, ukrywali swoje twarze przed wzrokiem Nataniela, jakby się go bali. Tova nie rozumiała, dlaczego. Czy to te znaki na ciele Nataniela? Ale oto Nataniel ponownie przemówił i wtedy zrozumiała lepiej.

– Czy wy wiecie, ludzie ciemności – zaczął Nataniel. – Czy wy wiecie, kogoście zlekceważyli?

W tłumie rozległy się jęki i westchnienia.

– Widzę, że domyślacie się prawdy. Kim jest pramatka wszelkich zjaw i szarego ludku? Kim jest wasza pramatka, Ludzie z Bagnisk?

Westchnienia przemieniały się w głuchy szloch.

– Tak jest, wy wiecie, że to Lilith, prawda? – mówił dalej Nataniel. – Czyż zatem nikt wam nie powiedział, że ona stoi po naszej stronie? I czyż nie wiecie, że ja jestem jej potomkiem w prostej linii?

Niektórzy Ludzie z Bagnisk krzyczeli przerażeni. Wszyscy cofali się wciąż dalej i dalej od niego.

– Zrobiliście coś znacznie gorszego niż ta potyczka – mówił Nataniel. – Wzięliście do niewoli jej rodzonego syna! Tamlin, Demon Nocy, został zamknięty tutaj, w tej Otchłani.

Teraz krzyki przerażenia zagłuszały jego słowa.

– My nie chcemy zadawać wam bólu – oświadczył Nataniel łagodniej. – Powinniście jednak wiedzieć, że jesteśmy silni, my, pochodzący z Ludzi Lodu. Mniej więcej dwieście pięćdziesiąt lat temu jeden z nas, w Danii, wepchnął was z powrotem do podziemi. Przypominacie to sobie?

Urodziwe istoty, wszystkie jak jeden mąż, opadły na kolana, jakby prosząc o zmiłowanie. Było oczywiste, że wiele słyszały o czynach Ulvhedina.

– Najpierw myślałem, że to dopiero wtedy nasz zły przodek odkrył wasze istnienie, Ludzie z Bagnisk, i że dokonał tego dzięki duchowej sile, którą zawsze nasz ród posiadał. Teraz jednak widzę, że musiało się to dokonać dużo, dużo wcześniej. Czy któreś z was potrafi się posługiwać naszym językiem? Rozumiecie przecież, co do was mówię, więc może i ja mógłbym się czegoś od was dowiedzieć?

Tamci spoglądali po sobie bezradnie, ich dziwne, mamroczące głosy brzmiały niczym klasztorny chór, w końcu jakiś wysoki mężczyzna wyszedł naprzód.

– Znakomicie! – ucieszył się Nataniel, a w jego głosie nie było wrogości. – Domyślam się, że wy wszyscy znaleźliście się w szponach Tan-ghila, bowiem on odkrył w was złe skłonności, i teraz jesteście jego poddanymi na dobre i na złe. My jednak nie mamy żadnego interesu w tym, by was zwalczać. Obiecuję, że nie wspomnę mojej prababce Lilith o tym, że pomagacie Tan-ghilowi, jeśli tylko uwolnicie wszystkich więźniów.

Patrzyli na niego spłoszeni, szeptali coś do siebie i wszystko wskazywało, że oni po prostu nie pojmują czegoś takiego, jak życzliwość czy przyjazne słowa.

Nataniel poprosił, by ten, którego wybrali jako swego reprezentanta, powiedział im wszystko o Wielkiej Otchłani i o tym, jaką władzę ma nad nimi Tengel Zły, lecz przedstawiciel Ludzi z Bagnisk dał do zrozumienia, że on nie może w ten sposób rozmawiać. Nataniel domyślił się, że to on powinien stawiać pytania, tamten zaś będzie potakiwał lub zaprzeczał ruchami głowy.

– Zgoda – oświadczył. – Wobec tego zaczynamy. Według naszej rachuby czasu był rok tysiąc dwieście osiemdziesiąty czwarty, kiedy Tan-ghil przybył tutaj i pozostał przez cały miesiąc. Czy to wtedy spotkaliście się z nim po raz pierwszy?

Mężczyzna skinął głową na potwierdzenie. Nataniel dostrzegał całkiem wyraźnie, że świadomość, iż Lilith pomaga „niewłaściwej” stronie, przeraziła Ludzi z Bagnisk. Lilith musiała być ich boginią.

Tova przyglądała się uważnie cudownie pięknemu reprezentantowi Ludzi z Bagnisk. Jego biała, o bardzo regularnych rysach twarz była czymś najbardziej przerażającym, co w życiu przyszło jej oglądać. Czy sprawiał to wyraz straszliwego pożądania, który wykrzywiał jego wargi? Czy może okrucieństwo w połyskliwych oczach? Jakaż różnica pomiędzy nim a Markiem, który też był nieziemsko piękny i równie ciemny jak tamten! Ale mimo zewnętrznego podobieństwa różnili się między sobą jak dzień i noc.

Ian został opatrzony, na szczęście nie odniósł poważnych ran. Miecz okazał się znakomitym obrońcą.

W pobliżu Tovy leżał na ziemi jeden z rannych Ludzi z Bagnisk. Skulony, pojękiwał z bólu. Tova popatrzyła na niego i głęboko wciągnęła powietrze. Chciała zwrócić uwagę Nataniela na pewien szczegół, ale akurat w tej chwili nie mogła tego uczynić.

Ian oddał swoją koszulę i spodnie Natanielowi. Zostały przyjęte z wdzięcznością i włożone w rekordowym tempie. Tova szepnęła Ianowi, że jest bardzo przystojny nawet w samej bieliźnie, i znowu zaczęli oboje słuchać tego, co mówił Nataniel.

– Ludzie z Bagnisk, jakim sposobem Tan-ghil się na was natknął? Czy doszło do tego, kiedy tutaj kopał?

Przedstawiciel podziemnych istot potrząsnął głową i wskazał przed siebie.

Nataniel po chwili zastanowienia zapytał znowu:

– Czy to wtedy on ukrył naczynie?

Tamten potakiwał z ożywieniem.

– Aha, to znaczy, że kopał głęboko. I wtedy znaleźliście się w jego mocy.

Mężczyzna stanowczo temu zaprzeczał. Po licznych próbach i wielu pomyłkach Nataniel w końcu zrozumiał.

– Zawarliście pakt! A zatem on mówił waszym językiem! To przeklęty staruch! Co zawiera ów pakt?

Sprawa była niebywale skomplikowana. Nataniel musiał pytać i pytać, i powoli dochodzić do właściwych odpowiedzi. W końcu jednak zasadnicze punkty porozumienia stały się dla niego jasne:

Tengel Zły dopiero co rozpoczął magiczne rytuały, które miały chronić wodę zła przed ciekawstwem niepożądanych, kiedy stało się tak, że dokopał się do zbyt głębokich warstw i napotkał istoty, których się nie spodziewał. Wszystko to dokonało się w owym „drugim miejscu”, obok którego przedtem już przechodzili i w którym znajdowało się naczynie.

Tam również natrafił na skałę z inskrypcjami. Zdolność widzenia zła, jaką otrzymał u źródła, pozwoliła mu odczytać te napisy, dzięki czemu przywołał do siebie kilku Ludzi z Bagnisk.

Gdy Tan-ghil otrząsnął się z zaskoczenia tym spotkaniem, uznał, że Ludzie z Bagnisk mogą być jego narzędziem. Zło jarzyło się przecież w ich ciemnych, metalicznych oczach. Zaczęli się jakoś ze sobą porozumiewać i w końcu doszli do ustaleń odpowiadających obu stronom. Tengel Zły potrzebował bardziej bezpiecznej drogi do miejsca, w którym ukrył naczynie, dawna nie spełniała wszystkich wymagań. Byle kto mógł się całkiem przypadkiem dokopać do kryjówki. Zatem Ludzie z Bagnisk zamknęli dojście do naczynia swoimi sposobami, a Tengela poprowadzili dalej do „drugiego miejsca” Sunnivy. Tam tak pokierowali sprawami, że mógł on odprawić resztę swoich rytuałów, oni zaś otrzymali inne korzyści. Tengel Zły zgodził się na wszystko, wobec czego w szybie zostało utworzone trzecie, magiczne i całkowicie niewidoczne wejście. Tą drogą Tengel Zły mógł zsyłać tutaj swoich przeciwników, a Ludzie z Bagnisk zajmowali się już nimi według własnego uznania.

Nagle jednak stało się coś, czego się nie spodziewali. Woda zła, jak się okazało, miała tak ogromną siłę, że nawet zawierające ją naczynie siało wokół siebie zniszczenie. Naturalne otoczenie zostało unicestwione i wkrótce naczynie mogło stać niczym nie osłonięte. Dlatego Tengel Zły musiał stworzyć w dolinie coś na kształt swego sobowtóra, swoje duchowe odbicie, i pilnować, by nikt za bardzo się nie zbliżył do ciemnej wody. Naturalnie nie chciał też za nic, by ktokolwiek odkrył prawdziwe wejście do tajemniczej krypty – czyli do miejsca Sunnivy – tego punktu jednak nie musiał już pilnować tak uważnie. Nie przypuszczał, by ktoś mógł sforsować wszystkie przeszkody.

– Natanielu – szepnęła Tova. – Jest coś, co od dłuższego czasu chcę ci pokazać…

– Tak?

– Spójrz na tego rannego tutaj!

Wszyscy popatrzyli na Człowieka z Bagnisk.

– Oj! – jęknął Gabriel.

Tamten miał na ramieniu głębokie cięcie od miecza. Brzegi rany rozchylały się, ale zamiast ciała i krwi widać było jakąś srebrzystoszarą kleistą substancję.

– Lynx – wykrztusił Nataniel. Odwrócił się pospiesznie do reprezentanta Ludzi z Bagnisk. – To wy ponownie ożywiliście Lynxa! Kiedy to się stało? Dopiero co? Nie! Wtedy, kiedy morderca umarł? Uczyniliście to na rozkaz Tan-ghila? Dlatego, że chciał sobie zapewnić znakomitego pomocnika? Dziękuję, teraz wiemy wszystko! Spreparowaliście go z waszej substancji i przechowaliście… Nie, dajmy temu spokój, nie mam już siły wysłuchiwać opowieści o tym indywiduum. Ale, wybaczcie nam, chcielibyście pewnie opatrzyć swoich rannych. Róbcie, co trzeba, my wam pomożemy w miarę możliwości, choć nie sądzę, byśmy się znali na waszej formie życia.

Ludzie z Bagnisk natychmiast zebrali rannych i zajęli się nimi. Nataniel zapytał bardzo głośno:

– Ludzie z Bagnisk, chcecie współpracować z nami?

Oni w odpowiedzi wyjaśnili mu, że nie mogliby robić nic przeciwko swojej pramatce Lilith. Ale… w oczach reprezentanta pojawił się jakiś przebiegły błysk i po długich próbach zrozumienia, o co mu chodzi, Nataniel zdołał ustalić ponad wszelką wątpliwość, że Ludzie z Bagnisk obiecują natychmiast się wycofać z Doliny Ludzi Lodu. Natomiast wprost Ludziom Lodu pomóc nie mogą i nie chcą, albowiem nadal znajdują się we władzy Tengela Złego, on zaś mógłby ukarać ich bezlitośnie. Przyrzekli, że nie zniszczą niczego w Wielkiej Otchłani, dopóki Ludzie Lodu tutaj są, mimo że mieli dość siły, by to zrobić. Nie przeszkodzą też całej piątce wydostać się na zewnątrz. Niczego więcej obiecać nie mogli.

– Ale naszych jest tutaj więcej, nie tylko my! – zawołał Nataniel. – Musicie nam pomóc ich odszukać i uwolnić!

Żądał jednak zbyt wiele, Ludzie z Bagnisk nie mogli się odważyć na taki czyn. Długim, milczącym szeregiem, osłaniając twarze mnisimi kapturami, Ludzie z Bagnisk oddalali się od szóstki przybyszów. Rannych zabrali ze sobą. Cisi i tajemniczy znikali w mroku. Nataniel twierdził potem, że schodzili w głąb ziemi. Sunęli powolutku, bezszelestnie… Rozpływali się w nicości.

Na miejscu pozostało sześcioro zdezorientowanych przybyszów.

– Powinieneś był ponownie im przypomnieć Tamlina, syna Lilith – powiedziała Tova.

– I tak by nam pewnie nie mogli powiedzieć, gdzie on się znajduje – bronił się Nataniel. – Dziękuję ci, Ianie, za przyodziewek! Pomogłeś mi odzyskać godność.

– To ja tobie powinienem dziękować. Nie miałem już siły dłużej walczyć. Ale cóż to za miecz!

– Nataniel i Marco mogliby pewnie ich wszystkich zetrzeć w proch – rzekł Gabriel. – Ale ja rozumiem, Natanielu, że wybrałeś łagodniejszy sposób, żeby się ich pozbyć. Tak jest lepiej.

– Wiesz, Tabris, coś mnie od dłuższej chwili niepokoi – odezwał się Marco. – Mówiłeś, że Tacritan spadł na dno i że słyszałeś jego krzyk. Zastanawiam się, co się z nim stało.

– No właśnie – przyznał Tabris. – Może najpierw to sprawdzimy? Zanim zaczniemy szukać gdzie indziej.

– Koniecznie! – zawołał Nataniel. – A poza tym myślę, że nie on jeden spadł na to dno.

– My też byśmy się tu znaleźli, gdyby Marco nas nie powstrzymał – dodała Tova.

Zapalili latarki i rozglądali się uważnie dookoła. Nie ulegało wątpliwości, że to miejsce Ludzi z Bagnisk, Nataniel dowiedział się poza tym, że oni nigdy nie przebywają w górnych partiach Wielkiej Otchłani. Są to istoty związane z ziemią.

– Czy to oni stworzyli tę niemal bezgraniczną Wielką Otchłań? – zapytał Ian.

– Owszem, udało im się to zrobić we współpracy z Tengelem Złym – odparł Nataniel. – Ich środowiskiem jest ziemia, a magicznych zdolności również im nie brakuje. Ale jeśli chodzi o informacje, to nie byli przesadnie wylewni. Nie dowiedziałem się niczego o Otchłani ani o tym, jak mamy stąd wyjść, choć zadawałem mnóstwo pytań na ten temat.

Nataniel zamyślił się na chwilę.

– Mimo to jednak coś wiem…

– Tak, wspomniałeś, że „widziałeś coś” – przypomniała Tova. – Powiedz, co to.

– To było niedaleko czerwonego światła, prawda? – zapytał Tabris, który chciał zwrócić uwagę, że on też tutaj jest.

– Owszem, Tabris, to było właśnie tam. Zobaczyłem coś bardzo dziwnego. Było zbyt niewyraźne, bym mógł stwierdzić, co to, mimo to doznałem takiego wstrząsu, że o mało się nie rozpłakałem. I słyszałem też bardzo słabiutkie wołanie o pomoc.

– Czyż nie tam właśnie zniknęli ci wszyscy, których utraciliśmy? – zapytał Marco. – Ale przeciąg szedł przecież w odwrotnym kierunku, do wnętrza groty. Więc jak się to mogło…

Nataniel nie odpowiadał. Pogrążony był we własnych myślach, które zdawały się go dręczyć.

– Patrzcie! – krzyknął nagle Gabriel chłopięcym głosikiem, łamiącym się z przejęcia. – Czy to nie tutaj mieszkają Ludzie z Bagnisk?

Nie, na mieszkanie to nie wyglądało.

– To chyba jakiś magazyn? – zastanawiała się Tova.

Widzieli jakieś dziwne szopy czy zagrody wzniesione z kamieni i ziemi. Nie było nigdzie niczego w rodzaju wejścia, ale zaciekawieni wyjęli parę kamieni i zajrzeli do środka.

– O Boże! – jęknął Nataniel i upuścił latarkę.

Marco także jęknął cicho, Ian natomiast zrobił się trupio blady.

– Co tam jest, pozwólcie mi zobaczyć! – domagała się Tova.

Nie czekając dłużej zajrzała i aż się skuliła z wrażenia. Wewnątrz leżało kilka stłoczonych brudnych postaci, całkowicie pozostawionych własnemu losowi. Powiązano je jakimiś wyjątkowo mocnymi korzeniami.

– To demony – powiedział Marco. – Dwóch twoich przyjaciół, Tabris. A tam poznaję też kilka demonów Silje. I Demony Nocy. Nie ma natomiast bezpańskich, choć przecież zostały odesłane do pustej przestrzeni.

Twarz Nataniela była pełna napięcia.

– Ale gdzie jest reszta? Gdzie nasi przodkowie? I…

– Dowiemy się od tych tutaj. Pomóżcie mi zburzyć mur!

Rzucili się wszyscy wyrywać kamienie i usuwać ziemię, ogarnięci jak najgorszymi przeczuciami, z okropnym przekonaniem, że trzeba się bardzo spieszyć. Niektóre z uwięzionych demonów już dostrzegły przybyszów i w ich oczach ponad zakneblowanymi ustami malowała się desperacka nadzieja.

Gdy tylko otwór był dostatecznie duży, wszyscy wpadli do środka. Okazało się, że demony zostały tymi strasznymi korzeniami przywiązane do muru i żaden nóż nie był w stanie przeciąć więzów.

– Nie, nie, to nie korzenie – powiedział Marco. – Trzeba magicznych kajdanek, żeby uwięzić demona. I tylko magia może te kajdany pokonać…

Nataniel jednak nie chciał czekać.

– Ian, daj mi miecz! Chodź tutaj, spróbujemy.

I oto, ku zdumieniu wszystkich, kajdany ustąpiły pod dotknięciem miecza z Góry Czterech Wiatrów. W ciągu zaledwie kilku minut osiem uwięzionych demonów odzyskało wolność.

Z trudem stały na nogach, masowały zesztywniałe ręce i dziękowały za pomoc, uśmiechając się przy tym swoimi budzącymi grozę uśmiechami. Potem musiały opowiedzieć, co się stało.

Jako demony nie miały dla Ludzi z Bagnisk żadnej wartości. A ponieważ spadły na dno, każdy w innym miejscu, nie opłacało się wysyłać ich w górę. Jedyne, co Ludzie z Bagnisk mogli zrobić, to unieszkodliwić je i trzymać gdzieś na dnie.

– No, a co z innymi? – wyrwało się Tovie. – Przecież nie tylko wy jedni spadliście na dno?

– Nie, nie tylko my – odpowiedziały demony z powagą. – Było nas więcej. Czworo z waszych przodków też się tu znalazło, ale nie wiemy, co oni z nimi zrobili.

Wszyscy bez trudu orientowali się w tym nadmiarze zaimków.

Nataniel denerwował się i niecierpliwił.

– Powiadacie, że dla Ludzi z Bagnisk byliście bez wartości. I że nie wiecie, co oni zrobili z naszymi przodkami. To by znaczyło, że oni mają zwyczaj „coś robić” ze swoimi jeńcami. Wyjaśnij nam to, Tacritanie, z rodu demonów płodności!

Demon pochylił głowę i rzekł:

– Ja wiem, do czego oni używają ludzi. Oni wypijają z nich krew.

Oczywiście! Duńscy Ludzie z Bagnisk też tak robili! Nikt nie odważył się zapytać, dlaczego. Nataniel chciał wiedzieć, gdzie znajdują się inni jeńcy. Jego twarz była teraz biała jak kreda.

– Oni spychali ich tutaj jeszcze głębiej – powiedział Tacritan.

– Ale ty wiesz, że wysysali z nich krew – wtrącił Marco. – Skąd to wiesz?

– Widzieliśmy.

Kiedy oniemieli z przerażenia i obrzydzenia czekali na dalsze wyjaśnienia, demon powiedział z ociąganiem:

– Mieli tu kiedyś jednego z pomocników Tengela Złego, którego Lynx zesłał do Otchłani. Ponieważ do niczego się nie nadawał.

– Ale to był żyjący współcześnie człowiek? – zapytał Marco.

– Tak. Taki właśnie człowiek.

Spoglądali po sobie, nie będąc w stanie wykrztusić ani słowa.

– Chodźcie – rzekł w końcu Marco. – Chodźcie z nami wszyscy i pokażcie nam, gdzie Ludzie z Bagnisk kierowali naszych przyjaciół!

Nie trwało to zbyt długo. Wkrótce światło reflektorów padło na inną kamienną budowlę, tylko bardziej otwartą. Zanim jeszcze się do niej zbliżyli, usłyszeli głosy.

– Światło! Widzę światło! Gdzie te cholerne straszydła z Bagnisk zdobyły światło?

– Halkatla – szepnęła Tova. – Bogu dzięki, przynajmniej ona się znalazła! Halkatla, skąd ci przyszło do głowy, że my jesteśmy Ludźmi z Bagnisk?

– Tova! – rozległo się pełne zdumienia wołanie Halkatli. – Och, i wszyscy śliczni chłopcy! O rany, co wy tu robicie? Tak się martwiłam, że może też wpadliście w ich łapy! Uważajcie, bo oni uwielbiają chrześcijańską krew!

– Ich już tu nie ma – wyjaśniał Nataniel, podczas gdy wszyscy nowo przybyli starali się powiększyć wejście. W końcu poradzili sobie znowu dzięki mieczowi. Po prostu przecięli nim umocnienia przy drzwiach. – Przychodzimy was uwolnić. Jesteś sama, czy ktoś jeszcze jest z tobą?

– Ktoś jeszcze – odparł męski głos. – Ja jestem Orin, nie widzieliście czasem mego młodszego brata, Vassara? Są też z nami Jahas i Trond.

Wszyscy czworo wyszli na zewnątrz, witani z radością przez przyjaciół. Demony też się cieszyły, w takich miejscach jak to znikały wszelkie uprzedzenia.

Tylko Nataniel był smutny.

– Czy nikt nie widział Ellen? Nie było jej z wami?

Tova z trudem przełykała ślinę. Wszyscy wiedzieli, że to bardzo ważne pytanie. Ellen była w Wielkiej Otchłani jedynym żyjącym współcześnie człowiekiem. Jedyną osobą, z której Ludzie z Bagnisk mogliby mieć pożytek. Wszyscy przecież rozumieli, że nie można wyssać krwi z duchów. Przodkom Ludzi Lodu nic nie groziło. Natomiast Ellen…

– W ogóle jej nie widzieliśmy – wykrztusiła Halkatla, a inni potwierdzili z powagą tę informację.

Nataniel zagryzał wargi tak, że stały się jak wąska kreska. Wszyscy serdecznie mu współczuli.

Gruntownie przeszukali pomieszczenie i najbliższą okolicę, ale poza kilkoma starymi szmatami i resztkami ludzkich kości nic więcej nie znaleźli. Nataniel stwierdził, że nie były to strzępy ubrania Ellen.

– Musimy się wydostać na górę – oświadczył w końcu krótko.

Tak, ale jakim sposobem? Czy Nataniel i Marco zdołają pociągnąć za sobą wszystkich? Pominąwszy ich dwóch, pozostawało szesnaście osób.

Okazało się jednak, że to wcale nie takie trudne. Gdy tylko unieśli się ponad dno Otchłani, wszyscy zdawali się niemal nic nie ważyć, więc jedyne, co musieli robić, to trzymać się mocno nawzajem. Każdy z dwóch potomków czarnych aniołów prowadził za sobą ośmioro, było przy tym mnóstwo żartów i chichotów, bo uratowanych rozpierała radość.

Nataniel i jego przyjaciele nie uwolnili się jeszcze od zmartwień. Tyle różnych istot pozostawało nadal w pustej przestrzeni. Czy jest sposób, by ich wszystkich odnaleźć? A jeśli im się to nie uda? Jeśli nie odnajdą Ellen?

Ona stanowiła najpoważniejszy problem. Jedyny współcześnie żyjący człowiek!

– Nataniel – rzekła Tova stanowczo. – Zarówno Gabriel, jak i ja jesteśmy żywymi istotami, na dodatek Gabriel jest zupełnie pozbawiony jakichkolwiek specjalnych uzdolnień. Ian co prawda spadł na samo dno, ale Gabriel nie. W każdym razie nie natychmiast. Ja też nie spadłam, chociaż ja należę do obciążonych dziedzictwem, więc może ja się nie liczę. Ale chyba mimo wszystko jest jakaś nadzieja dla Ellen, no nie?

Zamiast Nataniela odpowiedział jej Marco:

– Wyobrażam sobie, że można trafić na cyrkulujący strumień powietrza i utrzymywać się, krążąc wraz z nim, nie spadać na dno. Ian i wszyscy ci, których uwolniliśmy, musieli ominąć ten prąd.

– Brzmi to całkiem rozsądnie – zgodził się Nataniel. – Poza tym Ellen ma specjalne zdolności. Pochodzi z Ludzi Lodu i w Górze Demonów wypiła napój, który ją ochrania. Tak, tak, wiem, że Ian też wypił napój, ale Ian nie należy do Ludzi Lodu.

Wszyscy bąkali coś, że się z nią zgadzają. Nie chcieli głośno mówić, że Trond i Jahas oraz Halkatla i Vassar również spadli na dno. Nie chcieli martwić jeszcze bardziej i tak już zgnębionego Nataniela.

– Teraz trzeba się zastanowić, w jaki sposób odnajdziemy pozostałych – rzekł Ian.

– Tak, ja też o tym myślałem – przyznał Marco. – Przecież ani Nataniel, ani ja nie możemy stąd odejść, by ich szukać, bo wtedy wy ponownie zaczniecie spadać w dół. Powinniśmy znaleźć coś w rodzaju centralnego miejsca zbiórki.

– Czasu też nie mamy za wiele – przypomniał Nataniel. – Pamiętajmy, że Tengel Zły nas wyprzedza.

– On może nawet już dotarł do naczynia z wodą zła – westchnęła Tova. – Może i tak wszystko robimy niepotrzebnie.

– Nie powinniśmy sami sobie odbierać nadziei – upomniał Nataniel.

– A ja mam pomysł – rzekł Marco. – Jeśli udałoby mi się zabrać ze sobą te wszystkie…

– Dokąd? – zapytał Nataniel.

– No właśnie, to jest pytanie. Dokąd?

– Ale domyślam się, o co ci chodzi, Marco. Chciałbyś, żebym nadal zajmował się swoim zadaniem, prawda?

– Tak. Tylko teraz wydaje mi się, że znowu unosi nas prąd. Będziemy krążyć po tej grocie, czy jak się to, do cholery, nazywa.

– Ja też to czuję – przyznał Nataniel. – A w takim razie chyba niedługo znajdziemy się w pobliżu tamtego silnego, czerwonego światła. Powinniśmy przynajmniej spróbować.

– Spróbować? Czy naprawdę możemy określać, gdzie chcielibyśmy się znaleźć? – zapytała Tova.

– Marco i ja do pewnego stopnia możemy to robić. Ale masz rację, że nie wiemy, w którą stronę od nas znajduje się to światło.

Marco miał inną propozycję:

– A gdybyśmy tak obaj przyspieszyli? Pociągniemy wszystkich za sobą, to oczywiste, że nie możemy ich tu zostawić. Ale gdyby tak wykonać jeden obrót w rekordowym tempie…

– Super! – zawołał Gabriel. – Spróbujcie! A my zrobimy to z wami!

Nataniel sprawiał wrażenie niezdecydowanego. Nie miał jednak lepszego pomysłu, bo prawdę powiedziawszy bardziej był zajęty myślą o Ellen niż tym, że Tengel Zły nie został jeszcze pokonany.

– No i może po drodze zobaczymy to czerwone światło – wyraziła nadzieję Halkatla.

– Owszem, to możliwe – przyznał Nataniel.

Jeden z demonów Silje wtrącił nieśmiało:

– Ja też widziałem światło. Znajdowałem się nawet bardzo blisko niego, tylko że prąd powietrza natychmiast mnie zmiótł. Myślę, że to jest właśnie takie jak…

– No! – zawołał Nataniel z ożywieniem. – Więc ty widziałeś to samo co ja? Coś… bardzo dziwnego w samym środku tego światła?

– Owszem, to też widziałem, ale teraz myślałem o czym innym.

– O czym? – dopytywali się jedno przez drugie, bowiem demon umilkł.

– Zastanawiam się, czy tu gdzieś nie ma jakiejś skalnej półki. A nawet dwóch, po obu stronach otworu. No tak, bo jakiś otwór musi oczywiście być, skoro tak okropnie wieje… stamtąd.

– Otwór rzeczywiście jest – potwierdził Nataniel. – Ale teraz, kiedy to mówisz, uświadamiam sobie, że jest i skalna półka. Naprawdę! I myślę, że po obu stronach otworu są takie skalne półki czy nawisy, żeby prąd powietrza, wpadając do środka, nie rozchodził się na boki. Co o tym sądzicie?

Marco w zamyśleniu kiwał głową.

– Myślisz, że gdybyśmy zdołali przedrzeć się przez ten okropny strumień powietrza i podejść do skalnych półek przy otworze, to nasi przyjaciele byliby tam bezpieczni? A my moglibyśmy się udać na poszukiwanie reszty.

– Ty byś się udał na poszukiwanie reszty. Ja, niestety, nie mogę sobie na to pozwolić. Ja muszę szukać drogi do wody zła.

– Tak, masz rację. I tak już straciliśmy mnóstwo czasu.

Nataniel chwycił przyjaciela za rękę.

– Marco, odszukaj Ellen… zrób to dla mnie!

– Wiesz przecież, że zrobię, co tylko będę mógł. Odnajdę ich wszystkich.

– Istnieje jeszcze jedno niebezpieczeństwo – szepnął Nataniel. – My przecież nie wiemy, jakim sposobem ta grota została stworzona. Jeśli ona nie należy do realnego świata, to w każdej chwili może zniknąć.

– Ludzie z Bagnisk obiecali, że będą czekać, aż wszyscy zostaną stąd wyprowadzeni.

– Ludzie z Bagnisk, owszem. Ale nie tylko oni są jej twórcami, razem z nimi pracował Tengel Zły. I jeśli on się dowie, że tutaj jesteśmy, unicestwi Wielką Otchłań bez wahania. A wtedy wszyscy znajdziemy się gdzieś we wnętrzu ziemi, pozbawieni powietrza.

– Okropne – bąknął Marco.

– Popatrzcie tam! – krzyknął Jahas. – Tam chyba ktoś jest!

Daleko od nich w pustej przestrzeni wirowała bezradnie jakaś postać.

– Możesz przytrzymać ich w miejscu, Marco, żebym mógł tego nieszczęśnika tu sprowadzić? – zapytał Nataniel, który oczywiście miał nadzieję, że to może być Ellen.

Ale, niestety, to nie ona. Nataniel powrócił wkrótce z jednym z Demonów Wichru. Z bardzo uradowanym demonem, należałoby dodać.

Ten opowiedział zebranym, że Demony Wichru potrafią, naturalnie, utrzymywać się w prądach powietrznych, i nie spadają, ale że on bardzo długo był sam od czasu, kiedy Lynx wysłał ich z Gudbrandsdalen.

– To rzeczywiście było bardzo dawno temu – westchnął Gabriel. – Ja już straciłem rachubę czasu i nie wiem, ile dni minęło.

– Co najmniej tydzień – odparł Marco. – Nie widziałeś nikogo, Demonie Wichru?

– Owszem, zdarzyło się parę razy, że ktoś mi mignął. Ale zawsze znajdował się bardzo daleko ode mnie. Widziałem też dwa wejścia. Ale z obu okropnie wiało.

– Wiemy. Przez jedno my sami tutaj weszliśmy. A czy to drugie nie było czasem czerwone?

– Było! Biło z niego jakieś piekielne światło! I coś w tym wejściu było nie tak. Coś dziwnego.

– Opowiedz dokładniej!

– Wiało przez nie, ale nie zawsze do środka Otchłani. Bo nagle, całkiem nieoczekiwanie, prąd cisnął mnie właśnie w stronę tego wejścia. A kiedy już byłem blisko, prąd zmienił kierunek i znowu rzuciło mnie ku centrum tej pustej przestrzeni.

Marco i Nataniel spoglądali na siebie.

– To by wyjaśniało tajemnicę dwu wejść, przez które prądy powietrzne płyną do środka. Otóż te prądy są zmienne! Zostaliśmy wepchnięci do groty, ale równie dobrze mogło nas cisnąć w odwrotną stronę, gdybyśmy się tam znaleźli w odpowiednim czasie. Trzeba by wyjaśnić, jakie długie są interwały.

– Myślę, że na to pytanie mógłbym odpowiedzieć – wtrącił Demon Wichru. – Zdaje się, że w tym czerwonym przejściu prąd idący na zewnątrz trwa bardzo krótko, a przerwy pomiędzy jednym a drugim takim podmuchem są długie i wtedy wieje do środka.

– Tak. Ja też tak myślę – powiedział Nataniel. – Bo ty jesteś jedynym, który stwierdził istnienie prądu skierowanego na zewnątrz, natomiast większość z nas czuła tam prąd idący do wnętrza. W porządku, teraz wiemy, że przez czerwony otwór można się wydostać na zewnątrz. Trzeba tylko odczekać, aż nadejdzie odpowiedni moment. Ale czy mamy na to dość czasu?

W tym momencie wielu z zebranych zaczęło wołać:

– Tam! Ktoś tam jest! Jeszcze jeden!

Tym razem Marco ruszył na pomoc i przyprowadził śmiertelnie wyczerpaną Villemo.

– Nie widziałaś Ellen? – to było pierwsze pytanie Nataniela, gdy tylko Villemo się do nich zbliżyła.

– Niestety, nie! Widziałam parę osób, ale zawsze z bardzo daleka.

Nataniel był zmartwiony nie tylko brakiem wiadomości o Ellen. Nie mogą tak działać, zbierać po kolei przypadkowo napotkanych, to może trwać tygodniami!

Wtedy jeden z demonów powiedział:

– Czy mi się zdaje, czy naprawdę widzę światło?

Zwiększyli tempo.

Tak! Czerwone światło!

Nieskończenie daleko, w gęstych ciemnościach, majaczyło nikłe światełko, tak niewyraźne, że właściwie raczej się go domyślali, niż widzieli naprawdę. Wszyscy jednak zapałali nową nadzieją. Nie wiedzieli, dokąd zmierzają, ale każdą zmianę odbierali jako poprawę, a poza tym byli z nimi Nataniel i Marco obdarzeni wielką siłą.

Z takimi opiekunami mogli sprawdzić, co to za światło.

Загрузка...