ROZDZIAŁ II

– Tak, sami w żadnym razie stąd nie wyjdziemy – westchnął Nataniel, kiedy zdążyli jakoś zebrać myśli. Jego niebieska aura rozbłysła znowu.

– Zapalcie tysiącmetrowce – nakazał Gabriel.

– Oczywiście, nasz mały geniuszu – uśmiechnął się Marco i pięć silnych reflektorów rozjaśniło mrok.

– A cośmy to dostali? – zdziwiła się Tova i wszyscy zbliżyli się ostrożnie do tego, co spadło z nieba.

– Widzę tu jakieś potężne rogi, a także mnóstwo innych rzeczy, które, zdaje się, rozpoznaję.

– Skarb Ludzi Lodu – wyszeptał Nataniel w zachwycie. – Nareszcie będzie mógł być użyty zgodnie z przeznaczeniem!

– O, a tutaj jest miecz Targenora! – zawołał Marco, podnosząc metalowy przedmiot. Wyglądał imponująco, gdy tak stał z bronią w ręce. Miecz także był imponujący. Wykuty przed wiekami przez nieznanych artystów. Ofiarowany Tan-ghilowi u Źródła Zła…

A może…?

– Co my właściwie o tym mieczu wiemy? – rzekła Tova w zamyśleniu. – Jeśli Tan-ghil otrzymał go u źródła, to miecz musi zawierać w sobie element zła. Czy to słuszne, byśmy się nim posłużyli?

Marco uśmiechnął się.

– No to teraz usłyszycie historię Targenorowego miecza. Nie została ona opowiedziana na spotkaniu w Górze Demonów, bo Rune dokładnie jej nie znał. Ja jednak byłem ciekawy i kiedy później zebraliśmy się w wielkich salach, zapytałem Targenora. Okazało się, że on także dokładnie nie zna pochodzenia miecza. Nigdy nikt o nim nie wspominał. Wiedzieliśmy o nim jedynie to, co Tan-ghil powiedział Didzie. Otrzymał go jakoby przy źródle, a sam miecz posiada tak wielką siłę, że Targenor może dzięki niemu ochraniać Tan-ghila podczas ich wspólnej podróży.

– To prawda i nic więcej nikt nie wie – potwierdził Nataniel.

– Targenor i ja dowiedzieliśmy się jednak reszty – powiedział Marco z łagodnym uśmiechem. – Kiedy wszyscy biesiadowali w Górze Demonów, udało nam się w tajemnicy przed wami ponownie nawiązać kontakt z czterema duchami Taran-gaiczyków. Tula wskazała nam miejsce.

– I duchy przybyły raz jeszcze? – zapytała Tova z niedowierzaniem. – Już za pierwszym razem były pełne rezerwy!

– Przybyły – potwierdził Marco. – One wcale nie są takie nie zainteresowane współpracą z nami, jak udają. Przybyły nawet dość chętnie. I opowiedziały nam, że Tan-ghil nie dostał miecza u Źródła Zła. On go ukradł. Kiedy wychodził z grot, potłuczony i rozbity, śmiertelnie zmęczony, miał jeszcze czelność wejść do jaskini, która należała do zachodnich wiatrów. Działo się to przecież w Górze Czterech Wiatrów, groty zła leżały w północnej części, a groty dobra w południowej. On, zataczając się, wkroczył do zachodniej, a tam właśnie znajdował się miecz. Stał na wprost wejścia i od razu rzucił mu się w oczy. I ten pozbawiony wszelkiego honoru potwór ukradł go. Duchy opowiedziały Targenorowi i mnie, że miecz został odebrany dawno temu jakiemuś śmiałkowi, który zamierzał się dostać do źródła jasnej wody. Miał jednak nie dość czyste serce, by do niego dojść, i umarł po drodze. Zakazano mu wniesienia miecza do groty czystości, zostawił go więc po drodze. Miecz stał tam aż do chwili, gdy przyszedł Tan-ghil. To prawda, co powiedziano, że ów miecz został wykonany w praczasach, ale nie ma on nic wspólnego z dobrem czy ze złem; myślę natomiast, że wyraża odwagę, jest symbolem siły. Posiada przy tym rzeczywiście jakąś tajemniczą moc, której jednak nie potrafili przejrzeć ani Tan-ghil, ani Targenor.

– Cóż – wtrącił Ian. – To brzmi obiecująco. I Targenor chciał, żebyśmy ten miecz otrzymali właśnie teraz?

– Tak. A dlaczego nie?

Nataniel przykucnął i pochylił się nad skarbem.

– Zastanawiam się, dlaczego nam to spadło na głowy.

– Czy to nie Heike starał się dopiero co nawiązać z tobą kontakt?

– Tak – potwierdził Nataniel. – I skierował moje myśli na polankę ponad Grastensholm.

– Mamy uwierzyć, że… istnieje jakiś związek z tym? To znaczy pomiędzy wejściem Heikego do świata szarego ludku a tą ścianą, która stoi nam na drodze?

– Uff! – jęknęła Tova. – Nie chcę mieć nic wspólnego z szarym ludkiem. A już w każdym razie znowu sprowadzać go na ziemię!

Gabriel szepnął zdławionym głosem:

– Czy to oni obserwują nas tam w górze?

– Nie, nie – odpowiedział Marco. – Tamci na górze to ci sami, których widzieliśmy na hali. To ci wysocy, ubrani na czarno.

Nataniel wstał zamyślony.

– Myślę, że masz rację, Marco. Jest związek pomiędzy tymi dwiema sprawami. To znaczy pomiędzy polanką na wzgórzach Grastensholm a tą ścianą. Możemy dostać się do wnętrza jedynie magiczną drogą.

– Heike i Vinga przeznaczyli wiele tygodni na przygotowania – wtrąciła Tova. – My nie mamy tyle czasu!

– To prawda, ale nie rozpatrujmy tego, co oni zrobili. Starajmy się skupić na najważniejszym.

W krypcie zaległa cisza. Zgasili latarki, żeby oszczędzać baterie. Aura Nataniela dostatecznie rozjaśniała mrok, chociaż wszyscy stawali się przez to niebieskosini.

– Nataniel, ja mówię poważnie – upierała się Tova. – Nie mam najmniejszej ochoty na spotkanie z szarym ludkiem. Nigdy Ludzie Lodu nie doznali od jego przedstawicieli niczego dobrego.

Zamiast Nataniela odpowiedział Marco:

– Przecież wcale nie wiemy, co się kryje za tą ścianą.

– Nie wiemy – potwierdził Nataniel. – I wcale nie jest powiedziane, że znajduje się tam szary ludek.

– No to dlaczego dostaliśmy te wszystkie rzeczy? – prychnęła Tova. – I dlaczego Heike przypominał ci o swoim eksperymencie?

– Nie wiem – odparł Nataniel zmęczony. – Wiem tylko, że nie mamy czasu na kłótnie. A zresztą, jak masz zamiar się wydostać z tej śmiertelnej pułapki, Tovo?

Dziewczyna rozejrzała się wokół.

– Masz rację – mruknęła.

Gabriel poczuł się w swoim kącie dość samotnie, podszedł więc bliżej reszty. Potknął się o coś i upadł na ziemię.

Natychmiast zapaliły się wszystkie latarki.

– Rogi – powiedział Ian. – Potknąłeś się o rogi, Gabrielu. Wszystko w porządku?

Chłopiec klęczał na jednym kolanie i rozcierał drugie.

– W porządku, dziękuję, nic się nie stało. Ale… jeden róg się chyba odłamał.

– Odłamał się? – zapytał Nataniel z żalem. – To musiało się chyba stać, kiedy rogi zostały zrzucone do krypty.

– Demony nie czynią takich szkód – oświadczył Marco, klękając przy rogach. – No tak, jest tak, jak myślałem! Róg nie jest złamany, on został oddzielony celowo.

– Dlaczego? – zapytała Tova niezbyt mądrze. – I przez kogo?

Ani Marco, ani Nataniel nie odpowiedzieli, interesował ich wyłącznie róg.

Ogromny róg jaka zajmował większą część kamiennej podłogi krypty. Drugi tkwił nadal na swoim miejscu w czaszce zwierzęcia.

– Tutaj jest otwór, do którego został niegdyś wsunięty flet – powiedział Marco. – I stąd też wypadł w Eldafjordzie.

– Zaraz, chwileczkę! – zawołał Nataniel. – Tu jest jeszcze jeden otwór, mógłbym przysiąc, że go nie było, kiedy widziałem te rogi po raz ostatni. Spójrzcie tutaj! Na samym czubku.

Ian aż gwizdnął z podziwu.

– Można by w ten róg zadąć – rzuciła Tova w zadumie. – Ale zdaje się, że z rogów jaka dosyć trudno wydobyć głos?

– Chyba nie, jeśli się to umie – rzekł Marco. – Ale ja, niestety, nie potrafię.

– Ani ja – dodał Nataniel. – W ogóle nigdy nie grałem na instrumentach dętych.

– Natomiast ja grałem kiedyś na trąbce – oświadczył Ian nieśmiało. – Chociaż to oczywiście nie to samo…

– Ejże, różnica nie jest chyba taka duża – zachęcał go Marco.

– No, samej techniki wdmuchiwania powietrza raczej się nie zapomina. Ale taki prymitywny instrument… Zresztą co tam! Mogę spróbować.

– Myślę, że powinieneś – powiedział Nataniel spokojnie.

– Zrób to – prosiła Tova. – Jeśli nie uzyskamy nic więcej, to przynajmniej wypłoszysz tych, którzy nas tu zamknęli.

Ian przyłożył róg do ust.

– Tak jest dobrze – uznał Nataniel. – Zwróć róg w stronę tej tajemniczej ściany.

Ian wciągnął powietrze głęboko do płuc, po czym przycisnął wargi do rogu.

Maleńką kryptę wypełnił ryk, od którego słuchającym omal nie popękały bębenki. Gabriel zakrył uszy rękami, Tova jęknęła boleśnie.

Ian dął długo, ciągnął swój ton, zdawało się, w nieskończoność.

Kiedy nareszcie ponure ryczenie ustało, zaległa grobowa cisza. Wszyscy bali się, że ogłuchli.

Nagle uświadomili sobie, że nie cały świat zastygł w śmiertelnej ciszy. Potworny ryk, od którego ściany drżały, ucichł, lecz w ich uszach nadal dzwoniły, wibrując, piskliwe tony tak wysokie i ostre, że początkowo w ogóle ich nie zauważali. A kiedy się w nie teraz wsłuchiwali, stawały się głębsze i jakby dźwięczniejsze, mieszały się z echem tamtego ryku, coraz słabszym, oczywiście, ale wszystko to razem zlewało się w jedno i brzmiało, jakby ktoś bębnił na wielkich organach.

Ściany ponownie zaczęły drgać. Najpierw lekko, prawie niedostrzegalnie, potem coraz bardziej, aż w końcu musieli się trzymać siebie nawzajem, żeby nie stracić równowagi.

Jedna z krótszych ścian usunęła się z hukiem i oczom zdumionych ludzi ukazała się brama.

Później zrozumieli, że łoskot nie pochodził tylko od przesuwającej się ściany. Mieszał się z nim także ten do niedawna taki daleki szum, który im był bliżej, tym bardziej narastał, aż w końcu zmieniał się w grzmot.

Po tamtej stronie świeżo otwartej bramy, która w gruncie rzeczy była niezmiernie wąska, panowały nieprzeniknione ciemności.

Cała piątka spoglądała po sobie niepewnie.

– Czyżby Tengel Zły to przewidział? – zastanawiał się Nataniel.

– To z rogiem? – zapytał Marco. – Co prawda on bardzo pilnie strzegł rogów w Dolinie Ludzi Lodu i wpadł we wściekłość, kiedy Jolin ukradł mu je razem ze skarbem, ale nie sądzę, by posłużył się nimi tak, jak my to zrobiliśmy. Nie zapominajcie, że on się świetnie zna na czarach, miał wiele innych sposobów, by tędy przejść. A to, że nam się powiodło, jest zasługą naszych przyjaciół, którzy się pewnie teraz zebrali w Górze Demonów i którzy wiedzieli, że w razie czego skarb nam pomoże. No i pomógł.

– Zapalcie latarki – polecił Nataniel krótko. – Wchodzimy do środka.

On sam poszedł pierwszy. Marco poklepał Iana z wdzięcznością po ramieniu. To była pochwała, którą i Ian, i Tova wysoko sobie cenili.

Każde wzięło jakąś część skarbu Ludzi Lodu i ruszyli w ciemność. Gdy tylko cała piątka przeszła na drugą stronę, natychmiast skalne drzwi zatrzasnęły się znowu z wielkim hukiem.

– No to droga powrotna została odcięta – stwierdziła Tova. – Myślę, że nasza sytuacja jest bardzo podobna do tego, co Shira przeżywała w grotach.

– Masz rację – potwierdził Marco.

– Rogi! – jęknął Gabriel. – Nie zabraliśmy stamtąd rogów!

Wszyscy stali, jakby im powietrze uszło z płuc. Czy to możliwe? Jak mogli zostawić rogi? I jak kiedykolwiek zdołają wytłumaczyć reszcie rodziny tę stratę?

Ian rzucił się do zamkniętych skalnych drzwi, ale, rzecz jasna, na próżno.

– Przeklęta sprawa! – krzyknęła Tova, wyrażając słowami to, co wszyscy myśleli.

Nataniel starał się panować nad sobą.

– Powinniśmy się skupić na zadaniu, jakie nas czeka – rzekł stanowczo.

– Nie, nie, chwileczkę! – powstrzymał ich Marco. – Jak to się mogło stać, że żadne z nas pięciorga nie zwróciło uwagi na coś tak widocznego i tak wielkiego jak te rogi?

– Masz rację – przyznała Tova po zastanowieniu. – Żadne nie pomyślało o rogach. Żadne nie zwróciło na nie uwagi!

– Ja myślę, że nasi pomocnicy tego właśnie chcieli. Rogi odegrały już swoją rolę, więc po co mieliśmy je za sobą taszczyć?

Te słowa wyciszyły nieco wyrzuty sumienia i wszyscy zaczęli się rozglądać po nowym otoczeniu.

W przeciwieństwie do prymitywnej krypty, którą właśnie opuścili, to pomieszczenie było ładnie uporządkowane. Chociaż to może zbyt wielkie słowo, w każdym razie ściany były gładkie, sprawiały wrażenie oszlifowanych. Wkrótce na jednej z nich odkryli jakieś zarysowania.

– Kolejna brama – powiedział Gabriel.

– Tak. Tym razem bardzo wyraźnie widoczna. Tengel Zły dużo zdążył zrobić przez te trzydzieści dni, kiedy przebywał w górach – powiedział Nataniel.

– Jak wszyscy wiemy, zna się też na czarach – wtrącił Marco. – Nie sądzę, by wydrapywał te groty gołymi rękami.

– Nie, to zrozumiałe. Pytanie tylko, czy ktoś mu w tym nie pomagał.

– Ale kto? Kto mógł być jego pomocnikiem?

– Myślę, że miał ich wielu.

Uważnie studiowali zarys bramy. Z bliska wyraźnie dostrzegali jakąś inskrypcję.

– Niezrozumiałe znaki – orzekł Marco po dłuższej chwili.

Nataniel jednak wciąż stał wpatrzony w rysunek.

– Chciałbym mieć tu Benedikte – rzekł w końcu. – Ona by to rozszyfrowała.

– Myślisz, że ona to potrafi? – zapytała Tova.

– Nie wiem, ale w każdym razie jej intuicja na pewno by się nam przydała.

– Wiesz przecież, że Benedikte nie mogłaby tu przyjść – powiedział Marco potrząsając głową. – Ona może ci jedynie służyć radą. Drogą telepatyczną.

– A zatem poprośmy ją o radę!

– To brzmi rozsądnie.

Wszyscy zaczęli bardzo intensywnie myśleć o Benedikte i po bardzo krótkiej chwili kontakt został nawiązany.

Marco zmarszczył czoło.

– Ona zwraca mi uwagę na Sigleika!

– Tak – potwierdziła Tova. – I na Heikego.

Nataniel uniósł głowę.

– To prawda. Skontaktujmy się z nimi! Wy spróbujcie wywołać Sigleika, a ja skoncentruję się na Heikem.

Znowu zaległa cisza. Ian i Gabriel stali, wsłuchując się z lękiem w huk za zdobioną bramą.

– Mam Heikego – poinformował Nataniel półgłosem.

Tova i Marco milczeli. Najwyraźniej nie mogli się skontaktować z Sigleikiem, który nie był przyzwyczajony do tych spotkań żywych i umarłych członków Ludzi Lodu.

– Chyba poczekamy – oświadczył Marco. – Jakie sygnały przesyła ci Heike?

– Że powinniśmy odnaleźć to wszystko, czego on i Vinga używali, kiedy chcieli się przedostać do równoległego świata.

– Uff! – jęknęła Tova.

– Nie, to nie ma nic wspólnego z szarym ludkiem – wyjaśnił pospiesznie Nataniel. – Heike zapewnia, że nie.

– Czy duchy Ludzi Lodu wiedzą, co znajduje się po drugiej stronie bram, przez które musimy przejść? – zapytał Ian.

– Nie. One się tylko domyślają, jakim sposobem można by się przez nie przedostać.

– Aha! – krzyknęła Tova. – Poczekajcie! Zdaje mi się, że teraz mam kontakt z Sigleikiem.

– Rzeczywiście – potwierdził Marco. – Bądźcie teraz cicho! On ma niewielkie doświadczenie w takich sprawach.

Czekali w milczeniu.

Twarz Marca stawała się coraz bledsza, a Tova coraz bardziej wytrzeszczała oczy.

– O, nie – szeptała raz po raz.

– Co mówi Sigleik?

– On odczytuje inskrypcję – odparł Marco bezbarwnym głosem.

– To wspaniale! – zawołał Nataniel. – Czy my też możemy posłuchać?

– To wcale nie jest takie wspaniałe. To po prostu ohydne!

Wszyscy znowu umilkli.

W końcu Tova i Marco odetchnęli.

– Dziękujemy, Sigleik – powiedział Marco. – Teraz już wiemy.

– No i? – niecierpliwił się Nataniel.

Tova westchnęła. I ona, i Marco sprawiali wrażenie zmęczonych. Wyczerpanych psychicznie.

– Musimy natychmiast nawiązać kontakt z Ulvhedinem – rzekła Tova.

– Z Ulvhedinem? Dlaczego?

– Byłoby to dla was całkiem oczywiste, gdybyście wiedzieli, co powiedział Sigleik o znakach na drzwiach.

– No więc co takiego powiedział?

Marco westchnął.

– Przypomnijcie sobie opowiadanie Sigleika w Górze Demonów o tym, że Tengel starał się wyryć w jego mózgu niezrozumiałe słowa i kazał mu się ich uczyć na pamięć.

Gabriel zadygotał.

– Nie! Tylko nie to!

– Owszem, Gabrielu. Na tych drzwiach zostało wypisane: Sgingnut vo pche urchosgat mnene tjsjta vot.

Milczenie.

– No cóż – rzekł Nataniel sucho. – W takim razie wiemy, kto nas pilnuje na zewnątrz. Ci bladzi, na czarno ubrani ludzie.

– Ludzie z Bagnisk, tak jest – potwierdziła Tova. – To jest ich królestwo. I to oni pomogli Tengelowi Złemu stworzyć te groty.

– Ale dlaczego nas nie zaatakowali? – wybuchnął Gabriel.

– Myślę, że mógłbym ci na to odpowiedzieć – rzekł Nataniel. – Ludzie z Bagnisk to istoty ziemne, prawda? Ale my, wybrani, jesteśmy chronieni przez samego Ducha Ziemi! Zatem oni nie mogą nam nic zrobić.

– Błogosławione niech będą duchy z Taran-gai – westchnęła Tova.

– Tak, tymczasem jednak musimy ruszać dalej – oświadczył energicznie Nataniel. – Czas nas goni, a Tengel Zły z pewnością się zbliża. Szybko, pomóżcie mi ze skarbem! Muszę przebyć tę samą drogą co Heike, żebyśmy mogli przejść przez bramę!

Wszystkich ogarnął gorączkowy pośpiech. Kiedy szukali potrzebnych komponentów, Ian zapytał:

– Ale czego się spodziewacie po Ulvhedinie? Do czego on jest wam potrzebny?

– To Ulvhedin wpędził Ludzi z Bagnisk pod ziemię – wyjaśniła Tova. – I teraz musi zrobić raz jeszcze to samo, bo to najwyraźniej nie są ci sami Ludzie z Bagnisk, co w Danii. Tymczasem jednak nie stanowią dla nas zagrożenia. Wezwiemy Ulvhedina później. Jeśli, oczywiście, istnieje dla nas jakieś później.

– No, no, nie bądź taką pesymistką – upomniał ją Nataniel. – Na tym niczego nie zbudujemy.

– Wiem. Przepraszam. Ale to się zgadza. Tan-ghil próbował nauczyć Sigleika jakichś znaków, tylko że nic z tego nie wyszło.

– Tutaj jest opis przygotowań Heikego – powiedział Marco, unosząc niewielką książeczkę. – Ale, jak wiecie, Heike i Vinga zniszczyli wszystkie przepisy i informacje, w jaki sposób przywołać szary ludek…

– To nie z szarym ludkiem mamy nawiązać łączność – sprostował Nataniel. – Co jest w tej księdze? Jakie rytuały nam przekazali?

– Tylko opis, jakie znaki należy narysować na ciele. Myślę, że są to właśnie znaki niezbędne do przekroczenia granicy pomiędzy dwoma światami, rzeczywistym i równoległym.

– Dobry Boże – szepnął Nataniel, kiedy zobaczył, jakie znaki należy wymalować. – Nigdy nam się to nie uda.

– Uda się, uda – zapewniła Tova. – Barwniki mam już gotowe. Zdejmuj ubranie!

Nataniel rozglądał się niepewnie.

– O, do licha! – syknęła Tova. – Jak długo zamierzasz się krygować?

Westchnął głęboko i zaczął zdejmować koszulę.

– Ale czy to tylko ty sam… – zaczął Ian.

– Nie mamy czasu, żeby przygotować kogoś jeszcze – odparł Nataniel. – A poza tym to jest moje zadanie, przecież wiecie.

Gabriel rozejrzał się po nieprzytulnej grocie. Czy tu właśnie będą musieli czekać? Tak zostało postanowione? Będą tu tkwić i umierać ze strachu o los Nataniela?

Uświadamiał sobie, jak to wszystko coraz bardziej i bardziej przypomina wędrówkę Shiry. Jej towarzysze również czekali w zewnętrznej grocie. I również nie mieli pojęcia, co się dzieje wewnątrz.

Ale tym razem chyba nie powinno tak być, przynajmniej nie dokładnie.

W niebywałym pośpiechu kreślili na ciele Nataniela przepisany wzór. Nie obywało się przy tym bez narzekań. „Posuń się, nie sięgam przez ciebie”. „Do licha, Tova, te figury nie mogą tutaj pozostać!” „Nie zdążymy wszystkiego wymalować! O Chryste, ile tego jeszcze zostało!” „Cicho bądź i pracuj!”

Nataniel zaś leżał bez ruchu i nie mógł nic zrobić. Czuł się okropnie głupio taki ubezwłasnowolniony i kompletnie nagi.

To ostatnie zdawało się jednak nie przeszkadzać pozostałym. Uważali to za rzecz całkowicie naturalną, tylko on nie był w stanie opanować uczucia wstydu.

Nie jestem przyzwyczajony do odsłaniania swego ciała, myślał skrępowany. Nie przeżyłem żadnej miłosnej historii. Poza tą jedną, z Ellen, ale nam przecież nie wolno się było nawet dotknąć nawzajem. Gdy do tego doszło, natychmiast ją utraciłem.

Nie, nie wolno ci teraz myśleć o tak bolesnych sprawach. Koncentruj się na swoim zadaniu, Natanielu, upominał sam siebie. Musisz odnaleźć naczynie z wodą zła.

– No! – powiedział prostując się Marco, zadowolony z siebie. – Zaraz będziemy gotowi!

– Dosyć to wszystko pokraczne i rozmazane – stwierdziła Tova. – Ale każdy wzór znalazł się mniej więcej na swoim miejscu. Chociaż muszę powiedzieć, Gabrielu, że twoje półksiężyce najbardziej ze wszystkiego przypominają powygryzane kawałki sera.

– A te twoje gwiazdy – odciął się chłopiec – sprawiają wrażenie, jakby wicher poobłamywał im ramiona. Każdej brakuje przynajmniej dwóch.

– Wszystko jest dostatecznie staranne, lepiej nie trzeba – oświadczył Marco. – Możesz wstać, Natanielu!

– Czy mógłbym chociaż włożyć spodenki?- zapytał nieśmiało.

– Te takie śliczne, w kropeczki? – zapytała Tova złośliwie. – Chyba możemy mu pozwolić, Marco?

Marco wahał się dość długo.

– No nie wiem – rzekł w końcu. – Nie! To by było po prostu śmieszne! Jednym z ważnych elementów misterium jest właśnie jego nagość. Myślę, że powinna być absolutna.

Nataniel wykrzywił się do niego ze złością. Oddał Marcowi swoją małą buteleczkę oraz wszystkie drobiazgi, których oni mogli potrzebować. Sam nie mógł niczego ze sobą nieść.

– No… To co robimy? – zapytał Ian.

Nataniel stał bez ruchu przed inskrypcjami na zamykającej wejście skale i przyglądał im się w wielkim skupieniu.

– Teraz jestem przygotowany – powiedział po chwili. – Chronią mnie te wszystkie znaki, któreście wyrysowali na moim ciele. Myślę, że mógłbym spróbować wygłosić magiczną formułę. Skieruję się ku drzwiom. Ale naprawdę nie wiem, co zrobimy, jeśli one się przede mną nie otworzą.

– Spróbuj! – zachęcał go Matco.

Nataniel wysokim głosem zaczął powoli wymawiać te dziwaczne, zupełnie niezrozumiałe słowa, które kiedyś pozwoliły pewnemu duńskiemu profesorowi nawiązać kontakt z Ludźmi z Bagnisk i ich podziemnym światem.

Gdy głos Nataniela w końcu umilkł, zrobiło się cicho niczym w grobie. Dosłownie tak, bo wszyscy mieli uczucie, że znajdują się w grobie, tyle tylko że nie ma w nim żadnych zwłok.

A może to oni w nim spoczną?

Nic się nie działo. Nic nie mąciło tej nieznośnej, pełnej wyczekiwania ciszy. Była tak intensywna, że niemal dotykalna. I czyż nie wyczuwało się w niej jakiegoś szyderstwa?

– No cóż – westchnął Nataniel. – To zdaje się nie wystarcza.

Tovę ogarnęło zniechęcenie. Z jakiego powodu tkwimy tu i wygłupiamy się jak dzieci, myślała z goryczą. Po pierwsze, stosujemy pewnie zupełnie błędną technikę, a po drugie, tu w tej ścianie chyba w ogóle nie ma żadnego przejścia.

Marco zachował więcej woli działania.

– Dostaliśmy cały skarb Ludzi Lodu. Jest tam jeszcze coś więcej na temat rytuału Heikego?

– Nic nie ma – odparła Tova. – Oni przecież wszystko zniszczyli, żeby szary ludek już nigdy nie niepokoił Ludzi Lodu.

W tym momencie Nataniel jakby się ocknął z odrętwienia i powróciła mu inicjatywa.

– Może formułki już nie istnieją – powiedział. – Ale coś jednak na ten temat wiemy.

– Wiemy? Nic nie wiemy! – zaprotestowała Tova.

– Owszem – upierał się Nataniel, a w jego głosie słychać było nutę triumfu. – Wiemy, że te wszystkie ohydne wywary, które Heike wypił tam na wzgórzach, zawierały jeden specjalny składnik.

Wszyscy patrzyli na niego pytająco, niemal było słychać, jak ich mózgi pracują z wysiłkiem.

– Ależ oczywiście! – zawołał w końcu Marco. – Małe kawałki alrauny!

Tova zaczęła się denerwować.

– Ale Runego nie ma przy nas! A poza tym ja w żadnym razie bym się nie zgodziła, żeby go znowu kaleczyć!

– Nie, nie, to wcale nie jest potrzebne – uspokajał ją Nataniel. – Ale spójrz, co robi Gabriel.

Chłopiec bez namysłu sięgnął do szyi po swoją małą mandragorę. Zdjął amulet przez głowę.

– Stanowiła dla mnie wielkie wsparcie i pociechę przez całą drogę – rzekł na pół z płaczem. – Ale mimo wszystko gotów jestem ją ofiarować. Tylko postępujcie z nią ostrożnie, nie chcę, żeby ją bolało.

Nataniel wzruszony wziął amulet.

– Dziecko drogie, my nie będziemy jej ciąć – powiedział. – Pożyczymy ją tylko. A poza tym to przecież zwyczajny, mały korzeń alrauny, nie taki jak Rune, który był pierwszą alrauną na świecie.

– Ale ta też czuje – szepnął Gabriel cichutko. – Mnie się zdaje, że Rune coś z nią zrobił. Dał jej jakieś specjalne właściwości…

– Ja też tak myślę – potwierdził Nataniel. – Ale nic się nie stanie. Muszę tylko potrzymać uniesiony amulet przed tą zamkniętą bramą, a wtedy zobaczymy, jaką ma władzę.

– Zaczekajcie! – przerwał im Marco. – Nie dostaliśmy całego skarbu tylko po to, by wykorzystać zaledwie kilka rzeczy. Myślę, że powinniśmy ułożyć przed bramą magiczny krąg…

– To nie zaszkodzi – zgodziła się Tova.

– Marco ma rację – poparł go Nataniel. – Właśnie po to dostaliśmy to wszystko!

Wspólnymi siłami ułożyli niezwykły krąg z przedmiotów należących do skarbu.

– Skąd my właściwie wiemy, jak to robić? – zastanawiała się Tova.

Nataniel zachichotał:

– Dzięki naszej inteligencji, rzecz jasna! A mówiąc poważnie, uważam, że to ten napój, który wypiliśmy w Górze Demonów. Pamiętacie, ten, który miał nam dać wytrzymałość większą niż ma stal, poczucie rodzinnej więzi, która pobudza do działania i daje siłę, zdolność widzenia tego, co jest niewidoczne, wytrzymałość i lekceważenie śmierci, umiejętność poruszania się w ciemnościach, władzę nad innymi istotami, a także zdecydowanie, które sprawia, że potrafimy nawet zabić, gdyby się to okazało niezbędne. I wszystkie te zdolności już nam się przydały!

– To prawda! Właściwie to już powinniśmy być martwi, i to nie raz, wszyscy jak jeden – potwierdziła Tova z ożywieniem. – A jednak żyjemy! Tyle tylko, że nie doszliśmy jeszcze do celu i nie wiemy, co nas czeka.

– Nie wiemy, niestety! Uff, gdybym tylko nie musiał tak paradować całkiem nago! To kompletnie beznadziejne!

– Ale ty wcale nie sprawiasz wrażenia nagiego – uspokajała go Tova. – Wszystkie te malowidła na twojej skórze wyglądają jak barwny trykot. To prawda!

– Rzeczywiście – przytaknął Marco. – Nie masz się czego wstydzić.

– Dziękuję wam. Mimo to wolałbym, żebyście wszyscy też byli rozebrani – bąknął Nataniel. – Ale to chyba zbyt wielkie wymagania. No dobrze, jeśli magiczny krąg jest gotów, to pewnie moglibyśmy ponowić próbę, prawda?

Wszyscy czekali w napięciu. Wiedzieli, że jeśli teraz się nie powiedzie, to już nie mają skąd oczekiwać pomocy.

Nataniel uniósł alraunę przed „bramą” i ponownie odwrócił się do swoich towarzyszy.

– Zanim to zrobię… zanim spróbuję otworzyć bramę, chciałbym podziękować wam wszystkim za to, co dla mnie zrobiliście! Gdybyśmy się już mieli więcej nie zobaczyć…

– Zamknij się, na miłość boską, bo zaraz zaczniemy płakać – warknęła Tova, a jej głos zdradzał, że w każdej chwili może wybuchnąć szlochem. – Zaczynaj!

Nataniel skierował wzrok na inskrypcję. Unosząc wysoko małą alraunę wypowiadał z wolna, donośnym głosem, magiczne formułki.

W następnym momencie wszyscy zachwiali się gwałtownie. Góra trzęsła się, drżała w posadach. Z trzaskiem przypominającym głębokie westchnienie skała rozdzieliła się na dwoje i zaczęła się powoli rozsuwać, tworząc powiększający się otwór.

Najgorsze jednak nadeszło tak nieoczekiwanie, że wszyscy wydali z siebie krzyk przerażenia. Gdy ściana rozstąpiła się na odpowiednią szerokość, zerwał się nagle huczący wiatr, który jak potężny przeciąg wessał ich do środka. Nataniel, stojący najbliżej, został porwany, zanim jeszcze drzwi się porządnie otworzyły, i potłukł się boleśnie o ściany, skórę na bokach miał poocieraną do krwi.

Teraz uświadomili sobie, że to właśnie szum tego wiatru słyszeli już dawno temu, szum, który narastał w miarę, jak się zbliżali. Teraz wszystko stało się wściekłym rykiem, orkanem, któremu żadne z ludzi nie było w stanie się oprzeć.

Nieszczęśni wędrowcy wili się pod ścianami, szarpani tym wyjącym wiatrem w ciemnościach, które niczym płonąca błękitnym światłem pochodnia rozjaśniało tylko wirujące ciało Nataniela.

Загрузка...