ROZDZIAŁ XII

Walka miała zostać rozstrzygnięta tego dnia na pokrytej lodem ziemi w górach otaczających Dolinę Ludzi Lodu.

Nataniel dobrze wiedział, jak się sprawy mają: Tylko jeden z nich mógł stąd wyjść żywy. A ponieważ Tengel Zły był nieśmiertelny, to chyba musi wygrać zło.

Mimo to Nataniel nie przestawał zmagać się o to, by dobro mogło zapanować nad światem. Nie zdawał sobie sprawy, że jest tylko pionkiem w grze, której podmiot jeszcze się na scenie nie pojawił. Gdyby o tym wiedział, z pewnością jego wola walki by zmalała. I chyba lepiej, że było tak, jak było.

Zwrócił uwagę, że jego ciało nieustannie słabnie. Duch jednak zachowywał moc, ba, był teraz znacznie silniejszy niż kiedykolwiek.

Nataniel wiedział, że to Tengel Zły będzie tym, który otworzy amforę, nikt inny nie byłby w stanie zbliżyć się do niej tak bardzo. Nikt z wyjątkiem Shiry, ale jej duch mógłby wpaść we władanie Tengela Złego, gdyby zbyt długo pozostawał w tym miejscu. Co prawda zły przodek nie dysponował już Wielką Otchłanią, do której mógłby zesłać ducha dziewczyny, mógł ją jednak wyrzucić do pustej przestrzeni poza granicami świata, tak jak to kiedyś uczynił z Tamlinem, a ostatnio z bezpańskimi demonami. A to właściwie na jedno wychodzi.

Nataniel był chroniony przez butelki i przez wiele jeszcze innych czynników. Mimo to nie miał odwagi zbliżyć się do Tengela, nie mówiąc już o naczyniu. Jego ciało nie wytrzymałoby kolejnej porcji trującego dymu. Nie mógł też stojącej nad strumieniem bestii skropić jasną wodą, odległość była zbyt duża. Marco zdołał tego dokonać w stosunku do sobowtóra, posłużył się przy tym kamieniem, który zmoczył wodą, a potem cisnął w przeciwnika. Ale w pobliżu Nataniela nie było żadnych wolno leżących kamieni.

Czuł się niewypowiedzianie zmęczony, oddychał ciężko, z bólem w piersiach, lecz starał się, żeby niczego nie było po nim widać. By ukryć swój stan, oparł się mocniej o górską ścianę, teraz już prawie siedział z kolanami pod brodą. Na jego wargach gościł jednak uśmiech.

Jeszcze by tego brakowało, żeby okazał słabość!

Tan-ghil gapił się na niego niczym rozjuszony byk.

– Siedź sobie, siedź! Ale jak myślisz, kto może czekać dłużej, ty czy ja? Jesteś śmiertelnikiem, prędzej czy później będziesz musiał dać za wygraną. Natomiast ja jestem nieśmiertelny. Czekałem na swoją ciemną wodę przez siedemset lat, to mogę też przeczekać jeszcze tych kilka lat twojego życia. Będzie ono z pewnością niezbyt długie, zwłaszcza jeśli się uprzesz, żeby je tu przesiedzieć.

Tengel Zły trafiał bez wątpienia w sedno. Żeby nie wiem jak Nataniel starał się pokierować sprawami, to i tak on musi wykonać najbardziej ryzykowny krok.

W powietrzu wyczuwało się coraz większy chłód, który ciągnął od pobliskiego lodowca. Nataniel zaś miał na sobie tylko spodnie. Reszta jego ciała została pokryta czerwonordzawymi, zeskorupiałymi teraz farbami. Ale magiczne znaki, niestety, nie grzały.

Słońce chyliło się ku zachodowi. Wkrótce cień lodowca obejmie miejsce, na którym Nataniel siedzi, widział go już zresztą w postaci ciemnej plamy na trawie, podpełzającej coraz bliżej. Sylwetka jednego z psów piekielnych rysowała się groteskowo nieco niżej przy zejściu w dolinę. Głowa psa zasłaniała Tan-ghilowi słońce.

On sam zaś zachowywał się teraz podejrzanie spokojnie. Co też znowu kombinuje ten jego chory umysł?

Nataniel, który wykorzystał czas na planowanie kolejnych posunięć, wkrótce miał się tego dowiedzieć. Jego myśli powoli zaczynały wyławiać z głębin pamięci niejasne wspomnienia, kiedy nieoczekiwanie coś przykuło jego uwagę.

W gruncie rzeczy już od dłuższego czasu jego zmysły rejestrowały jakieś dziwne wrażenia, ale on je zlekceważył. Teraz jednak kątem oka dostrzegł jakiś cień. W dole i po części za jego plecami. Instynktownie chciał to od siebie odpędzić i poczuł bolesne ukłucie w rękę, odwrócił się i przerażony stwierdził, że po ziemi, najwyraźniej w jego kierunku, pełznie rój jakichś niedużych obrzydliwych stworzeń, przypominających robaki; paskudztwo wyłaziło z groty.

Nie, nie, to coś chciało atakować nie tylko jego. Roiło się wszędzie, obłaziło jego spodnie i wciskało się do przytroczonych do paska torebek, w których znajdowały się buteleczki z jasną wodą.

Nataniel zerwał się na równe nogi i jak szalony strzepywał z siebie robactwo. Zresztą chyba nie należało tych małych potworków nazywać robakami, bo miały one po sześć nóg, chwytliwe pazury i ostre zęby.

Z czymś takim nie można walczyć ludzką bronią…

Stwory zrodziły się w wyobraźni Tengela Złego albo może przybyły tu z innego wymiaru, który tylko on znał. Tak czy inaczej trzeba je było przepędzić!

Pytanie tylko, jak.

Nataniel usłyszał za sobą skrzekliwy, pełen zadowolenia śmiech Tengela i wiedział, że nie wolno mu spuszczać z tego nędznika oczu. Przedtem jednak musiał się rozprawić z dręczącą go, pełzającą czeredą.

Zauważył, że jego czarna korona zaczyna się znowu pojawiać i świeci coraz wyraźniejszym blaskiem; posłużył się więc płomiennym światłem czarnych aniołów, tak jak to kiedyś w dzieciństwie czynił Marco, wzbudzając tym nieopisany zachwyt Ulvara.

Robaki zaczęły uciekać, ale Nataniel ich nie zabijał.

– Nie chcę wam zrobić nic złego, małe stworzenia – rzekł łagodnie. – Wracajcie do domu!

Rój się rozproszył. Nataniel wiedział, że stwory nie chcą tu już wracać.

Ale Tengel Zły nie tracił czasu, a na niego blask czarnej korony nie działał. Nataniel odwrócił się gwałtownie i w ostatniej chwili zdołał dostrzec, że zły przodek zamierza się posłużyć magią.

Dzięki kilku krótkim słowom Nataniel zdołał odzyskać nad nim kontrolę. Nie mógł pozwolić, by Tengel znowu wziął naczynie. Jeszcze nie teraz.

Tan-ghil się wściekał. Wypluwał z siebie jak najgorsze przekleństwa, bowiem jego stopy już prawie zdołały się oderwać od podłoża, a teraz znowu został unieruchomiony. A naczynie znajdowało się tak irytująco blisko, dokładnie tuż za zasięgiem jego ręki. Żeby nie wiem jak Tengel Zły się starał, to i tak jego pajęcze kończyny nie były w stanie się wydłużyć i pochwycić upragnionej amfory.

Próbował przyciągnąć do siebie naczynie siłą myśli. Nataniel okazał się jednak dostatecznie czujny i otoczył amforę niewidzialnym magicznym kręgiem. Tan-ghil starał się go przełamać, lecz bez skutku.

Stary drań nie był w najlepszym humorze…

Nataniel ponownie usiadł pod ścianą, posyłając Tengelowi ostrzeżenie, że nie będzie tolerował żadnych głupstw. Teraz chciał zastanowić się w spokoju.

Pomyślał, czy by nie zaproponować staremu kompromisu, że mianowicie pozwoli, by tamten spróbował oczyścić naczynie ze skamieniałej skorupy, ale nie zdecydował jeszcze, jak dokładnie miałby sformułować dalszą część propozycji, gdy przez jego mózg zaczęły przepływać jakieś dziwne obrazy i wspomnienia.

Heike…

Dlaczego właśnie teraz przypomniał mu się Heike?

Heike był w stanie wyczuwać wibracje, wibracje śmierci, obecnych w pobliżu ludzi i wiele innych. Ale akurat takie zdolności nie były teraz Natanielowi potrzebne.

Nie, to musi chodzić o coś innego.

Starał się przywołać w wyobraźni wizerunek tego wielkiego bohatera Ludzi Lodu…

W oczach Heikego mógł odczytać najdawniejszą historię rodu, może nawet aż do czasów Tengela Złego? Oczy Heikego zawierały tak wiele. Mistykę, czary, prahistorię… I jakieś pustkowia z czasów tak oszałamiająco odległych, że wszystko zdawało się być przesłonięte mgłą…

Rozmyślania Nataniela zostały przerwane przez atak złego Tan-ghila. Co prawda tylko słowny, ale i to wystarczyło, by mu przeszkodzić.

– Mogę cię unicestwić, zetrzeć w proch! – syknął potwór. – Mogę unicestwić wszystkie twoje możliwości, twoich pomocników…

– Cicho bądź! Nie mam teraz dla ciebie czasu! – warknął Nataniel niecierpliwie.

Tan-ghil aż otworzył gębę na taką bezczelność i tyle pewności siebie.

Ta zaczepka jednak była brzemienna w skutki. Cokolwiek myśli Heikego chciały przekazać Natanielowi, to już nie przekażą, wizja się rozwiała.

Nataniel miał wrażenie, że trujące opary przeżarły mu płuca, że w jego piersiach znajduje się teraz bolesna dziura.

Ellen, Ellen, pomyślał zdjęty rozpaczą. Nie jest takie pewne, że stąd wyjdę, że wrócę do świata. Żyj swoim życiem i ciesz się szczęściem, jakie uda ci się stworzyć, moja ukochana, ale nie zapomnij o mnie! Pozwól, bym żył dalej w twoich wspomnieniach jako smutne marzenie z czasów młodości! Bo teraz mam wrażenie, że wyszłaś z Wielkiej Otchłani. Jesteś na zewnątrz, twoje ciepłe, niespokojne myśli do mnie docierają. Ellen, moja droga, kochana…

W tym momencie szczerze zazdrościł Ianowi, który zdążył obdarzyć Tovę dzieckiem. Och, jak dobrze rozumiał teraz Iana i jego lęk, by nie umrzeć bezpotomnie! Gdyby on i Ellen mogli mieć dla siebie tylko jedną jedyną noc, choćby jedną godzinę, to on chciałby postąpić tak samo, jakkolwiek egoistycznie to brzmi. Wiedział też, że Ellen zgodziłaby się z nim. Ona też, podobnie jak Tova, chciałaby mieć żywe świadectwo swej utraconej miłości.

No cóż, w przypadku Iana wszystko skończyło się dobrze. Ian przeżył.

Co do swego losu Nataniel żywił wiele obaw. Znajdował się w pułapce i nadzieje, że mogłoby się to skończyć dobrze, były nikłe.

Tengel Zły po raz kolejny przypuścił atak i tym razem był to atak bardziej konkretny, nie ograniczał się jedynie do słów.

Nataniel czuł, że coś się wślizguje do jego myśli. Jakieś pochlebstwa i kuszące wizje, jakie to bogactwa mógłby otrzymać, gdyby zechciał przejść na stronę Tan-ghila. Miałby bardzo wysoką pozycję w świecie, mógłby nawet stać się prorokiem dla pozbawionych charakteru ludzi. Nataniel, przy swoich ogromnych zdolnościach i umiejętnościach, postawiłby cały świat w osłupienie, mógłby dokonywać cudów i w ogóle…

– Dziękuję, nie skorzystam – odparł. – Zaczynasz się powtarzać. To samo proponowałeś, kiedy spotkaliśmy się w Japonii. Nie zaimponowało mi to wówczas i nie imponuje obecnie.

– Jesteś po prostu głupi! – warknął Tengel swoim obrzydliwym głosem.

– Naprawdę? A jak myślisz, co się ze mną stanie, jeśli powiem „tak” na tę twoją propozycję nie do odrzucenia? Pierwszym człowiekiem, którego zetrzesz z powierzchni ziemi, będzie w takim wypadku Nataniel Gard. Nie wmawiaj mi nic innego!

Tengel prychnął, jego głos był teraz niski i wyjątkowo złowieszczy.

– Oberwiesz za swoją bezczelność! I to zaraz! Mam środki…

– Uspokój się nareszcie – rzekł Nataniel. – Być może mógłbym ci pomóc odzyskać naczynie, ale nie myśl, że zaraz stanę się twoim poplecznikiem.

Potwór gapił się na niego podejrzliwie.

Nataniel zdawał sobie sprawę z tego, że nie może przez całą wieczność trzymać w tej pozycji, unieruchomionego, przylepionego do podłoża. Kosztowało go to wiele siły, a powinien się skoncentrować. Jeśli się pogrąży w myślach, to Tengel może się wyswobodzić i wyrwać spod jego kontroli.

Powiedział więc bardzo surowym tonem:

– Jeśli będziesz w stanie milczeć przez chwilę, to potem może dostaniesz to naczynie. Daj mi tylko kilka minut, o nic więcej nie proszę!

Wzrok starca był niezwykle sceptyczny.

– A potem co?

– Co się tak dopytujesz? Zastanów się, masz możliwość zostania władcą świata. Ale jeśli teraz mnie zabijesz, to czary, którymi spętałem twoje nogi, nie ustąpią. Będziesz tu stał po wieczne czasy, nie mogąc dotknąć naczynia, które masz tak blisko. Jak Tantal.

To nie była prawda, ale Tengel zdaje się połknął haczyk. Zresztą i tak nie wiedział, kim był Tantal.

– Dobrze, to zastanawiaj się, do diabła, jeśli tak koniecznie musisz!

– Dziękuję!

Nataniel nie miał odwagi zamknąć oczu, choć bardzo by mu to pomogło. Ale nie bez powodów podejrzewał tę małą pokrakę na zboczu o wszystko co najgorsze.

Cień lodowca obejmował już teraz Nataniela. Młody człowiek marzł, marzył, by odsunąć się od kamienia, który przecież należał do królestwa Shamy, nie miał jednak dość sił, by stać bez oparcia.

Heike…

Dziwne, ale to nie Heikego spotkał teraz w myślach. Tym razem pojawiła się Benedikte. I Rune?

Dlaczego?

Nataniel rozpaczliwie szukał w pamięci.

Góra Demonów. Targenor? Targenor, który opowiadał o Tengelu Złym…

Wyjaśniał, co oznacza imię Tan-ghil. „Urodzony pod czarnym słońcem”. Tan-ghil został poczęty przy wyjątkowej koncentracji czarnej magii.

Nataniel szukał i szukał, znalazł się gdzieś w jakimś nie znanym miejscu.

Szept Benedikte: „Biedne dziecko!” I akurat na te słowa Nataniel w tej chwili zareagował. Uważał dokładnie to samo co ona. Biedne dziecko!

Ale na tym nie koniec.

Natężał umysł do niemożliwości, by sobie przypomnieć, ale nie mógł się dostatecznie skoncentrować. Musiał przecież przez cały czas kontrolować to podstępne monstrum. Wprawdzie, jak dotychczas, tamten zachowywał się przyzwoicie, ale bez wątpienia bezustannie poszukiwał jakiegoś sposobu, by pokonać przeciwnika.

Myśli Nataniela skierowały się ponownie do Góry Demonów. Ukazała mu się pełna współczucia twarz Christy. „Biedne dziecko!” Również ona wypowiedziała te słowa o Tan-ghilu, choć przy innej okazji.

Nie, to nie o niej powinien teraz myśleć.

Myśli błądziły. Heike. Benedikte. Rune. Christa. I… Tova? Tova i Hanna?

Gdyby skreślił Benedikte i Christę, które tylko wypowiedziały te słowa: „Biedne dziecko”, to z czym by pozostał? Heike też chyba nie był tu ważny, przeczuwał to. To tylko takie skojarzenie. Bo w oczach Heikego można wyczytać całą najwcześniejszą historię Ludzi Lodu…

W takim razie pozostają Rune, Tova i Hanna. Oni są ważni.

Co oni mówili?

W następnym momencie krzyknął: „Stop!” do Tengela Złego. Pokraka zdołała przywołać kilka swoich demonów z tych, które określano jako siedem grzechów głównych. Nataniel nie zastanawiał się nad tym, które to dokładnie, zawołał tylko:

– Łamiesz obietnicę! Miałeś dać mi dziesięć minut!

– Obietnicę? – zarechotał Tengel Zły, a lodowiec odbił echem jego głos. – Ja się nie przejmuję żadnymi obietnicami!

– Jeżeli sądzisz, że w ten sposób zmusisz mnie do zdjęcia z ciebie czarów, to się grubo mylisz – warknął Nataniel, starając się jednocześnie jakoś zabezpieczyć przed atakami obrzydliwych, galaretowatych istot. – Moi przyjaciele tam w górze, zajmijcie się tymi potworami!

Z największym zadowoleniem psy piekielne zbiegły spod lodowca i ruszyły do ataku. Nataniel musiał zamknąć oczy i zasłonić uszy dłońmi, bo zgiełk powstał nieprawdopodobny. Mimo to ponad ujadaniem psów i piskami demonów słyszał rozpaczliwe krzyki Tan-ghila. „Nie kaleczcie ich!” słał w myślach zaklęcia, kierowane do psów.

Powoli krzyki oddalały się i zamierały. Dopiero wtedy Nataniel odważył się spojrzeć na pole bitwy.

Wszyscy postronni zniknęli, wliczając w to również psy. Byli teraz sami, on i Tengel Zły.

– Twoi „przyjaciele” cię zdradzili – rzekł Tengel ze złośliwą radością.

– Twoi też. Dasz mi jeszcze pięć minut?

– Jak mam mierzyć czas?

– Masz rację, nigdy przecież nie chodziłeś nawet do pierwszej klasy, to skąd masz się znać na zegarku? – rzekł Nataniel. I dokładnie w momencie, w którym wypowiedział tę złośliwą replikę, uświadomił sobie, czego szukały jego myśli.

– Co się stało? – warknął Tengel. – Wyglądasz na zadowolonego!

– Może nie jest to dokładnie zadowolenie, ale w każdym razie… Jestem na najlepszej drodze do rozwiązania mojego problemu. Więc zamknij jeszcze na chwilę dziób!

Miał nareszcie to, czego tak szukał!

Słowa Hanny wypowiedziane do Tovy: „Tengel nie był dotknięty najmniejszą nawet słabością. W przeciwnym razie nigdy by nie dotarł do Źródła Zła. Może jednak jego rodzice nie byli całkiem bez skazy? Złe postępki rodziców mogą kłaść się cieniem na jego osobowości. Czy raczej należałoby powiedzieć: ich dobre postępki…”

Nataniel bardzo głęboko wciągał powietrze. To tyle, jeśli chodzi o Hannę i Tovę. Pozostawał jeszcze Rune i Nataniel nie miał wątpliwości, że tym razem się nie myli.

Przypomniał sobie też własną replikę, jaką wygłosił wtedy, w pustej przestrzeni nad Japonią. Powtórzył słowa Tovy, choć może w trochę zmienionej formie. Zwracał się wtedy do samego Tengela Złego. Rzucił mu po prostu w twarz: „Wiem teraz bardzo dobrze, że twoi rodzice mieli pewną okropną słabość. I że nigdy byś nie przeszedł przez groty, gdyby została ujawniona”.

Szalony popłoch i wściekłość Tan-ghila, kiedy to usłyszał…

Na Boga! upomniał sam siebie Nataniel. Nie wymawiaj tego tutaj! Nie wyjawiaj niczego, dopóki nie zdobędziesz pewności, co to i do czego się odnosi!

Rune! Wspomnienie Runego trwało w jego myśli i, był tego pewien, to on miał klucz do zagadki.

Tan-ghil stał się teraz niebywale podejrzliwy. Do jakiego stopnia ten potwór potrafi czytać w myślach?

Pewnie niezbyt jest w tym biegły, Nataniel już dawno się o tym przekonał. Starzec wyczuwał, że coś się dzieje ale o co dokładnie chodzi, nie wiedział.

Rune…? Było w tym wszystkim coś, co koniecznie musiał sobie przypomnieć. Z pewnością chodziło o długie opowiadanie Runego w Górze Demonów. O nocy poczęcia Tan-ghila…

Rune opowiadał wiele akurat o tym okresie. Ale to najważniejsze?

Och, Nataniel miał to już na końcu języka, ale wciąż nie mógł sobie przypomnieć, bo obserwowanie Tan-ghila rozpraszało go. Tymczasem wróciły psy, co Nataniel przyjął z radością.

Ależ tak! To były najważniejsze słowa Runego: „Teinosuke i jego szamanka byli na mnie wściekli, ponieważ nie chciałem z nimi współpracować i w noc, kiedy zamierzali począć dziecko, ukryłem się przed nimi. Ze względu na moją, że tak powiem, nieobecność, w charakterze chłopca zawsze miało czegoś brakować”. „Czego mianowicie?”, zapytał natychmiast Nataniel. „Tego nie wiem”, wymamrotał Rune, ale uczynił to zbyt szybko, by ktokolwiek mógł mu uwierzyć.

Ciekawe! Czego to brakowało w charakterze dziecka?

Trzeba nawiązać kontakt z Runem, to absolutnie konieczne.

Ale jak to zrobić? Czy Rune ma zdolności telepatyczne?

Nataniel nie miał najmniejszego pojęcia, ale…

O Boże! O mój Boże! Jakiż on gapowaty! Już raz zapomniał, że za pomocą telepatii może się porozumiewać z Tovą i Markiem. Przecież oni z pewnością wiedzą co nieco o zdolnościach Runego. Oni mogą…

Och, kochani! Dzięki wymianie myśli może się dowiedzieć, czy zdołali się wydostać z Wielkiej Otchłani! Mógł się dowiedzieć, czy Ellen żyje!

Fakt, że oni nie nawiązywali kontaktu z nim, łatwo wytłumaczyć. Nie chcieli mu przeszkadzać w zmaganiach z Tengelem Złym.

Jak sobie z tym poradzić? Jak wysyłać myśli do tamtych, a jednocześnie nie tracie kontroli nad Tan-ghilem?

To po prostu niemożliwe. Zaniechał więc dalszych wysiłków, zawołał natomiast psy piekielne i po cichu wyjaśnił im, o co chodzi. Mruczeli do siebie nawzajem jakieś słowa, które tylko one i on rozumieli. Bestie natychmiast stanęły po obu stronach Tengela Złego, Nataniel zaś ostrzegł starca, by nie próbował swoich sztuczek. Psy mają rozkaz atakować, gdyby tylko ruszył palcem. To nie żarty!

Tengel wykrzykiwał straszne przekleństwa, ale nie odnosiły one żadnego skutku.

Nataniel podjął próbę koncentracji.

Początkowo był zbyt zmęczony, zbyt świadomy swoich fizycznych i psychicznych ran, które piekły żywym ogniem. Po jakimś czasie jednak z bardzo daleka zaczęły do niego docierać myśli Marca. O, jakież to błogosławieństwo móc nawiązać kontakt z ludzką istotą! Przyjaciel Marco…

– Potrzebuję twojej pomocy, Marco. Ale najpierw powiedz mi, gdzie jesteś?

– My wszyscy siedzimy na zboczu góry w Dolinie Ludzi Lodu. Niedaleko grobu Kolgrima.

– Wszyscy? Czy wszyscy zostali uratowani?

– Absolutnie wszyscy. Ellen też.

– Dzięki ci, dobry Boże!

– Siedzimy tu od brzasku na wypadek, gdybyś potrzebował naszego wsparcia. Jak ci idzie?

– No jakoś, pomaleńku. Psy piekielne bardzo mi pomagają.

Uświadomił sobie, ze Marco przyjął te słowa ze zdumieniem. Mądry przyjaciel powstrzymał się jednak od komentarzy.

– W czym mogę ci pomóc?

– Muszę absolutnie nawiązać kontakt z Runem. Jak mam to zrobić? Czy on ma zdolności telepatyczne?

Marco zastanawiał się przez chwilę.

– Dawniej miał, ale nawet nie wiem, gdzie teraz jest. Zrobię, co będę mógł. Domyślam się, że czas nagli?

– Bardzo! Odszukaj go najprędzej jak potrafisz!

– Co to? Co się tam dzieje? – wrzasnął Tengel Zły.

Nataniel zakończył seans.

– Nic. Po prostu rozmyślam.

Tengel parskał ze złością.

Podczas gdy Nataniel czekał na bliższe informacje o Runem, próbował przypomnieć sobie całą historię ojca Tan-ghila, Teinosuke, i dzieje matki, syberyjskiej szamanki. Woda w strumieniu niedaleko naczynia zaczynała zmieniać kolor, bulgotała i syczała przez cały czas, a smród był trudny do wytrzymania. Nataniel czuł się podle. Marzł okropnie, mimo że ciało mu płonęło jak w gorączce, a w końcu uświadomił sobie nieoczekiwanie inny bardzo przykry fakt: Był okropnie głodny! Kiedy właściwie jadł po raz ostatni?

Musiało minąć od tej chwili wiele dni! Wykorzystał już chyba wszystkie swoje rezerwy.

Ale Shira też musiała się obywać bez jedzenia podczas całej wędrówki przez groty. Nabierał coraz większego szacunku dla tej dziewczyny; to wprost niewiarygodne, że przeszła przez te wszystkie udręki. Z pewnością było jej dużo gorzej niż teraz jemu.

Nataniel wysłał kolejny komunikat do Marca, lecz ten był zajęty poszukiwaniami Runego, więc zamiast niego odpowiedziała Tova.

– Cześć, Tova! Jak dobrze znowu z tobą porozmawiać!

– Ja też się cieszę! W ogóle my tu wszyscy nie posiadamy się z radości, żeś się odezwał! Ellen to po prostu skacze jak dziecko!

– Pozdrów ją. Tova, czy mogłabyś posłać wiadomość do Shiry? Powiedz jej, żeby była gotowa.

– Czy to się teraz może stać? – zapytała Tova z wielką powagą.

– Mam nadzieję. Poproś ją, żeby była gdzieś w pobliżu. Najbliżej jak się da, byle nie narażać się na niebezpieczeństwo. Powinna też zdawać sobie sprawę, że tu może chodzić o sekundy w ziemskiej rachubie czasu. Niestety, to Tan-ghil musi otworzyć swoje naczynie, bo każdy inny, kto by się do niego zbliżył, zostanie unicestwiony. I Shira powinna być przygotowana na to, by wylać jasną wodę, zanim Tan-ghil zdoła wypić choć kropelkę. Ani jedna kropelka wody zła nie może się wydostać na zewnątrz!

– Rozumiem. Trzymaj się!

Nataniel spostrzegł, że Tengel Zły znowu stał się podejrzliwy, i natychmiast zakończył swoją „rozmowę” z Tovą.

Teinosuke. Japoński ojciec Tan-ghila…

Nataniel starał się podsumować wszystko, co o nim wiedział. Opowiadanie Tovy. Jego własne obserwacje. I opowiadanie Runego.

Później trzeba będzie też zanalizować historię matki, syberyjskiej szamanki.

Słońce całkiem się skryło. Niebieskawy cień spowijał niewielką kotlinkę w pobliżu lodowca. Nastrój stawał się coraz bardziej nieprzyjemny. Nataniel nigdy nie czuł się taki opuszczony.

Ponieważ całe ciało bolało go dotkliwie, nie zwrócił początkowo uwagi na dokuczliwe rwanie w ręce. I nie zauważał go aż do tej chwili. Ale teraz uświadomił sobie, że już jakiś czas siedzi i ściska mięsień tuż ponad łokciem. Podniósł rękę i z przerażeniem stwierdził, jak bardzo spuchła.

Na Boga, co to…?

Tamte robale! Któryś musiał go ugryźć, a on niczego nie zauważył. To ukłucie, które poczuł na samym początku, ale nie miał wtedy czasu się nad tym zastanawiać, nie zrobił nic…

A może teraz jest już za późno? Wyglądało to paskudnie i mogło być niebezpieczne dla życia. Zatrucie! Nikt przecież nie wie, co to za stwór go ukąsił.

Rozpaczliwie zastanawiał się, co robić. Ale co mógł zrobić w tej sytuacji? Nie miał nawet szmatki do przewiązania obolałego miejsca. Nie miał w ogóle nic.

Jeden z psów piekielnych zaczął mu się przyglądać, dostrzegał jego cierpienie i bezradność. Po chwili podszedł cichutko. Usiadł obok Nataniela i zaczął wolno lizać ranę.

O Boże, myślał Nataniel, zdjęty zgrozą, ale i rozbawiony. Mój Boże, kto wie, jakie okropne trucizny to psisko może wprowadzić do mojego organizmu!

Ale dotyk ciężkiego jęzora nie był niemiły. Oczy Nataniela wypełniły się łzami i musiał wielokrotnie przełykać ślinę, by pokonać bolesny ucisk w gardle.

– Dzięki ci – szepnął. – Dzięki, mój przyjacielu! Nawet nie wiesz, ile twój gest znaczy dla takiego samotnego człowieczego dziecka jak ja!

Tengel Zły nie szczędził szyderczych, pełnych złości komentarzy, których akurat teraz Nataniel nie był w stanie odparować. Ogarnęło go nieprzeparte pragnienie, by przytulić się do kosmatego psiego futra i ogrzać w jego cieple.

Jeśli to stworzenie mogło mu dać jakieś ciepło. Język, który wciąż lizał ranę, był lodowato zimny. A mimo to nic nie ogrzałoby Nataniela bardziej.

Загрузка...