W knajpie było tego wieczora bardzo wesoło. Ajent kupił od Ruskich nieco przechodzony, kolorowy telewizor i ustawił na ladzie. Telewizor spodobał się wszystkim bywalcom. Aparat pokazywał obraz pokryty delikatną kaszką zakłóceń i wydawał dźwięki, z których niekiedy można się było domyślać ludzkiej mowy. Jakub Wędrowycz pił właśnie czwarty kufel Perły, gdy nieoczekiwanie obraz w telewizorze nieco się ustabilizował. Staruszek oderwał wzrok od piwa i wbił go obojętnie w ekran. Nieoczekiwanie na ekranie pojawiła się jego podobizna. Głos coś z ożywieniem zatrajkotał, a potem pokazano jakieś góry.Cholera? – zdziwił się Semen. – To już jesteś taki sławny, że cię w "Wiadomościach" pokazują? Ajent przywalił w obudowę kuflem. Obraz wyostrzył się. Dźwięk też uległ znacznej poprawie. Głos znowu coś zagdakał, a potem na ekranie pojawiła się twarz prowadzącego. – Ciekawe znalezisko… bla bla… zabezpieczone bla bla… – Jakie znowu znalezisko? – zdenerwował się egzorcysta. – Przecież ja siedzę tutaj! Prowadzący nie uznał za konieczne powtórzenie informacji, zaczął referować coś na temat nalotów na Afganistan,Gadaj ścierwo o znalezisku! – wydarł się Jakub. Facet w telewizorze znowu go zignorował, więc Wędrowycz złożył palce w odpowiedni gest i cisnął kuflem. Naczynie wpadło w ekran jak w jezioro, szkło kineskopu zafalowało niczym woda i wróciło do normy. Cały naród ujrzał pokrytą krwią, piwem i szklaną sieczką twarz prowadzącego. Niemal natychmiast program przerwano i wyświetliła się plansza "przepraszamy za usterki". – Nieładnie Jakub, mogłeś telewizor uszkodzić… – delikatnie upomniał go przyjaciel. – Ma za swoje. Dlaczego nie powtórzył?
– Jeśli to coś ważnego, to jutro przeczytasz w gazetach. A jeśli nic ważnego to nie ma po co głowy sobie zawracać – wzruszył ramionami stary kozak. – Napijmy się. Po chwili zastanowienia Jakub przyznał mu rację. Zamówili jeszcze po kuflu. Rankiem skacowany egzorcysta przybył do wsi w szlachetnym zamiarze nabycia gazety. Zajrzał najpierw do monopolowego, potem do mięsnego. (Pamiętał, że dawniej w tych właśnie sklepach zawijano towar w gazety, ale jak się okazało wyszło to ostatnio z mody). W przypływie rozpaczy, walcząc z obrzydzeniem, wszedł do księgarni, gdzie poinformowano go, iż gazety można kupić w kiosku. Tamże faktycznie nabył jedną i siadł w parczku na ławeczce. – Cholera, osiemdziesiąt lat na świecie żyję i jeszcze żem gazety kupować nie musiał i na starość taka hańba westchnął. – Na jego dłoniach pojawiły się czerwone kropki – uczulenie na słowo drukowane. Miał to od dzieciństwa… Hańba jednak się opłaciła, bowiem już na przedostatniej stronie zobaczył gapiącą się z papieru własną gębę.Wot te na! – powiedział. – To już jestem taki ważny,że nawet ze zdjęciem mnie opisują? Poczuł gwałtowny przypływ szacunku do samego siebie. Zaraz jednak skupił się na fotografii. Jedna powieka lekko opadała, ucho oklapłe od ciosu łańcuchem krowiakiem, brwi nieco bardziej krzaczaste niż to widywał w lustrze…Hmm? – mruknął, wytężając pamięć. – Przecież to dziadek! – olśniło go nieoczekiwanie. – Ano zobaczmy, cotu nacykane – wczytał się w tekst artykułu. Czytanie szło mu opornie, nie wszystkie litery zdołał sobie przypomnieć. Przed kilku laty z lodowca na pograniczu Austrii i Szwajcarii wydobyto znakomicie zakonserwowane ciało mężczyzny – przesylabizował. – Kurde znalazł się stary. Ale cholera, co ze złotem? Na ławce przysiadł jego kumpel Semen. W ręce stary kozak trzymał identyczny egzemplarz gazety. – Znaleźli mojego dziadka – pochwalił się Jakub.
– Co ty, tu pisze, że to trup z epoki neolitu. Bardzo ciekawe znalezisko… – Co to jest nielit? – zainteresował się Wędrowycz.
– Młodsza epoka kamienia. Czasy, kiedy nie znali metalu i narzędzia robili z krzemienia… – Jak mogli robić coś z kamienia, skoro nie mieli metalowych młotków i dłut, żeby go obrabiać? – zdziwił się staruszek. – A chyba, że laserem – odpowiedział sam sobie. Dotąd nie natrafiano na dobrze zachowane zwłoki z tego czasu. Pewnie go teraz pokroją na kawałki, żeby zobaczyć, co jadł i tak dalej.Co? – Jakubem aż zatrzęsło. – Chcą pokroić mojego dziadka? Ścierwo to było, ale po moim trupie!
– To nie twój dziadek – uśmiechnął się Semen. – Ten trup leżał w lodzie przez ostatnie kilka tysięcy lat. – Akurat – parsknął Jakub. – Mówię ci, że to mój dziadek. Pamiętam jak dziś. Wziął całe złoto i poszedł. Chciał założyć sobie konto w Szwajcarii, a kasa była wspólna…I wszystko się zgadza. Tylko cholera powinien mieć przysobie worek złotych rubli… Zresztą i tak trzeba jechać. – Dokąd?
– Jak to, dokąd, tam gdzie go trzymają. Niech powie,co z forsą zrobił… A ty Semen będziesz mi potrzebny. – Po co? – stary kozak uniósł brwi do góry.
– Jak to, po co? Przecież ja nie gadam po zagranicznemu… Kozak wziął gazetę do ręki i wczytał się w tekst artykułu.Po co mamy jechać za granicę – mruknął. – Tu piszą,że tego cudaka zamrożonego przywieźli do Warszawy nawystawę archeologiczną. Archeo… Co?
– Archeolodzy to tacy, co w ziemi grzebią – wyjaśnił Semen. – w sumie można by złapać pekaes do Lublina igdzieś za cztery, może pięć godzin będziemy na miejscu…Tylko najpierw trzeba się przejść do informatyka… – A po co? – zdziwił się Jakub.
– Trzeba karty wstępu podrobić, żeby nas wpuścili. A i łachy by się lepsze przydały… Wachmani pilnujący wstępu na uroczystość otwarcia wystawy zastygli ze zdumienia, gdy przed wejściem do muzeum pojawili się dwaj starcy ubrani w arabskie burnusy i turbany na głowach. Wyższy z gości z zanadrza wyciągnął papier pokryty kilkunastoma linijkami arabskich znaczków oraz opatrzony licznymi pieczątkami różnych kolorów. Niższy z "Arabów", któremu spod gabliji wystawały noski gumofilców okazał identyczny dokument.Kurde – jeden z wachmanów poskrobał się po głowie. – Co to za jedni? Niższy z gości spojrzał na niego przenikliwie wodnistobłękitnymi, świńskimi oczkami. Coś zatrzeszczało w głowie strażnika, gdy jego myśli kierowały się na nowe tory. – To pewnie zaproszeni goście – powiedział do drugiego.
– A jeśli to Talibowie? – zafrasował się drugi wachman. – Na otwarciu imprezy będzie prezydent, premier,minister i cała kupa vipów… Może trzeba ich przynajmniej obszukać? Wodniste ślepia wbiły wzrok w jego oczy. Po chwili i on przestał mieć wątpliwości. Obaj zamaskowani przybysze weszli do holu. Przejście w głąb muzeum zasłaniała płachta szarego płótna. Przed nią stał na mównicy siwowłosy archeolog.Sensacyjne znalezisko… bla bla bla… bez precedensu… bla bla… dzięki uprzejmości naszych przyjaciół…blabla bla… Tłum zaklaskał. Na mównicę wstąpił kolejny uczony.
– Dziadek to pewnie za tą zasłoną – zauważył niższy z "Arabów". – Pewnie tak – mruknął Semen. – Trzeba poczekać aż otworzą wystawę i wtedy dostaniemy się do środka… – W takim tłumie nic nie zdziałamy – parsknął Jakub. A może da się od drugiej strony? Stary kozak odczepił ze ściany plan ewakuacyjny budynku.Da się – mruknął. Ruszyli w drugą stronę. Weszli do sal ekspozycyjnych. Cholera – mruknął egzorcysta, patrząc na leżące w gablotce amulety kultury łużyckiej. – Ciekawe, ciekawe… O i chałupa jak w Dębince dawniej stawiali – obejrzał model chaty z okresu wpływów rzymskich.Cholera wie, ile czasu potrwają te szopki – Semen wyrwał go z poznawczego transu. – Musimy się pospieszyć. Ruszyli przez ciąg sal. Wreszcie drogę zagrodziła im ściana z desek pociągnięta białą, bawełnianą tkaniną. – Cholera zagrodzili.
– Spoko – mruknął Jakub. Wyciągnął z cholewy gumofilca bagnet od Kałasznikowa i wyciachał dziurę w materiale. Potem silnym ciosem wyłamał płytę paździerzową i rozciachawszy kolejną zasłonę, utorował wejście do następnego pomieszczenia. Sala była prawie pusta, tylko pośrodku stało kilka gablot. Jeden koniec przegrodzony był płócienną zasłoną, zza której dobiegało przemówienie uczonego. Obaj włamywacze ruszyli w stronę ekspozycji oświetlonej mocnymi punktowymi reflektorkami.No i wszystko się zgadza – mruknął egzorcysta, patrząc na zgromadzone w gablocie elementy stroju. – Kożuch z króliczych skórek, pamiętam jak tatko hodował, buciory z łyka, nawet i ja do szkoły jeszcze w takich chodziłem, łuk do polowania na ptaki, bo dubeltówkę za bardzow lesie słychać było i się gliny przypieprzali… Parciany pasek, koszula z worka… W środkowej gablocie na warstwie suchego lodu spoczywały zmumifikowane zwłoki. – Jest i dziadunio – mruknął Semen. – Jesteś aby pewien, że to on? – Kolor skóry się trochę nie zgadza, ale to normalne u mumii – Jakub wyrżnął diamentem dziurę w szklanymwieku. Odczepił alarm. – Co chcesz zrobić? – zainteresował się kozak. – To sztywny trup… – Jak to, co? Ożywię i zapytam, co z forsą zrobił…Ożywić to coś? – popatrzył z powątpiewaniem naciało. – Poza tym zamrożony. Egzorcysta wyciągnął spod gabliji suszarkę do włosów.Mój bimber postawi na nogi nawet umarłego – egzorcysta wetknął nieboszczykowi w usta lejek i spokojnie wlał w gardziel mumii pół litra mętnego płynu z piersiówki. Rozejrzał się za kontaktem, żeby podłączyć suszarkę,ale nigdzie nie wypatrzył… Za kotarą rozległy się oklaski. Chyba musimy się spieszyć – zauważył Semen. I jak, działa?Kurde, coś się nie ożywia – westchnął Wędrowycz. Trzeba jednak chyba rozmrozić… Gadaj dziadek, gdziejest złoto – potrząsnął trupa za ramiona. Głowa odpadła od ciała z suchym trzaskiem. Semen złapał ją za włosy i wyciągnął z sarkofagu. Z rozchylonych ust wylał się samogon. – Ty, zobacz – zwrócił się do Jakuba. – To tylko woskowa kukła zrobiona tak, żeby udawać mumię… A to naszych archeologów w jajo zrobili. – Cholera – Wędrowycz kopnął ze złością w postument. – Gdzie jest moje złoto? W tej chwili oklaski przybrały na sile i ktoś uroczyście zerwał kotarę. Prezydent stanął na progu sali. Za jego plecami tłoczyli się inni goście.O? – powiedział, widząc dwu "Arabów", z których jeden miał na nogach gumofilce, a drugi ciągle trzymał zawłosy głowę mumii. W następnej chwili prezydent leżał na ziemi przygnieciony przez pięciu agentów BORu, którzy własnymi ciałami zasłaniali go przed zamachowcami. Tłum zastygł w bezruchu. Jakub mrugnął kilka razy oczkami.Chyba zaraz spuszczą nam łomot – powiedział szeptem do Semena. Ten postąpił krok do przodu.Salaam – powiedział po arabsku – Allach Akbar. Mybyć goście, archeolodzy z Afganistanu. W ciągu trzydziestu sekund budynek opustoszał.Co ich tak wymiotło? – zdziwił się Jakub. Psychologia tłumu – oświadczył Semem z zadowoleniem. – Na coś się jednak przydała ta uniwersytecka wiedza… po osiemdziesięciu latach, ale lepiej późno niż wcale… Wyszli przed budynek, tu też było zupełnie pusto, tylko gdzieś z oddali słychać było wycie syren wozów policyjnych. Zrzucili burnusy i ruszyli spokojnie przez park w stronę Starego Miasta. – Co z tym ciapkiem – stary kozak ciągle trzymał jeszcze pod pachą głowę. – Pod autobus wrzucimy czy co?A może postraszymy kogoś? – To z wosku? – zamyślił się egzorcysta. – Wsadź dosiatki. Zabieramy ze sobą. Knot się ze sznurka od snopowiązałki wprawi i świeca będzie.