Jakub wstał chwiejnie od stołu. Krzesło popchnięte jego tyłkiem przewróciło się, a że było stare, rozleciało się na kawałki. Egzorcysta z trudem utrzymując równowagę, dotarł do zbawczej ściany i opierając się o nią, ruszył do drzwi. Złośliwy próg usiłował podstawić mu nogę, ale Jakub kopnął energicznie i wypróchniała belka wyleciała na zewnątrz. Coś złapało go za gumofilca. Popatrzył w dół i stwierdził, że to jedna z sześćdziesięciu puszek od piwa przyczepiła się do buta. Wreszcie wytoczył się na zewnątrz. Na niebie coś wisiało, ale czy było to słońce, czy księżyc w pełni, trudno było powiedzieć. Wszystko tonęło w zielonych oparach. Za to było dość chłodno, co pozwoliło mu się domyśleć, że chyba jest jesień. – Kurde – mruknął Jakub. – Nie trza było pryty mieszać z piwem. Świat zakołysał się gwałtownie, jak gdyby ziemia chciała strącić pasożyta ze swojego grzbietu, ale nie udało się. Wreszcie Wędrowycz przywędrował na miejsce. Stanął, opierając się czołem i jedną ręką o drzewo, drugą zaś rozsupłał drut trzymający rozporek i wydobywszy ptaszka, zaczął lać. Jego dobrze wytresowany organizm przez ostatnie dwie godziny cierpliwie przetaczał alkohol do pęcherza, toteż struga, którą wypuszczał, miała mniej więcej czterdzieści procent mocy. Z każdym wylanym litrem egzorcysta był coraz bardziej trzeźwy. Wreszcie opróżnił zbiorniki i zadowolony schował kuśkę. Ruszył w stronę szopy. Zielone cienie ustąpiły i mógł teraz stwierdzić, że jednak jest dzień. I faktycznie chyba była jesień.Nie ma się co byczyć, gdy robota czeka – mruknął do siebie. Jaka konkretnie robota czeka, tego nie wiedział… Pól nie obsiewał od lat, czekając na dotacje z UE. Dotacje wprawdzie dotąd nie napłynęły, ale on wytrwał twardo w swoim postanowieniu. Zwierząt także już od dawna nie trzymał… Prawie doczłapywał już do szopy, gdy nieoczekiwanie usłyszał śpiew. Hej, my chłopcy z nadprzestrzennych baz Nam nie straszny jest alienów kwas, Egzorcysta zatrzymał się gwałtownie. Coś mu się nie zgadzało i to nawet, o zgrozo, dwie rzeczy. Po pierwsze pieśń słychać było tylko w paśmie odbioru telepatycznego, po drugie śpiewał ją chór złożony z co najmniej dwu lub trzech setek głosów. Rycerzy Jedi czas wykurzać z gniazd…Kurde – mruknął Jakub. Włączył swój mózg na szybsze obroty. Trzy procent komórek, których ludzie używają zazwyczaj do myślenia, nadal było zamroczonych, ale pozostałe dziewięćdziesiąt siedem pomalutku rozgrzał. Inteligencja powoli zaczęła piąć się w górę po skali. Gdy doszła do dwustu pięćdziesięciu IQ, Jakub wyłączył grzałkę. Zwoje stygły, co jednak potrwać musiało parę godzin.Trzystu telepatów na wycieczce – mruknął egzorcysta. – W całym kraju jest tej hołoty nie więcej niż dwudziestu… My szturmowcy gwiezdnego imperium – zakończył chór. Pod sam koniec głosy nieźle już bełkotały.Nawet gdyby zwalili się tu telepaci z całej Europy… mruknął egzorcysta. – No właściwie nie jest to wykluczone… Język telepatyczny jest wspólny dla wszystkich ludzi, ale poczułbym wcześniej… Usiadł na pieńku i zamyślił się. Tych trzystu telepatów musiało być niedaleko. Zupełnie niedaleko… Nieoczekiwanie sygnał uderzył prosto w niego. W oczach stanęły mu świeczki, z uszu poszło trochę krwi.Jakubie Wędrowycz zostałeś wybrany – rozległ się w jego głowie spiżowy głos. Egzorcysta podkręcił głośność do minimum, ale sygnał przedarł się przez zabezpieczenia. – Zostałeś wybrany – powtórzył.Wiem, kurde – powiedział Jakub. – Jeszcze przedwojną. I co z tego? – Tamto zapomnij. Zostałeś wybrany do nowych celów.Egzorcysta poskrobał się po głowie. – Jakich znowu celów?Zaniesiesz naszych braci do wszystkich zakątków tej planety. Nadchodzi czas, abyśmy przejęli władzę nadświatem. Jakub nadludzkim wysiłkiem założył blokadę mentalną i odetchnął z ulgą.Coś małego, co nie może się samo poruszać – mruknął. – Rozumne żaby? Chyba nie. A może myślące wirusy? W tym momencie bariera ochronna została przełamana nagłym uderzeniem. Jakub, trąc załzawione oczy, policzył siłę napastników. Było ich ponad trzystu.Podejdź i pokłoń się swojemu nowemu panu – rozkazał głos. Egzorcysta pokazał dłonią gest podpatrzony na amerykańskim filmidle. Kolejne uderzenie obaliło go na ziemię. Zaraz po tym nogi zesztywniały mu jak kłody i nieznana siła podniosła go do pionu. Ruszył jak na szczudłach w stronę drzewa, które przed paroma minutami podlał.Na kolana niewolniku – powiedziało drzewo. Głos trochę bełkotał, co oznaczało, że Jakubowe siki faktycznie były tym razem mocne…Wała – z przekonaniem odparł Jakub. – Niewolnictwo jest tu od dawna zakazane… Kolana zgięły mu się nieoczekiwanie i po chwili klęczał w trawie. – Bij mi pokłon – zażądało drzewo.
– W dupę mnie pocałuj powiedział Jakub. W sekundę później leżał, bijąc głową w ziemię. A teraz posłuchaj niewolniku – odezwał się pień. – Zaniesiesz moje orzechy i rozsiejesz po całej ziemi. Gdy wyrosną, stworzymy sieć, za pomocą której będziemy sterowali ludzkością. Wasz czas się skończył. Nadchodzi era rozumnych drzew!Diabli nadali – mruknął. Nie diabli, tylko sami do tego doprowadziliście. Tu na wzgórzach osiadła chmurka pyłu radioaktywnego po wybuchu elektrowni w Czarnobylu. – Mutasy – zrozumiał Jakub.
– Mutanci idioto! Czegoś tu nie rozumiem – poskarżył się.
– Czego? – zainteresowało się drzewo
– Dlaczego to właśnie ty zacząłeś myśleć?
– Czy zdarzyło ci się kiedyś rozłupywać włoskie orzechy?
– Nigdy w życiu – zełgał na wszelki wypadek. – Ja niepodniósłbym ręki, ale widziałem, jak inni łupali.
– Gdy przejmiemy władzę, zostaną ukarani. Surowo ukarani. A więc wiesz, że miąższ włoskiego orzecha przypomina wyglądem ludzki mózg? – Aha. A i dlatego tworzycie zbiorowy intelekt! Myślicie znaczy orzechami…Właśnie. A teraz wtajemniczę cię w szczegóły planu…Pijane orzechy znowu zaśpiewały. Pień zaczął gadać na temat wysiewania jednego orzecha co cztery kilometry, ale egzorcysta nie słuchał. Zastanawiał się gorączkowo, jak pozbyć się problemu, a przy okazji jak uratować ludzkość. I co było do przewidzenia niebawem wymyślił.Wiesz co – powiedział, przerywając ciąg instrukcji,jak sadzić orzechy na terytorium Wielkiej Brytanii. – Sądzę, że przydałoby ci się trochę nawozów azotowych, gleba w tym kącie podwórza zawsze była jałowa… Ha, zaczynasz wykazywać właściwą inicjatywę niewolniku – ucieszyło się drzewo. – Nawozy to dobra rzecz… Przynieś. Jakub poczłapał do szopy. W kącie drzemał dwudziestolitrowy plastikowy pojemnik z cuchnącym płynem. Stał tu już od dwudziestu lat, bo Jakub nie zwykł paprać ziemi chemią. Teraz odkręcił nakrętkę i powąchał. Przez te lata niewątpliwie w preparacie zaszło szereg niekorzystnych zmian. Uśmiechnął się jadowicie i przydźwigał kanister pod orzech. Następnie puścił strugę cuchnącej cieczy. W powietrze buchnął upiorny smród, co było właściwie bez znaczenia bowiem drzewa, jak powszechnie wiadomo, nosów nie mają… był mniej więcej w połowie, gdy orzech zorientował się, co się święci. – Zdrada – wrzasnęło w jego głowie trzysta drewnianych głosów. – A zdrada, zdrada – warknął. – Nie lubię być niewolnikiem jakiegoś tam Pinokia… A potem założył kolejną blokadę mentalną, poczłapał do chałupy i poszedł spać. Gdy obudził się następnego dnia, drzewo stało martwe. Jakub podszedł ostrożnie z siekierą w ręce. Liście pożółkły i opadły na ziemię. Orzechy jeszcze w zielonych łupinach walały się pod nogami. Jakub z zadowoleniem rozdeptał kilka z nich.Władzy nad światem się zachciało – powiedział mściwie. – Frajerzy… Drewniane mózgi, a nie pomyśleli, że jakby tak podporządkowali sobie ludzkość, to w zimie, gdy nie ma orzechów, ludziska by wszystko wykarczowali… A potem mocniej złapał trzonek i zabrał się za rąbanie pnia. – Widzisz – odezwała się śliwa do jabłonki – mówiłam, że atak frontalny będzie mało skuteczny… – Spokojnie – uśmiechnęła się jabłoń. – Załatwimy gozimą. Przygotuję odpowiednio jabłka, niech tylko spróbuje napędzić z nich bimbru… Zdobędziemy jeszcze władzę nad światem. To tylko kwestia czasu…