Pogotowie

Jakub Wędrowycz dreptał w zadumie ulicami obcego miasta. Coś mu nie pasowało. To chyba nie była Warszawa. W stolicy był już kilka razy. Nie umiał powiedzieć, co jest nie tak. Domy były niby podobne, ludzie też chodzili normalnie poubierani, nawet mówili tym samym językiem…Kurde – skwitował. – Idę na dworzec, kupię bilet doChełma i spróbuję jeszcze raz od tamtej strony… Przysiadł na skwerku i wyciągnąwszy z kieszeni piersiówkę pociągnął solidny łyk. Nieoczekiwanie przed ławką na której siedział zatrzymała się karetka. – Skoraja pomoszcz – odcyfrował bezbłędnie czerwony napis cyrylicą zdobiący bok pojazdu. Drzwi uchyliły się gościnnie. – Zdrastwujte gospodin, wy by chotieli pojebać? – rozległo się nad jego uchem. Pielęgniarka miała na oko dwadzieścia lat. Nosiła biały fartuch, coniebądź rozpięty tu i ówdzie. Pod fartuchem też była ubrana – w pas do pończoch. I nic poza tym.Wot te na! – krzyknął radośnie egzorcysta i wskoczył do środka. Wewnątrz karetki jedna dziewczyna właśnie robiła reanimację metodą usta – usta jakiemuś gogusiowi w garniturze, ale trzy pozostałe obdarzyły staruszka szerokimi uśmiechami.Minutoczku – egzorcysta wyciągnął z kieszeni paczkę podrabianej ukraińskiej viagry i od razu połknął połowę tabletek.Muuu!!! – zawył jak szalona krowa i rzucił się do dzieła.Karetka, chybocząc się na wszystkie strony, pędziła przez miasto. Pierwszy wyskoczył nagi biznesmen w krawacie. Potem pojazd opuściły, skacząc w biegu, wszystkie dziewczyny.Cholera – mruknął Jakub patrząc na pobojowisko. Wszędzie poniewierały się podarte pończochy, fartuchy i inne części garderoby. Pojazd ciągle jechał, więc zajrzał do szoferki.Co je tak wymiotło? – zapytał szofera. Ten nic nie odpowiedział. Wpatrywał się zdumiony w przyrodzenie egzorcysty sterczące z rozporka… Wiele w życiu widział, ale…A, pal diabli – mruknął klient – dziewczyny uciekły to chodź ty. Jebat' choczetsja – dodał po rosyjsku. Kierowca porzucił swoje miejsce pracy i oddalił się kłusem. Egzorcysta w ostatniej chwili zapanował nad pojazdem i wbił go w opuszczone ogródki działkowe. Rozejrzał się wokoło. Nigdzie w zasięgu wzroku nie było widać niczego żywego. Psy i koty też się pochowały.Nie to nie – wzruszył ramionami. Schował ptaka do nogawki, a wystający kawałek umieścił w cholewie gumofilca. Kurtkę od ortalionowego dresu, jak się okazało, podarł w całym tym zamieszaniu, ale na podłodze poniewierała się marynarka biznesmena. Ubrał się w nią z obrzydzeniem i wysiadł z pojazdu.Dobra, a teraz na dworzec – warknął. Coś poruszyło się w jego lewej cholewie, ale przyładował kopa i ruchy ustały. Viagra powoli parowała i egzorcysta mógł już normalnie myśleć. Ruszył spiesznym krokiem przez miasto. Niebawem dotarł do dużego węzła drogowego. Nie namyślając się wiele wszedł na asfalt. Przecież go nie rozjadą… Nie przewidział, że te bardzo duże ciężarówki z przyczepami mogą mieć problemy z hamowaniem…

W karetce pogotowia zagdakał interkom.

– Mengele? – rozległ się głos dyspozytora. – Jest coś dlaciebie. Facet z wypadku, wpadł pod tira, jeszcze żyje, ale…

– Się rozumie – uśmiechnął się lekarz. – Dwadzieścia procent dla ciebie. – Trupiarz dałby dwadzieścia pięć…

– Ale on jest frajer, co byś zrobił, gdyby jego klient przeżył? Gówno byś dostał. A u mnie nie ma strachu… – Też racja. Ale podnieś mi stawkę…

– Będzie trzeba to podniosę… Ja też muszę chłopakom dolę odpalić – wyłączył mikrofon ucinając dyskusję. – Długo nie pociągnie. Duchołap, gaz do dechy – polecił kierowcy, – a ty, Skórołapka, przygotuj sprzęt… Denat w garniturze i gumofilcach leżał na poboczu. Kierowca tira robił mu masarz serca. – Żyje? – zafrasował się Mengele.

– Na to wygląda – powiedział kierowca. – Nie wiem jakim cudem, miałem z 80 na liczniku, jak wylazł mi podkoła. Miotnęło nim ze dwadzieścia metrów… Zderzak dowymiany…Spoko, teraz my się nim zajmiemy…Załadowali egzorcystę na nosze i ruszyli z piskiem opon. Kierowca uruchomił radio i rozpoczął negocjacje.Dom Pogrzebowy "Wesoła Wdówka"? Ile dacie za skórę? 1800? Mało… "Ostatnia posługa"? Mamy dla was sztywniaka. 1700? wypchajcie się. "Uśmiech losu"? Mamy truposza… Dwa tysiące? Ok. dorzućcie jeszcze dwie setki i jest wasz… Załatwione – zwrócił się do szefa.Jak tam nasz ptaszek? – ten zwrócił się do Duchołapa.Jeszcze dycha… Sukinsyn. Może mu pavulonu strzyknąć?Szkoda dobrego środka. Zatkaj mu czymś gębę i pokłopocie. Pielęgniarz spróbował ręką. Nieoczekiwanie zawył.Odgryzł mi palec, pierdolony… W łeb go czymś ciężkim, zanim się obudzi! Z wypadku jedzie, nikt się nie przyczepi do obrażeń… Podwładny wyciągnął z szafki specjalnie naszykowaną cegłę i przyładował leżącemu w głowę. – Bez skutku, ciągle oddycha.

– Złam podstawę czaszki. Co ty, pierwszy dzień jeździsz w pogotowiu? Jakub dał się odwrócić… Pielęgniarz zdzielił go z całej siły tuż poniżej potylicy. – Kurde – egzorcysta opędził się jak od komara.

– Nie skutkuje.

– Siły nie masz, daj to mnie. Lekarz przeszedł na tył i własnoręcznie przydzwonił pacjentowi w czachę.No, już nie wstanie – mruknął uspokojony. Jakub jakby wbrew jego słowom uniósł dłoń i zaczął przecierać zaspane oczy.Gdzie ja jestem? – rozejrzał się wokoło.W karetce – warknął Mengele. – Trzy, cztery, dusimy!Przygnietli głowę Jakuba kawałem gumy. Płuca przestały pracować.Ufff odetchnął Duchołap opatrując nadgryziony palec.

– Sprawdź pracę serca – polecił drugi pielęgniarz. Rozerwali koszulę na piersi leżącego. – Nie oddycha, ale serce bije!

– Bredzisz, niemożliwe!

– Kaftan bezpieczeństwa, znowu się budzi! Musieli zjechać na pobocze. Do okiełznania siły starca potrzeba było trzech silnych mężczyzn. Viagra czyni cuda. – Co z nim robimy? – zapytał Skórołapka.

– Kroplówka – zadecydował lekarz.

– A co do środka? Formalina?

– Nie, za łatwo wykryć. Ale gdyby tak pół litra! Wódy!Z solą fizjologiczną. Powie się, że wykorkował z przepicia… – Od pół litra?

– A coś ty myślał nieuku, żołądek rozkłada 90 procent alkoholu. Pół litra w krwioobiegu to tak jakbyś 5 litrów wypił… Dwadzieścia minut później zrobili kolejny postój.Ciągle oddycha, ale serce nie bije – zameldował Duchołap. Wspólnymi siłami wyciągnęli nosze z przywiązanym egzorcystą i zanieśli do pobliskiego parku. Zaraz z brzegu znajdowała się sadzawka z fontanną. Rozhuśtali i wrzucili nosze do wody. Schowały się całe. – Ja ci pooddycham bydlaku! – Mengele skakał po trupie pilnując, aby w żadnym miejscu nie wystawał na powierzchnię. – A co panowie tu robią? – zagadnął przechodzący policjant. Wieziemy chorego cierpiącego na zakażenie gronkowcami – powiedział Duchołap. – Skoczyła mu gorączka, musimy natychmiast schłodzić bo wykorkuje… – Ale nie trzymajcie go za długo w wodzie, bo się zaziębi – zafrasował się gliniarz. – Spokojna głowa – Mengele przestał deptać ciało Znamy się na tym, nie pierwszyzna nam… Po kwadransie wyciągnęli trupa z sadzawki.No, wszystko w porządku – powiedział zadowolony Skórołapka badając ciało stetoskopem. – nie oddycha, serce nie pracuje… Nie przyczepią się, że mokry? Pochmurno dzisiaj, powiemy że na autostradzie deszcz padał – pouczył go zwierzchnik. – Dobra, wieziemy go, i tak dużo czasu zmarnowaliśmy… Pięć minut później powrócił oddech. Trzy pary oczu spojrzały na leżącego z nienawiścią.Tu trzeba zastosować radykalne metody – mruknął kierowca. Zatrzymał się w zaułku. W skrzynce z narzędziami znalazł się zwój miedzianego drutu. Zaczepili go do trakcji tramwajowej. – No to raz, dwa, trzy – polecił Duchołap.Przytknęli druty do skroni nieboszczyka. – Jasna cholera! – zawył egzorcysta szarpiąc się na noszach.Zaraz jednak oklapł i zwiotczał.Dobra, już po nim – ucieszył się lekarz. – Do prosektorium. Wędrowycz otworzył jedno oko i popatrzył na niego, po czym przezornie je zamknął… Dyżurny w prosektorium już czekał.

– Widzę, że przywieźliście pięknego sztywniaka…

– Dwie stówy dla ciebie. Rano będą ci z "Uśmiechu losu". Trochę trzeba go będzie podmalować, żeby się rodzina nie czepiała… Na obu skroniach Jakuba widać były wielkie plamy kopcia po porażeniu prądem. Dyżurny przełożył zwłoki na wózek i nakrył prześcieradłem.Nie mogliście jakoś delikatniej? – skrzywił się.

– Cholernie żywotny był. Ledwo daliśmy radę – mruknął Duchołap. – Robimy jutro grilla. Może wpadniesz? – Jasne… Gdzie tym razem? Ciało przykryte całunem lekko drgnęło jakby nastawiało ucha. Ledwo za kolesiami z pogotowia zatrzasnęły się drzwi kostnicowy złapał za telefon komórkowy. – Halo? Profesor?

– Tak, o co chodzi?

– Chciał pan pokroić jakiegoś sztywniaka? I miało być pocichu. Na lewo… – Jest coś? Za trzysta złotych. Gość z wypadku, nikt się nie przyczepi że pokiereszowany.Będę za pół godziny… Profesor i jego student pochylili się nad nieboszczykiem. Jakub wyglądał nie gorzej niż zwykle, kostnicowy zmył okopcenia na skroniach, ściągnął też całe ubranie. – Niezły okaz i w sumie mało uszkodzony – mruknął profesor. – Proszę zwrócić uwagę na te plamy. – Plamy opadowe, pojawiają się na zwłokach kilkanaście godzin po zgonie – błysnął wiedzą uczeń. – Brawo. Co nam potrzeba do kolekcji dydaktycznej?

– Wątroba sztuk jeden, cztery nerki, jelito cienkie, serce… – przeczytał z kartki. – Ale sztuka – mruknął profesor patrząc na przyrodzenie Jakuba. – Natura obdarzyła. Też utniemy. Będzie można straszyć studentki – uśmiechnął się obleśnie. W sumie to trochę nieetyczne – mruknął student. – Rozumiem jak ktoś zapisuje zwłoki do badań ale tak po cichu wycinać… Przecież można by skorzystać z plastikowych modeli… Nie przyszliśmy tu dyskutować o moralności tylko zaiwanić trochę potrzebnych nam kawałków. – Profesor wyraźnie się wkurzył. – Chrzańmy etykę, kolekcja dydaktyczna jest najważniejsza… Ujął w dłoń skalpel i wykonał nacięcie skóry na brzuchu. Ze środka wionęło zapachem starej gorzelni.Co jest? – zdziwił się. – Ktoś te zwłoki konserwował?Gość wpadł pod ciężarówkę a nie zachlał się na śmierć…Zresztą, nieważne. Hmmm. A może zaczniemy od tego. Ujął siurka egzorcysty w dłoń i przyłożył skalpel do nasady.Ty zasrany pedale! – zawył nieboszczyk zrywając się na równe nogi. – Sam se ptaka obetnij! Pięć minut później profesor leżał nago, zakneblowany i przywiązany do stołu. Jakub wciągał na siebie jego garnitur. Zszokowany student wbił się w kąt prosektorium i szczękał zębami.A ty co? Ocipiał? – huknął na niego Wędrowycz. – Mówisz, że co tam wam potrzeba do kolekcji dydaktycznej? Splunął z pogardą na leżącego. Skalpel wsadził do kieszeni – przyda się. Spojrzał ponownie na skulonego.Coś ty taki otumaniony?

– Plamy… Pan miał plamy opadowe… – wyszczękał zębami. – to znaczy… – Ty, konował, jakbyś zamiast koniaku pił denaturat też byś miał plamy – prychnął egzorcysta. – I morda w kubeł co tu się stało bo wrócę i zrobię wam taką sekcję, że dokońca życia popamiętacie, a i na tamtym świecie będziecie mieli co opowiadać. Wyszedł trzaskając drzwiami. Student popatrzył na związanego wykładowcę. Na jego twarzy pojawił się wredny uśmiech. – Rozwiąż mnie do cholery – wściekł się uczony.

– Najpierw pogadamy na temat pewnego zaległego egzaminu… – wydobył z kieszeni indeks. Uwolnił jedną rękę. Po chwili zadowolony schował książeczkę do kieszeni i ujął w dłoń ciężki metalowy taboret. Wybaczy pan to nic osobistego ale liczba trupów musi się zgadzać. Zresztą sądzę, że pan zrozumie. Ostatecznie sam pan powiedział żeby chrzanić etykę, a kolekcja dydaktyczna jest najważniejsza… Czterej konowałowie wracali z grilla dużym fiatem. Wypili po kilka piw, prowadziło im się bardzo dobrze, śpiewali sobie nawet momentami. Pocisk pancerfausta uderzył w tył wozu i pojazd fiknął koziołka… Minutę później koło wraku zatrzymała się, wyjąc syreną, karetka reanimacyjna. Jedyny świadek wydarzenia był zachwycony szybkością, z jaką służba zdrowia przyszła rannym z pomocą. Zdziwiło go tylko, że nieprzytomnych do pojazdu wrzucał tylko jeden, zupełnie siwy sanitariusz w gumofilcach… – Co się stało? – Mengele z trudem otworzył oczy. Był we wnętrzu karetki reanimacyjnej. Jego kumple też powoli dochodzili do siebie. Sylwetka kierowcy wydała im się dziwnie znajoma. – Mieliście wypadek, ale udało wam się przeżyć – powiedział sanitariusz siedzący za kierownicą. – Ale nie bójcie się, do kostnicy jeszcze daleka droga, mamy masę czasu. No i parę rzeczy do obgadania. Tylko zjadę tu w bok do lasu, żeby nam nikt nie przeszkadzał…


Radiowóz zatrzymał się koło porzuconej karetki. Na boku samochodu czerwienił się piękny napis cyrylicą "Skoraja pomoszcz". Dwaj policjanci wysiedli i podeszli do pojazdu. – No siostrzyczki, mamy was. Koniec kariery – wyższy zapukał w karoserię pistoletem. – Wysiadka… Drugi szarpnął drzwi. Widok wewnątrz był naprawdę drastyczny. Przez chwilę obaj czytali krwawy napis na ścianie. – O kurde – młodszy policjant szarpnął się do tyłu.

– E, lipa – powiedział jego szef. – Hannibal Lecter niepisze się przez "ch". A potem też zemdlał.

Загрузка...