ROZDZIAŁ VIII

Heike przymknął oczy, przez moment stał nieruchomo na więdnącej, prześwietlonej słońcem łące.

Nie ma mandragory. Nie ma przyjaciół takich jak w Planinie.

Czyż można być jeszcze bardziej samotnym?

– Nocny wędrowcze, który byłeś mi przyjacielem i obrońcą przez tak wiele lat – szepnął. – Gdybyś mógł mnie usłyszeć! Jestem taki osamotniony, taki niedoświadczony. Nic nie wiem i muszę przyznać, że śmiertelnie się boję! Przedtem, kiedy jakieś dziecko lub zwierzę zgubiło się w wiosce lub gdy nękały mnie inne troski, mogłem zwrócić się do ciebie. Ale teraz jesteś tak daleko!

Heike czuł się rozpaczliwie opuszczony. Nie wiedział już, gdzie jest jego miejsce. Nikt nie będzie się o niego dopytywał, gdy nie zdoła wydostać się z miasteczka. Rodzinę w Słowenii opuścił już na zawsze. Ludzie Lodu w Norwegii i Szwecji nie wiedzieli nawet o jego istnieniu.

Czy w ogóle są na tym świecie bardziej zagubione dusze? Wyrwane z korzeniami, bezdomne, unoszące się gdzieś w przestrzeni?

I jak tu jeszcze porywać się z motyką na słońce?

Ale któż zatroszczy się o Petera? Może jedna Mira, ale ona przecież w niczym nie może mu pomóc.

Heike był świadom, że jedynie on może uratować tego młodego, kochającego życie chłopaka.

W gardle uwiązł mu suchy szloch, z wysiłkiem przełknął ślinę. Wspominał wizję, która nawiedziła go tak niedawno.

Nagle coś niezwykłego przywołało go do rzeczywistości.

Spłynęło nań łagodne, dające poczucie bezpieczeństwa ciepło.

Ktoś przy nim był!

– Czy to ty, Wędrowcze w Mroku? – szepnął.

Poczuł dłoń na ramieniu, ale wcale jej się nie obawiał. To była dobra moc. Nie dostrzegał dłoni, gdyż tkwiące w nim nadprzyrodzone zdolności nie były jeszcze dostatecznie rozwinięte. Ale usłyszał głos, głęboki i ciepły, przemawiający doń w języku bardzo podobnym do tego, w jakim Solve dawno, dawno temu opowiadał mu historię Ludzi Lodu. Do języka zwanego szwedzkim ta mowa była tak podobna, iż bez trudu ją rozumiał.

– Nie, Heike z Ludzi Lodu. Twój Wędrowiec w Mroku nie może teraz dotrzeć do ciebie, ma bowiem do spełnienia swoją misję. Ale nie jesteś sam. Zadanie, które czeka cię tutaj, jest trudne. Zbyt trudne dla samotnego młodego chłopca. Ale my nie pokonamy królującego tu zła, gdyż nie jesteśmy w stanie do niego dotrzeć. Możemy jednak działać poprzez ciebie, jeśli oczywiście będziesz dość silny i nie zlękniesz się.

Heike kiwnął głową.

– Dziękuję – wyjąkał. – Mówiono mi, że moja prababka Villemo także otrzymała pomoc od zmarłych dotkniętych, którzy zwalczyli zło, rozumiem więc, że i mnie się to przydarzyło. Kim jesteście?

– Jest nas troje. Połączyliśmy najsilniejsze moce, jakie możemy poświęcić zadaniu, przed którym stoisz. Z pewnością o nas słyszałeś.

– Ty jesteś… Tengel Dobry?

– Zgadłeś. Jest ze mną Sol, która lubi krzyżować plany bezwzględnym kobietom. Trzecim jest Mar, on wie wszystko o sile i słabości zła. Idź już! Jesteśmy tu, by ci pomóc, ale od tej chwili nie wyczujesz już naszej obecności. Będziesz musiał myśleć i działać samodzielnie. Bądź ostrożny, by ona cię nie przechytrzyła!

Dłoń zniknęła. Heike poczuł, że znów stoi sam na łące.

Trzy razy odetchnął głęboko i podjął wędrówkę w górę ku twierdzy.

Peter był w siódmym niebie.

Siedział wraz z obiema damami, księżniczką Feodorą i młodziutką, przerażoną Nicolą, przy stole nakrytym w wielkiej sali na zamku. Co prawda jedzenie wydawało mu się bez smaku, niczym trawa, ale nic w tym dziwnego, był przecież tak podniecony, że w ustach odczuwał jedynie suchość.

Księżniczka Feodora prowadziła konwersację z lekkością i wydawała się zachwycona obecnością tak oczytanego i wykształconego gościa.

Peter brylował. Czuł się wyśmienicie; żonglował słowami, błyskotliwie operował cytatami i wygłaszał głębokie refleksje.

W każdym razie on sam uważał je za głębokie.

Tak bardzo zależało mu, by wywrzeć wrażenie na młodej, cichutkiej Nicoli.

Raz po raz ich spojrzenia krzyżowały się nad stołem; uśmiechał się wtedy, chcąc podtrzymać ją na duchu. Kiedy bowiem przez moment został z nią sam na sam chwilę po tym, jak przyszedł, uczepiła się jego dłoni i z wyrazem oczu jak u zranionej sarny szepnęła:

– Zabierz mnie stąd, tak bardzo cię proszę! Ona… ona jest… czarownicą! Uwięziła mnie tutaj. Nie mogę się uwolnić własnymi siłami, zostałam zauroczona!

Peter uroczyście przysiągł, że ją uratuje. Od tej chwili dziewczyna wpatrywała się weń oczyma pełnymi uwielbienia, a młody student z Wiednia czuł, jak serce mu rośnie, pierś zaś rozsadza duma i budzący się instynkt rycerski.

Feodorze najwidoczniej przestała się podobać jego obecność, choć naturalnie była na tyle uprzejma, by tego nie okazywać. Widać poczuła, że ma w nim wroga – groźnego, zdecydowanego na wszystko wroga.

Nicola mogła poczuć się bezpieczna: Peter nie wyjedzie bez niej!

Momentami odczuwał ukłucia wyrzutów sumienia. Wymknął się wszak z gospody pod nieobecność Heikego.

Heike zabronił mu poszukiwać Nicoli, w każdym razie samodzielnie. Mieli wspólnie uzgodnić plan uratowania nieszczęsnej dziewczyny.

Ale Peter nie miał czasu, by czekać na Heikego. Ogień miłości już w nim płonął, dłonie zaczęły poruszać się nerwowo, nawet ustać nie mógł spokojnie. Wysłuchawszy wskazówek podkuchennej, jak podcinany batem pognał przez łąki.

Jakim błagalnym wzrokiem wpatrywała się w niego mała służąca! Jak gdyby nie chciała, by szedł do Nicoli. Oczywiście, zakochała się w nim. Nieszczęsna dziewczyna! I biedna Mira, która jawnie go uwielbiała. On jednak nie był w stanie zainteresować się żadną z nich.

Ten, kto raz zobaczył Nicolę, nie patrzył już na inne.

Dzięki Bogu, że Heike nie przyjrzał się jej uważniej poprzedniego wieczoru. Jak nieszczęśliwy poczułby się ten poczciwiec! Wyraźne bowiem było, że Nicola świata nie widzi poza Peterem.

Wszedł ów przerażająco chudy woźnica i szepnął księżniczce parę słów. Z wyraźnym lękiem zatrzepotała powiekami i ostro, a potem pytająco odpowiedziała coś w ich języku. Woźnica wyglądał na zmartwionego, przez dobrą chwilę wymieniali pytania i odpowiedzi. Ale w końcu uśmiechnęła się. Nie był to przyjemny uśmiech, mieszało się w nim wyczekiwanie i triumf. Wreszcie księżniczka dała znak woźnicy.

Odwróciła się ku dwojgu młodym. Miękkim głosem odezwała się po niemiecku, którym to językiem obie damy dobrze władały.

– Przybywa gość, muszę się nim zająć. Kochana Nicolo, bądź tak dobra i zabierz młodego Petera do sali rycerskiej. Opowiedz mu o historii naszego zamczyska.

I znów w oczach Nicoli pojawił się strach.

– Oczywiście, ciotko Feodoro.

Ujęła Petera za rękę i pociągnęła do wielkiej, mrocznej sali, w której belki w suficie – olbrzymie, pociemniałe i wypaczone – zwielokrotniały jeszcze wrażenie przytłaczającego ciężaru.

Nicola na moment oparła się o Petera.

– Tak bardzo się cieszę, że to ty przyszedłeś, a nie twój straszny towarzysz.

Peter, który poczuł, jak promiennym szczęściem napełniają go jej słowa, uznał, iż postępuje nielojalnie wobec przyjaciela.

– Heike to bardzo dobry chłopak – bąknął, pragnąc stłumić wyrzuty sumienia.

Nicola gwałtownie zadrżała.

– Ale tak okropnie wygląda! Jest taki brzydki! Ty jesteś przystojny, Peterze!

Objął ramieniem delikatną kibić i popatrzył w jej błagające oczy.

– Opuścimy Targul Stregesti we czworo! Ty i ja, Heike i Mira.

– Tylko ty i ja! Tylko ty i ja! – załkała żałośnie.

– Dobrze, dobrze, tamci i tak znajdą drogę – zgodził się. – Bylebym w ogóle zdołał cię stąd zabrać!

– Ach, tak, postaraj się, Peterze! Wiem że to potrafisz!

– Może uciekniemy już teraz?

– Nie, to się nie uda. Woźnica strzeże bramy. Ale w nocy, o szarym świcie, kiedy wszyscy będą spać…

Peter czuł się jak w upojnym transie. Fakt, iż Heike, Mira i on nie mogą czekać aż tak długo, przestał mieć dla niego znaczenie w momencie, gdy stawką stało się życie Nicoli.

Peter niewiele się dowiedział o dziejach twierdzy. Młodzi całkiem pochłonięci byli sobą. Przysiedli na ławie i szeptem omawiali plany na przyszłość, delikatnie dotykali się koniuszkami palców; ustami i wzrokiem, zdradzającym o wiele więcej niż ich niezdarne ruchy.

Peter nie mógł się napatrzeć na dziewczynę. Jej usta przywodziły na myśl płatki dzikiej róży, czarne jak noc włosy były niczym najdelikatniejszy jedwab, a oczy błyszczące jak gwiazdy.

– Ach, Peterze, jakże pragnę, by się nam poszczęściło. Zawsze, zawsze udawało jej się w ostatniej chwili udaremnić każdą próbę ucieczki, ale tym razem…

– Zawsze? – zapytał Peter z zazdrością.

– Usiłowałam, oczywiście, uciec w pojedynkę, to chyba jasne! Nie zaprzeczę, że znaleźli się i inni, którzy pragnęli mi pomóc. Ale ciotka Feodora nieodmiennie obraca wniwecz każdy plan. Ach, Peterze, nie masz pojęcia, jakie to straszne, nie da się tego opisać. To zła, przewrotna czarownica!

Nicola wybuchnęła płaczem, wspierając się na jego silnym ramieniu.

Peterowi z gniewu pociemniały oczy.

– Gotów jestem zabić tę wiedźmę! Co za despotka!

– Tak – łkała Nicola. – Bo widzisz, jej się wydaje, że jest taka piękna. Chciałaby zagarnąć wszystkich mężczyzn, którzy odwiedzają twierdzę, mieć ich tylko dla siebie…

– Owszem, zauważyłem, jak z początku usiłowała mnie uwieść – przytaknął Peter. – A kiedy zorientowała się, że poza tobą świata nie widzę, wręcz się na mnie rozgniewała..

– Nienawidzi mnie właśnie dlatego, że jestem młoda i mam życie przed sobą. Obawia się, że odbiorę jej mężczyzn, jest zazdrosna i posługuje się najohydniejszymi wybiegami. Nie uwierzyłbyś, jakimi!

Popatrzył na nią czule.

– Jutro rano będziesz już daleko stąd, obiecuję ci.

– Ach, Peterze! Chodź! Przejdziemy do innej komnaty.

Heike nie spodziewał się, że zostanie wpuszczony do twierdzy. Stało się jednak inaczej.

Długo rozmyślał pod bramą, nie mogąc się zdecydować. Przyglądał się grubym murom, zbudowanym jedynie z wielkich bloków kamiennych, bez śladów żadnego spoiwa. Wielokrotnie już wyciągał palce, by ich dotknąć, ale nie śmiał. Obraz, który ujrzał wcześniej tego dnia, przez cały czas stał mu przed oczami. W końcu zebrał się na odwagę i błyskawicznych ruchem dotknął kamienia, by zaraz przyciągnąć dłoń do siebie, jakby się sparzył.

Ale kamień był tylko kamieniem i niczym innym. Znów przyłożył więc dłoń, gładząc chłodną powierzchnię.

A zatem tamten straszny widok był tylko iluzją, wywołaną przez mandragorę. Prosiła go, by postępował ostrożnie, niezwykle sugestywnie przedstawiała niebezpieczeństwo tylko po to, by nie podejmował zbędnego ryzyka.

Heike nadal pamiętał tamten dźwięk… Ohydny, niosący się echem skrzek drapieżnych ptaków. A może były to ptaki żywiące się padliną, nie umiał tego rozstrzygnąć, jako że w upiornej wizji, którą nadal miał w pamięci, nie dostrzegł żadnych ptaków.

W końcu zdecydował się zapukać do bramy.

Otworzył mu niezwykle blady i wychudzony mężczyzna. Heike wyłożył sprawę, w jakiej przybywa. Rzekł, iż spodziewa się zastać tu swego przyjaciela, z którym pragnie pomówić.

Mężczyzna w skupieniu wysłuchał Heikego, po czym poprosił go o chwilę cierpliwości, a następnie zamknął bramę i zniknął.

Heike czekał.

Spoglądał w dół, w dolinę, patrzył na ruiny miasteczka znacznie większego niż Targul Stregesti. Widział owce pasące się między fundamentami i wstrętny las, wżerający się coraz głębiej w dolinę, podkradający się aż do murów twierdzy.

Dreszcz odrazy przebiegł mu po krzyżu. Musi wyciągnąć stąd Petera, a potem odjechać tak szybko, jak konie poniosą.

No właśnie, konie… W jaki sposób zdoła je pojmać? Są niemal zdziczałe.

Powrócił chudy jak śmierć odźwierny. Jeśli pan będzie tak uprzejmy i…

Heike przeszedł przez bramę.

A więc znalazł się we wnętrzu twierdzy. Sycił oczy jej widokiem, starając się zapamiętać każdy swój krok, każdy zakamarek. Być może okaże mu się to pomocne.

Jakże przydałby mu się teraz jego najdroższy, najwierniejszy przyjaciel – mandragora. Heike był jednak przekonany, że postąpił właściwie pożyczając ją Mirze. Po części dla dobra dziewczyny, a po części dla własnego.

Dlaczego, na Boga, zgodzili się wpuścić go do środka?

Czyżby wiedzieli, że nie ma przy sobie mandragory?

A może powód był inny?

Nie był pewien, czy rzeczywiście pragnie poznać odpowiedź na to pytanie. Mogła ona się okazać, łagodnie rzecz ujmując, nieprzyjemna.

A jeśli dał się złapać w pułapkę? On, jedyny, który może tu pomóc?

Wiedział jednak, że z zewnątrz nic nie był w stanie zdziałać. Jeśli miał uratować Petera, musiał wejść do środka, i to zanim nie będzie za późno.

Heikego wprowadzono do wielkiej sali, najwyraźniej służącej jako jadalnia. Dostojna dama, którą widział już poprzedniego wieczoru, wyszła mu na spotkanie.

Nigdzie ani śladu Petera. Nie widać też młodej Nicoli, której nie zdążył przyjrzeć się uważnie.

I znów nawiedziła go myśl: czy mają zamiar go przechytrzyć i unieszkodliwić?

Myśląc „oni” miał na myśli księżniczkę Feodorę i dziwnego odźwiernego, jej oddanego sługę.

Uśmiech wytwornej damy był doprawdy promienny.

– Witam, młody człowieku! Widzieliśmy się już wczoraj wieczorem w gospodzie, kiedy to moja młoda kuzynka nagle źle się poczuła.

Źle się poczuła? Nie składaj winy na innych, to tobie spieszyło się do wyjścia, pomyślał Heike. Wyciągnęła do niego dłoń, by mógł ją ucałować, gdyby zechciał, ale Heike nie został wychowany w wyższych sferach. Znał tylko proste, zgodne z naturą życie słoweńskich chłopów, ujął więc ją za rękę, ukłonił się głęboko, uprzejmie, i puścił dłoń.

Księżniczka, rzecz jasna, zwróciła uwagę na jego prostackie zachowanie i tym samym Heike został odpowiednio zaklasyfikowany.

W jaki sposób należy się do niej zwracać? Po raz pierwszy zrozumiał, jak wielkie ma braki w wychowaniu. Gdy chodziło o miłość bliźniego, nauczył się bardzo wiele, ale z zasadami etykiety zdecydowanie pozostawał na bakier.

– Wasza książęca wysokość – powiedział i nie był to wcale zły początek, przynajmniej nie powinna poczuć się urażona. – Wybaczcie, iż ośmieliłem się zakłócić spokój waszego pięknego domostwa, ale mój przyjaciel przybył tutaj dziś rano, a że musimy opuścić Targul Stregesti wcześniej, niż nam się wydawało, przyszedłem po niego. Czy znajdę go tutaj?

Jeśli to oszustwo czy jakieś diabelskie sztuczki, to księżniczka z pewnością zaprzeczy. Stało się jednak inaczej. Księżniczka Feodora zdumiała go po raz kolejny.

– Ach, tak, młody Peter – uśmiechnęła się. – Jest tutaj, ale właśnie zwiedza twierdzę wraz z Nicolą. Wkrótce będą tu z powrotem. Czy w tym czasie wolno mi będzie zaproponować wam mały poczęstunek?

– Serdecznie dziękuję, ale dopiero co jadłem.

– Wiem zatem, co zrobimy! My także pójdziemy się rozejrzeć. Może ich spotkamy, choć twierdza jest taka wielka. Opowiadanie o dawnej świetności jest moim ulubionym zajęciem, a tak rzadko bywają tu goście.

Poufale ujęła go pod ramię i przeprowadziła do następnej komnaty. Heike zwrócił uwagę na promieniującą od niej zmysłowość, niezwykle silną, zwłaszcza dla kogoś, kto tak mało miał do czynienia z kobietami.

Przechodzili coraz dalej i dalej, a Feodora nie przestawała mówić. Niczym wyuczoną lekcję recytowała jednym tchem opowieść o Dzikim Bogdanie, który sprosił do siebie nieprzyjaciół i wyrżnął ich w pień, wjeżdżając przedtem konno na stół. Opowiadała o sukni ślubnej Anciol, o Borysie, wojewodzie, który uratował Ardeal przed Turkami, i o jego czterech żonach, szukających okazji, by wydrapać sobie oczy. O dwóch braciach, zgładzonych przez Turków pod Mohaczem w roku 1526…

– Jak rozumiem, wywodzicie się, dostojna pani, z rodu wojewodów – uprzejmie zauważył Heike.

Stali właśnie podziwiając wspaniałą suknię ślubną Anciol. Feodora ze smutkiem dotknęła delikatnego jedwabiu sukni.

– Tak, to prawda. Mój ojciec był ostatnim wojewodą w tym wspaniałym rodzie.

Heike nie potrafił dopatrzeć się niczego wspaniałego w obcinaniu ludziom głów czy też zamykaniu małżonek w komnatach – celach.

– Jak udało wam się zachować suknię Anciol przez tyle setek lat? – zapytał z wyraźnym podziwem w głosie.

– Ponieważ jest ona nieskończenie piękna – łagodnie odparła Feodora. – I dlatego, że Anciol przysięgła sobie, że założy ją dopiero w dniu swego ślubu, który, jak wiadomo, nie doszedł do skutku.

Heike ze zrozumieniem pokiwał głową:

– Z tego, co opowiadaliście, wnoszę, iż Anciol musiała być bardzo pociągająca. Dlaczego więc została porzucona?

– Ach, z pewnością wiecie, że miłość potrafi mieć swoje humory. Zwraca się czasami ku całkiem niegodnym tego osobom, jaką na przykład była nowa wybranka jej narzeczonego, nic nie warta w porównaniu z Anciol. Choć i Anciol miała pewną słabostkę…

Urwała, jak gdyby powiedziała za dużo.

Żółte oczy Heikego z zaciekawieniem wpatrywały się w księżniczkę.

– Jaką słabostkę?

– Nic takiego. – Feodora machnęła ręką i odwróciła się od niego. – Po prostu zbyt otwarcie dawała do zrozumienia, że pragnie być kochana. To może czasem działać odstraszająco. Ale proszę spojrzeć tutaj, to książęca korona mego ojca, o, jakże pięknymi kamieniami wysadzana! Sam tylko rubin wart jest dzisiaj fortunę…

– Oczywiście – przytaknął Heike w roztargnieniu.

Cóż takiego Zeno powiedział o księżniczce? Oszalała na punkcie mężczyzn?

Owszem, już sam sposób, w jaki się poruszała w obecności brzydkiego, niedoświadczonego Heikego na to wskazywał, nawet on to zrozumiał.

A jej słowa dotyczące Anciol… „Zbyt otwarcie dawała do zrozumienia, że pragnie być kochaną.” Słowo „kochać” ma dwa znaczenia, tyle to i on wiedział. Jedno dotyczące uczuć, i to drugie, bardziej ziemskie.

Oszalała na punkcie mężczyzn – pragnęła być kochaną, w łóżku, nazywając rzecz po imieniu. Czy to nie to samo?

A jeśli chodzi o tę samą osobę?

Heike, idąc z Feodorą, poczuł, jak strach niczym zimna jaszczurka pełznie mu po krzyżu. Biodra damy kołysały się wyzywająco, ciemna jedwabna suknia doskonale podkreślała kształty, a ciężki węzeł włosów dodawał uroku smukłej białej szyi, wprost zachęcając do pieszczot. Pomyślał sobie, że włosy z pewnością sięgają jej dalej niż do kolan, i po raz pierwszy w życiu odniósł wrażenie, iż wie, czym może być pociąg do kobiety. On, który dotychczas wiódł tak cnotliwe życie, któremu Elena nie pozwalała nawet popatrzeć na wiejskie dziewczęta.

I Heike rozumiał, że robiła to, by nie został odtrącony i tym samym głęboko zraniony. Heike nie miał żadnych złudzeń co do własnej atrakcyjności, od czasu do czasu oglądał przecież swoje oblicze w kałużach i wypolerowanych metalowych przedmiotach.

Dłoń Feodory pieszcząca materię sukni Anciol… Tak czule, z takim smutkiem! Heike nie mógł oderwać się od tej myśli.

Jak gdyby to była jej własna suknia, w której miała iść do ślubu!

– Pójdziemy teraz obejrzeć galerię przodków – Feodora radosnym głosem wyrwała go z zamyślenia. – Może i młodzi tam się znajdą?

Odwróciła się do niego.

– Uważam, że koniecznie powinniście jak najszybciej zabrać stąd Petera – oznajmiła, po kociemu mrużąc oczy. – Spróbujemy go znaleźć.

W tym momencie Heike pojął dwie istotne sprawy:

Feodora była zazdrosna o Nicolę! Pragnęła mieć młodych mężczyzn wyłącznie dla siebie – jeśli nie, mogli iść do diabła. Jeśli udało się jej odebrać młodzieńca Nicoli, była szczęśliwa. Osoba Heikego nie miała w tym momencie żadnego znaczenia, wszak Nicola także ani trochę nie była nim zainteresowana.

Drugą myślą, jaka uderzyła Heikego, było przekonanie, iż musi opuścić twierdzę. Tu, w zamczysku, nie mógł zwyciężyć złej mocy.

Musiało się to dokonać na starym zarośniętym cmentarzu, miejscu wiecznego spoczynku panów twierdzy, ogrodzonym misternie wykutą w żelazie kratą.

Tam powinien odnaleźć grób nieszczęsnej Anciol, czyli – jak należało uściślić – księżniczki Feodory. Jednej i tej samej osoby!

To przekonanie natychmiast przywiodło mu na myśl straszliwą wizję, jakiej doświadczył rano. I poczuł dławiący strach, idąc za księżniczką wiodącą go krętymi korytarzami ku galerii. Miał wrażenie, że ponownie słyszy ochrypły skrzek padlinożernych ptaków. Czuł, że ciemny belkowany sufit sal i korytarzy zaraz spadnie mu na głowę. Słyszał, jak odgłos spływającej kroplami wilgoci odbija się echem od zapleśniałych ścian, wydawało mu się, że zwierzęce skóry na podłodze na jego oczach gniją, odsłaniając wijące się pod nimi robactwo. Bezustannie powtarzał sobie, że to wszystko jest tylko wytworem jego makabrycznej wyobraźni.

Ale jednemu nie dało się zaprzeczyć.

Gdzieś na samym początku przechadzki po twierdzy minęli piękne rzeźbione drzwi. Feodora nawet się do nich nie zbliżyła. Przez cały czas tłumaczyła mu coś z ożywieniem, jak gdyby z całych sił starając się odwrócić jego uwagę, byle tylko nie zapytał o te drzwi.

Ale Heike, dzięki swym ostatnio niezwykle wyostrzonym zmysłom, natychmiast wyczuł, że za owymi drzwiami kryć się musi coś szczególnego. Tam, w głębi, zapewne znajduje się jądro twierdzy, samo serce, źródło panującego tu zła.

Starał się połączyć wrażenie z tym, co ujrzał rano, kiedy miał przy sobie mandragorę. W jaki sposób powiązać to w całość? Gdyby oba obrazy, ohydne ruiny i przepiękną twierdzę, nałożyć na siebie, to w którym miejscu znalazłoby się owo jądro?

Nie mógł dłużej się nad tym zastanawiać, gdyż Feodora mówiąc nieprzerwanie, otwierała łukowato sklepione drzwi do galerii.

Jednej wszak rzeczy był pewien: musi iść na cmentarz.

Do grobu Anciol, zdradzonej narzeczonej.

To ona jest upiorem, którego należy unicestwić.

Później, jeśli zajdzie taka potrzeba, zajmie się twierdzą, ale wtedy, miał nadzieję, zła moc zostanie już pokonana.

Nie mający doświadczenia Heike nie brał jednak pod uwagę, że żaden upiór nie odda swej mocy bez walki!

Загрузка...