Heikego otaczał gęsty mrok.
Nie zdawał sobie sprawy, gdzie jest i jak się w tym miejscu znalazł, na przemian tracił i odzyskiwał przytomność. Zapamiętał jednak głuchy dźwięk, jak gdyby ktoś zatrzasnął jakieś drzwi, a potem zgrzyt i szczęk, świadczące o tym, że zostały zamknięte od zewnątrz.
Teraz wokół panowała cisza.
Z jednej strony karku odczuwał silny ból, nie mógł poruszyć głową.
Musiał przez jakiś czas poleżeć spokojnie, poczekać, aż ból nieco ustąpi lub raczej aż on się z nim oswoi.
Pod palcami poczuł ubitą ziemię. Ohydny zapach zatęchłego powietrza i zgnilizny zaświdrował mu w nosie.
Z trudem zebrał siły i stanął na nogi. Głową uderzył w sufit; wokół posypało się próchno. Jęknął, odczuwając kolejny przypływ ostrego bólu, choć przecież wcale mocno się nie uraził.
Gdzie jest?
Cmentarz… Peter… To ostatnie, co pamiętał.
Najważniejsze – odnaleźć drzwi.
Postąpił krok naprzód, roztropnie pochylając głowę i wyciągając przed siebie ręce. Palce natychmiast napotkały przeszkodę, ścianę. Dotykając nierównej powierzchni wkrótce dotarł do rogu. Potem przesuwał dłoń po kolejnej pokrytej kurzem ścianie, tak samo nierównej jak poprzednia, zbudowanej z nie heblowanych, pionowo ustawionych belek.
Następny róg, w odległości zaledwie kilku łokci od pierwszego. I znowu ściana.
Heikemu na czoło wystąpił zimny pot. Jeśli natknie się na jeszcze jeden róg…
Tak się właśnie stało, i to niemal natychmiast.
Ręce zaczęły mu drżeć, tracił panowanie nad sobą. Pozostawała jeszcze tylko jedna ściana, przeraźliwie krótka jak tamte. Tu musiały być drzwi.
Rzeczywiście, były. Heike po omacku szukał zamka.
Nie ma!
Dłonie nerwowo przesuwały się po drewnianej powierzchni, w górę i w dół, palce obmacywały futrynę, oddech stawał się coraz szybszy i świszczący, pot zalewał twarz.
Nigdzie ani szpary.
Rzucił się na drzwi całym ciałem, ale znów zabolało go ramię, a ból w głowie wybuchł pełną siłą.
Drzwi ani drgnęły.
Wiedział już, gdzie jest. Kiedy przyszli na cmentarz, dostrzegł małą kostnicę, ale nawet się jej nie przyglądał. Wówczas go nie interesowała.
– Peterze! – krzyknął przerażony.
Na zewnątrz panowała jednak iście cmentarna cisza.
Heike cierpiał na klaustrofobię. To była jego największa słabość. Gorzkie przeżycia w dzieciństwie, kiedy to przez całe lata siedział zamknięty w małej drewnianej klatce, odcisnęły piętno na jego duszy. Teraz znalazł się w sytuacji, która była dla niego koszmarem.
Z trudem chwytał oddech. Wpatrując się w ciemność nic nie widzącymi oczami, czuł, jak ogarnia go paniczny wprost lęk. Z gardła wyrwał mu się dziki, przeciągły krzyk.
Oszalały ze strachu miotał się od ściany do ściany, obijał o drzwi, zdzierał palce do krwi o nierówną powierzchnię ścian i sufitu, próbował podnieść dach, wyważyć drzwi, podkopać się dołem. Nie przestawał krzyczeć ogarnięty przerażeniem. Głowa bolała go tak, jak gdyby zaraz rozpaść się miała na kawałki, ale nawet o tym nie myślał, opętany jedyną szaleńczą ideą: wyjść! wydostać się! Z gardła wyrywał mu się histeryczny, bezradny szloch, kopał i walił w belki, wzbijając tumany kurzu, biegał w kółko jak wiewiórka w klatce, kaszlał, jęczał… Słyszał uderzenia własnego serca bijącego w oszalałym tempie.
Do zupełnie już zamroczonego strachem chłopaka dotarł nagle głęboki, uspokajający głos:
– Heike!
Upłynęło kilka sekund, zanim zdołał się trochę opanować.
– Heike – powtórzył głos, dochodzący z bliska. – Uspokój się, zaraz nadejdzie pomoc. Już jest w drodze.
Płuca nie zdołały jeszcze odnaleźć właściwego rytmu, ale Heike z całych sił starał się odzyskać spokój. Wcisnął się plecami w kąt. Gdy pojął, że ktoś doń przemawia, bezwładnie osunął się na ziemię.
Znów był dzieckiem prowadzącym przegraną z góry walkę z samotnością, strachem i złem. Po raz kolejny ogarnęło go przeświadczenie, że nigdy nie zdoła się uwolnić, wydostać na zewnątrz.
Dla Heikego było to niczym piekło.
– Już dobrze, Heike – powiedział życzliwy głos.
– Tengel Dobry? – spytał szeptem.
– Tak, to ja. Nie mieliśmy już zamiaru ingerować w twe poczynania, ale to nie w porządku wobec ciebie. Masz przecież tak bolesne wspomnienia! Nie możesz już dłużej tu pozostawać, a przede wszystkim musisz zachować trzeźwość umysłu.
– Muszę stąd wyjść, natychmiast, nie wytrzymam…
– Pomoc już nadchodzi, jest już niedaleko.
– Czy ty nie możesz…?
– Nic, drzwi otworzyć może tylko osoba ze świata żywych.
Heikego znów ogarnęła panika, rzucił się na drzwi.
– Oszczędzaj siły! Dziś w nocy będziesz ich potrzebował. A więc… Spokojnie, nie jesteś sam.
Heike znów skulił się w rogu. Głowę oparł o ścianę, raz po raz wstrząsały nim dreszcze. Starał się uspokoić, ale bez Powodzenia. Szloch wyrywał mu się z piersi, zęby szczękały. Mówił z najwyższym trudem.
– Zostań ze mną – szepnął bezradny. – Inaczej on… znów przyjdzie ze szpikulcem… i będzie mnie kłuł…
Silna, dająca poczucie bezpieczeństwa dłoń dotknęła jego ramienia. Heike pochylił ku niej głowę, z piersi wciąż dobywał mu się głęboki, bolesny szloch.
Peter spoglądał w najpiękniejsze oczy, jakie kiedykolwiek widział. Stali w sali rycerskiej Cetatea de Strega, a on trzymał w dłoniach delikatnie ręce Nicoli, tuląc je do piersi. Dziewczyna znajdowała się tak cudownie blisko niego.
– Mojej ciotki nie ma – szepnęła. – Nie wiem, gdzie się podziała, ale z nią nigdy nic nie wiadomo. Miewa najprzedziwniejsze pomysły.
– Czy wobec tego nie możemy uciec od razu? – odszepnął. – Muszę się spieszyć, zamknąłem mojego przyjaciela w pomieszczeniu bez wyjścia. On nie może siedzieć tam przez całą wieczność!
Z lekkim zawstydzeniem zaśmiał się na wspomnienie swego czynu.
– Nie, nie możemy, jeszcze nie. – W wielkich oczach Nicoli znów objawiło się przerażenie. – Jest jeszcze on! Nasz woźnica i odźwierny… On nie śpi. Musimy czekać aż do świtu, bo to jej sprzymierzeniec, oddany sługa. Natychmiast nas zatrzyma. Poza tym ciotka Feodora znajduje się gdzieś tutaj w twierdzy, pewnie się ukryła. W takich sytuacjach bywa najbardziej niebezpieczna, zwykle wówczas coś warzy, coś przygotowuje albo też planuje kolejne okropieństwo. Och, dobrze ją znam i boję się teraz, Peterze! Bądź przy mnie, zostań ze mną dziś w nocy! Spróbujemy wykraść się stąd przed świtem!
Miłość malująca się na twarzy Nicoli sprawiła, że Peter przestał myśleć o Heikem.
Wydawało mu się, że tej nocy po twierdzy hulają przeciągi. Lodowaty wiatr od gór świszczał w komnatach przenikał do szpiku kości, wzdychał i jęczał wśród starych kamieni w murach. Niósł też ze sobą wstrętny odór pleśni, najwidoczniej wydobywający się gdzieś z dołu, spod podłogi. Prawdopodobnie twierdza miała także piwnice, choć nie pokazano mu ich, gdy zwiedzał zamczysko.
– Dziękuję ci, Nicolo, że po mnie przyjechałaś – powiedział. – Przykro mi, że nie było mnie wówczas w karczmie ale spieszyłem się tu jak mogłem. Szkoda, bo gdybyś mnie tam zastała, moglibyśmy być już daleko stąd.
– Nie z woźnicą – przypomniała mu. – Przecież to on mnie zawiózł do miasteczka. A więc zamknąłeś gdzieś Heikego? To nieładnie z twojej strony – roześmiała się. – Ale chodź, wskażę ci twoją sypialnię. Możesz zaczekać w niej, a ja w tym czasie spróbuję odnaleźć moją ciotkę i zorientować się, czym się teraz zajmuje. Ogromnie niepokoi mnie jej zniknięcie!
Przytuleni, spleceni ramionami szli przez mroczną galerię. Nicola zapytała:
– A więc jednak poszliście na cmentarz? Chociaż was przestrzegałam?
– To Heike nalegał.
Utrzymanie świecznika w jednej ręce, podczas gdy drugą usiłuje się jak najmocniej przytulić do siebie dziewczynę, jest sztuką niezwykle trudną. Peter miał okazję się o tym przekonać. Ale gdy naprawdę się czegoś pragnie, można dokonać rzeczy niemożliwych.
– Czy na cmentarzu znaleźliście coś interesującego?
– Nic! Absolutnie nic! Nie wiem, czego Heike tam szukał!
– Nie goniły was duchy zmarłych?
– Nie, ale las był paskudny. Heike musiał uciec się do czarodziejskich zaklęć, by porąbać korzenie.
Nicola przystanęła. Bardzo pobladła, a w świetle księżyca wpadającym do galerii jej drobna twarzyczka wydawała się jeszcze bielsza.
– Czarodziejskie zaklęcia? Nie chcesz chyba powiedzieć, że on jest czarownikiem?
– Co do tego nie ma najmniejszych wątpliwości.
Nicola ruszyła dalej.
– Co prawda ma niezwykły wygląd. Dobrze, że go zamknąłeś. Nie chcę tu widzieć żadnych pogan, pomyśl, jakie zło mogą sprowadzić. A oto i twoja komnata, będziesz w niej bezpieczny. Czy mógłbyś zaczekać tu na mnie?
– Tak, oczywiście – odparł Peter z pewnym wahaniem w głosie, gdyż ogromny gobelin przedstawiający ociekającą krwią scenę myśliwską sprawił, iż poczuł się nieswojo, zwłaszcza patrząc nań w migotliwym blasku świecy.
Podszedł do łoża i dotknął ciemnych, rzeźbionych kolumn.
– Wspaniałe łoże!
– Było kiedyś przeznaczone dla świeżo poślubionych małżonków – rzekła obojętnie. – Ale nigdy nie odegrało swej roli.
Ślubne łoże Anciol!
– Czy nie jest trochę ryzykowne kłaść się do niego? – wyrwało się Peterowi.
Roześmiała się.
– Ryzykowne? A cóż to ma znaczyć? Chcesz powiedzieć, że zachęciłoby nas do…? Och, nie, chyba pomyliłeś się co do mojej osoby! Dla mnie dzielenie łoża z mężczyzną nie jest zwyczajnym wydarzeniem.
– Ach, oczywiście nie to miałem na myśli. Właściwie nie wiem, o co mi chodziło.
Wpatrywał się jednak w łoże nieufnie. Ślubne łoże księżniczki, do którego nigdy nie wstąpiła!
Znał przyjemniejsze miejsca do spania.
Nicola wyczuła jego wahanie.
– Mój drogi, od tamtego czasu sypiało na nim wiele pokoleń! Poczekaj tu na mnie, przeszukam całą twierdzę. Nie uspokoję się, póki nie zobaczę, czym zajmuje się ciotka Feodora.
Peter ujął jej prześliczną twarz w dłonie.
– Widzę, że naprawdę niepokoisz się jej zniknięciem – rzekł ze zdziwieniem.
– Tak, to prawda. Dotychczas nigdy nie przepadała na tak długo. Na pewno w głowie zalągł jej się jakiś szatański pomysł, jestem o tym przekonana! Zamyka się wtedy w swej tajemnej komnacie, a to nigdy nie wróży nic dobrego!
Tajemna komnata? Peter natychmiast pomyślał o rzeźbionych drzwiach, za które podczas zwiedzania twierdzy nie wpuszczono ani jego, ani Heikego.
– Nie zostawiaj mnie na długo – powiedział, gdy odchodziła. Nagle poczuł lęk przed mrokiem, piękna komnata wcale mu się nie podobała. Było w niej tak ponuro i zimno, zewsząd ciągnęło chłodem, a kiedy lepiej się wsłuchał, jego uszu doszedł osobliwy dźwięk, który, jak mu się wydawało, słyszał gdzieś całkiem niedawno. Tajemnicze szelesty i trzaski.
Ach, tak, jasne, już sobie przypomniał i roześmiał się z ulgą. Stare korzenie na cmentarzu wydawały podobne dźwięki, z udręką wijąc się wśród liści, gdy Heike je rąbał. Szczęśliwie nie mają one nic wspólnego z twierdzą.
Stał niezdecydowany na środku komnaty, nie wiedząc właściwie, czego się po nim teraz spodziewano. Czy ma się położyć, czy raczej nie? Z niesmakiem odwrócił się plecami do gobelinu, uznając przedstawioną na nim scenę za makabryczną. Cóż za gust mieli kiedyś ludzie!
Teraz właściwie nie było wcale lepiej, ale Peter lubił zwierzęta i nie chciał przyglądać się ich cierpieniom. Przeklinał gobelin, który wzburzył go w takiej chwili, gdy czekał na Nicolę, swą pannę młodą…
Och, nie, co za niezręczne porównanie przyszło mu do głowy w tej komnacie! Ale tak bardzo za nią tęsknił, przeczuwał, że trudno mu będzie utrzymać się w ryzach, jeśli miałaby czuwać wraz z nim tej nocy. A na to się przecież zanosiło!
Wzdragał się na myśl o jej powrocie, zdając sobie sprawę, jak może na niego wpłynąć jej bliskość, a zarazem drżał z podniecenia, nie mogąc się doczekać, kiedy ją znów zobaczy.
Nareszcie przyszła.
Peter nie był w stanie oczu od niej oderwać, gdy stanęła w drzwiach ze świecą w dłoni. Przebrała się. W nocnej koszuli z koronkami, z głębokim dekoltem i delikatnymi falbankami wyglądała tak prześlicznie, że łzy zakręciły mu się w oczach.
Moja panna młoda! Moja własna panna młoda! Pragnę tylko jej, żadnej innej!
W pierwszej chwili ledwie ją poznał, bo rozpuściła węzeł włosów i czarne lśniące sploty niczym welon okrywały jej wiotkie ciało. Uśmiechnęła się do niego nieśmiało, odsłaniając śliczne, odrobinę wystające zęby, które nadawały jej twarzy frywolny, nieco dziecinny wyraz.
– Jeszcze nie śpisz? – szepnęła, czerwieniąc się, i zrozumiał, że zawstydziło ją to, że był zupełnie ubrany. – Noc będzie długa, nie możemy tak siedzieć i czekać chłód jesieni daje się już we znaki. Chodź, położymy się. Nie ma w tym nic złego, mój drogi!
Powiedziała to figlarnie, jak dziecko, które psoci w świecie dorosłych, lecz nie pojmuje, jak niebezpieczne mogą być tego następstwa. Ciągnęła:
– Łoże jest tak szerokie, iż nikt nie powinien pomyśleć sobie o nas nic złego, mimo że je dzielimy. Wiem, że szanujesz mnie na tyle, że nic nieprzystojnego się nie wydarzy.
– Oczywiście, nie! – wyjąkał Peter dość dwuznaczną odpowiedź, ale ściągnął ubranie, nieco zawstydzony i onieśmielony, gdyż do tej pory nie leżał w łóżku z dziewczyną. Przeżył coś kiedyś w stogu siana w pewną letnią noc, ale to zupełnie inna sprawa.
– Czy znalazłaś swoją ciotkę? – zapytał, wślizgnąwszy się do lodowatego łoża. Ona już tam była, skromnie ułożona po swojej stronie.
– Nie, nigdzie jej nie widziałam i bardzo mnie to niepokoi. Ale nie myślmy teraz o tym! Ach, takie nadzieje wiążę z tą nocą, może nareszcie tym razem się uda!
– O czym mówisz?
– Rozmawialiśmy już o tym. Jak dotąd nie powiodła mi się ucieczka, ona zawsze mnie powstrzymuje. Za każdym razem wymyśla coraz straszniejsze i ohydniejsze sposoby. Ale teraz mam przecież ciebie!
Petera zdjął strach, obudziły się także dotkliwe wyrzuty sumienia. Jeśli Feodorze zawsze udawało się udaremnić ucieczkę Nicoli… Może i tym razem do niej nie dopuści? A on z pewnością nie będzie w stanie odparować ciosów zadanych przez czarodziejskie moce tej kobiety.
Może Heike by to potrafił?
Prawdopodobnie!
A ja zamknąłem go w kostnicy!
Jak mogłem zrobić coś takiego! jęknął w duchu.
Zaraz jednak jego myśli obrały inny kierunek. Przecież Heike nie mógł mu towarzyszyć w takiej chwili… teraz, kiedy był razem z Nicolą!
A więc jednak postąpił słusznie.
Uśmiechnął się pod nosem. Cóż miałby zrobić z Heikem w takiej chwili upojnego szczęścia, kiedy spełnić się mają miłosne marzenia? Pozostawić go na pastwę księżniczki, by opóźnił jej niecne działania? Czy to byłoby w porządku wobec przyjaciela, który tak dobrze mu życzył?
– Mój najdroższy, dokąd uciekają twoje myśli? – zagruchała Nicola, w swej bezbronności bardziej niż kiedykolwiek przypominająca zranionego ptaka. Jej dłoń delikatnie pogładziła go po głowie i od razu zapomniał o Heikem.
Uniósł się na łokciu i czule popatrzył na dziewczynę. Długie włosy niby połyskliwy welon obramowały ukochaną twarz.
Peter dotknął ich ostrożnie, jego dłoń wyczuła kształt głowy. Jak jedwabiste były to włosy, jak lśniąco czarne w blasku woskowej świecy! I jeszcze przyszło mu do głowy, że z kobiecych włosów emanuje szczególna zmysłowość, zwłaszcza gdy są takie długie i wypielęgnowane jak włosy Nicoli.
– Podobają ci się? – zapytała szeptem, jakby z lękiem.
– Są cudowne! – odszepnął. – Wspaniałe! Najpiękniejsze, jakie widziałem!
– Dziękuję ci, mój drogi, to bardzo miło słyszeć! Ktoś, kto chciał być dla mnie niedobry, powiedział, że nie ma w nich nic szczególnego.
Peter w lot zrozumiał, o kim mowa: to zazdrosna księżniczka Feodora! Jej włosy były jeszcze dłuższe i bardziej czarne. Że też ktoś mógł postąpić tak podle wobec tej młodej, nieśmiałej dziewczyny!
– Nie słuchaj takich głupstw – pocieszał ją. – To wszystko z zazdrości.
Pieszcząc kruczoczarne sploty poczuł, jak rośnie jego pożądanie, ale się hamował. Nie chciał wystraszyć tego małego pisklęcia, które znalazło się pod jego opieką! Nicola powierzyła mu swą duszę i swoje ciało, przeświadczona, że jest silny i dobry, że nie wyrządzi jej krzywdy. Musi okazać się godny jej zaufania.
A nie było to wcale łatwe!
Prawdę powiedziawszy, Peter tak samo szukał ochrony i pociechy u niej, jak ona u niego. Cała twierdza, a w szczególności ta komnata, budziła w nim grozę, a jeszcze gorzej było teraz, gdy zabrakło przy nim Heikego. Zrozumiał, jaką siłę, jaki spokój miał w sobie przyjaciel. Obecność Heikego dawała mu poczucie bezpieczeństwa nawet w tym średniowiecznym otoczeniu. W twierdzy czaiło się coś rzeczywiście straszliwego, coś, czego nie umiał nazwać. Miał wrażenie, że to coś skryło się tuż za łożem z baldachimem. Jak wygląda – tego Peter nie umiał sobie nawet wyobrazić, nie dostawało mu fantazji. Ale czuł, jak dreszcz przebiega mu po plecach, i odruchowo szukał bliskości Nicoli. Rozumiał teraz, jakim piekłem musiało być dla niej życie tutaj razem z czarownicą, czy, jak twierdził Heike, upiorem. To, co mówił Heike, wydawało mu się absolutnie niemożliwe, przerastało możliwości jego pojmowania, ale już sam fakt, że dziewczyna mieszka pod jednym dachem z kimś takim, to dosyć, by pragnęła stąd uciec. Nietrudno to zrozumieć.
Ciekawe, gdzie przebywa teraz księżniczka? A jej straszny sługa, woźnica? I gdzie są wszyscy służący?
Młodzi leżeli razem, poszeptując od pół godziny, i nie było wyłącznie winą Petera, iż po pewnym czasie znaleźli się bliżej siebie, bardziej pośrodku łoża. W lodowato zimnym pokoju trudno było się rozgrzać, zrozumiałe więc, że starali się skraść od siebie nawzajem choć trochę ciepła.
Zrozumiałe jest także, że po następnej połowie godziny leżeli już w swoich objęciach i mało doświadczony Peter przeżył swe, jak dotychczas, najszczęśliwsze chwile w życiu. Wstydził się tylko, że tak niewiele wie o postępowaniu w miłości cielesnej.
Dziewka w stogu siana nie była wszak mistrzynią godną naśladowania.
Starał się jednak okazać jak najwięcej czułości i delikatności tej młodziutkiej dziewczynie, której sprawił tyle bólu. Wydawało się, że Nicola bardzo sobie ceni jego troskliwość, choć wypłakiwała gorzkie łzy ze wstydu i strachu, że tak dała się ponieść uczuciom. Mimo jego zapewnień, że się z nią ożeni!
Wreszcie, wyczerpana, zasnęła w jego ramionach.
– Obudź mnie na czas – poprosiła. – Musimy uciec przed świtem, w ostatniej godzinie nocy. Wtedy wszyscy będą spać.
Peter obiecał, że zbudzi ją o właściwej porze. Wkrótce zasnął.
W karczmie Mira siedziała razem z Zeno i jego żoną, w napięciu wyczekiwali na powrót chłopców. Małżonkowie obiecali nie spuszczać oka z Miry i dotrzymywali słowa. Zeno był odpowiedzialnym człowiekiem.
– Nigdy już ich nie ujrzymy – z przekonaniem rzekła karczmarzowa.
– Milcz, babo! Widziałaś, co się wydarzyło? Był tutaj powóz i musiał wrócić bez nich, bo nie zdradziliśmy, gdzie są. Nie odkryli, że chłopcy poszli na cmentarz!
– Ale ten durny chłopak mówił przecież, że później mają zamiar iść do twierdzy! Całkiem oszalał?
– Zamknij wreszcie tę przeklętą jadaczkę! Tamten drugi może nas uratować, wierz mi! Posiada niezwykłą moc, sama to chyba zauważyłaś! Czy komukolwiek udało się ujść z życiem z twierdzy? Nigdy, powtarzam, nigdy! Przypomnij tytko sobie wszystkich młodzieńców z miasteczka, których straciliśmy! Zaciągnięci do twierdzy przez siły niepojęte dla nikogo z nas. Ona ma w sobie taką zmysłowość, ta księżniczka, że…
– Ciii, przestań o tym mówić, nie wiesz, że to niebezpieczne? Pamiętasz tę, która próbowała powiedzieć kilka ostrzegawczych słów obcemu przybyszowi? Pamiętasz, w jakim stanie ją znaleźliśmy? Była rozszarpana na strzępy jakby przez dzikie zwierzęta! A przecież zamknęła się w swej izbie!
Mira rozumiała niewiele z tego, co mówili, ale dostrzegała ich wzburzenie i wielokrotnie słyszała powtarzające się słowo „cetate”, twierdza. Miała więc jako takie pojęcie, co jest przedmiotem rozmowy.
– Mnie nigdy nie ruszyła – mruknął Zeno.
– To prawda. A to dlatego, że jesteś taki szpetny, że żadna oprócz mnie cię nie chciała. Poza tym jesteś jej potrzebny, karczma przyciąga mężczyzn, młodszych i starszych. Może sobie wybrać, kogo tylko jej się spodoba. Ale dość już o tym! To sprowadzi na nas nieszczęście!
Obydwoje zwrócili się ku Mirze, która nagle jęknęła.
Najpierw dziewczyna przeraziła się, czując na ramieniu czyjąś dłoń: lekką, miękką dłoń kobiety. Wkrótce jednak odkryła, jak uspokajająco podziałał dotyk tej ręki na stan wzburzenia, w jakim znajdowała się przez cały wieczór.
– Co się stało? – zapytała karczmarzowa.
Ale Mira nie mogła odpowiedzieć, gestem dała tylko znak, by poczekali i przez chwilę byli cicho.
Mandragora już od dłuższego czasu zachowywała się niespokojnie i dziewczyna nie wiedziała, co ma robić. Doprawdy przerażającą rzecz zostawił Heike pod jej opieką, ale jeśli amulet ma ją chronić, ona musi przyjąć go na dobre i na złe.
Ogromnie się jednak przelękła, czując, że korzeń zgina się wpół jakby ze strachu i bólu. A nie mogła, ani też nie chciała, mówić o tym Zeno i jego rozkrzyczanej żonie.
Ale teraz…? Teraz ktoś jej pomagał, wyczuwała to, choć nie mogła pojąć, kto. Nie księżniczka, gdyż spływała na nią dobra moc, to było wyraźne. Nicola? Nie, Nicola jest zwyczajną dziewczyną i nie ma żadnych powodów, by pomagać Mirze.
Ach, ten Heike, cóż za dziwna istota! Mira nie miała nawet cienia wątpliwości co do tego, że jest on czarownikiem, ale ufnie przyjęła amulet, choć drżała na samą myśl o jego wielkiej mocy. Dłoń spoczywająca na ramieniu dziewczyny nie budziła jej zdumienia, jak nie zaskoczyłoby jej chyba nic, co miało związek z Heikem, ale w jaki sposób mogła zrozumieć…
– Poczekaj – powiedziała w swoim języku. – Teraz coś nadchodzi…
Małżonkowie przyglądali się jej badawczo, niczego nie pojmując, nie rozumiejąc nawet jej słów.
Nagle na Mirę spłynęła pewność.
Poderwała się z miejsca.
– Chodźmy, panie Zeno. Heike jest w niebezpieczeństwie!
Karczmarz wyłowił imię Heikego i poruszył się niespokojnie, lecz jego żona zareagowała gniewem i szorstko zapytała, dlaczego dziewczyna zachowuje się tak dziwacznie.
Mira była teraz rozedrganym kłębkiem nerwów.
– Heike! – zawołała do nich wielkim głosem jak do głuchych. – Chodźcie, prędko! On… on… Poczekajcie, już wiem! Tak! Został gdzieś zamknięty i potrzebuje mojej pomocy. Otrzymałam przesłanie, muszę mu pomóc, natychmiast!
Nie zrozumieli, ale Mira chwyciła Zeno za rękę i pociągnęła za sobą.
– Co ty wyprawiasz? – zaniosła się krzykiem karczmarzowa. – Chcesz uciec z moim mężem?
Na szczęście Zeno pojął, że dziewczyna z niepokoju wprost odchodzi od zmysłów, i ruszył za nią. Żona pobiegła za obojgiem, ale zatrzymała się w drzwiach oświetlona blaskiem bijącym z wnętrza gospody.
– Nie do twierdzy! Nie zabieraj go do twierdzy! – płakała. – Jest jednym z ostatnich, jacy nam pozostali!
Zeno, którego Mira ciągnęła w przeciwnym kierunku, odpowiedział:
– Nie, chyba raczej idziemy na cmentarz. Zobaczę, czego ona chce.
– Na cmentarz? – załkała karczmarzowa. – To jeszcze gorzej!
Krzyki obudziły mieszkańców miasteczka. We wszystkich oknach Targul Stregesti tej nocy rozbłysły światła.
Mira i Zeno biegiem pokonali krótki odcinek dzielący ich od kościoła. Dziewczyna nie próbowała nawet niczego tłumaczyć, bo przecież i tak by się nie zrozumieli, ale czuła, że nie są sami. Wąska, delikatna kobieca dłoń trzymała ją za rękę, wskazując drogę.
Wkrótce znaleźli się na cmentarzu i Mira została podprowadzona do kostnicy.
– To tutaj! – zawołała i Zeno ją zrozumiał.
Biegli tak szybko, że latarnia, którą niósł karczmarz, omal nie zgasła. Szczęśliwie nadal się paliła i Zeno uniósł ją do góry, oświetlając drzwi.
Nie musieli pytać, czy Heike jest w środku. Usłyszał, jak nadchodzą, i od dłuższej chwili rozlegało się walenie w drewniane ściany, świadczące o panicznym, histerycznym lęku. Zachowanie Heikego ogromnie zdumiało Mirę i Zeno. Nikt, rzecz jasna, nie lubi, by go zamykano na cmentarzu, ale żeby do tego stopnia!
I to Heike, noszący w sobie tak wielki spokój!
Zeno potrzebował zaledwie paru sekund, by poradzić sobie z drzwiami.
Stanął w nich Heike, ale musiał wesprzeć się o futrynę. Oddychał głęboko, ciężko. Przyglądali się jego twarzy. Mimo grubej warstwy kurzu, oblepiającej całego chłopaka, widoczne było jego wzburzenie, ślady panicznego lęku i łez.
– Co się stało? – drżącym głosem spytał 2eno. – Czy jakiś zmarły powstał z grobu?
– Nie – jęknął Heike. – Wspomnienie z dzieciństwa… przez cztery lata… byłem zamknięty… w klatce.
– Święta Matko Boża! – westchnął Zeno.
– Co takiego się stało? – dopytywała się Mira.
Heike musiał jeszcze raz wyjaśnić, tym razem po niemiecku.
– Ach! – westchnęła współczująco. – I teraz tu cię uwięziono! Jakie to okropne!
– Dziękuję, że przyszliście – powiedział Heike. – Ale teraz musimy… Gdzie jest Peter? W gospodzie?
– Sądziliśmy, że jest razem z tobą – odparł Zeno.
– Niestety, nie – odparł Heike z goryczą.
Mira chustką usiłowała obetrzeć mu twarz.
– Czy to on…? – zapytał Zeno.
– Tak, ale nie był wtedy sobą – usprawiedliwiał przyjaciela Heike. – Chciał iść do twierdzy.
– Wszyscy się tacy stają – mruknął Zeno. – To znaczy, że jest stracony.
– Będzie nas dwóch – powiedział Heike przez zaciśnięte zęby. – Przeklęci z Ludzi Lodu nie poddają się tak łatwo. Ale najpierw muszę się dowiedzieć… Czy wiesz, gdzie znajdę grób Anciol? Przeszukaliśmy prawie cały cmentarz.
Twarz Heikego była teraz już niemal czysta i w blasku latarni ukazała się cała jej szpetota. Jednak i Mira, i Zeno przestali się jej bać. Nauczyli się słuchać łagodnego, ciepłego głosu i dostrzegali głęboką, zabarwioną smutkiem życzliwość w oczach chłopca.
Prawdą było, że Zeno widział w nim zbawcę, szczególnego zbawcę, który mógł uwolnić Targul Stregesti od zła.
– Nie, księżniczka Anciol nie została pochowana tutaj – powoli odparł karczmarz. – To wykluczone, przecież była samobójczynią!
Heike puknął się palcem w głowę.
– Naturalnie! Cóż ze mnie za idiota, nie pomyślałem o tym wcześniej! Rzuciła się w dół ze skały, czyż nie tak?
– Właśnie.
– Ale czy wiesz, gdzie złożono jej ciało? To niezwykle istotne. Bo to ona jest czarownicą, prawda?
– Oczywiście, to Anciol, zdradzona narzeczona! Mówię, jak jest, rozumiem bowiem, że jeśli masz nam pomóc, musisz o wszystkim wiedzieć. Niech już raczej przyjdzie i rozerwie mój nędzny zewłok na kawałki!
– Dobrze, że o tym mówisz! Czy to dzikie zwierzęta rozszarpały kobietę, która miała za długi język? Wspomniałeś kiedyś o tym przypadkiem.
– Nie – krótko odparł Zeno. – To nie dzikie zwierzęta. To było to c o ś.
– To, przed czym usiłujecie uszczelnić okna i zatkać dziurki od klucza? Co to właściwie jest?
– My tego nie wiemy. Jedynie zmarli wiedzą.
Ta informacja niewiele pomogła Heikemu.
– A więc gdzie znajduje się grób Anciol?
Zeno zniżył głos.
– Powiadają, że pochowano ją w piwnicach twierdzy.
Heike odetchnął głęboko, zapatrzony w ciemność.
– Tak, to przecież jedyne logiczne rozwiązanie. Piwnice twierdzy…
Przypomniał sobie straszliwą wizję, która nawiedziła go rano. Wiedział teraz, że mandragora ukazała rzeczywisty obraz. Wszystko inne było tylko omamem, wywołanym czarami księżniczki.
– Muszę tam iść – powiedział zdecydowanie. – Trzymaj się blisko Miry, ona ma amulet, który chroni ją przed złą mocą. Gdybyście ty lub twoja żona mieli jakieś trudności, poproście, by Mira wyjęła amulet. Wówczas będziecie bezpieczni.
Karczmarz na dowód, że ufa jego słowom, natychmiast ujął Mirę za rękę i ukłonił się niezwykłemu młodzieńcowi.
Mira natomiast, zorientowawszy się w zamiarach Heikego, wybuchnęła płaczem.
– Nie, nie! Ty także?! Nikt mi już nie zostanie!
– Czy chcesz, bym ci z powrotem przyprowadził Petera? – zapytał Heike z uśmiechem.
– On jest już stracony. Nie wolno ci iść w jego ślady!
– Mam większe możliwości niż on. I mam także pomocników.
– Wiem o tym – rozpromieniła się Mira. – Przyszła do mnie pewna szlachetna dama i przyprowadziła mnie tutaj. Ale nie mogłam jej zobaczyć…
– A więc to ona – Heike uśmiechnął się szeroko. – Miała na imię Sol, była czarownicą i żyła w szesnastym wieku. Ale ona była dobrą czarownicą. Czasami – dodał w zamyśleniu.
Wszak po Sol można się było wszystkiego spodziewać.
Ale z pewnością dobrze jest mieć ją blisko.
– Jest jeszcze dwóch moich pomocników – wyjaśnił najpierw Mirze, a potem przetłumaczył swoje słowa karczmarzowi. – Jeden z nich to najlepszy człowiek, jaki kiedykolwiek stąpał po ziemi. Czarownik w służbie dobra. I jeszcze jeden, o którym nie wiem zbyt wiele, lecz on najlepiej zna istotę zła, gdyż sam mu kiedyś służył. Zdołał się jednak wyratować i należy do najsilniejszych duchem z moich przodków.
– Masz naprawdę możnych sprzymierzeńców – rzekł Zeno.
– Owszem – zgodził się Heike i dodał z autoironią: – Nie wolno mi też zapominać o mych własnych zdolnościach. Zaczynam rozumieć, na czym one polegają. Księżniczka przeżyje dziś w nocy piekło!
Życzył im wszystkiego dobrego i zniknął w ciemnościach, zanim zdążyli pomodlić się za niego. Zawołali jedynie:
– Niech wszystkie dobre moce mają cię w opiece, Heike!
Nie dostrzegli już jego krzywego uśmiechu. Co sił w nogach biegł do twierdzy.