ROZDZIAŁ VII

Zebrani w sali odpraw HMS Fearless, usytuowanej obok mostka wstali, gdy weszła Honor. Nakazała im gestem, by usiedli z powrotem, i podeszła energicznym krokiem do swego fotela. Usadowiła się i przyjrzała obecnym, zachowując kamienny wyraz twarzy.

— Panie i panowie, Warlock za godzinę odlatuje na Manticore w celu dokonania niezbędnych napraw i modernizacji — oświadczyła bez zbędnych wstępów całkowicie neutralnym, rzeczowym tonem. — Kapitan Young odleci na jego pokładzie, co oznacza, że Fearless pozostanie jedynym okrętem Królewskiej Marynarki w systemie… a ja dowódcą placówki wydzielonej Basilisk.

Pozwoliła sobie na lekki uśmiech, słysząc pełne zaskoczenia westchnienie, ale jej oczy pozostały lodowate. Próbowała skłonić tych ludzi do współpracy, dając im okazję do wykazania inicjatywy i grając na ambicji — z wynikiem równym zeru. Doskonale: skoro nie chcieli skorzystać z okazji do dobrowolnego wypełniania obowiązków, będą robili to, co do nich należy, bo dostaną takie rozkazy.

— Nie muszę wam wyjaśniać, że spowoduje to pewne problemy, jako że spadną na nasz okręt rozmaite obowiązki, często wykluczające się wzajemnie. Jest to jednak królewski okręt, więc wykonamy je albo zajmę się osobiście odpowiedzialnymi osobami. Czy jest to jasne? — przyjrzała się im kolejno, ale nikt, nawet McKeon nie ośmielił się odezwać, toteż tylko skinęła głową i dodała: — Doskonale. W takim razie przejdziemy do konkretnych zadań i spoczywających na nas obowiązków.

Wcisnęła serię klawiszy na znajdującej się w stole klawiaturze i nad blatem pojawiła się holoprojekcja układu planetarnego z migocącym czerwonym punktem oznaczającym krążownik.

— Najprościej rzecz ujmując, nasz problem sprowadza się do tego, że jeden okręt może znajdować się równocześnie wyłącznie w jednym miejscu, a obowiązki, jakie na nas spoczywają, wymagają równoczesnego wykonywania kilku czynności w różnych miejscach. Flota odpowiedzialna jest za wspieranie kontroli lotów w zarządzaniu terminalem, w tym w przeprowadzaniu kontroli celnych. Mamy także obowiązek kontrolowania całego ruchu z planetą i znajdującymi się na jej orbicie magazynami i stacjami oraz wspierania urzędującego gubernatora, jak też działań Agencji Ochrony Tubylców. Dysponuje ona oddziałami policyjnymi dla zapewnienia bezpieczeństwa wszystkim ludziom na powierzchni Medusy, jak też ochrony tubylców przed zagrożeniem z zewnątrz. Trzecim z podstawowych zadań, jakie ma do spełnienia RMN w tym układzie planetarnym, jest zapewnienie mu bezpieczeństwa i obrona przed atakiem z zewnątrz. Aby skutecznie wypełnić te zadania, powinniśmy być tu… tu… i tu.

Punkcik pojawił się na orbicie Medusy, zgasł i zapalił się przy stacji kontroli lotów, zgasł i wykonał oblot systemu na granicy wyjścia w nadprzestrzeń, czyli o dwadzieścia minut świetlnych od gwiazdy typu G5. Honor zgasiła go po drugim okrążeniu układu i dodała:

— Jeden lekki krążownik nie może być równocześnie w trzech miejscach, o czym wszyscy wiemy. Mimo to otrzymałam takie rozkazy od kapitana Younga i zamierzam je wykonać.

McKeon ledwie wierzył własnym uszom — właśnie jednym tchem udowodniła, że jeden okręt nie jest w stanie podołać temu wszystkiemu, i oświadczyła, że zamierza to zrobić. Nie ulegało wątpliwości, że postanowiła próbować. Nagle poczuł, że płoną mu policzki; zrozumiał, co Harrington robiła w swojej kabinie przez trzy godziny od chwili powrotu z pokładu Warlocka. Zastanawiała się, jak wykonać niewykonalne rozkazy, i robiła to sama, nawet nie próbując włączyć do tego swoich oficerów, ponieważ udowodnili, że są bezużyteczni. On sprawił, że Harrington nie mogła liczyć na pomoc swoich oficerów w rozwiązywaniu problemów, a tylko na wykonanie rozkazów. Ostateczna odpowiedzialność i tak spoczywałaby na niej, ale jako kapitan miała oficerów, a zwłaszcza pierwszego oficera, nie tylko po to, by ślepo wykonywali rozkazy, ale głównie po to, by pomagali jej w znalezieniu najlepszych rozwiązań w trudnych sytuacjach. A tym razem nie ulegało żadnej wątpliwości, że rozkazy zostały specjalnie złośliwie ułożone. McKeon podejrzewał wcześniej, że między Youngiem a Harrington coś musiało zajść, teraz miał pewność. Young ryzykował własną karierą, odlatując z dowodzonej przez siebie placówki, i to pomimo koneksji i wpływów rodzinnych. Natomiast jeśli Harrington nie wypełni obowiązków, które nałożył na nią przed odlotem, niezależnie od tego, czy było to realne… Wstrząsnął się i zmusił do skupienia na tym, co miała do powiedzenia, bo zaczęła wydawać rozkazy.

— Poruczniku Venizelos.

— Tak, ma’am.

— Będzie pan uprzejmy wybrać jednego młodszego oficera i trzydziestu pięciu członków załogi do wykonania wydzielonego zadania. Fearless odeskortuje Warlocka do terminalu. Kiedy tylko Warlock odleci, wystartuje pan wraz z wybranymi ludźmi obydwoma pinasami i uda się pan na stację kontroli lotów, gdzie obejmie pan obowiązki oficera celnego i szefa bezpieczeństwa terminalu. Aż do odwołania będzie pan współpracował z kontrolą lotów w sprawach utrzymania porządku i przeprowadzania kontroli ładunków jednostek korzystających z terminalu. Zrozumiał pan rozkazy?

Venizelos gapił się na nią przez chwilę, a McKeon zamrugał gwałtownie. To co usłyszał, było niezwykłe, ale mogło się udać. Pinasy w przeciwieństwie do kutrów były na tyle dużymi jednostkami, by dało się na nich zamontować impellery i odpowiedniej mocy kompensatory. No i były uzbrojone — co prawda, w porównaniu do uzbrojenia normalnego okrętu były to zabawki, ale do spacyfikowania nie uzbrojonego frachtowca całkowicie wystarczały. Inną sprawą było, iż Venizelos miał tylko stopień porucznika i otrzymywał dowództwo operacji w miejscu oddalonym o dziesięć godzin od swego kapitana — zwłoka w łączności wynosiła 10 godzin. Praktycznie więc zdany był tylko na siebie i jedną złą decyzją mógł zrujnować sobie karierę. Jak również karierę Harrington, co sądząc z pełnej napięcia, pobladłej nagle twarzy, właśnie zrozumiał.

Kapitan przyglądała mu się bez słowa, zaciskając usta i postukując lekko palcem w blat, czekając, aż oficer taktyczny odzyska głos.

— Uh… tak jest, ma’am. Zrozumiałem — wykrztusił w końcu.

— Doskonale. — Honor jeszcze przez chwilę przyglądała mu się wymownie, skutecznie tłumiąc współczucie.

Rzucała go na głęboką wodę, ale sama w końcu miała trzy lata mniej niż on, gdy objęła dowództwo LAC 113. A poza tym, jeśli Venizelos skrewi, to Young i jego poplecznicy dopilnują, żeby ona za to zapłaciła. Nie zamierzała do tego dopuścić, ale porucznik nie musiał o wszystkim wiedzieć.

— Otrzyma pan dokładne rozkazy, poruczniku — ustąpiła nieco, na co Venizelos odetchnął z wyraźną ulgą, więc czym prędzej dodała: — Ale spodziewam się, że będzie się pan kierował własnym osądem i wykaże stosowną inicjatywę w razie potrzeby.

Przytaknął, najwyraźniej niezbyt uszczęśliwiony — uznała sprawę za załatwioną i skierowała ciężkie spojrzenie na Dominicę Santos.

— Komandorze Santos.

— Tak, ma’am — komandor porucznik Santos wyglądała znacznie spokojniej, być może dlatego, iż miała pewność, że Honor w żaden sposób nie zdoła wysłać pierwszego mechanika gdziekolwiek poza okręt.

— Chciałabym, żeby wspólnie z porucznikiem Venizelosem i komandorem McKeonem dokonała pani kompletnej inwentaryzacji rakiet zwiadowczych, jakie mamy na pokładzie. Rozumie się, że ma to pani zrobić jeszcze w czasie pobytu porucznika Venizelosa na okręcie.

Santos nacisnęła kilka przycisków, notując polecenie, i spytała:

— Tak jest, ma’am. Czy mogę spytać o cel tej inwentaryzacji?

— Może pani. Kiedy tylko ją ukończymy, chcę, by pani dział zajął się zdemontowaniem modułów czujnikowych i wyposażeniem ich w prosty napęd umożliwiający utrzymanie wyznaczonej pozycji oraz w zestaw astrogacyjny umożliwiający rozpoznanie pozycji. — Tym razem Santos uniosła zaskoczona głowę. — Sądzę, że da się to wykonać, montując moduły czujnikowe do zwykłych radiolatarni nawigacyjnych. Jeśli nie, to oczekuję gotowego projektu takiego urządzenia nie później niż o trzynastej zero zero.

Santos spojrzała w jej oczy i drgnęła — panowała nad sobą całkiem dobrze, lecz Honor niemalże czytała w jej myślach, gdy do pierwszego mechanika docierało, jaki ogrom pracy ją czeka. A jeśli miałaby opracować całość od początku…

— Kiedy tylko porucznik Venizelos wystartuje — podjęła takim samym jak dotąd rzeczowym tonem Honor — Fearless rozpocznie oblot systemu na granicy dziesięciu minut świetlnych od Basilisk. Porucznik Stromboli będzie uprzejmy wyliczyć najoptymalniejszy kurs i kiedy tylko osiągniemy tę granicę, zaczniemy rozstawiać przygotowane urządzenia jako stacjonarne platformy sensorowe. Zdaję sobie sprawę, że prawie na pewno będziemy mieli ich zbyt mało, by wykonać w pełni to zadanie, toteż ograniczymy się do płaszczyzny ekliptyki. Nie jesteśmy w stanie patrolować tego obszaru tak, jak by należało, ale możemy ustawić alarmy przy najbardziej prawdopodobnych wektorach wejść do systemu.

— Wszystkie mają być wyposażone w napęd, ma’am? — spytała Santos.

— Tak powiedziałam, komandorze.

— Ale… — Santos dostrzegła lodowate spojrzenie dowódcy i zmieniła w pół zdania to, co chciała powiedzieć. — To, co pani sugerowała o wykorzystaniu radiolatarń i boi, najprawdopodobniej będzie wykonalne, tyle że nie mamy ich zbyt wiele. Będziemy musieli zbudować sporo napędów i zestawów astrogacyjnych w pośpiechu, co nie będzie tanie, a przede wszystkim, nie wiem nawet, czy mamy wystarczającą ilość części.

— Czego nie mamy, zrobimy, a czego nie zdołamy wyprodukować, zarekwirujemy z kontroli lotów. — Honor uśmiechnęła się bez śladu wesołości. — Czego nie zdołamy zarekwirować, ukradniemy. Czy to jasne, komandorze Santos?

— Tak, ma’am.

— Jedna sprawa, ma’am — odezwał się McKeon i poczuł na sobie ostry i nieco zaskoczony wzrok kapitana.

— Tak, panie McKeon?

— Nie wiem, ile czego mamy w magazynach, ale na pewno będzie tego zbyt mało, abyśmy zdołali otoczyć systemem alarmowym cały układ planetarny — mówił sztywno, lecz pierwszy raz od objęcia przez nią dowództwa doradzał coś nie pytany i musiał przyznać, że czuje się co najmniej dziwnie, by nie rzec nienaturalnie.

— I? — ponagliła go.

— Dodatkowym problemem jest wytrzymałość modułów czujnikowych, Ma’am. Nie zostały opracowane z myślą o długotrwałym działaniu, toteż szybko mogą odmówić posłuszeństwa. Możemy jednak spróbować temu zaradzić, programując je na krótkotrwałe okresy aktywności. Mają zasięg pasywnego wykrywania aktywnego źródła napędu wynoszący nieco ponad dwadzieścia minut świetlnych. Jeśli ustawimy je na granicy dziesięciu minut od gwiazdy, uzyskamy sferę ponad pół godziny świetlnej od centrum systemu. Czyli odległość wymagającą przynajmniej czterdziestu minut lotu.

Honor przytaknęła w milczeniu — najlepsze pola siłowe pozwalały na osiąganie w normalnej przestrzeni prędkości 0.8c, ponieważ przy wyższej mogło przez nie przedostać się zarówno promieniowanie, jak i cząsteczki materii, a na takie ryzyko nie zgodziłby się żaden kapitan.

— Jeśli zaprogramujemy je, by działały przez trzydzieści sekund co pół godziny, powinny być w stanie wykryć nadlatującą jednostkę co najmniej z odległości dwudziestu minut świetlnych — ciągnął drewnianym głosem McKeon. — To powinno zapewnić nam wystarczający czas na reakcję, a równocześnie zwiększyć około sześciokrotnie ich żywotność.

— Doskonała sugestia, panie McKeon. — Tym razem w uśmiechu Honor było trochę autentyzmu: w końcu zaczął się zachowywać normalnie i przez moment wydawało się, że odpowie jej uśmiechem, lecz ostatecznie jego twarz stężała w grymasie, jakby nie chcąc wykonać do końca polecenia, więc i ona przestała się uśmiechać. — Poruczniku Venizelos.

Oficer nawigacyjny zaczął wyglądać na zaszczutego, toteż Honor uśmiechnęła się ponownie. Był to lekki uśmiech, ale najwyraźniej pomógł.

— Słucham, ma’am?

— Porucznik Cardones przejmie pańskie obowiązki na czas pana nieobecności, toteż chciałabym, by przed startem pomógł mu pan obliczyć optymalne rozmieszczenie czujników na podstawie danych, jakie, jestem pewna, komandor Santos i komandor McKeon dostarczą, odnośnie ich ilości.

— Tak jest, ma’am.

— Doskonale, Wracając do naszych zadań: po rozstawieniu czujników zamierzam umieścić okręt na orbicie Medusy. Niezbędne będzie, jak sądzę, spotkanie z gubernatorem, i to tak szybko, jak to tylko będzie możliwe, co wymaga złożenia wizyty na planecie. Co ważniejsze, ponieważ obie pinasy będą niedostępne, będziemy zmuszeni do kontroli handlu orbitalnego i planetarnego używać kutrów. Nie mają one impellerów, toteż może się zdarzyć, że w poważniejszych przypadkach Fearless będzie zmuszony interweniować. Poza tym, Medusa znajduje się tylko o trzy minuty świetlne od granicy, na której rozmieścimy platformy sensoryczne, a pokładowe sensory mają znacznie większy zasięg: pozostając na orbicie, będziemy w stanie objąć nimi większość najbardziej krytycznej pod względem obronnym przestrzeni, co pozwoli nam zagęścić sieć platform w pozostałych rejonach. Chcę mieć przynajmniej jedną platformę rezerwową na wypadek, gdybyśmy byli zmuszeni do opuszczenia orbity, ponieważ zamierzam patrolować system nieregularnie, ale tak często jak to będzie możliwe. Przyznaję jednak, że patrole mogą być rzadsze niż zaplanowałam, bo będziemy zbyt zajęci innymi sprawami. Czy to, co powiedziałam, jest jasne i zrozumiałe dla wszystkich?

Oparta się wygodniej i przyjrzała kolejno każdemu z oficerów — część przytaknęła, część pozostała nieruchoma, ale nikt nie zaprzeczył.

— Doskonale — stwierdziła. — W takim razie…

— Jeśli można, ma’am…

— Słucham, poruczniku Venizelos?

— Właśnie przyszło mi coś do głowy, ma’am. Komandor McKeon ma rację odnośnie żywotności sensorów, a biorąc pod uwagę, do czego chcemy je wykorzystać, na pewno będziemy mieli za mało wszystkiego. Ułatwiłoby sytuację i pozwoliło na zagęszczenie sieci, gdybyśmy poprosili Warlocka o radiolatarnie, boje i całą resztę. Przecież w trakcie remontu nie będą ich potrzebowali. W czasie tranzytu też nie.

— Doceniam pańską sugestię, poruczniku — głos Honor był absolutnie pozbawiony wyrazu. — Obawiam się jednak, że jest ona niepraktyczna. Musimy poradzić sobie sami, używając tego, co mamy na pokładzie.

— Ależ, ma’am…

— Powiedziałam, że jest niepraktyczna — ucięła jeszcze bardziej pozbawionym emocji głosem, co stanowiło tym wyraźniejsze ostrzeżenie.

Do Venizelosa w końcu dotarło, że coś jest nie tak, gdyż zamknął usta i posłał bezradne spojrzenie McKeonowi. Ten nawet nie mrugnął — w przeciwieństwie do Venizelosa zwrócił uwagę, że Harrington zaplanowała start pinas po odlocie Warlocka (czyli Younga) z systemu. Reakcja na propozycję porucznika upewniła go jedynie, że właściwie ocenił sytuację — cokolwiek było przyczyną konfliktu między Youngiem a Harrington, kapitan nienawidził jej wystarczająco, by zwalić jej na głowę największe możliwe problemy, a Harrington zdawała sobie z tego sprawę. Zrobiła, co mogła, by ograniczyć szkody, ale miała zamiar zacząć realizować swój plan dopiero, gdy Young nie będzie mógł jej przeszkodzić.

Ta napięta sytuacja między dowódcami nie wróżyła dobrze krążownikowi, a zwłaszcza jego oficerom, którzy pewnego pięknego dnia mogą znaleźć się między młotem a kowadłem.

Honor, obserwując jego przypominającą maskę twarz, domyślała się charakteru jego przemyśleń. Problem polegał na tym, że McKeon miał rację, ale miał ją i Venizelos, który nie znając sytuacji, zaproponował to, co uważał za najlepsze rozwiązanie. Żałowała, że musiała zdusić w zarodku jego entuzjazm (zwłaszcza, że zachował się tak, jak chciała, by zachowywali się od dawna wszyscy obecni), ale nie mogła wyjaśnić, jak wygląda sytuacja między nią a Youngiem. Żaden kapitan nie pozwoliłby sobie na to, zwłaszcza w sytuacji, w której by to mogło zostać odebrane jako gorzkie żale.

— Czy są inne komentarze lub sugestie? — spytała, a gdy zgodnie z oczekiwaniami nikt się nie odezwał, dodała: — O czternastej zero zero ogłoszę załodze nowe obowiązki i rozkazy. Poruczniku Venizelos, spodziewam się, że o trzynastej zero zero przedstawi mi pan listę wybranych ludzi po uzgodnieniu jej z komandorem McKeonem. Chciałabym ją zatwierdzić przed komunikatem do załogi.

— Tak jest, ma’am.

— Doskonale. Panie i panowie oficerowie: otrzymaliście rozkazy, więc przystąpcie do ich wykonania — skinęła głową i wszyscy prawie równocześnie wstali; nie wyglądali na szczęśliwych, ale po raz pierwszy od dawna byli aktywnie zaangażowani w wypełnianie swoich obowiązków.

Być może był to dobry znak.

Poczekała, aż za ostatnim wychodzącym zamkną się drzwi, i wsparła głowę na dłoniach, masując skronie. Miała nadzieję, że coś się odmieni — zrobiła, co mogła, by udawać pewność siebie, ale doskonale zdawała sobie sprawę, że przeważająca ilość spraw może nie pójść tak jak planowała, powodując kłopoty. Kapitanowie frachtowców zawsze byli drażliwi na punkcie prawa przelotu i Venizelos, działając w dobrej wierze, mógł wywołać międzyplanetarny incydent, jeśli przycisnąłby za mocno niewłaściwego kapitana. Następną sprawą była żywotność sensorów — nawet przy uwzględnieniu sugestii McKeona prowizoryczne platformy zostaną zmuszone do pracy znacznie przekraczającej ich możliwości. Przy odrobinie szczęścia może wytrzymają te trzy miesiące, ale wcale nie jest pewne, czy Young nie znajdzie pretekstu do przedłużenia remontu. A najgorsze było to, że cały jej plan opierał się na założeniu, że nie zajdzie nic nie przewidzianego, bo w tym wypadku nie będzie w stanie nic zrobić — nawet wiedząc o tym — po prostu nie zdąży, znajdując się za daleko.

Westchnęła, oparła dłonie o blat i przyjrzała im się ponuro — wszystko zależało od załogi, od tego ile wytrzyma i jak dobrze będzie wypełniać swoje obowiązki. Venizelos prawdopodobnie nie zechce wziąć Marines, ponieważ nie znajdzie dla nich zajęcia, za to prawie na pewno będzie potrzebował doświadczonych marynarzy i podoficerów, a ponieważ zabiera prawie dziesięć procent załogi, reszta będzie miała ciężkie życie. Zwłaszcza że będzie chciał tych z doświadczeniem w obsłudze pinas (i dostanie ich, bo musi), co oznacza, że kutry obsługiwane będą przez niedoświadczone załogi, a liczba frachtowców na orbicie Medusy była zaiste imponująca. Pojęcia co prawda nie miała, co tubylcy mogą mieć tak atrakcyjnego do handlu, ale najwyraźniej mieli, a do jej obowiązków należało sprawdzenie każdego z tych statków.

Kuszące było ograniczenie się jedynie do sprawdzania manifestów, ale nie tego oczekiwała po swoich kapitanach Królewska Marynarka. Taka procedura była wystarczająca w przypadku statków przelatujących tranzytem przez terminal, natomiast jeśli wiozły one towar przeznaczony do handlu z Królestwem Manticore, powinny zostać sprawdzone ładownie, jak i promy transportowe w poszukiwaniu kontrabandy. Oznaczało to długie, męczące wachty dla załogi, a każda grupa musiała być dowodzona przez oficera lub starszego rangą podoficera. Nawet gdyby nie musiała oddelegować pinas do kontroli lotów, i tak byłaby skazana na chroniczny brak pełnej obsady wacht. Groziło to efektem samonapędzającego się koła: zbyt mała ilość ludzi oznaczała dłuższe wachty, czyli mniej wolnego czasu i coraz większe niezadowolenie niemalże wrogiej już załogi.

Westchnęła i wstała — charakter i wyszkolenie nakazywały przewodzenie poprzez przykład, ale skoro przykład zawiódł, przeprowadzi to inaczej. Wymusi, sterroryzuje albo przekupi, ale wykona to, co do niej należy. Jak długo będą wypełniali swoje obowiązki, mogą jej nienawidzić do woli.

Загрузка...