Honor czekała przy wyjściu ze śluzy prowadzącej na pokład hangarowy, obserwując na ściennym ekranie precyzyjne manewry kutra podchodzącego do stanowiska cumowniczego. Dziewięćdziesięciopięciotonowa jednostka zgrabnie znieruchomiała w kołysce, a ze śluzy wysunęło się ramię z przezroczystą rurą zakończoną pierścieniem cumowniczym, który przylgnął z metalicznym szczękiem do kołnierza śluzy kutra. Na jednostkach takich jak Fearless pokład hangarowy jako otwarty na przestrzeń nie posiadał atmosfery, toteż był to jedyny sposób dostania się do wnętrza okrętu w próżni. Lampki nad śluzami zmieniły barwę na zieloną, oznaczającą wyrównanie ciśnień, i śluza kutra otworzyła się.
Klaus Hauptman wyłonił się z niej niczym panujący monarcha podczas inspekcji kolonii. Był niższy niż się spodziewała i masywniejszy. Pierwsze w oczy rzucały się białe bokobrody, zbyt piękne, by były naturalne. Podobnie jak niezwykle regularne rysy kwadratowej twarzy z masywną dolną szczęką. Chirurgia kosmetyczna potrafiła czynić cuda, ale wyglądało na to, że podstawowa struktura kostna pozostała bez zmian. Twarz Hauptmana zawsze wyrażała siłę, bezkompromisowość i arogancję znacznie przewyższającą zwykłą pewność siebie. A oczy zawsze były twarde i bezwzględne.
Wewnętrzne drzwi śluzy rozsunęły się z sykiem i stanęła z nim twarzą w twarz.
— Komandor Harrington — powiedział miłym głosem bez śladu urazy i wyciągnął ku niej prawicę.
Podała mu dłoń i starannie ukryła uśmiech, czując jak jego palce szukają dobrego chwytu — nie sądziła, że spróbuje tak prymitywnej sztuczki jak zbyt silny uścisk dłoni, ale być może było to odruchowe ustalanie dominacji. Miała duże dłonie jak na kobietę, toteż niełatwo było komukolwiek znaleźć odpowiednie punkty nacisku, a poza tym pochodziła ze Sphinxa… pozwoliła mu na tak silny uścisk, na jaki go było stać, i odpowiedziała tym samym. Długie palce ułatwiły sprawę, a ponieważ była przygotowana, jej twarz nie drgnęła nawet o milimetr, za to w jego oczach błysnęło zaskoczenie, gdy poczuł siłę jej uścisku.
— Witam na pokładzie HMS Fearless, panie Hauptman — odparła z uśmiechem, który stał się szerszy, gdy gość przestał się wygłupiać i puścił jej dłoń, po czym wskazała na stojącego krok za nią McKeona. — Mój pierwszy oficer, komandor porucznik McKeon.
— Komandorze McKeon. — Hauptman skłonił głowę, lecz nie spieszył się z ponownym podawaniem ręki, a obserwująca go uważnie Honor z satysfakcją dostrzegła, jak próbuje zginać palce, i miała nadzieję, że go bolą…
— Chciałby pan zwiedzić okręt? — spytała uprzejmie. — Co prawda do większości pomieszczeń cywile mają wstęp wzbroniony, ale jestem pewna, że komandor McKeon z przyjemnością pokaże panu pozostałe.
— Dziękuję, ale nie — Hauptman uśmiechnął się do McKeona, nie spuszczając wzroku z Honor. — Mogę mieć ograniczony czas, a nie wiem dokładnie jak bardzo. Jak rozumiem, kurier będzie wracał natychmiast, jak tylko emisariusz hrabiny Marisy zakończy swój pobyt u gubernator Matsuko. Jeśli nie odlecę na jego pokładzie, stracę dużo czasu na zorganizowanie sobie innego sposobu dotarcia na Manticore, a na to niestety nie mogę sobie pozwolić.
— W takim razie zapraszam do mesy oficerskiej.
— Ponownie zmuszony jestem odmówić — Hauptman znów się uśmiechnął, lecz tym razem już z lekkim przymusem. — Jeśli nie ma pani nic przeciwko temu, chciałbym z panią chwilę porozmawiać w spokojniejszym miejscu.
— Proszę bardzo. Moja sala odpraw będzie odpowiednia? Nie jest w tej chwili zajęta.
Hauptman skinął głową, przepuściła go więc uprzejmie przodem i wszyscy troje udali się do windy.
Podróż na mostek upłynęła w całkowitej ciszy, w której napięcie stawało się coraz cięższe i bardziej wyczuwalne. Honor panowała nad sobą wyłącznie dzięki świadomości, że to jej okręt, i fakt, że Hauptman Cartel mógł go kupić z drobnych na codzienne wydatki, w niczym tego nie zmieniał.
Drzwi windy otworzyły się — wachtę na mostku pełnił porucznik Panowski. Na widok Honor zerwał się z fotela.
— Proszę kontynuować, poruczniku — poleciła Honor, nim zdążył się zameldować, prowadząc Hauptmana ku drzwiom sali odpraw.
Nikt inny z dyżurnej obsady mostka nawet nie podniósł głowy — była to świadoma odmowa uznania obecności Hauptmana, co stanowiło dobitny wyraz dezaprobaty załogi. Honor stłumiła uśmiech, otwierając drzwi — wszyscy na okręcie domyślali się, dlaczego magnat handlowy się tu zjawił, i ich milczące wsparcie było silniejsze od depresji i skrywanej agresji, jaką na początku jej okazywali.
Drzwi zamknęły się. Honor wskazała Hauptmanowi fotel. Ten podszedł doń, ale nie siadł — spojrzał na McKeona i powiedział:
— Jeśli nie miałaby pani nic przeciwko temu, komandor Harrington, wolałbym porozmawiać z panią sam na sam.
— Komandor McKeon jest moim zastępcą — przypomniała mu z chłodną uprzejmością.
— Wiem o tym, ale chciałbym z panią przedyskutować pewne… delikatne kwestie. Z całym szacunkiem dla komandora McKeona, obawiam się, że jestem zmuszony nalegać, by rozmowa odbyła się wyłącznie z naszym udziałem.
— Żałuję, ale to nie będzie możliwe — odparła uprzejmie; tylko ona wiedziała, ile ją ten spokój kosztował.
Siadła w swoim fotelu, McKeon spoczął po jej prawej stronie, a Hauptman, nie mając wyboru, zajął wskazane miejsce. Po raz pierwszy też na jego twarzy dały się zauważyć prawdziwe uczucia. Lekki rumieniec i nieznaczne rozdęcie nozdrzy świadczyły o tym, że najwyraźniej Klaus Hauptman nie był przyzwyczajony do sprzeciwu. Cóż, najwyższa pora, by zaczął się uczyć.
— Rozumiem — uśmiechnął się chłodno i założył z elegancją nogę na nogę, jakby podkreślał, że obejmuje we władanie salę odpraw. Honor siedziała, obserwując go uprzejmie z lekko przechyloną głową i nieznacznym uśmiechem. McKeon nie wysilał się do tego stopnia — oficjalny wyraz twarzy, który tak dobrze poznała i znienawidziła, ale tym razem osłona nie była skierowana przeciwko niej. Czekając, aż Hauptman zacznie, miała okazję przypomnieć sobie raz jeszcze wszystko, co o nim wiedziała. A było tego sporo.
Klan Hauptmanów był jednym z najbogatszych w historii Manticore i był również pozbawiony jakichkolwiek związków z arystokracją, co należało do rzadkości w wypadku tak wpływowych rodów. Zgodnie ze wszystkimi informacjami, Klaus był w pewien snobistyczny sposób (niejako na odwrót) dumny ze swego braku błękitnej krwi.
Podobnie jak jej przodkowie, pierwszy Hauptman przybył na planetę Manticore po Zarazie dwudziestego drugiego roku Po Lądowaniu (czyli w tysiąc czterysta pięćdziesiątym czwartym Po Diasporze według standardowego kalendarza). Manticore Colony Ltd. sporo zapłaciła w siedemset siedemdziesiątym czwartym roku PD za prawa do systemu Manticore, dlatego że Manticore-A III, obecnie zwana Manticore, była prawie identyczna jak Ziemia.
Większość ziemiopodobnych planet wymagała przynajmniej częściowego terraformingu, by nadawały się do zasiedlenia przez ludzi. W przypadku Manticore w zasadzie wystarczyło wprowadzić do jej ekosystemu wybraną faunę i florę, a jedyną poważną różnicę stanowił znacznie dłuższy rok. Rośliny i zwierzęta zadomowiły się zadziwiająco łatwo, co niestety miało też złe strony. Manticore okazała się jedną z niewielu planet zdolnych wytworzyć wirusa groźnego dla ludzi. Minęło czterdzieści lat standardowych, zanim rodzimy wirus zmutował na tyle, by zaatakować ludzi, ale kiedy już do tego doszło, to na wielką skalę — ponad dziesięć lat zajęło znalezienie skutecznego lekarstwa i opanowanie zarazy, a liczba ofiar sięgnęła powyżej sześćdziesięciu procent populacji, w tym prawie dziewięćdziesiąt procent urodzonych na Ziemi. Tych, którzy przeżyli, było za mało, by zapewnić przetrwanie kolonii, zwłaszcza że wielu specjalistów padło ofiarami zarazy. Jakby w rekompensacie los dał jednakże kolonii szansę na przetrwanie poprzez ściągnięcie nowych osadników.
Pierwsi koloniści odlecieli na Manticore przed wynalezieniem impellerów. Podróż trwającą sześćset czterdzieści standardowych lat odbyli na pokładzie statku kolonizacyjnego Jason w stanie hibernacji. Tyle bowiem czasu zajęło dotarcie do celu z prędkością podświetlną. W czasie ich wielowiekowego snu technika poszła naprzód, co oznaczało, że po Zarazie mogli rekrutować nowych osadników na planetach centralnych, to jest położonych najbliżej Ziemi, i dostarczyć ich na Manticore na tyle szybko, by uratować kolonię.
Stanowiłoby to poważny problem finansowy, gdyby nie przezorność prezesa Manticore Colony Ltd., Rogera Wintona, który przed odlotem z Ziemi założył Manticore Colony Trust w Zurychu, lokując tam wszystkie pieniądze udziałowców, jakie zostały po zakupie praw do kolonii od odkrywcy i wyposażeniu ekspedycji kolonizacyjnej. Niewielu innych szefów przedsięwzięć kolonizacyjnych tak postępowało, lecz Winton miał zwyczaj planowania na lata a sześć wieków obracania kapitałem założycielskim dało kolonii całkiem pokaźną kwotę. Dzięki temu Winton i pozostali przy życiu po Zarazie byli w stanie nie tylko wybrać potrzebnych kandydatów, ale opłacić ich podróż, jeśli zaszła taka potrzeba. Najpierw jednak, pragnąc utrzymać polityczną kontrolę nad kolonią, zmienili konstytucję i ustrój. Kolonia zarządzana przez pochodzącą z wyboru radę stała się Gwiezdnym Królestwem Manticore, czyli monarchią dziedziczną rządzoną przez króla Rogera Pierwszego — pierwszego monarchę z Domu Winton.
Pierwotni koloniści otrzymali ziemię i/lub prawo do wydobywania minerałów na trzech planetach systemu proporcjonalnie do wysokości wniesionych wkładów finansowych, a nowa konstytucja uczyniła z nich dziedziczną arystokrację. Nie była to jednak zamknięta klasa, ponieważ ziemi i praw pozostało na planetach pod dostatkiem. Każdy z nowych kolonistów, kto był w stanie zapłacić za przelot, otrzymywał równowartość w ziemi lub w prawach, a ci, którzy mieli dodatkowe pieniądze, mogli dokupić je za połowę „nominalnej” wartości. Okazja, by stać się szlachetnie urodzonym, zainteresowała nadspodziewanie wielu młodych, zdolnych i majętnych fachowców: lekarzy, inżynierów, nauczycieli, chemików, biologów czy fizyków, a więc dokładnie tych, których najbardziej potrzebowała kolonia, a których pociągało niewiele świeżo zasiedlonych odległych światów. Wielu z „wtórnych udziałowców”, jak ich czasami nazywano, stało się dzięki temu earlami czy nawet książętami.
Inni, mniej zamożni byli w stanie pokryć część kosztów podróży — oni również po przybyciu otrzymywali równowartość w ziemi i prawach. Były to posiadłości niewielkie jak. na standardy Królestwa, ale olbrzymie jak na światy centralne. Stali się oni wolnymi posiadaczami (jak na przykład przodkowie Honor), a ich rodziny zachowały poczucie dumy i niezależności do chwili obecnej. Większość jednak nowych przybyszów stanowili ci, za których przylot zapłaciła kolonia i którzy przybyli, posiadając tylko to, co mieli na grzbiecie. Należał do nich Heinrich Hauptman. Obecnie prawie nie ma różnicy między obywatelami obu tych warstw, poza datami nabycia praw do ziemi i coraz rzadziej używanymi formami grzecznościowymi, ale pamięć pozostała — ród Hauptmanów nigdy na przykład nie zapomniał, że wywodzi się od gołodupców. Zmiany statusu majątkowego rodziny zapoczątkował pradziad Heinricha dwa planetarne stulecia temu. Klaus Hauptman mógł sobie kupić tuzin tytułów książęcych wraz z majętnościami, ale wolał pozować na „zwykłego obywatela” (przynajmniej publicznie). Nie przeszkadzało mu to naturalnie robić interesów z arystokracją czy używać władzy i luksusów. Jako kupiec o niezwykłym majątku naturalną koleją rzeczy wdał się w politykę, której podstawę stanowiło „zwyczajne pochodzenie”. Uważał, że wszystko zawdzięcza własnej pracy (lub przodków) pomimo bogactwa, które zgromadziła rodzina przed jego przyjściem na świat. I dlatego właśnie zjawił się osobiście na pokładzie HMS Fearless, bowiem Honor szkodziła temu wizerunkowi. Dla człowieka o takim poczuciu własnej ważności działania skierowane przeciwko kartelowi czy jego pracownikom były równoważne z atakiem na niego samego. Hauptman Cartel bowiem w świadomości Klausa Hauptmana był nim samym. Złapanie go na przemycie zaś stanowiło osobistą obrazę, której nie był w stanie ścierpieć.
— Doskonale, komandor Harrington — powiedział w końcu. — Przejdę do sedna. Z sobie jedynie znanych powodów zdecydowała się pani prześladować moje interesy w systemie Basilisk. Chcę, żeby pani przestała to robić i to natychmiast.
— Przykro mi, że uważa pan za „prześladowanie” wykonywanie przez mnie obowiązków wynikających z przysięgi złożonej Koronie — odparła spokojnie. — Nakłada ona na mnie obowiązek egzekwowania i wymuszanie przestrzegania praw ustanowionych przez parlament.
— Pani przysięga nie wymaga wybrania sobie za cel mojej firmy jako obiektu tego wymuszania — Hauptman nie podniósł głosu, ale zadźwięczało w nim coś nieprzyjemnego.
— Panie Hauptman, sprawdzamy wszystkie jednostki przewożące towary na lub z powierzchni Medusy czy też z niej do albo z magazynów orbitalnych, nie tylko użytkowane są przez pańską firmę — wyjaśniła, zaciskając diodę pod blatem stołu.
— Nonsens! — warknął. — Żaden oficer dowodzący tą placówką nie mieszał się tak bezczelnie do legalnego handlu i ruchu w systemie. Co więcej: mam liczne doniesienia od faktorów, mówiące, że pani „celnicy” spędzają znacznie więcej czasu, badając moje ładunki niż czyjekolwiek inne. Jeśli to nie jest celowe nękanie, to chciałbym wiedzieć, co pani za takowe uważa, pani komandor.
— To co robili czy czego nie robili inni oficerowie dowodzący tą placówką, nie ma najmniejszego wpływu na to, jak ja wykonuję swoje obowiązki, panie Hauptman — głos Honor ochłódł zdecydowanie. — Prawdą także jest, że moi ludzie spędzają więcej czasu, sprawdzając ładunki pańskiego kartelu, z prostego powodu: dotychczasowe doświadczenia wskazują, że częściej niż w innych można w nich znaleźć kontrabandę.
Twarz Hauptmana niezdrowo poczerwieniała, ale Honor nie spuściła wzroku.
— Oskarża mnie pani o przemyt? — spytał prawie jedwabistym głosem.
— Informuję pana jedynie o faktach: dotychczasowe kontrole wykazały, że w ładunkach pańskiej firmy znaleziono o trzydzieści pięć procent kontrabandy więcej niż w ładunkach którejkolwiek innej firmy handlującej z Medusą. Nie mogę naturalnie ocenić, czy pan jest osobiście zamieszany w przemyt, choć prawdę mówiąc, wątpię, by pan był. Dopóki jednak nie uzyskam pewności, że pod szyldem Hauptman Cartel nie próbuje się już przemycać nielegalnych towarów, moi oficerowie na mój rozkaz nadal będą poświęcali tym ładunkom specjalną uwagę — przyznała, z zainteresowaniem obserwując coraz ciemniejsze odcienie czerwieni pojawiające się na twarzy Hauptmana. — Jeśli chce pan zakończyć to, co uważa pan za „nękanie”, sugeruję, by wymusił pan na swoich pracownikach większe poszanowanie prawa i uporządkowanie magazynów.
— Jak pani śmie?! — Hauptmana na wpół poderwało z fotela, Honor siedziała nieporuszona. — Nie wiem, za kogo się pani uważa, ale nie pozwolę się w ten sposób obrażać. Radzę uważać z bezpodstawnymi oskarżeniami!
— Podałam fakty, nie bezpodstawne oskarżenia, panie Hauptman. Jeśli prawda się panu nie podoba, proponuję, by pan stąd odleciał.
— Że co?! — Tym razem Hauptmana poderwało z fotela do końca; wsparł się pięściami o stół i zagrzmiał: — Przybyłem tu, by dać ci szansę naprawy błędów, jakie popełniłaś. Jeśli wolisz, mogę sprawę załatwić z Admiralicją czy z rządem. Mam dość nadętych oficerków, wyobrażających sobie, że są Bóg wie kim, którzy obrażają mnie oskarżeniami o przemyt!
— Ma pan prawo do własnej opinii. — Honor czuła, że McKeon siedzi niczym gotowa do akcji sprężyna, jej samej zaś obawa przechodzi, ustępując przed wrzącym gniewem. — Chwilowo jednakże jest pan gościem na moim okręcie i nie przypominam sobie, byśmy kiedykolwiek przeszli na ty. Będzie pan łaskaw zachowywać się jak nakazuje dobre wychowanie albo każę pana usunąć z pokładu.
Hauptmanowi opadła szczęka, toteż Honor odczekała parę sekund i dodała równie lodowatym tonem:
— Nie oskarżyłam pana o łamanie prawa. Oświadczyłam zgodnie z faktami, że ktoś z pracowników pańskiej firmy zajmuje się przemytem. Pańskie groźby udania się do wyższej instancji nie zmienią faktów ani sposobu, w jaki wykonuję swoje obowiązki.
Hauptman opadł na fotel, zaciskając szczęki. W pomieszczeniu zapadła ciężka cisza. A potem gość uśmiechnął się. I nie był to miły uśmiech.
— Doskonale, pani komandor. Skoro uważa pani możliwość szukania sprawiedliwości w Admiralicji za groźbę i nie na pani zamiaru postępować sprawiedliwie, traktując moje interesy w tym regionie tak samo jak interesy innych, wychodzi na to, że muszę użyć pani języka. Otóż oświadczam pani, że albo pani przestanie prześladować moje statki i ładunki, albo uznam panią za osobiście odpowiedzialną za straty w interesach i reputacji. Panią, nie Admiralicję i nie rząd.
— Kogo i za co zechce pan uznać za odpowiedzialnego, to pana problem, nie mój.
— Przede mną nie ukryje się pani za mundurem, pani komandor. — Hauptman uśmiechnął się paskudnie. — Proszę jedynie o uprzejmość i szacunek należne każdemu przestrzegającemu prawa obywatelowi. Jeśli woli pani wykorzystać swoją pozycję królewskiego oficera do osobistej zemsty na mnie, nie pozostanie nic innego jak użyć środków, którymi dysponuję, by odpowiedzieć tym samym.
— Jak już powiedziałam, nie oskarżyłam i nie zamierzam oskarżyć pana osobiście o cokolwiek, jeśli nie uzyskam dowodów jednoznacznie świadczących, że świadomie pozwolił pan swym pracownikom zajmować się nielegalną działalnością. Groźby prywatne będą miały dokładnie taki sam efekt jak groźby wywarcia na mnie nacisku przez przełożonych — odparła, czując lodowaty spokój, jaki zawsze niósł ze sobą odpowiednio silny gniew. — Jeśli chce pan, by pana ładunki były traktowane jak inne i szybko odprawiane, wystarczy, by pan dopilnował, aby nie zawierały kontrabandy. Nie powinno to być niewykonalne zadanie dla przestrzegającego prawa obywatela o pańskim autorytecie i możliwościach.
— Doskonale, pani komandor — warknął Hauptman. — Woli pani mnie obrażać, ubierając obelgi w miłe prawnicze zwroty. Daję pani ostatnią możliwość wycofania się, jeśli pani nie zrobi tego dobrowolnie, zmuszę panią do tego!
— Do niczego mnie pan nie zmusi — odparła dziwnie miękko Honor.
Hauptman prychnął ironicznie. Widać było, że jest wściekły i pogardza rozmówczynią, ale odezwał się opanowanym, choć zimnym głosem.
— Zmuszę. Może mi pani wierzyć. Jak wiem, pani rodzice są starszymi partnerami w Duvalier Medical Asocation, prawda?
Zaskoczona nagłą zmianą tematu Honor drgnęła mimowolnie. A zaraz potem zmrużyła niebezpiecznie oczy, domyślając się, co zaraz usłyszy.
— I cóż, pani komandor? — Hauptman prawie mruczał. — Mam rację?
— Tak.
— Więc radzę rozważyć, jakie skutki dla rodziny może mieć pani upór, bo tak się składa, że Hauptman Cartel kontroluje siedemdziesiąt procent akcji tej firmy. Czy wyraziłem się zrozumiale, pani komandor?
Honor znieruchomiała, blada jak trup, z pałającymi oczyma i nerwowym tikiem w kąciku ust. Oczy Hauptmana także rozbłysły, ponieważ zupełnie opatrznie odczytał ten mimowolny ruch mięśni. Uśmiechnął się zadowolony i rozsiadł wygodnie na fotelu.
— Decyzja należy do pani — dodał. — Ja jestem zwykłym, uczciwym kupcem zmuszonym chronić legalne interesy tak swoje, jak i udziałowców w tym systemie. Jeśli uprze się pani nadal przeszkadzać mi w prowadzeniu tychże legalnych interesów, nie pozostawi mi pani innej drogi, jak bronić się w każdy możliwy sposób, niezależnie czy prywatnie podoba mi się to, co będę zmuszony zrobić czy nie. I niezależnie od tego, jak niemiłe będą konsekwencje mojego postępowania dla pani rodziców.
Honor rozprostowała dłonie i wyprostowała się w fotelu. Otworzyła usta, lecz nim zdążyła się odezwać z prawej rozległ się rzeczowy, spokojny głos, w którym pobrzmiewała pogarda:
— Sugerowałbym, aby pan cofnął tę groźbę, panie Hauptman.
Włączenie się McKeona w rozmowę było tak nieoczekiwane, że Honor odwróciła się ku niemu.
Pierwszy oficer HMS Fearless nie miał już maski na twarzy — rysy wykrzywiał mu gniew rosnący w miarę jak Hauptman przyglądał mu się niczym meblowi, o którego istnieniu zapomniał.
— Nie jestem przyzwyczajony do słuchania rad udzielanych przez umundurowane popychadła — prychnął Hauptman.
— Więc najwyższy czas zmienić przyzwyczajenia — odparł dobitnie McKeon. — Od chwili rozpoczęcia tej rozmowy z uporem maniaka próbuje pan traktować działania komandor Harrington jako osobisty atak na pańską osobę. Zdążył pan w ciągu tych paru minut naubliżać i obrazić ją, Królewską Marynarkę i postawić pod znakiem zapytania wykonywanie obowiązków nałożonych na oficerów przez Koronę. Powiedział pan też jasno i wyraźnie, że ani prawo, ani odpowiedzialność nie są dla pana tak ważne jak pańska drogocenna reputacja. Pomimo świadomego chamstwa z pańskiej strony kapitan Harrington pozostała uprzejma, jak przystało na oficera w służbie Korony i osobę dobrze wychowaną. Gdy zaś odmówiła lekceważenia rozkazów i obowiązków, przeszedł pan do gróźb i to skierowanych nie dość, że pod jej adresem, to także pod adresem jej rodziców. Dlatego ostrzegam pana, że gotów jestem zeznać to, co przed chwilą powiedziałem w każdym sądzie.
— Gdzie?! W jakim znowu sądzie?! — Zdumienie wbiło Hauptmana w fotel, a Honor z ledwością zapanowała nad sobą, by nie powtórzyć jego pytań.
— W sądzie — powtórzył z pogardą McKeon. — Na rozprawie, w trakcie której pańskie uporczywe próby nakłonienia oficera Królewskiej Marynarki do zaniechania czynności służbowych zostaną bez wątpienia uznane za dowód współudziału w zdradzie i mordzie.
W sali zapanowała absolutna, otępiała cisza. Hauptman najpierw zbladł, potem poczerwieniał, a na koniec wrzasnął:
— Zwariował pan?! Poodbijało wam wszystkim! Nie ma…
— Czterdzieści siedem godzin temu, panie Hauptman — przerwał mu lodowato McKeon — sześćdziesięciu jeden policjantów Agencji Ochrony Tubylców na planecie Medusa zostało zabitych lub ciężko rannych w trakcie pełnienia obowiązków służbowych. Zostali zamordowani z zimną krwią przez ludzi zaopatrujących tubylców w zakazany narkotyk, zaś laboratorium, w którym go produkowali, zaopatrywane było w energię dzięki nielegalnie zainstalowanemu urządzeniu w zapasowym kolektorze orbitalnym Enklawy Jej Królewskiej Mości. Urządzenie to zostało odkryte i zidentyfikowane przez personel Królewskiej Marynarki zaledwie osiem godzin temu. Nie zostało zamontowane po umieszczeniu kolektora na orbicie, zainstalowano je w trakcie produkcji, a producentem jest Hauptman Cartel.
Hauptman spoglądał na niego, nie mogąc wykrztusić słowa, a McKeon kontynuował tym samym lodowatym i rzeczowym tonem, którego używał zwykle do sztorcowania wyjątkowo niepoprawnych podporuczników.
— Urządzenie to stanowi niepodważalny dowód łączący pańską firmę z handlarzami i producentami narkotyków, a więc i z morderstwem kilkudziesięciu policjantów. Pańskie zaś uporczywe próby odwrócenia uwagi czynników oficjalnych od działalności pańskiej firmy w tym układzie planetarnym mogą zostać uznane jedynie za próbę zatuszowania udziału w zbrodni albo pańskiego, albo pańskich pracowników. W każdym przypadku jest to współudział co najmniej w morderstwie z premedytacją, a odpowiedzialny będzie pan osobiście. Przypominam też, że nielegalne użycie własności Jej Królewskiej Mości jest przestępstwem głównym, a w przypadku prowadzącym do śmierci funkcjonariuszy Korony uważane jest w świetle prawa za zdradę. Dlatego też radziłbym panu we własnym, dobrze pojętym interesie, jak też w interesie pańskiej firmy, że o reputacji nie wspomnę, pełną współpracę z komandor Harrington w odkryciu prawdy i winnych. W przeciwnym wypadku staje się pan automatycznie głównym podejrzanym, przeszkadzającym w oficjalnym śledztwie prowadzonym w tym systemie przez oficerów Jej Królewskiej Mości.
— Pan zwariował! — szepnął Hauptman. — Zdrada?! Morderstwo? Pan wie, że Hauptman nigdy… że ja nie…
— Panie Hauptman, fakty są takie, jak właśnie panu powiedziałem. W tych warunkach, jeśli będzie pan kontynuował wendettę przeciwko kapitan Harrington — pańską wendettę, podkreślam — będę uważał za swój obowiązek przedstawić to, co wiem, sądowi.
Alistair McKeon z satysfakcją spojrzał w niedowierzające oczy Hauptmana, który wyraźnie pobladł pod wpływem tego spojrzenia. Honor zmusiła się do siedzenia w bezruchu i milczeniu, opanowując wściekłość. Ani przez moment nie wierzyła, by Hauptman był w cokolwiek osobiście zamieszany. Lecz jego przerośnięta duma i arogancja nie pozwalały mu potraktować jej zachowań inaczej niż jako osobistego ataku, toteż uciekł się do najniższych i najskuteczniejszych sposobów (bo takim zawsze był szantaż), by zmusić ją do zaprzestania wykonywania obowiązków. To nadużycie władzy i możliwości napełniło ją takim obrzydzeniem, że gdyby nie McKeon, sama nie do końca wiedziała, jak ta rozmowa by się zakończyła. Ton narzucił Hauptman, tak że powinien go bez trudu zrozumieć.
— Nie odważy się pan — powiedział cicho gość.
— Odważę się — głos McKeona nie pozostawiał cienia wątpliwości.
Hauptman przez chwilę spoglądał to na niego, to na Honor, w końcu warknął:
— Dobra, widzę, że się pani tym razem dobrze zabezpieczyła. Nie ma to jak solidny dupochron. Proszę bardzo, niech się tu pani bawi w Boga, może sobie pani sprawdzać, co chce i ile chce. Tylko niech pani nie myśli, że sprawa jest skończona!
McKeon już otwierał usta, lecz Honor trąciła go w ramię, kręcąc przecząco głową, więc nie odezwał się. Honor wstała, nakazała mu gestem, by poczekał, i wskazała Hauptmanowi drzwi. Po czym wyszła w ślad za pieniącym się w bezsilnej złości magnatem.
Mostek spowijała cisza porównywalna jedynie do cmentarnej, co Honor ledwie zauważyła, odprowadzając Hauptmana do windy. W całkowitym milczeniu dotarli na pokład hangarowy, lecz nim drzwi zdążyły się otworzyć, Honor włączyła blokadę i odwróciła się do Hauptmana.
— Panie Hauptman, uznał pan za stosowne obrazić mnie i moich oficerów oraz grozić moim rodzicom — oznajmiła głosem o temperaturze zamarzniętego helu. — Zniżył się pan do metod używanych przez najgorsze męty i udowodnił tym samym, że jest jednym z nich. Doskonale zdaję sobie sprawę, że nie ma pan zamiaru o niczym zapomnieć, więc może pan spać spokojnie — ja też nie mam takiego zamiaru. Jeśli zostanę zaatakowana, będę się bronić, poza tym oświadczam panu, że choć tak prywatnie, jak i służbowo nie jestem zwolenniczką pojedynków, jeśli kiedykolwiek spróbuje pan w jakikolwiek sposób zagrozić moim rodzicom, rozgłoszę publicznie, dlaczego pan tak postępuje, i zażądam satysfakcji. A gdy przyjmie pan wyzwanie, zabiję pana jak ścierwo, którym pan jest!
Kącik ust drgał jej jak żywe stworzenie, a w oczach była tak czysta nienawiść, że Hauptman cofnął się odruchowo i opierając się o ścianę, przyglądał się mówiącej z osłupiałym niedowierzaniem.
— Lepiej byłoby, gdyby pan mi uwierzył, panie Hauptman — dodała miękko i zwolniła blokadę.