Komandor Honor Harrington siedziała w kapitańskim fotelu i obserwowała ekrany, podczas gdy HMS Fearless gnał przez przestrzeń z maksymalną możliwą prędkością za frachtowcem Sirius. Krążownik miał stałe przyspieszenie — pięćset dwadzieścia g, czyli nieco więcej niż pięć kilometrów na sekundę. Jej twarz przypominała kamienną maskę, ale pod czaszką kłębił się natłok myśli.
Była prawie pewna, że ma rację, ale tylko prawie. A jeśli się myliła, jeśli wyciągnęła błędne wnioski i… zmusiła się do zaprzestania tych rozmyślań. Czas odlotu Siriusa mógł oznaczać tylko jedno, a wyliczony przez Brigham punkt docelowy jedynie to potwierdzał. Sirius kierował się ku fali Tellermana — jednej z Ryczących Głębin: najsilniejszych fal grawitacyjnych, na jakie dotąd się natknięto. Co więcej, fala ta kierowała się prawie prosto ku Ludowej Republice Haven i Sirius mógł w niej pędzić na spotkanie okrętów Haven z prędkością prawie trzy tysiące razy przekraczającą prędkość światła.
W początkowym okresie lotów nadprzestrzennych statki omijałyby coś takiego z daleka, bo znalezienie się w zasięgu fali Tellermana oznaczało śmierć dla każdego statku i jego załogi, która miałaby takiego pecha. Pierwszy rodzaj silników nadprzestrzennych był zabójcą, choć trochę trwało, nim ludzie zrozumieli, że nim jest, a jeszcze dłużej, nim odkryli dlaczego. Niektóre z niebezpieczeństw były stosunkowo łatwe do rozpoznania i uniknięcia, inne wręcz przeciwnie — głównie dlatego, że ci, którzy zrozumieli, na czym polega dane zagrożenie, nigdy nie wrócili, by opisać, co im się przytrafiło.
Dość wcześnie odkryto, że wejście lub wyjście z pasma alfa (najniższego pasma nadprzestrzeni) z prędkością większą niż trzydzieści procent prędkości światła było samobójstwem. Mimo to przez parę ładnych stuleci ludzie popełniali je, ciągle próbując, i to nie dlatego, że w przestrzeni latały typy o skłonnościach samobójczych, ale dlatego, że tak mała prędkość poważnie ograniczała użyteczność podróży w nadprzestrzeni. Powód był prosty: wyjście lub wejście w każde pasmo nadprzestrzeni było skomplikowanym transferem energii kosztującym dokonujący tego statek kosmiczny większość pierwotnej prędkości. W przypadku pasma alfa dziewięćdziesiąt dwa procent. Straty były niższe, im pasmo wyższe, ale cały czas duże, a przez ponad pięć standardowych wieków wszystko, czym ludzie latali, było oparte na rozmaitych formach napędu jądrowego czy termonuklearnego. Czyli reaktorów wymagających sporych ilości paliwa, a istniał jego określony limit dla każdej jednostki.
Pola wyłapujące cząsteczki wodoru nie działały w warunkach panujących w nadprzestrzeni i wszystko to skutecznie ograniczało możliwości lotów do najniższych, a więc i najwolniejszych pasm. Żaden statek nie był w stanie zabrać wystarczającej ilości paliwa, by móc poruszać się z sensowną prędkością po wielokrotnej zmianie pasma, dlatego też co bardziej uparci wynalazcy próbowali mimo ryzyka znaleźć sposób przejścia przy większej prędkości. Minęło ponad dwieście lat, nim w pełni zaakceptowano fakt, że teoria teorią i im większa jest prędkość, z jaką wchodzi się w pasmo, tym większa prędkość w nadprzestrzeni, ale w praktyce nieprzekraczalną granicą jest 0.3c. Mimo to nadal trwają poszukiwania sposobu obejścia tej zasady, choć prowadzone są znacznie rzadziej i zdecydowanie bezpieczniejszymi metodami.
Drugim poważnym problemem okazała się nawigacja w nadprzestrzeni, ponieważ nadprzestrzeń nie przypomina normalnej przestrzeni. Prawa fizyki relatywistycznej znajdują zastosowanie w każdym dowolnie wybranym punkcie nadprzestrzeni, ale dla obserwatora już się w niej znajdującego staje się ona gwałtownie rosnącym zniekształceniem. Co gorsza, dla instrumentów pokładowych także — maksymalny zasięg wynosił dwadzieścia minut świetlnych, a dalej dzięki grawitacyjnie skręconemu chaosowi, wysokoenergetycznym cząsteczkom i wysokiej radiacji tła instrumenty stawały się całkowicie bezużyteczne. Co oznaczało niemożliwość dokonania pomiarów astrogacyjnych. A jeżeli ktoś nie widzi, dokąd zmierza, naprawdę rzadko wraca do punktu wyjścia.
Pewnym rozwiązaniem był log nadprzestrzenny, czyli międzyplanetarny odpowiednik bezwładnościowego systemu nawigacyjnego opracowanego na Ziemi na długo przed Diasporą. Wczesne modele nie były zbyt dokładne, ale przynajmniej dawały astrogatorom ogólne pojęcie, gdzie się znajdują. A to było znacznie więcej niż dotąd osiągnięto. Mimo to nadal tak wiele statków nie wracało z nadprzestrzeni, że jedynymi jednostkami, które regularnie ją przemierzały, były zwiadowcze statki kartograficzne. Ich załogi były nieliczne, fantastycznie opłacane i nieco szalone. W końcu któraś przetrwała to, co stało się przyczyną zagłady tak wielu innych statków, wróciła i przekazała swą wiedzę innym. W ten sposób poznano kolejne zagrożenie.
Nadprzestrzeń najlepiej opisać jako skompensowany wymiar odpowiadający punkt po punkcie normalnej przestrzeni, z tym że punkty te znajdują się znacznie bliżej siebie. W nadprzestrzeni istnieją pasma o rozmaitym stopniu kompresji — im wyższe pasmo, tym mniejsza odległość między odpowiednikami punktów, a więc tym większa względna prędkość statku przez nią lecącego… i wyższe straty w energii, by móc się tam znaleźć.
To rozumieli już pierwsi teoretycy, natomiast nie zdawali sobie sprawy z faktu, iż nadprzestrzeń uformowana przez połączone zakłócenia grawitacyjne całego wszechświata jest poprzecinana przez stałe prądy i fale zogniskowanej grawitacji. Są one rzadkie i oddalone od siebie, ale mogą też liczyć kilka lat świetlnych szerokości czy głębokości i są śmiertelnie niebezpieczne dla każdego statku, który się w nich znajdzie albo się z nimi zderzy. Przeciążenia rozerwą kadłub na strzępy na długo przedtem, nim ktokolwiek na pokładzie zacząłby myśleć o wykonaniu uniku. Jedyną szansą na przeżycie był przypadek — jeśli statek wszedł w falę dokładnie pod właściwym kątem, będąc na dokładnie właściwym kursie, a obsada mostka miała odpowiedni refleks i zapas paliwa, by na czas zdążyć uciec.
W miarę upływu czasu ocalałe jednostki zwiadu kartograficznego sporządziły mapy stosunkowo bezpiecznych tras przez częściej uczęszczane rejony nadprzestrzeni. Co prawda nie można im było bezgranicznie ufać, bowiem fale grawitacyjne zmieniały położenie — nieczęsto, ale zdarzało się to, toteż pozostanie w bezpiecznej przerwie między nimi wymagało zmian kursu, na które nie każdy statek mógł sobie pozwolić. Dlatego podróże w nadprzestrzeni przeważnie były długie i okrężne, ale coraz bezpieczniejsze. W miarę wzrostu bezpieczeństwa rosła też baza danych uzyskanych w wyniku badań fal grawitacyjnych, dzięki czemu powstawały coraz trafniejsze teorie dotyczące natury grawitacji, ale i tak musiało minąć ponad pięćset lat, by wyniknęły z tego konkretne korzyści.
W roku 1246 P.D. naukowcy z planety Beowulf opracowali pierwszy napęd systemu impeller. Wykorzystywał on „oswojone” fale grawitacyjne w normalnej przestrzeni, miał natomiast jeden mankament — w nadprzestrzeni był niezwykle niebezpieczny, ponieważ jeśli poruszający się przy jego użyciu statek kosmiczny napotykał naturalną, a więc znacznie potężniejszą falę grawitacyjną, w wyniku interferencji następował wybuch napędu, najczęściej zakończony zniszczeniem całego statku. Silniejsze źródło niszczyło słabsze — zasada ta nie uległa zmianie do dziś i skorzystała z niej Honor, by unieruchomić jednostkę kurierską.
Dopiero po ponad trzydziestu latach doktor Adrienne Warshawski z Ziemi opracowała skuteczny detektor fal grawitacyjnych mający zasięg pięciu sekund świetlnych. Umożliwiał on bezpieczne używanie impellerów w nadprzestrzeni. Nie poprzestała na tym — w swych badaniach nad fenomenem fali grawitacyjnej doszła dalej niż ktokolwiek inny i odkryła, że istnieje sposób wykorzystania samej fali. Potrzebny był do tego zmodyfikowany impeller wytwarzający nie skompensowane pasma grawitacji nad i pod kadłubem, zwane popularnie ekranem, lecz dwie lekko zakrzywione płaszczyzny ustawione pod kątem do kadłuba. Nazwano je żaglami, a oficjalnie na jej cześć „żaglami Warshawskiej” i nazwa ta obowiązuje do czasów obecnych. Określenie „żagiel” wzięło się stąd, iż te niematerialne płaszczyzny grawitacyjne pozwalały wyłapać skoncentrowane promieniowanie pędzące z falą grawitacyjną i w ten sposób rozpędzić statek do naprawdę dużych prędkości. Na dodatek wytwarzały przy tej okazji niezwykle dużo energii, którą można było wykorzystać do zasilania statku — kiedy jednostka znalazła się w fali grawitacyjnej z postawionymi żaglami, można było wyłączyć reaktory pokładowe. Nie robiono tego wyłącznie ze względów bezpieczeństwa, na wypadek gdyby zaistniała konieczność gwałtownego opuszczenia fali czy nadprzestrzeni.
W ten sposób fala antygrawitacyjna, z początku będąca śmiertelnym zagrożeniem, stała się źródłem najszybszych, najtańszych i najbezpieczniejszych przelotów w nadprzestrzeni. Do czasu odkrycia wormholi, ale to już zupełnie inna historia. Kapitanowie, którzy dotąd unikali fal niczym zarazy, poszukiwali ich teraz, przemierzając dzielące je obszary nadprzestrzeni przy użyciu impellerów. Naturalnie bardzo szybko sporządzono kompletne mapy i nastąpił gwałtowny wzrost liczby lotów nadprzestrzennych.
Oczywiście nie było to cudowne rozwiązanie wszystkich problemów. Do najpoważniejszych należały: wielopasmowość każdej fali, istnienie w nich rejonów odwróconego przepływu czy nieprzewidywalne turbulencje występujące w miejscu interferencji fal o przeciwnych kierunkach. Te ostatnie niszczyły każdą jednostkę, która znalazła się w zasięgu ich oddziaływania. Najbardziej jednak frustrujące było to, że nie można było w pełni wykorzystać potencjału tak żagli, jak impellerów, ponieważ żaden człowiek nie był w stanie przeżyć przyspieszeń, jakie teoretycznie możliwe były do osiągnięcia. Turbulencje przestały być aż tak groźne dzięki ulepszonym detektorom. Przy zwiększonym zasięgu załogi miały wystarczająco wiele czasu od momentu odkrycia turbulencji do fizycznego znalezienia się w niej, by ją ominąć. Robiono to albo poprzez zmianę pasma, albo przez ominięcie rejonu interferencji, jeśli fala była wystarczająco szeroka. By tego dokonać, należało zmienić gęstość żagli albo ich położenie względem kadłuba. Ponieważ czas i dokładność były czynnikami krytycznymi, jakiekolwiek usterki mechaniczne w napędzie były niezwykle groźne, stąd też wymyślona przez dowódcę Siriusa awaria byłaby rzeczywiście śmiertelnym zagrożeniem dla frachtowca. Detektory ostatniej generacji miały zasięg ośmiu minut świetlnych, a turbulencje wykrywały w połowie tej odległości. Kwestia przyspieszeń natomiast pozostała nierozwiązana przez ponad sto standardowych lat.
Zaradził temu dopiero doktor Shigematsu Radhakrishnang — największy fizyk nadprzestrzenny po doktor Warshawskiej — opracowując kompensator bezwładnościowy. Pierwszy także postawił hipotezę dotyczącą istnienia zjawiska znanego jako wormhole junction, natomiast zdecydowanie kompensator był jego największym osiągnięciem. Urządzenie modyfikowało fale antygrawitacyjne, tak naturalną, jak i sztuczną wokół kadłuba w ten sposób, że można było się tam pozbyć bezwładności. W granicach zamontowanego na pokładzie kompensatora wnętrze każdej przyspieszającej czy zwalniającej jednostki znajdowało się w stanie nieważkości, dlatego też standardowym wyposażeniem stały się generatory pokładowej siły przyciągania. Skuteczność kompensatorów zależała od dwóch czynników: pola objętego ich oddziaływaniem i siły fali. Dlatego mniejsze jednostki z mniejszymi polami kompensacyjnymi mogły osiągać większe przyspieszenia, poruszając się w tej samej fali co większe, a żagle pozwalały na osiągnięcie przyspieszeń w nadprzestrzeni nieosiągalnych dla impellerów w normalnej przestrzeni.
Pomimo jednak przyspieszeń, na jakich osiągnięcie pozwalał kompensator, okazało się, że żadna załogowa jednostka w normalnej przestrzeni nie mogła przekroczyć osiemdziesięciu procent prędkości światła, a to dlatego, że pola siłowe tak cząsteczkowe, jak elektromagnetyczne przestawały być skuteczne przy większej prędkości. W nadprzestrzeni granica była jeszcze niższa z uwagi na większe ładunki cząstek i ich gęstość i wynosiła sześćdziesiąt procent prędkości światła. Z uwagi jednak na mniejsze odległości odpowiadające rozmieszczeniu punktów w nadprzestrzeni lecące w niej jednostki osiągały wielokrotności prędkości światła w porównaniu do normalnej przestrzeni.
Nowoczesny okręt wojenny wyposażony w żagle, detektor i kompensator bezwładnościowy mógł w nadprzestrzeni osiągnąć przyspieszenie około pięciu tysięcy pięćset g i prędkość do trzech tysięcy c. Statki handlowe, nie mogące przeznaczyć tyle miejsca na najsilniejsze, a więc i największe kompensatory czy żagle, nie były w stanie osiągnąć najszybszych pasm; przeważnie granicę stanowiło tysiąc dwieście c, a w przypadkach niektórych luksusowych liniowców pasażerskich tysiąc pięćset c.
I tak teoria wróciła do praktyki, czyli do problemu, jaki dla Honor stanowił Sirius posiadający napęd i kompensator wojskowego typu. Jednak jego masa i wielkość powodowały, że musiał być otoczony większym polem kompensacyjnym, a więc był wolniejszy od krążownika. Co nie zmieniało faktu, że musiał mieć naprawdę potężny napęd — superdreadnaughty, jedyna klasa okrętów zbliżonych wielkością do Siriusa, były w stanie osiągnąć przyspieszenie czterysta dwadzieścia g, a Sirius czterysta dziesięć. Dzięki temu Fearless był szybszy ledwie o sto dziesięć g, czyli niewiele ponad jeden kilometr na sekundę kwadrat. W dodatku Sirius prawie piętnaście minut wcześniej opuścił orbitę Medusy. Wszystko to byłoby czystą teorią, gdyby nie mieli właściwego napędu i gdyby Dominica Santos nie oszczędziła prawie minuty, doprowadzając tenże napęd do stanu pełnej gotowości.
Sytuacja wyglądała następująco: Fearless miał szansę dogonić Siriusa przed dotarciem frachtowca do granicy, za którą mógł wejść w nadprzestrzeń, ale jak na gust Honor, Sirius do tej granicy miał od opuszczenia orbity sto siedemdziesiąt trzy minuty, ścigała go już prawie dziesięć minut i przy maksymalnym obciążeniu kompensatora była w stanie osiągnąć prędkość frachtowca za czterdzieści sześć minut, ale potrzebowała jeszcze godziny, aby Sinus znalazł się w zasięgu rakiet. Prześcignięcie go trwałoby sto siedem minut od momentu osiągnięcia jego prędkości i zostałoby mniej niż dwadzieścia minut, nim dotrze on do granicy wejścia w nadprzestrzeń. Nawet jeśli go prześcignie, zmuszenie frachtowca do zatrzymania się nie będzie łatwe, gorzej — sam moment pędu mógł pozwolić mu dotrzeć do granicy i to nawet jeśli zacznie hamowanie natychmiast po wezwaniu. Jeżeli Sirius nie rozpocznie wytracania prędkości w ciągu najbliższych stu minut, przekroczy granicę, a Honor nie miała pojęcia (ani też możliwości sprawdzenia), jak daleko w nadprzestrzeni czekają okręty Haven, ponieważ sensory działające w normalnej przestrzeni nie były w stanie „zobaczyć” czegokolwiek w nadprzestrzeni. Cała Ludowa Marynarka mogła czekać w odległości jednej sekundy świetlnej i nikt w układzie Basilisk nie wiedziałby o tym, toteż istniała ewentualność, że Sirius wykona zadanie już w chwili wejścia w nadprzestrzeń. Szansa na to, choć niewielka, istniała, i dlatego Honor musiała w jakiś sposób zatrzymać frachtowiec w ciągu najbliższych dziewięćdziesięciu siedmiu minut. Jeśli nie zdoła tego zrobić, jedynym sposobem przeszkodzenia Siriusowi w wejściu w nadprzestrzeń będzie zniszczenie go.
Kapitan Johan Coglin siedział w fotelu kapitańskim i milczał — dziesięć minut wcześniej skończył mu się repertuar przekleństw. Teraz tkwił na mostku i spoglądał ze złością na ekran, gotując się ze złości. Plan operacji „Odyseusz” wydawał się całkiem rozsądny. Może zbyt długotrwały i trochę zbyt skomplikowany, ale sensowny. Nie było co prawda żadnego konkretnego powodu, by użyć akurat Siriusa i nikt nie słuchał, gdy tłumaczył, że rozsądniej byłoby wykorzystać normalny frachtowiec. Uznano, że potrzebna jest jednostka o większym przyspieszeniu i prędkości w nadprzestrzeni, jak to określono, „na wszelki wypadek”, a Coglin miał zbyt niski stopień, by postawić na swoim. Zresztą, gdyby sprawy potoczyły się zgodnie z planem, nie miałoby to żadnego znaczenia. Tyle że idioci kierujący akcją powinni zrozumieć, że to się nie ma prawa udać, w momencie, w którym Fearless zastąpił w systemie planetarnym Warlocka. Całą operację należało odwołać albo wstrzymać do czasu odlotu nowego dowódcy placówki Basilisk. Powiedział to Cunningowi, ale była to rozmowa o koronkach z głupim, który twierdzi, że to same dziury.
„Odyseusz” opierał się od początku do końca na oszustwie, pozorach dywersji i nieudolności Królewskiej Marynarki, teoretycznie odpowiedzialnej za bezpieczeństwo układu Basilisk. Brak któregoś z tych czynników musiał spowodować fiasko i teraz to, co powinno być klasyczną tajną operacją, stało się niepowodzeniem z dużymi szansami na całkowitą klapę i to właśnie dlatego, że użyto Siriusa. Niewielką pociechę dla Coglina stanowił fakt, że wywiad floty, Sztab Generalny i gabinet będą nawzajem wieszać na sobie psy i zwalać odpowiedzialność.
Nie miał wątpliwości, że dowódca HMS Fearless odkryła przynajmniej podstawowe założenia operacji i mimo wściekłości z zawodowego punktu widzenia podziwiał błyskawiczną i bezbłędną reakcję Harrington. Zniszczenie napędu jednostki kurierskiej wymagało żelaznych nerwów i dużej odwagi, ale redukowało liczbę graczy do dwóch: krążownika i frachtowca, zamiast dwóch potencjalnych celów mogących udać się w dwie różne strony. Czujniki pokładowe wykryły też, że zanim Fearless opuścił orbitę parkingową, odłączyły się od niego trzy pinasy, co oznaczało, że cały kontyngent pokładowy Marines był w drodze na powierzchnię. Szybkość, z jaką to nastąpiło, wskazywała jednoznacznie, że Cunning i Westerfeldt poważnie nie docenili planów opracowanych na wypadek kryzysu przez dowódcę krążownika i Agencję. Biorąc pod uwagę ilość strzelb rozdanych tubylcom przez Westerfeldta, plany te mogły okazać się i tak niewiele warte, jeśli stiity dotrą do enklaw. Natomiast jeśli Marines ze wsparciem pinas zaskoczą ich na otwartej przestrzeni, bitwa stanie się masakrą na przemysłową skalę.
Wszystko to znaczyło, że jego udział w operacji już stał się bezsensowny. Skoro enklawy nie zostaną zmasakrowane, Haven nie będzie miało pretekstu, bo nie da się nikomu wmówić, że okręty Ludowej Marynarki działały w obronie zagrożonego życia ludzkiego, skoro nikt w promieniu paru kilometrów od enklaw nie widział uzbrojonego tubylca. Coglin zgrzytnął zębami — ta dupa Cunning był równie tchórzliwy co głupi, pospieszył się, każąc Siriusowi odlecieć, nim pierwsza enklawa została zaatakowana. Gdyby kretyn poczekał z pół godziny, wiedziałby o desancie Marines i mogliby zrezygnować z dalszego ciągu operacji. Tubylcy i tak spisani byli na straty. Cunning jednak spanikował, a Coglin nie miał wtedy wystarczających informacji o rozwoju wydarzeń na powierzchni, by móc cokolwiek zmienić. Zresztą to i tak nic by nie dało — musiał wypełnić rozkazy konsula.
I w efekcie siedział teraz na mostku, uciekając przed lekkim krążownikiem; samym swoim postępowaniem potwierdzając podejrzenia Harrington i ostatecznie grzebiąc resztę szans na powodzenie „Odyseusza”. Jeśli szanse te nie zostały już zaprzepaszczone na planecie. A nie miał innego wyboru — Cunning uprzedził oczekujący zespół uderzeniowy, by był gotowy do działania za sześć dni. Jeśli ten rozkaz nie zostanie odwołany, zespół uderzeniowy przystąpi do akcji. Gdyby kurier był sprawny, mógłby bez wzbudzania podejrzeń skontaktować się z jego dowódcą i przekazać nowe informacje. Pozostawał więc jedynie Sirius. Nawet zresztą, gdyby nie musiał powstrzymać okrętów, i tak nie mógł pozwolić Królewskiej Marynarce wejść na pokład, gdyż wtedy dostarczyłby im niepodważalny dowód, że za poczynaniami tubylców stoi Haven. Przed grupą abordażową nie dałoby się po prostu ukryć, czym naprawdę był Sirius.
Według danych wywiadu floty, jakie uzyskał, siedząc bezczynnie na orbicie, HMS Fearless był ostatnią jednostką klasy Courageous liczącą prawie osiemdziesiąt lat standardowych. Jak na współczesne standardy, krążownik nie był duży, co nie znaczy, że niegroźny. Wszystkie pozostające w służbie okręty tej klasy przeszły kilkakrotne modyfikacje oraz remonty kapitalne i jak na swą wielkość były solidnie uzbrojone. Nie miały opancerzenia i dysponowały słabym uzbrojeniem obronnym, miały też stosunkowo słabe pola siłowe (jak na okręt wojenny). Za to na każdej burcie zamontowano parę graserów, dwa trzydziestocentymetrowe działa laserowe i siedem wyrzutni rakiet. Co prawda brakowało im przestrzeni magazynowej niezbędnej do długiego pojedynku rakietowego, ale były w stanie wystrzelić zaskakująco potężne jak na swój wiek i wielkość salwy, gdy miały amunicję. Po takiej salwie z każdego frachtowca pozostałby jedynie śmierdzący opar. Przynajmniej w teorii.
Na ekranie manewrowym świetlny punkt przedstawiający Fearless ciągle przyspieszał, co nie poprawiło Coglinowi humoru. Cholerny Cunning! I jeszcze bardziej cholerna Harrington! Nawet jednak przeklinając ją, w duchu czuł dziwny żal — była naprawdę dobrym oficerem. Dzięki jej bystrości i odwadze w ciągu niecałych dwóch miesięcy (według kalendarza Królestwa Manticore) starannie zaplanowana operacja stała się upokarzającą klęską.
A teraz sukces będzie kosztował ją życie.
— Dochodzi pięćdziesiąt sześć minut, ma’am. Prędkości zrównają się za trzydzieści dwie sekundy przy siedemnastu tysiącach sto sześciu kilometrach na sekundę.
— Dziękuje, panie McKeon. — Honor chciała potrzeć nos i przypomniała sobie, że włożyła rękawice próżniowe. — Poruczniku Webster, proszę przygotować się do nagrania wiadomości skierowanej do Siriusa.
— Jestem gotów, ma’am.
— „Kapitanie Coglin, mówi komandor Honor Harrington z Royal Manticoran Navy, kapitan HMS Fearless” — powiedziała wolno. — „Żądam i rozkazuję, by zatrzymał pan statek celem umożliwienia kontroli. Proszę wyłączyć napęd i przygotować się do przyjęcia ekipy kontrolnej.
Koniec wiadomości”.
— Nagrana, ma’am. Mogę ją nadać, kiedy pani rozkaże.
— Dziękuję, poruczniku Webster. — Honor opadła na oparcie fotela i odczekała, aż prędkości obu jednostek się wyrównają, po czym poleciła: — Proszę ją nadać.
— Aye, aye, ma’am.
Krążownik i frachtowiec dzieliło prawie siedem koma siedem miliona kilometrów i wiadomość od Honor dotarła do frachtowca dopiero po dwudziestu siedmiu sekundach — dwadzieścia pięć przypadło na pokonanie pierwotnego dystansu i dodatkowe dwie na czterysta siedemdziesiąt jeden tysięcy, jakie Sirius w tym czasie zdążył przelecieć. Kapitan Johan Coglin wysłuchał jej z kamienną twarzą i spojrzał na świetlistą plamkę na ekranie manewrowym, która przestała zostawać w tyle, a zaczęła powoli się zbliżać, i nie odezwał się słowem.
— Brak odpowiedzi, ma’am — zameldował Webster. Honor przygryzła wargi i zmusiła się do spokojnego kiwnięcia głową, jakby tego właśnie oczekiwała. Podświadomie zresztą tak było, tylko nie chciała sama przed sobą przyznać, że Sirius się nie zatrzyma. Pewna była, że Johan Coglin nie jest kapitanem żeglugi handlowej, lecz marynarki wojennej, a w najgorszym wypadku rezerwy marynarki; władze Haven (jak zresztą nikt na ich miejscu) nie powierzyłyby tak delikatnego i kluczowego równocześnie zadania cywilowi. Wojskowy miał rozkazy i o zatrzymaniu się i poddaniu kontroli na pewno mowy w nich nie było. Wykonywał je, tak jak ona sama by wykonała, i tylko siłą mogła na nim wymusić inne zachowanie. Co prawda, nie miała specjalnej ochoty ostrzelać nieuzbrojonego frachtowca, ale jeśli Coglin się nie zatrzyma, nie da jej wyboru. Źle zrobiła, wysyłając wszystkie pinasy — powinna jedną zastąpić promem desantowym zaprojektowanym do takich zadań. Pinasa znacznie szybciej dogoniłaby frachtowiec, a przy jej pomocy można też było wysadzić na jego pokładzie grupę abordażową, nawet gdyby Sirius się nie zatrzymał — pinasy były do tego przystosowane. Zwłaszcza że miałaby w chwili wyprzedzania frachtowca prędkość ledwie o cztery tysiące kilometrów na sekundę wyższą. Po wysadzeniu desantu byłaby w stanie zwolnić na tyle, by przycumować do frachtowca i Zabrać grupę abordażową. Gdy zrozumiała, co się dzieje, nie do końca myślała logicznie — faktem też było, że gdy Sirius ruszył, nie miała czasu, by zmienić poprzednie rozkazy. Poza tym, że z punktu widzenia Matsuko czy Barneya na pewno było lepiej, że mieli do dyspozycji wszystkich Marines równocześnie. Natomiast nie ulegało wątpliwości, że powinna była sprawę przemyśleć i przygotować się na podobną ewentualność.
— Panie Webster?
— Tak, ma’am?
— Proszę nagrywać. „Kapitanie Coglin, jeśli nie zatrzyma pan swego statku, nie będę miała innego wyjścia, jak ostrzelać pańską jednostkę. Powtarzam: ma pan natychmiast wyłączyć napęd albo zacznę strzelać”. Koniec wiadomości.
— Nagrane, ma’am — w głowie Webstera słychać było z trudem tłumione napięcie.
— Proszę ją nadać natychmiast, panie Webster.
— Aye, aye, ma’am.
— Panie Cardones?
— Tak, ma’am?
— Proszę się przygotować do oddania strzału ostrzegawczego. Zapalnik będzie pan uprzejmy ustawić na detonację co najmniej pięć tysięcy kilometrów od Siriusa.
— Aye, aye, ma’am. Detonacja na pięć tysięcy kilometrów od celu.
— Dziękuję, panie Cardones.
Honor usiadła wygodniej i czekała, mając nadzieję, że Coglin posłucha głosu rozsądku.
— „…pańską jednostkę. Powtarzam: ma pan natychmiast wyłączyć napęd albo zacznę strzelać”.
Pierwszy oficer uniósł głowę znad konsoli i spojrzał pytająco na Coglina.
— Będzie jakaś odpowiedź, panie kapitanie?
— Nie będzie. I tak zacznie od przynajmniej jednego strzału ostrzegawczego, a im dalej będziemy, gdy zdecyduje się na coś poważnego, tym lepiej.
— Przygotować się do zwrotu, sir?
— Nie. — Coglin zastanowił się przez moment. — Utrzymamy kurs, ale odstrzelimy rufowe blachy. Proszę wykonać.
— Aye, aye, sir. Odstrzelić rufowe blachy.
— Brak odpowiedzi, ma’am — zameldował cicho Webster.
— Dziękuję, poruczniku. Panie Cardones za… — Honor urwała z napięciem, wpatrując się w ekran taktyczny, na którym widać było jakieś szczątki odlatujące od rufy frachtowca.
— Mam na…
— Widzę, panie Cardones — przerwała mu Honor i spojrzała na McKeona. — Co pan o tym sądzi, Pierwszy?
— Nie wiem, ma’am. — McKeon odtworzył nagranie i zmarszczył brwi. — Jakieś szczątki, ale pojęcia nie mam, co to takiego.
Cokolwiek by nie było, nie miało napędu i było zbyt małe na broń. Honor z namysłem wpatrywała się w ekran — czyżby Sirius pozbywał się jakiegoś inkryminującego ładunku?
— Proszę zapisać pozycję tych śmieci, panie Panowski — rozkazała. — Być może będziemy musieli później dokładniej je sprawdzić.
— Aye, aye, ma’am. — Panowski wstukiwał odpowiednie polecenie, wpisując kurs zagadkowych obiektów do pokładowego komputera.
— Jaka jest odległość i czas do celu, panie Cardones? — spytała po chwili Honor.
— Dwadzieścia pięć koma sześćdziesiąt dwie sekundy świetlne, ma’am. Czas dolotu sto dziewięćdziesiąt dwie koma osiem sekund.
— Doskonale, panie Cardones. Proszę dać strzał ostrzegawczy.
— Aye, aye, ma’am… rakieta odpalona.
Rakieta wystrzelona z wyrzutni numer dwa pomknęła z przyspieszeniem czterystu siedemnastu kilometrów na sekundę kwadrat. Mogła osiągnąć dwukrotnie większe przyspieszenie, ale zaprogramowano jej maksymalnie czterysta dwadzieścia pięć tysięcy g, by przedłużyć czas pracy silnika z jednej minuty do trzech, co nie tylko trzykrotnie zwiększało czas, w którym mogła manewrować, ale również ostateczną prędkość o prawie pięćdziesiąt procent. Jej pościg za nadal przyspieszającym frachtowcem nie wyglądał zbyt efektownie tym bardziej, że po trzech minutach od startu i w odległości ponad dziesięciu milionów kilometrów od krążownika silnik przestał działać z powodu braku paliwa i przy prędkości dziewięćdziesięciu trzech tysięcy kilometrów na sekundę rakieta stała się pociskiem balistycznym doganiającym cel bez możliwości manewrowania.
Kapitan Coglin obserwował to spokojnie — był pewien, że jest to strzał ostrzegawczy, a kurs pocisku był tego najlepszym dowodem. Zresztą nawet gdyby się mylił, od wypalenia się napędu rakiety miał prawie trzynaście sekund, by zrobić unik, a przez ten czas Sirius mógł przelecieć prawie dwieście czterdzieści tysięcy kilometrów. Co prawda, mógł zmienić kurs nie więcej niż o cztery kilometry na sekundę kwadrat, ale to i tak spowodowałoby chybienie, ponieważ rakieta nie mogła wykonać żadnego manewru. Nie okazało się to konieczne, więc spokojnie obserwował, jak go dogania i eksploduje, lecąc równolegle do frachtowca w odległości pięciu tysięcy kilometrów.
— Zagłuszanie gotowe, Jamal? — spytał, gdy na ekranie zgasł odległy blask termonukleamej eksplozji.
— Gotowe, sir — zameldował oficer taktyczny.
— Proszę pozostać w pogotowiu. Wątpię, by zdecydowała się stracić drugą rakietę na strzał ostrzegawczy, ale dopiero za dwadzieścia minut znajdziemy się w ich zasięgu, więc może się nudzić.
— Aye, aye, sir.
Coglin skinął z zadowoleniem głową i spojrzał na chronometr.
— Nic, ma’am — powiedział cicho McKeon. Honor przytaknęła w milczeniu — nie spodziewała się, że frachtowiec zmieni kurs. I przez najbliższych dziewiętnaście minut nie była w stanie nic na to poradzić. Dopiero wtedy Sirius znajdzie się w maksymalnym zasięgu rakiet, ale i tak na pewne trafienie trzeba było poczekać — przy tej odległości nawet frachtowiec miał spore szansę na skuteczny unik. Napięcie zaczęło wzrastać, gdy uświadomiła sobie, że nie ma już wyboru — podjęła decyzje i zaczęła je realizować. Coś jednakże nie dawało jej spokoju, tylko nie bardzo wiedziała co… coś dotyczącego tych wyrzuconych z Siriusa śmieci… skoro nie miał zamiaru poddać się kontroli, dlaczego tak szybko pozbywał się ładunku? Upłynie prawie godzina, nim Fearless fizycznie go wyprzedzi, więc nie miało to… nagle siadła wyprostowana: może jednak to miało sens?!
— Panie McKeon?
Gdy uniósł głowę znad konsoli taktycznej, dała mu znak by podszedł.
— Słucham, ma’am?
— Te szczątki z Siriusa… to mogły być blachy poszycia kadłuba?
— Blachy kadłuba?! — McKeon zamrugał zaskoczony. — Cóż, chyba mogły… ale dlaczego akurat blachy poszycia, skipper?
— Wiemy, że ma napęd i kompensator wojskowego typu — odparła dziwnie łagodnie. — A jeżeli ma jeszcze inne militarne wyposażenie? Coś, co było dotąd ukryte za fałszywym poszyciem kadłuba?
McKeon spojrzał na nią zdumiony, po czym pobladł, gdy zdumienie zmieniło się w zrozumienie.
— Statek-pułapka? — szepnął.
— Wywiad marynarki twierdzi, że Haven ma kilka ciężko uzbrojonych transportowców floty — odparła nieco głośniej Honor, ale tak by inni nie usłyszeli. — Może jest jednym z nich… Ale wiemy również, że używają zamaskowanych statków-pułapek wyglądających jak frachtowce. Na pewno użyli takiego rajdera w czasie ataku na Sheldon i Trevor Star.
— A on jest znacznie większy niż my — zgodził się ponuro McKeon. — Co oznacza, że może mieć znacznie cięższe uzbrojenie i o wiele większe magazyny amunicyjne.
— Właśnie. — Honor wzięła głęboki oddech i poleciła. — Ostrzeż Cardonesa i sprawdź, co mamy w bazie danych odnośnie rajderów używanych dotąd przez Haven.
— Tak jest, skipper.
— I ostrzeż też Dominicę. — Honor uśmiechnęła się zimno i z przymusem. — Jeśli się nie mylimy, to nasza kontrola uszkodzeń będzie miała pełne ręce roboty, a ona nią dowodzi.