ROZDZIAŁ X

Okręt Marynarki Graysona Terrible unosił się samotnie na orbicie parkingowej. Jego olśniewająco białe burty naznaczone były trzema rzędami precyzyjnie rozmieszczonych punktów i na pierwszy rzut oka wyglądał jak zabawka. W miarę zbliżania się doń pinasy lecącej pod takim kątem, by umożliwić pasażerom jak najlepszy widok, zmienił się w model, a potem zaczął błyskawicznie rosnąć w oczach, stając się najpierw okrętem, a potem prawdziwym lewiatanem, jakim w rzeczywistości był.

Punkty będące stanowiskami artyleryjskimi zmieniły się w olbrzymie, pancerne ambrazury tak wielkie, iż bez trudu zmieściłaby się w nich pinasa, gdyby zostały otwarte. Ponieważ pinasa leciała częściowo wzdłuż kadłuba, Honor mogła wyraźnie dostrzec sprzężone działka laserowe obrony antyrakietowej, anteny szerokopasmowych sensorów i przypominające szerokie ostrza anteny czujników grawitacyjnych oraz węzły napędu (każdy czterokrotnie większy od pinasy). Okręt był naprawdę olbrzymi — miał ponad cztery kilometry długości, sześćset metrów szerokości w najszerszym punkcie i ponad osiem milionów ton masy. Teraz miał zapalone zielone i białe światła pozycyjne jak każda zacumowana jednostka, ale i bez nich widać było, że brak mu gracji i smukłości ostatniego okrętu, którym dowodziła. Tyle tylko, że HMS Nike był krążownikiem liniowym, a więc okrętem łączącym prędkość i siłę ognia, a Terrible został zbudowany nie z myślą o rajdach i pościgach za lżejszymi jednostkami czy też ucieczkach przed silniejszymi. Okręty liniowe, a zwłaszcza superdreadnoughty stworzono z myślą o walce całych flot w określonych szykach, więc musiały dysponować olbrzymią siłą ognia i fenomenalną wytrzymałością na zniszczenia. Żaden krążownik liniowy nie był w stanie przetrwać jego salwy burtowej, jeśli znalazł się w zasięgu jego dział energetycznych.

Nie był to pierwszy superdreadnaught, na którym służyła, ale pierwszy, którym dowodziła… a raczej pierwszy z sześciu, którymi miała dowodzić. Z bliska bez trudu rozpoznała różnice w budowie i wyposażeniu między nim a okrętami tej samej klasy budowanymi w systemie Manticore. Przede wszystkim liczniejsze i bliżej siebie umiejscowione wyrzutnie torped zajmujące cały jeden pokład artyleryjski — na okrętach Królewskiej Marynarki były one przemieszane z działami energetycznymi. Zwiększoną ilość śluz cumowniczych dla małych jednostek oprócz pokładów hangarowych, co ułatwiało i przyspieszało ich ruch. Inne usytuowanie świateł pozycyjnych… Równocześnie pewna część jej umysłu analizowała owe zmiany i informowała o wynikach. Zmiana stosunku uzbrojenia oznaczała cięższe salwy burtowe przy ostrzale rakietowym, ale i szybsze wyczerpanie zapasu rakiet, a rozmieszczenie wyrzutni powodowało, iż każde trafienie najprawdopodobniej wyłączy z akcji dwie lub trzy, a nie jedną. Teraz stało się dla niej oczywiste, dlaczego ściana Ludowej Marynarki zawsze wydawała jej się dziwnie luźnym szykiem — przy tym układzie wyrzutni i słabszej obronie antyrakietowej okręty musiały zachowywać większe odległości od siebie, by mogły zwrócić się w razie konieczności ekranami do przeciwnika, a to…

Dalsze analizy przerwało jej wyłączenie napędu pinasy, która dalej leciała już tylko na silnikach manewrowych, podchodząc do lądowania. Po kilku sekundach i one zostały wyłączone, gdy z leciutkim wstrząsem złapały ją promienie ściągające i łagodnie osadziły na oświetlonym pokładzie hangarowym. Szczęknęły mechaniczne cumy i do śluzy podjechał przezroczysty rękaw. Kapitan Yu wstał i cofnął się, robiąc miejsce Honor i LaFolletowi, a mechanik pokładowy sprawdził, czy połączenie rękawa i kołnierza śluzy jest hermetyczne. Zapaliło się zielone światło nad włazem i mechanik otworzył zewnętrzne drzwi śluzy. Yu i Honor czekali w milczeniu, aż procedura zostanie zakończona i będą mogli opuścić pinasę. Honor, nie spiesząc się, poprawiła Nimitza usadowionego na jej ramieniu i podeszła do wyjścia, a pozostali ustawili się w odpowiedniej kolejności. Kiedy zewnętrzne drzwi zostały otwarte, wzięła głęboki oddech (mając nadzieję, że nikt tego nie zauważył), złapała pomalowany na zielono uchwyt i wskoczyła w rejon pozbawiony przyciągania.


Głośna komenda rozległa się dokładnie w chwili, w której Honor złapała za zieloną poprzeczkę oznaczającą koniec rejonu pozbawionego grawitacji i stanęła na pokładzie Terrible. Rozbrzmiał sygnał trąbki — nie dlatego, że była admirałem, bo im przysługiwał świst trapowy, lecz dlatego, że była patronką, co oznaczało konieczność wysłuchania fanfary z „Marsza Patronów” za każdym razem, gdy pojawiała się lub opuszczała okręt. Normalnie lubiła instrumenty dęte, a melodia ta była nie do zagrania na gwizdku bosmańskim, ale nie tym razem, gdyż sygnalista stał tak, że cały dźwięk posłał jej praktycznie prosto w twarz. Zachowała kamienny jej wyraz, ale przyrzekła sobie, że przy pierwszej okazji zmieni ten drobny szczegół ceremoniału.

W ostatniej chwili przypomniała sobie, by oddać honory graysońskiej fladze umieszczonej na grodzi, nim odwróci się ku czekającej w postawie zasadniczej warcie okrętowej. I tłumowi szczelnie wypełniającemu galerie pokładu hangarowego.

Wzdłuż burt stała warta honorowa Marines w brązowo-zielonych uniformach. Od oddziałów lądowych odróżniały ich jedynie emblematy okrętów kosmicznych na kołnierzach. Terrible miał na pokładzie kontyngent złożony z pełnego batalionu wraz z jednostkami wsparcia i na pierwszy rzut oka wyglądało na to, że jest on obecny w komplecie. Na ich czele stał żylasty młodzian w uniformie komandora, który musiał być zastępcą Yu.

Gdy umilkły dźwięki fanfary, komandor zasalutował.

Honor odsalutowała i powiedziała:

— Proszę o pozwolenie wejścia na pokład, sir.

— Pozwolenia udzielam, milady. — Głos, mimo że cichy, był wyraźnie słyszalny w absolutnej ciszy wypełniającej pokład hangarowy.

— Dziękuję.

Honor przeskoczyła linię wymalowaną na pokładzie, formalnie stając pierwszy raz na pokładzie swego okrętu flagowego.

Andrew LaFollet postąpił w ślad za nią z prawej, a Yu z jej lewej strony. Yu następnie zrobił dwa kroki do przodu i stanął obok Honor.

— Witam na pokładzie Terrible, milady — odezwał się formalnie. — Pozwoli pani, że przedstawię swego zastępcę, komandora Allenby.

— Komandorze — Honor wyciągnęła rękę i z lekkim uśmiechem obserwowała, jak usiłując sprostać wymogom wojskowego protokołu, komandor walczy z cywilnymi przyzwyczajeniami.

W końcu Allenby strzelił obcasami i uścisnął jej dłoń z błyskiem w oczach, gdy dostrzegł jej uśmiech.

— Milady — mruknął i cofnął się.

— Pani sztab, ma’am — przedstawił Yu. — Pomyślałem, że swoich pozostałych starszych oficerów przedstawię, za pani zgodą naturalnie, gdy już się pani zadomowi.

— Naturalnie, kapitanie.

Obok Yu stanęła Brigham, przejmując rolę przewodnika.

— Komandor Frederick Bagwell, oficer operacyjny — przedstawiła pierwszego z oficerów, o brązowych włosach i raczej poważnych rysach twarzy oraz precyzyjnych ruchach sprawiających, że brało się go za starszego niż był w rzeczywistości, choć miał trzydzieści kilka lat standardowych.

— Komandorze. — Wymienili rzeczowy i krótki uścisk dłoni.

— Milady.

— Komandor Allan Sewell, astrogator — odezwała się Brigham, gdy Bagwell cofnął się na miejsce.

Honor uśmiechnęła się odruchowo, na co Sewell odpowiedział równie odruchowym błyskiem zębów ostro kontrastujących z czarnymi włosami i prawie czarną skórą. Jak na warunki graysońskie był olbrzymem — mierzył ledwie pięć centymetrów mniej niż Honor — a w ciemnych oczach czaiły się diabelskie błyski. Uścisnął jej dłoń i skłonił się, zręcznie łącząc zwyczaje wojskowe i cywilne zasady dobrego wychowania.

— Witamy na pokładzie, lady Harrington — powiedział głębokim, melodyjnym basem i cofnął się.

— Komandor porucznik Howard Brannigan, oficer łącznościowy, milady.

Brannigan miał orzechowe oczy, blond włosy i wspaniałego wąsa oraz starannie przyciętą brodę, co u graysońskich mężczyzn stanowiło rzadkość. Galony na rękawach munduru miały białe brzegi, co oznaczało rezerwistę, tym niemniej sprawiał wrażenie pewnego siebie i kompetentnego zawodowca.

— Milady. — Głos miał nieco chrapliwy, a uścisk silny, i zdawał się nie mieć żadnych wątpliwości co do tego, jak ją powitać.

— Komandor porucznik Paxton, oficer wywiadu — przedstawiła Mercedes następnego w kolejce.

— Komandorze, jak słyszałam, admirał Matthews wysoko sobie ceni pana pracę.

— Dziękuję, milady. — Paxton był starszy od pozostałych i także był rezerwistą, ale nie sprawiał wrażenia zawodowego wojskowego. Ciemne włosy zaczynały mu rzednąć i pojawiły się w nich pierwsze oznaki siwizny podkreślone przez zupełnie siwe bokobrody. Był też grubawy i miał taką minę, jakby cały świat bezustannie go bawił, lecz brązowe oczy pozostawały uważne i przenikliwe. W lewej klapie kurtki mundurowej nosił wpięty metalowy znaczek przedstawiający zwinięty zwój pergaminu.

Honor dotknęła go lekko wskazującym palcem lewej dłoni i spytała:

— Nadal jest pan członkiem Stowarzyszenia, komandorze?

— Tak, milady, choć obawiam się, że na mocno przedłużonym urlopie.

Nie ukrywał zadowolenia, że rozpoznała jego i znaczek, a Honor uśmiechnęła się lekko — trudno byłoby nie rozpoznać kogoś takiego jak Paxton. Gregory Paxton bowiem był potrójnym doktorem: historii, religioznawstwa i ekonomii. Zrezygnował z przewodniczenia Stowarzyszeniu Graysona i katedry historii na Uniwersytecie Mayhew, by móc służyć w Marynarce Graysona. Honor była zarówno zaskoczona, jak i uradowana, że Matthews oddelegował go do jej sztabu, mimo iż dotąd Paxton miał przydział do Sztabu Generalnego.

Paxton raz jeszcze uścisnął jej dłoń, nim się cofnął, ustępując miejsca kolejnemu komandorowi porucznikowi — tym razem czynnej służby.

— Komandor porucznik Stephen Matthews, oficer logistyczny, milady.

— Komandorze Matthews. — Honor odruchowo przekrzywiła głowę, przyglądając mu się uważnie w trakcie uścisku rąk, na co Matthews uśmiechnął się autoironicznie.

— Tak jest, milady: jeden z tych Matthewsów — przyznał radośnie. — Nos nas zawsze zdradzi.

— Fakt — przyznała z uśmiechem, zastanawiając się równocześnie, jaki stopień pokrewieństwa łączy go z admirałem Matthewsem.

Warunki bytowe na Graysonie zaowocowały olbrzymią i niezwykle skomplikowaną strukturą klanową. Rody często łączyły się lub przenikały, a ród Matthewsów należał do najliczniejszych. Pomijając ogniście rude włosy, komandor porucznik faktycznie na tyle przypominał admirała, że mógł uchodzić za jego syna. Był na to co prawda za stary, ale podobieństwo było uderzające. Widać też było, iż czeka, by Honor powiedziała coś jeszcze, w czym nie było niczego dziwnego — musiał być przyzwyczajony do reakcji na swój widok i nazwisko, tak pozytywnych, jak i negatywnych.

— Spróbuję w takim razie nie nadużywać pańskiego nosa, komandorze — obiecała, wywołując tym szeroki uśmiech na jego twarzy.

— Komandor porucznik Abraham Jackson, kapelan pokładowy, milady. — Mercedes dokonała kolejnej prezentacji.

Honor spięła się wewnętrznie, a Nimitz zastrzygł uszami. Czulą się nieswojo, bowiem w Royal Manticoran Navy nie istniał korpus kapelanów i nie bardzo wiedziała, czego oczekiwać. Przede wszystkim nie znała Jacksona i nie miała pojęcia, jakie jest jego podejście do służby pod rozkazami poganki, zwłaszcza zamieszanej dopiero co w suspendowanie innego księdza i to z powodów zatrącających o polityczne.

— Lady Harrington. — Melodyjny głos Jacksona był głębszy niż Matthewsa, ale lżejszy niż Sewella, a zielone oczy przyglądały się jej z ciekawością i bez wrogości, gdy ściskał jej dłoń.

Odetchnęła z ulgą, zła na siebie za niewczesne obawy — powinna była wiedzieć, znając Hanksa i Matthewsa, że nie wyznaczą do jej sztabu fanatyka czy ograniczonego durnia. Jackson uśmiechnął się nieznacznie w dziwnie łagodny sposób i dodał:

— To wielka przyjemność móc panią w końcu poznać, milady.

— Dziękuję, komandorze. Mam nadzieję, że będzie pan tak samo myślał, gdy dłużej pobędziemy ze sobą — odparła z uśmiechem.

Jackson uśmiechnął się szerzej i cofnął się.

— I na końcu, co bynajmniej nie oznacza żadnego podtekstu, pani porucznik flagowy, milady — obwieściła przekornie Mercedes. — Porucznik Jared Sutton.

— Poruczniku. — Honor wyciągnęła rękę i zmusiła się do zachowania niewzruszonej powagi.

Sutton był niski nawet jak na graysońskie standardy. Do tego chudy i niesamowicie młody. Całości dopełniała szopa czarnych włosów i brązowe oczy kojarzące się nieodmiennie z psiakiem. Był na tyle młody, że najprawdopodobniej poddano go prolongowi pierwszej generacji, i jak każdy nastolatek miał nieproporcjonalnie duże stopy i dłonie.

— Mmm…milady — wykrztusił, ujmując jej dłoń i zaczerwienił się, ostatecznie potwierdzając swoje zdenerwowanie.

— Mam nadzieję, że jest pan gotów do ciężkiej pracy, poruczniku. Bowiem porucznik flagowy jest najbardziej przepracowanym oficerem w sztabie każdego admirała. Musi wiedzieć wszystko, co wie admirał i jego sztab, i niech go Bóg ma w opiece, jeśli coś spieprzy!

Sutton spojrzał na nią okrągłymi jak spodki oczyma, nawet nie próbując ukryć przygnębienia, ale wyprostował ramiona, przyjmując postawę zasadniczą i nie puszczając jej dłoni, o której najwyraźniej zapomniał. Jego mina była tak wyraziście nieszczęśliwa, że opanowanie Honor prysło — uśmiechnęła się i poklepała go po ramieniu.

— Jest też najbardziej niedocenianym oficerem w całym sztabie — dodała. — Przez wszystkich z wyjątkiem admirała.

Przygnębienie zniknęło zastąpione szerokim uśmiechem.

— Tak jest, ma’am! Spróbuję pani nie zawieść, milady.

— Jestem pewna, że się to panu uda, poruczniku.

Poklepała go jeszcze raz po ramieniu, delikatnie uwolniła drugą dłoń z uścisku i założyła obie na plecy. Oprócz Mercedes Brigham nie znała żadnego z oficerów, ale sprawiali dobre wrażenie. Solidne. I sporo już o nich wiedziała ze sposobu, w jaki Mercedes ich przedstawiała. Jej intonacja świadczyła o opinii i generalnie była to opinia dość dobra, co oznaczało, iż Matthews rzeczywiście dobrał jej niezgorszy zespół.

— Jestem pewna, że szybko poznamy się lepiej — powiedziała. — I nie zabraknie nam ku temu okazji, bo będziemy mieli sporo roboty. Chciałabym spotkać się z każdym z was, a zwłaszcza z komandorem Paxtonem, na pierwszej odprawie… Jeśli to możliwe, punkt o dziesiątej w sali odpraw na pomoście flagowym.

Odpowiedziały jej potakujące pomruki i skinienia głów. Spojrzała na kapitana Yu i dodała bardziej formalnie:

— Chciałabym także, by dołączył pan do nas, kapitanie, jeśli naturalnie będzie to panu odpowiadało.

— Oczywiście, milady.

— Dziękuję. W takim razie sądzę, że czas zabrać się za zadomawianie.

— Tak, milady — zgodził się Yu. — Mogę panią odprowadzić do kabiny admiralskiej?

— Dziękuję, ale nie, kapitanie Yu. Już i tak zabrałam panu zbyt wiele czasu. Kapitan Brigham pokaże mi drogę. I tak musimy przed odprawą przedyskutować kilka spraw.

— Naturalnie, milady. — W twarzy Yu nie drgnął nawet jeden mięsień.

— W takim razie dziękuję, kapitanie Yu, i do zobaczenia o dziesiątej. — Honor spojrzała przez ramię na Mercedes i dodała: — Kapitan Brigham?

— Aye, aye, ma’am. Zechce pani pójść za mną? Marines sprezentowali broń, Honor przeszła wzdłuż ich szeregu, a za nią podążyli MacGuiness i LaFollet z pozostałymi dwoma członkami jej ochrony. Mercedes zaprowadziła ich do najbliższej windy, wybrała na klawiaturze cel podróży i gdy drzwi zamknęły się, Honor oparła się o ścianę z westchnieniem ulgi.

— Chwała Bogu, że koniec! — odsapnęła z tak wielką ulgą w głosie, że Brigham zachichotała. — Nie ma się z czego śmiać! Tobie to dobrze, bo już zdążyłaś ich poznać!

— Zdążyłam, ale jestem tylko zwykłym kapitanem. Admirałowie mają pewną przewagę, kiedy przychodzi pora oficjalnych prezentacji nowych podkomendnych.

— Tak mówisz?

Honor zdjęła czapkę i przesunęła dłonią po splecionych w warkocz i upiętych tak, by się pod nią mieściły włosach. Nimitz bleeknął radośnie i spróbował złapać jej dłoń. Odruchowo uniknęła jego chwytnych łap i dała mu lekkiego prztyczka w nos, po czym machnęła czapką w wymownym geście obejmującym wszystkich obecnych.

— Maca już znasz, Mercedes, ale pozwól, że ci przedstawię moje pozostałe niańki. To jest major Andrew LaFollet, dowódca mojej osobistej ochrony, a to są gwardziści Candless i Howard, wchodzący w skład mojej osobistej obstawy. Biedaczyska muszą być ze mną wszędzie. Panowie, to jest kapitan Brigham, mój szef sztabu, jakby ktoś nie wiedział. Uważajcie na nią i nie dajcie się zwieść pozorom: ma złośliwe poczucie humoru i wcale nie jest taka spokojna, na jaką wygląda.

— To oszczerstwo, ma’am: nie złośliwe tylko cięte. Nim dotarli na miejsce, wszystkim poprawiły się humory — nawet gwardziści uśmiechali się częściej niż zwykle. Gdy dojechali, Mercedes poczekała, aż Honor wysiądzie, po czym ponownie objęła przewodnictwo, prowadząc całą grupę korytarzem. Za narożnikiem ukazały się drzwi pilnowane nie przez wartownika Korpusu, jak na okrętach RMN, lecz przez Simona Mattingly’ego, który wyprężył się jak struna na widok Honor.

— Milady, kapitan Brigham — powitał je rzeczowo.

— Widzę, że tym razem nie ma potrzeby nikogo przedstawiać — oceniła Honor.

— Nie, milady. Kapitan Brigham była bardzo pomocna przy ustalaniu zasad bezpieczeństwa.

— Jak przystało na dobrego szefa sztabu — skomentowała Honor.

Mattingly bez słowa wcisnął przycisk otwierający drzwi, Honor zaś zwróciła się do LaFolleta:

— Andrew, weź Jamiego i Eddy’ego i sprawdźcie swoje kwatery. Mamy z kapitan Brigham sporo do omówienia, więc nigdzie nie będę się ruszać.

— Naturalnie, milady. Zjawię się o dziewiątej trzydzieści, żeby zdążyła pani na odprawę.

— Nie sądzę, by to było konie… — Honor urwała, widząc znajome spojrzenie upartego muła. — Już dobrze! Niech będzie moja krzywda, Andrew!

— Dziękuję, milady — skwitował LaFollet bez cienia tryumfu i wyszedł.

Honor potrząsnęła głową, gdy zamknęły się za nim drzwi.

— On i jego ludzie są…

— …niezwykle przywiązani do swej patronki — dokończyła Mercedes.

Honor zastanowiła się, zamknęła usta i pokiwała głową.

— Dokładnie to chciałam powiedzieć — burknęła i rozejrzała się. — Słodka godzino! Przecież tu można grać w piłkę! Przecież to boisko!

— Nie całkiem, milady, ale prawie — zgodziła się Mercedes. — Admirałowie Ludowej Republiki mieli luksusowe kabiny, a Marynarka Graysona jak widać nie znalazła żadnego powodu, by swoim ograniczać przestrzeń życiową.

Honor stanęła pośrodku salonu i rozejrzała się z podziwem — zawsze sądziła, że oficerowie flagowi Royal Manticoran Navy mieszkają przestronnie na okrętach, ale to przechodziło wszystko, co sobie wyobrażała. Kabina miała co najmniej dziesięć metrów długości, a sypialnia przynajmniej tyle samo, z tego co widziała przez uchylone drzwi. Przeszła przez gruby, granatowy dywan i otworzyła kolejne drzwi prowadzące do jadalni: tak jak podejrzewała, można w niej było podjąć obiadem dyżurną wachtę. Całe wyposażenie zostało usunięte w trakcie modernizacji, ale stocznia umeblowała jej kwaterę po królewsku: olbrzymie biurko na przykład wykonane było z prawdziwego drewna.

— Mogę to polubić — oznajmiła w końcu — tylko muszę kazać ozłocić moduł ratunkowy Nimitza, bo w żaden sposób nie pasuje do tego przepychu.

Nimitz bleeknął z wyrzutem i przeskoczył z jej ramienia na moduł, na którym siadł, owijając łapy ogonem, i rozejrzał się po nowym domu. Tak z jego zachowania, jak i z empatycznego przekazu wynikało bez żadnych wątpliwości, że jest zadowolony.

— Sądzę, że Nimitz jest całkiem usatysfakcjonowany, ma’am — zauważył MacGuiness tonem wskazującym na to, iż w pełni podziela uczucia treecata.

— Nimitz jest bezwstydnym hedonistą — oceniła Honor i z ulgą opadła w głęboki fotel. — Naturalnie jest jedynym bezwstydnym hedonistą w tej kabinie.

— Doprawdy, ma’am?

— Doprawdy. — Honor wyciągnęła nogi i dodała: — Może obejrzysz swoją kwaterę, Mac? Muszę poplotkować z kapitan Brigham, a ona na pewno wie, gdzie jest przycisk dzwonka, gdybyśmy cię potrzebowały.

— Naturalnie, ma’am. — Mac skłonił się z szacunkiem Mercedes i wyszedł.

— Siadaj. — Honor wskazała jej najbliższy fotel i poczekała, aż tamta usadowi się wygodnie, obserwując ją przy tym spod na wpół przymkniętych powiek, by nie wyglądało to nachalnie.

Mercedes Brigham pochodziła z planety Gryphon. Otrzymała drugopokoleniowy prolong i miała wystarczająco dużo lat, by być matką Honor — czarne włosy dość mocno przyprószyła już siwizna, a twarz nadal wyglądała tak, jakby cały czas pozostawała wystawiona na ostry klimat ojczystej planety mimo pół wieku spędzonego w przestrzeni. Nie była ładna, ale żywa i atrakcyjna i trudno było jej nie lubić. Pierwszy raz spotkały się przed sześcioma standardowymi laty, gdy Honor objęła dowództwo lekkiego krążownika HMS Fearless, na którym Mercedes była żaglomistrzem. Pomimo długiej kariery pozostała porucznikiem i pogodziła się już tak z rychłym przejściem na emeryturę, jak i z tym, że nigdy nie będzie dowodziła własnym okrętem. Teraz była w mundurze kapitana i nadal pozostała tym samym spokojnym i kompetentnym oficerem, którego Honor zapamiętała. Co było tym bardziej godne podziwu po tym, co przytrafiło się jej i reszcie załogi HMS Madrigal w bazie Blackbird.

— Cóż — Honor przerwała milczenie. — Naprawdę miło cię widzieć, a jeszcze milej wreszcie w stopniu, na który dawno zasłużyłaś.

— Dziękuję, ma’am. Nadal się do niego przyzwyczajam. — Mercedes spojrzała odruchowo na cztery wąskie galony na swoim rękawie. — Dostałam awans zaraz po wypożyczeniu przez Admiralicję, ale i tak wypuścili mnie z Bassingford jako pełnego komandora. Choć wątpię, by spodziewali się, że jeszcze awansuję — to zapewne była pożegnalna promocja przed emeryturą.

— Tak? — spytała Honor starannie neutralnym głosem.

— Tak, ma’am. I przyznaję, że poważnie się nad tym zastanawiałam do momentu, kiedy przydzielona mi psycholog, oficjalnie to się nazywa „doradca”, nie zaczęła mi tego zachwalać. Miałam przejść na wcześniejszą emeryturę i otrzymywać pełną pensję. Obawiam się, że powiedziałam jej raczej jednoznacznie i obrazowo, gdzie może sobie wsadzić taką radę.

— Wątpię, żeby jej się ten pomysł spodobał.

— Pani też swoje przeszła z takimi jak ona, ma’am, więc pani wie, jak to wygląda. Ta moja chciała jak najlepiej i jestem jej szczerze wdzięczna za to, jak mnie poskładała, podobnie jak pozostałych, ale wyszło na to, że przedobrzyli i ich własne testy wykazały, że jestem gotowa do powrotu do czynnej służby, a oni nadal uważali, że nie „powinnam być dla siebie zbyt surowa” i wybrać emeryturę!

— Sądzę, że częściowo było to spowodowane twoimi przejściami…

— Nie mnie pierwszą zgwałcono, ma’am.

Honor nic nie odpowiedziała, bowiem to, co przydarzyło się Mercedes, nie sposób było opisać jednym krótkim słowem „gwałt”. Podobnie jak tego, co przytrafiło się innym członkom jej załogi, za których czuła się odpowiedzialna. Z własnego doświadczenia wiedziała, jak potworną winę czuje oficer posyłający ludzi na śmierć. Cóż mógł czuć oficer obserwujący śmierć swoich ludzi z rąk sadystycznych morderców, którzy systematycznie ich torturują… A Mercedes Brigham nie zaprzeczała ani nie robiła uników. Nie udawała, że to, co przeżyła, było drobiazgiem czy że było mniej ohydne niż w rzeczywistości. Mówiła o tym jak ktoś, kto pogodził się z przeszłością znacznie bardziej niż Honor podejrzewała, że sama by potrafiła. Potrząsnęła głową i odpowiedziała równie spokojnie i rzeczowo:

— Wiem, że nie ciebie pierwszą, ale podejrzewam, że cała flota czuła się winna, że nikt nie przewidział takiej ewentualności. Admiralicja wiedziała, wysyłając nas tu, że ani władze Masady, ani Graysona nie podpisały konwencji denebskiej i że obie toczą wojnę według naszych standardów barbarzyńską. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że los jeńca wojennego nie jest przyjemny i że jego prawa są często naruszane, ale coś podobnego nie przytrafiło się członkowi personelu RMN od naprawdę dawna i nie pomyślano, że może się przytrafić. Sądzę, że minie wiele czasu, zanim flota sobie wybaczy.

— Rozumiem to, ale takie czekanie i owijanie w bawełnę nie jest najlepszym sposobem przywrócenia komuś równowagi psychicznej, ma’am. W dodatku jeśli się aż do znudzenia komuś takiemu tłumaczy, że to naprawdę nie była jego wina, przychodzi moment, w którym ktoś taki zaczyna się zastanawiać, czy może jednak tak nie było, bo po co to w kółko powtarzają. Ja cały czas wiedziałam, czyja to była wina, i wiedziałam, że dzięki pani, Marines i władzom Graysona żaden nie przeżył, ale był taki okres, kiedy miałam ochotę wyzwać tę bandę przemądrzałych durniów i powiedzieć im tak, żeby wreszcie zrozumieli, że ja to wiem, i darowali sobie ten temat. Chcieli dobrze, ale chwilami nie bardzo im wychodziło. Poza tym pewnie są tacy, którym trzeba coś naprawdę długo powtarzać, nim zaczną w to wierzyć.

— Jak Mailing — westchnęła Honor.

Rysy Mercedes stężały.

— Jak Mailing — przyznała cicho i wbiła wzrok w czapkę. — Przyznaję, mam jeszcze czasami koszmary… ale nie o tym, co mnie spotkało, tylko o tym, że wiedziałam, co się z nią dzieje, i w żaden cholerny sposób nie mogłam tego powstrzymać. Pogodzenie się z tym, że rzeczywiście nic nie mogłam uczynić, było trudniejsze niż zaakceptowanie tego, co ze mną zrobili. Ona była jeszcze dzieciakiem i nie mogła do końca uwierzyć, że ktokolwiek może być na tyle zezwierzęcony, by zrobić komuś to, co te ścierwa jej zrobiły. Tego właśnie nie mogę zapomnieć ani wybaczyć, ma’am. I to jest powód, dla którego tu jestem.

— Tak? — spytała neutralnie Honor, nie bardzo wiedząc, o co chodzi.

Mercedes uśmiechnęła się ponuro.

— Jestem zwolenniczką smakowania zemsty na zimno, ma’am. Dlatego zgłosiłam się na ochotnika do sił okupujących system Endicott. Chciałam zobaczyć, jak płacą skurwiele, którzy wysłali Williamsa i jego zboczeńców do bazy Blackbird.

— Rozumiem. — Honor usiadła wygodniej, pojmując nagle, skąd brały się zastrzeżenia psychiatrów. — Zobaczyłaś?

— Tak. — W jej głosie nie było żadnych emocji. — Widziałam i sprawiło mi to przyjemność. A zanim pani zapyta, ma’am. Domyśliłam się, dlaczego lekarze nie chcieli mnie puścić. Bali się, że testy czegoś nie wyłapały… na przykład tego, że zacznę się mścić.

Spojrzała na Honor z dziwną mieszaniną żalu i utraconych nadziei, z ponurym uśmiechem.

— Może mieli rację… był taki jeden moment… była pani kiedykolwiek na Masadzie, ma’am?

— Nie. Zastanawiałam się nad tym, ale czysto teoretycznie. Jestem głównym wrogiem tych wariatów, kimś, kogo naprawdę z całego serca nienawidzą, i nie ma takiej ceny, której by nie zapłacili, żeby mnie zabić. Nie jestem typem martyrologicznego samobójcy, a gdybym okazała się wystarczająco głupia i uparta, by chcieć tam polecieć, to Andrew osobiście by mnie postrzelił. Niegroźnie: w rękę czy nogę, ale na tyle skutecznie, żebym tam nie dotarła.

— I to by było z jego strony najrozsądniejsze posunięcie, ma’am! Zanim tego nie obejrzałam na własne oczy, zastanawiałam się, dlaczego musimy wyłącznie własnymi siłami okupować planetę i cały system, skoro leży on tak blisko układu Yeltsin. Przecież wojska okupacyjne mogłyby pochodzić z Graysona. Teraz wiem, że nie mogą… — umilkła i potarła ramiona, jakby się jej zrobiło zimno.

— Aż tak źle?

— Gorzej. Pamięta pani nasze reakcje, gdy przybyliśmy tu pierwszy raz? Jak trudno było nam zrozumieć, jak graysońskie kobiety mogą godzić się na takie poniżenia? — Honor prychnęła, a Mercedes uśmiechnęła się gorzko. — W porównaniu z tym, co się dzieje na Masadzie, tu panowała wówczas pełna demokracja i równouprawnienie. Na Masadzie kobiety nie są ludźmi: są własnością mężczyzn… i dziewięćdziesiąt procent z nich uważa, że tak właśnie powinno być. Połowa tych, które tego nie akceptują, boi się, że okupacja lada moment się zakończy, więc są zbyt przerażone, by zrobić cokolwiek. Druga połowa nie boi się niczego i nikogo i nie wiem, czy nie jest gorsza. W ciągu pierwszych sześciu miesięcy okupacji liczba morderstw zwiększyła się tam dwukrotnie, a ponad dwie trzecie dodatkowych nieboszczyków to byli mężowie, jeśli te knury nieskrobane zasługują na takie miano, zabici przez żony. Większość z nich zamordowano w raczej artystyczny sposób. Jak starszego Simondsa… policja nigdy nie odnalazła wszystkich części jego ciała…

— No proszę… — mruknęła z lekka wstrząśnięta Honor.

— A to nie ogranicza się tylko do wyrównywania rodzinnych rachunków. Przytłaczająca większość mieszkańców planety nadal wierzy w swoją zboczoną odmianę religii, ale naprawdę niewielu nie ma prywatnych długów do uregulowania. Ponad jedna czwarta wyższego duchowieństwa została zabita przez wiernych, nim generał Marcel nie umieścił pozostałych w areszcie domowym dla ich własnego bezpieczeństwa… a wtedy ci idioci zaczęli wyć, że są prześladowani religijnie. Na całej planecie nadal obowiązuje stan wyjątkowy, a generał Marcel ma problemy z zebraniem wystarczającej liczby mniej niż większość ograniczonych fanatyków, by utworzyć rząd. Poza tym żaden z nich nie ma bladego pojęcia, jak powinno funkcjonować nieteokratyczne państwo, a większość ma problemy z samym zaakceptowaniem faktu, że jest to możliwe. Gdyby znalazł się tam choćby pluton wojsk graysońskich, skończyłoby się rewoltą i masakrą, bo fizyczną niemożliwością było skonfiskowanie wszystkich egzemplarzy broni.

Honor oparła brodę na złączonych palcach, przyglądając się uważnie mówiącej. Media graysońskie regularnie podawały informacje o Masadzie, ale robiły to bez komentarza, starając się zachować maksymalną neutralność, co ją dziwiło — po tylu wiekach wzajemnej nienawiści nie było to normalne. Teraz okazało się, że Rada „przekonała” dziennikarzy, by nie drażnili opinii publicznej. Naturalnie, oficjalnie Endicott stanowił łup Gwiezdnego Królestwa i miał status protektoratu, dzięki czemu władza i ludność Graysona nie musiały mieć nic wspólnego z jego okupacją. A z tego, co usłyszała, wynikało, że było to najrozsądniejsze posunięcie, a Sojusz nie mógł sobie pozwolić na opuszczenie tak strategicznie położonej planety pełnej wrogich maniaków religijnych.

— Jak oceniasz możliwość powstania prawdziwych kłopotów? — spytała wreszcie.

Brigham wzruszyła wymownie ramionami.

— Jeśli chodzi o ogólnoplanetarne powstanie, to ryzyko jest nikłe, jak długo kontrolujemy orbitę. Generał Marcel sądzi, że skonfiskował całe ciężkie uzbrojenie, a oni doskonale zdają sobie sprawę, co może zrobić choćby jeden okręt z orbity ze wszystkimi znajdującymi się na powierzchni. W połączeniu z garnizonami Marines i żandarmów oraz siłami szybkiego reagowania czekającymi na orbicie masowe powstanie byłoby szybką i pewną formą masowego samobójstwa, o czym na szczęście te czubki wiedzą. Natomiast mnóstwo jest rozmaitych aktów sabotażu i mniej lub bardziej spontanicznych akcji partyzanckich. Gorsze jest to, że w końcu domyślili się, że nie lubimy masowo mordować bezbronnych, więc zaczęły się ostatnio mnożyć „pokojowe demonstracje” regularnie zmieniające się w rozruchy. Sądzę, że ich organizatorzy próbują sprawdzić, jak daleko mogą się posunąć, nim ktoś z naszych pociągnie za spust i zwiększy hurtowo liczbę męczenników za wiarę.

— Cudownie. — Honor potarła nasadę nosa i skrzywiła się z niesmakiem. — Jeśli do tego dojdzie, liberałowie i postępowcy znowu zaczną gadać o „brutalnej i imperialistycznej” polityce rządu!

— Nasze szczęście, że ci z Masady o tym nie wiedzą, bo już dawno wyprodukowaliby kilkaset ofiar. Jeśli kiedykolwiek do nich dotrze, że nasz rząd musi liczyć się z opinią publiczną, i zaczną grać pod dziennikarzy… — wzruszyła wymownie ramionami, nie kończąc.

Honor bez słowa pokiwała głową.

— Przeniosłam się do Marynarki Graysona z dwóch powodów, ma’am — podjęła tymczasem Brigham. — Po pierwsze, potrzebują oficerów, a po drugie, musiałam opuścić Masadę, zanim zrobię coś, czego wszyscy będą żałować, jak na przykład stworzenie nowej grupy męczenników. Wiem, że wykonawców, którzy przeżyli pani atak, powieszono do ostatniego, ale człowiek odruchowo obwinia o zbrodnię wszystkich. Jeśli do tego dodać ich bezczelność i to jak ostatnio nas prowokują, okazja sama pchała się w ręce.

Spojrzała w oczy Honor i ta odetchnęła z ulgą — każdy miał własne demony, ale Mercedes najwyraźniej poznała swoje i zapanowała nad nimi. A to było wszystko, czego można było wymagać. Pozostała jeszcze jedna rzecz, którą musiała wiedzieć, i istniał tylko jeden sposób, by to zrobić.

— A kapitan Yu? — spytała cicho. Mercedes uśmiechnęła się słabo.

— Chodzi pani o to, czy obwiniam go za to, co się stało z Madrigal, ma’am?

Honor skinęła głową.

— Nie, ma’am. Robił to, co do niego należało, i nie było w tym nic osobistego. No i nie miał nic wspólnego z tym, co działo się na Blackbirdzie. Ba, przy pierwszej okazji protestował nawet, że nasi ludzie zostali przekazani Williamsowi.

— Ciekawe… nie było o tym słowa na procesie Williamsa — zdziwiła się Honor.

— Prokurator wtedy o niczym nie wiedział, a Yu nie został oskarżony. W przeciwieństwie do Theismana nie wiedział również, co się dzieje w bazie, więc nie został wezwany na świadka. Williams był jedynym w całej bazie, który wiedział o protestach, ale słowem się nie odezwał, żeby „ten zdrajca Yu” nie zyskał przypadkiem w naszych oczach.

— W takim razie skąd ty się o tym dowiedziałaś? — spytała niespodziewanie ostro Honor. — Sam ci powiedział?

Brigham spojrzała na nią zaskoczona.

— Skądże, ma’am. Pierwszymi obiektami zajętymi przez Marines po stłumieniu oporu na Masadzie były archiwa i banki danych ambasady Ludowej Republiki Haven. Nie zdążyli zdobyć najtajniejszych, ale resztę mamy, podobnie jak wszystkie archiwa władz Masady, bo ci durnie nawet nie próbowali ich zniszczyć. W jednych i w drugich są raporty Miecza Simondsa i kopie protestów kapitana Yu.

— Rozumiem…

Honor odwróciła głowę i zarumieniła się. Chciałaby, żeby to Yu opowiedział o wszystkim Mercedes — wtedy mogłaby wierzyć, że są to wybielające wymówki, a o to mogłaby go obwiniać. A chciała o coś obwinić Yu, o coś poza śmiercią admirała… Nimitz uniósł łeb, niezadowolony z jej emocji, ale tym razem go zignorowała, świadoma, że nie ma racji. Miała prawo i obowiązek ganić się w duchu, bo uprzedziła się do człowieka i co gorsza zaczynała szukać argumentów na usprawiedliwienie tej niechęci. A gdy ich nie znalazła, prawie już jeden wymyśliła…

— Rozumiem — powtórzyła naturalniejszym tonem i ponownie spojrzała na Mercedes. — Jak rozumiem, nie masz nic przeciwko wspólnej służbie z nim i nie miałaś dotąd żadnych problemów?

— Żadnych — potwierdziła zdecydowanie zapytana. — jest w upiornym położeniu, ma’am. Wątpię, czy zdecydowałabym się na to co on… Mógł wrócić na Manticore, kiedy przestał być potrzebny tutejszemu wydziałowi konstrukcyjnemu. Sam postanowił tu zostać i choć jestem pewna, że ucieszyło to admirała Matthewsa, to spore grono oficerów od początku czeka tylko na jego pierwszy błąd, który będzie można wykorzystać. A on jest naprawdę dobry, ma’am.

— Wiem… — Honor ponownie się zarumieniła, pamiętając własną gotowość do tego samego, po czym wzruszyła ramionami. — Cóż, skoro tobie jest z nim dobrze, to ja przynajmniej spróbuję ocenić go uczciwie.

Mercedes przytaknęła, przyjmując to, co wynikało z tego stwierdzenia, a Honor uśmiechnęła się lekko — Mercedes Brigham zawsze była taktowna.

— W takim razie dość na temat kapitana Yu. Poczekaj, powiem Macowi, żeby zrobił ci kawy, i możesz mi po kolei opowiedzieć, co sądzisz o pozostałych członkach sztabu.

Загрузка...