Admirał Eskadry Zielonej Hamish Alexander, trzynasty earl White Haven, siedział w swym fotelu na pomoście flagowym HMS Queen Caitrin i przyglądał się ekranowi, na którym gwiazda typu 63, czyli słońce systemu Nightingale, stanowiła ledwie biały punkcik, a niewidoczna, bo zbyt odległa, jedyna zamieszkana planeta oznaczona była błękitno-zielonym symbolem. Między nim a Queen Caitrin znajdowały się też inne symbole — czerwone — oznaczające szyk wrogich okrętów i im właśnie admirał poświęcał szczególną uwagę. Sensory pokładowe okrętów Ludowej Marynarki wykryły jego siły wiele godzin temu. a jak dotąd przeciwnik nie próbował niczego niespodziewanego — utworzył ścianę przegradzającą drogę do celu i obrał kurs pozwalający na zbliżenie się w zasięg ognia w sporej odległości od granicy wejścia w nadprzestrzeń. Pozostawił mu więc inicjatywę, co nie na wiele się przydało — obie strony wiedziały, po co zjawiły się w układzie okręty Królewskiej Marynarki, a obrońcy zajmowali pozycję skutecznie uniemożliwiającą osiągnięcie celu. Co gorsza, ich okręty utrzymywały szyk bez dziwnych, niespodziewanych manewrów — typowych w ostatnim czasie — i miały przewagę liczebną w stosunku cztery do trzech. On z kolei dysponował lepszymi okrętami i lepszym uzbrojeniem, ale jedyne, co mu pozostało, to bój spotkaniowy — zmora każdego szanującego się dowódcy. Biorąc jednakże pod uwagę upór, z jakim okręty wroga trzymały się w szyku, nie było co liczyć na walkę manewrową.
Westchnął, sprawdził odległość i spojrzał na ekran łączności, na którym widać było twarz kapitana Goldsteina, dowódcy okrętu.
— Doskonale, kapitanie Goldstein — powiedział. — Może pan otworzyć ogień.
— Aye, aye, milordzie!
Sekundę później pierwsza salwa rakiet opuściła lewoburtowe wyrzutnie okrętu. Natychmiast dołączyły do niej pozostałe jednostki Dwudziestej Pierwszej Eskadry Liniowej i osiem superdreadnaughtów równocześnie odpaliło rakiety z zasobników holowanych za rufami. Dreadnoughty z Ósmej i Siedemnastej Eskadry poszły ich śladem i trzy tysiące dwieście rakiet pomknęło ku oddalonym o pięć i pół miliona kilometrów okrętom wroga.
White Haven przyglądał się temu z coraz bardziej ponurą miną. Początkowa faza bitwy miała wręcz podręcznikowy przebieg, a mimo to coś zdecydowanie go niepokoiło. Jak dotąd nic tego nie uzasadniało, a fakt, iż okrętów wroga pojawiło się więcej niż zwykle, nie był aż tak zaskakujący. Nie było to miłe, ale należało się spodziewać, że po miesiącach rozpaczliwych obron organizowanych na poczekaniu, które nieodmiennie kończyły się klęską, Ludowa Marynarka zdoła coś zorganizować. W końcu Trevor Star był dla Republiki Haven naprawdę ważnym systemem, a ku niemu właśnie zmierzał atak Royal Manticoran Navy. Teraz najwyraźniej miał przed sobą zorganizowaną wcześniej grupę operacyjną i być może właśnie brak nerwowości i zamieszania, typowych dla przeciwnika w ostatnich miesiącach, stanowił powód jego niepokoju. Dlatego właśnie otworzył ogień z tak dużej odległości i zmusił się do ostrożnego, bezczynnego czekania.
Salwa wystrzelona przez okręty Ludowej Marynarki była znacznie słabsza, a to dlatego, że nie używały one holowanych zasobników. Mimo to trzydzieści dwa superdreadnoughty tworzące cztery eskadry liniowe odpaliły tysiąc dwieście rakiet i White Haven zmełł przekleństwo, gdy przekonał się, że przeciwnik skoncentrował ogień na okrętach Dwudziestej Pierwszej Eskadry.
Jego własne okręty wystrzeliły jeszcze dwie pełne salwy burtowe, nim wrogie rakiety znalazły się na tyle blisko, iż odezwała się pokładowa obrona antyrakietowa. Antyrakiety na ekranie miały zieloną barwę i spisywały się doskonale, ale skoncentrowanie ostrzału na ośmiu tylko celach spowodowało, że nadlatujących rakiet było zbyt wiele, by mogła sobie z nimi wszystkimi poradzić obrona przeciwrakietowa Dwudziestej Pierwszej Eskadry. Część rakiet wroga po prostu musiała się przez nią przedrzeć…
Najpierw jednak ich własne rakiety doleciały do celu. Sprzężone działka laserowe zniszczyły wiele rakiet, które przedostały się przez zaporę antyrakiet, ale by nadlatujące pociski stały się całkowicie niegroźne dla okrętu, musiały zostać zniszczone co najmniej dwadzieścia pięć tysięcy kilometrów od jego burty. Co prawda okręty RMN obrały za cele trzy eskadry, nie jedną, ale ilość rakiet była tak duża, że sam rachunek prawdopodobieństwa działał na ich korzyść. Coraz więcej pocisków docierało do celu, a ich impulsowe głowice laserowe detonowały jedna po drugiej, rozsiewając wokół promienie laserowej energii. Część z nich pochłonęły lub odbiły osłony burtowe, ale dziesiątki przedarły się przez tę ostatnią linię obrony i pruły pancerne kadłuby, niosąc śmierć i zniszczenie. Potężne okręty traciły atmosferę i uzbrojenie, ginęli członkowie załóg, węzły napędów przestawały istnieć, a osłony burtowe znikały bądź przestawały być stabilne, ułatwiając zadanie kolejnym promieniom laserowym.
Nim piekło wokół okrętów Ludowej Marynarki zelżało, pierwsza wystrzelona przez nie salwa dotarła do okrętów Royal Manticoran Navy. Ponieważ okręty Ósmej Eskadry znajdowały się zbyt daleko za rufami jednostek Dwudziestej Pierwszej Eskadry, nadlatujące pociski mogły ostrzeliwać jedynie działka laserowe okrętów wchodzących w skład eskadr Dwudziestej Pierwszej i Siedemnastej. A było ich zbyt mało, by mogły poradzić sobie ze wszystkimi — i teraz straty zaczęły ponosić okręty RMN.
White Haven obserwował z rosnącym niepokojem przebieg starcia. Jego dowódcy spisywali się doskonale — według danych wyświetlanych w dolnej części ekranu nieprzyjaciel poniósł poważne straty, choć jak dotąd żaden okręt nie został zniszczony. Co dziwniejsze, żaden też nie wycofał się z walki, choć parę było praktycznie wybebeszonymi wrakami. Jego własny okręt flagowy został tylko lekko uszkodzony, mimo że ekran w pewnym momencie zamigotał, ale wiedział, że to nie potrwa długo — przy boju spotkaniowym i ciągłym ostrzale na coraz krótszy dystans, mimo iż każda następna salwa była mniej liczna od poprzedniej, przez obronę antyrakietową przedostawało się tyle samo rakiet, a wywoływały one coraz większe zniszczenia. Ponieważ przeciwnik utrzymywał kurs i szyk, zanosiło się na bitwę na wyniszczenie — coś, co było koszmarem każdego dowódcy formacji liniowej.
— Pierwszy ma dość, sir! — zameldował jego szef sztabu, widząc jak pierwszy nieprzyjacielski dreadnaught wypada z szyku i obraca się, by ustawić ekranem ku nadlatującym pociskom.
— Widzę, Byron — skwitował White Haven.
W jego głosie nie było śladu radości brzmiącej w głosie kapitana Huntera.
Nie ulegało kwestii, że właśnie zakończył się okres łatwych zwycięstw — Ludowa Marynarka zdołała się zmobilizować i znów stała się groźnym przeciwnikiem. Najlepiej świadczyło o tym to, iż pozostałe okręty nadal utrzymywały szyk i strzelały. Dotąd strata pierwszego doprowadzała zwykle do paniki, a zawsze do zamieszania. Tym razem było inaczej. Co nie wróżyło dobrze na przyszłość. Co prawda przeciwnik nadal popełniał błędy, ale już nie takie jak wcześniej. To starcie było niezwykle zacięte. Okręty wrogiej formacji powinny już odpadać po dwa i po trzy, gdy zdemoralizowani oficerowie mieli okazję przekonać się na własnej skórze o przewadze technicznej Królewskiej Marynarki, a tymczasem nic takiego nie miało miejsca. Przeciwnik trzymał szyk i nie była to miła świadomość dla kogoś, kto wiedział, jaką przewagą liczebną i tonażową dysponuje nadal Ludowa Marynarka. Tymczasem przeciwnik uparcie nie zmieniał kursu mimo ponoszonych strat, chcąc dotrzeć w zasięg broni energetycznej, bowiem dopiero to było w stanie zniwelować przewagę techniczną rakiet i systemów elektronicznych okrętów Royal Manticoran Navy.
Jeden z zielonych symboli przedstawiających okręty RMN zaczął pulsować pomarańczowo, gdy pół tuzina promieni laserowych trafiło w niego równocześnie. Ekran HMS King Michael zniknął, potem pojawił się na nowo i przez sekundę White Haven myślał, że najgorsze za nimi — w następnej sekundzie superdreadnaught zmienił się w miniaturową supernową. Mający ponad osiem milionów ton i liczącą sześć tysięcy ludzi załogę okręt przestał istnieć. Ktoś zaklął cicho, ktoś inny westchnął, admirał Hamish Alexander polecił zaś lodowato opanowanym głosem:
— Kapitanie Goldstein, proszę zmienić kurs o piętnaście stopni na prawą burtę.
W ten sposób oddalał się od przeciwnika, zwiększając tym samym czas trwania pojedynku rakietowego. Przy takiej różnicy sił jego okręty nie miały szans w starciu na małą odległość, a pojedynek rakietowy z każdą chwilą zmniejszał tę dysproporcję. Z ponurą satysfakcją obserwował, jak formacja wroga także zmienia kurs i to gwałtowniej — okręty Ludowej Marynarki wykonały ostrzejszy zwrot, chcąc szybciej zmniejszyć dystans, choć w ten sposób niebezpiecznie wystawiały nie osłonięte dzioby na trafienia. Dało się to natychmiast zauważyć — w kilka sekund po zmianie kursu eksplodował pierwszy superdreadnaught, a nim odległość zmniejszyła się do czterech milionów kilometrów, dwa kolejne przestały istnieć. Liczne trafienia i uszkodzenia pozostałych powoli, lecz stale wyrównywały siły obu stron, o czym na bieżąco informowała wyświetlająca się na dole ekranu analiza taktyczna.
— Kapitanie Goldstein, proszę zmienić kurs o dziesięć stopni na lewą burtę — polecił White Haven, gdy uznał stosunek sił za zadowalający. — Skoro tak chcą się do nas zbliżyć, pomożemy im.
— Aye, aye, milordzie. Jest dziesięć stopni na lewą burtę!
Ostrzał przybrał na sile, gdy odległość między obiema flotami zaczęła się zmniejszać, ale coraz bardziej uwidaczniała się przewaga okrętów Królewskiej Marynarki — coraz więcej wyrzutni wroga milkło, kolejny okręt wypadł z szyku, ustawiając się ekranem do przeciwnika. Przy tym stosunku strat — pięć okrętów wroga wyłączonych z walki za jeden własny — jego eskadra będzie miała przewagę, gdy znajdą się w zasięgu broni energetycznej…
White Haven zmarszczył brwi: ten, kto dowodził siłami Ludowej Marynarki, także miał tego świadomość, więc dlaczego parł do samobójstwa?! Nightingale stanowił istotny element zewnętrznej strefy obronnej Trevor Star, ale nie na tyle istotny, by był wart utraty trzydziestu dwóch okrętów liniowych. Musiał istnieć inny powód tego szaleństwa…
— Nowy kontakt! Nieprzyjacielskie okręty liniowe w namiarze 046 na 039! Odległość osiemnaście milionów kilometrów i zmniejsza się! — rozległ się nagle głos jednego z operatorów. — Oznaczenie sił: Bogey 2!
White Haven odwrócił się ku głównej holoprojekcji taktycznej — za prawoburtową ćwiartką rufową jego okrętu flagowego zaczęły się pojawiać nowe symbole, w miarę jak superdreadnoughty przeciwnika uruchamiały napędy i stawały się widoczne dla sensorów. Dwadzieścia cztery nowe okręty liniowe stanowiące drugie ugrupowanie wroga wyjaśniały sytuację i dziwne zachowanie pierwszego, którego zadaniem było wciągnąć go w zasadzkę. Niechętnie, ale musiał przyznać, że Ludowa Marynarka naprawdę wracała do formy — gdyby dowódca drugiego zespołu poczekał jeszcze z kwadrans, cała eskadra Królewskiej Marynarki znalazłaby się w potrzasku, zmuszona walczyć na bliską odległość z niedobitkami pierwszej grupy, a wystawiona na ogień z boku i z góry drugiej, o której istnieniu nic nie wiedziała. Niewiele okrętów RMN zdołałoby ujść z tej zasadzki.
White Haven uśmiechnął się złośliwie — gdyby przeciwnik poczekał… ale tego nie zrobił i ujawnił się o kwadrans za wcześnie, co zmieniało sytuację diametralnie. Był to bez wątpienia skutek braku doświadczenia dowodzącego zespołem Bogey 2, a to z kolei było skutkiem czystek, które nowe władze Ludowej Republiki przeprowadziły we flocie. Wyrżnęli praktycznie wszystkich wyższych dowódców, a więc i większość doświadczonych, co się właśnie zemściło. Bardziej doświadczony oficer zignorowałby straty ponoszone przez pierwszy zespól i czekał, aż przeciwnik znajdzie się w potrzasku. Przy tak niewielkiej odległości i przy ostrzale z broni energetycznej z obu burt przewaga techniczna uzbrojenia dalekodystansowego nie liczyłaby się, a okręty Królewskiej Marynarki zostałyby dosłownie zmasakrowane. I Ludowa Marynarka odniosłaby pierwsze zwycięstwo w tej wojnie.
Kwestia była prosta — nie mógł wdać się w walkę z takimi siłami, bo oznaczałoby to zagładę jego sił, a więc musiał dotrzeć do granicy wejścia w nadprzestrzeń i uciec, zanim pułapka się zamknie. By tego dokonać, nie mógł jedynie zmienić kursu, bowiem zgodnie z wyliczeniem komputera taktycznego oba zgrupowania przeciwnika połączą się wcześniej, jeśli to zrobi, a jego okręty będą i tak miały zbyt dużą prędkość, by z marszu wejść w nadprzestrzeń. Jedyne, co mu pozostało, to ostry zwrot na lewą burtę prosto ku lecącej formacji. Dzięki temu Bogey 2 nie zdąży wziąć udziału w walce. Minusem było to, że musiał wejść w zasięg broni energetycznej pierwszego zgrupowania szybciej niż planował, co oznaczało, że poniesie znacznie większe straty niż zakładał przed bitwą.
White Haven pogodził się z tym, wiedząc, że nie ma innego wyjścia, a w ten sposób nie dość, że uratuje większość okrętów, to jeszcze zada przeciwnikowi duże straty. Wprowadził nowy kurs do podręcznego komputera nawigacyjnego i gdy na ekranie pojawiła się nowa projekcja, uśmiechnął się z mściwą satysfakcją — tak jak podejrzewał, jego eskadra znajdowała się w pozycji umożliwiającej przecięcie kursu przeciwnika bez wystawiania dziobów prosto na jego salwy burtowe. A okręty Ludowej Marynarki będą musiały zmienić kurs albo wystawią swoje nie osłonięte dzioby na jego salwy burtowe. Jeśli się zdecydują na to drugie, zadadzą mu większe straty, bowiem pojedynek potrwa dłużej, ale same zostaną zmasakrowane. — Kapitanie Goldstein, proszę wziąć kurs 270 na 000! — polecił. — Pełna szybkość i proszę przekazać na wszystkie okręty: odwrócić się ekranami do Bogey 2 i kontynuować walkę z Bogey 1!
Nie czekając na potwierdzenie, ponownie skupił uwagę na ekranie taktycznym. Jego okręty zwróciły się ekranami ku nowemu przeciwnikowi, nie przerywając ostrzału starego. Co prawda Bogey 2 znajdował się poza zasięgiem ostrzału rakiet dysponujących jeszcze napędem, ale jego dowódca mógł zaryzykować parę salw w nadziei, że pociski po wyczerpaniu paliwa nadal będą lecieć tym samym kursem, a staną się niewykrywalne dla pokładowych sensorów. W ten sposób zabezpieczył się przed taką niespodzianką i mógł skoncentrować się na pierwotnym przeciwniku.
I na dalszej ucieczce. Bo uciekał — i wiedzieli o tym wszyscy, tak jego podwładni, jak i przeciwnik. Po raz pierwszy w tej wojnie Ludowej Marynarce udało się powstrzymać całkowicie ofensywę Royal Manticoran Navy, i to zadając jej przy okazji poważne straty. Obserwował zmieniające się prognozy w miarę rozwoju sytuacji, świadom, że do samego końca bitwy nie będzie wiedział, jak wielkie one będą. Jedno nie ulegało kwestii: na pewno będą poważne…
A gdyby nie niecierpliwość dowódcy Bogey 2, byłyby olbrzymie. Przestrzeń była wystarczająco obszerna, by ukryć w niej całe floty, jak długo okręty nie emitowały zdradzającego ich obecność promieniowania, ale by zasadzka taka jak ta spełniła swoje zadanie, konieczne było doskonałe zgranie czasowe obu zespołów ją organizujących, nawet jeśli ofiara była uprzejma współpracować tak dalece jak on… Dalsze rozmyślania przerwał mu widok kolejnego zielonego symbolu zmieniającego barwę na pomarańczowy. HMS Thunderer przełamał się na dwie połowy, rozsiewając wokół kapsuły ratunkowe. White Haven przygryzł wargę — nie mógł nic zrobić dla rozbitków, bo jeśli zwolni, Bogey 2 zdoła dogonić jego formację. Jeśli zaś zostawiłby jakiekolwiek lekkie okręty, by odszukały ich i wzięły na pokłady, skazałby je na zagładę. A ich załogi na śmierć lub niewolę.
Obie połówki HMS Thunderer eksplodowały, gdy wybuchły zainstalowane z myślą o takiej konieczności ładunki autodestrukcyjne. Sekundy później znacznie silniejsza eksplozja zakończyła istnienie kolejnego superdreadnoughta Ludowej Marynarki.
Hamish Alexander zmusił się do spokojnego siedzenia i czekania. Przeciwnik będzie miał dość czasu i okrętów, by przeprowadzić akcję ratunkową, więc ci z załóg okrętów RMN, którzy ocaleli, także zostaną uratowani. Co prawda los jeńca wojennego nie był zbyt świetlaną perspektywą, ale zdecydowanie lepszą niż śmierć. Ludowa Republika miała masę wad, natomiast nic jak dotąd nie wskazywało, by nie przestrzegała międzyplanetarnych konwencji regulujących zasady prowadzenia wojny i traktowania jeńców.
— Za trzydzieści siedem minut znajdziemy się w zasięgu broni energetycznej, sir — powiedział cicho kapitan Hunter. — Według najnowszych obliczeń Bogey 1 będzie w stanie kontynuować walkę aż do przekroczenia granicy wejścia w nadprzestrzeń.
— Rozumiem — odparł spokojnie White Haven.
Doskonale zdawał sobie sprawę, że pozorami spokoju nie oszuka Huntera, ale niepisane zasady wymagały, by dowódca zawsze zachowywał spokój albo go dobrze udawał, a pozostali sprawiali wrażenie, że biorą to za dobrą monetę.
Kolejny okręt Ludowej Marynarki wycofał się z walki — pozostało ich dwadzieścia pięć, a jego załogi jeszcze zmniejszą tę liczbę w ciągu najbliższej pół godziny. A mimo to przeciwnik utrzymywał szyk i kurs — Ludowa Marynarka jako liczniejsza mogła łatwiej znieść stratę większej liczby okrętów liniowych niż Royal Manticoran Navy i dowodzący zespołem Bogey 1, najwyraźniej tego świadom, postanowił zadać przeciwnikowi jak największe straty. Obserwując coraz zacieklejszą wymianę ognia, White Haven nie miał wesołych myśli. Przeciwnik zaczął wykazywać inicjatywę, co prawda jeszcze nieporadnie i nieskutecznie, ale skończyła się panika, z jaką dotąd reagował na ataki. Zdawał sobie co prawda sprawę od samego początku, że taka chwila nadejdzie, bowiem Ludowa Republika Haven była zbyt potężna, by dało się ją pokonać w błyskawicznej wojnie, ale miał nadzieję, że jej siły zbrojne później powrócą do równowagi. Teraz wiedział, że się przeliczył…
— Byron, plan Delta Trzy — powiedział cicho, oficjalnie potwierdzając zamiar jak najszybszego wejścia w nadprzestrzeń. — Skoncentrujemy ogień na ich środkowej eskadrze: tam najprawdopodobniej jest flagowiec. Może uda się go zniszczyć, nim przemówią działa.
— Aye, aye, sir — potwierdził kapitan Hunter.
Earl White Haven odchylił się na oparcie fotela, słuchając, jak szef sztabu wydaje dokładniejsze rozkazy i obserwując ekran wizualny. Zrobił wszystko, co mógł.
Teraz mógł tylko czekać, ilu jego podkomendnych przeżyje tę bitwę.