Piąte spotkanie

Na powierzchni księżyca Hor nie wylądował ani jeden statek kosmiczny. Dowódca zrewanżował się Rozumniejszym, działając metodą zaskoczenia i faktów dokonanych. Włączono system niwelowania grawitacji, działał sprawnie i eskadra, osiągnąwszy trzecią szybkość, pozostawiła daleko za sobą księżyc.

— Bardzo dobrze — usłyszeli głos Efera. — Ta manifestacja przekory, to postępowanie wbrew zdrowej logice, jakież to ludzkie, ile w tym fantazji i zdrowego humoru, ile determinacji i godności! No cóż, przekonaliście się, że nikt nie ogranicza swobody ruchów eskadry. Nie zamierzamy gonić gwiazdolotów. Wyścigi w tej strefie Kosmosu nie należą do dobrego tonu. Za dwie, trzy minuty umilknę, bo odległość między nami stale wzrasta i wkrótce stacja Hor stanie się bezużyteczna. Co mam powiedzieć Rozumniejszym?

— Zatoczymy łuk — odparł Paweł Do — by nie stracić kontaktu z tobą, nikniemy po elipsie. Kosmonauci nie opuszczą pokładów statków, ludzie powiadają: „Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej”. — Przezorność godna pochwały — rzekł Efer. — Rozumniejsi są bezgranicznie cierpliwi i wyrozumiali. Szczerze podziwiają ludzi, a podziw ten stale wzrasta. Proponuję zmniejszyć szybkość. Wkrótce zobaczycie układ słoneczny, planety krążące wokół gwiazdy i w tym układzie wielką planetę, stanowiącą centrum własnego systemu grawitacyjnego. Dookoła planety-słońca krąży dziewięćdziesiąt małych planetek. Żyją tam i rozmnażają się Istoty Rozumne, kosmiczni krewni ludzi, struktury obdarzone świadomością refleksyjną, nieźle rozwiniętymi zmysłami wzroku, słuchu, dotyku, smaku i węchu, pozbawione natomiast zupełnie poczucia humoru i wielu innych zalet, tak wspaniale rozwiniętych u ludzi. Istoty te opanowały niełatwą sztukę swobodnego poruszania się w czasie i przestrzeni i bez trudu mogłyby osiągnąć najwyższy stopień rozwoju intelektu Tej Strefy Kosmosu, gdyby nie pewne błędy konstrukcyjne. Rozumniejsi — mówił Efer — zrezygnowali z wiadomych przyczyn z masowej reprodukcji ludzi. Może w czasie tego spotkania nastąpi wymiana doświadczeń przedstawicieli dwóch cywilizacji korzystna dla obu stron. Gdy Istoty Rozumne staną się ludzkie, będzie można rozpocząć działania na rzecz integracji społeczeństw kosmicznych; gdy ludzie poznają tajemnice uniezależnieniu się od ruchu, czasu i ograniczonej przestrzeni, wejdą na sam szczyt kosmicznej drabiny. Teoretycznie jest to możliwe. A w praktyce…

Na dziewięćdziesięciu planetach wylądowało dziewięćdziesiąt gwiazdolotów. Kosmonauci, nie opuszczając statków, obserwowali nowe otoczenie. Dzięki pomocy Efera maszyny opanowały język Istot Rozumnych i swobodnie tłumaczyły rozmowy, prowadzone w pobliżu miejsca lądowania/Istoty gawędziły ze sobą:

— Spójrz, przed domem postawili coś nowego.

— Coś zupełnie nowego.

— Co to może być?

— Taka sobie konstrukcja.

— Jak na Istotę Rozumną nie wyrażasz się precyzyjnie.

— Dwa stożki złączone podstawami.

— Rodzaj figury geometrycznej.

— Do czego to służy?

— Na mój rozum, są to nowe skrzynki pocztowe.

— Nie widzę otworu na listy.

— Zapewne skrzynka otworzy się, gdy zbliżysz do niej rękę z listem.

— Przekonajmy się, czy twoje przypuszczenia są słuszne.

— Nie mam listu.

— Czy bez listu nie można przeprowadzić doświadczenia?

— Jeżeli to skrzynka do listów, nie można.

Istoty odeszły. Widzieliśmy na ekranach sylwetki niemal ludzkie, wysokiego wzrostu, o zatartych rysach twarzy, jak gdyby lekko zamglonych, sunące dostojnie po ulicach ogromnego miasta. Nad skwerami i placami unosiły się domy kuliste bez okien i drzwi.

Nie opuszczając swojej pracowni w gwiazdolocie Dowódcy, utrwalałem obrazy i dźwięki, przekazywane przez dziewięćdziesiąt statków kosmicznych, Krążyliśmy po orbicie dostatecznie odległej od planet, by nikt nie zauważył obecności eskadry. Tysiąc dziewięćset dziesięć gwiazdolotów czuwało nad bezpieczeństwem dziewięciuset ludzi. — Czy na tej planecie żyją giganci — zapytał Paweł Do. — Patrzą na statek kosmiczny, mieszczący stu kosmonautów, a widzą skrzynkę do listów.

— To wada wzroku — wyjaśnił Efer. — Ich oczy pomniejszają wszystkie obrazy. Patrzą na rzeczy, na inne istoty jak gdyby z góry i wielkiego oddalenia.

Drugi statek kosmiczny przekazał następną rozmowę Istot Rozumnych, mieszkańców innej planety:

— Spójrz, przed domem Stoi coś nowego.

— Oryginalny kształt.

— Barwna, lśniąca bryła.

— Rzeźba?…

— Oczywiście, rzeźba świetnie zharmonizowana z krajobrazem tej dzielnicy. Budujemy domy w kształcie stożków, stożek świeci triumfy we współczesnej architekturze, także w sztuce.

— A tworzywo?…

— Solidne. Dotknij.

— Ciepłe.

— I słusznie. W tym klimacie tylko ciepła, gorąca rzeźba może liczyć na sukces. Żarliwy artysta nie tworzy zimnych dzieł.

— Mamy kłopoty z ogrzaniem domów, a rzeźbiarze marnotrawią ciepło.

— Pragną rozgrzać nasze zimne wnętrza.

— Moje wnętrze nie wymaga sztucznego rozgrzewania ani artystycznych podniet. Ciągle ktoś zbliża się do mnie, by odtajać. Niektórzy traktują moją emanację niczym centralne ogrzewanie.

— Niektórzy? Czy należę do „niektórych”?

— Ty? Co za pomysł? Ty wyzwalasz reakcje, które ocieplają klimat wokół nas. Istoty oddaliły się, lekko emanując światłem i ciepłem.

Przytulone do siebie zniknęły za wysoką wieżą w kształcie wysmukłego stożka.

Zanim zdołaliśmy ochłonąć po tym dialogu, trzeci gwiazdolot rozpoczął transmisję z kolejnej planety:

— Spójrz, coś nowego.

— To na pewno nowa reklama.

— Czego?

— Koncentratów albo zabawek.

— Raczej przyrządów ułatwiających koncentrację uwagi.

— Słyszę jakieś dźwięki.

— To reklama nowych instrumentów. Rodzaj bąka, który wirując, gra.

— Ale ten nie wiruje.

— Na tym właśnie polega nowość. Gra, chociaż nie wiruje.

— Im dłużej na to patrzę, tym większe ogarnia mnie wzruszenie.

— Wspomnienie dawnych melodii?

— Wzrusza mnie troska o harmonię tego bytu, o melodyjną egzystencję.

— Byle tylko nie piszczał. Nie znoszę piszczących instrumentów.

— On dźwięczy.

— Raczej brzęczy.

— Nie sprzeczaj się ze mną.

— Wiem, co mówię.

— Gdybyś wiedział, nie gadałbyś głupstw.

— Jestem Istotą Rozumną.

— Pozory, pozory.

— Chcesz mnie obrazić?

— Istota Rozumna nie może obrazić drugiej Istoty Rozumnej. — Prawda, ty jednak obrażasz.

— Co ma oznaczać ten świst?

— Gwiżdżę na ciebie.

— Pożałujesz.

— Widzę gwiazdy przed oczami.

— To objaw prymitywnej wściekłości.

— Znikam, by nie wyrządzić ci krzywdy.

— Nie spróbowali nawet przekonać się, czy przedmiot sporu rzeczywiście spełnia funkcję instrumentu — powiedział Laurin. — Posłuchajmy następnego dialogu:

— Spójrz, postawili nowy kiosk przed naszym domem.

— Oni mają pomysły. Dookoła pełno kiosków, więc stawiają jeszcze jeden.

— Zamknięty.

— Zapukaj, może otworzą.

— Ktoś odezwał się. Są w środku.

— Otwierać!

— Otwierają.

— A cóż to za straszydła?

— Już wiem, to kukiełki. Teraz taka moda na teatry kukiełkowe. Na każdym placu teatr. No, chodź, idziemy, nie będziemy przecież bawić się kukiełkami.

Następna rozmowa z innej planety:

— Spójrz, co to jest?

— Wyrosło przed domem w nocy.

— Wysokie, wielkie…

— Prawie jak nasz dom.

— Od dawna podejrzewałem, że w głębi planety kryją się skarby. Lekki wstrząs wyrzucił to na powierzchnię.

— Sądzisz, że to ma jakąś wartość? — Spójrz na te barwy, na lśnienia.

— Gdy inni zobaczą, odbiorą nam.

— Nie zobaczą. Postawimy rusztowania, mówiąc, że budujemy obserwatorium.

— Obserwatorium! Przyszło mi coś do głowy. A jeżeli to nie wyszło spod powierzchni, a spadło z nieba?

— Tym lepiej. Ciała spadające z nieba są bardzo cenne, cała planeta stanie się naszą własnością.

— Może nawet dwie, albo trzy planety.

— Najpierw dowiemy się, jak „ciała spadające z nieba” notują na giełdach światowych.

— Teraz coraz rzadziej coś spada znieba.

— Dlatego wartość tego stale wzrasta.

Poznaliśmy dziewięćdziesiąt różnych wersji. Gwiazdoloty uznano za aparaty do oczyszczania powietrza, beczki śmiechu, puszki do zbierania datków, kosze automatycznie spalające śmieci, fontanny, drogowskazy itp. Nikt nie odgadł prawdy. Paweł zapytał Efera:

— Czy sami nie budują pojazdów kosmicznych?

— Kilkakrotnie zabierali się do tego, ale zniechęciwszy się pierwszymi niepowodzeniami, łatwo, rezygnują. Są stale czymś zaabsorbowani, lecz wrodzona kłótliwość uniemożliwia zrealizowanie pomysłowych koncepcji. Dlatego nigdy nie zdołali się oderwać od swoich planet w fizycznym tego słowa znaczeniu.

— Rozwiązali przecież tajemnicę ruchu, czasu i przestrzeni.

— Co jeszcze bardziej rozleniwiło te Istoty. Spróbujcie nawiązać z nimi kontakt, pamiętając o tym, że mieszkańcy każdej planety inaczej widzą, jedni odbierają zmniejszone obrazy, inni powiększone. Niektórzy 2nowu zdeformowane, poszerzone lub zwężone, bądź spłaszczone.

Dowódca po krótkiej naradzie wybrał planetę, której mieszkańcy skojarzyli statek kosmiczny z rzeźbą. Był to gwiazdolot prowadzony przez Borcę.

Istoty Rozumne wracały do swoich domów. Ujrzawszy statek kosmiczny, zatrzymały się ponownie, rozpoczynając dyskusję na temat współczesnej sztuki. Borca wywnioskował z rozmowy, że widzą dwukrotnie zmniejszony obraz statku kosmicznego. A zatem wzrost ludzi nie powinien wzbudzić sensacji.

— Zobaczą nas za chwilę — powiedział do Dowódcy. — Trzech kosmonautów wyjdzie z gwiazdolotu i włączy się do dyskusji o współczesnej rzeźbie.

— Życzę powodzenia — rzekł Paweł Do. — Bądźcie ostrożni.

Istoty, otaczające statek kosmiczny, zobaczywszy ludzi, zaniemówiły. Milczenie przerwał Borca:

— Witam serdecznie, jesteśmy ludźmi, przedstawicielami cywilizacji naukowo-technicznej z innego Układu Słonecznego.

Elektroniczny tłumacz przełożył powitanie Borcy na język Istot.

— Hm — wymruczała Istota Rozumna stojąca najbliżej — więc to nie jest rzeźba?

— Nie — rzekł Borca. — To jest statek kosmiczny.

— Ho ho! — zawołała druga Istota. — Na naszej planecie wylądował pojazd z istotami prawdopodobnie rozumnymi. Nasi sąsiedzi pękną z zazdrości.

— Na innych planetach — poinformował Borca — również wylądowały gwiazdoloty. Na każdej planecie jeden statek.

I tak się zaczęła nowa era układu planetarnego.

Mieszkańcy planety nr l doszli do przekonania, że zostali szczególnie zaszczyceni, bo na ich terytorium wylądował największy pojazd, sterowany przez największych kosmonautów.

Mieszkańcy planety nr 15 uznali, że to oczywisty nonsens, bowiem ich planeta gości najsmuklejszy pojazd kosmiczny oraz najsmuklejszych ludzi i fakt ten dowodzi, iż Piętnastkę i Piętnastych spotkało szczególne wyróżnienie.

Natychmiast zaprotestowały Istoty z planety nr 50: „Gościmy cudownie maleńkich kosmonautów, co za wzruszająca ufność, fakt, że te maleństwa wybrały naszą planetę, najlepiej świadczy o przewodniej roli Pięćdziesiątki w tym Systemie Planetarnym.”

W podobny sposób mówiły inne Istoty. Przedstawiciele każdej planety uważali siebie za szczególnie wyróżnionych i predestynowanych do objęcia kierownictwa nad wszelkimi poczynaniami, wynikającymi z przybycia przedstawicieli innego świata.

— Tylko my potrafimy znaleźć wspólny język.

— My lepiej wykorzystamy międzyplanetarne kontakty.

— Na naszej planecie wylądowała najdoskonalsza grupa kosmonautów.

— Tęgie postacie, tęgie głowy. Jesteśmy wybrańcami Kosmosu.

Efer milczał, bo o czym tu było mówić. Borca postanowił zawstydzić gospodarzy, wygłaszając długie przemówienie, transmitowane w całym układzie. Na zakończenie przytoczył sentencje o budującej zgodzie, dodając, że Istota prawdziwie Rozumna cieszy się radościami innych istot, bo ten rodzaj zadowolenia wyzwala energię konstruktywną i twórczą, natomiast reakcje przeciwne sprzyjają poczynaniom destruktywnym i niszczącym.

Wysłuchano słów Borcy z uprzejmą uwagą, po czym zaproszono kilkunastu kosmonautów do zwiedzenia ośrodka eksperymentalnego. Kierownik tej placówki naukowej oprowadzał gości z Innego Świata po wspaniałych salach i bajkowo pięknym ogrodzie, otaczającym budynki.

— Naprawiamy tutaj — tłumaczył — wadliwie skonstruowane wnętrza Istot Rozumnych bądź różnymi sposobami usuwamy błędy. Oto aparat służący do miniaturyzowania szczególnie dokuczliwych wad, jak na przykład zawiści, obżarstwa czy, powiedzmy, obłudy. Dlaczego zmniejszamy, a nie usuwamy? W obawie przed szokiem. Istota nagle pozbawiona dotychczasowego sensu swego życia, załamie się i przestanie istnieć.

— I jakie rezultaty przynosi ta miniaturyzacja? — spytał Borca.

— Przejdźmy do ogrodu — zaproponował kierownik ośrodka. — Oto rekonwalescenci. Spacerują po alejach, niektórzy wolno, inni szybciej. Na razie nie mogą sobie znaleźć miejsca, źle śpią, często wzdychają. Świat stracił dla nich cały urok. Ale to stan przejściowy. Po pewnym czasie odzyskają chęć do życia. Niestety, w warunkach absolutnej swobody zminiaturyzowane wady wracają do poprzednich rozmiarów, a pacjenci do eksperymentalnej kliniki. Niekiedy decydujemy się na radykalną metodę, usuwając najobrzydliwsze wady. Jednocześnie wprowadzamy do organizmów substancje uodparniające i rekompensujące brak wad, z którymi pacjent zrósł się od maleńkiego.

— Bardzo humanitarne metody, — pochwalił Borca. — Istoty Rozumne nie są bezrozumne, a jeżeli, to tylko do pewnego stopnia — stwierdził kierownik. — Dogadały się z moimi pracownikami, by przeprowadzono pozorne zabiegi. Pacjenci symulowali poprawę, a później z jeszcze większą zawziętością demonstrowali swoje wady. Szczególnie oporni zorganizowali Ligę Ochrony Wad Charakteru, wciągając do niej część mojego personelu. Liga została rozwiązana, skończyliśmy raz na zawsze z pozornymi zabiegami. Wady miniatury żujemy albo usuwamy. Wyniki pomyślne.

Kierownik westchnął i mówił dalej:

— Na Siedemnastej planecie stworzono identyczny ośrodek. Stosują nasze metody, a chwalą się, że dokonują cudów. Oglądałem te cuda, gdy z braku zaufania do genialnych eksperymentów, zgłaszali się do mnie. Siedemnasta roi się od nieuków. Skonstruowali symultaniczną aparaturę do jednoczesnego przeprowadzania stu zabiegów i dosłownie zgłupieli. Wrzeszczą na cały świat. „Jesteśmy fenomenalni!” Jedynie nasz ośrodek prowadzi fenomenalną działalność.

— Czy poddałeś się zabiegowi miniaturyzacji własnych wad? — zapytał Borca.

— Ja?! — zawołał kierownik — Chyba żartujesz, ja nie mam żadnych wad!

Borca podziękował za szczerą odpowiedź i wyraził chęć powrotu na pokład statku kosmicznego. Zaledwie kosmonauci dotarli do gwiazdolotu, dał się słyszeć świst i w odległości kilkuset metrów eksplodował pocisk nie wiadomo skąd i nie wiadomo przez kogo wystrzelony.

— Przygotować pojazdy do startu — wydał rozkaz Dowódca. — Znowu niespodzianka, Efer. Jak to wytłumaczysz? — Istoty Rozumne — wyjaśnił Efer — dysponują rakietowymi pociskami, przy pomocy których przenoszą z planety na planetę pocztę, podarunki, informacje naukowe i wiadomości z międzyplanetarnego życia towarzyskiego.

— Życie towarzyskie — ucieszył się Laurin. — Teraz zapewne przesłań' wiązankę kwiatów dla kosmonautów.

— Wbrew radom Rozumniejszych wynaleźli proch — oświadczył Efer. — Mimo przestróg, zamiast konstruować pojazdy kosmiczne, zbudowali rakiety-pociski, wykorzystując przekazane plany.

Przerwano rozmowę, bo huk coraz częstszych eksplozji zagłuszył słowa. Z wielkiej wysokości obserwowaliśmy potyczkę dziewięćdziesięciu planet. Widok był doprawdy imponujący. Co kilka sekund dziewięćdziesiąt błysków, pociski eksplodowały w pobliżu miejsc, gdzie jeszcze przed minutą stały gwiazdoloty. Istoty Rozumne nie zorientowały się, że strzelają na wiwat. Nie zauważono zniknięcia statków.

— Oni są bardzo ambitni — próbował ratować sytuację Efer — i niesłychanie wrażliwi. Gdy nie mogli przekonać mieszkańców sąsiednich planet, że na ich planecie wylądowała najwspanialsza załoga, postanowili zniszczyć konkurencyjne gwiazdoloty.

— A ponieważ identyczna myśl wzbudziła identyczny impuls, rozpoczęli kanonadę międzyplanetarną — dokończył Laurin. — Na szczęście nie powybijają szyb w oknach, bo budują domy bez okien.

— Kulista powierzchnia jest skonstruowana z tworzywa przepuszczającego światło słoneczne — wytłumaczył Efer i zapytał z troską w głosie: — Co zamierzacie uczynić?

— Będziemy interweniować — oznajmił Dowódca. — Eskadrę pojazdów obronnych poprowadzi Tytus. Strateg Soke będzie czuwał nad przebiegiem akcji. Rozpoczynamy!

Od gwiazdolotów oderwało się trzysta rakiet. Przestrzeń między eskadrą a układem planetarnym 90 pokonały w ciągu kilku sekund,

— Rozpędzić obsługę rakiet! — padła komenda. — Zniszczyć wyrzutnie i magazyny pocisków!

Niemal w tym samym momencie na dziewięćdziesięciu planetach wyrzutnie rakietowe przemieniły się w obłoki pary. Uległy również zniszczeniu składy amunicji, ukryte pod powierzchnią.

— Rozumniejsi — zabrzmiał głos Efera — pragną wyrazić ludziom swój głęboki podziw.

— Pięknie — rzekł Paweł Do. — Bardzo pięknie. Czy projekt zbliżenia dwóch cywilizacji jest w dalszym ciągu aktualny? W jaki sposób Istoty z dziewięćdziesięciu planet korzystają z umiejętności swobodnego poruszania się w czasie i przestrzeni? Czego możemy nauczyć się od nich?

Ponieważ Efer nie odpowiedział na te pytania, odezwał się Laurin:

— Zapewne nadmierna szybkość wydarzeń uszkodziła aparaturę księżyca Hor.

Загрузка...