Podróż egocentryczna

Paweł Do przyszedł do mojej pracowni, rozejrzał się dokoła, a zobaczywszy niewielką maszynę elektroniczną, zapytał:

— Twój sekretarz?

— Moja pamięć — odparłem.

— Miejmy nadzieję, że nie odmówi ci posłuszeństwa. Czy już zapamiętała wydarzenia związane z machiną liberata?

— Przed dwoma godzinami zakończyłem kodowanie informacji o powtórnym lądowaniu kosmonautów na księżycu Hor.

— Od tego czasu — mówił Dowódca siadając w fotelu — minęły cztery tygodnie według czasu ziemskiego i nie wydarzyło się nic godnego uwagi.

— Zaufaliśmy Rozumniejszym — przypomniałem. — Efer od czasu do czasu prosi o cierpliwość.

— Księżyc Hor prowadzi eskadrę. Nawigatorzy skarżą się na brak pracy. Maszyny księżycowe sterują maszynami gwłazdolotów. Obserwacje gwiazd wykazują, że mkniemy z trudną do wyobrażenia szybkością. Laurin twierdzi, że wkrótce przekroczymy granice Tej Strefy Kosmosu.

— To znaczy naszej Galaktyki.

— Tak można przypuszczać, chociaż niektórzy eksperci uważają, że Rozumniejsi dzielą Galaktykę na różne strefy. A zatem twoja maszyna nie marzy o usamodzielnieniu się, o wyswobodzeniu wzorem układu machina liberata?

— Żartujesz, Pawle.

— Nie, kontroluję zachowanie ludzi i maszyn w odmiennych warunkach. Kosmonauci odczuwają przypływ sił, energii. Kobiety złożyły petycje na moje ręce. Proszą o pozwolenie rodzenia dzieci. Czują się bezpieczne. Pamiętasz, jeszcze nie tak dawno Julis zwrócił uwagę, że rysy naszych twarzy zaostrzyły się. Któryś z jego kolegów postawił diagnozę: „pobyt w kosmosie postarza” i szczęśliwie omylił się, bo w oczach piękniejemy, bo podróże odmładzają, regenerując organizm. Wyobraź sobie — opowiadał rozbawiony Paweł — filozof Akon zrezygnował z okularów, stwierdziwszy, że widzi doskonale. Zdaniem Julisa i astrobiologów księżyc Hor wprowadził eskadrę w życiodajne obszary Wszechświata. W sadach otaczających Domy Rodzinne przedwcześnie zakwitły drzewa owocowe, a służące do ozdoby galerii, pozornie martwe gałęzie, wypuściły pąki. Spójrz na moje dłonie, jakże są gładkie, sam nie mogę się nadziwić.

— Szczególnego rodzaju promieniowanie kosmiczne — powiedziałem,

— Brawo, Narbukil! — zawołał Dowódca. — Tak to właśnie nazwał kosmolog Laurin. Dodał przy tym, że zaniecha niedługo golenia, bo twardy zarost stopniowo zanika. Młodzieńcza świeżość cery, błysk w oczach, radość życia, oto co astromedyk Julis zaobserwował ostatnio u większości kosmonautów. Borca, jak zawsze dosadny w określeniach, oznajmił, że odczuwa zdrowy niepokój zwierzęcia, wzmocnionego snem zimowym, a Tereza, skora do egzaltacji, wycałowała na oczach całej załogi Tytusa, informującego, że nadeszła długo oczekiwana wiosna kosmiczna.

Wiosna? Któż to wie, może i wiosna. Krew rzeczywiście żywiej krąży w żyłach. Zanim tu wszedłeś, nuciłem jakąś starą melodię.

— Bardzo przyjemne objawy — stwierdził Paweł Do i spoważniał. — Włącz ekran — a gdy spełniłem polecenie, powiedział do wszystkich kosmonautów: — Zbliżamy się do Innego Świata.

— Spójrzcie na księżyc! — zawołał Laurin. — Jarzy się niczym słońce.

— Wkrótce przenikniecie do Drugiej Strefy — usłyszeliśmy głos Efera. — Dzięki regeneracji organizmów ludzie łatwiej zniosą wszelkie zmiany i deformacje czasu oraz przestrzeni. Będziemy stopniować doznania, kontrolując reakcję.

— Czy to kres podróży? — zapytał Akon.

— Kres starej i znanej drogi.

— Warto przesłać na Ziemię nasz nowy adres — powiedział Laurin.

— Wprowadziliśmy księżyc Hor i eskadrę do wnętrza torusa — poinformował Efer. — Jednocześnie na ekranach gwiazdolotów pojawił się model kosmicznego „obwarzanka” o przezroczystych ścianach. — To chroni wasze organizmy przed promieniotwórczymi źródłami tej strefy i przed wysoką temperaturą. Wokół statków kosmicznych stworzono atmosferę o składzie zbliżonym do ziemskiej. Na powierzchni księżyca panuje teraz wiosna.

— Przekaż Rozumniejszym nasze wyrazy wdzięczności za troskliwość — powiedział Paweł Do. — Ludzie pragną poznać dalszy ciąg. Czy zechcesz spełnić to pragnienie?

— Postaram się — odrzekł pośrednik. — Dostrojenie obrazu tego świata do ludzkich zmysłów nie należy do najłatwiejszych zadań. Ludzie, by zrozumieć, chcą widzieć, słyszeć, nie zadowalając się wizjami, wywołanymi w wyobraźni. By ułatwić przeskok, pokażemy wam fragmenty ludzkiego świata utrwalone na zawsze w podwójnym czasie przeszłości i teraźniejszości. Stąd tylko jeden krok do najwyższego stopnia tej strefy Kosmosu.

— Co mamy uczynić? — zapytał Dowódca.

— Usiądźcie wygodnie przed ekranami. Gdy pojawi się płaszczyzna w przestrzeni, skoncentrujcie uwagę na jakimkolwiek wspomnieniu z własnego życia. Im bardziej odległym, tym lepiej. Wtedy każdy zobaczy na tej płaszczyźnie swój świat, złożony z wielu stopni, wiodących z jednego czasu do drugiego.

Kosmonauci spełnili życzenie Efera. Czy wszyscy? Prawie wszyscy. Egin wyodrębnił grupę złożoną z kilkuset kosmonautów, czuwających nad bezpieczeństwem eskadry. Gospodarze Domów Rodzinnych otrzymali specjalne instrukcje. Ich również wyłączono z udziału w spotkaniu z własną przeszłością.

— Narbukil — powiedział do mnie Dowódca — nie spuszczaj z oczu Tytusa. Bądź jego cieniem.

— Czy nie będzie protestował?

— Przeciwnie, bardzo się ucieszy.

— A Tereza?

— Przyjaciele Tytusa są jej przyjaciółmi — odparł Paweł Do. — Czuwaj nad nim, nie zapominając o sobie i o maszynach utrwalających kronikę wyprawy.

Na ekranach zamigotały światła gwiazd. Przez kilka sekund podziwialiśmy panoramę tej strefy Kosmosu. Niezliczone układy słoneczne, komety, asteroidy, mgławice, z których wyłoniła się lekko falująca płaszczyzna, pokryta barwną mozaiką.

Tytus zobaczył cały swój świat, spacerował po przestrzeni czasu przeszłego. Tutaj utrwalono najdrobniejsze szczegóły tego, co było. Istniało niegdyś, lecz istniało także teraz. Można było To obejrzeć jak eksponaty w muzeum. Naukę rozpoczęto od maleńkiego dziecka: Bądź dobry, bądź skromny, rozsądny, odważny. Boisz się smoka z bajki? Na świecie nie ma potworów. Niekiedy potwory sypiają na słomiankach przed drzwiami twojego domu. Ale one tylko wyglądają potwornie. W rzeczywistości w ich kudłatych piersiach biją złote serca. Potwór ułożył paszczę między łapami i łypie ślepiami. Czuwa nad tobą. To pies. Kiedyś zostaniesz kosmonautą. Nie chcę! Kim pragniesz zostać? Ogrodnikiem. Kosmonauta może być ogrodnikiem. Zwiedzisz dalekie światy, a po powrocie do rodzinnego domu zajmiesz się ogrodem. Kosmonauta powinien być grzeczny, a ty wdrapałeś się na drzewo przed szkołą i podarłeś spodnie, kompromitując dostawcę, który poinformował świat, że przyszły kosmonauta i Główny Bohater ekspedycji otrzymał w prezencie sześć par spodni z niezniszczalnego tworzywa. Bądź mądry — zachęcali nauczyciele — może zrozumiesz. Nadejdzie dzień, gdy otworzysz furtkę, gdy rozwalisz ścianę, by przejść do sąsiedniego pokoju, do sąsiedniego domu, do sąsiedniego świata. Uczono Tytusa, przyszłego egzobiologa: trzeba kochać ojca i matkę, rodzeństwo, babkę i dziadka, trzeba kochać krewnych i obcych. W tej epoce szczególnie należy miłować obcych. To znaczy wszystkich ludzi. Nie znasz ich, dla ciebie są obcy. Chwilowo. Oni znają przyszłego Bohatera Wyprawy. Ludzie tworzą wielką rodzinę człowieczą. Jacy są ci ludzie? Inteligentne dziecko zadaje interesujące pytania. Ci i tamci ludzie są wspaniali. Są tacy, jak ty. Spójrz w lustro. Czy nie jesteś wspaniałym dzieckiem?

Jaki jest ten świat?

Mądrość tego dziecka zadziwia. Ten świat jest wzorowy, bezbłędny, nieskazitelny. Dzięki ludziom. Przechodząc przez ulicę, nie potrącaj przechodniów, nie bij słabszych od siebie, a więc nie znęcaj się nad niemowlętami, nie dokuczaj starcom. Nie rzucaj kamieniami w ptactwo domowe. Zostaw sprawę ich życia i śmierci fachowcom.

Czym jest to, co czynię, co czuję, co myślę? Czym jest to, co lubię w tej sekundzie, a czego w następnej nie lubię? Dlaczego ten człowiek budzi we mnie wstręt? Stworzono go z identycznego surowca. A wywołuje obrzydzenie, chociaż uśmiecha się do mnie, gładzi po włosach. Chciałbym go zabić, zniszczyć. Mieszkam w rezerwacie z rodzicami. Wioskę w górach odwiedzają często turyści. Ojciec cierpliwie odpowiada na pytania.

Skosztujcie, proszę — mówił. — Arkas to potrawa z mleka, galareta mleczna, mleko i cytryna zaprawione wodą różaną. Jak się przyrządza? Matka powie.

Sześć jaj, żółtka razem z białkami — mówiła matka — mocno zbić i wlać do kwarty słodkiego mleka, które gotuje się na twaróg. Odcedza się przez sitko serwatkę, a twarożek odciska i przykłada na sicie półmiskiem dla ścieku i ochłodzenia. Potem trzeba pokroić w paski i polać kwaśną, rozmieszaną z cukrem i cynamonem śmietaną.

A teraz idziesz ścieżką do szałasu w górach. W rezerwacie są stada owiec i dziewczyna, co je wygania na pastwiska. Ta dziewczyna to cały twój świat. W tym czasie, rzecz prosta. Bo światy przemijają. Był to świat inny. Początkowo fantastyczny, zupełnie nierealny, potem bardziej rzeczywisty, ale zachęcający do ustawicznej eksploracji. Odkrycie następowało po odkryciu, jedno bardziej olśniewające od drugiego. Wydawało się wtedy, że wyruszyłeś w pierwszą podróż kosmiczną. Co najdziwniejsze, te pierwsze wyprawy wzbudzały ochotę do dalszych. Nie powszedniały.

Ludzie odpowiedzialni za wychowanie Głównego Bohatera zabrali Tytusa z rezerwatu, przenosząc młodego człowieka, odkrywającego świat i żądnego przygód, do Akademii Astronautycznej.

Patrzysz teraz na sympatycznego młodzieńca, patrzysz na siebie, chłonącego wiedzę o Kosmosie. Niebo przeszywają pojazdy międzyplanetarne. W Akademii sączą kropla po kropli do twojego mózgu mądrość. Jak zaspokoić tęsknotę do rezerwatu? Rozumni na wszystko znajdą radę. Wyzwolisz swoje tęsknoty w zorganizowany, w naukowy sposób, korzystając z ofiarności, a także znajomości przedmiotu wyznaczonej asystentki.

Wykładom o higienie fizycznej i psychicznej towarzyszyła teraz intelektualna dyskusja oraz ćwiczenia laboratoryjne. Gdy myślisz o swoich nauczycielach, widzisz wiele ludzi mozolących się nad usunięciem z twojego mózgu korków, tam, barier i innych zbytecznych przeszkód. Chcą, by Tytus miał otwartą głowę. On pierwszy powinien zrozumieć sens budowy Wszechświata. Na razie próbuje pojąć budowę struktur inteligentnych, rozszyfrować tajemnice żywej materii. Nauczyciele są zadowoleni z ucznia, uczeń z asystentki.

Więc jaki jest ten twój świat czasu przeszłego?

Nieskazitelny, higieniczny, żarliwy i lekko zadyszany.

Patrzysz na siebie?

Patrzę. Obserwuję swoje ruchy. Kilka zasadniczych, ciągle powtarzających się ruchów: Stoję, Siadam, Kładę się, Idę,

Pływam.

Rzadziej klękam, raczej przyklękam lub zginam się, by podnieść upuszczoną rzecz. Raz w życiu czołgałem się, gdy piłka wpadła pod pojazd. A inne ruchy to półruchy i ćwierćruchy.

Półleżę, półsiedzę, półstoję. Półobroty, przechyły, kołysania, podskoki, kuśtykania. „Człowiek znudzony monotonnością własnych ruchów, zirytowany ograniczeniem swojej swobody zapragnął fruwać.”

Tak rozpoczął wykład o astronautyce ekspert-pedagog.

Kosmos rozszerza się, eksploduje. Może człowiek zdoła zsynchronizować swoje ruchy z ruchami Wszechświata.

Coraz więcej pytań.

Czym jest wieczór? Siedzę na podłodze w pokoju, gapiąc się w okno, za którym nic nie widać. Znudzony leżącą pozycją, usiadłem. Zaczekam na wschód księżyca. Jego światło powtórzy na posadzce okiennej witraż wyobrażający martwą naturę. Dwa.jabłka, talerz, półmisek, srebrny puchar i widelec. Oto księżyc. Tkwię w samym środku martwej natury, między widelcem i talerzem. Niepokoi, mnie ta martwota.

A przecież wtedy po raz pierwszy odczułeś z pełną świadomością własne istnienie. W chwilę później zasypałeś nauczycieli lawiną pytań:

„Dlaczego gdy patrzę na palce własnych dłoni, ogarnia mnie smutek? Czym jest ten pokój? Ten budynek? Czym są te pudła w pudłach? Ludzie nauczyli się chodzić między pudłami.”

Przyglądanie się sobie pozwala dostrzegać drobiazgi. Tutaj w tej przestrzeni utrwalono twój świat. Każdy twój gest i grymas.

Czym jest droga, po której idę, mijając innych? Patrzą na mnie, nie widząc.

Rozumni głowili się, jak ludzi zbliżyć do ludzi, by codziennie współistnieli z sobą. Od dawna działały liczne zespoły specjalistów. Dobre wyniki przynosiło łączenie mózgów. Ale najlepiej funkcjonujące kolektywy rozsypywały się po ukończeniu pracy. Wspólne zabawy częściowo rozwiązały ten problem, lecz chodziło o integrację absolutną. By na przykład człowiek przeniesiony z jednego krańca na drugi, idąc zatłoczoną aleją, doświadczał na każdym kroku życzliwego zainteresowania swoją osobą:

„Dzień dobry. Dokąd idziesz? Chętnie dotrzymam ci towarzystwa. Jesteś pierwszy raz w tym mieście? Poznasz moją rodzinę.”

„Dzień dobry. Opowiedz nam o swoich marzeniach, a potem pójdziemy razem na stadion. Sto tysięcy ludzi będzie sterowało przy pomocy telepatii lekkim szybowcem. Jedna, identyczna myśl stu tysięcy wywoła odpowiedni impuls w aparaturze zainstalowanej w szybowcu. Skręt w prawo, w lewo.”

Zrezygnowano wszakże z łączenia indywidualnych światów. Przyczyny alienacji tkwiły gdzie indziej.

Jaki był ten twój świat?

Monotonnie rytmiczny. Dzień, noc, dzień, noc, smutek-radość, rozkosz-rozpacz, ból-błogostan, podziw-odraza, dobrze-źle, mądrze-głupio, pięknie-brzydko.

Przypatrz się raz jeszcze swoim ruchom. Bez trudu można nakreślić codzienną linię wędrówek.

Rano — dziesięć kroków do basenu, dwieście metrów stylem klasycznym, czterysta biegiem po słonecznym tarasie, dwieście kroków do stołu, dwadzieścia po śniadaniu do sali wykładowej, dwa tysiące metrów spaceru po dziedzińcu Akademii albo piętnaście kilometrów konno do rezerwatu, powrót, trzy kilometry wędrówek po kosmodromie. Trzy kroki do domu, dwa do stołu, jeden do miejsca spoczynku.

Wreszcie rozszerzono przestrzeń. Pędziłeś dookoła planety, a później dookoła Słońca. I jeszcze dalej, bo przestrzeni nic nie powinno ograniczać. Kogo tam spotkasz? Potwory? Giganty? Skrzaty? Co zobaczysz? Czy formy geometryczne, myślące równaniami dziesiątego stopnia? Czy wielogłowe istoty, same ze sobą dyskutujące na temat hipotez o pochodzeniu wielogłowych istot? Czy bakterie promieniotwórcze, pozbawione zdolności kontemplowania swego istnienia? Cóż to za kalectwo? Promieniować i nie zdawać sobie z tego sprawy. Kto zechce z tobą rozmawiać? Kto powita na progu innego świata? Przywykłeś do ruchu, do kształtu, do kontrastów, do rytmu, do monotonii, do uczuć, do myśli, do krajobrazów, do mniej lub więcej żywych natur., Rozumiesz niektóre zjawiska występujące poza światem albo domyślasz się, co oznaczają. Chętnie wówczas używasz wieloznacznych określeń: substancja, absolut, bezkształt, jednia, byt, niebyt i wielu innych. Bezkształt — jak to trudno wyobrazić sobie. Podobne kłopoty sprawia wieczność, nieskończoność.

Czy nie można zaostrzyć ludzkiego wzroku, poprawić słuchu? Czy nie można udoskonalić wszystkich zmysłów?

Zapewne można, lecz nadmiernie wyostrzony słuch spowoduje głuchotę. Źrenice, nawykłe do ograniczonej jasności, nie zniosą blasku tysiąca słońc. Rozumniejsi doceniają znaczenie doskonalenia ludzkich zmysłów, ale nie bagatelizują związanych z tym niebezpieczeństw.

Nie umiem wyobrazić sobie kształtu z bezkształtem.

A twój świat wewnętrzny? Czy posiada określone kształty?

Kształt wspomnień o zatartych konturach, niknących i powracających. Spaceruję po swoim wewnętrznym świecie. Toż to prawdziwa rupieciarnia!

Powiedzmy raczej antykwariat.

Przechowuję tutaj rzeczy wartościowe i tandetne świecidełka. Obrazy, obrazki, widokówki, portreciki, bibeloty. Są tu także sterty informacji, wiadomości, tablice zapisane wzorami matematycznymi i kodeksy etyki, aktualnie obowiązującej w Układzie Słonecznym, a szczególnie na Ziemi.

Jedne izby słoneczne, inne mroczne. Setki tysięcy dróg, ścieżek, autostrad, którymi wędrowałeś. Im dalej, tym gorsza widoczność na tych drogach. W kątach kryją się lęki, dawne niepokoje, posiadające dar powrotu do teraźniejszości. Radości gasną, a w najlepszym razie przygasają. Osobne pomieszczenie, podobne do wielkiej huśtawki skrzyżowanej z karuzelą, zajmują wątpliwości. Najliczniej jest reprezentowany gatunek długo nurtujący i dokuczliwy pod tytułem „Co by było, gdyby?” Na przykład: co by było, gdybyś wybrał inny zawód? Praca naukowa, wykłady w Akademii Astronautycznej? Spokojna egzystencja uczonego Dziesiątej Ery Kosmicznej. Rodzina, dzieci, wnuki, prawnuki i Dom Rodzinny w rezerwacie górskim. Raz w roku zjazd krewnych ze wszystkich stron świata, niezapomniany piknik na polanie otoczonej świerkowym lasem, śmiejące się kobiety, szczebiot dzieci, pomrukiwania mężczyzn. A ty w fotelu na specjalnie skonstruowanym podwyższeniu wśród kwiatów i girland.

Są również okna w tych izbach. Za oknami próby wyobrażenia sobie przyszłości. Bardziej interesujące od muzealnych zbiorów. A co mieszczą inne komnaty?

Efekty nauki wszystkich stopni. To obraz twojej mądrości. Wzruszasz ramionami, razi to określenie, słowo „mądrość” zastąpmy więc określeniem „wiedza”.

Cóż to za znak, tak często wypisywany na ścianach komnat? Znak żeń. Składa się z dwóch części: uproszczonego rysunku człowieka i dwójki. Połączenie graficzne i semantyczne człowieka i dwójki oznacza humanitarność czyli stosunek, który powinien cechować dwóch ludzi względem siebie.

Tylko dwóch? To symbol. Chodzi oczywiście o wskazanie, jakie winny być stosunki ludzi do ludzi.

Kto jest autorem znaku żeń?

Konfucjusz, który urodził się dwa tysiące pięćset lat przed Pierwszą Erą Kosmiczną Ziemi.

Wędrując po twoim wewnętrznym świecie, wyjdziemy na zewnątrz. Tak jak księżyc Hor umożliwia Rozumniejszym rozmowę i wymianę myśli z ludźmi, jak przeszłość ułatwia nawiązanie kontaktu z Eferem, tak twój świat stanowi przedsionek, wiodący do Innego świata.

Należysz do niezwykłej cywilizacji podróżników, odkrywców, twórców i konstruktorów. Ludzi nużyło i denerwowało przebywanie w ciągle tym samym pomieszczeniu w jednym pokoju w jednym mieszkaniu w jednym budynku na jednej ulicy w jednym kraju na jednym kontynencie na jednej planecie w jednym Układzie Słonecznym w jednej Galaktyce ciągle w tym samym Wszechświecie.

Ten niepokój i nigdy nie zaspokojony głód przestrzeni podziwiamy najbardziej. Stoisz na samym progu, ty i twoi przyjaciele, kosmonauci. Wyjdźcie ze swoich światów.

Powiedziałem do Pawła Do:

— Powinienem utrwalić i odtworzyć egocentryczne podróże wszystkich kosmonautów. Lecz Efer był uprzejmy ostrzec mnie, że to trud daremny, bo światy ludzi są podobne do siebie, chociaż nie identyczne. Dodał również: „Jeśli jednak uznasz to za konieczne, aparatura zainstalowana na księżycu Hor dostarczy dwieście tysięcy obrazów. Nieco mniej — poprawił się — dwa tysiące kosmonautów nie skorzystało z naszego zaproszenia do wędrówek po własnym świecie. Czuwali nad spokojem pozostałych.” Podziękowałem, oświadczając:

— Chętnie wypożyczymy te materiały.

— Nie ma mowy o pożyczaniu — odrzekł Efer — otrzymacie kopie na własność. Oryginały pozostaną w archiwum księżycowym.

Potem Efer oznajmił:

— Eskadra może bezpiecznie wylądować na kosmodromie Hor. Kosmonauci odetchną aromatycznym powietrzem. Wzbogaciliśmy atmosferę życiodajnymi pierwiastkami.

— A gdyby tak rzeczywiście rozprostować nieco kości — rzekł Hesker i zwróciwszy się do Tytusa, zapytał: — Co sądzisz o tym?

— Dowódca zadecyduje — odparł Tytus.

— Nad księżycem czy na księżycu, co za różnica? — rzekł Paweł Do. — W obu przypadkach nie możemy wyzwolić się spod wpływu Hor.

— Kiedy tylko zechcecie — zabrzmiał głos Efera. — Rozumniejsi pozostawiają ludziom całkowitą swobodę i prawo wyboru decyzji. Mówiłem o tym i raz jeszcze przypominam.

— Długo wędrowaliśmy — powiedział Laurin. — Stoimy przed drzwiami, które lekko uchyliłeś. Otworzymy je szerzej, bo taka natura ludzka, i raz jeszcze spróbujemy zaspokoić ciekawość.

— Przygotować gwiazdoloty do lądowania. — Dowódca przekazał rozkaz kierownikom grup i zespołów. — W ciągu godziny powstanie na powierzchni księżyca miasto kosmonautów.

— Miasteczko — powiedziała Tereza.

— Osada — odezwał się Akon.

— Nie znoszę kłótni — oświadczył z uśmiechem Laurin — cokolwiek to będzie, idę się przebrać w spacerowy garnitur.

Загрузка...